Monotonny głos nauczycielki ledwo docierał do zagubionego w myślach czarnowłosego młodzieńca, siedzącego w ławce na samym końcu klasy. Przed nim leżał otwarty zeszyt, zapisany niestaranny pismem, byle tylko odczytać, taką dewizą się kierował, tworząc notatki. No cóż, nie zawsze tak było, ale co tam. Lekko obracał niebieski długopis między palcami, spoglądając tępo na swoją klasę. Zdążył poznać ich przez ten rok, ale nie odczuwał jakiegoś wielkiego przywiązania, ot chwilowe znajomości, kończące się zaraz po szkole. Za oknem deszcz bębnił grubymi kroplami prosto w szyby, przejście do następnego budynku będzie niezwykle irytujące, dlaczego akurat biologia musiała być w oddzielnym gmachu? Pogoda mu nie przeszkadzała, ale mokre ubrania już tak. Wrócił wzrokiem na tablice, zielonkawy prostokąt, mający swoje lata za sobą. Tylko geografia w sali obok posiadała tablicę interaktywną, postęp nadal pukał do drzwi tego liceum. Na niej widniał schemat budowy komórki nerwowej, wreszcie coś, co dało się nauczyć w porównaniu do na przykład takiej chemii. — Pamiętajcie, że to będzie na następnej kartkówce, a teraz... — zaczęła, odkładając kredę na miejsce. Wprawdzie niemłoda już belferka z niemalże maniakalnym uporem próbowała wbić młodzieży wiedzę do głów, ale prędzej Syzyf zakończy swoją pracę, niż to jej się udało. Widmo weekendu znacząco wpływało na pamięć uczniów. „Jeszcze tylko kilka godzi, byle do końca”, jak połączeni w jeden centralny mózg myśleli zgromadzeni. — Panie Rydz, śpi pan? — Zwróciła się do naszego bohatera, spoglądając za szkieł okularów. — Nie, nie — odparł szybko. Nie cierpiał takich sytuacji, kilkanaście spojrzeń wbijanych w wyczytanego. Dla błyszczących w towarzystwie i szukających atencji, nie stanowiło to problemu, wręcz pożądali tego. Niestety Janek czuł, jakby smażyli go "laserami" z oczu, głowa pustoszała, a z ust leciały nieprzemyślane słowa. Wielokrotnie tego doświadczał, powodując wybuch śmiechu u rówieśników. Najchętniej stałby się cieniem, obserwującym wszystko z boku, niezauważony przez nikogo. Marzenia rodem ze świata fantasy... Zabrzmiał dzwonek na przerwę, zaburzając atmosferę lekcji. Nikt nie słuchał przypomnień nauczyciela o nadchodzącej kartkówce, każdy pakował się i kierował swe kroki poza klasę. Czarnowłosy wstał i ubrawszy czerwoną kurtkę, wyszedł na zewnątrz. Uwielbiał deszcz, czuł, że może się w nim schować, być anonimowym przechodniem, brakowało tylko słuchawek w uszach. Ach słodka muzyka odcinająca od rzeczywistości, wolał jednak oszczędzać baterię telefonu na później. Spokojnym krokiem podążał w kierunku kolejnego budynku, dookoła znajomi śmiali się, komentowali, dyskutowali o kolejnej lekcji. Ta sztuczność powodowała odruchy wymiotne u Janka. Ludzie w maskach, ukrywający swoje prawdziwie myśli, mieszający drugiego z błotem, gdy akurat go nie ma, choć jeszcze chwile temu razem "umierali" ze śmiechu. Mimo to on również ulegał niekiedy tej atmosferze, śmiał się i prowadził rozmowy. Spadająca woda delikatnie studziła rozgrzaną głowę, przynosząc ulgę od niechcianych myśli. To nie tak, że ktoś mu dokuczał, czy inni natychmiast odsuwali się od niego, on po prostu wolał samotność od ciągłego tłumu. Większa ilość osób znacząco wpływała na samopoczucie i codzienność głównego bohatera. — Janek, zrobiłeś z tej matmy? — spytał jeden z bliższych znajomych, gdy tylko weszli przez masywne drzwi, przechodząc z szumu natury do zgiełku szkoły. Chwilowa harmonia została utracona, a zmysły wróciły do stanu ostrożności. — Z tego ćwiczenia? Ehe, trochę sam, trochę z internetu — odpowiedział. Człowiek jest hipokrytą niemal od