Dom cz. 6

Od naszego pocałunku minął tydzień, a on nie pokazał się ani raz. Byłam rozczarowana i zniecierpliwiona, bo miałam nadzieje, że przyjdzie do mnie, ale przez siedem dni nie zrobił tego. Moja próżność została przez to nieco urażona, bo przecież skoro miał na mnie taką ochotę, to czemu nie przychodził? Ale przecież wiedziałam czemu. Był dojrzałym mężczyzną, który nie zamierzał mnie tylko przelecieć, chciał jak sądzę poważnego związku, a skoro uznał, że nie jestem gotowa po prostu czekał na mój ruch. Dał mi czas i przestrzeń do namysłu, do podjęcia decyzji, do zatęsknienia za nim. I niestety udało mu się. Chciałam go tylko przez sekundę zobaczyć, tylko tyle. Tak bardzo przyzwyczaił mnie do swojej obecności, że teraz co chwilę spoglądałam przez płot w poszukiwaniu sąsiada.  
Raz po raz powtarzałam sobie, że ten pocałunek nic dla mnie nie znaczył, że Jan jest dla mnie nikim. Ale wiedziałam, że sama siebie oszukuje. Nie kochałam go, to było pewne, ale był mi bliski, choć nie rozumiałam, jak to się mogło stać. Nie znaliśmy się długo, nie opowiadaliśmy o sobie nawzajem, nie wiedziałam o nim praktycznie nic, a jednak….  
Cała ta sytuacja była dla mnie przykra. Czułam się tak, jakby postawił mi ultimatum – albo masz mnie i jesteś moja, albo nie masz nic. Chciałam to zmienić, a zatem mam pretekst do spotkania. Może mnie unikać, ale jak zapukam do jego drzwi, nie będzie miał wyjścia. Wzięłam prysznic, założyłam jeansy i koszulę w kratę i rozpuściłam swoje kasztanowe włosy. Prawie zawsze nosiłam związane, bo ich długość często przeszkadzała, ale dziś postanowiłam pokazać się od nieco innej strony. Nie zamierzałam się stroić, ale nie chciałam wyglądać jak zwykle.  
Zamknęłam za sobą drzwi i przeszłam przez plac. Czułam się jak idiotka idąc do niego, bo wydawało mi się, że moja wizyta może być źle odebrana, ale nie mogłam już wytrzymać, chciałam go zobaczyć, porozmawiać z nim. Pełna obaw weszłam na jego posesję, podeszłam do drzwi i mocno zapukałam. Przez dłuższą chwilę czekałam, ale w domu panowała martwa cisza. Zapukałam raz jeszcze, czekałam, niestety bez sensu. Odwróciłam się na pięcie i zdenerwowana wyszłam na drogę. Zrobiłam kilka kroków, a obok mnie pojawiło się auto.
- Zuzka, co słychać? U Janka byłaś? – zapytał Rafał.
- Tak – zmieszałam się nieco – chciałam zapytać, czy ohebluje mi deski na ławkę, ale chyba go nie ma – wymyśliłam na poczekaniu, choć w sumie nie oszukałam go, bo faktycznie miałam w planie kiedyś o to Jana poprosić.
- No nie ma go, bo właśnie po niego jadę. Miał jakieś sprawy do załatwienia w Warszawie i wyjechał na kilka dni.
- Kiedy wyjechał? – zapytałam od niechcenia, ale czułam jak ciekawość rozrywa mnie od środka.
- No…. już chyba tydzień mija od wyjazdu – uśmiechnął się – zaczekaj pół godzinki to się dowiesz o te deski, albo wskakuj, pojedziesz ze mną.
- Nie – machnęłam ręką – zapytam go jutro, nie pali się.  
- Jak chcesz, to jadę, bo będzie na mnie czekał. Na razie!
Kiwnęłam ręką w geście pożegnania i przystanęłam przy swojej furtce uśmiechając się. Nie odwiedzał mnie, bo go tu nie było. A ja jak idiotka przeżywałam, że muszę się szybko decydować. Ale ulga!  
Już miałam zacząć wspinać się po schodach, kiedy mój wzrok padł na stelaż ławki. Poczułam wyrzuty sumienia, że te nieszczęsne trzy gwoździe nadal nie zostały wyciągnięte. Muszę się ich jak najszybciej pozbyć, żeby mój pretekst do odwiedzin Jana był wiarygodny, ale też dlatego, że bardzo chciałam sama umocować nowe deski i omalować je. Zrobić coś, co będzie widocznym świadectwem mojego powrotu.  
- Zuza – usłyszałam za sobą i pomyślałam, że Rafał bardzo szybko przywiózł Jana. Odwróciłam się i poczułam się nie tylko rozczarowana, ale i zagrożona. Stał przede mną Tomek.
- Cześć – odpowiedziałam – co słychać?
- Przyszedłem cię przeprosić za moje ostatnie zachowanie – zbliżył się do mnie, przez co ja zrobiłam kilka kroków w tył, oddalając się od schodów. Znów było czuć od niego alkohol, a jego kroki były chwiejne – boisz się mnie?
