ROBOCZE
Czaruś Bałamut, Jan Kogut, woźny Tercjan pseudo Wykidajło, kierowca Andrzej Woźnica
Lizus Proteusz,
Ślad patyny na meblach, Konsola drewniana, Lustro w złoconej ramie
osamotniona okolica, kilka willi, knajpka z pensjonatem, burdel i ruiny zamku
przy pensjonacie - pomylenie z prostytutką - ile za wzięcie do buzi a ile w cipkę
Wyobraziłam sobie, jak to bybyło być prostytutką - musiałabym mu najpierw zrobić dobrze ustai... potem pozwolić, żeby we mnie wszedł... żeby używał sobie mojej cipki jak gumowej pochwy...
W knajpce - twoja ciocia nosi ładne pończochy!
druga wizyta u koguta - ręka
z chrześniakiem w ruinach zamku - wiatr - wyznanie chrześniaka - podglądałem - potem wyznanie, że wie, że mnie zmacali - przepychanie się po ruinach upadek na plecy - pocałunek
Zaskakująco długo stroiłam się przed tym wyjazdem. Dwa razy zmieniałam pończochy. Najpierw założyłam cieliste, po
przypomnienie chrześniaka
- podczas odkurzania kołuszą i dają wgląd, zmywania podłogi, na kolanach majtaja się
- podczas czynności kuchennych omal nie wyskoczą z bluzeczki
- kradzież bielizny
- pozostawienie latopa ze zdjęciami
- zapinanie sukieni - nauka tańca
Wszystkie wakacje i sporo weekendów spędzał u mnie. Nie raz zabierałam go też na wycieczki. Gdy był mały, koniecznie chciał spać ze mną w jednym łóżku. A ja mu na to pozwalałam. Wręcz stwierdzałam sobie - wreszcie jest jakiś osobnik rodzaju męskiego, z którym regularnie sypiam. Zbyt długo mu na to pozwalałam... Ale uwielbiałam to, gdy przez sen dotykał mojego biustu... Dziwnie kręciło mnie, gdy zaobserwowałam u niego pierwsze wzwody... Zabroniłam mu spać ze mną, gdy pewnego razu rozmazałam rękę w mokrej, kleistej substancji. Soją drogą potem, tę substancję znajdowałam w łazience na różnych częściach mojej garderoby: w miseczce stanika... na mojej eleganckiej czarnej spódniczce... wreszcie w moich koronkowych majtkach... Były ułożone w taki sposób, że nie pozostawiały wątpliwości, że on się nimi po prostu onanizował! Pamiętam, jaką miałam wredy chorą, ale przemożną chęć - naciągnąć te pobrudzone majtki na pupę... poczuć jego wilgoś na mojej cipce...
Niezdrowa niewątpliwie była moja nieustanna ochota prowokowania biednego chłopca. A to, gdy był u mnie, zapominałam założyć stanika, natomiast bluzkę wybierałam bardzo obcisłą... Uwielbiałam wręcz wówczas obserwować jego twarzyczkę... miny jakie robił, gdy nie mógł wprost oderwać wzroku od moich sutków przebijających się zuchwale przez materiał, jak pierwsze roślinki wiosną wyrastające z ziemi...
Innym razem pamiętam, jak przez cały ranek rozdziawiał gębę... A to za sprawą mojego stroju. Byłam w szlafroczku, który był niezwykle prześwitujący. Doskonale widać było przezeń, to co miałam pod spodem, a miałam właśnie koronkowe body i pończochy. Cholernie seksowne body. Całości dopełniały wysokie szpile. Zatem doskonale widział kształt mojej figury, w tym moje krągłe półkule. Zdawałam sobie sprawę z niestosowności zachowania, karciłam się w duchu, ale i tak nie mogłam się przemóc i zaniechać tego.
Nawet rozmowy z chrześniakiem prowadziłam w kierunku obszarów damsko-męskich.
- cipka wilgotnieje
- nazewnictwo - wagina-cipa, prącie-kutas-siusiak
- Ciociu... wstydzę ci się o tym mówić, ale ja nie mam z kim rozmawiać o seksie... Z kolegami o tym nie gadam, a matka mnie sztorcuje, jak chcę się o coś takiego zapytać...
- Ależ śmiało rozmawiaj ze mną. Po to jestem twoją chrzestną... Chętnie odpowiem na wszelkie twoje pytania.
- Sam nie wiem o co pytać... Powiedz mi ciociu, co twoim zdaniem jest ważne? Co powieinenem wiedzieć.
wieszanie upranej bielizny na sznurze - sam wieszał moje stringi
zapnij sukienkę
przymierzałam wieczorową kieckę - sądzisz że twoja ciotka spodoba się na weselu
ależ był zazdrosny - Ciociu, a nie będą cię tam podrywać?
- przekraczali granice
-
- pchali łapy tam, gdzie nie powinni
-
- Tak. Obmacywali mnie. Obmacywali w tańcu.
- Ojej! I jak ciociu zareagoewałaś?
Pomyślałam, że to wywoła zazdrość i podniecenie u gówniarza
- No właśnie za mało stanowczo.
Ależ ekscytowała mnie ta rozmowa, zwłaszcza, gdy wyobraziłam sobie, że szczyl wyobraża sobie swoją ciotkę w eleganckiej sukni, podczas, gdy ma obmacywane cycki przed podpitych "wujków".
prace domowe - zagladanie pod spódnicę
Często wykorzystywałam chrześniaka do różnych prac w domu. Na przykład pomagał mi przy wieszaniu prania na sznurze. Zawsze dostawał tę miskę z praniem, w której znajdowała się moja bielizna. Wielką frajdę sprawiało mi obserwowanie, jak równo rozkłada na sznurku moje koronkowe stringi, tudzież haleczki, albo gorsety i staniki. Dzięki temu, doskonale wiedział, jak seksowne ciuszki nosi pod kiecką jego ciotka. Poznał moje upodobanie do koronek, falbanek i kokardek. Ze szczególnym namaszczeniem wieszał moje majtki, jakby dlatego, że to ten materiał, który opina moją cipkę...
