Sanatorium. Marta u chrześniaka cz. 20

Sanatorium. Marta u chrześniaka cz. 20Czułam się w pełni bezbronna, gdy kierował we mnie swój oręż. Mogłam jedynie protestować… prosić. Ale to tylko go nakręcało. Może sugerowałam się dobrem Maksia nie broniąc się zbytnio? Dlatego wszedł we mnie jak w masło… Posiadł mnie ostro. Poczułam się jak łatwa zdobycz. Jego pchnięcia były tak potężne, że myślałam, że wysłużone łóżko rozleci się pod ich wpływem. Moje jęki na pewno było słychać za ścianą. Co najwyraźniej go rajcowało.
Był dość brutalny. Podczas gdy drapieżnie, niedelikatnie penetrował mnie, jedną ręką gniótł biust, drugą pośladki. Do tego był wulgarny.  
- Lubię dupczyć takie suczki jak ty, paniusiu! Eleganckie damulki, niby niedotykalskie, ale jak im na czymś zależy, to dają dupy, jak inne. No tyle, że wcześniej się trochę poopierają...
Pomyślałam, że stanowczo zbyt wiele mu się nie opierałam... A zwłaszcza wstyd mi było za swoje nieodpowiedzialne zachowanie, gdy miałam powody podejrzewać, że obserwuje mnie w kamerce... Ale trudno. Stało się. Czułam się rżnięta, jak typowa cichodajka... Ale przynajmniej robiłam sobie większą nadzieję na ratunek dla Maksia. Chyba warto się poświęcić w takiej sprawie? Im bardziej zadowolony będzie dyrektor z przespania się ze mną, tym bardziej pomoże chrześniakowi... Dlatego dokładałam starań, żeby szefowi sanatorium było jak najprzyjemniej. Zaczęłam głośniej pojękiwać, nawet nieco udając.  
- Ochh... dyrektorze... ależ z pana prawdziwy mężczyzna... istny ogier...  
- A widzisz... - sapał - suczko... jak porządnie cię ujeżdżam...? Obiecałem, że wyrucham cię tak, że popamiętasz do końca życia! A ja słowa dotrzymuję.
Rzeczywiście, przyłożył się jeszcze mocniej, wydawało mi się, że jego lędźwie pracują nie gorzej niż nastolatka. - Aaaaa... aaaaa! - jęczałam wyjątkowo głośno.
- Lubisz, jak mówię do ciebie "suczko"??? - zipał.
Wcześniej nie lubiłam tego słowa, uważałam je za uwłaczające kobiecie. Jednak w tej sytuacji, nie wiedzieć czemu, wydały mi się podniecające. Arcypodniecające...
- Tak... panie dyrektorze... jestem pańską suczką...
Czego nie robi się dla ukochanego chrześniaka. Nawet to.  
- No i przyznaj to, moja psito, że porządnie cię bolcuję?!
Samo to pytanie mnie przeszywało. Podobnie jak przeszywał mnie jego grot.
Sama przed sobą z trudem przyznawałam się, że tak potężną rozkosz dają mi jego pchnięcia, to wbijanie się we mnie do oporu. Zastanawiałam się, czy mu odpowiedzieć... Uznałam, że tak... że trzeba mu to oddać... Poczuje się wtedy taki dumny, jego męskość zostanie doceniona.
- O tak... panie dyrektorze... jest pan taki męski... tak mocno pana czuję...
Najwyraźniej moje słowa go zmotywowały. Pewnie gdyby powtarzał je kolegom - puszyłby się jak paw. A teraz poczynał sobie jeszcze bardziej energicznie, mimo, że sapał, jak stary parowóz.
- No i przyznaj, cipo, że mam dużego i twardego zaganiacza!
A więc on potrzebował pochwał. A ja z taką łatwością mogłam mu tu dać... Mogłam go przecież pochwalić wyborniej niż jakieś proste baby, które zapewne przewinęły się przez jego łóżko, jestem wszak elokwentną profesorką... A w sytuacji biednego Maksia, zadowolenie pana Koguta może mieć pierwszorzędne znaczenie...
- Och... panie dyrektorze... pańska pika jest wprost nieziemska, niedościgła... Przekłuwa mnie bezprzykładnie...
- Przyznaj się pizdo, miałaś w sobie większego pisiora?!
Krępowało mnie to pytanie. Wymagało ode mnie intymnych wyznań, wyjawienia mężczyźnie sekretów - kto mnie miał... Ale jednocześnie to skrępowanie podniecało...
Wywołało we mnie wspomnienia. Który z nich miał największego? Wzięło mnie dwóch takich, z okazałymi "klejnotami". Jeden to Zbig, wuefista, posiadł mnie w swoim kantorku, ależ, ja, wówczas świeżo-upieczona nauczycielka go poczułam! A drugi to pan Tadzio, niepozorny właścicel sklepu odzieżowego, tatuś jednego z moich uczniów. Ależ on miał kolumnę! Pamiętam, jak mówił, że uwielbia takie ciasne jak ja... Wziął mnie w tym swoim sklepie, tuż po zamknięciu. On zdecydowanie miał największego...
- Panie Czarku... ma pan największy miecz, z jakim się spotkałam...
- Nie cyganisz? Suko? A ilu cię nadziało na te swoje klingi?
- Ach... No nie... nie mam wielkiego doświadczenia...
-Ilu cię miało?
- Ach... ależ pan drąży... tylko dwóch...
- Aż mi się nie chce wierzyć, że do takiego miodu nie zlatywało się więcej trutni... Ale... ciasna jesteś...
- Aaaa... achhhh... - odpowiadałam mu jękami.
- Widzisz. A ja cię tu pieprzę jak... jak dziwkę!
- Aaaa... aaaaaa... - intensyfikowałam moje stękanie.
- I co? Lubisz jak tak mówię? Jak tak traktuję cię, jak dziwkę?
No i co ja mogłam odpowiedzieć?


