Ogniste Serce. Rozdział 9.

Ogniste Serce. Rozdział 9.- Jesteś? - Zapytał z niedowierzaniem.  

- Wątpiłeś w moją obietnice?  

- Nie. – Podał mi ramię, ciągnąc na środek sali. - Po prostu przy tobie nic nie jest pewne.  

- Po prostu bałeś się, że ci ucieknę.  

- Nie pozwoliłbym ci odejść tak jak ostatnio. – Stanowczo objął mnie w pasie, jakby naprawdę chciał mnie zatrzymać.  

- Wiem. – Zaśmiałam się cicho, stawiając kroki w rytm muzyki. Arian tańczył doskonale. Kątem oka wyłowiłam kolejne ciekawskie spojrzenia.  

- Czy mi się wydaje czy wszyscy się nam przyglądają?  

- Mi się wydaje, że patrzą tylko na ciebie. Wyglądasz olśniewająco.  

- Czyżbyś był zazdrosny? – Spojrzałam pod górę, ignorując rumieniec.  

- Skarbie nie prowokuj mnie. – Pochylił się i wymruczał mi zmysłowo do ucha. Odurzył mnie aromat krzemienia.  

- Dlaczego? – Spytałam wplątując palce w jego miękkie włosy.  

- Skarbie, musiałbym zabić wszystkich mężczyzn na tej planecie, zaczynając od tej sali. – Brzmiał śmiertelnie poważnie. Jego dłonie zjechały nieco niżej. - Jak twoje biodro?  

- Dobrze, bardzo dobrze. – Świadomie przygryzłam wargę, prowokująco patrząc mu w oczy. W chwili, gdy chciał mnie pocałować wykonałam obrót. Arian na powrót przygarnął mnie do siebie. Uderzyłam plecami o jego tors, zakleszczył mnie w uścisku ramion. Dłonie niezdecydowane błądziły wzdłuż tali, rozsiewając ziarna żaru. Zakręciłam biodrami wyczuwając nad pupą wypukłość. Ze świstem wciągnęłam powietrze, kiedy łapczywie przylgnął ustami do wygiętej szyi. Poczułam się jakby właśnie drasnął zapałką i rozniecił nabrzmiałe ziarna.  

- Nie jesteśmy tu sami... – Moje ostatnie słowa utonęły w nieudolnie tłumionym jęku.  

- Ten bal to był poroniony pomysł. – Z ociąganiem oderwał się ode mnie.  

- Przepraszam. – Rozległo się chrząknięcie. Kobieta, która zbierała zaproszenia, nerwowo spoglądała to na mnie, to na Ariana.  

- Jakiś problem? – Mój towarzysz zgromił ją wzrokiem.  

- Z listą gości. Jedna z osób towarzyszących okazała się osobą z zakazanej listy. – Potwierdziła.  

- Skarbie, muszę Cię na chwilę zostawić.  

- Ale...  

- Zaraz wracam. – Pocałował mnie krótko, jakby składał kolejną obietnice i zostawił.  

Arian ma się zajmować listą gości? Zakazana lista? Głupia ja! Zbeształam się w myśli. To Arian jest właścicielem pałacu i organizatorem tego balu. To on go wykupił i wyremontował. Do cholery, ile on właściwie może mieć lat? Oczywiste pytanie zaparło mi dech w piersiach. Zerknęłam na ozdobne przeszklone drzwi, za którymi majaczył zarys drzew.  

Wymknęłam się na taras, wsparłam o rzeźbioną poręcz balustrady i głęboko odetchnęłam. Chłodne powietrze ukoiło zmysły, uciszyło chaos myśli. Czy to właściwie coś zmienia?  

- Nie. To bez znaczenia. - Wymamrotałam pod nosem, zaparzyłam się na malowniczą scenerię. Pośród drzew zalegał głęboki cień. Ich wierzchołki godziły w bezchmurne niebo, na którym ostatnie promienie słońca purpurą przeżynały granat nieboskłonu. Blada tarcza księżyca jaśniała pośród gwiazd.  

- Taka piękna kobieta nie powinna być sama. - Komplement zabrzmiał jak zawoalowana groźba. Dopiero teraz dostrzegłam mężczyznę, stojącego kilka kroków dalej. Nie miał maski. Jego wysoki, piskliwy głos nijak nie pasował do ostrych rysów bladej twarzy, orlego nosa i błękitnych oczu, martwych jak dwa skute lodem stawy. Zadrżałam, otaczała go namacalna aura chłodu.  