Nierzadko prosiłam go o pomoc w czynnościach, które wymagały wspinania się, jak na przykład w rozwieszeniu bluszczu, który rozrósł się nadiernie pod sufitem. Zwykle jego udział polegał na asekurowaniu mnie. A jakoś tak się składało, że zazwyczaj mialam na sobie wtedy krótkie i rozkloszowane spódniczki... Zrazu przy takich czynnościach nie wykorzystywał sytuacji i nie próbował zajrzeć mi pod spódnicę. Ale, co kolejny raz, tym śmielej sobie poczynał... A mnie to niesamowicie podniecało, że gapi mi się pod kieckę... Że widzi moje zakończenia pończoch, a może i majtki... Że może nawet dostrzec materiał koronki opinającej moją cipkę... a może nawet jej zarys. Cholernie się wtedy podniecałam.
kąpiel
reserch
lokalny portal: podglądał uczenice pod prysznicem, zamontowana kamerka, podrywa studentki i ich mamy, rano zaprosił do gabinetu Andżelikę, po południu jej mamę, która przyjechała w odwiedziny do Andżeliki, uczennice wracały do domu bez cnotek, a jedna mamuśka z Puław, która zatrzymała się w Karpatach na całe wakacje, wróciła do domu z brzuszkiem...
mamuśka na biurku z zadartą spódnicą - od razu wyobraziłam siebie - z nogami bardzo wysoko w górze, w kabaretkach i lakierowanych szpileczkach opartymi o ramiona
droga
- pokazanie manszety
- pociąg - Odnoszę wrażenie, że mężczyźni, którzy siedzą w przedziale, wiedzą po co jadę. Czytam w ich myslach: "Co za wyzywająca mini! Na bank założyła ją w jakimś celu! Może chce kogoś poprowokować? A może jedze komuś dać!". Rozpędzałam się w tym moim fantazjowaniu co do mysli mężczyzn. Zbyt wybujale wodziłam wodze wyobraźni. "Jedziesz pewnie nadstawić tyłka! Ciekawe komu się wypniesz? Czy jakiemuś młodemu gogusiowi? A może rozłożysz te swoje zgrabne nóżki przed jakimś oblechem?"
Chłopcy, zwłaszcza jeden, u którego dało się zauważyć widoczny wzwod, wygladali jak naladowani testosteronem, jakby myśleli tylko o jednym, byle móc zapakować w jakąś dziurę! Byle jaką dziurę!
- młody kierowca flirtuje ze mną w autobusie
- upskirt
Celowo założyłam nogę na nogę tak, żeby spódnica nieco się podwinęła, coby było można już dostrzec koronkę mojej pończochy.
- Nie mogę się skupić na drodze, bo ciągle zerkam na pani nóżki!
Cieplutko mi się zrobiło pod wpływem tego komplementu, ale też delikatnie się speszyłam. Jakby chcąc ratować sytuację, zaczęłam poprawiać spódnicę, ale chyba jedynie po to by wykazać, że jet tak krótka, że niewiele mogę nią zakryć...
- Ojej... przepraszam, czy mam iść na tył autobusu?
- Nie ma mowy! Niech tu pani zostanie, bo tak miło mi się z panią gada... to na czym to skończyliśmy? Że pójdzie pani do dyrektora sanatorium? Tylko niech pani uważa... To podobno pies na baby! Jak to mówią u nas, żadnej spódniczce nie przepuści! A już jak zobaczy taką szprychę jak pani...
- Ojej... niech pan nie przesadza... - jednak nie potrafiłam ukryć zadowolenia komplementem - ale, co ma pan na mysli mówiąc, że żadnej spódniczce nie przepuści?!
- Ano... że każdą musi zbałamucić, podobno niejedna gąska straciła wianek... a niejedna dziewoja potem chodziła z brzuchem... Ale najbardziej lubi ślicznotki... takie eleganckie damulki... zwłaszcza takie, które mają czym oddychać... Czyli... wypisz-wymaluj takie, jak pani!
- Och...
- Także, niech pani uważa. Na pewno na taką żyletę jak pani, to będzie miał mocną chętkę! Jeszcze jak zobaczy panią w takiej miniówie! To ho ho!
- Ale co - ho ho? - Celowo zadałam głupie pytanie, żeby powiedział coś pikantnego. Bardzo chciałam tego słuchać. Przypatrywałam się chloopcu - nieustannie zerkał na moje nogi. I nie tylko n
Byłam przerażona. Dowiedziałam się, że mój ukochany chrześniak Maksymilian znalazł się w niemałych kłopotach. Właśnie przebywał w sanatorium w Beskidach.
Jako chłopiec nieśmiały i niezaradny, często poniewierany przez kolegów, wreszcie został wrobiony kradzież-włamanie do sklepiku.
Pojechałam tam bezzwłocznie. Jego egzaltowana i wiecznie schorowana matka, mogłaby jedynie zaszkodzić.
W uzdrowiskowej miejscowości przywitała mnie typowa jesienna aura – mżył deszcz. Nieco zmarznięta i przemoczona dotarlam na miejsce.
Sanatorium mieściło się w dużej, podkarpackiej willi. Przedwojennej, nieco zaniedbanej, ale z duszą. Fasada przywodziła na mysl mroczne horrory, a ganek był porośnięty bluszczem. W parku - ogrodzie rosły stare, wielkie drzewa z olbrzymią sekwoją na czele.
W wyjątkowo duym ganku minęłam grupkę chłopców, którzy hardo omiatali mnie spojrzeniami. Dostrzegłam uśmieszki ironiczne i napastliwe. Fakt, wygladałam dość ponętnie. Wiedząc, że pan dyrektor bywa nieobojętny na kobiece wdzięki, przyjechałam ubrana odpowiednio. Założyłam krótką i obcisłą, jasną spódnicę, delikatne, bardzo zgrabne kozaczki na obcasie, do samych kolan, rozpinaną bluzkę z dekoltem, a na nogi porządne włoskie pończochy – żeby poczuć się jeszcze bardziej seksownie.
Czułam wzrok każdego z tych gówniarzy, Na nogach... na pupie... na piersiach.
Zrobiło mi się nieswojo, słysząc ciche gwizdy i szepty, które wyławiałam:
- Szarpałbym jak Reksio szynkę...
- Targałbym jak komornik szafę
Kąsałby jak szczerbaty suchara.
