Jake nie był specjalnie zaskoczony reakcją, jaką wywołał, gdy za pomocą jednego z przejętych urządzeń komunikacji, skontaktował się z ISV i poinformował pułkownika Myersa o sytuacji na Pandorze.
– A z kim ja rozmawiam? – zażądał pułkownik.
„Rozmawiasz z Jake’em Sullym” – odpowiedział Jake do urządzenia, spoglądając ponuro i z ukosa na brata.
Cisza.
Jake uśmiechnął się bez humoru. – Czy moje nazwisko coś mówi, pułkowniku?
– Kapral Jake Sully? – zapytał drugi mężczyzna.
„Zgadza się. Żyję i mam się dobrze. Hell's Gate nie jest objęte „wrogim przejęciem” i jesteśmy zaangażowani w twoją tajną operację. Większość twoich avatarów z oddziałów specjalnych, znajduje się w areszcie. Jedyne pozwolenie, jakie możesz otrzymać, to wylądowanie na terenie kompleksu i zabranie twoich ludzi z powrotem do ISV”.
„Teraz poczekaj chwilę, synu” – głos starał się brzmieć życzliwie i władczo jednocześnie. – Możemy o tym porozmawiać.
– Nie – Jake odmówił. „To jedyne negocjacje, jakie jesteśmy skłonni podjąć. Chcę też porozmawiać z twoim brygadzistą”.
Po drugiej stronie linii zapanowało kilka chwil ciszy, zanim pułkownik mu odpowiedział. „Niech tak będzie, Sully. Pamiętaj tylko, że popełniasz zdradę Ziemi, zakłócając działania rządu”.
Jake zerknął na Neytiri, która stała cicho u jego boku z ponurym wyrazem pięknej twarzy. „Myślę, że mogę z tym żyć” – powiedział, uśmiechając się lekko do swojej partnerki. Jej wyraz twarzy nieco się rozluźnił i odwzajemniła uśmiech. – Połącz mnie z brygadzistą.
Po łączu rozległ się sygnał dźwiękowy i przez chwilę Jake myślał, że połączenie zostało utracone. Kilka sekund później, odezwał się głos innego mężczyzny. „To jest Foreman Lyle Jackson. Z kim rozmawiam?”
„Jake Sully, dawniej USMC” – odpowiedział Jake.
– Jake’a Sully’ego? – powtórzył mężczyzna. – Czy on nie umarł?
„Nie, proszę pana, pańska informacja była błędna. Nie wiem, co panu powiedziano, ale sytuacja tutaj na dole w niczym nie przypomina tej, w którą, jak powiedział mój brat, wmówiono twoim ludziom.”
„Powiedziano mi, że główna baza jest oblężona przez Na'vi i przetrzymują tam zakładników” – odpowiedział Jackson. „Powiedziano mi również, że jesteś zdrajcą Ziemi i zginąłeś w konflikcie, który miał miejsce, gdy rządził tam Selfridge. Jaka jest więc prawda, Sully?”
„Z wszystkiego, co mi właśnie powiedziałeś, jedyna część, która jest choć trochę prawdziwa, to ta, że jestem „zdrajcą”.
– Więc przyznajesz się, że zwróciłeś się przeciwko swoim ludziom?
Jake rozejrzał się po swoich przyjaciołach, braciach i partnerce. „Lubię o tym myśleć, jako o sprzeciwie wobec prób ludobójstwa. Nie byłeś tu, żeby zobaczyć, co RDA zrobiła tym ludziom. Nie widziałeś umierających dzieci Na'vi, ani nie widziałeś, jak wojsko wkroczyło, by zniszczyć ich ostatnie sanktuarium. I ja mam wspierać takie gówno? Z dumą będę nosić odznakę „zdrajcy”.
Brygadzista westchnął. „Oczywiście, mamy sprzeczne informacje. Co zrobiliście z żołnierzami, których schwytaliście?”
– Są bezpieczni – zapewnił go Jake. – I tak pozostaną. Przetransportowaliśmy ich do cel w Hell’s Gate. Twoi ludzie mogą wysłać po nich wahadłowiec, ale to jedyne pozwolenie na lądowanie, jakie uzyskasz z bazy.
„Chciałbym rozpocząć negocjacje” – zasugerował brygadzista. „Jestem pewien, że wszyscy osiągniemy rozsądne porozumienie, panie Sully. Jeśli uda nam się to wszystko wyjaśnić, może…”
„Przykro mi, żadnych negocjacji” – powiedział stanowczo Jake, a jego oczy błyszczały. „Twoi ludzie to schrzanili. Wkradłeś się na orbitę, założyłeś tajną bazę i porwałeś cały klan Na'vi. Czy wiedziałeś, że twoi ludzie grozili gazowaniem dzieci tego klanu atmosferą ziemi, jeśli dorośli więźniowie zaczną się buntować?"
„Ja... co? Nie, nigdy nie wydałem takiego rozkazu! Zagłuszanie satelitów miało miejsce, ponieważ powiedziano nam, że ludzie w Hell's Gate byli zakładnikami. Moim zadaniem było wyzwolenie bazy i praca nad programem kolonizacyjnym. To było tak, że poinformowano mnie, że jeden z klanów jest zbyt blisko, aby zapewnić bezpieczeństwo naszej misji. Dlatego wydałem rozkaz, aby ich zabrać i zatrzymać, aby utrzymać naszą obecność w tajemnicy. Ci tubylcy mieli być przetrzymywani tylko do czasu, aż uda nam się odzyskać Bramę Piekieł, Sully Nigdy nie zatwierdziłem i planowałem grozić któremukolwiek z dzieci”.
– Czy wiedziałeś, że porucznik tutaj na dole próbował zgwałcić przywódczynię klanu? – naciskał Jake. Widział, jak Tom w milczeniu kiwa głową i był ciekaw reakcji brygadzisty oraz jego wiedzy o zdarzeniu.
„Tak, twój brat poinformował mnie o zdarzeniu” – odpowiedział brygadzista niezbyt zadowolonym tonem. „Rozmawiałem o tym z pułkownikiem i zgodził się ukarać odpowiedzialnego za to żołnierza”.
Jake zobaczył, jak pięści Toma się zaciskają i wyczuł jego gniew. – Cóż, być może zainteresuje cię informacja, że twój pułkownik udzielił porucznikowi zgody na zabranie tej kobiety do lasu i zastrzelenie. Tom Sully dowiedział się o tym i pomógł jej uciec. Doprowadziło to do tego, że oboje się odnaleźliśmy. Dzięki temu odkryliśmy, że rząd bawił się nami obojgiem”.
Brygadzista zamilkł na kilka uderzeń serca. „Żadna z tych rzeczy nie została przeze mnie wyjaśniona. Nawet mi o tym nie powiedziano”.
– W takim razie na twoim miejscu rozważyłbym, aby pułkownik był obserwowany. Jeśli raz zrobiłby to za twoimi plecami, istnieje duże prawdopodobieństwo, że zrobi to ponownie.
Jackson westchnął. „Myślę, że to rozsądna rada. Czy rozważy pan przynajmniej spotkanie ze mną w celu omówienia sytuacji, panie Sully? Pan tam dowodzi, prawda?”
