Noc Łowcy Smoków cz.10

Aby zabić czas król często wybierał się na polowania do Szarego Boru, aby złapać jakąś sarnę na obiad, a może nawet niedźwiedzia. Przez ostatnie lata stał się już chyba mistrzem, jeżeli chodzi o szybkie upolowanie dzikiej zwierzyny. Nikt nie mógł mu dorównać. Jednakże przez pojawienie się smoków, coraz rzadziej wracał do zamku z pełnym workiem, a częściej z mniejszą ilością towarzyszy.
Król dwa razy w tygodniu słuchał próśb swoich poddanych na złotym tronie. Może i było to tylko słuchanie zażaleń wieśniaków oraz wyłudzanie pieniędzy od państwa, ale tron był niesamowicie wygodny, a Larkin miał pod ręką całą tacę winogron, które podawały mu piękne służące. Również Shannon umilała mu ten czas na pogawędkach. Miała bardzo barwny życiorys. Nie chciała odpowiedzieć jednak na pytanie ile ma lat. Gdyby była zwykłą kobietą, Larkin stawiałby na swój wiek, czyli około dwadzieściadziewięć lat. Jednakże czarodziejki zachowywały młodzieńczy wygląd przez bardzo długie lata, więc mogła równie dobrze dobijać właśnie do setki. Królowi to jednak nie przeszkadzało, gdy ta pewnej nocy wślizgnęła się do jego sypialni pod pretekstem koszmarów. Teraz jej sypialnia pozostaje częściej pusta.
Larkin przyjmował właśnie jakiegoś wieśniaka, który skarżył się na to, że smok zjadł mu połowę owiec, gdy nagle usłyszał, że na placu przed zamkiem zapanował chaos oraz słychać było krzyki. Ludzie coś powtarzali. Król wyłapał jedno słowo.
''Smok''.
To był smok, a gdy większość służby zaczęła panicznie uciekać z sali tronowej, jej drzwi otworzyły się i do środka weszła dziewczyna, na oko mająca dwadzieścia lat. Larkin widział ją pierwszy raz w życiu. Jednak prawie całkowicie jego uwagę pochłonął ogromny czarny smok panoszący się na placu przed salą tronową. Każdy, kto próbował się do niego zbliżyć z włócznią lub mieczem w ręku zostawał potraktowany smoczym ogniem.
Król połączył wszystkie elementy i gwałtownie wstał ze swojego miejsca. Dziewczyna się do niego zbliżyła, a nawet nie uklękła. Była całkowicie brudna, jej ubrania wisiały na niej, tak, że tylko jej długie, złote włosy wskazywały na to, że jest kobietą. W każdym innym przypadku człowiek stwierdziłby, iż nie różni się ona od tamtych chłopów. Jednakże w jej oczach Larkin dostrzegł niebezpieczny blask. Mężczyzna cofnął się o krok nie wierząc, że jego cel jest w zasięgu wzroku.
- Królu Larkinie, jestem tą osobą której ostatnio szukasz, Łowczynią Smoków. - Odezwała się dziewczyna, próbując brzmieć śmiertelnie niebezpiecznie, choć średnio jej to wychodziło. Król pokiwał głową, żeby kontynuowała. - Nie przybyłam tutaj, żeby Cię zabić, więc czy mógłbyś rozkazać swoim strażnikom, by przestali we mnie mierzyć? - Larkin dał dłonią znak, by straż opuściła włócznie skierowane na dziewczynę. - Nazywam się Aithne. Pochodzę z wioski Gae Bulg, w okolicy jeziora Tara. Przybyłam tutaj, aby poddać się Twojej woli. Nie zamierzam się sprzeciwiać, jeżeli to ma tylko uspokoić zamieszanie panujące w kraju, jestem gotowa zrobić wszystko by tak się stało. - Patrzyła się na niego swoimi rozpalającymi się oczami, tak, że Larkin miał wrażenie, iż dziewczyna zaraz wypali mu dziurę w głowie.
Larkin przywołał służącą.
- Zabierzcie ją, wyszorujcie, dajcie nowe ubranie, a stare wyrzućcie. Podajcie coś do jedzenia, a potem przyślijcie do mojej komnaty. Będę chciał z nią pomówić na osobności. - Zastanowił się chwilę, marszcząc czoło, a następnie zwrócił się do Aithne. - Czy możesz uspokoić swojego smoka?
- Wyślę go na polowanie. - Powiedziała i smok niemal natychmiast odleciał w stronę Szarego Boru.
***
Aithne mimo, że niechętnie przybyła do króla, chciała, by nikomu nie stała się już krzywda. To była najcięższa decyzja w jej życiu. Zostawiła wszystko i wszystkich, których miała, by spróbować zmienić los mieszkańców Annwn.
Pozwoliła, by trzy dziewczyny w jej wieku zaprowadziły ją do dużego pomieszczenia, w którym mieściła się drewniana, duża balia wypełniona do połowy wodą.
Służące w brązowych, lnianych sukniach bardzo charakterystycznych dla najbiedniejszej ludności zaczęły ją rozbierać. Ostatnio Aine też nosiła taką suknię. Wiele się zmieniło odkąd umarła jej mama.