- Klepałbym jak babcia papierz
- Brałbym, jak rolnik dopłaty...
- Rąbałbym, jak górnik węgiel
- Siedziałbym jak szpak na czereśni
Młóciłbym jak rolnik zboże
Dziobałbym jak wróbel ziarno
Pukałbym jak dzięcioł w korę
O dziwo, z jednej strony, te uwagi mnie skrajnie zawstydzały, z drugiej, czułam, że mnie to w jakiś dziwny sposób... podnieca...
Gdy weszłam do ogromnego holu - dopiero poczułam posępny klimat miejsca. W mrocznym pomieszczeniu przykuwał uwagę wiekowy piec z brązowych kafli.
- Achhh!
W tym momencie aż podskoczyłam, gdy tuż za plecami usłyszałam metaliczny, jakby grobowy gong. To antyczny, wielki, stojący zegar z olbrzymim wahadłem wybił godzinę.
-Niech się paniusia tak nie lęka! - Uspokajał mnie tubalny głos.
Wąsaty i gruby woźny, po pięćdziesiątce, wbijał we mnie wzrok. A raczej w mój biust.
Tak, bluzka takoż jak spódnica, była bardzo obcisła, a przez to, że przylegała do ciała, zdradzała swą zawartość.
Mimo, że jestem dumna z faktu bycia "cycatką", często czułam się niezręcznie, przyciągając swymi "zderzakami" oczy rozochoconych mężczyzn. Nieco nieprzyzwoity uśmiech woźnego zdradzał, że należy on do tej części rodu męskiego, która ceni sobie wyjątkowo właśnie te niewieście walory.
Odruchowo osłoniłam piersi połami żakietu.
- Gdzie znajdę gabinet pana dyrektora Cezarego Bałamuta?
- Korytarzyk w lewo. Oj, ucieszy się nasz Czaruś z takiego gościa... Nie pamietam, kiedy zaglądała tu tak elegancka i tak urodziwa lalunia! - zachichotał pracownik sanatorium.
- Dziękuję... - odparłam cicho.
Musiałam spotkać się z dyrektorem placówki, by błagać go o pomoc w sprawie Maksa.
Gabinet Cezarego Bałamuta okazał się nie mniej mroczny. Klimatu, jaki tworzyły ciężkie, ciemne zasłony, meble pokryte patyną, pamiętające prawdopodobnie czasy cesarza Franciszka Józefa, nie ocieplała wysuszona palma stojąca przy oknie.
Woń tytoniu wskazywała, że szef sanatorium nie zabiega szczególnie o zdrowie. Podobnie jak jego sylwetka - z wyraźną nadwagą.
Pan dyrektor, mężczyzna dobrze po czterdziestce, zmierzywszy mnie od stóp do głów, uśmiechnął się i przywitał, całując w mnie rękę.
- W czym mogę pomóc tak pięknej pani?
Przyglądał mi się bacznie, wręcz czułam, jak rozbiera mnie wzrokiem. A ja przyjęłam rolę – którą lubię najbardziej – nieśmiałej, bezradnej kobietki, zdanej na niego. Oczywiście, podziwiającej zdolności organizacyjne i zarządcze pana dyrektora. Cały czas uśmiechając się, łopocząc rzęsami i co rusz sięgając ręką do włosów, by się nimi bawić, układać je.
Gdy wyłuszczałam sprawę, mężczyzna nie tylko patrzył się mi prosto w oczy. Ewidentnie szukał fizycznego kontaktu. A to pochylał głowę w moją stronę, niemal dotykając twarzy, a to kładł rękę na plecach. A to na kolanie…
Przedstawił swój punkt widzenia. Dawał do zrozumienia, że Maksymilian będzie miał „ciepło” ale… właściwie wszystko zależy od niego – szefa sanatorium.
Zdobył się na to, żeby pocierać palcami mój policzek.
A ja nadal wdzięczyłam się do niego, nadal uśmiechałam, co raz przekładałam nogę na nogę, przy okazji wygładzając skąpą spódniczkę, tm samym ściągając jego wzrok na moje uda.
Pozwalałam mu na gładzenie oich pleców, na ściskanie za ramię. Chciałam stworzyć wrażenie, jak jestem mu bardzo przychylną.
Chociaż gdy ręce dyrektora stawały się zbyt śmiałe i lądowały na moim kolanie – odwodziłam jego dłoń, jednak nadal uśmiechając się grzecznie, jakby sugerując - "Może jestem uległa... ale trzeba trochę czasu..."
Na przemian, a to patrzyłam mu prosto w oczy, a to wstydliwie spuszczałam wzrok. To go ośmielało. Oczywiście nie dawał za wygraną. Ręce coraz częściej lądowały na moich kolanach. Zawsze działo się to podczas jego wywodów, co jakby miało dawać uzasadnienie dla bardziej emocjonalnych odruchów mężczyzny.
Wreszcie nie odsunęłam jego dłoni. Pozwalałam by trzymał mnie za kolano.
Niewątpliwie uznał to jako przełamanie pierwszej lini obrony, bo na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Ileż to ja serca wkładam w prowadzenie tego sanatorium! Ale czy ktoś to doceni? Czy ktoś zrewanżuje się choć dobrym słowem?!
Po każdym ze zdań, ręka uciskała moje kolano. Jakby badał moje reakcje.
Lecz, gdy nadal pozwalałam dzierżyć się za nogę, a do tego wzmacniałam to pochwałami:
- Ależ nie można nie docenić pańskiego wkładu w rozwój ośrodka... pańskiej ręki...
W tym momencie ta ręka poczuła się pewniej i najpierw ściślej ścisnęła kolano, czym wywolała moje westchnięcie, po czym ruszyła, sunąc na udo.
Teraz znów go powstrzymałam, bez słów, lecz nadal uśmiechając się.
Odniosłam wrażenie, że moje opieranie się, przez to, że nadal pozostaję miła, trzepoczę rzęsami i nie przestając się uśmiechać, cholernie go kręci. Jakby chciał być zdobywcą, który małymi kroczkami dąży uparcie do objętego celu.
- A wie pani, a ja tak pomagam ludziom! Nawet teraz, w tej sprawie pani chrześniaka.