- Tak
- Nie bój się – znów się zbliżył, a ja zaczęłam się cofać – Zuzka, nie patrz na mnie takim wystraszonym wzrokiem, bardzo mnie to wkurwia.
- Dobrze, ale chciałabym żebyś już sobie poszedł. Chce wrócić do domu – kończąc zdanie widziałam, jak zmienia się wyraz jego twarzy. Już nie był uśmiechnięty i skruszony, jego wzrok zrobił się zimny i twardy, a po uśmiechu nie został nawet ślad.
- Wolisz jego, tak?! Tego cholernego warszawiaka?! – wydarł się i szybko do mnie doskoczył, złapał mocno za przedramię – widziałem, że byłaś u niego.
- Tomek, przestań – poprosiłam próbując uwolnić ramię.
- Ja mam przestać? Ty mnie zostawiłaś! Teraz wracasz i dajesz dupy innemu? Ty mała kurwo – z całej siły uderzyłam go w twarz, dzięki czemu rozluźnił uścisk. Szybko uwolniłam rękę i minęłam go biegnąc w kierunku domu. Nie odwróciłam się, żeby sprawdzić czy mnie goni, chciałam po prostu uciec. Już byłam przy schodach, kiedy poczułam szarpnięcie za włosy, co mnie natychmiast zatrzymało. Stałam do niego tyłem, a on podszedł do mnie tak blisko, że jego usta dotykały mojego ucha kiedy mówił.  
- Jesteś zwykłą dziwką, wiesz? Ale mnie to nie przeszkadza, będziesz moja – jego ręka wdarła się pod moją koszulę, próbując złapać pierś. Zaczęłam się wyrywać, szarpać, łokciami na oślep uderzałam go w brzuch, aż celnie trafiłam. Odepchnął mnie na bok, na powrót oddalając od schodów. Upadłam na ziemie ręką uderzając o stelaż ławki, poczułam piekący ból, ale nie zważałam na to. Stanęłam na nogach i odwróciłam się w jego kierunku, na co dostałam cios w twarz i znów przewróciłam się na trawę.
- Tomek, błagam, zostaw mnie – usłyszałam swój własny głos.
- Zuza, przecież ja cię kocham, zawsze kochałem – nim zdążyłam dojść do siebie na tyle żeby wstać, on już klęknął nade mną i przytrzymał ręce nad głową – dziś nareszcie będziemy razem, rozumiesz? Już na zawsze będziemy razem.
Czułam spływające po twarzy łzy, znów byłam w potrzasku, kolejny raz doznałam krzywdy ze strony drugiej osoby, znowu byłam pobita i zraniona. Ostatkiem sił podjęłam próbę uwolnienia, wyrywałam ręce, wierzgałam nogami, ale wszystko bez skutku. Nabrałam powietrza w płuca i z całej siły wydarłam się. Tomek szybko jednak zakrył moje usta dłonią tłumiąc krzyk.
- Ty głupia suko – dodał, po czym ujrzałam zbliżająca się do mojej twarzy pięść.
Kiedy się ocknęłam zobaczyłam Jana okładającego pięściami leżącego na ziemi Tomka. Wyglądało to tak, jakby Janek miał go zaraz zabić. Przez sekundę pomyślałam „no i dobrze, niech zdycha”, zaraz jednak słowa same popłynęły z moich ust.
- Zostaw go. Janek! Zostaw go! – usłyszał i opuścił pięść. Tomek opadł na ziemie nieprzytomny – Pomóż mi wstać – poprosiłam, a on wziął mnie na ręce i wniósł do domu. Kopniakiem zamknął za sobą drzwi i posadził mnie w salonie na kanapie. Natychmiast przyjął rolę pielęgniarza i zaczął oglądać moje rany.
- Weź te ręce – odepchnęłam go lekko – zadzwoń po Rafała, niech zbierze Tomka do domu – widziałam, że chce coś wtrącić, ale nie dałam mu dojść do słowa – nie możesz go tu wpuścić, rozumiesz? Ma nie zobaczyć, co zrobił Tomek. Powiesz mu, że przyszedł pijany, zrobił awanturę, a ja zamknęłam się w łazience i płaczę, to wszystko.
- Ale Zuza…     
- Janek, proszę, zrób, co mówię. Nie czas na dyskusję – sięgnął po telefon i powiedział dokładnie to, o co prosiłam – dziękuje ci, Rafał zaraz tu będzie, idę do łazienki się ogarnąć, a ty nie pozwól mu tu wejść.  
Kiwnął głową i bez słowa wyszedł. Z trudem się podniosłam i małymi kroczkami dotarłam do łazienki. Spojrzałam na swoją rękę, musiałam trafić na jeden z gwoździ, bo miałam dość głębokie rozcięcie od nadgarstka prawie po łokieć. Odwróciłam się i spojrzałam na siebie w lusterku. Miałam rozcięty łuk brwiowy i już widać było jak puchnę pod okiem. Jak za dawnych lat, chyba jednak powrót nie był dobrym pomysłem. Niestety Rafał od razu domyśli się, że to nie była zwykła awantura. Usłyszałam szybkie kroki w korytarzu, więc szybko zamknęłam drzwi na zamek.
