Obudziłam się. Było mi bardzo gorąco i miałam ograniczone ruchy. Ktoś leżał za mną, tak jak ja na boku i mnie obejmował. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Marka. Spał bardzo spokojnie, cicho oddychając. Za oknem było jeszcze ciemno. Spojrzałam na zegarek 3:26. Chwilę mi zajęło przypomnienie sobie wczorajszych wydarzeń. Byłam śmieszna. Mój atak histerii był żałosny. W sumie nic się nie stało, a to, że Daniel chciał do mnie wrócić, niewiele dla mnie znaczyło. No, nie oszukujmy się, dało mi to trochę satysfakcji, ale to wszystko. Moja reakcja było przesadzona. Chyba wszystko dlatego, że jak zwykle stłumiłam w sobie wszystkie uczucia i żale jakie do niego żywiłam. Zawsze wszystko w sobie trzymałam, żeby się nie odkryć z tym, jaka jestem nie pewna siebie, jak nie wiem, co robić i jak żyć. No świetnie poszło, tak nie chciałam pokazać, co przeżywam, że pokazałam swoją najbardziej nieporadną wersję człowiekowi, na którym mi zależy. Bo zależało mi na nim, nie ma co udawać. Wczoraj okazał mi tyle serca i wsparcia.
„Anka, co się stało? Ktoś cię skrzywdził? Proszę, powiedz mi, zabije każdego, kto cię zranił! Anka, błagam powiedz coś.”
Na wspomnienie tych słów zrobiło mi się wstyd. Chyba go na serio przestraszyłam, ale przecież nie chciałam. Po co w ogóle wchodził do mojego pokoju? Nie zapraszałam go. Ale znałam przecież odpowiedź. Słyszał, że płaczę i chciał mi pomóc, zachował się jak prawdziwy przyjaciel. Mój przyjaciel. Byłam mu bardzo wdzięczna, bo naprawdę mi pomógł. Przytulił mnie i to mnie uspokoiło, ukoiło zbolałe serce, pocieszyło, po prostu pomogło.
Spojrzałam raz jeszcze na jego twarz i pomyślałam, że ta sytuacja jest dla mnie bardzo naturalna. W zasadzie spędziłam noc w ramionach kolegi, z którym po prawdzie niewiele mnie łączy, co chyba nie najlepiej o mnie świadczy, ale czułam się naprawdę komfortowo. Jakby spanie w jego ramionach było rzeczą oczywistą. Było mi po prostu dobrze. Zamknęłam oczy i pomyślałam, że ta noc mogłaby trwać wiecznie.
*******
Poczułam, że coś porusza się pod moją głową. Otwarłam oczy i odwróciłam głowę. To Marek chciał wyciągnąć swoje ramię spod mojej głowy i chyba niechcący mnie obudził.
- Dzień dobry – powiedział i uważnie mi się przyglądał – jak się czujesz?
- Dobrze się czuję. Dzięki. Nie patrz tak na mnie. Pewnie okropnie wyglądam – zaśmiał się na moje słowa.
- No, myślę, że bywało lepiej. Cały makijaż masz rozmazany i chyba troszkę podpuchnięte oczy, ale i tak mi się ten widok podoba. Anka, naprawdę nie chce cię wypytywać, ale wczoraj byłaś w takiej rozsypce, że nie wiem, co myśleć. Powiedz mi prawdę, ktoś ci zrobił coś złego? – powaga w jego głosie mnie zaskoczyła. Dopiero żartował o moim wyglądzie, a tu poważne pytanie i to coś w oczach, jakby się bał mojej odpowiedzi.
- Nie, nic złego się nie stało. Naprawdę nie musisz się o mnie martwić, już wszystko w porządku. Wczoraj po prostu nagromadziło się we mnie za dużo emocji i stąd ta histeria, nic więcej. Dziękuje, że przy mnie byłeś – uśmiechnęłam się, próbując udowodnić, że wszystko gra. – i to całą noc.
Chwilę na mnie patrzył, po czym uśmiechnął się i powiedział – nie mogłem przepuścić takiej okazji. W końcu się ze mną przespałaś, prawda?
- Dosłownie, przespałam się z tobą – razem z nim zaczęłam się śmiać – ale szczerze? Myślałam, że wspólną noc będę pamiętać.
- Spokojnie, dopiero ósma, jeszcze możesz poprosić, a ja….
- Która? – zaczęłam w pośpiechu gramolić się z łóżka - Cholera jasna, do pracy się spóźniłam, muszę lecieć.