urodzenia, wolał ciszę, ale ta chwila rozmowy sprawiła mu trochę radości. Ściągnął z ramienia czarny plecak, dłonią ścierając z niego nadmiar wody, po czym wyciągnął zeszyt ćwiczeń i podał koledze. — Ratujesz życie, oddam ci na lekcji. — Szybko ruszył w stronę najbliższej ławki. Czy podziękowania były szczere? Czy dał się wykorzystać? Nie obchodziło go to, jednak gdzieś z tyłu głowy powstała obawa: A co jeśli nie odda? Jak Kruczkowska zechce mu od razu wziąć zadanie do sprawdzenia? Szybko jednak to zdusił, może i był upartym samotnikiem, ale lubił pomagać. Podszedł blisko sali lekcyjnej, po czym rzucił torbę pod nogi, opierając się o ścianę. Dookoła panował niezwykły hałas, chociaż można by powiedzieć, że zwykły, zważywszy na ilość uczniów na korytarzach i to, że ulatywał tylko podczas zajęć, wracając z następną przerwą. Z radiowęzła płynęła nieznana melodia, nawet nie próbował pytać, co to jest. Pewnie coś znanego i dziwnie, by było, gdyby tego nie znał. Jakoś nikomu nie przyszło do głowy, że nie chodzi na dyskoteki, albo nie siedzi na popularnych radiowych stronach, przeglądając najnowsze hity. Miał swoje ulubione utwory, nie szukał na siłę innych. Powoli kierował wzrok raz na lewą, raz na prawą stronę, kilkadziesiąt roześmianych twarzy, nadających non-stop. O czym mogli tyle gadać? Sam nie wiedział, bądź nie próbował odgadnąć. Prawie od zawsze czuł, że jego dusza jest starsza od ciała, nie mądrzejsza, ale zupełnie nie pasująca do rówieśników. Nie bawiły go głośne "balangi", nie interesowało picie alkoholu, od spotkań wolał cztery kąty i dobrą książkę. Czort z gadaniem innym, mógł być dziwakiem, ważne, by pozostawał sobą. Od strony męskiej toalety zawiało smrodem dymu papierosowego, kolejny przykład sprzeczności. Zakaz palenia na terenie szkoły, a jednak to robią. Czyżby głód nikotynowy był aż tak wielki, by nic nie robić sobie z nauczycieli? A może to raczej brak poważania wobec pedagogów do tego doprowadzał? Zabrzmiał dzwonek na lekcje, zaczynała się matematyka. Tu również nuda rozwijała swoje skrzydła, lecz z surową nauczycielką nie było żartów. Setki szarych komórek próbowało zamieniać wzory, podstawiać liczby, wyciskać ostatnie resztki energii po pracowitym tygodniu. I ten przedmiot przeleciał, potem następny i kolejny. Czy to przerwa, czy lekcja wszystko odbywało się tym samym schematem. Z jednej strony lubił to, wszak nie musiał się martwić o nieprzewidziane sytuacje, z drugiej strony przebywanie wśród ludzi i tak pobierało z niego mnóstwo sił. Brak zalet, brak wad, punkt wyjścia. Wreszcie mógł opuścić teren edukacyjnej placówki, wsunął słuchawki do uszu i podążał na autobus. Muzyka oddzieliła jego duszę od rzeczywistości, wreszcie mógł się uspokoić i zrelaksować. Z kapturem na głowie stanął przy peronie, koledzy śmiali się, że zawsze stał tam tak długo, mimo ogromu czasu do odjazdu. Wolał jednak to, niż cisnąć się ostatni. Znajoma melodia koiła zmęczony organizm, pozwalając podładować wyczerpane akumulatory. Ulewa z nieba idealnie pasowała do dźwięków z urządzenia i jego nastroju. Byle do domu, byle do utęsknionej przystani. Po kilkudziesięciu minutach ilość ludzi obok niego znacznie się powiększyła, a kobiecy głos z głośników zapowiedział przyjazd autobusu. Kierowca gniewnie rzucił ostrzeżenie do rozgorączkowanej młodzieży, gdy tylko drzwi otwarły się. Każdy chciał usiąść, jednak nikt nie próbował ustąpić, stąd powstała zwarta masa nieświadomych niszczycieli. W końcu Jankowi udało się wejść i usiąść na miękkim siedzeniu w przednich rzędach pojazdu. Zabrzmiał głośniej silnik, poczuł to po wibracjach podłogi. Ruszyli z przystanku, żegnając