- Sama sobie poradzę. - Powiedziała do nich i się odsunęła.
- Jak sobie pani życzy. - Odezwała się jedna z nich.
Dwie opuściły pomieszczenie, prawdopodobnie idąc napełnić dzban gorącą wodą. Jedna została i bezwstydnie patrzyła się na Aine.
Gdy dziewczyna skończyła się rozbierać, do pokoju weszły pozostałe służące, niosące dwa duże dzbany, z których unosiła się gorąca para. Jeden z nich został wlany do balii, a drugi pozostawiono obok.
Aithne ostrożnie weszła do balii czując jak momentalnie ogarnia ją ciepło. Na jej skórze pojawiła się gęsia skórka. Dawno się nie kąpała, nie wspominając o idealnie podgrzanej wodzie. Wydawało się jej, że skóra wchłania całe ciepło, jakby tego jej brakowało.
Służące natychmiast zabrały się do pracy i zaczęły szorować brudne ciało. Trwało to tak długo, że jej skóra stała się czerwona i obolała. Aithne pomyślała, że jednak wolałaby zostać brudna. Wtem zabrały się do mycia jej włosów. Wylały na nie część wody z drugiego dzbana i nałożyły na jej głowę dziwny płyn, który po chwili zaczął się delikatnie mydlić. Nie czuć było żadnego zapachu, ale masaż głowy był niesamowicie odprężający. Służące powtórzyły czynność jeszcze dwa razy, zanim Aine mogła wyjść z wanny. Dziewczyna podsłuchała, jak jedna się zwraca do drugiej, iż przynajmniej nie ma wszy.
Gdy wszystkie zabiegi pielęgnacyjne się skończyły, a Aithne została naoliwiona i wyperfumowana, jedna z dziewczyn przyniosła bogato zdobioną, niebieską suknię. Jednak najpierw Aithne musiała się wcisnąć w obcisły oraz niesamowicie niewygodny gorset. Służące pomogły jej uporać się ze wszystkimi elementami garderoby, a następnie ułożyły z wyschniętych włosów fale, swobodnie opadające na plecy. Nie zapomniały dopiąć do nich ogromnej kokardy, która wyglądała komicznie, jednakże sprawiała, że Aine czuła się jak arystokratka.
Parę chwil później została sprowadzona na dół, do sali jadalnej, gdzie podano jej obiad. Był to pieczony królik w owocowym sosie. Nigdy nie jadła niczego, co było tak wykwintnie przygotowane. Ostrożnie odkroiła pierwszy kęs. Gdy wzięła go do buzi, na języku poczuła wspaniały, rozpływający się w ustach smak. Zjadła resztę tak szybko, że poczuła, iż gorset pęknie w ciągu kilku następnych sekund. Nie mogła się jednak powstrzymać, gdy przed nią postawiono deser składający się z sernika i świeżych moreli, pokrojonych w kostkę.
- Czy możecie podziękować ode mnie kucharzowi za tak wspaniały posiłek? - Zwróciła się Aine do służących, czujnie obserwujących zza pleców każdy jej ruch. Wydawało by się, że na dźwięk jej głosu, podskoczyły w miejscu.
- Oczywiście, że służące przekażą. Nie dziwię się, pani, że zjadłaś to wszystko. Gdy przybyłaś wyglądałaś na bardzo wygłodzoną.
Aine obróciła się na krześle w stronę źródła dźwięku. Natychmiast dostrzegła nieziemsko piękną kobietę w zielonej sukni i z niebieskimi włosami. Przez głowę dziewczyny przebiegło jedno słowo.
Czarodziejka.
- Kochanie, masz tak wielkie oczy, jakbyś zobaczyła ducha. - Kobieta podeszła do Aine i zaczęła gładzić ją po policzku. Dziewczyna nie potrafiła się nawet ruszyć. - Jesteś taka piękna. Gdy zobaczyłam Cię na sali tronowej, nie spodziewałam się, że pod tą warstwą brudu kryje się tak piękne stworzenie. A te oczy... Ach! Gdzie są moje maniery? Mam na imię Shannon. Król zatrudnił mnie, bym Cię odnalazła, jednakże widzę, że niepotrzebnie.
Jej fałszywość biła na odległość. Aine wyczuła to od razu. Sztuczny uśmiech, przesłodzony głos...
- Jestem Aithne. - Tylko tyle zdołała z siebie wydusić.
- Król zlecił mi, bym zabrała Cię do jego komnat po skończonym posiłku. Widzę, że właśnie skończyłaś, więc nalegam, byśmy wyruszyły.
Aine pokiwała głową i zaczęła podnosić się z miejsca. Miała wrażenie, że gorset nie może się równać ze strachem ściskającym jej wnętrzności.
Shannon prowadziła dziewczynę przez długi korytarz w całkowitej ciszy. Słychać było tylko ich kroki.
- Ile masz lat Aithne? - Zapytała się znienacka Shannon. Miała obojętny wyraz twarzy, ale dziewczyna zauważyła, iż zbytnio się nią interesuje.
- W tym roku kończę dwadzieścia lat.
- Na prawdę? Jesteś całkiem młoda jak na Łowczynię. - Dalej wędrowały w ciszy. Na szczęście komnaty króla okazały się być już niedaleko, więc, gdy tylko Shannon popchnęła drzwi, Aine wstrzymała oddech.