- Nie jestem sama. – Skrzyżowałam ramiona na piersi.  

- Doprawdy? Taki skarb nie może pozostawać bez opieki. – Skupił się na naszyjniku. Na dnie jego oczu błysnął odległy, zimny ognik.  W mojej głowie zapalił się wściekle pomarańczowy alarm ostrzegawczy. Strach wpełznął do żołądka, wpychając do gardła mdłości. Ostrożnie, krok za krokiem ruszyłam w kierunki sali.  

- Dziękuję za troskę. – Hardo uniosłam głowę. Zastąpił mi drogę rozkładając ramiona w ironicznym przepraszającym geście.  

- Uciekasz? - Sine usta drgnęły w uśmiechu, odsłaniając nazbyt ostre zęby. Odruchowo cofnęłam się, zatrzymując się na barierce. Byłam w potrzasku. Arian gdzie jesteś!?  

- Najwyraźniej powinnam. – Zaskoczyłam go, gdy rzuciłam się do przodu. Lodowate palce musnęły moją rękę, ale już nie zdążyły się na niej zacisnąć. Arian pojawił się w drzwiach, wpadłam mu w ramiona.  

- Klara? – Spytał zaniepokojony, widząc moje przerażenie. Nagle zesztywniał i wyminął mnie chowając za swoimi plecami.  

- Arian, witaj stary przyjacielu. – Anemiczny mężczyzna wszedł mu naprzeciw.  

- Gideon! Nikt cię nie zapraszał, więc wyjaśnij mi co ty tutaj kurwa robisz!? – Wysyczał.  

- Plotki szybko się rozchodzą. Podobno znalazłeś ciekawą jaskinię. Moglibyśmy zawrzeć układ.  

- Zbierasz dupę i nie muszę oglądać twojej parszywej gęby, inny układ mnie nie interesuje.  

- Nie zaprzeczyłeś. – Jego oczy rozjarzyły się zimnym blaskiem, spojrzał na mnie. - Zawsze byłeś samotnikiem, ale widzę, że znalazłeś sobie maskotkę. - Wzdrygnęłam się, gdy oblizał zęby długim językiem. – Całkiem apetyczna, podzielisz się?  

- Jeśli ją tkniesz ... – Z gardła Ariana wyrwał się złowieszczy warkot.  

- Przy tylu świadkach? – Chichot Gideona ucichł, gdy Arian napiął mięśnie, jego żyły i oczy zalśniły.  

- Zmieniłeś się. - Wysyczał Gideon, przeskoczył przez balustradę znikając w mroku.  

- Nic ci nie jest? – Arian pogładził mój policzek.  

- Wszystko w porządku. - Zatrzymałam jego dłoń i wtuliłam w nią twarz. - Kto to był?  

- Mój dawny wspólnik, ale nie umiał się dostosować i nasze drogi musiały się rozejść. - Jak zwykle lakoniczny, pomyślałam. Ciekawe czy wszyscy jego wspólnicy to kaskaderzy.  

- Odpowiesz, jeśli spytam o co chodziło?  

- Jest taka legenda, mit. Gdzieś pośród najwyższych szczytów, w labiryncie jaskiń jest ukryty klejnot. Zrodzony przez pierwotne siły, czerpiący moc z żywiołów ziemi i powietrza, ognia i wody. Podobny do gwiazdy strąconej z nieboskłonu.  

- Czyli to taka Gwiazda Himalajów. Brzmi złowieszczo.  

- Ale prawdziwie.  

- Znalazłeś coś? – Pomyślałam o jego ostatniej podróży.  

- Gideon nigdy go nie dostanie. - Zacisnął pięści.  

- Miałeś racje. - Rzuciłam mu powłóczyste spojrzenie. - Ten bal to był kiepski pomysł.  

- Wychodzimy. – Niemal jęknął, obejmując mnie w pasie i ciągnąc na sale.  

- A co z tymi wszystkimi gośćmi? - Zapytałam lawirując między tańczącymi parami.  

- Mam ich w dupie. - Odparł z prostotą i otworzył drzwi samochodu.  

Straciłam poczucie czasu. Każdy ruch, spojrzenie wprawiało cząsteczki powietrza w mocniejsze drgania. Każdy przypadkowy dotyk był jak mikro wyładowanie, nasza prywatna burza zmysłów elektryzująca ciasne wnętrze pojazdu mknącego przez ciemność.  

