Dziennik epidemii zombie cz.9

Trochę spóźnione, ale byłem w podróżny i pisze teraz z komputera kuzyna.

Dzień9
Może zacznę od tego, że wszyscy zdecydowali się pójść do tej jednostki, o której wczoraj mówiłem. Co prawda musiałem ich trochę przekonywać, jednak każdy po przedstawieniu solidnych argumentów ugiął się i zdecydował się na wypad do tamtego miejsca.
***
Po godzinie przygotowań byliśmy już gotowi aby wyruszyć. Jak zawsze zeszliśmy po drzewie na dół, uprzednio uważnie się rozglądając. Następnie ruszyliśmy w dosyć krótki marsz w stronę wyżej wymienionego miejsca. Po pięciu minutach byliśmy już u celu. Martwiło mnie kilka rzeczy mianowicie, że ktoś już wcześniej tam wszedł i zabrał wszystko, oraz, że mogą na nas napaść, jednak po przegnaniu nieprzyjemnych myśli zacząłem się zajmować stanem rzeczywistym. Zaopatrzeni w nożyce do cięcia metalu zaczęliśmy przecinać siatkę, co nam z resztą niewiele zajęło.. Cała nasza 10 przeszła przez powstałą w siatce dziurę, kiedy już byliśmy na terenie jednostki, postanowiliśmy podzielić się na dwie 5-cio osobowe grupy. W skład pierwszej wchodziłem Ja, Wojtek, Olka, Klaudia i Damian, a w skład drugiej Marek, Kuba, Emilka, Alicja i Kacper. My mieliśmy iść do do magazynu, a oni do pobliskich garaży. Na szczęście w środku nie natknęliśmy się żadnego, żywego bądź nie, człowieka. Coś musiało ich porządnie wystraszyć, skoro zostawili tyle sprzętu, a mianowicie: Na stojakach było pełno m4, a nieopodal w skrzyniach pełno magazynków do nich. Nieco dalej znaleźliśmy kilka CKM'ów i karabinów snajperskich. W następnym pomieszczeniu były takie rzeczy jak: wojskowe plecaki, kamizelki i mundury. W dalszych poszukiwaniach przeszkodził nam dźwięk otwieranych drzwi. Wszyscy staliśmy się nagle bardzo ostrożni, jednak nawet to nie dało nam gwarancji ochrony przed tym co się miało stać. Mianowicie Olkę złapał jakiś chłopak z nożem.
On- Rzućcie broń, albo jej gardło poderżnę.
Ja-... (Chwila wahania)
On- Ale już!!! Chcąc aby jego głos zabrzmiał donośniej odchylił się do tyłu i tu popełnił błąd nie doceniając tej drobnej, a jednak bardzo silnej blondyneczki. Rąbnęła go łokciem w żebra, a następnie kopny środkowy (kop w jajca). Po chwili już leżał na ziemi i jęczał z bólu. Zawsze wiedziałem, że jest silna, ale od teraz nie miałem już wątpliwości, że sobie nie poradzi z takimi. Jedynie miał szczęście, że Olka była tuż obok, inaczej zatłukł bym go na śmierć.. Najgorsze jednak dopiero miało się stać.
***
Zaskakujące jak dużo rzeczy może się pomieścić w tym plecaku o spodniach. Cała pakowanie i przepakowywanie zajęło na grubo ponad pół godziny. Zaproponowałem żebym poszedł powiedzieć innym co znaleźliśmy, jednak to Wojtek mnie uprzedził i wypruł z magazynu jak z procy. Była cisza jak makiem zasiał... no właśnie, była. Całą tą ciszę przerwał dźwięk wystrzału i niemiłosierny wrzask. Spodziewałem się najgorszego, pełen obaw wybiegłem z magazynu, po drodze biorąc m4 i łapiąc kilka magazynków do niego. Klaudia i Olka zrobiły to samo. Kiedy wybiegliśmy na zewnątrz ujrzałem Wojtka leżącego na ziemi w kałuży krwi, a obok płotu grupkę jakiś 15 osób. Śmiali się jakby zabicie człowieka miało być śmieszne. Wszyscy gratulowali jakiemuś rudemu chłopakowi. Mimo wszystko nie było tak źle okazało się, że Wojtek żyje, a nie ruszał się żeby tamci nie przyszli i go nie dobili. Szczerze to mieliśmy kijowe szanse na wygraną, ale nie poddaliśmy się bez walki i to nas uratowało. Zanim tamci zorientowali się o co chodzi, wywaliłem w nich serie pocisków zabijając dwóch z nich. Klaudia i Olka w międzyczasie zaciągnęły rannego przyjaciela pod osłonę, a następnie przyłączyły się do ostrzeliwania tych gnojków. O tyle mieliśmy przewagę, że my mieliśmy się gdzie ukryć, a oni nie. Wtedy to właśnie rozpoczęła się strzelanina totalna, odłamki latały w powietrzu, wszechobecny dźwięk wystrzału i agonalne wrzaski przeciwników. Po około 5 minutach strzelania, a może 10, sytuacja wydawała się beznadziejna, z 13 zrobiło się co prawda 9, ale nadal górowali nad nami liczebnie. Wtedy do akcji wtrąciła się druga grupa, a wejście miała jak z jakiegoś pierwszorzędnego filmu akcji. Skądś wytrzasnęli kolejny czołg nie mogli jednak otworzyć bramy garażu, toteż w nią strzelili. Odłamki latały w powietrzu, wszędzie niemiłosierny hałas, strzał z czołgowego karabinu, a następnie wystrzał z działa i wtedy wszystko ucichło. Każdy przeciwnik, oprócz tego rudego, leżał martwy ( a przynajmniej to co z nich zostało) Po skończonej bitwie, Klaudia szybko pobiegła po Emilkę, a ja ruszyłem w stronę tamtego gnojka. Kiedy do niego podszedłem zapytał się mnie.
