W czasach mej młodości grywałem na komputerze po nocach. Mieszkałem wtedy z rodzicami w bloku z wielkiej płyty. Przychodził taki moment nocą gdy świat zamierał, czuć było tylko nieprzyjemny zapach miasta za oknem, auta nie jeździły, a blok zapadał w śnie. Ten okres bezdźwięczny, jak o nim mówiłem sobie w swojej głowie, zawsze kończył się jakimś dźwiękiem. Czasem sąsiad krzyknął do żony "ty kurwo", czasem włączył się alarm w aucie na parkingu, a innym razem grupa wyrostków mierzyła swe siły w mocowaniu się z koszem na śmieci.
Tym razem było inaczej, usłyszałem gdzieś z głębi budynku głośne "ssssssss", to syczenie było przeraźliwe, świdrowało mój umysł od środka w taki sposób, jakby przez ucho do głowy wleciał mi trzmiel. Bałem się.
Myślałem o tym aby iść obudzić rodziców, ale jednak wolałem tego nie robić, zorientowałem się w porę, że przecież te syczenie jest tak głośne, że rodzice, jak i cały blok powinni się już obudzić, a co jeśli to przyłącze gazu? Zastanawiałem się... Na szczęście byliśmy bezpieczni, przecież do naszego bloku gaz nie dochodził.
SSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSS.....
Syczało, a ja przegrałem już kolejne życie, nie dało się grać, ale bałem się. Mimo to chciałem udowodnić sobie, że nie jestem ofermą, włożyłem na stopy klapki i wyszedłem na klatkę schodową, kliknąłem światło, syczało nadal, jakby z dołu, zacząłem schodzić po schodach coraz niżej i niżej, a syk stawał się głośniejszy i bardziej wyraźny, tak, teraz już byłem pewien, dochodził on z piwnicy. Pobiegłem szybko po klucze i otworzyłem piwnicę, mieliśmy dwa zamki, do piwnicy ogólnej oraz do pomieszczeń własnych. Światło było słabe i migotliwe, syk straszny, poruszałem się w kierunku naszego pomieszczenia piwnicznego, to z niego jak się okazało dobiegało syczenie. Strach sprawił, że nogi mi się ugięły, ale postanowiłem działać. Doszedłem przecież już tak daleko, chwyciłem za kłódkę i otworzyłem ją. Kilka głębokich wdechów i otworzyłem drzwi... Przede mną na półce syczał duży słoik z ogórkami kiszonymi od babci. Ulżyło mi, to tylko ogórki. Podszedłem do słoika chcąc dokręcić go by przestał syczeć, nie udało się, więc postanowiłem go odkręcić. Gdy to zrobiłem wieczko wystrzeliło do góry, a ze słoika wyskoczył ogromny korniszon, który od razu chwycił za siekierę.
- O ty skurwysynu jeden ty - krzyknął do mnie.
- Gadający ogórek? Jak to? - Strach powrócił.
- Nie pierdol lamusie, bo ci łeb upierdolę, prowadź mnie na swój kwadrat chuju.
Idąc pod groźbą straty głowy poprzez ucięcie jej siekierą przez korniszona zaprowadziłem go do naszego mieszkania, co było błędem. Ogórek sterroryzował mnie i moich rodziców siekierą, teraz już od 3 miesięcy wypuszcza nas pojedynczo z domu, rodzice pracują na niego wydając większość pieniędzy na chrzan, czosnek i inne takie duperele, a on tylko moczy się w zalewie i grozi nam śmiercią. Ostatnio musieliśmy sprzedać komputer żeby nakupić mu kopru. Nie wiem co z nami będzie, boję się eksmisji, sąsiedzi już wzywają niemal codziennie straż miejską, bo przeszkadza im zapach korniszona.
2 komentarze
Bak
He he
mela
Eee... Dziwne, ale może być.