W końcu widok na podziemny garaż zniknął za zsuwającymi się taflami metalu. Arian przycisnął odpowiedni numer i mechanizm podźwignął nas w górę.  

Czułam jego parzący oddech na karku, zapach ognia, palce rozluźniające wstążki przytrzymujące maskę. Oderwał ją od mojej twarzy i cisnął w kąt. Pogładził naszyjnik ciążący mi na szyi.  

- Czy wspominałem, że chcę cię zobaczyć tylko w nim? – Zapytał patrząc z ogniem wprost w moje oczy.  

- Życzenia czasem się spełniają. – Przygryzłam wargę. Arian pochylił się i w końcu nasze spragnione usta złączyły się w pocałunku. Ogień tlący się od naszego pierwszego spotkania wybuchnął po raz kolejny. Sięgnęłam do jego maski, którą wylądowała obok swej siostry. Winda wyhamowała i wypluła nas ze swego wnętrza.  

Nie widząc nic poza sobą, odbijaliśmy się od ściany, jak nakręcony bąk. Niezdarnie ściągnęłam z niego marynarkę. Arian jedna po drugiej rozpiął haftki gorsetu, suknia opadała i wykwitła u mych stóp fałdami materiału. Zostałam w cieniutkich koronkowych stringach i pończochach. Arian gwałtownie chwycił mnie w ramiona, w sypialni rzucił na rozległe łóżko.  

Na ułamek sekundy spojrzałam w lustro pod sufitem nie poznając własnej twarzy. Nabrzmiałe usta otoczone plamą rozmazanej szminki, zaróżowione policzki, lśniące oczy pełne pragnień, szaleństwa. Arian również mi się przyglądał, niemal fizycznie czułam dotyk jego ognistego spojrzenia, wilgoć sączącą się spomiędzy ud. Niecierpliwie rozpiął pierwszy guzik śnieżnobiałej koszuli i z głuchym warknięciem rozdarł ją, guziki dźwięcznie rozsypały się na podłodze. Błyskawicznym ruchem wyplątał się ze spodni i z drapieżną gracją rzucił się na łóżko, na mnie. Tyle, że ja nie byłam ofiarą.  

Wpił się w moje usta, niemal pozbawiając tchu. W odpowiedzi gładziłam napięte mięśnie ramion, barków. Znaczył pocałunkami linie żuchwy, szyję. Jego dłonie chaotycznie błądziły po moim ciele jakby nie mógł się zdecydować, gdzie ma je wpierw skierować. Gdy zamknął je na piersiach, gdy zassał sterczące sutki zacisnęłam palce na pościeli, z gardła wyrywał mi się rozkoszny jęk. Zsuwał się coraz niżej, klęknął między moimi nogami i porwał delikatny materiał koronki w strzępy.  

- Jesteś cudowna. - Wymruczał i zaciągnął się zapachem kobiecości, rozsunął dwoma palcami mokre płatki i musnął językiem. Zmysłowe jęki uleciały z moich ust. Wplątałam mu palce we włosy i wijąc się w napływających falach rozkoszy.  Oplótł biodra ramieniem, przytrzymując mnie w miejscu. Raz po raz trącał łechtaczkę i wkręcał giętki język do środka. Słodki ogień dotarł do najodleglejszych zakątków ciała, do samych koniuszków palców.  

Nagle Arian odsunął się. Napięte pod skórą naczynia krwionośne pulsowały niosąc rozpaloną jak lawa krew. Serce lśniło jak pieprzona żarówka, rozświetlając spojrzenie wytatuowanego smoka. Skupiłam się na naprężonym członku, przyozdobionym na główce lśniącą kroplą nektaru. Chwycił go pewnie rozprowadzając śluz po całej długości, przytrzymał przy wejściu do pochwy. Wbijając się spojrzał mi prosto w oczy i zamarł. Krótki ostry ból, zmieszał się z błogim uczuciem wypełnienia. Zamarłam delektując się nowością doznań.  

- Klara? Skarbie? Jesteś taka ciasna... - Arian wyszeptał, pokrywając pocałunkami moją twarz, dekolt i wrażliwe piersi. Cały drżał. Dotarło do mnie, że ostatkiem sił panuję na sobą, nad żądzą płonącą w spojrzeniu, w każdej cząstce ciała. To mnie odblokowało, zadziałało jak czerwona płachta na byka.  

