– Możemy zacząć naukę pisania już teraz?
– O tak. Słusznie myślisz, że pisanie jest pierwsze. Poznając litery, będziesz wiedział, co czytasz. Poczekaj chwilkę.
Greyann wyszedł i po kilku chwilach przyniósł coś, co Kerst widział po raz pierwszy. Wyglądało jak pergamin, ale było bielsze i cieńsze, a w dłoni starca dostrzegł dziwne patyczki.
– Co to takiego Greyannie? To nie może być pergamin? A patyczki do czego?
– To papier z drukarki a patyczki to długopisy. Nie pytaj skąd mam. Pokażę ci trzy pierwsze litery A, B i C.
Starzec o sprawnym ciele usiadła z chłopcem do stołu i napisał trzy znaki.
– Teraz twoja kolej, widziałeś, jak trzymałem długopis?
– To dziwne pióro tak się nazywa?
– Tak, tylko nie pytaj o pochodzenie, jest wygodniejsze niż gęsie pióro – Greyann pokazał jak trzymać i napisał tym razem sześć znaków.
– To duże A, a to małe, podobnie z B i C. Spróbuj.
Kerst napisał, lecz ze zrozumiałych powodów wyszło koślawo. Próbował kilka razy i w końcu wyszło nawet podobnie jak litery Grayanna.
Stary otworzył Biblię i spojrzał na chłopca.
– Znajdź te litery w tekście. Chłopak szybko odszukał.
– Teraz ci przeczytam pierwszą stronę i zaczął: Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię....
Kiedy skończył, Kerst zapytał.
– Czy to były prawdziwe dni? Nie twierdzę, że Bóg by nie mógł to zrobić, tylko wiesz, co mam na myśli.
– Widzisz chłopcze. Teraz takie pytanie spowodowałoby problemy od duchownych. Nie chcę ci mieszać i mówić, że jest poza wiarą w tego Boga jeszcze kilka wielkich religii i tamci ludzie mają swoje księgi. Jedna to Koran i tamta religia trwa już pięć wieków, druga jest starsza i wyznają ją ludzie zwani Ariowami. Obecnie ten rejon podbili przedstawiciele tych, co wierzą w Koran, ale na przestrzeni wieków to się zmieni. Ci ludzie wierzą, że dusza po śmieci przechodzi do innych ciał żywych, jednak my skupmy się prawdziwej religii. – Greyann spojrzał na chłopca, bo zobaczył na jego twarzy zdziwienie.
– Zapomnij, co powiedziałem. Będę cię uczył czytać z Biblii. Nie ma prawdziwej religii, prawdziwy jest tylko Bóg.
– Nie sądzę, że zrozumiałem, ale zapytałem o dni stworzenia, czytałeś, że było ich sześć i Bóg stworzył człowieka.
– Słuchałeś dobrze, a zwróciłeś na coś uwagę? – Greyann nie sądził, że Kerst to uchwycił.
– Tak, czytałeś, że Bóg czwartego dnia stworzył większe światło, by rządziło dniem i mniejsze by rządziło nocą. Czy tam jest napisane o Słońcu i Księżycu?
– Tak, dokładnie – starzec był mile zdziwiony.
– Mówi się, że Słońce wstaje raz na dzień, czyli dzień jest zależny od Słońca. W takim razie jak mogły być trzy pierwsze dni, jeśli nie było Słońca?
– Sam sobie odpowiedziałeś. Dyskutować o tym będziemy później, o ile poczujesz potrzebę Potraktujmy tę księgę jako pomoc do czytania, dobrze?
– Dobrze. Możesz mi napisać inne litery, bo widzę, że są?
Grayann uznał, że Kerst jest zdolnym i zaangażowanym uczniem co go ucieszyło. Greyann tłumaczył mu, czym są godziny i minuty i sekundy, ale te wiadomości były dla chłopca zbyt abstrakcyjne, dlatego skupił się na tym, co rozumiał.
Teraz mieli wypełnione dni. Mijał czas, chociaż Kerst tego nie czuł. Na ziemi minęło prawie trzy lata.
Chłopak budził się przed wschodem słońca, a i tak Grayann już pracował. Piekł co dwa dni chleb. W końcu chłopak zapytał, skąd ma mąkę.
– Widzisz. Poza mlekiem od Natalii wszystko inne daje mi Pan. Proszę i mam każdego ranka. Owoce i jarzyny mam z ogrodu, inne również daje mi Pan.
