Nordycka historia - rozdział 21. (ostatnia 4/4)

- Witajcie, moi drodzy w Gimlei. Krainie szczęśliwości, gdzie nie istnieje smutek, złość i śmierć. Z waszą pomocą odbuduję rodzaj ludzki, a z twoją, niewiasto, także i bogów, którzy od tej pory silniejsi będą, niż kiedykolwiek wcześniej — rzekł Baldur, podchodząc do dwójki ocalałych ludzi. Rozwarł szeroko ramiona, witając ich w iście ojcowskim geście. Kobieta i mężczyzna stali zalęknieni, obejmując się mocno.

Otworzył oczy, zastanawiając się gdzie jest. Było nadzwyczaj jasno, słońce świeciło oślepiającym blaskiem na niebie. Dźwignął się do siadu płaskiego, pod sobą wyczuwając twardą ziemię i miękką trawę. Kiedy wzrok jego przyzwyczaił się wreszcie do jasności, dostrzegł wokół siebie wielce zieloną krainę. Wstał powoli, rozglądając się z wielkim zainteresowaniem. Wszedł na niewielkie wzgórze i w oddali, na soczyście zielonej łące dojrzał trójkę istot, które przypominały ludzi. Powoli zszedł po stoku i w miarę, jak się do nich zbliżał, rozpoznał jedną z osób.

- A więc przeżyłeś... Witaj w mej krainie. Witaj w Gimlei... Loki — rzekł Baldur, witając go serdecznie.
- Gdzie Joanna i moje dzieci? - zapytał czarnowłosy, siląc się na spokój. Najwyraźniej moc tej krainy nie działała na niego, bowiem wciąż czuł gniew i żal, tyle że nie wiedział, jak ma je wykorzystać.
- Przykro mi, lecz wygląda na to, że oni nie przeżyli zagłady.
- Łżesz! - huknął na niego Loki, postępując groźnie w kierunku swego dawnego rywala.
- A co by mi z tego przyszło? Norny zdecydowały o tym, że wskrzeszą tylko ciebie i najpewniej miały w tym jakiś swój cel... Powiadam ci przeto: przestań żyć przeszłością, a ciesz się teraźniejszością. Gimlea pozbawiona jest wszelkiego zła i smutków, więc raduj się tym, że dostałeś drugą szansę, bowiem nie każdy ją otrzymał.
- Nie mam takiego zamiaru, Baldurze, albowiem te spróchniałe babska nie dotrzymały swej obietnicy. - rozsierdził się na dobre. - I powiadam ci, że jeśli jeszcze raz staną na drodze do mego szczęścia, to pozbawię je tych ich pustych skorup, przytwierdzonych do szyi!
Odwrócił się na pięcie i odszedłszy kilkanaście kroków, padł na kolana i zakrzyknął ile tylko miał sił:
- Hel! Bogini śmierci naturalnej, opiekunko zmarłych, przyjmij mnie do siebie, bowiem jest coś, o co cię prosić muszę!... Córko ma, nie zaniedbuj swych obowiązków wobec ojca swego!
Powtarzał owo zawołanie przez kilkanaście minut, aż wreszcie poczuł, jak coś odrywa go od ziemi i przenosi w inne miejsce.
Otworzył oczy i stwierdził, że stoi w dość niskim, ale szerokim pomieszczeniu, oświetlonym jeno olejnymi kagankami, a przed sobą ma siedzącą w wysokim tronie córę Hel.
- Czego chcesz? - zapytała skrzeczącym nieprzyjemnie głosem.
- Czy masz tu u siebie mą żonę i me dzieci? - zapytał bez żadnych wstępów, z wielkim trudem tłumiąc ogarniającą go złość.
- Zaiste, ojcze... są tutaj. Dlaczegóż jednak miałabym ci pomóc? Nie byłeś wierny ani mojej matce, ani żadnej innej kobiecie.
- Popełniłem wiele błędów, lecz kilka z nich jeszcze nie tak dawno żyło i bynajmniej nigdy nie żałowałem, żeście się porodzili. Może i mam serce z lodu, lecz zrodzeni jesteście z mej krwi — rzekł sucho, patrząc na jej kościstą twarz. Hel pochyliła się mocno w jego stronę, przez co mdłe światło uwidoczniło jeszcze bardziej brzydotę jej liców.
- Ostawiłeś mą matkę. Każde ze swych dzieci skazałeś na potępieńczy los. Zazdroszczę nawet Fenrirowi i Jormungandowi, że odeszli już w otchłań, bo jam choć żywa, to ciało me zżerane jest przez robactwo i nie mogę dokonać swego żywota. Umieram każdego dnia, a umrzeć nie mogę... Spójrz na mnie, ojcze, boś to ty taką mnie stworzył! - krzyknęła nagle, powstając ze swego siedziska. Rozprostowała na wpół zgniłe ciało i stukając gołymi kośćmi pięt, zeszła po kilku stopniach, stając przed ojcem. Zmierzyła go ponurym spojrzeniem, jakby starając się przejrzeć go na wylot.
- Naprawdę kochasz tę kobietę?
- Gdybym jej nie kochał, to powiedz mi, czy przychodziłbym tu tedy do ciebie, błagając cię, córko, byś mi ich zwróciła? Nie prosiłbym też Norn o przysługę, której wbrew temu, że swą część wypełniłem, one nie dotrzymały — odparł oschle, odwracając się od niej z zamiarem odejścia. - Przykro mi, że pomimo wszystko nie chcesz mi pomóc. Pomimo mej widocznej przemiany... Trudno, Norny pożałują swego uczynku.
- Stój! Norny nie są w stanie odwrócić tego, co już się dokonało i w mym władaniu jest! - krzyknęła za nim Hel, gdy był już niemal przy samych wrotach prowadzących z krainy umarłych. Loki zdrętwiał, oczekując na jej następne słowa. Każdy najmniejszy mięsień drżał mu z niecierpliwości i niezdrowego podniecenia.
- Czego chcesz? - ozwał się nisko, a głos jego odbijał się echem od niskiej powały sklepienia.
- Chodź ze mną, ojcze... - pociągnęła go za rękę, prowadząc przez rząd korytarzy i komnat. Po kilku minutach spaceru znaleźli się w wysokim pomieszczeniu, w którym w powietrzu unosiły się lekko białawe światła, okrążające się wzajemnie w pewnego rodzaju tańcu. Bogini klasnęła głośno w ręce, a trzy kule odłączyły się od reszty i poszybowały ku stojącym na dole postaciom, przybierając ludzkie formy. Kiedy opadły na ziemię, Loki ze zdumieniem patrzył na dusze ukochanej i dwójki ich dzieci.
- Widzisz zapewne, że tutaj jest im całkiem dobrze, choć moje królestwo do najszczęśliwszych nie należy. Nie pamiętają cię jednak i twe słowa są zbyteczne, bowiem nie potrafią także mówić.
W oczach boga zaszkliły się łzy, na których widok półprzezroczysta zjawa Asi swą jasną ręką starła z jego policzka. Czując chłodny dotyk niematerialnych palców kobiety Loki padł na kolana, zanosząc się histerycznym płaczem. Nie widział już nawet, jak obraz przed jego oczami się zmienił, nie czuł dotyku delikatnej trawy, ani ciepła promieni słonecznych, ani tym bardziej radosnego śpiewu ptaków w Gimlei. Nagle jednak uszu jego dobiegło delikatne wołanie.
- Loki...
Wstał z kolan niczym zahipnotyzowany i rozejrzał się wkoło, lecz nie dostrzegł nigdzie nikogo. Wbiegł więc na pobliskie wzgórze. Oczom jego ukazał się iście sielski obrazek: młoda kobieta z rozwianymi kasztanowymi włosami sięgającymi jej do pasa, trzymając na rękach niemowlę, biegła przez usianą kwiatami łąkę, a obok niej dreptał kilkuletni chłopiec, uśmiechając się radośnie do Lokiego. Z ust kobiety dobiegło to samo wołanie. Mężczyzna płacząc z radości, zbiegł lekko z pagórka. Schwycił swe mocne dłonie chłopczyka, który wtulił się w niego ufnie, a następnie zamknął w uścisku kobietę z dzieckiem w ramionach.
- Asiu... Tak bardzo za tobą tęskniłem — szepnął, a jego łzy moczyły jej miękkie włosy. Żal i smutek opuściły jego serce, które wreszcie pełnią mocy doświadczyło głębi miłości i radości.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1306 słów i 7133 znaków.

