Dziennik epidemii zombie cz.4

W końcu jest czwarta część, sory że tak długo, ale coś nie mogłem czasami słów znaleźć. A teraz miłej lektury.

Dzień 4
Jest godzina 5:14, właśnie zmieniłem Wojtka na warcie, nadal mamy problem z dojściem do sobie po wczorajszym nocnym wydarzeniu. Nieco później Olka przyszła mi potowarzyszyć, doszło między nami do dosyć ciekawej rozmowy.  
O- Właściwie, to od kiedy się we mnie kochasz
J- Na pewno chcesz wiedzieć?
O- Tak, chce
J- No więc, to było mniej więcej w połowie 1 klasy. Chociaż wtedy się przekonywałem, że to nic prawdziwego, że tylko mi się wydaje… Sam nie wiem jak to powiedzieć
O- Może po prostu bałeś się, że cię odrzucę?
J- Szczerze?
O- (cisza)
J- Tak, zawsze się tego obawiałem. Ile razy układałem sobie scenariusze kiedy ci wyznaję miłość, to już nawet nie zliczę. Raz nawet byłem bliski tego, ale w ostatniej chwili stchórzyłem.
O- Nie przesadzaj, nie jesteś tchórzem. To normalne, że człowiek boi się odrzucenia przez drugą osobę. Osobiście też bym miała problemy, żeby to pow…
Przerwał nam wydobywający się z radia głos mówiący: "Liczba zainfekowanych stale przybywa, prosimy wszystkich pozostałych przy życiu ludzi, aby nie wychodzili z dom-(hałasy w tle, dźwięk wyłamywanych drzwi)-Wdarli się do budynku, już tu idą, nie ma dla nas nadziei. Nie nie, pomocy arrghhhhhhhh!!! (dźwięki strzałów, a potem tłuczonego szkła)” Słuchaliśmy tego jak zahipnotyzowani, nie zdolni się poruszyć nawet o milimetr. W końcu Ola zwinęła się w kłębek w moich ramionach i zaczęła cicho łkać. Przytulając ją i gładząc po głowie jednocześnie zacząłem do niej mówić, że by się nie martwiła, jest dla nas nadzieja, ale nawet w moich ustach nie brzmiało to dobrze. W końcu zasnęła pozostawiając mnie sam na sam ze swoimi myślami.
***
(Na sugestię pewnego użytkownika wstawiam opis wyglądu bohaterów)
Skoro teraz mam trochę czasu, to chyba warto by opisać moich towarzyszy (w sumie i tak nie mam co robić, a warta kończy się dopiero za godzinę). Zaczną może od Olki.
Olka to dosyć niska- choć nie umniejsza to jej zgrabnego ciała- błękitnooka, z włosami do połowy pleców, blondynka (ale nie taka stereotypowa) o miłym głosie. Jej największą zaletą jest to, że prawie niczego się nie boi, oraz cechuję się wytrwałością i trwałością w tym co robi.
Jako następną opiszę Klaudię- Bardzo szczupła (prawie anorektyczka), dosyć wysoka i zgrabna dziewczyna z bardzo długimi brązowymi włosami. O jej charakterze niewiele wiem, poza tym, że jest bardzo inteligentna.
Ostatni do opisania jest Wojtek- Bardzo wysoki chłopak z czarnymi włosami, ułożonymi coś na styl emo (choć nim nie jest) Poza tym jest szczupły i dosyć dobrze zbudowany. Najbardziej ceni sobie przyjaźń, co czyni go bardzo dobrym kumplem. Hmmm myślę, że na razie tyle wystarczy.  
***
Zaczyna wschodzić słońce, trzeba ich wszystkich obudzić. Po śpiesznie zjedzonym śniadaniu postanowiliśmy wyjść na zewnątrz, w celu przeszukania poległych żołnierzy i sprawienia im godnego pogrzebu. Jak zawsze wyszliśmy przez okno na 1 piętrze uwcześnię rozglądając się w poszukiwaniu niebezpieczeństw. Chwilę nam zajęło zanim ich znaleźliśmy pośród tych wszystkich zwłok zombie. Okazało się, że polegli mają przy sobie 3 nadających się do użycia m4 plus po 3 magazynki przy każdym, 5 desert eagle z dwoma magazynkami do każdego i jeszcze kilka granatów odłamkowych. Na dodatek znaleźliśmy też AW Magnum, tutaj mieliśmy tylko jeden magazynek, oraz PKM na stanowisku strzelniczym, znajdującym się nieopodal poległych. Dosyć szybko to wszystko poznosiliśmy do naszej "twierdzy”-jak to ostatnio między sobą nazywamy to miejsce. Pozostawiliśmy sobie tylko pistolety i poszliśmy drogą ucieczki wczoraj widzianych żołnierzy. Dosyć łatwo nam to przyszło-sami wiecie dlaczego z resztą- w niektórych miejscach zwłoki były porozrywane na strzępy, chyba wynik użycia granatu. Ewentualnie jakiegoś dobrego CKM’u, jak to Wojtek zaproponował. Jak się pewnie domyślacie, ślady