– To dziwne i ciekawe. Czemu inni tak nie mają?
– To trochę skomplikowane i musisz zadowolić się na razie taką odpowiedzią.
– Zauważyłem, że tu jest inna pogoda – wtrącił Kerst.
– Tu jest mikroklimat – odrzekł Greyann z uśmiechem.
– Mikro co? – zdziwił się chłopak.
– Mikro w zasadzie znaczy jedną część z miliona. Milion to spora liczba, ale w tym wypadku chodzi o coś unikalnego. Jak z pewnością zauważyłeś, tu nikt inny nie mieszka. Mieszkam sam od dwustu czterdziestu ośmiu lat, a ty jesteś ze mną kilka miesięcy.
– Czy to jest Ziemia? – Kerst wpatrywał się w swojego przyjaciela.
– Dobre pytanie. Tak, to jest ta sama Ziemia, tylko mam wydzielone miejsce.
– W takim razie może powiesz mi czy Halsa też ma takie miejsce u królowej Rey?
Greyamm ukradkiem wytarł łzę.
– Królowa Rey nie mieszka na tej Ziemi, mieszka na innej.
– Chyba się mylisz, szanowny Greyannie. Halsa mówił, że jej królestwo jest pod jeziorem.
– Nie wiem, czy Halsa wiedziała, ale zapewniam cię, że to nie jest ta Ziemia. Wygląda jak ta Ziemia, ale jest tam inaczej.
– Mówisz z takim przekonaniem, jakbyś tam był.
Stary tylko pokiwał głową, ale nic nie powiedział. Patrzył na Kersta.
– Co byś zrobił, gdybyś spotkał Krunna?
Chłopak spojrzał inaczej na swojego przyjaciela.
– Pamiętam, że już o tym rozmawialiśmy. Wiele się zmieniło. Teraz myślę, że gdybym miał szansę, zapytałabym go, dlaczego taki jest.
– Czyli nie chciałbyś go zabić?
Greyann wpatrywał się w Kersta swoimi błękitnymi oczami.
– Nie, ale broniłbym się, gdyby on chciał pozbawić mnie życia. Przy odpowiednich warunkach padłabym mu rękę na zgodę.
– Tak – Greyann nadal wpatrywał się w twarz młodzieńca – myślę, że czas, byś zaczął się uczyć szybkiego strzelania, a potem zrobię ci miecz.
– Z tego lekkiego metalu.
– Tak. To wodór. Najlżejszy z gazów. W powietrzu nie ma go zbyt wiele, natomiast w wodzie nawet sporo. Woda jest zbudowana z dwóch atomów wodoru i jednego tlenu.
– Skoro jest gazem, to jak może być metalem – zapytał mądrze.
– Został poddany specjalnej obróbce. Dość skomplikowany proces. Nawet tam, gdzie jeżdżę na wakacje, dopiero uzyskiwać zaczynają i udaje im się otrzymać kilkanaście tysięcznych grama.
– Nie wszytko zrozumiałem, ale wiem jedno. To jest dość trudne do zrozumienia.
– Wiem, przyjacielu. Pokonałeś pierwszego wroga.
– Z nikim nie walczyłem, Greyannie. Ostatnio dwa lata temu próbowałem zabić Krunna i zabiłem kilku jego rycerzy, czy raczej żołnierzy.
– Wiem. Nie domyślasz się, kim jest pierwszy wróg? – Graeyann po raz kolejny wpatrywał się w oblicze chłopca, który właściwie stał się już młodym mężczyzną. Miał już dwadzieścia lat.
W zakątku zamieszkałym przez Greyanna czas płynął inaczej.
– Czy chodzi o mnie? – Kerst wreszcie zrozumiał.
– No nareszcie. Pamiętasz rozmowę z Halsą, kiedy Garla chciała wrzucić Rey do kałuży?
– Tak – spojrzał na starca zaskoczony – ale jak ty o tym wiesz?
– Wiem. Wówczas powiedziałeś, że zabijesz, a potem jeszcze kilka razy wspomniałeś o tym dość brutalnym czynie. Jak wiesz z księgi, Dawid zabijał, ale Pan nie chciał mu pozwolić wybudować świątyni z tego powodu. Bóg dopuszcza czasem zabijanie, ale w twoim wypadku chodziło o porywczość. Masz jeszcze ostatniego wroga i być może co do tego nie mam racji. Zobaczymy.
Tym razem Kerst wpatrywał się w starca.