Jake rzucił okiem na twarz swojej partnerki i potrząsnął głową. „To nie działa w ten sposób. Ja kieruję klanem Omatikaya, ale nie ja dyktuję wszystkie decyzje. Max Patel kieruje Hell's Gate wraz z marines i kierowcami avatarów, którzy mogli zostać. Mogę ci powiedzieć już teraz, Omatikaya i reszta Na'vi nie zgodzą się na żadne negocjacje, które spróbujecie podjąć. Wątpię też, że ktokolwiek w Hell's Gate, będzie do tego skłonny. Bez względu na powód, wy zakradliście się tutaj jak złodzieje i używaliście swojej broni na niewinnych osobach.”
„Powiedz mi tylko, co możemy zrobić, aby naprawić sytuację” – nalegał brygadzista.
Neytiri pokręciła gwałtownie głową, a Jake pomasował jej ramię. „Nie sądzę, żeby to było teraz możliwe. Powiem ci, co możesz zrobić, aby zwiększyć szanse innych podróżnych na ostateczne rozpoczęcie negocjacji. Możesz skontaktować się z Ziemią i powiedzieć im prawdę. Możesz skontaktować się z kolejnym nadlatującym statkiem-matką i upewnić się, że zrozumieją, że wrogość zostanie w pełni odwzajemniona. Koniec z podstępami, koniec z inwazjami i szyfrowaniem satelitów. Jeśli uda im się podejść uczciwie i pokojowo, może kiedyś w przyszłości wszystko się zmieni. "
„Cholera” – westchnął Jackson. „Właśnie tego potrzebuję. W porządku, Sully. Przypuszczam, że jesteś tak uczciwy, jak mogę się spodziewać. Powiedziałeś wcześniej, że pozwolisz nam odzyskać naszych ludzi… Czy ta oferta jest nadal aktualna?”
„Tak. Niektórzy z nich zostaną wybrani, aby pozostać, jeśli chcą, ale wszyscy inni są twoi”. Spojrzał na Tommy'ego i skrzywił się. „Jednak nie wiem, jak teraz zmieszczą się na Ziemi”.
„Mogą oddychać powietrzem i spożywać ludzką żywność” – powiedział Jackson – „i wiedzieli, w co się pakują, zgłaszając się na ochotnika do ulepszonego programu Avatar. Zamierzam zwołać tutaj spotkanie zarządu i poruszyć sprawy. My powinniśmy wysłać prom w ciągu tygodnia, panie Sully.”
Jake skinął głową. – Do tego czasu dobrze się nimi zajmiemy. Pamiętaj, co powiedziałem. Jeśli jesteś ze mną szczery, powinieneś coś zrobić z pułkownikiem, zanim spowoduje większe szkody.
Jake zakończył transmisję i rozejrzał się po opuszczonym, na wpół zniszczonym terenie. „Będziemy musieli zrównać to miejsce z gruzem” – przewidział. – Czuję się trochę lepiej w związku z brygadzistą, ale nie ufam pułkownikowi Myersowi. Człowieku, dlaczego wszyscy oficerowie, których tu wysyłają, to dupki?
Trudy odchrząknęła i podniosła rękę. – Uh, przepraszam? Czy właśnie nazwałeś mnie dupkiem, Sully?
Jake zachichotał. „Nie mówiłem o tobie. Mówię o facetach, którzy zawsze prowadzą operacje. Pomiędzy Quaritchem, a tym nowym facetem mam wrażenie, że RDA ma słabość do lubiących bomby socjopatów”.
Trudy skrzywiła się. – Nie można się z tym kłócić.
„Będziemy używać ognia?” – zapytała Neytiri z grymasem niesmaku na ustach.
„A co, jeśli spali się las?” – dodał E'quath, również zaniepokojony.
„Nie martwcie się” – zapewnił ich Jake. „Będziemy to mieć pod kontrolą. W przeciwnym razie, będziemy musieli ponownie pozostawić to miejsce otwarte do okupacji, a nikt z nas tego nie chce”.
* * *
Przed zrównaniem kompleksu z ziemią, wyciągnęli z hangaru dwa Samsony i ładunek zaopatrzenia. Trudy była szczęśliwa, że ma samolot, którym mogła polecieć z powrotem do Hell's Gate. Jake również był wdzięczny, że nie wszystkie wrogie śmigłowce zostały zniszczone w walce. Zastanawiał się bowiem, jakim sposobem zabiorą masę ludzi i avatarów z powrotem do Hell's Gate, mając do dyspozycji ograniczoną liczbę ikranów, które mogłyby je przenieść. Niektórzy nadal musieliby poczekać na transport powrotny, ale dodatkowe samoloty przyspieszyłyby wszystko.
Kiedy się upewnili, że teren jest dla nikogo całkowicie bezużyteczny, rozpoczęli podróż do swoich domów. Tom pierwotnie miał polecieć prosto do Hell's Gate z ludźmi i operatorami avatarów, ale Jake nalegał, aby przybył do Hometree. Zamierzali świętować z klanem przez noc.
„Poza tym brakuje nam uzdrowicieli i wiele osób zostało rannych w tej walce. Mieliśmy szczęście, że nie mieliśmy więcej ofiar” – namawiał go Jake. „Hell's Gate ma mnóstwo lekarzy, którzy zaopiekują się swoimi ludźmi, ale my nie. Jeśli potrafisz zaopiekować się rannym ikranem, możesz zaopiekować się rannym Na'vi, prawda?”
Tom się uśmiechnął. „W porządku, wygrywasz. Wrócę z tobą do Hometree i pomogę opiekować się rannymi. Wisisz mi kolację, Jake”.
Jake uśmiechnął się do Neytiri i Tom nagle zaczął się zastanawiać, w co się wpakował.
* * *
Po opatrzeniu ran ocalałych, Tom został zaproszony do klanu i przybyłych gości, wokół ogniska na uroczystą kolację. Na razie klan Ikran miał mieszkać w pobliżu Drzewa Domowego, a Omatikaya przekazali swoim gościom materiały do budowy namiotów, ubrania i broń. Jake znów założył przepaskę na biodra, gdy Tom usiadł obok niego i Neytiri przy ognisku. Rozdano talerze z liśćmi, a jedzenie ułożono na większych tacach, aby je rozdawać.
– Nie powinienem brać własnego kubka, prawda? – zapytał Tom, gdy podeszła do niego dziewczynka z dużą liściastą tacą. Ta była zapełniona drewnianymi kubkami, które były wypełnione jakimś płynem. Szybko się domyślił, że był to lokalny bimber Na'vi.
Jake skinął głową i upił łyk z kubka, który podała mu jego partnerka. „Zgadza się. Osoba siedząca obok ciebie wybiera dla ciebie filiżankę, a ty robisz to samo dla niej.” Zaczął wyświadczać bratu przysługę, sięgając po filiżankę, mimo że Jake już wypił swojego.
„Dam Tomsully’emu jego drinka” – zaoferował kobiecy głos po lewej stronie Toma. Odwrócił się i zobaczył Tanhi, siadającą na kuckach obok niego.
