Ogniste Serce. Rozdział 12.

Ogniste Serce. Rozdział 12.- Ludzie posiedli znaczną wiedzę, jednak nie zmądrzeli i równie wiele wiedzy porzucili. Odwrócili się od natury i przestali dostrzegać przebłyski pierwotnej energii, która dotyka świat. Nie ma już czarowników, którzy potrafiliby prawdziwie patrzeć na świat i otworzyć swój umysł na kontakt. Jednak w tobie przetrwała cząstka ich mocy. - Milczałam trawiąc usłyszane informacje. - Często widzisz podobne rzeczy?  

- Słyszałam w wodzie śpiewne szepty, pomruki w ogniu. Adel mówiła, że jako dziecko wciąż opowiadałam takie niestworzone historie. Rodzice mieli to za wytwór wybujałej dziecięcej wyobraźni. Prawie tego nie pamiętam, tylko jakieś przebłyski. Teraz wszystko zaczęło wracać. - Splotłam drżące dłonie. - Dlaczego? Co to w ogóle jest?  

- Energia. Jest wszędzie wokół, w żywiołach: powietrzu, wodzie, ogniu, ziemi. Wszystkie istoty żywe z niej korzystają. Ty swoją mocą przyciągasz ją, jak próżnia materię. Łatwo przesadzić, zwłaszcza jeśli robi się to nieświadomie, zbyt duże stężenie energii może nawet zabić. Ale gdy nad tym zapanujesz będziesz z niej czerpać i kształtować podług własnej woli. Wtedy w parku strach sprawił, że sięgnęłaś do ostatniej zapomnianej linii obrony. Użyłaś mocy by wezwać pomocy, obudziłaś ją w sobie. Moja obecność dodatkowo pobudziła ten proces. - Spojrzałam na niego zaskoczona. - Potrafię magazynować w sobie energię, tak duże natężenie zadziało jak dodatkowy katalizator.  

- Czyli jestem wiedźmą. - Zabrzmiało to zaskakująco poważnie.  

- Nie. - Zaprzeczył przesiadając się na moją kanapę. - Jesteś moją wiedźmą. –  Oparł się rękami o wezgłowie, zmykając mnie w klatce zbudowanej z własnego ciała, dusząc ognistym zapachem. - Tylko moją. - Warknął wprost w moje usta. Czarne tęczówki znów zastąpiły złote obręcze.  

- Miałam nigdy nie wracać. Zapomniałeś? – Spytałam nie cofając się ani o milimetr.  

- Lara... – Przywarł gorącymi wargami do moich ust.  

- Przeproś. – Odwróciłam głowę szepcząc mu do ucha. Wplątałam palce w miękkie włosy, zjechałam niżej ugniatając twarde mięśnie karku. - Przeproś. - Powtórzyłam jak mantrę.  

- Przepraszam. - Wyszeptał z modlitewny namaszczeniem. Jakbym była jego świętością.  

I po prostu się poddałam.  

***  

Piękna, dumna i wściekła niczym harpia była gotowa wydrapać mi oczy. Ale kiedy ciężkie łzy zawisły na jej rzęsach, jedna po drugiej spłynęły po blady policzkach, przepadłem. Coś we mnie pękło i tylko ona mogła to naprawić.  

Teraz była tutaj, tuż obok. Tak blisko. Słuchała mnie coraz bardziej zagubiona. Moje opanowanie topniało z każdym spojrzeniem bursztynowych oczu. Upragniony dotyk drobnych dłoni były jak perfidna tortura, a kształtne usta wciąż szeptały to samo żądanie.  

Więc, przeprosiłem. Powiedziałem to co chciała usłyszeć, byłe by tylko znów dla mnie zapłonęła. Ale nie skłamałem. Do cholery to było szczere, prawdziwe wyznanie! Nagle uświadomiłem sobie, że ma nade mną władzę. To było... nowe, obce i w jakiś perwersyjny sposób przyjemne.  

I wreszcie to zrobiła. Pocałowała tak, jakby chciała wyssać ze mnie życie. Muszę ją stąd zabrać, pomyślałem desperacko. Natychmiast! Pociągnąłem ją na równe nogi, spojrzała zaskoczona i nagle roześmiała się perliście. Zupełnie jakby znała moje myśli, wiedziała, że przed wzięciem jej tu teraz powstrzymuje mnie tylko fakt, że ktoś by nas zobaczył. Ją! Jej cudowne ciało!  