– Kto jest ostatnim wrogiem?
– Zwykle jest to śmierć, ale w twoim wypadku to coś innego. Pojedź nad wodospad. Wykąp się dobrze, bo jutro masz wyjątkowy dzień. – Stary odwrócił się i zostawił Kersta z wieloma pytaniami, na które młodzieniec nie potrafił znaleźć odpowiedzi.
Następnego dnia, kiedy słońce jeszcze nie wzeszło, Kerst wstał i po porannych czynnościach wziął Sa i pojechał nad wodospad, żeby się wykapać. Dzisiaj miał być jego wielki dzień. Przez ostatni czas nauczył się pisać i czytać. Właściwie znał tylko jedną księgę, Biblię. Rozumiał wiele, ale nie wszystko. Czasem rozmawiał o tym z Greyannem, ale nie tak często. Kiedy wrócił znad wodospadu, stary dał mu nowe ubranie. Białe z dobrego gatunku bawełny.
– Kiedy byłeś nad wodospadem, wykułem dla ciebie miecz.
– Och, jak mogłeś zrobić to tak szybko. Wykuwanie miecza trwa bardzo długo – zdziwił się Kerst.
– Wiesz, o tym, bo ci powiedziałem. Wykułem go szybciej, bo zwolniłem czas.
– Zwolniłeś czas? Jak to możliwe?
– Tego nie można się nauczyć, to trzeba mieć. Oczywiście na świecie nic nie mamy od siebie, wszystko jest nam dane, ale większość ludzi tego nie dostrzega. To tak jak z szybkim strzelaniem, pamiętasz?
– Tak, obiecałeś mnie nauczyć.
– I zrobię to. Teraz się przebierz, bo muszę ci dać miecz i pasować na rycerza.
– Czy jestem gotowy, by stać się Karblissem?
– Tak, Kerst. Jesteś gotowy, a wiesz dlaczego?
– Nie za bardzo.
– Pokonałeś pierwszego wroga, dlatego.
Chłopak, a właściwie młody mężczyzna poszedł się przebrać. Greyann pozostał w swoich szatach. Kerst dopiero pojął, że stary ma jedną szatę, ale ta nigdy się nie brudzi ani nie niszczy.
–Uklęknij Kerst.
Kiedy młodzian to zrobił, Greayan dotknął mieczem jego dwóch barków i rzekł.
– Ja Greyann pasuję cię na rycerza. Od dzisiaj masz nowe imię, Karbliss. Chłopak wstał i stary dał mu miecz. Już wcześniej zrobił dla niego pochwę.
– Czas byś nauczył się szybkiego strzelania.
Oddalili się od domu i znowu Greyann szeptał coś do drzewa. Kerst słyszał, że je przeprasza, że musi wbić w nie kilka strzał.
Greyann strzelił i poprosił, żeby Kerst, czyli od dzisiaj Karbliss strzelał zaraz za nim. Za trzecim razem strzała wystrzelona z łuku, który otrzymał od Rexana, dogoniła strzałę Greyanna. Następnym razem nie tylko, że ją dogoniła, to druga strzała wyprzedziła pierwszą i wbiła się, zanim doleciały dwie następne.
– Pamiętaj, żebyś robił użytek z broni tylko w dobrym celu.
– Dobrze drogi Greyanie. Rozumiem, że muszę wrócić. Co mam robić? Nie zdołam odnaleźć Halsy. Wcześniej wołałem Rey, ale nie odpowiada. Jednak czuję, że jest ze mną, tak jak obiecała mi Halsa.
– Kiedy wyjdziesz zza skał, będziesz wiedział, gdzie masz iść. Mieli trzy konie. Sa, Chmurę i ich syna Kameleona. Koń tak został nazwany, bo miał wszystkie możliwe kolory. Szary, brązowy, czarny, biały, żółty. Greyann opowiedział mu kilka lat temu o tym dziwnym stworzeniu i kiedy źrebak się urodził, tak mu dal na imię.
– Daje ci mój łuk. Mnie już nie będzie potrzebny.
Kerst poczuł łzy.
– Jesteś moim prawdziwym przyjacielem. Poprzednio zaprzyjaźniłem się z Rexanem, ale z tobą mam pełną przyjaźń.
– Poczekaj chwilkę – Greyann zrobił dziwną minę.
Kerst nie mógł wiedzieć, że stary wciąż komunikuje się z Rey. Chłopak nic o tym nie wiedział.