Nawet, gdy stary pryk, ziejąc, przyspiesza na finiszu, nie dbając o to, czy jestem zabezpieczona... Stało się. Nagle, bez ostrzeżenia, skończył we mnie… Czułam się potwornie wykorzystana, kiedy złaził ze mnie, ale też miałam poczucie, że to wszystko dla Maksia.

Drugi dzień pozbawił mnie wszelakich złudzeń. Ani dyrektor, ani chłopcy, nie kiwnęli palcem, żeby pomóc Maksymilianowi. Los chrześniaka był przesądzony.
Mało tego. Gdy w deszczu, pochlipując, opuszczałam sanatorium niosąc walizkę,  
gdy droga mijała chaszcze, usłyszałam gwizd.
Z krzaków wyszło trzech chłopców, którzy dzień wcześniej pastwili się nade mną.  
- I co paniusiu?! Obiecywaliśmy ci, że damy ci popalić, jeśli się okaże, że dawałaś dupy dyrowi.
Zaniemówiłam.
- Cóż to za insynuacje! - Postanowiłam do niczego się nie przyznawać, w końcu nie było ich przecież w moim pokoju. Nie spodziewałam się także, że dyrektor miałby pochwalić się gnojkom, że mnie zaliczył...
- A więc damulko nie przyznajesz się?
- Niby do czego? Nie mam powodów...
- A może my wszystko słyszeliśmy, co się działo w nocy?
Serce zabiło mi mocniej.
- Słyszeliśmy w nocy wszystko. Wiemy, że stary sprasza sobie do tego pokoju gościnnego różne dupodajki, no i zamontowaliśmy tam podsłuch. Nie wierzysz? No to posłuchaj...

Z włączonego dyktafonu rozbrzmiały bardzo głośne dźwięki. Rozpoznałam je doskonale. To był mój głos, a właściwie jęki…
- Oooochh... och... aaaaa... panie dyrektorze! Och... nie tak mocno... aaaa...
- Wiedziałem, że będę cię miał. Wyrucham cię tak, że popamiętasz do końca życia!
Chłopcy śmieli się w głos.
- Wyłączcie to... proszę... - łzy stanęły mi w oczach.
- No dobra... skoro nie chce pani być w sieci... coś da się zrobić… zapraszamy do salonu. Ha ha ha...

4 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik nanoc

    Piszesz bardzo sugestywnie i podniecająco  :bravo:

    11 mar 2020

  • Użytkownik Historyczka

    @nanoc dzięki, podasz jakieś przykłady? może cytaty?

    11 mar 2020

  • Użytkownik nanoc

    @Historyczka Musiał bym chyba przepisać cały tekst, nie dam rady coś wybrać, pojedyncze słowa, zdania tworzą całość przesycone erotyzmem i to mnie bierze :napalony:

    11 mar 2020

  • Użytkownik Historyczka

    Czekam na wszelakie sugestie co do tego opowiadania :)

    29 lut 2020

  • Użytkownik AnnaAneta

    Jak zawsze super się czyta

    28 lut 2020

  • Użytkownik Czytelnikg

    @AnnaAneta dokładnie, i świetnie rozbudza :P

    28 lut 2020

  • Użytkownik Historyczka

    @AnnaAneta dzięki!

    28 lut 2020

  • Użytkownik Czytelnikg

    Po prostu rozkosz

    28 lut 2020