Zbiegliśmy na dół, uregulowałam rachunek. Gdy usiadłem na fotelu kierowcy, przełknąłem ślinę zastanawiając jak wytrzymam te kilkanaście minut. Ruszyłem z piskiem opon, skupiając się na drodze. Klara milczała przezornie, obserwując krajobraz przez boczną szybę. Tylko raz kątem oka złowiłem wyraz jej twarzy. Usta ugięte w niezdecydowanym uśmiechu, rozmarzone, choć jednocześnie lekko kpiące spojrzenie, zaróżowione policzki pod smoczym rysunkiem. Omal nie puściłem kierownicy, gdy pomyślałem, że ta czarna plama jest jak moje oznaczenie. Naznaczenie.  

Zaparkowałem i wyskoczyłem z samochodu. Klara dopiero zamykała drzwi, gdy uniosłem ją w objęciach. Oplotła mnie nogami w pasie, pocałowała z żarem. Zacisnąłem pożądliwie dłonie na jędrnych pośladkach. Po omacku wcisnąłem przycisk w windzie, nieznośnie powoli ruszyła w górę.  

Porzuciłem miękkie usta, pokrywając pocałunkami linię żuchwy. Lara odrzuciła do tył włosy, natychmiast przylgnąłem ustami do kuszącej szyi. Winda wyhamowała i otworzyła się na pusty hol. Nareszcie byliśmy sami. Zupełnie sami. Lara nieopatrznie sięgnęła do guzików mojej koszuli.  

Będziesz pięknie krzyczeć skarbie, pomyślałem rzucając ją na łóżko. Z premedytacją rozdarłem czarny kombinezon w szwach, wszyscy faceci ślinili się na widok jej opiętego, seksownego tyłka. Chyba chciała zaprotestować, ale nie zdołała. Uwolniłem z koronki cudowne półkule zwieńczone sterczącymi sutkami otoczonymi przez różowe aureole. Wygięła plecy w łuk, błagalnie wpychając je w moje dłonie. Była jednym wielkim pragnieniem. Tak samo jak ja.  

Zdarłem z siebie spodnie, wyzwoliłem boleśnie napięty członek. Obróciłem Larę na brzuch, jakbyśmy rozumieli się bez słów uniosła się na przedramionach. Rozchyliłem rozkosznie krągłe pośladki.  Porwałem wilgotne majtki i wbiłem się jednym pchnięciem bioder w mokre wnętrze. Była gotowa dla mnie, tylko dla mnie...  

- Arian! - Krzyknęła przeciągle najbardziej zniewalające zaproszenie jakie tylko mogłem usłyszeć. Zupełnie zbyteczne. Już poruszałem się w ciasnej szczelinie, coraz prędzej, z pasją wymykającą się ludzkim pojęciom. Smakowałem pot z jasnej skóry karku. Jej długie, złociste włosy tańczyły z każdym uderzeniem, w rytm wyznaczany klekotem naszych ciał, jękami. Spełnienie z siłą lawiny dosięgło nas jednocześnie, zmiażdżyło i rozdarło na poły obnażając najgłębiej skrywane pokłady niemal bolesnej rozkoszy. Pod Larą załamały się ramiona. Wsunąłem się z niej, ociekający spermą i sokami, wciąż sztywny i gotowy. Nienasycony!  

Po chwili odwróciła się na plecy, włosy oblepiały wilgotne czoło, malunek na twarzy nieco zatracił kontury. Brązowe oczy patrzyły na mnie widząc mnie naprawdę, takiego jakim jestem.  

- Jak to jest być smokiem? - Spytała niepodziewanie. Roześmiałem się.  

- No co? Po prostu jestem ciekawa. - Zmarszczyła brwi unosząc się na łokciu.  

- Gdy jestem w tamtym ciele myśli, logiczne postrzeganie świata zmienia się w tło, odległy głos. Władzę przejmuję instynkt.  Liczy się tylko wiatr pod skrzydłami, siła i ogień.  

- Pokażesz mi się? - Przyglądała mi się spod opuszczonych rzęs, wargi wygięła w kuszącym, enigmatycznym uśmiechu.  