Greyann wrócił nieco zmieniony na twarzy.
– W Kraju gdzie mieszałeś, jest teraz dużo wojska. Powiem ci, że musisz jechać do Lordeny. Nawet ty się nie zdołasz przecisnąć. Musiałbyś zabić wielu ludzi, a nie chcemy tego. Dlatego pojedziemy razem. Ja pojadę na Sa, a ty na Chmurze. Ona wie, że zajmę się Kameleonem. U koni jest nieco inaczej niż u ludzi, ale ona wie, że jest jego matką.
– Powiesz mi wszystko po drodze, Greyannie?
– Tak. Musimy ruszać zaraz.
Stary pożegnał się z Matyldą i kurkami. One wyszły i chciały pożegnać Kersta, bo wiedziały, że go już nie zobaczą. Greyann im coś powiedział w dziwnym języku i ona odeszły spokojnie.
– Co im powiedziałeś – zdziwił się Kerst.
– One sądziły, że już cię nie zobaczą i się zasmuciły, ale im wytłumaczyłem, że jeszcze wrócisz.
– Czyli my się też zobaczymy, to dobrze, bo już mi się zrobiło trochę smutno. I tak będę tęsknił, drogi Greyannie. Po chwili wyruszyli. Jechali spokojnie i w końcu dotarli do skał.
Greyann miał swój miecz, zrobiony ze stali. Tak przynajmniej sądził Kerst, bo był normalnie ciężki. Jego prawie nic nie ważył.
– Ten miecz nie ma równego na świecie. Będzie przecinał stalowe miecze jak masło. Mówię ci to, żebyś nie czuł się zdziwiony.
Wyjechali za skał i znaleźli się w byłym królestwie Alagarda. Po jakimś czasie zobaczyli osadę Kersta. Tylko dom jego rodziców i dom Garly nie został spalony. Jechali do południowej granicy, bo Kerst już wiedział, że ma jechać do Lordeny, tam, gdzie mieszkali jego rodzice i wszyscy ocaleni z osady. Kerst wspomniał pocałunek Atamiry i poczuł się dziwnie. Zobaczyli spore wojsko.
– Posłuchaj Kerst. Wojska Krunna są rozlokowane tak, że nikt się nie przeciśnie. Jednak kiedy podjedziemy, oni nas zobaczą i ruszą na nas. Ponieważ jest nas dwóch, nie będzie nas gonić więcej niż dwa lub trzy tuziny żołnierzy. Kiedy się zbliżą, ja zacznę uciekać, wówczas oni się rozłączą i cześć pójdzie za mną. Sa jest szybki i nie dogonią mnie przed skałami. A potem wiesz, że przejdę na swoją stronę, a im się to nie uda.
– Wtedy się nam udało. Jesteś pewny, że dasz radę?
Stary popatrzył na młodego mężczyznę.
– Tak. Nigdy nie pytałeś, ale teraz mogę ci powiedzieć. To jest na Ziemi, ale i nie jest. Mieszam tam sam z pewnego powodu, o którym się dowiesz, kiedy pokonasz ostatniego wroga. Właśnie wówczas się spotkamy. Teraz rozdzielamy się na długi czas. Żegnaj przyjacielu.
Zaczęli jechać szybko w kierunku zgromadzonego wojska.
Zgodnie z tym, co przewidział Greyann, od wojsk oderwała się garstka trzydziestu żołnierzy. Wówczas Greyann pojechał w jednym kierunku, a Kerst w drugim. Młodzieniec martwił się trochę o starego, ale z radością zobaczył, że Sa biegnie tak szybko, że rycerze nie mogli go dogonić, ale nadal próbowali. Karbliss zrozumiał, że nie uda mu się minąć wojska bez walki. Otoczył go tuzin żołnierzy.
– Kim jesteś? – zapytał chyba ich dowódca.
Kerst go nie znał, ale okazało się, że jest nim kapitan Rolson, ten sam, któremu wymknął się Verda z Garlą.
– Stój. Kim jesteś? – zapytał ponownie kapitan.
– Jestem Karbliss – młodzieniec poczuł, że stare nawyki mu wróciły, jednak nie zamierzał nikogo obrażać.
– Nic mi to nie mówi – rzekł kapitan.
– To nie ma znaczenia. Ja się przedstawiłem, a teraz twoja kolej.
– Jesteś bezczelnym młodzikiem. Jesteś albo szalony, albo bardzo odważny. Słyszałem o jednym takim wypadku. Nasz generał spotkał takiego kogoś cztery lata temu.