W tym momencie dłoń znów zladowała na moim udzie, chociaż dość delikatnie. A ja, słysząc o Maksiu, już nie próbowałam nawet udawać, że ją odpycham.
Czułam się nieswojo, gdy czułam jak puszki jego palców przesuwają się na obszarze między moim kolanem, a brzegiem spódnicy. Ale podejmowałam gierkę.
- Na prawdę?! Chce pan pomóc Maksiowi?! Nawet nie wie pan, jak będę panu wdzięczna!
- A jak bardzo?! - zawiesił głos, jednocześnie już pełną dłonią chwytając moje udo.
Zastanawiałam się przez chwilę, co odpowiedzieć na tak sugestywne pytanie, do którego przecież sama go sprowokowałam.
Dyrektor wykorzystywałe tę chwilę do gładzenia mojej nogi.
- Ależ bardzo... bardzo. Panie dyrektorze.
Rzuciłam mu szczególnie ponętny usmieszek.
„A myśl sobie stary capie, że mnie zdobędziesz. Ale... nie dla psa kiełbasa!”
Pomyślałam, że warto zagrać damulkę, która nie wyklucza, że mu ulegnie, ale oczywiście planując, że gdy tylko sprawa Maksia zostanie załatwiona, zostawię dyrektora z niczym.
Mój filuterny uśmiech dał mężczyźnie impuls do śmielszych poczynań. Palce jego dłoni wdarły się pod brzeg spódnicy. Oczywiście natychmiast go powstrzymałam.
- Och… zdaje się, ze można tu rozpoznać żyłkę uwodziciela…
Cezary, próbując uzasadnić swe poczynania, chwycił w palce rąbek kiecki.
- Ależ ja tylko zachwycam się tą elegancką spódniczką. Tym wspaniałym materiałem...
Trzymając za brzeg spódnicy, uniósł ją delikatnie, tym samym ukazując mój kobiecy sekret, czyli koronki pończoch. Bez dwóch zadań, działało to wielce na Bałamuta.
- Co ja widzę! Pończoszki! Uwielbiam, gdy kobietki je noszą! A taka damulka jak pani... od razu domysliłem się, co kryje się pod tą piękną spódniczką!
Udałam, że jestem bardziej skrępowana niż byłam.
- Ach! Panie Bałamucie! Zdaje się, że ma pan adekwatne nazwisko do swego temperamentu...
Trzymałam się za materiał kiecki, w obawie, by nie zadarł jej wyżej.
Znów dostrzegłam ten sam banan na jego twarzy, świadczący moim zdaniem, że bardzo go to podnieca, gdy się trochę opieram. A czyż może być coś słodszego, od takiego delikatnego opierania się?
Pan Czaruś znów przypomniał, jaki to on jest wyrozumiały i szlachetny. No i że zrobi co w jego mocy dla Maksymiliana.
Jakże ja mogłbym w takiej sytuacji być stanowcza?
Pozwalałam, żeby gładził moje plecy, ramiona, wreszcie talię. Niebezpiecznie zbliżał się do biustu. Gdy zaczął się o niego ocierać, znowu go powstrzymałam.
- Panie Cezary... - wyrwało mi się, zwrócić się doń po imieniu - jestem bardzo zobowiazana, w związku z Maksem... ale... jest pan zbyt szybki...
Celowo dobierałam słowa - i powiedziałam - "zbyt szybki", a nie, że jego zachowanie jest niewłaściwe, po to, żeby zostawić mu "furtkę", że jest szansa na uwiedzenie mnie...
To oczywiście nie zniechęciło go. Trzymając mnie w talii, ustami cmoknął mnie w kark.
- Ach... - westchnęłam - panie Czarku...
Odebrał to jako przyzwolenie i przesunął swe wargi z karku na szyję. Szepcząc:
- Pomyślimy... Pomyślimy o małym Maksie.
Mówiąc to, powolutku, powolutku kierował się w stronę mojego dekoltu. Spóźniłam się z powstrzymaniem go i dyrektor zdolał rozpiąć guzik bluzki, przez co zyskał doskonały wgląd w rowek między moimi piersiami.
- Panie dyrektorze... co pan robi...?
- Podziwiam panią! Skoro trafiła mi się taka slicznotka... Pozwoli pani... - W tym momencie szybko podciągnął mi nieco spódniczkę. - Że znów zerknę ociupinkę na pani pończoszki...
Nawet nie zdołałam zaprotestować, gdy wjechał z ustami w dekolt, w rowek między moimi półkulami...
W tym samym momencie rozwarły się drzwi. Stojący w niej dwaj chłopcy mogli wyraźnie zobaczyć że mam zadartą kieckę i twarz dyrektora Bałamuta w dekolcie.
Ależ się zawstydziłam! Co oni sobie mogli o mnie pomysleć? Że tak łatwo pozwalam szefowi sanatorium na dobieranie się do mnie.
Mimo, że Bałamut na nich nakrzyczał, że wchodzą bez pukania, nie tracili rezonu. Zachowywali ironiczny usmieszek na ustach, nawet rzucili półgębkiem drwiąco.
- A my nie wiedzielismy, że tu chodzi o pukanie...
Poczułam się jeszcze bardziej poniżona...
To chodźmy na osobność.
Zaprowadzili mnie do ciasnej szatni przy małej salce gimnastycznej. Czułam się bardzo nieswojo, zwłascza, że miałam poczucie, że jestem sama wobec kilku samczyków, którym buzują hormony... Widziałam jak łapczywie patrzą, to na moe nogi... to na dekolt. Wiedziałam, że kusa spódniczka, tylko wziększa ich apetyt na mnie. Byłświadoma także, że trudno byłoby mi uciec przed nimi z tego pomieszczenia.
- Pewnie dyro coś czarował. Jaki to on pomocny i że dużo może...
- Tak...
- Ale to my byliśmy na miejscu, i to my wiemy jak dokładnie wszystko się działo!
- Dlatego z wami rozmawiam...
- No, a widzieliśmy paniusiu, że pozwalałaś sobie podciągać spódniczkę...
- Nie...
- Nie?! Przecież widzieliśmy jak za nią trzymał. Jak ją podciągnął! Ale widzieliśmy, że zaglądał w bluzeczkę... widzielismy jak ją wstydliwie rozpinałaś...