Wybiegłam z pokoju i wpadłam do łazienki, na minutkę weszłam pod prysznic, w tym samym czasie myjąc zęby, a kiedy wyszłam dotarło do mnie, że znowu nie mam, co na siebie założyć. Cholera jasna! Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam, Marek na pewno już jest u siebie. Weszłam do pokoju i zobaczyłam, że Marek z szerokim uśmiechem na twarzy leży na moim łóżku.
- Tak myślałem, że znowu będziesz paradować w samym ręczniku – usiadł na łóżku – nie mogłem sobie tego widoku odpuścić. Nadal apetyczna.
- Mareczku, naprawdę doceniam zabawność sytuacji, i sama chętnie bym się pośmiała, ale naprawdę nie mam czasu – mówiąc to wyciągałam ubranie z szafy – dziękuje za wczoraj jeszcze raz – ściskając ubranie pod pachą, znów wpadłam do łazienki, ubrałam się w rekordowym tempie i zaczęłam malować, kiedy usłyszałam, że dzwoni mi telefon. Wybiegłam z łazienki i spojrzałam na ekran. Kurwa, dzwoniła moja szefowa Kamila. Nie zdążyłam odebrać, ale nie oddzwoniłam od razu. Zauważyłam, że mam wiadomość od Alicji: „Ania, nigdy się nie spóźniasz i aż się zaczynam martwić. Daj znać, czy wszystko ok. Kamila myśli, że się czymś strułaś, więc masz dziś wolne. Jakby dzwoniła udawaj chorą, żeby mnie nie wkopać. I odezwij się!”. Alicja uratowała mi dupsko. Od razu odpisałam, że wszystko opowiem jej w pracy, ale wszystko ok. i widzimy się jutro. Podziękowałam też za pomoc, jakby nie było kryła mnie. Odłożyłam telefon na półkę, ale nie ruszyłam się. Czyli mam wolne, a to oznacza, że zupełnie bez sensu wyrwałam się z ramion Marka. Mogliśmy sobie jeszcze poleżeć i dalej żartować, być w swoim towarzystwie. Cholera jasna! Powiedziałam tym razem na głos.
- Ale jesteś nerwowa – Marek stał w progu i patrzył na mnie, a ja odwracając się do niego prawie się przewróciłam – kochana uważaj, bo znów będę musiał cię objąć. Coś się stało, że się tak złościsz?
- Nie, w sumie to nie. Koleżanka skłamała dla mnie, bo się spóźniałam i okazało się, że mam dziś wolne.
- No to super. A zatem, jakie plany na dziś? – był jakby podekscytowany i uśmiechał się tak szczerze, że aż zaczęłam się śmiać – ej! To nie ładnie śmiać się z kogoś!
- Przepraszam, ale mnie rozbawiłeś. Nie mam planów, przed minutą dowiedziałam się, że mam wolne!
- A zatem może wybierzesz się ze mną na ściankę? Pamiętam, że kiedyś chciałaś spróbować, ale chyba nigdy do tego nie doszło.
Faktycznie kiedyś chciałam spróbować, ale Daniel stwierdził, że mu się nie chcę, że pewnie i tak nic w tym fajnego. A ja nie chciał iść bez niego.
- Dobrze. Ale wiesz, że nie mam o tym zielonego pojęcia?
- Jasne, że wiem. Ale to nic. Cały czas cię będę asekurował, albo zrobi to ktoś inny, a ja powspinam się z tobą. Co ty na to?
- Jak na lato – uśmiechnęłam się – ale najpierw, muszę wstawić pranie, ogarnąć pokój i ugotować obiad. Zaczekasz na mnie do popołudnia? – wolałam się upewnić.
- Poczekam. Nawet dobrze się składa, bo mam jedną sprawę do załatwienia. Tylko mam jedną prośbę. Zanim wyjdziemy, albo zmyj makijaż całkiem, ale domaluj sobie to drugie oko. To pa – wyszedł śmiejąc się na głos, a ja zauważyłam, że w ręku nadal trzymam tusz do rzęs. I cały czas rozmawiałam z nim do połowy pomalowana, o nie! Ja chyba urodziłam się ułomna. Zanim dokończyłam malowanie, już sama śmiałam się z siebie. No cóż, taka jestem, nic się nie poradzi. Poza tym, miałam dziś naprawdę dobry nastrój i nie chciałam sama go sobie zniszczyć.
Wszystko, co miałam zrobić, zrobiłam. Nawet przygotowałam dres na ściankę. Dla zabicia czasu zaczęłam setny raz czytać „Dumę i uprzedzenie”. O 15 wrócił Marek i słyszałam jak odgrzewa sobie jedzenie. Nie minęło pół godziny, a już pukał do moich drzwi pytając czy jestem gotowa. Jasne, że jestem gotowa. Na MOSiR nie mieliśmy daleko, więc poszliśmy na nogach, Marek był jak zwykle w dobrym humorze i opowiadał mi o swojej pracy. Tym razem zauważyłam jednak, że w jego opowieściach pojawia się wiele kobiecych imion. Wcześniej nie dostrzegłam tego, więc chyba coś się zmieniło we mnie. Nie spodobało mi się to.