– O to Krunn jeszcze żyje? No tak, złego diabli nie biorą.
– A więc to ty! Mam obowiązek cię aresztować i do niego zaprowadzić.
– Chwilka, kapitanie. Mam propozycję. Jest was tuzin, a ja jestem jeden. Co powiesz na to, że zrobimy sprawdzian. Wiem, że Kruun nie chce mnie zabić, ale i ja was nie chcę pozbawiać życia. Jeżeli któremuś z was uda się mnie zranić, pojadę do Krunna. Jeśli jednak wszystkich was pokonam, wówczas puścisz mnie wolno. Chcę dostać się do Landery.
– Tak, teraz wiem, że jesteś szalony. Podobno nieźle strzelasz. Krunn nie chwalił się o tym nikomu, ale ma do mnie zaufanie i mi to opowiedział. Zakład przyjmuję.
Wróciła do swojej jedenastki i wydał im komendę.
– Brać go żywego.
Po chwili ruszyli na niego, ale mieli trochę honoru, dlatego na początku wyjechał jeden. Walka nie trwała długo, bo już w pierwszym uderzeniu Kerst przeciął miecz rycerza jak patyk.
Wówczas dwóch ruszyła na niego. Kerst zeskoczył z konia i rzucił miecz.
Dał im znak ręką.
– Nie macie szans, więc postanowiłem walczyć bez broni. Od was zależy, czy będziecie walczyć mieczami, czy bez.
Rolson wydał rozkaz swoim podległym, żeby zachowali się po rycersku. Stanęli i otoczyli kołem Kersta. Zaczęła się walka. Kapitan stał na uboczu i nie mógł się nadziwić. Kerst walczył, jak nikt dotąd nie widział. Stosował uniki i nie dał się trafić. Nie chciał zabijać, bo z powodzeniem mógł to zrobić i gołymi dłońmi. Nie było istotne czy go atakował jeden, dwóch czy trzech. Wyłamywał im ręce, uderzał w szczęki i po chwili został tylko kapitan. Czuł, że nie ma szans, ale podjął walkę. Chciał uderzyć Kersta, ale ten złapał go za rękę, pociągnął i przewrócił.
– Czyli wygrałem – rzekł zadowolony.
– Jestem honorowy i cię puszczę. Prawdopodobnie generał Krunn mi nie daruje i skończę swój żywot. Co prawda generał stał się lepszy i zakazał gwałtów, ale aniołkiem nadal nie jest.
– To już twoja sprawa jak to załatwisz, na mnie pora.
Podniósł miecz, wskoczył na Chmurę i już go nie było. Rolson nakazał żołnierzom go puścić i nadal nie mógł pojąć, jak to się stało. Zastanowił się krótko, jak Krunnowi się z tego wytłumaczy. Musiał to zgłosić, bo tchórzem nie był, jednak znał dowódcę wojsk Paxtona i wiedział, że z pewnością głowę straci.
– Czekaj – krzyknął.
Kerst się zatrzymał. Czuł, że kapitan honor posiada i decyzji raczej nie zmieni. Czemu zatem go wołał? Kapitan miał lat czterdzieści i od wielu wiosen dowodził sporym oddziałem w wojskach Krunna. W odróżnieniu od większości widział w olbrzymie pewne dobre cechy. Krunn cenił odwagę, a przyznanie się do takiej decyzji z pewnością tym było. Dojechał do młodzieńca.
– Chcę zapytać cię o kilka spraw. Odpowiesz?
– To zależy czy zdołam. Jesteś człowiekiem honoru i nie zmieniłeś decyzji, mniemam.
– Nie Karblisie. Z jakiego materiału masz swój miecz, bo przecinał nasze jak masło.
– To scalony wodór, tak Greyann mówił.
– Co to wodór nie wiem, ale imię to słyszałem. To legenda przecież.
– Prawda. Spędziłem z nim kilka lat, chociaż tylko jak dni mi minęły.
– Coś i ja słyszałem, że trzy lata temu jakiś tajemniczy człowiek kapturem zakryty naszych żołnierzy posiekał. Jednym ciosem zabijał, a potem zniknął nagle.
– Wodór kapitanie to składnik powietrza. Jest również w wodzie, ale tak związany z tlenem, że ciecz tworzy.
– Dziwne rzeczy mówisz i zrozumieć nie potrafię. Powiedz mi, czemu do Londery jedziesz, bo skąd się tu wziąłeś, nie wiem.