- Nie proszę...
- A to my wiemy kto rozwiercał zamek w drzwiach... Wiemy gdzie był ten oferma...
- I nie możemy pozwolić, żeby nas pani traktowała gorzej niż dyrektora!
- Ach... jak mam to rozumieć...?
Ależ się krępowałam!
Chcą się spotkać wieczorem!
Dlaczego podnieca mnie myśl, że spotkam się z nimi w odludnym miejscu! Ja sama, bezbronna, a ich kilku... podnieconych mną, świadomych jaką noszę bieliznę...
Nie mogłam dopuścić, żeby mnie tam chwycił.
- Panie dyrektorze… jest pan zbyt szybki… – jakby dając do zrozumienia, że niczego nie wykluczam, ale "zdobywanie twierdzy" wszak wymaga czasu...
Najwyraźniej, mimo że robił wrażenie nadto niecierpliwego, podobało mu się to, że trochę się będzie musiał postarać. Podobnie jak podobała mu się moja rola bezradnej kobietki, zadanej na jego łaskę. Chociaż dyrektor w sumie nic nie wskórał, to i tak z jego gabinetu wychodziłam w potarganej bluzeczce z rozpiętym guziczkiem i pogniecionej spódniczce…
Gdy znalazłam się w ponurym, mrocznym korytarzu, za plecami usłyszałam komentarze chłopców siedzących na ławeczce. Mówili teatralnie ściszonym głosem, specjalnie, żebym dosłyszała. - Niezła dżaga. Pewnie dyro wziął ją porządnie na warsztat! - A jakie ma walory! Jak myślicie, dlaczego ma rozpiętą bluzkę…? - Boże, ależ mnie te teksty podniecały! Ciekawe co oni sobie o mnie myślą?! Czyżby wyobrażali sobie, że doszło do czegoś więcej?
Postanowiłam ich zagadać. Może coś wiedzą o Maksie? Wiedziałam, że takie ancymonki nie muszą być skorzy do udzielania informacji, dlatego postanowiłam ich kokietować. Kołysząc kusząco biodrami, podeszłam do młodzieńców. Zaczepnymi uśmieszkami dowodzili swej zawadiackości. - Dzień dobry chłopcy... czy możecie mi coś powiedzieć o sprawie Maksia... jestem jego chrzestną. - Zrazu milczeli, patrząc wyzywająco. Gdy jednak słodko uśmiechałam się, kusząco łopocząc rzęsami, jeden z łobuziaków, jakby wyczuł jakąś okazję. - A... to ten młody! - I zasugerował, że dużo wiedzą i dużo mogą. Jakby chcąc wzmóc moją ciekawość, zapowiedział, że teraz nic nie powie, ale wieczorem, jeśli przyjdę do „salonu” czyli opuszczonego pomieszczenia z tyłu sanatorium, wiele się dowiem. Trochę mnie przeraziła wizja spotykania się z takimi gagatkami w niezbyt bezpiecznym miejscu, ale o dziwo, z drugiej strony, podnieciła mnie ta perspektywa: oto ja sama i kilku takich huncwotów w odosobnionym pomieszczeniu... - No dobrze... - udawałam, że waham się, ale wyraziłam zgodę.
- Choźmy zatem.
1 kamerka
1 wizyta u Maxia
dyrektor - klaps na wejściu do pokoju, chłopak - 2 palce w kółeczko, rozmowa o salonie - pohulamy z ciocią, park - punkt widokowy, dyrektor - za pupę, "mieć", za -wsze - liczyć,
Od hojnego dyrektora dostałam klucze do pokoju gościnnego. Mogłam przenocować i to na koszt sanatorium. Poszłam się odświeżyć. Gdy przekroczyłam drzwi, ujrzałam dość przyjemnie, eklektycznie urządzone pomieszczenie, z przedwojennymi meblami, kominkiem i łożem. Jednak coś mnie zaniepokoiło. Maleńki przedmiot przytwierdzony w rogu, między ścianą a sufitem. Przeszły mnie dreszcze, bo przeraziłam się, że to jakaś minikamerka.
Pomyślałam - a to zboczeniec z tego dyrektorka! Pewnie chce sobie podglądać babki w tym pokoju, takie jak ja! Jak się przebieramy, jak zdejmujemy staniki i majtki! Chce sobie pooglądać nas nagie! Zobaczyć jakie mamy cycki! Ale, o dziwo, ta myśl tak samo jak mnie oburzyła - tak samo - mnie jednak podnieciła. Wyobraziłam sobie, że taki napaleniec - podglądając mnie, by rozpiął rozporek, wyciągnął swego fiuta... i patrząc na mnie - może nawet się onanizując? Pomyślałam wówczas, że przecież to działałoby absolutnie na moją korzyść! Szef sanatorium nakręcony na mnie, byłby o wiele bardziej skory do pomocy... A mi w to graj.
ajpierw prężyłam się przed lustrem. Wielkim, ze złoconymi ramami.
Pomyślałam, ze później się wykąpię. Najpierw musze odwiedzić Maks ia.
Postanowiłam poprawić makijaż, zaczęłam od szminki. Przesadnie wywijałam usta malując je. Wiem, jak są duże i wiem, jak działa na facetów widok kobiety w kuszący sposób używającej szminki. Może pan dyrektor Cezary chciałby posiąść moje usta? I wyobraża sobie, jak to robi? A może - świńtuch - jeszcze inaczej fantazjuje na ich temat? Może wyobraża sobie jak pakuje mi w nie swojego "freda"? Może wyobraża sobie jak moje wargi zaciskają się na nim, a on się w nich porusza?
Rozprowadzę teraz szminkę języczkiem. Niech sobie wyobraża mój język pracujący na jego "berle"...
Nie mogłam się powstrzymać. Zagadałam "do lustra".
- Panie dyrektorze... a czy teraz się panu bardziej podobam? Czy nie kuszą pana moje usta?
Pokołysałam przed wielkim zwierciadłem biodrami.
- Czyż nie spodobało się panu, to, jak się poruszam...? Jak kręcę tyłeczkiem?
Jak na zawołanie, zamerdałam kuperkiem do lustra.