Dziękuję. Tom był trochę skrępowany faktem, że przywódczyni klanu go obsługiwała. Jake był jego własnym bratem, więc jego status nie miał znaczenia, ale Tanhi była szanowana wśród Na'vi, a przecież ledwo ją znał. Sądząc po twarzach niektórych jej ludzi, Tom miał dobry powód, aby czuć się niekomfortowo. W końcu nadal był outsiderem, czyli kimś spoza jej świata.
Tanhi albo nie zauważyła dezaprobaty na minach niektórych osób z jej klanu, albo było jej to obojętne. Chłodno wybrała kubek do picia z tacy stojącej na kolanach Toma i postawiła go przed nim na glinianej podłodze. Tom podał jej tacę i odwdzięczył się tym samym. Miał nadzieję, że nie schrzani tego i nie zrobi czegoś, co mogłoby kogokolwiek urazić. Był jeszcze bardziej skonsternowany, gdy bursztynowe spojrzenie Tanhi zatrzymało się na nim, gdy powoli przechyliła filiżankę i wypiła jej zawartość. Miała zmytą ceremonialną czerwoną farbę wojenną, którą zwykle nosiła na oczach i nosie. Musiał przyznać, że miała atrakcyjną twarz. Jego wzrok automatycznie powędrował do wypukłych piersi, ledwie ukrytych pod ozdobami z koralików i piór wiszącymi na jej szyi.
Tom pospiesznie odwrócił wzrok, aby uniknąć spojrzenia, zaczynając pić z nietypową dla niego energią. Obok niego Jake mówił cicho do Neytiri, a podczas rozmowy się śmiali i dotykali z subtelnym uczuciem. Dziecko było wygodnie ułożone w uprzęży wokół tułowia Neytiri i leżało obok jej klatki piersiowej. Upiła jedynie kilka małych łyków naparu z filiżanki, po czym zalała ją wodą, aby nie przedostały się substancje odurzające do dziecka przez jej mleko.
Część Toma zazdrościła bratu, ale tak naprawdę miał zbyt wiele pracy, aby martwić się o wzięcie żony i założenie rodziny. Norm i Ni'nat siedzieli po drugiej stronie paleniska i byli wobec siebie równie czuli. Trzymając się za ręce, delektowali się drinkami i wybierali jedzenie z tacy, kiedy tylko do nich dotarło. Tom był lekko zaskoczony, gdy dowiedział się, że Norm ma partnerkę. Antropolog zawsze był bardzo oddany swojej pracy. Tom sądził, że zarówno on, jak i Norm będą singlami przez wiele lat.
Pierwsza taca z jedzeniem podeszła do Toma i z zaciekawieniem przyglądał się ułożonym na niej rzeczom. W pierwszej chwili pomyślał, że to jakieś blade korzenie. Trudno było je zidentyfikować, bo były lekko palone. Zapytał o nie Jake’a, a usta jego brata drgnęły, gdy odpowiedział.
– Śmiało, Tommy. Są dobre.
– Ale czym one są? – oczy Toma podejrzliwie przeskakiwały to na brata, to na jedzenie na tacy.
„To teylu ” – odpowiedział Jake z uśmiechem w oczach. „Śmiało, spróbuj jednego. Spodoba ci się”.
Tom odchrząknął i próbował ukryć grymas. „Larwa chrząszcza? Ja… myślę, że spróbuję”.
– O co chodzi? – zapytała go Tanhi, patrząc niego i na tacę, którą trzymało przed nim jedno z dzieci. – Nie lubisz teylu? – powiedziała to tak, jakby uważała go za szaleńca.
Jake przegryzł jednego na pół i energicznie przeżuł. „Jadłeś wcześniej małże, a nie zjesz żadnej larwy? Daj spokój, pomyśl o tym jak o krewetce. Dla mnie tak właśnie smakują”.
„Ostrygi to nie to samo” – upierał się Tom, ale ludzie zaczęli się na niego gapić, a on nie chciał nikogo urazić. Wziął jedną z larw z tacy i położył ją na talerzu. Widząc, że Tanhi przewraca oczami, wziął jeszcze dwie.
„To tylko krewetka” – mruknął Tom, podnosząc jedną do ust. „Tylko krewetka”.
Jake zachichotał cicho, a Tom rzucił mu gniewne spojrzenie, po czym ostrożnie ugryzł kawałek. Ze zdziwieniem odkrył, że jego bliźniak miał rację. Miał taką samą konsystencję i słodycz jak krewetka. Tom przeżuł i przełknął, zanim wziął kolejny kęs.
„To naprawdę smakuje jak krewetki” – powiedział, gdy skończył przełykać drugi kęs.
Jake skinął głową. – Mówiłem ci.
Pojawiła się kolejna taca i Tom odczuł lekką ulgę, że na niej leżał wybór pieczonych warzyw i świeżych owoców. Jadł je z większym entuzjazmem, a kiedy na tacy z mięsem pojawiły się kawałki sześcionogów i gromowołów, szczęśliwy dodał je do swojego talerza. Gdy tylko dokończył drinka, kolejnego podsunęła mu i Tanhi, szybko wymieniając pusty kubek na pełny.
„Hej, Norm, zatańczysz dziś dla nas mały taniec?” Jake zakrył usta beknięciem i uśmiechnął się do naukowca po drugiej stronie paleniska.
„Przykro mi, Jake, ale będę musiał cię rozczarować” odpowiedział Norm z zawstydzonym spojrzeniem na swojego partnera. „Ostatnim razem wyciągnąłem wnioski i teraz patrzę, ile wypiję”.
„Przynajmniej tym razem masz prawdziwego partnera do tańca” zażartował Jake, wskazując na Ni'nat.
– O co tu chodzi? – zapytał Tom, czując, jak uśmiech wpełza mu na usta. Myśl o tańcu Norma była dla niego wystarczająco dziwna. – Tańczył z mopem czy co?
„Ogonem” poprawiła Neytiri z szyderczym uśmieszkiem w stronę Norma. „To było bardzo zabawne”.
„Zupełnie mi to nie przeszkadzało” bronił się Norm, gdy na jego policzkach pojawił się rumieniec. – Szkoda, że nie mogłem o tym zapomnieć następnego dnia.
Ni'nat potarła udo swojego zawstydzonego partnera i musnęła ustami jego zarumieniony policzek. „To było ujmujące” mruknęła cicho. „Byłeś bardzo uroczy, mój Normie”.
Tom zaśmiał się cicho, gdy komplement pięknej piosenkarki zdawał się nieco uspokajać Norma. „Chciałbym to zobaczyć. Niech ktoś przyniesie Norm'owi kolejnego drinka”.
Norma pokręcił głową. – Nie, dziękuję. Wystarczyło, że raz zrobiłem z siebie idiotę.
Jake przestał się z nim drażnić i ponownie skupił uwagę na Tomie. „Jaka jest historia między tobą, a tą doktor Jill? Coś się tam dzieje?”
Tom starał się nie zwracać uwagi na wyrachowane, zaciekawione spojrzenie, jakie posłała mu Tanhi, i potrząsnął głową. „Nie, po prostu współpracujemy”.
Jake skinął głową. „To mi przypomniało, że musisz mi dać listę wszystkich osób, które z tobą przybyły i którym ufasz. Nie musisz się tym teraz martwić, ale zrób to kiedyś, zanim wyślą wahadłowiec Valkiria po ludzi trzymanych w Hell's Gate.”