Kerst patrzył na kapitana i zastanowił się, czy może mu prawdę wyjawić. Wszystko mu mówiło, że nie powinien, ale nagle głos Rey usłyszał.
,,Powiedz mu” – szepnęła.
– Rey? Dawno cię nie słyszałem, czy Halsa jest z tobą, bo Greyann tak mówił.
Nic jednak nie usłyszał.
Rolson poczuł, że włosy mu na karku stają. Młodzieniec nie wyglądał na obłąkanego. Wcześniej dziwne rzeczy mu mówił, ale składne się wydawały, lecz z kim teraz rozmawiał, pytać nie chciał.
– Powiem ci, kapitanie. Do swojej rodziny jadę i księżną Atamirę chcę odwiedzić.
– Och! – krzyknął kapitan. – Wiesz, że Krunn ją wszędzie szuka. Nikt nie wie dlaczego.
– To raczej jej nie znajdzie. Wojsko Parsylii i Londery bardziej liczne niż jego.
– Źle, że mi to powiedziałeś. Służę mu i zataić nie mogę. A skoro mu powiem, napadnie te dwa królestwa, bo to człowiek szalony. Co jedno zrobić możesz, to mnie zabij. Wówczas mu powiedzieć nie zdołam.
Kerst popatrzył na mężczyznę i myślał o wszystkim, co się w ostatnich minutach zdarzyło. Rey nie mówiłaby tego na czyjąś zgubę. Jednak sensu w tym nie widział.
– Nie tylko ty jesteś człowiekiem honoru. Wiem, że szans ze mną nie masz, gdybyś nawet miał miecz a ja nie. A przecież nie masz broni. Uprzedzę króla Lordeny o tym, co powiedziałeś i czas pokaże, co się stanie, ale zabić cię nie chcę, choćbyś mnie prosił. Wierzę, że sam sobie życia nie odbierzesz. Muszę jechać, a ty wracaj i czyń, co powinieneś.
Konia uderzył lekko piętami i ruszył.
Rolson za nim patrzył i głową pokręcił. Do swoich żołnierzy wrócił, bo właśnie się pozbierali.
,,Czemu zależy temu człowiekowi, by Atamirę odnaleźć. Prawda, piękna jest, ale w dwóch królestwach generał znalazłby równie śliczną, tylko kto by go zechciał”
Krunn okropną twarz posiadła i cuchnął jak ciało, co się rozkłada. Rolson pomyślał wówczas, jak nieszczęśliwy musi być generał armii Paxtona.
– Ten młodzian bardzo ważną rzecz mi powiedział i muszę czym prędzej pędzić, by o tym powiadomić naszego generała. Wołaj szybko sierżanta Halexa – dał rozkaz jednemu z poturbowanych żołnierzy.
Ten na konia wskoczył i pogalopował. Po połowie straży z Halexem przybył. Halex dziesięć wiosen więcej liczył od Rolsona. Lekko łysawy i zaokrąglony brzuch pasem ściskał.
– Oto jestem kapitanie. Czy w czymś uchybiłem? – zapytał.
– Nie sierżancie. Do Krunna jechać muszę. O wypadku mam obowiązek powiedzieć, może głowę stracę. Ciebie zaś wyznaczam na dowódcę. Skoro wrócę, poprzednią funkcję będziesz pełnił.
– Panie, nie jedź! – twarz sierżanta ból wyraziła – generał Krunn cię zabije, kiedy dowie się, że puściłeś tego młodzieńca. Plotka od konia szybsza, już żołnierze szepczą.
– Dlatego muszę jechać. Wiem, jaki jest generał Krunn, ale honor swój mam.
– I odwagę wielką – dokończył sierżant i honory oddał.
Rolson niezwłocznie ruszył. Co dziwne Krunn nową kwaterę sobie obrał właśnie w domu Garli, dlatego domu jej nie spalono. Jednak kiedy Kerst przejeżdżał, był w drodze powrotnej z królestwa Paxtona.
Kerst jechał spokojnie by Chmury nie zmęczyć.
– Widzisz Chmura, jak jest. Losy są nieodgadnione. Syna musiałaś zostawić i męża swojego, mam nadzieję, że mi wybaczysz.
Klacz nie dała mu żadnego znaku, ale miał pewność, że rozumie. Po czasie dwóch straży na straż się natknał. Dwóch żołnierzy z Londery drogę mu zastąpiło.