- No
Rozpięłam bluzkę. Miałam świadomość, że w tym włoskim staniku muszę wyglądać seksownie, że doskonale widać jak obfite mam piersi... Coś mnie podkusiło. Półgłosem wypowiedziałam słowa: - Panie dyrektorze... jaka szkoda, że to nie przed tobą tak się rozbieram... ależ uroczo byłoby tak zrzucać me ciuszki przed tak szarmanckim dżentelmenem... prezentować swe wdzięki tak interesującemu mężczyźnie...
Pomyślałam, że jeśli to jest kamerka, to na pewno zbiera też taki dźwięk...
Powoli rozsunęłam zamek spódnicy i jeszcze wolniej zsuwałam ją wzdłuż nóg. Wkrótce leżała na podłodze, a ja nachyliłam się, żeby ją podnieść i odrzucić także na szafkę. Moja pupcia musiała prezentować się kusząco w skąpych stringach, zaś pończochy niewątpliwie uwypuklały zgrabność długich nóg w szpilkach.
- Och... panie dyrektorze... czyż nie wspaniale byłoby zdejmować spódniczkę na twoich oczach... czy nie spodobałabym ci się w tych pończoszkach?
Jakby na potwierdzenie tego, pokręciłam kuperkiem, stojąc przed lustrem. Po czym sama sobie przycięłam delikatnego klapsa.
- Auuaa! - zakrzyknęłam - Panie dyrektorze... czyż nie miałby pan ochoty, przyrżnąć mi w mój zgrabny tyłeczek? Zwłaszcza gdybym, specjalnie dla pana kołysała biodrami lub wypinała się?
Wreszcie zaczęłam głośno się zastanawiać, specjalnie się przekomarzając.
- Czy ja powinnam zdjąć biustonosz?
Pomyślałam sobie, że jeśli dyrektor rzeczywiście śledzi widok z kamerki, pewnie nieźle się nakręca. Może nawet pokrzykuje w swym gabinecie: - No dalej damulko! Szybciutko ściągaj stanik!
Więc na głos odpowiedziałam wyimaginowanemu rozmówcy.
- No cóż... skoro mam ściągnąć staniczek... niechaj tak będzie...
Po czym chwyciłam paluszkami haftki i go rozpięłam. Pomyślałam sobie, że jeśli rzeczywiście stary pryk śledzi mnie w kamerce, to teraz nie może się doczekać widoku moich nagich piersi.
A cóż może być przyjemniejszego w takiej chwili, niż droczenie się... nakręcanie napaleńca.
Dlatego chodziłam po pokoju z rozpiętym stanikiem, nie zdejmując go z piersi. W uszach wręcz słyszałam nagabywanie dyrektora. - Suczko! Nie daj mi czekać! Ukaż mi swe słodziutkie bimbałki!
Zatem nadal drocząc się, bawiłam się biustonoszem na piersiach, jakbym sprawdzała czy dobrze leży.
- Panie dyrektorze... czyżby chciał pan ujrzeć moje piersi? Ocenić, czy są foremne? Zatem... proszę.
Po czym zamaszystym ruchem odrzuciłam stanik, tak, że upadł na podłogę.
- Szkoda, że tego nie widzisz panie dyrektorze... oglądałbyś sobie moje duże... jędrne... cyce...
Ujęłam je w dłonie i "zamajtałam" nimi, najpierw w lewo, potem w prawo. Porządnie. Jakbym chciała zademonstrować ich możliwości. Jakby po to, żeby potencjalny obserwator mógł wyobrazić sobie, jak zachowują się podczas stosunku...
Moja zabawa podniecała mnie niemożebnie, czułam się jak w transie. Miałam olbrzymią ochotę kontynuować spektakl, nie mogłam się powstrzymać.
- Panie dyrektorze... oczywiście nie muszę zdejmować moich skromnych majteczek? - udałam przy tym wielkie przerażenie, jakbym autentycznie obawiała się takiego polecenia.
- Ojej! Doprawdy??? Muszę zdjąć te śliczne, koronowe stringi?
Aż złapałam się za głowę z zakłopotania.
- Ale czy przypadkiem nie będzie mnie wówczas można podejrzeć? Dostrzec moje intymne skarby???
Jakoś strasznie podnieciła mnie wtedy myśl, że obcy facet oglądałby sobie moją szparkę. Pomyślałam, że obiekt na ścianie to jednak nie jest kamera. Ale... Co jeśli jest?! Wtedy dopiero ogarnęło mnie niesamowite podniecenie. Natychmiast schwyciłam paluszkami sznurek stringów. Zsuwałam je powoli, wzdłuż nóg w pończochach. Aż do kostek. Po czym ujęłam je w dłoń i rzuciłam w kierunku potencjalnego obiektywu kamerki.
- Cóż... zatem proszę... jestem obnażona...
Z nagim biustem, z gołą cipką paradowałam po pokoju i rozpakowywałam bagaże. Nie omieszkałam wybierać bielizny - seksownej, koronkowej. Pomyślałam, że jeśli podejrzany obiekt jest kamerką, to przy monitorze dyrektor ani chybi, jak to mówi młodzież - "trzepie sobie kapucyna"...
- Ach... panie dyrektorze... mam nadzieję, że nie chciałbyś mnie takiej zastać...ależ bym wówczas umarła ze wstydu...
Wzdychałam przy tym teatralnie.
- Achhh... panie dyrektorze, mam nadzieję, że nie nabrałbyś wówczas na mnie chrapki... a już nie daj Boże, nie poczyniłbyś żadnych kroków w kierunku dobierania się do mnie... Ach...
Nabrałam wielkiej ochoty na rozłożenie się na łóżku i popieszczenie swej muszelki. Nie odważyłam się. Bo co, jeśli jednak to jest kamerka?
Weszłam do łazienki aby zażyć kąpieli. Nad prysznicem, tuż pod sufitem znajdował się identyczny owalny przedmiot jak w pokoju. Czyżby to jednak miał być tajny monitoring?
Chyba już się z tym oswoiłam... Bo bardziej mnie to podniecało, niż krępowało. Ochoczo wskoczyłam pod prysznic, podniecając się myślą, że stary pryk ogląda sobie mnie w kąpieli... Bardzo dokładnie ogląda...