- Arian... - Wyjęczałam błagalnie przeorując mu paznokciami kark, pozostawiając krwawe bruzdy. Wysunął się ze mnie i z impetem naparł ponownie. Usłyszałam krzyk, swój krzyk. Arian wbijał się coraz szybciej, mocniej, zupełnie jakby chciał przebić mnie na wylot.  

W górze obijała się moja wykrzywiona rozkoszą twarz. I Arian poruszający się w szaleńczym tempie. Jak zahipnotyzowana patrzyłam na rytmicznie drgające mięśnie, na uskrzydlony korpus smoka lśniący na skórze, pokrytą warstewką potu.  

Arian przyśpieszył jeszcze bardziej, zaryczał ogłuszająco. Jego palce, jak zakrzywione szpony, zacisnęły się na pośladkach, zostawiając ślady na wiele dni.  

Nagle przyszła świadomość, że to przecież prawdziwy smok, przerażająca bestia.  

I nadeszło spełnienie. Orgazm spopielający wszystkie myśli, pozostawiający jedynie obezwładniającą rozkosz. Ścianki pochwy zacisnęły się na pulsującym członku, wyrzucającym kolejne porcje gorącej spermy. Zatraciłam poczucie przestrzeni, czasu, a świat rozpadał się na miliardy odłamków.  

Wypalone przyjemnością zmysły zarejestrowały gorące ciało Ariana zsuwające się ze mnie, jego oddalający się oddech, jednak nie miałam sił by otworzyć oczy.  

Dopiero po chwili zmobilizowałam się i wstałam.  

Rzeczywiście byłam sama. Poczułam ukłucie niepokoju. Naga poszłam do łazienki i chłodnym strumieniem wody spłukałam resztki spermy, krwi i potu oraz rozkosznego rozleniwienia, z twarzy zdarłam makijaż. Z garderoby wzięłam komplet czarnej bielizny, na skrajnym wieszaku zauważyłam moją śliwkową suknię w przezroczystym pokrowcu z pralni. Niepokój rozgościł się na dobre, ubrana ruszyłam na poszukiwania Ariana. Znalazłam go w bibliotece. Miał na sobie tylko szare spodnie dresowe, zawieszone na wąskich biodrach.  

Właśnie odkładał naszyjnik z czarnych kamieni do witryny. nawet nie zauważyłam, kiedy go ze mnie zdjął. Jego ruchy były ostrożne i wyważone, jakby miał do czynienia z kruchym jajkiem. Spojrzał na mnie przelotnie.  

Gdzieś z trzewi ziemi wprost do mojego umysłu wpłynęła jasna i oczywista myśl, a lodowata dłoń zacisnęła się na moim sercu. Te wszystkie legendy i baśnie, w których wieśniacy wystawiali bestii na pożarcie bezbronną dziewicę skrywały ziarno prawdy. To taki smoczy fetysz. Więc jestem jak ta cholerna ćma, pomyślałam.  

- Wiedziałeś, że byłam dziewicą. - Nie zaprzeczył. Zdusiłam w zarodku żal i rozpacz, by nie zobaczył moich łez.  

- Dlatego, tylko dlatego zaciągnąłeś mnie do łóżka? - Spytałam spokojnie. Milczał, jego twarz przypominała zastygłą, nieruchomą maskę.  

- Ty popieprzony jaszczurze! - Wymierzyłam mu policzek i w końcu doczekałam się jakiejś reakcji. Przyszpilił mnie do ściany, unieruchomił nadgarstki.  

- Nigdy więcej tego nie rób. - Wysyczał. Jednak nie poczułam strachu, raczej głęboką pewność, że mnie nie skrzywdzi. Przynajmniej niefizycznie. Dostał to czego chciał, mógł mnie udusić, gdy na wpółprzytomna leżałam w jego łóżku. A jednak tego nie zrobił, po prostu mnie zostawił.  

- Zabijesz mnie? – Spojrzałam mu odważnie w oczy, zatańczyły w nich iskierki wściekłości. Puścił mnie odsuwając się i nagle niczym kobra, zacisnął pięść, zamachnął się do ciosu. Zdążyłam się tylko skulić się, gdy uderzył tu obok mojej głowy przebijając ścianę na wylot.  

- Wynoś się! Wynoś się! I nigdy nie wracaj! - Wrzasnął.

1 komentarz

 
  • EwaGreen

    Całość jest już dostępna pod linkiem na moim profilu :D Kolejne części będą publikowane zaraz po dostaniu się poprzedniej do biblioteki.

    29 maj 2020