prowadziły nigdzie indziej jak do jednostki wojskowej, o której wcześniej wspominałem. Nagle całkowitą cisze przerwał nieziemski huk obok mnie, . Okazało się, że komuś wystrzelił pistolet, dla zombiaków było to jak zawołanie typu "PODANO DO STOŁU!!!”, wiec czym prędzej zaczęliśmy spier****ć jak najszybciej mogliśmy. Jakoś tak pechowo się złożyło, że nieco ponad 10 sekund później za nami ciągnął się dosyć spory tłumek zombie. Wiedziałem jaka jest nasza sytuacja, zdecydowałem więc, że się poświęcę, aby oni mogli uciec. Biegnąc strzeliłem kilka razy przez plecy mając nadzieje, że polecą za mną. Nie wiedziałem jak bardzo było to skuteczne, gdyż cały ten tłumek zombie zaczął mnie ścigać. Skręciłem w pierwszą lepszą uliczkę mając nadzieje odciągnąć ich jak najdalej. Niestety wybrałem złą drogę, która okazała się ślepym zaułkiem. Pewnikiem bym zginął gdyby nie nieoczekiwane wydarzenie. Mianowicie stojąc pod ścianą bez możliwości ucieczki, świadomy nadciągających zombie pogodziłem się ze śmiercią. Wtedy to nagle usłyszałem strzały i stwory poczęły padać jak muchy. Pamiętacie Marka któremu darowałem życie nie? Tym razem to on i jego towarzysze ocalili moje. Nie minęło długo nim wszystkie zombie padły, że tak powiem martwe- nawet nie zdążyły podejść do mnie na odległość pięciu metrów. Wywiązała się pomiędzy nami taka rozmowa:
Ja- Dlaczego mnie uratowałeś?
Marek- Ty darowałeś mi moje, teraz ja ocalę twoje. Jesteśmy kwita.
Ja- Na pewno tylko dlatego, nie kryło się za tym coś więcej?
Marek- Może się i kryło faktycznie. Chcieliśmy wam zaproponować wam połączenie sił. Wiesz przecież, że razem mamy większe szanse przeżycia.
Ja- No nie wiem, musiałbym z nimi porozmawiać. Z resztą nie sądzę, żeby się zgodzili
Marek- O ile się nie mylę, właśnie tu idą
I faktycznie szli całą grupą, Olka to właściwie biegła mając łzy w oczach. Z rozbiegu rzuciła się na mnie i zaczęła mnie zasypywać gradem ciosów ze słowami
Olka- Jak mogłeś mi to zrobić?! Przecież byśmy uciekli głupku- i tak dalej w ten deseń
Ja- To był jedyny sposób
Olka- Obiecaj mi, że nigdy więcej czegoś takiego nie zrobisz, obiecaj
Ja- Nie mogę ci tego obiecać, ponieważ jeśli będę miał okazję cię uratować przez poświęcenie siebie, to to zrobie
Marek- Super, że się tak kochacie, ale zaraz tu mogą się zejść hordy zombie. Jaka jest twoja decyzja
Ja do nich- Dali propozycję, żebyśmy trzymali się razem.  
Olka- No nie wiem, możemy im zaufać?
Wojtek- Dla mnie spoko, ale jaką możemy mieć pewność, że nas nie zabiją we śnie?
Klaudia- Ile was tam w ogóle jest?
Marek- Razem ze mną 4, Ja i mój kolega a do tego jeszcze 2 dziewczyny
Ja- Myślę, że możemy się na to zgodzić, ale nie spodziewaj się, że od razu wam zaufamy
Marek- Niczego więcej nie oczekuje- zaczął krzyczeć do swoich- możecie już wyjść, chodźcie.
Z balkonów po bokach wyskoczyły 3 osoby, tak ja powiedział 2 dziewczyny i chłopak
Marek- No, to chyba czas w drogę, tym bardziej że chyba słyszałem jakiegoś zombie.
I faktycznie po chwili też coś usłyszałem, najszybciej jak mogliśmy pobiegliśmy do naszego schronu. Po niecałych 5 minutach byliśmy już prze drzewie po którym wchodziliśmy na górę. Resztę dnia spędziliśmy na zapoznawaniu się z nowymi towarzyszami broni. Po kolei nazywali się tak, Marek, Kuba, Alicja i Emilka. Wszyscy mieli po 16 lat, można by więc rzec, że to nasi rówieśnicy z innej szkoły. Marek i Kuba byli bliźniakami (Przypomniał mi się mój brat, jak ja za nim tęsknie), obaj wyglądali praktycznie identycznie. Z tą różnicą, że Kuba był blondynem, a Marek brunetem. Natomiast Alicja i Emilka w żadnym razie nie były do siebie podobne. Alicja była szatynką, a Emilka ruda (nie wiem czy tak się określa takie dziewczyny) Dalej już się nie będę rozpisywać, dobija północ, a ja jestem zmęczony. Zobaczymy co przyniesie jutro.

Shruikan

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 1481 słów i 8234 znaków.

1 komentarz

 
  • kryspin27

    Pisz dalej

    11 lis 2013