On- Zabijesz mnie teraz?
Ja- Gdyby to ode mnie zależało już byś zdechł.
On- To niby od kogo to zależy?
Bez odpowiedzi podszedłem do niego, związałem i zawlekłem do magazynu (jak się pewnie domyślacie nie byłem zbyt delikatny). Wracając do Wojtka. Szczęśliwie pocisk nie uszkodził żadnych organów, pogruchotał mu jednak obojczyk. Emilka już go opatrywała, toteż skoro upewniłem się, ze jest w dobrych rękach zaprowadziłem jeńca do środka. Przywiązałem go do krzesła i czekałem. Nie minęło nawet pięć minut, a do magazynu wpadła Klaudia z furią w oczach.
Klaudia- To on do niego strzelał?
Ja- Tak, to on.
On- I to niby do niej należy decyzja co ze mną zrobić? Hahaha, przecież to kobieta, gówno może (splunął na nią)
Klaudia- Odpowiedz mi na jedno pytanie, to może kara będzie łagodniejsza. Żałujesz tego co zrobiłeś?
On- Nie, i zrobiłbym to ponownie jeśli bym musiał.
Klaudia- I to mi wystarczy. Możesz wyjść?
Wiedziałem, że sprzeciwienie się jej w tym stanie byłoby samobójstwem, więc jak najszybciej się stamtąd ewakuowałem. Powiem tak, nie wiem co ona mu tam robiła, ale takich wrzasków nie słyszałem nigdy. Po dziesięciu 10 minutach wyszła stamtąd z zakrwawionymi rękami.
Klaudia- Macie wodę? Muszę umyć ręce.
Ja- Tak, masz
Ze środka dobiegały jeszcze stłumione przez drzwi jęki bólu. Mimo, że był takim potworem, Marek postanowił skrócić mu męki. Nie było dane mu tego zrobić, gdyż Klaudia zagrodziła mu drogę ręką i nie pozwoliła przejść dalej. Wtedy to właśnie odezwał się Wojtek.
Wojtek- Do... dobij... cię go, nie chcę... żeby tak... cierpiał- po czym zemdlał z nadmiernego wysiłku.  
Klaudia natomiast się rozpłakała i zeszła z drogi Markowi, który wypełnił swoje zadanie.jako, ze życiu Wojtka nie zagrażało już niebezpieczeństwo (ach ta Emila, co my byśmy bez niej zrobili), zaczęliśmy pakować znalezione rzeczy na ciężarówki. Ogółem zebraliśmy:
20 m4 , około 200 magazynków
20 desert eagle, też około 200 magazynków
3 AW magnum, 60 magazynków
4 PKM'y, bardzo dużo amunicji
12 plecaków wojskowych
50 granatów
20 kamizelek
40 baniek z benzyną (była w garażach)
Spakowanie całości zajęło nam jakąś godzinę, po której wyruszyliśmy w drogę powrotną. Wojtka ułożyliśmy na ciężarówce razem z Klaudią, która miała nad nim czuwać. Zapomniałem nadmienić, że w międzyczasie wytłukliśmy pokaźną ilość zombie. W sumie stworzyliśmy konwój złożony z 2 czołgów i 3 ciężarówek. Jeden czołg na przedzie, ciężarówki w środku i jeden czołg na tyłach.
***
Przez całą resztę dnia układaliśmy wszystko co zdobyliśmy. Całą broń i amunicję zmagazynowaliśmy w pomieszczeniach obok "sypialni", a kamizelki i plecaki mieliśmy pod ręką. Paliwo natomiast znajdowało się w piwnicy. W czasie kiedy my to wszystko układaliśmy, Klaudia ani na krok nie odstąpiła od Wojtka. Powiem tak, nigdy nie widziałem takiego oddania drugiej osobie, jak u niej. (Może następnym razem niech mnie postrzelą, to Olka też będzie tak nade mną "skakać") Szczerze to nawet nie zauważyłem, kiedy nastała noc. Zmęczony po tak wyczerpującym dniu, padłem na materac, chwilę później dołączyła do mnie Olka. Leżąc tak razem zaczęliśmy rozmawiać.
Olka- I jak tam się Wojtek czuje?
Ja- Już lepiej, a co?
Olka- A tak się pytam... Martwię się o Klaudię.
Ja- O Klaudie, dlaczego?
Olka- No wiesz, zabiła dzisiaj człowieka, chociaż jeśli wierząc słowom Marka, ona go po prostu zmaltretowała na śmierć. Mógłbyś z nią porozmawiać o tym?
Ja- Dobrze, pogadam z nią, ale dopiero jutro. Teraz niech opiekuję się Wojtkiem. Chyba, ze chcesz jeszcze o czymś porozmawiać.
Olka- Martwię się też o ciebie.
Ja- O mnie, dlaczego?
Olka- Sam zobacz jak dzisiaj było blisko, gdyby to nie Wojtek wyszedł, tylko tym, to być może byś już... nie zdołała dokończyć, gdyż płacz jej przeszkodził.
Ja (przytulając ją) Nie martw się, wszystko będzie dobrze.
Po tych słowach łkała jeszcze przez kilka minut, po czym zasnęła. Leżałem jeszcze przez kilkanaście minut pogrążony we własnych myślach, po czym zasnąłem.

Shruikan

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 1666 słów i 9151 znaków.

Dodaj komentarz