- Skarbie, nie chciałabym cię przestraszyć. - Zniosłaby ten widok? Czy może uciekłaby z krzykiem? Chyba nie chciałem poznać odpowiedzi.  

- Przestraszyć? Nie widziałeś moich obrazów? – Zaśmiała się, a ja poczułem się jakby ścisnęła mnie za jądra. Kurwa! Ona jest jak pieprzony narkotyk. Zmrużyła po kociemu oczy, mierząc mnie wzrokiem. Wysunęła język i z namaszczeniem oblizała pełne usta. Uniosła palec i kiwnęła na mnie. Jęknąłem w duchu.  

- Chodź do mnie. – Wymruczała niskim, seksownym głosem. Pochodnia!? Jest jak cholerna bomba samozapalająca! Stanowczo mnie popchnęła, upadłem na poduszki. Usiadła obok na zgiętych nogach. Kształtna sylwetka, sercowaty zarys pośladków obiły się w górnym lustrze. Jej oczy urosły do rozmiarów spodków, gdy ostrożnie, jakby nieśmiało ujęła członek.  

- Klara, jesteś pewna? - Spytałem, błagając w duchu by się nie rozmyśliła.  

- Cii... - Uciszyła mnie przykładając palec do ust. Pochyliła się, pocałowała główkę, objęła ją ustami. Podniosła wzrok, patrząc mi prosto w oczy i zassała go głębiej, jednocześnie ugniatając jądra. Ze świstem wciągnąłem powietrze. To było obezwładniające.  

Odsunąłem jej dłonie, odgarnąłem włosy z twarzy, zbierając je w garści tak by nic nie zasłaniało mi widoku. Pełne, zaczerwienione wargi szczelnie zamykały się na męskości. Masowała ją językiem, delikatnie drażniła zębami. Ogień wzbierał w lędźwiach, jak rozżarzona lawa w stożku wulkanu. Byłem bliski wybuchu.  

- Lara ... skarbie... - Ostrzegłem ją. Znów na mnie spojrzała, w bursztynowych zamglonych oczach odbiły się moje własne pragnienia. Przelała czarę spełnienia, trysnąłem pierwszą salwą spermy wprost w jej gardło. Przełknęła i otworzyła buzię pokazując mi mleczną zawartość, kropla płynu uroniła się z kącika ust.  

Moja bogini! Krzyknęła z zaskoczenia, gdy pociągnąłem ja za kostki i zarzuciłem sobie zgrabne nogi na ramiona. Rozszerzyłem cudownie zaróżowione wargi, musnąłem łechtaczkę językiem, wskazujący palec wsunąłem do środka. Zakwiliła łapiąc mnie za włosy. Dołączyłem kolejny. Wytrwale pracowałem, wsłuchując w jej przyśpieszony oddech i jęki. Zwiotczały członek znów ożył, działała jak najlepszy afrodyzjak. Każde dotknięcie wyrywało z niej inne dźwięki, jakbym grał na czułym świetnie nastrojonym instrumencie. Już po chwili drżała targana spazmami orgazmu. Bez namysłu postawiłem ją, zachwiała się lekko.  

- Oprzyj się o mnie. – Wycharczałem. Gdy przylgnęła plecami do mojego torsu mocno chwyciłem za uda i uniosłem w górę, intuicyjnie objęła mnie za szyję. Pogłębiłem uścisk rozszerzając je, dosłownie otwierając ją nad naprężonym członkiem. Chwyciła go wolną dłonią i nakierowała na wejście.  Zawyła przeciągle, gdy zanurzyłem się głęboko w jej gorącym wnętrzu. Znów szczelnie mnie otuliła, jakby była specjalnie dla mnie. Bo była do cholery! Podszedłem do panoramicznego okna, przycisnąłem jej drobne ciało do szyby. Miękkie, jędrne piersi rozpłaszczyły się na zimnej tafli. W nikłym odbiciu widziałem rysy jej twarzy zastygłe w grymasie rozkoszy, na wpół przestraszone spojrzenie utkwione w przepaści u naszych stóp. Uchylone do krzyku usta. Jak ona krzyczała! Wprawiając w drgania każdą cząstkę mojego ciała, każdą myśl. Złamała moją samokontrolę. Poruszałem się coraz chaotyczniej, liczyło się tylko tu i teraz. Liczyła się tylko ona, nadciągające spełnienie. Skurcze mięśni pochwy zacisnęły się na mnie zaborczo. Przez nasze ciała przemknął ekstatyczny prąd. Odbierałem i dostawałem. Rozkosz. Ekstazę.  