– Więc mówisz, że ludzie, których umieszczą na tej liście, mogą zostać, jeśli chcą?
Jake spojrzał na swoją partnerkę, która skinęła głową. „To właśnie mówię. Ufam twojemu osądowi, Tommy. Tym nowym avatarom, będzie trudno wrócić na Ziemię i zacząć żyć. Będą obcymi dla własnego ludu, więc ci, którzy są mniej brudni, powinni mieć szansę zamieszkać tutaj, gdzie będą mogli lepiej się dopasować.”
„Czy mówisz o adopcji ich do klanu Omatikaya?” Brwi Toma zmarszczyły się z powątpiewaniem. Choć znał kilka osób – szczególnie w zespole naukowym – które chętnie zostałyby w bazie. Jednak większość z nich, nie była zainteresowana życiem tak, jak Na'vi.
„Nie wyprzedzaj siebie” – powiedział Jake z swobodnym uśmiechem. „Jestem pewien, że niektórzy z nich mogliby się zakwalifikować, ale nie mam zamiaru wciągać do tego klanu grupy obcych. Zaoferowalibyśmy im szansę pozostania w Hell's Gate wraz z resztą z was. Jeśli niektórzy z nich, chcą dowiedzieć się więcej o zwyczajach Na'vi i przejść próby, to już zależy od rady plemiennej.”
"Rozumiem." Tom poczuł lekką ulgę. „To naprawdę hojne z waszej strony, Jake. Wiem, że macie podstawy, aby wysłać ich wszystkich do paki”.
„Neytiri i ja omawialiśmy to z Mo'at” – zapewnił go Jake. „Wiedzą, że nie wszyscy Ludzie z Nieba są beznadziejnie zepsuci. Tylko uważaj, żebyś nie zrobił ze mnie kłamcy”.
Tom się uśmiechnął i skinął głową. „Obiecuję, że będę bardzo ostrożny przy wyborze”.
"Dobrze" Kiedy Tanhi wstała, aby odpowiedzieć na wołanie natury, Jake nachylił się do niego i szepnął mu do ucha. – Chcesz mi powiedzieć, co przydarzyło się tobie i Trudy, kiedy rozbił się jej helikopter?
Wspomnienie bycia stłoczonym w ciasnej przestrzeni z ładną, twardą pilotką sprawiło, że Tom chwilowo zapomniał o zainteresowaniu, jakie zdawała się nim okazywać Tanhi. „Nic. Widziałem ją i jej bandytę wyskakujących z samolotu, gdy trafiły w niego rakiety, pobiegłem więc im na pomoc. Musieliśmy ukryć się przed specjalnym oddziałem avatarów, którzy ich szukali, a potem wróciliśmy na miejsce zbiórki”.
– Hmph – mruknął Jake. – Musi być w tym coś więcej.
"Dlaczego?" Tom spojrzał na niego neutralnym wyrazem twarzy.
Jake uśmiechnął się ironicznie i Tom wiedział, że go przejrzał. – Masz do niej małą sprawę, prawda?
– Zamknij się, Jake – mruknął Tom.
Jake zachichotał. – Tak, trochę się w tobie zakochała. Zabawne jest to, że nie sądzę, że Trudy jest jedyną osobą, na którą masz oko – celowo skinął głową w kierunku, gdzie poszła Tanhi. – I jeśli się nie mylę – w co wątpię – myślę, że ona też ma na ciebie oko.
„Wiesz, nienawidziłeś, gdy nasi rodzice próbowali bawić się z nami w swatki” narzekał Tom.
Jake się uśmiechnął i potargał włosy Toma z szorstką, braterską czułością. „Po prostu przedstawiam fakty tak, jak je widzę”.
– Daj mi spokój – nalegał Tom niskim głosem. „Wypij swój nektar i porozmawiaj o czymś innym”.
* * *
Uroczystość trwała całą noc. Mały Tommy zaczął się awanturować, gdy zrobiło się późno i Neytiri poszła razem z nim na odpoczynek. Jake wkrótce dołączył do niej, a Tom został z Norm'em, Ni'nat i Tanhi do towarzystwa. Ludzie tańczyli, śmiali i śpiewali wokół ogniska. Tom był wyraźnie świadomy swego rosnącego upojenia i grzecznie odmówił kolejnego kubka nektaru Na'vi, gdy Tanhi próbowała mu go podać.
„Myślę, że nie powinienem pić więcej” – powiedział w jej ojczystym języku, trochę bełkocząc.
Zatrzymała rękę z napojem i wzruszyła ramionami. Patrzyła na niego w sposób, który sprawił, że poczuł się jak kawałek jedzenia, który ona rozważała zjeść. – Nie chciałbym, żebyś zachorował.
Obok nich Ni'nat położyła się na podłodze i złożyła głowę na kolanach Norma. Gładził jej włosy i mówił do niej cicho, a ona uśmiechała się do niego marzycielsko, gładząc jego ramię. Tom poczuł, jak jego usta wykrzywiają się w niechlujnym uśmiechu. Był szczęśliwy z powodu Norma. Był szczęśliwy z powodu Jake’a. Miał... zamiar wpaść twarzą w palenisko.
Tanhi chwyciła go w pasie i podtrzymała, zanim zdążył się przewrócić. Tom zamrugał, próbując ustawić ostrość na jej twarzy. „Piękna.”
– Chodź – rozkazała, pomagając mu wstać. – Trochę świeżego powietrza może pomóc.
Tom pozwolił jej go wspierać i wyprowadzić z wnętrza Drzewa Domowego. Norm się zaniepokoił i zapytał, a Tom machnęła lekceważąco ręką, dając mu znać, że wszystko będzie w porządku. Potykał się obok przywódczyni klanu Ikran, gdy wychodzili z wnętrza na świeże nocne powietrze. Tom wziął głęboki oddech i zamknął oczy, oceniając swój stan.
– Nie piję dużo – przeprosił. Zauważył, że jej palce muskały jego szyję i obojczyk, ale jej dotyk działał kojąco, więc nie protestował.
„Powinieneś się położyć” – zasugerowała Tanhi. „Ale nie w tych hamakach na drzewie. W tym stanie upadniesz i zrobisz sobie krzywdę”.
Tom wzruszył ramionami i zaczął opadać na trawę, ale ona podtrzymała go mocniej, aż stanął względnie prosto.
– Nie tutaj – powiedziała, a w jej głosie pobrzmiewała nuta rozbawienia. – Chodź. Możesz odpocząć w moim miejscu.
– Och, przepraszam? – zaspana głowa Toma nie do końca rozumiała, co mówiła. „Gdzie będziesz spać?”
Nie odpowiedziała mu. Zamiast tego poprowadziła go za Drzewo Domowe i na skraj lasu, gdzie jej klan zaczął wznosić namioty, jakie tylko mógł przy ograniczonych zapasach. Jej prowizoryczne legowisko było jednym z pierwszych, który zbudowano i był wyposażony w maty ze skór i tkanymi kocami, miskę do mycia i dzbanek czystej wody. Poinstruowała Toma, aby pochylił głowę, a ona odsunęła zasłonę nad wejściem i pomogła mu wejść do namiotu, podtrzymując go, gdy schodził na siennik. Zawiązała pokrywę wejściową i nalała trochę wody do umywalki. Następnie wzięła złożoną ściereczkę, zanurzyła ją w misce i wykręciła.