Wszędzie widoczny był przepych. Dzieła sztuki nie mieściły się na ścianach. Na stole przed drzwiami leżały gęśle. Dziewczyna pomyślała, że król musi wyjątkowo lubić muzykę, skoro zaprasza nadwornego błazna lub barda do swoich prywatnych komnat.
Aine rozglądała się z zaciekawieniem po pokoju, gdy nagle zauważyła sylwetkę mężczyzny kryjącą się przy oknie. Stał nieruchomo, więc nie wiedziała co ma robić. Trwała kompletna cisza, jednakże nie była ona krępująca jak w przypadku Shannon, tylko... odpowiednia.
- Żadna świeca nie jest zapalona, jednakże pokój rozświetla się od Twej obecności, Pani.
Jeżeli to miał być komplement, to był jak najbardziej udany, pomyślała Aine. Jednakże, gdy chwilę nad tym pomyślała, to rzeczywiście jej skóra delikatnie się świeci, ledwie niezauważalnie, ale jednak.
- Dziękuję Wasza Wysokość. Chciałeś, abym się tu zjawiła...
W tej chwili Larkin się obrócił. Aithne wstrzymała okrzyk zdziwienia, gdy zamiast starca, zobaczyła przed sobą młodego, krzepkiego mężczyznę. Był jednocześnie bardzo przystojny i dziewczyna nie potrafiła odwrócić wzroku od jego twarzy oraz pożerać wzrokiem każdy, najdrobniejszy szczegół.
- Dlaczego nie możemy tego odłożyć na jutro? Przez tę noc świąt się nie zawali, a Ty Pani jesteś pewnie zmęczona.
- Więc, za przeproszeniem.... w jakiej sprawie zostałam wezwana, skoro zaraz mam odejść? - Rzuciła Aithne zanim o tym pomyślała. Szybko zakryła usta ręką, jakby miało to zatrzymać wypowiedziane słowa.
Larkin tylko się uśmiechnął. Ledwie niezauważalnie, ale czujny wzrok Aine to wyłapał.
- Usiądź przy stole. - Wskazał bogato zdobione krzesło machnięciem ręki.
Aithne nie odważyła się sprzeciwić królowi, mimo ''mocnego wejścia''. Gdy siadała, Larkin przysunął jej krzesło do stołu. Nagle poczuła ścisk w żołądku, mimo pochłonięcia ogromnej ilości jedzenia. Delikatny uśmiech nie schodził władcy z ust. Miała wrażenie, że coś jest nie tak. Poprawiła swój biust. Gorset niemiłosiernie ją dusił.
Dziwnie się czuła w takim miejscu. Całe życie spędziła na wsi, bawiąc się z Loganem i kradnąc owoce z sadu należącego do pewnego starszego człowieka.
- Co o tym myślisz? - Wyrwał ją z zamyślenia głos Larkina.
- Och, przepraszam, ale się zamyśliłam... czy Wasza Wysokość mogłaby powtórzyć?
- Zapytałem tylko czy zechcesz spróbować wina z mojej piwniczki. Jestem prawdziwym smakoszem i mam nadzieję, że zechcesz mi towarzyszyć przy kosztowaniu tego przysmaku. Uwielbiam winogrona i wszystkie ich przetwory.
- Z przyjemnością. - Odparła Aine. Jako dziecko spijała z Loganem resztki wódki po dorosłych. Gdy pewnego razu zostali nakryci, dostali niezapomniane lanie. - Szczerze mówiąc, nigdy nie piłam wina.
- Każdy musi mieć swój pierwszy raz. - Znowu się uśmiechnął, wpatrując się w jej oczy.
Obserwowała jak powoli otwiera butelkę.
- Zwykle robi to za mnie służba, ale pora się popisać swoimi umiejętnościami przy Łowczyni.
Gdy rozlał wino do pucharków, wzięła je ostrożnie w ręce, by nie wylać i ostrożnie przechyliła.
- Smakuje? - Zapytał się Larkin.
- Nawet bardzo, Wasza Wysokość.
Nastała niezręczna cisza. Aithne powoli sączyła ze swojego pucharka nie wiedząc co powiedzieć. W pewnej chwili zrobiło się jej słabo, zaczęła się osuwać po krześle, gdy cały obraz wirował jej przed oczami.
- Co to..... było? - Szepnęła z ledwie poruszających się warg. Próbowała wstać i uciec, ale była za śpiąca. Za słaba. Bezbronna.
- Nic takiego... obudzisz się po kilku dniach i wtedy Ci wszystko wyjaśnię. - Król podszedł do niej. Dzieliły ich teraz centymetry. Aine próbowała wezwać swojego smoka, ale nie potrafiła się skupić. - Chcę wiedzieć o Tobie wszystko, a do tego potrzebne jest trochę czasu.
To były ostatnie słowa jakie usłyszała. Jej powieki już nie wytrzymały i całkowicie się zamknęły. Król wziął ją na ręce i położył na swoim łożu, by nie stała się jej krzywda.
- Jesteś taka piękna... Aithne - Powiedział gładząc ją po policzku. - Straże! - Zawołał po chwili napawania się urodą dziewczyny. - Poślijcie po panią Shannon. Przekażcie jej, że wszystko jest gotowe i ma się zjawić jak najszybciej.