Przez chwilę trwaliśmy w bezruchu wciąż zespoleni w jedność. Zdjąłem ją z siebie. Odwróciła się, opierając o szybę, próbując uspokoić oddech. Zadarła głowę patrząc mi prosto w oczy. Zrozumiałem, że to dopiero początek. Że jest silniejsza niż sądziłem, że będzie potrafiła znieść jeszcze więcej przyjemności, a przed nami są długie godziny.  

I były. Po wszystkim wycieńczeni, spleceni w ciasnym uścisku padliśmy na łóżku natychmiast zasypiając.  

Obudziłem się pierwszy. Jeszcze spała z głową na moim ramieniu. Przeczesałem palcami jedwabiste włosy, jej atrybut. Czasem miałem wrażenie, że jeśli się zakręci to okryją ją niczym peleryna niewidka i zniknie. Nie chciałem, żeby znikła. Poruszyła się przez się przez sen, przejechała dłonią po mojej klatce piersiowej, jakby niepewna co znajduje się w jej otoczeniu.  

- Kocham cię. – Wyszeptała sennie, ciszej od tchnienia wiatru. W nagle otwartych bursztynowych oczach po raz pierwszy ujrzałem strach. Kurwa! Ja tak naprawdę nie wiem co to znaczy. Pożądanie wypalające zmysły, seks do utraty tchu tak, ale to... to przywiązanie, graniczące ze zniewoleniem samo w sobie było dla mnie niepojęte.  

- Ja... - Zacząłem, sam nie wiedząc co chcę powiedzieć. Miałem totalną pustkę w głowie. Ostry dźwięk telefonu przeciął zgęstniałą ciszę. Z ociąganiem wyciągnąłem się z łóżka i odebrałem.  

Znaleźli grotę! Gwiazda Himalajów! Szpiedzy Gideona pewnie już mu o wszystkim donieśli. Muszę jechać! Odwróciłem się wciągając porzucone spodnie. Klara owinięta prześcieradłem zniknęła w łazience. Gdzieś tam pojawia się myśl, że powinienem coś powiedzieć. Cokolwiek, ale zamiast tego znów chwyciłem telefon i kazałem przygotować samolot. Przeszedłem do salonu, dogadując z pilotem ostatnie szczegóły.  

- Żegnaj. - Drgnąłem, usłyszawszy za plecami ciche pożegnanie wypowiedziane chłodnym tonem. Stała pod windą przyglądając mi się intensywnie. Miałem wrażenie, że czyta we mnie jak w otwartej księdze. Jej wielkie bursztynowe oczy były dziwnie lśniące. Wstrzymywała łzy.  

- Klara?  

- Było cudownie. Ale co będzie jutro? Gdy spotkasz kolejną dziewicę? - Spytała, a ja nagle zdałem sobie z czegoś sprawę. Odkąd po raz pierwszy wpadła w moje ramiona, nie spojrzałem na żadną inną kobietę. - Nie potrafię, być jedną z wielu Arianie. - Powiedziała z druzgocącą powagą przywołując windę.  

- Jesteś tylko ty. Przysięgam. - Zapewniłem, ale ona tylko pokręciła głową.  

- Kochasz mnie?  

- Nie wiem. - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Nic nie wiem... Drzwi windy rozsunęły się i weszła do środka. Odebrałem znów dzwoniący telefon. Pilot, będzie miał wolny pas startowy za pół godziny.  

- Klara... muszę jechać, ale...  

- Miałeś rację, nigdy nie powinnam wracać. - Winda zamknęła się zbierając mi ją z oczu i dopiero wtedy ruszyłem się z miejsca. Uderzyłem w metalowe tafle, zostawiając na nich ślady w kształcie moich dłoni. Gdy wrócę, pomyślałem będą cię przepraszać tak długo jak tylko będziesz chciała...

Dodaj komentarz