„Co ty…” zaczął pytać Tom, gdy płynnie usiadła okrakiem na jego biodrach. Chłodny, mokry materiał nagle poklepał go po twarzy i poczuł się dobrze. Jego pytanie przeszło w niespójny szept i zamknął oczy, gdy przywódczyni chłodziła jego skórę mokrą szmatką.
„Zaopiekowałeś się moim ludem” – mruknęła Tanhi. – Zrobię to samo dla ciebie.
Z oddali Tom pomyślał, że mogłaby to zrobić bez siadania na nim okrakiem i głaskania ogonem wewnętrznej strony uda. Ciekawie działał na niego napar Na'vi. Jego umysł był odurzony, ale ciało nie cierpiało na zwykłe odrętwienie zmysłów, które kojarzyło mu się z byciem pijanym. Prawdę mówiąc, skóra wydawała się teraz zbyt wrażliwa na dotyk. Powolne przesuwanie się materiału po jego gardle było przyjemne, niemal w zmysłowy sposób. Tanhi przerwała swoje działania, a Tom otworzył załzawione oczy, gdy jej dłonie wyjęły jego umięśnioną koszulę ze spodni.
„Podnieś ręce nad głowę” – zażądała Tanhi.
Poczuł się zbyt uległy, żeby ją odmówić, więc zrobił, co mu powiedziała. Zdjęła jego koszulę i rzuciła ją obok stosu kocy. Tom już miał ją zapytać, dlaczego chce zdjąć jego koszulę, kiedy ponownie zanurzyła szmatkę w misce i zaczęła wycierać jego klatkę piersiową i brzuch. Jego oczy się zamknęły i westchnął.
– Czuję się dobrze – wymamrotał. Znowu część jego mózgu krzyczała do niego ostrzeżenie. Powiedział tej części, żeby się zamknęła i zostawiła go w spokoju.
Kiedy Tom poczuł miękkie, kobiece usta na swoich, teraz już wiedział, dlaczego patrzyła na niego przez całą noc. Instynktownie zaczął się odwzajemniać, a kiedy jej język wśliznął się do jego ust, odzyskał na tyle trzeźwość i zdrowy rozsądek, by zabrać głos.
– Poczekaj – mruknął Tom, delikatnie naciskając na jej ramiona. – Nie sądzę, że chcesz mieć za partnera osobę z zewnątrz, Tanhi.
– Nie potrzebuję partnera – mruknęła, ocierając się o niego zachęcająco. „Chcę dziś wieczorem, dzielić swoją pryczę z wyłącznie mężczyzną”.
Jej słowa zaszokowały Toma i spojrzał na nią zmieszany. „Myślałem, że Na'vi łączy się w pary na całe życie?”
„Kiedy decydujemy się na partnera, jest to prawdą” – zgodziła się. Na jej ustach pojawił się kuszący uśmiech. „To tylko dla przyjemności, Tomsully.” Opuściła głowę i czubkiem języka przesunęła palcem po jego ustach.
Ta akcja sprawiła, że Tom zesztywniał w spodniach, a jego dłonie impulsywnie położyły się na jej gładkich biodrach. Odwzajemnił jej pieszczotę językiem, a nagabywanie zamieniło się w głęboki, namiętny pocałunek. Usłyszał głosy jej ludzi na zewnątrz namiotu i kolejna chwila jasności sprawiła, że przerwał pocałunek i podniósł się do pozycji siedzącej. Tanhi siedziała na nim okrakiem i wplotła palce w jego włosy, gdy łapał oddech i zbierał myśli.
„Jestem pewien, że masz do wyboru ludzi ze swojego klanu” – powiedział ochryple. „Czy powinnaś to robić z „demonem”?”
„Nie jesteś demonem” – wymamrotała, składając pocałunki na jego szczęce i szyi. – Co do tego się myliłam.
„Ale ja nie jestem czystym Na'vi” – przypomniał jej Tom, nawet gdy kopał się za przepuszczenie okazji. Nie był z kobietą, odkąd zaczął przygotowywać się do doktoratu. Uniósł prawą rękę i rozłożył palce, żeby to zademonstrować. „Nawet jeśli chcesz tylko... ech... czegoś swobodnego, czy na pewno nie wolałabyś...”
„Nie mów mi, czego chcę” – ostrzegła. „Uważam, że jesteś miły dla oka i interesujący. Jeśli tego nie chcesz, powiedz to teraz”.
Tom miał właśnie to zrobić, ale został rozproszony, gdy przesunęła palcami po mięśniach jego klatki piersiowej i kołysała się na nim. Wizja pięknej Na'vi na jego kolanach, mieszała się mylącą ze wspomnieniem pary brązowych oczu osadzonych w równie atrakcyjnej ludzkiej twarzy. Zaparło mu dech w piersiach, gdy palce Tanhi przesunęły się po jego żebrach i zamknął oczy.
„Mam nadzieję, że nie będziemy tego rano żałować” – wysapał.
Potraktowała to jako zaproszenie, a Tom nie miał już dość hartu ducha ani rozsądku, aby dalej się z nią kłócić, gdy ich usta ponownie się spotkały.
* * *
Tom się obudził, gdy promień słońca wpadł przez małą szczelinę w otworze namiotu i zaatakował jego oczy. Mimo zamkniętych powiek, ostre światło sprawiło, że jego głowę przeszył pulsujący ból. Jęknął cicho i przekręcił się na drugi bok, aby go uniknąć. Poczuł ramię wokół talii i zamarł na kilka uderzeń serca. Otwierając oczy, wpatrywał się tępo w ścianę namiotu. Zajęło mu chwilę zorientowanie się w sytuacji, gdy przypomniał sobie wczorajszy wieczór. Uświadomił sobie, gdzie się znajduje i czyje ramię obejmuje go w talii.
Szczęka mu opadła, gdy z zaskakującą jasnością przypomniał sobie wszystko, co on i Tanhi zrobili poprzedniej nocy. Najwyraźniej uwaga Norma o tym, że chciałby zapomnieć o tańcu ogonem, nie była tylko żartobliwa. Bimber Na'vi nie wydawał się mieć takiego samego wpływu na pamięć, jak zwykły alkohol. Części jego ciała wciąż mrowiły od niektórych rzeczy, które mu pokazała. Spód nasady jego ogona był niezwykle wrażliwy i Tom przełknął suchość w gardle. Przypomniał sobie, jakie to było uczucie, gdy bawiła się tym miejscem, głaszcząc go. Stanowczo przypomniał sobie, że prawie nie znał tej kobiety, a wydarzenia ostatniej nocy były najprawdopodobniej pomyłką.
Tom ostrożnie zdjął jej ramię z niego i sięgnął po swoje ubranie. Myślał, że może się ubrać i wyjść, zanim się obudzi. Rozważył to ponownie, marszcząc brwi. Może wczorajsza noc była błędem, mimo iż powiedziała, że chce tylko seksu. Jednak jej porzucenie, gdy spała, było zwykłym tchórzostwem. Spojrzał na jej śpiącą twarz i zdecydował, że możliwość czegoś więcej niż tylko romansu z nią, nie jest wykluczone. Potrafili się dostosować. Mogła odwiedzać go w Hell's Gate, a on mógł odwiedzać ją w jej wiosce, gdy tylko zostanie odbudowana.
