Wieczność - trzeci rozdział

- No i jak, młody? Dobrze ci było? - mruknął Ron kilka godzin później, kiedy oboje leżeli na szerokim łóżku wśród rozkopanej pościeli. Ciężkie zasłony nie wpuszczały do sypialni ani jednego promyka światła, przez co w pokoju panował półmrok. W ten sposób obojgu kochankom było dużo łatwiej pogodzić się z tym, co ze sobą robili. A właściwie tylko Chrisowi. Teraz oddychał głęboko, wyczuwając na swoim ciele chłodny dotyk towarzysza. Drgnął mocno, gdy penis Rona otarł się o jego pośladki, a jego własny członek momentalnie nabrzmiał. Chris wstydził się swoich odruchów, odkąd tylko pamiętał miał z tym problemy, starał się to ukrywać, nie pokazywać nikomu, że niekoniecznie lubi seks z mężczyznami, że woli kobiety od facetów.
- Chcesz jeszcze? - szepnął mu Ron do ucha, a jego głos przepełniony był wielką namiętnością.
- Nie! - warknął Christian, wyskakując z łóżka i opierając się ciężko o ścianę. Złowrogo patrzył na towarzysza, w jego oczach płonęła żądza mordu. Prawdopodobnie dokonałby straszliwego czynu, gdyby nie to, że drugi mężczyzna doskoczył do niego szybko, zaciskając mu obydwie dłonie na szyi. Uścisk był tak silny, że wkrótce Christian zaczął się dusić.
- Dobrze wiesz, że mogę cię zabić — mruknął mu Ron do ucha. - Jesteś mój, maleńki, więc nie radzę ci się sprzeciwiać!
Puścił chłopaka równie gwałtownie, co złapał i zniknął we własnej łazience. Przez chwilę Christian łapczywie wciągał powietrze do płuc. Doskonale wiedział, że właśnie otarł się o śmierć. Jego kompan był dużo od niego silniejszy, nie ulegało więc wątpliwości, kto wygrałby w tym pojedynku. Być może i młody chłopak wykazywał się niezwykłym okrucieństwem i brutalnością w stosunku do swych ofiar, lecz w kontaktach ze współlokatorem, cała jego buńczuczna natura zawadiaki znikała jak kamfora. Często był z tego powodu na siebie zły, wyrzucał sobie, że nie potrafi bronić się przed kompanem. Podobnie było tym razem. Wściekły sam na siebie wrócił do swego pokoju, gdzie pod wpływem emocji roztrzaskał w drobny pył stojącą na biurku starą lampę. Być może zdołałby zniszczyć coś jeszcze, gdyby nie dzwonek do drzwi. Wciąż wściekły złapał przewieszony przez oparcie najbliższego krzesła ręcznik i owinął się nim w pasie, zmierzając ku drzwiom wejściowym. Otworzył je i wytrzeszczył oczy, widząc stojących na korytarzu policjantów.
- My do Ronalda Whitmora. Jest może w domu? - zapytał młodszy z nich, na oko rówieśnik Christiana.
- Tak, jest — odparł zdumiony chłopak i wydarł się w stronę zamkniętych drzwi sypialni kolegi — Ron!!!
- Czego się drzesz? - przyjaciel gwałtownym szarpnięciem otworzył drzwi, zrobił kilka kroków w stronę Chrisa i również zbaraniał.
- Pan Whitemore?
- Zgadza się.
- Doktor-patolog Ronald Whitmore? - upewniał się oficer.
- Tak, coś się stało?
- Niestety. Przed chwilą znaleźliśmy nowe ciało. Próbowaliśmy się do pana dodzwonić, ale pana telefon konsekwentnie milczy, a potrzebujemy specjalisty na miejscu.
- Rozumiem i przepraszam, nie zauważyłem, że padł mi telefon. Zaraz będę gotowy — odparł, rzucając Chrisowi wściekłe spojrzenie, szybsze niż mogłoby je zarejestrować ludzkie oko. Chris jednak wzruszył tylko ramionami. Nic nie wiedział o tym zabójstwie...

- Myślisz, że się zjawi?
- A dlaczegóż by nie miał? Podejrzewam, że zwycięży jego wścibskość i przyleci tu jeszcze przed pojawieniem się swojego przyjaciela — odparła Ariadna.
- Jesteś nadzwyczaj pewna tego, co zrobi... - skrytykował ją stojący przy jej boku młodzieniec.
- Taką mam naturę... Wyczuwam wiele rzeczy.
- Lecz czy w tym wypadku mądrze jest, aż tak bardzo się ujawniać?
- Kwestionujesz moje decyzje? - syknęła, odwracając się w jego stronę.
- Nie, bynajmniej, lecz co powie Rada, gdy dowie się, że działasz wbrew ich woli, ponadto mordując jednego z nas!
- Nie martw się, poradzę sobie z Radą. A jeśli chodzi o Marcusa, to i tak był już zbyt stary by był z niego jakikolwiek pożytek.
- Niemniej jednak narażasz nas na wielkie niebezpieczeństwo... Rada...
Nie skończył, gdyż kobieta odparła do niego i uniosła go jedną ręką do góry. Jej oczy błysnęły złowrogo w ciemności brudnego zaułka.
- Nie prowokuj mnie, Scott! - warknęła nisko, czując jak krew zaczyna szybciej przepływać w żyłach jej towarzysza, gdy zdał sobie sprawę, jak nieroztropnie postąpił, krytykując kobietę.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 817 słów i 4599 znaków, zaktualizowała 27 cze 2016.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik violet

    Szkoda, że takie krótkie.

    26 cze 2016

  • Użytkownik elenawest

    @violet no wiem, wybacz, kolejną część postaram się rozbudować

    27 cze 2016