Ciemne strony barmana cz.16

Ciemne strony barmana cz.16Nazajutrz rano nikt mnie nie budził, spojrzałem na zegar, dochodziła dziesiąta. Podniosłem się ciężko z łóżka i niedbale ogoliłem twarz, pozostawiając tu i ówdzie resztki zarostu. A jednak ktoś był, bo nie było wilczycy. Zbiegłem po schodach, w domu panowała cisza, a na stole w kuchni pod kloszem przygotowane śniadanie. Twaróg z rzodkiewką, szynka i świeże bułki.  

Obok kartka z informacją: Pojechałyśmy na Kleparz zrobić zakupy. Z kubkiem kawy i z gazetą wyszedłem na taras, Murka wylegiwała się pod orzechem, gdy mnie usłyszała, machnęła leniwie ogonem, nie otwierając nawet oczu. Ogród po burzy był cudny, zwłaszcza zieleń. Rozłożyłem gazetę Echo Krakowa i na pierwszej stronie zobaczyłem Szymona w kajdankach, z czarną opaską na oczach. W błysku fleszy aparatu wyprowadzano go z Prokuratury.  

Krótka wzmianka informowała o dalszych aresztowaniach członków grupy przestępczej. Cała akcja nosiła kryptonim „Barman”. Fajnie sobie nazwali — pomyślałem. Zadzwonił telefon.  

— Halo, słucham? — zapytałem.  
— Witam, Lemański z tej strony — usłyszałem. — Tomaszu zapraszam na siedemnastą do nas w celu złożenia wyjaśnień.  
— Oczywiście będę — zapewniłem jak mus to mus panie inspektorze.  

Rozłączył się. Za chwilę znowu Bolero Ravela wyrwało mnie z zaczytania. Tym razem Antoni.  

— Witam bohatera — zabrzmiał donośnym głosem. — Na mieście o niczym się nie mówi, tylko o wieczornej akcji przy Królewskiej — rzucił.  
— Ha, ha, ha — zaśmiałem się.  
— Bądź gotowy na szesnastą. Mój szofer przyjedzie po ciebie i spotkamy się u Krzysztofa. — westchnął. — Bo ten twój stary rzęch będzie tylko przeszkodą. To czekamy — zakończył.  

Murka zerwała się i pobiegła w stronę bramy. Po chwili za zakrętu wyłonił się czerwony opel Ewy. No muszę przyznać, że Ewa dobrze już sobie radzi za kierownicą. Przełamała wreszcie strach i powoli powracała do normalności.  

— Tomaszu! — zawołała Marianna. — Czy możesz nam pomóc pownosić zakupy do domu.  

Kiedy Ewa otworzyła bagażnik, to złapałem się za głowę.  

— O Jezu, a co to wojna będzie? — zapytałem.  

Roześmiały się i zniknęły za drzwiami domu. Ja natomiast ogarniałem torby, paczuszki i kartony. Kiedy panie zajęły się przygotowaniem obiadu, poszedłem do siebie. Wyjąłem ze skrzynki pocztę i usiadłem na tarasie, by przejrzeć. Wśród reklam i kilku listów małoistotnych był jeden, który zwrócił moją uwagę. Otworzyłem, w środku była kopia planu kamienicy przy ulicy Sławkowskiej i parę słów skreślonych piękną kaligrafią. List był bez znaczka i pieczęci poczty. Czyli został wrzucony osobiście.

... Tomaszu Kolankowski, proszę zapoznać się z dokumentami i podjąć decyzję. Sprawa jest przedawniona, ale nie tak do końca. Wiem, że będziesz zainteresowany... Pozdrawiam Melania Hajduk.  

Dziwne, pomyślałem. Kto to jest ta pani i dlaczego ja?  

— Zaraz, zaraz — chyba coś sobie przypomniałem — eureka — szepnąłem.  

Zastygłem na chwilę we własnych myślach i poczułem wilgoć w moich oczach.

— Tomaszu! Obiad — usłyszałem wołanie Marianny.  

Po obiedzie pojechałem na spotkanie z inspektorem Lemańskim celem złożenia zeznań w związku z zatrzymaniem barmana. Na miejscu czekali: Antoni i urocza pani komisarz Lidia Kotela.  

— Witaj! — wrzasnął barytonem Karawan — pewnie się już znacie z Lidką — dodał.  
— Tak — odpowiedziałem. — Chociaż pierwsze spotkanie nie należało do tych najprzyjemniejszych — odpowiedziałem z uśmiechem w stronę pani komisarz.  

Do gabinetu wkroczył inspektor Lemański.

— Witam wszystkich — rzucił oschle. — Najpierw praca, potem przyjemności — zakomunikował i rozsiadł się za biurkiem.  