- Zuza? Otwórz, proszę. Nie sądziłem, że przyjdzie się awanturować, przepraszam. Zuza? Wiem, że tam jesteś – nic nie odpowiedziałam, oparłam się o drzwi i zjechałam po nich plecami siadając na podłodze. Płacz dławił mnie w gardle, bardzo chciałam się do niego przytulić i wykrzyczeć cały swój strach i gniew, ale musiałam go oszczędzić. Prosił, żebym uważała na Tomka, żebym mu powiedziała, jeśli będzie coś nie tak, a ja nie zrobiłam tego. Nie chciałam, żeby przez to czuł się winny – Zuza, kochanie otwórz. Błagam cię otwórz.
- Zostaw ją Rafał, niech się wypłacze – wtrącił Jan, mówił przyciszonym głosem, jak miał nadzieje, że nie słyszę.
- Martwię się o nią, zostanę aż stamtąd wyjdzie.
- Myślę, że nie otworzy póki tu jesteś. Nie wiem co tu się dzieje, ale chyba nie chce żebyś widział jej zapłakanej. Upewnię się, że nic jej nie jest, nie martw się stary.  
- Dobra, zbiorę tego gnoja jeszcze. Czemu go tak zbiłeś? – zamarłam, tego z Janem nie ustaliłam.
- Krzyczał na nią, nie chciał się uspokoić, a kiedy wszedłem między nich zaczął się rzucać i próbował mi przyłożyć, ale wiesz jak jest z pijanym. Nerwy mi trochę puściły w tej szarpaninie i trochę go pokiereszowałem. Może nauczkę będzie miał.  
- Dzięki Janek, cieszę się, że tu byłeś. Zadzwoń jak Zuza się uspokoi, musze z nią porozmawiać.  
Usłyszałam oddalające się kroki, a po kilku minutach wrócił Janek.
- Poszli już, widziałem ze schodów jak szli ulicą. Otwórz.
Zaczęłam wstawać, ale całe ciało odmawiało mi posłuszeństwa, kiedy w końcu otworzyłam drzwi, zobaczyłam jak Jan zaczyna mienić się na twarzy. Podszedł do mnie i dokładnie obejrzał rozcięcie łuku, po chwili posadził na sedesie. Nie padły żadne słowa, ciszę przerywały jedynie przekleństwa, które Jan mruczał pod nosem. Zwilżył ściereczkę i przyłożył mi do czoła, zaszczypało, kiedy obmył mi twarz, spojrzał na mnie badawczo.
- Możesz mieć wstrząśnienie mózgu, powinniśmy jechać do szpitala.  
- Nie trzeba.
- Zuza, naprawdę powinniśmy pojechać.  
- Nigdzie nie jadę, nic mi nie jest – chwilę milczał i jedynie na mnie patrzył.
- Nic ci nie jest mówisz? A skąd ta krew kapie? – wskazał na podłogę. I ja tam spojrzałam i aż zadziwiła mnie ilość, jaka spłynęła z mojej ręki.
- To też nic, przykleję plaster i po sprawie – ostrożnie wstałam i nie zawracając sobie głowy obecnością sąsiada zaczęłam rozpinać koszulę – proszę, zejdź na dół do kuchni, w którejś z szafek powinny być plastry i bandaże, przynieś mi je – kiwnął głową i wyszedł, a ja zdjęłam koszulę zostając w biustonoszu. Włożyłam rękę pod wodę, ból był silny, ale woda nieco go łagodziła.
- To powinno być zszyte – usłyszałam za plecami, westchnęłam i odwróciłam w jego stronę.
- Jan, wiem, że nic nie rozumiesz, że to co się wydarzyło mogło cię zszokować i zgorszyć. I choć zapewne masz racje, że powinnam jechać do lekarza i dać się zbadać, opatrzyć, to proszę, uwierz mi na słowo, że nic mi nie jest.
Kiwnął głową nic nie odpowiadając, ale widziałam, że bardzo nie pasuje mu moja wersja. Mimo to pomógł mi obmyć ranę i ją zabandażować. Od momentu mojej przemowy panowała cisza, już nawet przekleństwa nie były słyszalne. Zastanawiałam się o czym teraz myśli, ale nie miałam odwagi zapytać, bałam się, że to co usłyszę mnie zrani.  
- Dziękuje ci za pomoc. Teraz już na pewno sobie poradzę. Możesz już wracać do siebie.
- Nie wracam. Zostaje u ciebie na noc. Cios jaki dostałaś, może mieć różne skutki i na pewno nie powinnaś zostać tu sama.  
- Ale ja nie mam jeszcze przygotowanego pokoju gościnnego – zaczęłam się tłumaczyć – nie masz gdzie spać.
- Będę spać z tobą – powiedział to takim tonem, że żadna dyskusja nie wchodziła w grę.
- Aha – nie zastanawiając się dłużej stanęłam do niego tyłem odpinając biustonosz, założyłam za dużą koszulkę, sięgającą prawie do połowy ud i zdjęłam spodnie. Jan nawet na sekundę nie odwrócił wzroku, czułam jego spojrzenie na swoim ciele, bo choć byłam poturbowana, to i tak jego obecność wyczuwałam przez skórę – a zatem zapraszam.