Jedną ręką trzymałam prysznic, kierując strumień wody na swoje piersi. Drugą myłam je. Pocierałam je namiętnie, nie jak zazwyczaj pod prysznicem, lecz tak, jakby dotykał ich spragniony mężczyzna. Pocierałam brodawki i sutki, zgarniałam je całe palcami. Próbowałam też je ściskać do siebie.
Potem odwiesiłam rączkę prysznica i zaczęłam namydlać biust. Pomyślałam, że całkiem seksownie musi wyglądać w takiej napuszonej pianie, wydaje się zapewne większy niż jest, a zakrycie go, musi pobudzać potencjalnego podglądacza. Namydlałam też nogi, wypinając się dość prowokacyjnie... Zdawałam sobie jednak sprawę, że ta kamerka - niekamerka jest na górze, więc nie daję wglądu wówczas na moją cipkę...
Jednak i tu zawędrowała moja dłoń, która całą mnie namydlała. Bardzo delikatnie zajęła się szparką, o wiele dłużej niż standardowa pielęgnacja tego wymagała. Nie mogłam powstrzymać się od westchnień...
Jedną dłonią rozprowadzałam pianę po cycuniach, drugą po piczce... Jestem przekonana, że na każdym mężczyźnie taki widok robiłby wrażenie. Zwłaszcza pocieranie mojego ślimaczka...
Moje oddechy stały się bardziej namiętne. - Ach... panie dyrektorze... czy nie miałbyś przypadkiem chętki na podejrzenie mnie w kąpieli? A może... na ujrzenie jak myję jabłuszka... muszelkę...? Mam nadzieję, że nie dopuściłbyś się do ich dotykania...? W tym momencie silniej przejechałam paluszkami po szparce, aż jęknęłam. - Ojej... panie dyrektorze... czyżby miał pan ochotę mnie poobmacywać? - Chwyciłam się dłońmi za piersi i zaczęłam je ściskać, dokładnie tak, jak wyobrażałam sobie, że międliłby je nagrzany dyrektor. Gniotłam je i wzdychałam. - Ach... ach... pańskie dłonie są takie mocarne... - szeptałam ściszonym, namiętnym głosikiem - od początku myślałam o tym, że w nie wpadnę, a zwłaszcza moje cycuszki... Czy podobają się panu? Czy nie są za duże? - Trzymałam się lewą dłonią za lewą, prawą za prawą pierś. Potem przyciskałam je do siebie. Wreszcie, włożyłam między nie rączkę prysznica. Wyglądało to tak, jakbym przyjęła tam penisa... którego ścisnęłam obiema półkulami równocześnie. Wzdychałam i suwałam go między nimi. - Ach... ach... panie dyrektorze... nawet pan nie wie, jak ja się przy panu czuję... - Gdy czubek prysznica wysunął się mocniej z rowka między moimi piersiami, niespodziewanie dotarł do moich ust... Ujęłam go namiętnie wargami.
W tym uniesieniu działałam jak w transie. Skierowałam dłoń na moją myszkę. Zrazu pieściłam ją, jeżdżąc wzdłuż niej paluszkami. - Ach... ach... panie dyrektorze... tak nie można... proszę zabrać stamtąd rękę... - Drażniłam muszelkę nieprzerwanie. - Ach... chyba nie zamierza mnie pan posiąść?! - Po czym złączyłam palec środkowy i wskazujący i z lubością wsunęłam je sobie wgłąb. - Aaaa... aaaaachhh! - jęczałam w rytm penetracji – a jednak zdobył mnie pan!
Najpierw powoli palce drażniły moje najwrażliwsze miejsce, by z upływem czasu nabierać śmiałości. - Ach... panie dyrektorze... ależ jest pan ekspansywny... aaaa... ach... - Robiłam sobie już regularną palcówkę, pojękując równomiernie. - Ach... ach... panie dyrektorze... chyba od początku chciał mnie pan po prostu... zaliczyć! - Nogi miałam rozłożone szeroko, a moje palce grasowały jak szalone. Nigdy dotąd nie zaznałam takiej satysfakcji samodzielnie. Jęczałam jak wariatka. Bałam się, że słychać to na korytarzu. - Aaaa! Aaaa! Panie dyrektorze! Cóż za raptus z pana! Wykołatał mnie pan, jak jakiś dzikus! Albo zwierz! - Długo dochodziłam do siebie. Chyba nigdy w życiu nie wycierałam się tyle ręcznikiem. Byłam cała rozdygotana. Drżącymi rękami zakładałam majteczki, potem biustonosz i spódnicę.
2 spotkanie z chłopakami - salon - obciąganie
Teraz czekało mnie nie lada spotkanie. Z buńczucznymi młodzieńcami, być może sprawcami tej nieprzyjemnej rozróby z włamem do sklepiku.
Musiałam udać się w nad wyraz przygnębiające miejsce – do „salonu” – jak na to mówili, czyli do ruiny jakiegoś garażu czy magazynu. Pomieszczenie miało niewiele okien, ale te które były, miały powybijane szyby. Na podłodze walały się sterty cegieł i zakurzonych desek.
Poczułam tam gęsią skórkę. Zwłaszcza gdy ujrzałam ich twarze.
Wydali mi się bezczelni. Szybko wyjaśnili, jak dużo od nich zależy. Demonstrowali, że jeśli zależy mi na losie Maksia, to właściwie mają mnie w garści.
- Damulko. Musisz się z nami dogadać!
W dodatku bezczelnie sugerują, że w gabinecie szefa sanatorium pozwoliłam mu na dużo...
Co za dranie! Co oni sobie wyobrażają! Że jestem jakąś cichodajką?! No tak... zauważyli, że miałam rozpiętą bluzkę, że spódnica była pognieciona. Dlatego teraz stać ich na taką impertynencję.
Zażądali, żebym rozpięła bluzkę i pokazała im cycki!
Co za arogancja! Ale jakże podniecająca arogancja… Zostałam przyparta do muru… a przecież musiałam chronić biednego Maksia…
Upokorzona, powoli rozpinałam guziki. Patrzyłam na ich twarze – jakby młodych wilczków, wypuszczających ślinę z pyska. Droczyłam się z nimi. Pokazując biust, ale opięty nowiuśkim, koronkowym stanikiem, mówiąc, że to powinno im wystarczyć. Wtedy dali popis wulgarności i zacietrzewienia. Stanowczo zażądali zdjęcia biustonosza.