Kiedy już przebrana stanęłam przed ścianką wspinaczkową, obleciał mnie strach. Kurczę, przecież sobie nie poradzę.
- Nie stresuj się – jak zwykle zauważył co się dzieje – ona się tylko wydaje taka wysoka. Poza tym, to twój pierwszy raz, więc raczej nie nastawiaj się, że wejdziesz na szczyt. A teraz stój spokojnie. – klęknął przede mną i zaczął zakładać mi coś w rodzaju uprzęży, nie miałam pojęcia, jak on to zrobił, ale zgrabnie pozapinał wszystko, co się dało. – no, prezentujesz się pięknie. To jest Janek, będzie cię asekurował, ja będę wchodził obok ciebie, żeby w razie co pomóc. Ok?
- Tak, tak. Powiem szczerze, że się stresuje – tak naprawdę miałam ochotę zrezygnować, ale nie chciałam tak łatwo odpuszczać. Zawsze chciałam spróbować, a teraz nareszcie mam okazję. – dobra, ruszajmy.
- No i tak trzymaj.
Nie popisałam się, ręce co chwilę mi omdlewały z wysiłku, nie potrafiłam sama znaleźć optymalnej trasy, czułam, że wszystkie mięśnie mam napięte do granic wytrzymałości, ale walczyłam. Najfajniejsze było to, że Marek ani razu mnie nie wyprzedził, cały czas wisiał obok mnie i dopingował, podpowiadał, motywował. Byłam mu wdzięczna, bo w sumie tylko dzięki nie udało mi się wejść aż do połowy ścianki. Kiedy zeszliśmy, a to mnie chwalił, a to śmiał się, że jestem słaba, że trzeba mnie przećwiczyć. Byłam z siebie dumna i miałam dobry humor, więc cały czas się śmiałam i odpowiadałam na zaczepki. Dobrze się bawiłam i on chyba też.
- Cześć, ale spotkanie. Ania, miło cię widzieć – nagle jak spod ziemi wyrósł obok nas Szymon – cały czas obserwowałem twoje zmagania no i powiem, że całkiem nieźle jak na pierwszy raz.
- A ty skąd wiesz, że to jej pierwszy raz? – niby normalne pytanie, ale jakaś nutka w głosie Marka, podpowiadała mi, że to spotkanie mu nie odpowiada.
- Przed chwilą rozmawiałem z Jankiem, mówił mi, że byłaś bardzo dzielna i mimo tego, że na pewno już bolały cię ręce walczyłaś do samego końca – to Marek zadał pytanie, a mimo to Szymon cały czas zwracał się do mnie – no i jakie wrażenia?
- Bardzo pozytywne. Nie wiem, czy byłam dzielna, ale na pewno poproszę Marka, żeby mnie częściej ze sobą zabierał. Zamierzam mu dorównać – uśmiechnęłam się do Marka, co widocznie mu się spodobało.
- No dobrze. Szymon wybacz, ale my się już zwijamy. Na razie – Marek położył rękę na moich plecach dając znak, że idziemy. Nie oponowałam, tak właściwie to już chciałam zostać sam na sam z Markiem, żeby go podpytać, o co chodzi między nimi.
- No daj spokój. Nie uciekajcie. Może jakiś browarek we troje? – Szymon ewidentnie był trudny do spławienia, jakby między nimi toczyła się jakaś walka. Uznałam, że pora na mnie, przyszłam w końcu z Markiem i z nim zamierzam wyjść.
- Dzięki Szymon, ale niestety już pójdziemy. Bardzo się zmęczyłam i Marek musi mnie odprowadzić. Do zobaczenia – Ruszyłam przed siebie do szatni. Marek nie odezwał się w tym czasie ani razu. Szybki prysznic, przebranie się i 10 minut później wyszłam na korytarz. Już na mnie czekał. Dalej nic nie mówił, bez słowa otworzył przede mną drzwi i wypuścił na zewnątrz. Dałam mu jeszcze chwilę, ale kiedy mijały kolejne minuty ciszy, zaczęłam się denerwować. Ogólnie cisza mi nie przeszkadzała, ale byłam pewna, że coś się tam wydarzyło.
- Marek, o co chodzi?
- O nic. Nie wiem, o co pytasz.