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Kuri

    Nieeeeee, happy end xD Czemu nie mogłaś zrobić jakiegoś nieszczęśliwego zakończenia? xD

    15 maj 2016

  • elenawest

    @Kuri bo taką miałam wizję, a nie inną :-P

    15 maj 2016

  • Kuri

    @elenawest No wiadomo, jesteś autorką, więc masz wolną rękę... Ale happy end? xD

    15 maj 2016

  • elenawest

    @Kuri ragnarock ogolnie się kończy powiedzmy, że happy endem, bo właśnie ze zniszczonego świata wyłania się gimlea, którą rządzi baldur ;-)

    15 maj 2016

  • Kuri

    @elenawest Ok, ok, rozumiem :P Naszło mnie tak pewnie, bo już Loki zginął i ja osobiście tak bym zakończył opowieść, ale Ty pociągnęłaś dalej, do happy endu, masz pełne prawo, jako autorka, do tego ;)

    15 maj 2016

  • elenawest

    @Kuri to w sumie nie była śmierć, tylko odrodzenie się :-D

    15 maj 2016

  • chaaandelier

    Oo tak! Takie zakończenie podoba mi się. :D

    9 maj 2016

  • elenawest

    @chaaandelier no to się bardzo z tego powodu cieszę :-P

    9 maj 2016

  • igor

    Piękne :bravo:

    8 maj 2016

  • elenawest

    @igor dziękuję :-D

    9 maj 2016