Jego myśli pobiegły do Trudy i zmarszczył brwi. Zresztą, jakie zainteresowanie miałby porucznik Chacón w facecie dwa razy wyższym od niej? Nie mieli już ze sobą nic wspólnego... nawet gatunku. Był na stałe w tym ciele Na'vi i Tom pomyślał, że nadszedł czas, aby przyzwyczaić się do kobiet Na'vi, zaczynając od Tanhi. Widok Jake'a i Norm'a tak szczęśliwych ze swoimi partnerkami, nieco złagodziło jego postawę. Otworzyło to możliwość, że może mieć w życiu coś poza pracą.
Po rozważeniu dostępnych opcji, Tom położył się z powrotem obok Tanhi i prześledził jej rysy twarzy opuszkami palców. Poruszyła się leniwie i otworzyła oczy, żeby na niego spojrzeć. Jej wzrok omiótł jego ciało w spokojny, pieszczotliwy sposób, a on zamknął odległość między ich ustami do pocałunku. Ona się odwzajemniła i przesunęła dłońmi po jego ciele w sposób terytorialny, sugerując, że żywi do niego zaborcze uczucia. Zaczął się zastanawiać, odnośnie ostatniej nocy. Czy faktycznie zrobiła to wyłącznie dla przyjemności, a może jednak....
Tom pogłaskał ją po biodrze i przesunął usta z jej ust do gardła. Chciał już zapytać, ale szybko jego pytanie zostało zmiażdżone jej odpowiedzią.
„To miłe” – mruknęła Tanhi – „ale mam kilka rzeczy do zrobienia. Możesz się ubrać i już iść”.
Tom odsunął się i spojrzał na nią z niedowierzaniem. "Tak po prostu?" Skrzywił się w duchu na ten komentarz, czując się, jakby wystąpił w telenoweli zatytułowanej „Desperate Losers”.
Tanhi wzruszyła ramionami i posłała mu przyjemny, leniwy uśmiech. „Mam obowiązki, Tomie Sully. Byłeś bardzo przyjemną rozrywką, ale muszę nadal przewodzić mojemu ludowi”.
Wpatrywał się w nią przez chwilę dłużej, po czym powoli skinął głową i zmusił się do zachowania godności. „W porządku. Po prostu… wezmę swoje rzeczy i wyjdę”.
Musiał przyznać, że tak naprawdę nie traktował jej poważnie, kiedy powiedziała, że chce tylko z nim seksu. Przełknął swoje oburzenie i zaczął się zastanawiać, dlaczego w ogóle był tak zdenerwowany. Tom pospiesznie wstał i założył ubranie.
* * *
Kiedy Jake się obudził, szukał wszędzie swojego brata i nie widział jego śladu w gałęziach Hometree. Zapytał swoich śpiących członków klanu, czy go widzieli, a oni wszyscy przecząco pokręcili głowami. Zaczął się bardzo martwić, kiedy zauważył Norm'a przygotowującego liściasty talerz z owocami dla siebie i swojej partnerki. Jake podszedł do przyjaciela i przywitał się z nim, po czym zapytał o Tommy'ego.
„Ostatnim razem, gdy go widzieliśmy, Tanhi wyprowadzała go na świeże powietrze” – odpowiedział Norm. „To było około północy. Może zemdlał, gdzieś na ziemi? Tom wyglądał na trochę pijanego”.
„Dzięki. Sprawdzę dla niego obozowisko klanu Ikran.” Jake wyszedł spod ogromnych korzeni Drzewa Domowego i okrążył tyły siedliska Omatikaya, witając gościnnych członków klanu i własnych ludzi. Zaczął pytać członków klanu Tanhi, czy widzieli jego brata od ostatniej nocy, a początkująca łowczyni w końcu udzieliła mu odpowiedzi.
„Nasza olo'eyktan zabrała go wczoraj wieczorem do swojej chaty” – wyjaśniła, wskazując na jeden z większych namiotów w obozie. Wyglądała na raczej rozbawioną, ale dorosły mężczyzna obok niej skrzywił się z dezaprobatą.
„Eee... dzięki”. Wyraz twarzy dziewczyny sugerował, że Tom spędził noc na szukaniu szczęścia, ale Jake nie chciał wyciągać pochopnych wniosków. Rozważał podejście do namiotu i zawołanie bliźniaka, ale wyobraził sobie wynikającą z tego niezręczną sytuację i zmienił zdanie.
Już miał wrócić do Hometree na śniadanie, kiedy zobaczył, że obiekt jego poszukiwań wyłania się z namiotu przywódcy klanu. Włosy Toma były potargane, a z warkocza uwolniło się kilka długich pasm, które splątały mu się na ramionach. Jego ubranie było pomarszczone, a odchodząc pocierał skronie. Na'vi patrzyli za nim, gdy przechodził przez obóz, a on trzymał głowę nisko, aby uniknąć kontaktu wzrokowego z którymkolwiek z nich. Jake stłumił uśmiech i zmniejszył dystans, aby się z nim spotkać.
– Ciężka noc, co?
Tom spojrzał w górę zaczerwienionymi oczami i zarumienił się. – Można tak powiedzieć.
Jake poszedł z nim i pochylił, żeby porozmawiać na osobności. „Może to nie moja sprawa, ale czy ty i Tanhi jesteście teraz parą?”
"NIE."
Jake poczuł, że jego brwi unoszą się w górę. – Więc po prostu spałeś w jej namiocie?
"NIE." Usta Toma zacisnęły się w cienką linię.
– W takim razie co się do cholery stało?
Tom mruknął pod nosem, zanim odpowiedział. „Chcę się umyć. Powiem ci, kiedy będziemy mieć więcej prywatności, dobrze?”
Jake wzruszył ramionami bezradnie, zaczynając się zastanawiać, dlaczego jego bliźniak był w tak złym humorze. Czy między nim, a Tanhi, wydarzyło się coś soczystego. „OK, Tommy. Chodźmy nad jezioro, żeby się umyć. Nie powinno tam już być nikogo innego”.
* * *
Jake patrzył na brata z ukosa, szorując skórę. Tommy również się szorował – trochę mocniej, niż Jake uważał za konieczne.
– Co się więc stało? – Jake naciskał, nie mogąc milczeć.
„Nie chcę o tym rozmawiać” – mruknął Tom.
Jake westchnął i wrócił do kąpieli. Po chwili, ciekawość zwyciężyła i już miał zadać pytanie ponownie, gdy Tommy zaczął mówić.
„Nie jestem kobieciarzem” – narzekał biolog. „Nie jestem złym facetem, więc dlaczego ja? Może nie jestem teraz w najlepszym miejscu na związek, ale to nie znaczy, że chcę przypadkowych partnerów seksualnych”.
Jake przerwał i zastanowił się nad nim. – Może dlatego cię chciała.
nie chciała „Och, ona mnie ” – narzekał Tommy. „Tylko mój penis”.
Jake zakaszlał, żeby ukryć śmiech. – I nie było żadnej więzi?