dworzec. Ktoś obok zajął wolne miejsce, nie obchodziło go to, spoglądał w szybę, wpatrzony w przemijający krajobraz. Najpierw miejskie budynki do których spieszyli przechodnie, chodniki ociekające wodą, aż w końcu jadąc dalej, wtargnęli w leśne widoki po obu stronach drogi. Nieliczni grzybiarze uparcie przeszukiwali knieje, zupełnie ignorując pogodę. Podziwiał ich zapał, kiedyś również go miał, zabierając się za naukę, niestety czas ściera ambicje, ukazując prawdziwą wytrwałość. Rydz po codziennej harówce wracał do domu, ale miał mieszane uczucia. Wysiadł na przystanku i delektując się deszczem, powoli zmierzał w stronę domu. Wszystko powoli ulegało wodzie, dostawała się za osłonę biletu, przez nasiąknięty kaptur, moczyła buty aż do skarpetek. Jednak nie przyspieszył, oczyszczał ciało i umysł, nie bacząc na późniejsze konsekwencje. Z ulgą wracał do swojego miejsca, do twierdzy, gdzie mógł zaszyć się w spokoju z książką, czy też przed komputerem. Cały mokry otworzył kluczem drzwi, powiesił kurtkę, nie siląc się przy tym na powitania. I tak nikt, by nie odpowiedział, matka w pracy, siostra studiuje w innym mieście, a ojciec podwinął ogon i uciekł, gdy chłopak miał kilka lat. Podgrzał przyszykowany wcześniej przez rodzicielkę obiad, mimo bycia dyrektorem wielkiej firmy, nadal znajdywała choć trochę czasu na przyrządzenie czegoś pysznego. Doceniał jej starania, ale tęsknił za nią. Brakowało mu irytujących pytań, jak tam szkoła, nikt nie przywitał go, ani nie skarcił za ubłocone buty. Miał wszystko, ale zarazem nie miał niczego. Lecz nie o tym ma być ta powieść. Pograł w ulubioną grę, z satysfakcją mordując z ukrycia kolejnych wrogów. Uwielbiał gry, gdzie można było z ukrycia wbić ostrze nieprzyjacielowi. Skończył, gdy słońce ustąpiło księżycowi, wiedział, by nie przesadzać. Ta fikcja nie rządziła jego życiem. Odrobił byle jak lekcje, trochę „polał wody” w opowiadaniu z języka polskiego. Po co próbować, skoro i tak nic na tym nie zyska? Byle przejść i nie narobić nikomu kłopotu. Wreszcie spakował wszystko, nadeszło to, czego od rana pragnął. Przyszykował się do najlepszego elementu codziennej rutyny i jednocześnie osi naszej opowieści, a mianowicie snu. Tak jak w czasie kolejnego tygodnia był cichym, dość spokojnym młodzieńcem, tak w czasie nocnego odpoczynku stawał się kimś więcej. Większość ludzi nie potrafi swobodnie przemieszczać się po krainie mar i omamów, zmuszeni do odegrania teatrzyk w tym, co mózg przygotował. Janek nie miał wpływu na to, gdzie się znajdzie, lecz nie posiadał linek, niczym pacynka, działał według własnej woli. Kreował wszystko według własnego uznania, choć nie przekraczał granicy moralności. Pewne zachowania były zapisany w jego charakterze, miałby ogromne wyrzuty sumienia, czyniąc wbrew swej naturze. Jednocześnie w głębi duszy istniał ten mrok, bestia pragnąca wyrwać się z łańcuchów rozsądku i zasad. "Przecież to tylko sen, zrób to. To nierzeczywistość, nic złego nie możesz zrobić", podpowiadała, szepcząc słodkim głosem. Trudno było oprzeć się pokusie, lecz mimo to wolał przecukrzoną utopię, niż horror z nim, jako oprawcą. Ułożył się na wygodnym łóżku i zamknął oczy, rozpierała go wielka ciekawość, jaką historię dzisiaj stworzy? Czym teraz się stanie, nim nadejdzie świt?
2 komentarze
shakadap
Ciekawie.
Pozdrawiam i powodzenia
krajew34
@shakadap dzięki. Poboczny projekcik, w tym tygodniu postaram się jeszcze jeden dac oraz kolejny zmierzch ostrza
emeryt
Czy to autobiografia?
krajew34
@emeryt gdzie tam. fikcja w 100%
krajew34
@emeryt wczoraj myślałem o snach i pomysł bombardował mi myśli.
shakadap
@emeryt dobre