– Ktoś ty? Szpiegiem Kruna jesteś!
– Nie jestem szpiegiem. Mam na imię Kerst i jadę do mojej rodziny. Uciekinierów z królestwa Alsagara II.
Podjechał ktoś ważniejszy, bo żołnierze honor oddali.
– Kto to? – zapytał ich dowódca.
– Mówi, że nazywa się Kerst i do ocalałych z północnego kraju napadniętego przez Krunna zmierza.
– To szpieg pewnie. Aresztować – twarz dowódcy się wykrzywiła.
– Nie jestem szpiegiem, powtarzam. Zabić was nie mogę ani nie chcę. Księżna Atamira może potwierdzić, że mówię prawdę.
Altyr, bo tak się nazywał, patrzył na łuk, ale nie ten od Greyanna tylko drugi.
– To łatwo sprawdzić nam będzie. Na głupca nie wyglądasz, by tak mówić. Wyślę gołębia z wiadomością do księżnej, ale najpierw powiedz, skąd ten łuk posiadasz.
– Czemu mam ci to mówić, skoro nawet mi się nie przedstawiłeś, co? – stara natura w nim się odezwała.
Altyr za miecz chwycił, ale się pomiarkował i prawicę z rękojeści zabrał.
– Mówisz jak rycerz.
– Bo nim jestem. Greyann mnie pasował na rycerza i mam na imię Karbliss.
– Słyszałem legendę, ten człowiek ma dwieście lat, a nikt tyle nie dożywa.
– Ma dwieście pięćdziesiąt jeden i trzyma się dobrze.
– Jestem kapitan Altyr i wybacz, że się nie przedstawiłem. Teraz proszę cię miło, powiedz, skąd masz ten łuk? – powiedział prawie przyjaźnie.
– Od razu mogłeś tak zacząć, kapitanie. Łuk to podarunek od mojego zmarłego przyjaciela Rexana.
– Właśnie! Widzę, że prawdę mówisz. Skoro go ci dał, to wiesz pewnie skąd on go miał.
– Mówisz, że mi wierzysz, a dalej sprawdzasz. Oj nieładnie, Altyrze. Wygrał zawody w strzelaniu i król Alsagard mu go podarował.
– Tak – uśmiechnął się kapitan – wybacz, że ci nie uwierzyłem, ale już trzech szpiegów Krunna złapaliśmy w ostatnim miesiącu. Ostatni na mękach wyśpiewał, że ten potwór księżnej Atamiry szuka.
– Teraz jest gorzej. Wiem, że chce was napaść z tego powodu, choć sensu w tym mało.
– Wybacz moje zachowanie. Sam powiesz to księżnej, a ona zawiadomi króla Londery Smaula III o planie Krunna, bo to ważne. Do czasu wiadomości od księżnej cię zatrzymam.
– Mówiłeś, że mi wierzysz – Kerst pokręcił niezadowolony głową.
– Wybacz, mam takie rozkazy. Ugoszczę cię, jak najlepiej potrafię. O łuk pytałem, bo szanowny Rexan, świętej pamięci właśnie ze mną wygrał. Inaczej ja bym został właścicielem tego łuku. Skoro go dostałeś, pewnie też nieźle strzelasz.
– Tak można powiedzieć – rzekł skromnie Kerst.
– Co powiesz na mały sprawdzian? Oczywiście dam ci nowego konia i ugoszczę obiadem. Jest tu małe jeziorko, to umyć się możesz.
– Innego konia nie potrzebuję, to mój ulubiony. Nazywa się Chmura. Piękna jest, nie sądzisz?
– O tak. Cudna klacz – rzekł Altyr.
– Jak daleko jest stolica Londery, bo tam pewnie Atamira przebywa?
Altyr zmarszczył brwi.
– Księżna Atamira. Nie podejrzewałem cię o brak szacunku.
– Kazała mi się tak nazywać, a ja się zapomniałem – rzekł Kerst.
Altyr mu się przypatrywał.
– Czy ty nie jesteś tym, którego pocałowała? Krąży o tym legenda, ale jest chyba prawdziwa.
Młodzieniec usta księżny sobie przypomniał i dziwne prądy w ciele poczuł.
– To prawda. Nie wiem, czemu to zrobiła. Nie zrobiłem nic takiego, spełniłem obowiązek i ostatnią wolę Rexana.
– Jesteś bohaterem, a ja cię wziąłem za szpiega – Altyr padł na kolana.
