Dom cz. 12

Wrzaski ojca.  

Nie wiem, dlaczego na mnie krzyczy. Jest bardzo pijany, ledwo trzyma się na nogach, ale mimo to jest bardzo silny.  

Boje się. Muszę szybko uciec, żeby uniknąć lania. Próbuje go minąć.
Łapie mnie za rękę i próbuje uderzyć, osłaniam się. Chce się wyrwać z jego mocnego uścisku, ale nie mogę. Szarpię się, ale mocno mnie trzyma, w końcu nie daje rady się bronić, dostaje cios w twarz.  

Upadam.  

Ojciec nachyla się nade mną nadal trzymając za przedramię, dalej krzyczy, jego pięść ląduje na moich ustach. Czuje w nich krew, wypluwam ją i wyrywam się z jego żelaznego uchwytu. Siadam i wycieram twarz wierzchem dłoni, czuje ból, widok zasłaniają mi łzy. On ciągle krzyczy, ale nie rozumiem, co mówi.  

Słyszę śmiech matki, jej słowa wyraźnie docierają do moich uszu. „Zostaw tę małą kurwę, to śmieć, powinnam ją zabić zaraz po urodzeniu, zadusić poduszką. Spierdalaj stąd dziwko, słyszysz? Wynoś się!”.  

Czuje spływające po twarzy łzy. Ojciec siada na kanapie, a matka dalej się śmieje. Podpieram się na trzęsących rękach i chwiejnie staje na nogach.  
Chcę wyjść, ale w progu stoi Darek, przygląda mi się z pogardliwym uśmieszkiem. Próbuje go minąć, ale zastawia mi przejście. Krzyczę, żeby mnie przepuścił, jego uśmiech się zmienia. Bierze zamach, a ja nie mam siły uciec, kolejny raz dostaje w twarz, znów upadam, a on wymierza mi kopniak w brzuch.  

Zamykam oczy powstrzymując jęk, myślę, że to już koniec. Usiądą i otworzą flaszkę, a ja będę mogła wyjść. Nie udało mi się uciec na czas, tym razem za późno się zorientowałam, co się dzieje. Bardzo tego żałuje. Ale to nie pomoże, muszę zebrać siły i odejść od nich.

Mylę się jednak, nie ucieknę już. Darek ma wobec mnie inne plany. Na sekundę wychodzi, kiedy wraca w ręku trzyma nóż, nachyla się nade mną, w jego oczach widzę nienawiść. Krzyczę ze strachu, a on się śmieje. Błagam o litość, szarpię się, chce się wyrwać. Przytrzymuje moje ręce i klęka kolanem na moim brzuchu całkowicie mnie unieruchamiając. Czuję ostrze rozcinające moją skórę na ramieniu, wyje z bólu.
Odpuszczam, nie mam siły na walkę, to jest nie do zniesienia, tak bardzo mnie boli. Zobaczył, że się poddałam.  

Nie chce nic czuć, nie chce żyć.
Niech mnie w końcu zabije.