Byłby zszokowany, gdyby tak było, ale biorąc pod uwagę rycerskość Tommy'ego wobec Tanhi i jej klanu, część jego żywiła nadzieję, że ona może uważać jego brata za stałego partnera. W końcu Tom nie mógł mieć dzieci z Trudy, nawet gdyby się spotkali, a Jake'owi w głębi duszy podobała się myśl, że dzieci jego i Tommy'ego będą razem dorastać.
„Nie. To był tylko seks. Wiedziałeś, że niektórzy Na'vi tak robią? Myślałem, że łączą się w pary tylko z ludźmi, których mieli na stałych partnerów, ale najwyraźniej niektórzy z nich wolą zwykły seks”.
„Od każdej reguły jest wyjątek” – Jake uśmiechnął się ironicznie. „Nie dziwi mnie, że niektórzy Na'vi nie chcą czekać, aż połączą się w parę na całe życie, więc dlaczego miałoby cię to szokować?”
– Nie wiem – przyznał Tom. – Po prostu nie spodziewałem się, że mnie tak odprawi. Nie zachowała się nawet taktownie.
Jake sam uznał to za trochę zaskakujące. – Może chciała ci po prostu podziękować za zatrzymanie Phelpsa.
– Traktując mnie jak sztuczny penis? – Tom się skrzywił. – To po prostu świetne.
Jake wpatrywał się w wodę poniżej pasa Toma, dopóki drugi bliźniak nie nabrał podejrzeń. "Co robisz?"
„Sprawdzam, czy twoje jaja nadal tam są” – odpowiedział Jake z uśmiechem. – OK, więc naskoczyła na ciebie seksowna kobieta Na'vi bez żadnych zobowiązań, a właściwie to przywódczyni. Wielu facetów by się tym przechwalało, a nie narzekało.
Wyraz twarzy Toma posmutniał jeszcze bardziej. „Może tak, ale niektórzy z tych gości mogliby napluć na szalkę Petriego i założyć własną cywilizację”.
Jake nie mógł już dłużej powstrzymać śmiechu. Podszedł do brata i poklepał go lekko po ramieniu. „Po prostu licz na swoje błogosławieństwa i idź dalej. Właśnie powiedziałaś, że nie szukasz niczego na dłuższą metę, więc może to i dobrze. Kobiety Na'vi nie zachodzą w ciążę, jeśli nie mają rui, więc ty nie musisz się martwić, że pewnego dnia pojawi się dzieciak i cię zaskoczy”.
„To nie o to chodzi” – argumentował Tom. „Tutaj też są konsekwencje psychologiczne, Jake. Prawie została zgwałcona. Mimo, że nie doszło do tego, odebrano jej moc na kilka chwil… na tyle długo, by pozostawić trwałą emocjonalną bliznę – nawet dla wojownika takiego jak ona. Niektórzy ludzie radzą sobie, próbując odzyskać tę moc... i zaczynam myśleć, że właśnie to zrobiła ze mną ostatniej nocy. Nie rozumiem jednak, dlaczego się na mnie wyładowała. "
– Więc martwisz się o nią? – Jake pomyślał o tym i podrapał się po brodzie. „Nie jestem ekspertem, ale powiedziałbym, że wybrała ciebie, bo myślała, że zrozumiesz. Może odkąd powstrzymałeś Phelpsa, poczuła się przy tobie bezpieczna”.
Oczy Toma stały się puste, gdy rozważał tę sugestię. – To rzeczywiście ma jakiś sens – mruknął. – Myślisz, że powinienem jej coś powiedzieć, czy po prostu udawać, że nic się nie stało?
„To ty studiowałeś psychologię, nie ja” – przypomniał mu Jake.
„To był tylko drobny przypadek” – zaprotestował Tom. „To było fakultatywne. Nie zagłębiałem się w to szczegółowo, a masz więcej prawdziwego doświadczenia z ludem Na'vi”.
Jake naprawdę nie mógł się z tym sprzeczać. – OK, mogę ci dać małą radę – powiedział po chwili namysłu. „Ludzie Na'vi nie zawsze radzą sobie z rzeczami w taki sam sposób jak ludzie. Rzeczy, po których nie spodziewałbyś się wkurzyć Człowieka, mogą sprowokować Na'vi do uderzenia cię. Rzeczy, które wprawiłyby w zakłopotanie lub złość wielu Ludzi, mogą być obojętne dla mojego ludu. Może nie powinieneś traktować sytuacji Tanhi tak samo, jak sytuacji ludzkiej kobiety. Może pomyśleć, że zakładasz, że jest słaba, jeśli traktujesz ją jak ofiarę. Nie mówię, że nie powinieneś tego mówić wszystko w ogóle, ale na twoim miejscu najpierw sprawdziłbym grunt i podszedł do tego subtelnie”.
Tom rozważył tę sugestię i skinął głową. „Myślę, że prawdopodobnie masz rację. Spróbuję coś wymyślić, zanim zabierzesz mnie z powrotem do Hell's Gate”.
„Możesz po prostu spędzić tu kilka dni” – zasugerował Jake. „Dałoby nam to więcej czasu na nadrobienie zaległości, a wam szansę na zorientowanie, co się dzieje z Tanhi”.
Tom uśmiechnął się lekko i pokręcił głową. „Chciałbym, ale mam obowiązki, którymi muszę się zająć na terenie kompleksu. Może, kiedy więźniowie wrócą do swojego ISV i będziemy pewni, że zagrożenie minęło, będę mógł przyjechać i spędzić tu tydzień. Nie trać czujności, Jake. Odparliśmy ich, ale nie powinniśmy się rozluźniać, dopóki nie opuszczą Alpha Centauri.”
Jake'owi nastrój się pogorszył i skinął głową. „Nie martw się, Tommy. Nie spuścimy z nich oczu, dopóki nie wyzdrowieją i nie odejdą. Skoro już o tym wspomniałeś, mam do zorganizowania kolejną naradę z odwiedzającym olo'eyktanem i myślę, że moglibyśmy zorganizuj małą imprezę pożegnalną dla naszych przyjaciół.”
* * *
– Czy mogę porozmawiać z Tobą na osobności?
Tanhi ostrożnie spojrzała na wędrowca w snach. To nie tak, że myślała, że Tomsully będzie próbował ją odciągnąć lub skrzywdzić. Wydawał się urażony tym, że go tak odprawiła tego ranka. Nie bez powodu się obawiała, że czeka ją konfrontacja z tego powodu. Powinna była to przewidzieć, zanim połączyła się z nim wczoraj wieczorem. Jednak od jakiegoś czasu, brakowało jej mężczyzny, zwłaszcza po horrorze, który wydarzył się na terenie wroga. Pomyślała, że zasługuje na spotkanie na własnych warunkach.
– O czym chcesz porozmawiać?
Tom patrzył na nią uważnie. – Myślę, że wiesz.
Tanhi się rozejrzała i westchnęła. Związek z wędrowcem snów był satysfakcjonującą rozrywką, ale najwyraźniej nie rozumiał jej zwyczajów. Mimo to uważała, że zasługuje na odrobinę uwagi. Wskazała na naturalny szlak prowadzący z obozowiska w pobliżu Hometree.
„Pójdziemy razem” – powiedziała mu. – Tylko na krótki czas.