iza0199

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2484 słów i 13497 znaków.

4 komentarze

 
  • Użytkownik AuRoRa

    Wykorzystali naiwność dziewczyny

    11 kwi 2018

  • Użytkownik Kuri

    Gdzie rozdziały???????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????/

    27 lut 2016

  • Użytkownik iza0199

    @Kuri ciiii ostatnio dręczył mnie brak twórczości, ale niedługo pojawi się kolejna część, bo jest w większości napisana ;)

    28 lut 2016

  • Użytkownik Kuri

    @iza0199 No, ja mam taką nadzieję :P

    28 lut 2016

  • Użytkownik Kuri

    Ok, przeczytałem. Znowu postarałaś się ze światem przedstawionym. Znowu genialne postaci. Kolejne zwroty akcji. Ale, żeby nie było tak słodko, jest też kilka minusów :P Po pierwsze, opisz bardziej tego smoka, bo do tej pory nie mogę go sobie wyobrazić xD Po drugie, czemu rozdziały są takie krótkie!? Po trzecie, ostatnie, (ale tu już się po prostu czepiam :P ) akcja dzieje się dla mnie trochę zbyt szybko. Uciekła z wioski, zamieszkała w szałasie, ledwo poznała nimfę, odleciała do zamku... Czuję, że gdybym oglądał film, to ta cała akcja byłaby ujęta w niecałe 10 minut ;)

    17 sty 2016

  • Użytkownik Gabi14

    Huhuhu :D ale myślałam, że Aithne jest mądrzejsza; król chciał ją odnaleźć i myślała, że nie będzie chciał jej zrobić krzywdy? Idiotka xD starasz się żeby czytelnicy znienawidzili ją? Bo na ten moment już jej nie lubię - jest głupia. Ale ogólnie podoba mi się  :jupi:

    16 sty 2016