- Pewnie dyro ostro ci damulko wymacał te bimbały! On takim nie przepuszcza.
Ich słowa przeszywały mnie na wskroś. I tak samo mocno podniecały...
Stanik rozpinałam bardzo powoli. Czując się, jakbym robiła striptiz. Bardzo mnie to podniecało.
Popędzali mnie ostro.
-Szybciej, szybciej… zdejmuj ten cyckonosz.
Zsuwałam stanik, wystawiając nagie piersi na ich pożądliwy wzrok. Czułam się taka zawstydzona, poniżona… I bardzo podniecona.
Ale na pewno nie tak, jak te szczyle. Szczęki opadły im do samej podłogi.
- Ale zarąbiste zderzaki!
- Jak to mówią… Cyce jak donice!
Przestraszyłam się, że za bardzo się podniecą, więc czym prędzej z powrotem założyłam biustonosz i zapięłam bluzkę. Ale to nie był koniec mego utrapienia.
Napaleńcy byli zawiedzeni zbyt krótkim pokazem. Domagali się dłuższego, lecz ja droczyłam się, twierdząc, że przecież spełniłam ich polecenie. Wtedy ujawnił się talent przywódczy ich prowodyra. Igor, tak miał na imię ich lider, tonem nie znoszącym sprzeciwu zażądał. - To teraz damulko, pokaż nam swoją cipkę. - Słowa uderzyły mnie jak smagnięcie bicza. A jednocześnie poczułam jak tam wilgotnieję… Długo się z nimi frymarczyłam, ale gdy zagrozili, że sami zadrą spódniczkę, skapitulowałam. Schwyciłam za brzegi kiecki i podciągałam do góry.
-Jeeee! -chłopcy zakrzyknęli widząc moje majtki. Ich czerń kontrastowała z moimi jasnymi udami. - Następnie w jednej ręce trzymając spódnicę, drugą ujęłam stringi.
-Dalej! Pokaż cipę! - Dlaczego ja tak bardzo chcę im ulegać? Na zawołanie zsuwam majtki… Boże, co to za wstyd, kiedy oni tak się gapią na moją piczkę…
- Jaka wygolona!
- Pewnie dobrze zadbana…
- Ciekawe jaki ma przebieg, ha ha… Na pewno była bita…
- I przechodziła z rąk do rąk… ha ha!
Speszona szybko z powrotem naciągnęłam majtki i opuściłam spódniczkę.
Ale im dalej było mało!
-A teraz paniusia nam obciągnie!
Nie wierzyłam własnym uszom. A więc ci gówniarze chcą, żebym wzięła ich penisy do buzi! Co za upokorzenie!
Ale czego się nie robi dla Maksia. Wkrótce posłusznie klęczałam na brudnej podłodze zrujnowanego magazynu. Czułam się taka osaczona, gdy podchodzili do mnie i rozpinali rozporki. Z przerażeniem patrzyłam się, jak wyłaniają się z nich, różnej wielkości, ptaszki…
Nigdy nie byłam wielką entuzjastką miłości francuskiej, zwłaszcza teraz, w tak obmierzłych okolicznościach. Cóż jednak miałam za wybór?
Igor patrzył mi w oczy, gdy podsuwał mi pod nos niezbyt dużego, ale dość grubego fiuta. Chwilę ociągałam się, lecz ponaglona ujęłam go ustami.
Wszyscy patrzyli się na ten akt, jak na jakąś ceremonię. Powoli pieściłam go ustami i językiem. Prowodyr był zachwycony. Stracił ze mną kontakt wzrokowy bo przymknął powieki. Jednak skończył zbyt szybko. Zdążył tylko wykrzyknąć.
- O kurwa!
Po czym zachlapał mi całą bluzkę. A nawet spódnicę… Poczułam się jak terytorium naznaczone przez samca …
Drugi skończył jeszcze szybciej. Zostawiając spermę w moich ustach.
Trzeci, najbardziej podekscytowany obserwowaniem poprzedników, okazał się być agresywny. Chwycił mnie za głowę i posuwał buzię jak cipkę. Na koniec spuścił się prosto na twarz! Zachlapując okulary… włosy…
Czułam się znieważona, pohańbiona… Ale to i tak nie było wszystko. Chcieli mnie przelecieć!
- Paniusiu! Dyro cię wyobracał! To nam by się nie należało?!
Byłam potwornie oburzona. Zapewniałam ich, że do żadnego "wyobracania" nie doszło. Nie wiadomo czy uwierzyli, ale na odchodne rzucili mi, że jeśli jednak dyro sobie "zamoczył", to mam przechlapane i dorwą mnie na bank.
Czułam się taka zbrukana, gdy wracałam stamtąd. Wydawało mi się, że wszyscy, widząc moją poplamioną bluzkę i spódnicę, wiedzieli doskonale, co mnie spotkało.
pokój - wibrator
droga do Maxia wieczorem - dozorca mniej agresywny
powrót z powrotem - dozorca bardziej agresywny
POCZĄTEK
Mój ukochany chrześniak Maksymilian znalazł się w sanatorium. Jako chłopiec nieśmiały i niezaradny, często poniewierany przez kolegów, wreszcie wrobiony kradzież-włamanie do sklepiku - wymagał natychmiastowej pomocy.
Pojechałam tam bezzwłocznie. Jego egzaltowana i wiecznie schorowana matka, mogłaby jedynie zaszkodzić.
Sanatorium mieściło się w dużej, podkarpackiej willi. Przedwojennej, nieco zaniedbanej, ale z duszą. Przywitała mnie typowa jesienna aura – mżył deszcz.
Musiałam spotkać się z dyrektorem placówki, błagając o właściwe traktowanie biednego, wrażliwego chłopca.
2 komentarze
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Historyczka
Dlaczego kobieta jest bez charakteru Tygrysku? Co zmieniłbyś w jej zachowaniu oraz w jej charakterze..?
tygrysek48
Ale głupia baba, bez charakteru. Chyba tego chciała, wyposzczona.