„Lepsze to niż nic” – zgodził się.
Poszedł z nią do lasu, a ona zatrzymała się kilka metrów dalej, kiedy pomyślała, że są wystarczająco daleko od jej ludzi, aby mieć potrzebną im prywatność.
„Wyjaśniłam ci, czego potrzebuję, Tomsully” – powiedziała, zanim zdążył otworzyć usta – „i dałam ci szansę odmowy”. Mężczyzna, który ją zaatakował, zdecydowanie nie okazał tej samej uprzejmości. Zacisnęła szczękę i odepchnęła to wspomnienie.
– Wiem – powiedział, spokojnym tonem głosu. „Rozumiem to i nie jestem tu, aby cię o nic oskarżać. Byłem gotowy, a ty jasno wyraziłaś swoje intencje. Zanim odejdę, chciałem ci tylko powiedzieć, że żałuję, że nie wiedziałem, że to ja naprawdę widziałem wczoraj wieczorem.”
Tanhi była zaskoczona i zdezorientowana tym stwierdzeniem. – Co masz na myśli? Jak myślisz, kogo jeszcze widziałam, kiedy zaprosiłam cię do mojego namiotu? Twojego brata? – uśmiechnęła się. Tomsully bardzo różnił się od swojego bliźniaka wewnętrznie. Miał swoje atrakcyjne cechy, które czyniły go atrakcyjnym kandydatem na partnera.
Tom zmarszczył brwi. – Nie zastanawiałem się nad tym, dopóki tego nie powiedziałaś – pojawił się wyraz zaniepokojenia na jego przystojnej twarzy i spojrzał na nią podejrzliwie. – Czy dlatego? Udawałaś, że nim jestem?
Tanhi zaśmiała się nisko i pokręciła głową. „Nie. Przyznaję, Jakesully to wspaniały człowiek i część mojego zainteresowania tobą wzięła się z atrakcyjnych cech, które z nim łączysz. To nie znaczy, że go widziałem, kiedy na ciebie patrzyłam”.
– I nie widziałaś też mężczyzny, który cię zaatakował? – powiedział to bez ogródek i jego złote oczy przeszukały jej oczy.
„Dlaczego miałabym... to nie ma sensu!”
Znów złagodził swój głos, gdy zaczął mówić, trzymał ręce z dala od niej. „Pracowałem z ludźmi, którzy zniewolili twoje plemię. Nosiłem ten sam mundur. Wczoraj wieczorem powiedziałaś, że mylisz się, twierdząc, że jestem „demonem”, ale chcę wiedzieć, czy to miałaś na myśli, Tanhi”.
„Cierpisz w poczuciu winy” – domyśliła się, przyglądając mu się bystro. „To nie na miejscu. Okazałeś honor i dlatego przestałeś być dla mnie demonem. Dlatego…” Umilkła i odwróciła wzrok, zaniepokojona. – Ja też nie widziałam żadnego z nich , kiedy na ciebie patrzyłam.
– Co widziałaś?
Spojrzała na niego ponownie i zdała sobie sprawę, że brzmiałaby dla niego zbyt ujmująco, gdyby odpowiedziała otwarcie. Zamiast tego wzruszyła ramionami. „Widziałam samca, którego chciałam mieć na noc. Takiego, który nie będzie próbował mnie zdominować, ani nie będzie oczekiwał więcej, niż to co chcę dać. Czy myliłam się w swoich obserwacjach, Tomsully?”
Jego wyraz twarzy się zmienił i przechylił głowę. Dla przywódczyni sprawiał wrażenie, jakby doznał objawienia i jego postawa była zrelaksowana. – Nie myliłaś się – odpowiedział, uśmiechając się lekko. „Nigdy nie próbowałbym czegoś takiego zrobić. Dziękuję, że ze mną o tym porozmawiałaś, Olo'eyktan . Jeśli kiedykolwiek będziesz chciała... to znaczy, jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebowała...” Urwał i wydawało się, że walczy o odpowiednie słowo.
Tanhi uśmiechnęła się ironicznie i wyciągnęła własne wnioski. Położyła palce na jego klatce piersiowej i wspięła się na palcach, by musnąć ustami jego prawe ucho. „Na pewno się z Tobą skontaktuję, gdy poczuję chęć ponownego podzielenia się z Tobą moim łożem.”
Pigment wokół jego kości policzkowych pociemniał, co ją rozbawiło.
„To nie było dokładnie to, co ja…” Zaczął mówić po angielsku.
„Muszę wracać do swoich obowiązków” – przerwała mu, delikatnie przeciągając wolną ręką po jego tyłku. – Zobaczymy się kiedyś, Tomsully.
* * *
"Gówno."
Jake wyciągnął szyję, żeby spojrzeć na brata, gdy dosiadał Toruka za nim. – Jaki jest teraz problem?
Para innych myśliwych, którzy ze względów bezpieczeństwa zdecydowali się lecieć z nimi, usiadła kilka metrów dalej, zachowując pełen szacunku dystans, gdy zauważyli, że bliźniacy prowadzą prywatną rozmowę.
„Próbowałam jej powiedzieć, że może do mnie przyjść, gdyby kiedykolwiek chciała z kimś porozmawiać o tym, co jej się przydarzyło, ale się zakrztusiłem. Przypomniałem sobie, co mówiłeś o sprawianiu wrażenia, że uważam ją za słabą. Nie dokończyłem zdania, a ona już myśli, że oferuję coś innego niż tylko chwilę przyjacielskiej uwagi”.
Jake stłumił śmiech. – Czy była z tego powodu wkurzona, czy szczęśliwa?
– Szczęśliwa, o ile wiem. Teraz będzie myślała, że chodzi mi tylko o jedno.
– Jesteś pewien, że ciebie też to nie cieszy? – Jake uśmiechnął się do niego, kiedy Tom spojrzał na niego gniewnie, mądrze postanowił przestać się z nim drażnić. – Jak poszła reszta rozmowy?
Ramiona Toma na krótko wypuściły powietrze z Jake'a, gdy Cień rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze. „Jestem prawie pewien, że miałeś rację, co do tego, że czuła się przy mnie bezpieczna. Teraz czuję się z tym trochę lepiej”.
"To dobrze." Jake uśmiechnął się ponownie, gdy ponownie spojrzał przed siebie. – Teraz musisz się tylko martwić, jak poradzić sobie z tą drugą.
– Jaką „drugą”?
„Trudy”. Jake wzruszył ramionami. „Zamierzasz powiedzieć coś przypadkowo i celowo, żeby ona też upadła ci do stóp, prawda? Masz zwyczaj robić to kobietom, nawet nie zdając sobie z tego sprawy”.
– Przestań, Jake. To nie jest zabawne.
„Hej, to ty zakładasz własny harem” – odparował Jake.
„Ja nie ... po prostu leć prosto tym cholernym Torukiem, żebym nie spadł na śmierć”.
Jake poklepał Cienia pocieszająco po szyi. – Nie martw się, chłopcze. On nie miał nic na myśli.
Tłumaczenia:
Teylu = żarłok chrząszcza. Jedno z głównych źródeł białka dla Na'vi. Mówi się, że ma słodki smak, podobny do krewetek jumbo.
Dodaj komentarz