Po wyczerpujących pytaniach i odpowiedziach podpisałem protokół zeznania i odetchnąłem z ulgą.  

— Co tak wzdychasz? — zapytał Krzysztof — to dopiero początek — odpowiedział sobie sam. — Czeka cię długa droga Tomaszu — poinformował tajemniczo.  
— Ha, ha, ha — zaśmiał się Antoni. — No, a teraz powiedz co czeka naszego świeżo upieczonego detektywa, szpiega z krainy deszczowców — zażartował.  

Lemański wyjął lampki oraz butelkę whisky. Rozlał i wzniósł toast za moją osobę.  

— A teraz najmłodsi z tego towarzystwa — zwrócił się do Lidii i mnie. — Chcę was powiadomić o planach, jakie podjęliśmy w stosunku do was. Jedziecie obydwoje na trzymiesięczne szkolenie do naszego ośrodka znajdującego się nad morzem. Sierpień, wrzesień i październik. Lidia jest już wyszkolona, ale żebyś nie czuł się osamotniony, będzie ci towarzyszyć.  

— No to już za niecałe trzy tygodnie wyjazd — odezwał się Antoni.  

Zobaczyłem jego dziwne zachowanie i mrugnięcie w kierunku Krzysztofa. Spryciarze, chcą pewnie mnie swatać i spojrzałem na posągową Lidkę. Kobieta uciekła wzrokiem na blat stołu.  

— Chwileczkę! — krzyknąłem — Widzę, że ja nie mam nic do powiedzenia w tej całej sprawie.  
— Kochany, jesteś już nasz — stwierdził Lemański. — Od tej chwili wszelkie kroki uzgadniasz z nami — zakończył stanowczo.  

Nastąpiła cisza i dopiero odgłos zapalniczki inspektora przerwał milczenie.  

— Zapal — zwrócił się w moim kierunku, podając mi papierosy.  

Zaciągnąłem się mocno i popatrzyłem po wszystkich. — Co jest grane? — pomyślałem. — Wszyscy wpatrzeni we mnie jak sroka w kość.

— Czy ty nam wreszcie powiesz, czy dalej będziesz robił z nas wałów? — ryknął Antoni.  
— O co wam kurwa chodzi? — zapytałem podniesionym głosem.  
— Ty nie wiesz? — ryknął Lemański. — To może nas oświeć i powiedz kto to jest Melania Hajduk? — zapytał.  

— No proszę jestem inwigilowany na każdym kroku — wrzasnąłem. — Jeszcze chwilę to nie będę mógł się wysrać sam — krzyczałem.  
— Nie wrzeszcz jak mały chłopiec — zwrócił mi uwagę Antoni. — Nie jesteś z nami szczery i lojalny. Już ci kiedyś zwracałem na to uwagę — dokończył.  

Mój telefon zaczął wibrować, wyjąłem z kieszeni i zobaczyłem na wyświetlaczu napis nieznany — powiadomiłem i popatrzyłem na Lemańskiego.  

— Odbierz! — krzyknął i włącz na głośno mówiący — rzucił rozkazującym tonem.  
— Halo, słucham — usłyszałem kobiecy głos — to była Melania.

— Witaj kochany synu — powiedziała. — Bardzo proszę cię Tomaszu o spotkanie i to jak najszybciej. — Bo ja nie mam zbyt wiele czasu — stwierdziła — czy możesz jutro? — godzina jest do twojej dyspozycji — czekam — muszę kończyć.  

Nie zdążyłem nic powiedzieć, przerywany sygnał i strach mnie przeszył.  Czy jeszcze zdążę ją zobaczyć?

kaszmir

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał, użyła 1098 słów i 6786 znaków, zaktualizowała 24 sie 2019.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Duygu

    Witaj
    Cały czas się coś dzieje, a wydawało się, że jak przestępcze szuje pójdą za kratki, wszystko będzie zmierzało w dobrą stronę.  :faint:  Świetnie poprowadzona akcja. Szybciutko i dobrze się czyta. Sama przyjemność  :przytul:  
    Miłego dnia  <3

    24 sie 2019

  • Użytkownik kaszmir

    @Duygu witaj i miło, że czytasz. A co do wątku kratkowego, to jeszcze nie koniec prawdopodobnie.  <3  
    Pozdrówka

    25 sie 2019

  • Użytkownik AnonimS

    No i kolejne przygody Tomasza nas czekają. Pozdrawiam

    24 sie 2019

  • Użytkownik kaszmir

    @AnonimS Bardzo dziękuję, że śledzisz moje dyrdymały. Pozdrawiam :)

    25 sie 2019