Zlana potem usiadłam na łóżku. Mój przyspieszony oddech to nie był jedyny objaw snu, który mnie właśnie nawiedził. Spojrzałam na swoje dłonie, trzęsły się tak samo jak wtedy, gdy cały ten dramat się rozgrywał. Otarłam twarz z łez, które nadal nieproszone spływały po moich policzkach. Wstałam z łóżka i mimo bolącej nogi zaczęłam chodzić po pokoju, nie mogłam się opanować. Była dopiero szósta rano, ale czułam, że muszę stąd wyjść, przewietrzyć się. Zdjęłam piżamę, założyłam koszulkę na ramiączkach, drugą luźną na wierzch i spodenki. Zrobiłam sobie kawę i na boso wyszłam na ganek zabierając po drodze koc, usiadłam opierając się o drzwi. Było chłodno, ale promienie słońca, które poczułam na skórze dodały mi nieco otuchy, zamknęłam oczy przez chwilę delektując się tym uczuciem. Mocno zaciągałam się świeżym powietrzem. Chciałam się rozluźnić, odpocząć po tym wspomnieniu i ukoić nerwy. Nadal trzęsącymi się dłońmi odpaliłam papierosa. Cały czas powtarzałam sobie, że to przeszłość, która nigdy nie wróci, nie mogłam sobie jednak poradzić. Myśli co chwilę wracały do tamtych wydarzeń, do najgorszej nocy w moim życiu.  
Mój umysł zaczął sam siebie zamęczać, nie miałam wyjścia, musiałam kolejny raz to analizować. Cofnęłam się do tego, co pamiętam po torturach Darka, kiedy już było po wszystkim. Chyba tylko dzięki sile psychicznej udało mi się ruszyć. Wtedy moja kochana rodzinka już spała, a ja czołgając się po podłodze zalanej krwią dostałam się do drzwi. Na korytarzu udało mi się wstać. Podpierając się o ścianę dotarłam do swojego pokoju i spakowałam ubrania, robiłam to bardzo nerwowo, część ubrań wypadła przy tym na podłogę, ale nie przejmowałam się tym. Czułam, że musze stąd wyjść, jak najszybciej opuścić to miejsce i nigdy już nie wrócić.  
Poszłam do pana Kazia, sąsiada z końca ulicy. Człowieka, który zawsze był dla mnie miły. Moja rodzina wyzywała go i obrażała, a on zawsze miał dla mnie uśmiech i miłe słowo. Nigdy nie oceniał mnie przez pryzmat rodziców. Nie wiedziałam czy mi pomoże, ale nie mogłam iść do Tomka lub Rafała. Ich rodzice natychmiast wezwaliby policje, a ja chciałam tylko spokoju.
Mimo, że był środek nocy, otworzył mi drzwi, a na mój widok zamarł. Widziałam napływające mu do oczu łzy, ale nie pozwolił sobie na więcej. Wciągnął mnie do środka i wyjrzał na zewnątrz, czy nikt mnie nie widział. Bardzo mi pomógł, pozwolił się umyć i doprowadzić do porządku, po czym opatrzył moje rany. Pytał, czego oczekuje, chciał wiedzieć czy to zgłaszamy, ale pokręciłam tylko głową. Nie namawiał mnie, choć powinien. Wiedział, co zamierzam zrobić i nie zatrzymywał mnie, chyba sam uważał, że ucieczka jest najlepszym i być może jedynym wyjściem. Podpowiedział mi, że powinnam się pożegnać z Rafałem i Tomkiem, że list będzie dobrym wyjściem, bo nie powinnam się pokazywać w takim stanie. Dał mi pieniądze na wyjazd i życzył powodzenia. Wsiadłam do pociągu o godzinie czwartej trzydzieści trzy, a mój widok zwrócił uwagę wszystkich. Każdy się na mnie gapił.
Kilka lat wcześniej, często zastanawiałam się, co działo się po moim wyjeździe. I tym razem nie mogłam sobie tego odpuścić, jakbym sama chciała maltretować umęczony umysł. Czy moja rodzina zauważyła, że brakuje im jedynego worka treningowego? Czy moja matka, choć przez sekundę zastanowiła się, co się ze mną dzieję? Czy choć troszkę się o mnie martwiła, czy mówiła poważnie, że powinna się mnie pozbyć w dniu urodzenia? Może zastanawiała się gdzie jestem i czy w ogóle jeszcze żyję? A może cieszyła się, że nareszcie mnie nie ma, może chciała tego. Pod powiekami poczułam piekące łzy, nie chciałam płakać, nie miałam, za kim, ani za czym, a jednak znów to przeżywałam. Znowu miałam szesnaście lat i czułam żal do wszechświata i Boga za to, jakie mam życie, z czym muszę się zmagać i co znosić. Byłam w tym momencie tak samotna, że oddałabym wszystko za minutę obecności Jasona, on by mnie zrozumiał, przytulił i uspokoił. Ale nie było go.  
- Aż tak bardzo boli? – na dźwięk głosu Jana podskoczyłam do góry oblewając się kawą.
- Kurwa! – odstawiłam kubek i wstałam, kawa nadal była gorąca, a skóra na moim brzuchu delikatna. Jan szybko wbiegł po schodach.  
- Ściągaj tę bluzkę, bo się poparzysz – w ogóle nie myśląc zdarł ją ze mnie, na szczęście miałam pod spodem top na ramiączkach.
- Co ty robisz?! – warknęłam na niego, a on tylko stał i nic nie mówił. Dopiero po chwili zauważyłam, dlaczego tak jest. Jego wzrok skierowany był na moje piersi ukryte jedynie pod białą, cieniutką bluzeczką, spod której praktycznie wszystko było widać. Brodawki wyraźnie odznaczały się pod mokrym materiałem, a sutki sterczały pod wpływem chłodu.  
Przeniosłam wzrok na jego twarz. W jego oczach zobaczyłam pożądanie, tak ogromne, że i mnie ogarnęło mnie podniecenie. Podobało mi się, że mnie pragnie, ja też pragnęłam jego. Odruchowo dotknęłam jego przystojnej twarzy, spojrzał mi prosto w oczy. Widziałam w nich pytanie, prośbę i potrzebę. Uniosłam do jego twarzy drugą dłoń, czekając na jego ruch.

Hush

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1443 słów i 7748 znaków.

3 komentarze

 
  • Gabas

    nie daję, dostaję, czuję itd. czemu zjadasz ogonki przy "ę"? Popraw proszę, będzie ładniej wyglądać.... Pozdrawiam

    16 lip 2018

  • Gabas

    Człowiek żyje w jakimś akwarium nie zdając sobie sprawy, że być może gdzieś obok nas jest burza i dramat i tragedia... Mocno napisane...

    15 lip 2018

  • Hush

    @Gabas to prawda. Dziękuję za komentarz.

    16 lip 2018

  • Somebody

    Cudownie. Bardzo dobry opis trudnej przeszłości bohaterki  :D

    15 lip 2018

  • Hush

    @Somebody Dziękuje  :)

    15 lip 2018