Aithne miała tej nocy dziwny sen, gdzie cały świat pochłaniał ogień. Uciekała przed nim, ale jej ciało uległo samozapłonowi. Zaczęła krzyczeć w agonalnym bólu. Poddała się i pozwoliła, aby ogień ją doszczętnie strawił.
- Aine! Aine! Obudź się! - Dziewczyna szybko usiadła na twardej pryczy, którą dzieliła z młodszym bratem, Eoinem i zasłoniła twarz dłońmi czując straszliwe pieczenie, szczególnie w okolicach oczu. - Aine... nic Ci nie jest? Ciągle krzyczałaś i płakałaś, nie mogłem Cię obudzić.
Aithne wreszcie odsłoniła swą twarz, a Eoin omal się nie zabił spadając z łóżka na jej widok.
- Bogowie... - Szepnął i pobiegł do oddzielnego pokoju rodziców z krzykiem.
Dziewczyna zupełnie nie wiedziała o co chodzi. Wstała z twardej pryczy pocierając zimne ramiona i skierowała się do drewnianego stoliczka w rogu pokoju, na którym stało maleńkie lustereczko. Dostała je od ojca na piętnaste urodziny. Musiał bardzo dużo pracować w kopalni, aby je zdobyć.
Zanim nakierowała je na twarz, zauważyła, że nie potrzebuje już świecy, aby wszystko widzieć w nocy.
To co zobaczyła w porysowanym odbiciu odebrało jej zupełnie mowę.
W tej samej chwili do pokoju wpadł ojciec z przestraszoną miną. Aine stała do niego tyłem, więc mocnym szarpnięciem odwrócił ją do siebie.
Dziewczyna usłyszała świst wciąganego powietrza przez macochę stojącą obok.
- Bogowie... - Rzekł Brian przyglądając się z powagą kolorowi oczu córki, który wyglądał, jakby płonął żywym ogniem.
- Możecie wreszcie przestać z tymi Bogami? - Odezwała się poddenerwowanym głosem Aine.
Ojciec nie zwrócił uwagi na jej słowa, gdyż zamiast tego odezwał się opanowanym głosem do swej żony.
- Sprawdź stan księżyca i uważaj na siebie, dobrze Tiernan? - Macocha kiwnęła głową i pobiegła na dwór podwijając swą dziurawą suknię.
- Ojcze, co się ze mną dzieje? - Odezwała się drżącym z emocji głosem dziewczyna.
- Dlaczego akurat Ty... - Mruknął pod nosem Brian.
- Ojcze, powiedz mi wreszcie!
Aithne wiedziała, że w tej chwili nie powinna podnosić głosu, szczególnie na własnego ojca, a dowodziło temu mocne uderzenie w polik, jakiego właśnie doznała.
Oszołomiona, upadła ciężko na krzesło stojące tuż obok.
Siedzieli razem w ciszy do momentu, gdy wróciła macocha Aithne. Gdy tylko dziewczyna usłyszała kroki otarła rękawem sukienki zagubioną na poliku łzę.
Brian potarł swoją brodę i podniósł pytająco brwi w stronę przybyłej Tiernan.
- Ubyło ćwiartki księżyca. Musiałam dłużej czekać, bo niebo przesłoniły gęste chmury.
Ojciec wciągnął głęboko powietrze.
- Zostaw nas Tiernan. Muszę porozmawiać z córką.
Macocha w pośpiechu opuściła pomieszczenie, ale Aithne była prawie w stu procentach pewna, że ta będzie podsłuchiwała.
I nie myliła się. Słyszała za drzwiami, że macocha próbowała uspokoić oddech, ale nadaremno.
Gdy tak siedzieli razem pogrążeni w ciszy, Aine myślała, że ojciec zasnął, ale po chwili odezwał się cichym głosem, jakby był niepewny tego co mówi.
- Pamiętasz jak matka opowiadała Ci najprzeróżniejsze opowieści na dobranoc?
Aithne pokiwała głową widząc zamglone obrazy i przyjazny szept matki w głowie.
- Była wspaniałą kobietą, ale nie wiedziałem, że jej krew jest skażona, aż do tej chwili. Wracając do... opowiadała Ci kiedyś o Łowcach?
Dziewczyna pokręciła przecząco głową, próbując sobie coś przypomnieć. Brian odetchnął głęboko szukając odpowiednich słów.
- Historia Łowców byłaby za długa do opowiedzenia, więc napomnę tylko ostatniego z tego rodu. Bevan był wspaniałym wojownikiem, ale zaraz po... przemianie stracił rozum. Zabijał wszystkich, a kiedy tylko zdobył swego smoka - wielką i krwiożerczą Bestię - zaczął palić wioski, nie zważając na matki z dziećmi. Nie przetrwały również plony i ludzie umierali z głodu. Pewnego dnia ktoś mężny odważył się zebrać ludzi i podstępem wspólnie zabili Bevana. Jego Bestia straciła wtedy wszystkie siły, więc bez większych trudności ugodzili ją włócznią w serce. Wszyscy oczekiwali szczęśliwego zakończenia, ale nikt nie wiedział, że Bevan zdążył pozostawić po sobie potomstwo. Teraz wszyscy to już wiedzą, wraz z odjęciem księżyca.
- Ale dlaczego ludzie się mają mnie bać, ojcze? Z tego co słyszę był tylko jeden szalony Łowca.
- Ludzie boją się wszystkiego. Przeraża ich to, że znowu ktoś może pomordować ich rodziny, więc będą teraz chcieli za wszelką cenę znaleźć nowego Łowcę i go zabić. Masz ogromne szczęście, córko. Łowcami byli sami mężczyźni, dlatego tak szybko Cię nie znajdą. Musisz się ukrywać w nocy. Twe oczy stają się wtedy ogniste, co wskazuje na to, iż jesteś nowym Łowcą. Może tego nie wiesz, ale tę wiedzę przekazała mi moja prababka, która sprowadziła tu mój ród zaraz po śmierci swego męża.
- Co ja mam teraz zrobić?
- Za cztery dni, licząc od dzisiaj, stanie się jedna, długa Noc Łowcy Smoków, mogąca trwać wiele miesięcy, jak nie lat. Ludzie będą mogli Cię z łatwością odnaleźć, a wtedy poderżną Ci gardło jak świni. - Brian splunął na podłogę, a Aine skuliła się na swoim miejscu. - Teraz zacznie w Tobie zachodzić jeszcze większa przemiana, ale pamiętam tyle, że zdziczejesz, ale nie postradasz zmysłów.
- A-a-ale co mi to da? Dlaczego?
- Będziesz musiała umieć zapolować na własnego smoka. - Rzucił niedbale Brian spluwając ponownie na podłogę.
_________________________________________________________________
No i jest. Może nie wybitnie długa (nawet jej tak nazwać się nie da), ale jest. To już prawowita perspektywa. Aithne (Aine) nie będzie wcale taka niewinna i dziewczęca, jak zauważyliście pewnie w tej części. Nie będzie tu też tak dużo wątku miłosnego jak w, np. ''In the darkness''. Spróbowałam stworzyć odmienny świat i udało się (jak na razie), ale jeszcze będzie trochę tych części i nie wiadomo, czy dalej wszystko będzie takie składne. Trzymajcie za mnie kciuki!
2 komentarze
AuRoRa
Fajne, czytam dalej
Gabi14
Krótszego się nie dało?