- Nie udawaj. Nie jestem aż tak głupia. Co jest między tobą i Szymonem? Przecież jak u ciebie w mieszkaniu był to nie widziałam takiej wrogości.
- Nic się nie stało. Wszystko w porządku. – zrobiło mi się przykro.
- Dobrze, nie pytam więcej. Masz racje, to nie moja sprawa – nie chciałam iść dłużej w takim nastroju – skoczę jeszcze do sklepu. Chcesz coś?
- Nie, ale mogę iść z tobą.
- Nie trzeba, dzięki. Widzimy się w domu –odeszłam szybkim krokiem. Może zachowałam się jak cham, ale Marek dziwnie się zachowywał, na dodatek nie chciał nic zdradzić. Nie muszę znosić jego humorów. Kupiłam sok i niestety, ale po pięciu minutach już byłam pod blokiem. Żeby opóźnić wejście odpaliłam papierosa, w sumie odkąd mieszkałam z Markiem, paliłam może dwa, trzy dziennie, bo nie chciało mi się wychodzić przed blok, a w pracy nie miałam czasu. No, cóż – pomyślałam – chyba pora rzucić. Dopaliłam do końca i weszłam do mieszkania. Marek czekał na mnie w kuchni, od razu podszedł do mnie i zapytał
- Może lampka wina? – i nie czekając na odpowiedź wciągnął mnie do kuchni i w rękę wcisnął kieliszek.
- Marek, wyluzuj. Nie musisz mi nic mówić, nie jestem zła, jeśli tego się boisz, ale nie zachowuj się tak dziwnie – uśmiechnęłam się na potwierdzenie swoich słów.
- Naprawdę się nie złościsz? Przepraszam, że tak odpowiedziałem, ale to są takie męskie sprawy, nie bardzo chce się w to zagłębiać.
- Naprawdę rozumiem. Nie ma problemu, dzięki za wino, ale nie mam ochoty, muszę się ogarnąć, bo jutro do pracy, a już czuje jak bolą mnie mięśnie. Kiedy znów pójdziemy na ściankę? – zapytałam ugodowo, bo wydawało mi się, że zrobiło mu się smutno.
- Kiedy tylko chcesz. A na mięśnie mogę ci zrobić masaż. Znam się na tym.
- Dzięki, ale może innym razem. – chciałam odejść, zrobiłam się bardzo zmęczona, ale złapał mnie delikatnie za rękę.
- Zaczekaj….pamiętasz jak rozmawialiśmy o Szymonie. Powiedziałaś, żebym nie podawał mu twojego numery i dodałaś „mówi się trudno”. O co chodziło?
- Naprawdę cię to zastanawia? – zdziwiłam się – po prostu pomyślałam, że skoro ktoś się mną zainteresował, to to wykorzystam i zaproszę go na wesele. Uznałam jednak, że nie chce mi się bawić w takie gierki.
- To z kim idziesz?
- Sama.
- Anka, nie idź sama. Szkoda nie wykorzystać takiej okazji na tańce – zrobił kroczek w moją stronę – Ja bym z tobą chętnie poszedł.
- Naprawdę? – zdziwiłam się, ale w sumie może to jakiś pomysł – poszedłbyś ze mną?
- No jasne, czemu nie, ale…. – kolejny kroczek – musiałabyś mnie ładnie poprosić – uśmiechnął się zawadiacko
- W takim razie, Marek bardzo, bardzo ładnie cię proszę, chodź ze mną na wesele – kiedy kończyłam zdanie, zbliżył się jeszcze bardziej, tak bardzo, że jakbym się wspięła na palce, mogłabym go pocałować.
- Tylko o to mnie prosisz? – palcem delikatnie uniósł mój podbródek, tak że patrzyłam mu teraz prosto w oczy. Nachylił się i ostrożnie pocałował. – jedno słowo, a jestem cały twój, poproś, a ja spełnię każde twoje marzenie.
Chciałam poprosić, ale….. po co?
- Marek, to nie ma sensu, to jest niepotrzebne.
Patrzył na mnie dłuższą chwilę, aż w końcu odpuścił, widziałam to w jego oczach, a zaraz potem odsunął się.
- Chyba nie traktujesz mnie poważnie, szkoda – zastanowił się chwilę – to pewnie trochę moja wina, bo próbuję cię skusić na seks, ale przykro mi, że widzisz we mnie tylko to. Myślałem, że między nami jest coś więcej, chyba się pomyliłem. Dobranoc.
Minął mnie, a ja stałam w kuchni, jak sparaliżowana.
1 komentarz
Almach99
Tak to jest, jak kobieta zaszufladkowala faceta jako przyjaciela. Nic. Czytam dalej. Ladnie napisane