Hush

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2425 słów i 12972 znaków.

5 komentarzy

 
  • Użytkownik ja1709niezalogowana

    Piknie, moje klimaty!!!:yahoo::bravo:<3

    15 cze 2018

  • Użytkownik Zaz

    Napisz coś o przeszłości Zuzy

    28 maj 2018

  • Użytkownik Hush

    @Zaz wszystko w swoim czasie.

    28 maj 2018

  • Użytkownik Somebody

    Przepiękny odcinek. Uwielbiam czuć lekki powiew niebezpieczeństwa w tle.  :zakochany:

    27 maj 2018

  • Użytkownik Hush

    @Somebody :)

    27 maj 2018

  • Użytkownik Gabas

    Nie znoszę przemocy. Czytałem z przykrością. Ktoś wrócił do "domu" obudzić demony przeszłości... Szkoda mi bohaterki. Nadzieja w Autorce, że jakoś poukłada to cholerne życie Zuzi! Dobrze+ napisane, Autorka nam się pięknie rozwija, GRATULUJĘ! I oby tak dalej, Pozdrawiam

    26 maj 2018

  • Użytkownik Hush

    @Gabas dziękuję

    27 maj 2018

  • Użytkownik Almach99

    Spodziewalem sie, ze Tomasz bedzie sie dobieral do Zuzy, ze moze probowac ja uderzyc. I stalk sie tak. Janek zdazyl Na czas, Na szczescie. Zuza znowu oberwala OD zycia...

    26 maj 2018