– Och kapitanie, wstań, proszę! – młody mężczyzna poczuł się dziwnie.
Altyr wstał i popatrzył na Kersta.
– Księżna Atamira nie mieszka w stolicy. Została z ocalałymi chłopami z czterech wiosek, gdzie mieszkałeś. Jest straż drogi stąd – dokończył rycerz.
– O to tylko dwie godziny jazdy, to niedaleko!
– Co mówisz? Dwie godziny? Co to znaczy?
– Och nic takiego. Znowu się zapomniałem – Młodzieniec nie chciał opowiadać dowódcy straży o swojej nauce u Greyanna.
– W zasadzie nie powinienem cię puścić – spojrzał w oczy Kersta.
– Postępuj zgodnie z rozkazami. Nie chce ci sprawiać kłopotów.
Altyr chyba uwierzył młodemu rycerzowi, ale uznał również, że ten posiada spora mądrość, biorąc pod uwagę jego młody wiek.
– Wysłałem gołębia z wiadomością. Wkrótce otrzymam odpowiedź. Wybacz mi. Wcześniej był inny dowódca, kiedy ty przeprowadziłeś Atamirę przez wojsko Krunna. Nie tak dawno pewien cygan o imieniu Varda przedarł się z jej służką Garlą.
– Garlą! – Kerst aż zasłonił usta z wrażenia – była przyjaciółka moje ukochanej siostry Halsy. To cudownie, ze się uratowała.
– Świat jest mały, Kerst. Jeżeli nie masz nic przeciwko, ugoszczę cię, jak powinienem od razu. Wybacz mi, moim obowiązkiem jest strzec Londery.
– Och, nic się nie stało – młodzieniec naprawdę nie miał żalu do Altyra.
– Skoro już jesteś... Wspomniałem o strzelaniu. Czy nadal możemy zrobić sprawdzian?
– Dobrze – odrzekł skromnie Kerst.
Po dobrym posiłku wyszli na polanę. Zaczęli strzelać do drzewa. Altyr pierwszy. Kerst, zanim wystrzelił strzałę, przeprosił drzewo, co nieco zdziwiło dowódcę warty. Kerst strzelił i wypuszczona strzała przepołowiła strzałę wystrzeloną przez Altyra.
– Co za doskonały strzał, ale to pewnie przypadek.
Kerst spojrzał na dowódcę warty i strzelił po raz drugi. Trzecia strzała rozpołowiła drugą.
Starszy mężczyzna pokręcił głową.
– Wybacz. Jesteś naprawdę mistrzem.
– Dziękuję. To jest tylko zasługa Pana naszego – wzniósł oczy ku niebu.
Wówczas Altyr poczuł strach. Potraktował Kersta niezbyt miło na samym początku. A młodzieniec jest nie tylko bohaterem, ale i kimś specjalnym. Co, jeżeli powie niemiłe słowo o nim Altamirze, bo zaraz po posiłku otrzymał wiadomość, że księżna sama tu przyjedzie?
Rozmawiali nadal miło. Kerst czuł, że starszy rycerz jest nieco zdenerwowany, ale nie rozumiał powodu. Straż później zobaczyli piątkę jeźdźców. Dostrzegł Atamirę
– Kerst! Myślałam, że cię już nigdy nie zobaczę – zeskoczyła z Pioruna, podbiegła do młodzieńca i go mocno przytuliła.
Chciała pocałować, ale się pohamowała.
– Witaj Atamiro – odrzekł spokojnie.
– Naprawdę się cieszę. Najpierw Gerla a teraz ty. Tym razem cię już nie puszczę. Znalazłeś Halsę? – nieco się zasmuciła, bo pamiętała ze słów Gerli i mieszkańców gdzie jego siostra jest teraz.
Tak naprawdę nie bardzo sobie wyobrażała, że może istnieć królestwo pod dnem jeziora.
– Halsa jest z Rey – odrzekł spokojnie – Pewnie jej już nie zobaczę. Czasem słyszę Rey, ale nigdy siostry – nieco posmutniał.
– Czy dobrze cię potraktowano – spojrzała na Alyara, a ten odczuł niemiłe mrowienie.
– O tak! Dowódca straży Altyr jest bardzo dobrym żołnierzem. Potraktował mnie dokładnie, jak powinien.
– To dobrze. Przekażę królowi Londery. Król wciąż chce, bym się przeniosła do stolicy, ale ja nie zostawię moich przyjaciół.
Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.