Ciemnożółte słońce wyłoniło się zza potężnych koron drzew, oświetlając promieniami znajdującą się pod nim krainę. Jego blask wydobył natychmiast mocniejsze barwy w krajobrazie. Trawa wydawała się bardziej soczysta, kwiaty większe i bardziej kolorowe, jabłka dyndające na drzewach bardziej czerwone, niebo bardziej niebieskie, a wody rzek i jezior bardziej przezroczyste, mieniące się niezliczonymi refleksami światła.
Kraina jak okiem sięgnąć była raczej pagórkowata, lecz to najpewniej nie przeszkadzało jej mieszkańcom. Jeno ze wzgórz wyglądało, jakby ktoś obciął mu stożek. Pod nim ciągnęła się piękna, zielona łąka, upstrzona kwiatami, a ścięty szczyt wzgórza zdobiło potężne zamczysko ze strzelistymi wieżami zakończonymi czerwonymi dachami, z wysokimi niezwykle jasnymi oknami, potężnymi bramami i prowadzącymi doń jasnymi schodami. Gdy się nań patrzyło, każdy człek czy też inny stwór musiał wiedzieć, że w krainie tej nie ma zła, nieszczęścia czy rozpaczy. Była to dobra kraina, a jej mieszkańcy nad wyraz szczęśliwi, choć nie mieszkało ich tutaj zbyt wielu. Dopiero wszystko się tu rodziło, choć oczywiście istnieli ludzie dorośli, którzy dawali tym narodzinom początek.
Nagle jedne z bogato zdobionych odrzwi uchyliły się, jakby konspiracyjnie i na zewnątrz wybiegł bosonogi chłopiec. Nie mógł mieć więcej niż pięć lat. Radosny uśmiech malował się na jego twarzyczce, gdy chyłkiem przemknął się do stajni. Wkradł się do nich i wszedł do najbliższego boksu. Jego pyszczek rozjaśnił jeszcze szerszy uśmiech, gdy spojrzał na swego przyjaciela.
Młody źrebak zarżał cichutko i otarł się aksamitnym pyskiem o ramię chłopca.
- Też cię kocham, Asfat — zaśmiał się czarnowłosy szkrab, głaszcząc zwierzę po gładkiej szyi.
Tymczasem w zamku zaczynało się codzienne życie. Ze wszystkich kątów słychać już było śmiech bawiących się dzieci, podczas gdy ich rodzice choć szczęśliwi, dopiero rozpoczynali dzień, wygrzebując się spod puchatych pierzyn. W trzech komnatach słychać było tubalne ziewanie mężczyzn i krzątanie się kobiet.
Jedna z nich, kasztanowowłosa weszła właśnie do sypialni synów. Starszy był już na nogach, ale młodszego nie mogła nigdzie dojrzeć.
- Wali, gdzie twój brat? - zapytała go z uśmiechem.
- Myślałem, że jest z wami. Gdy wstałem, to już go tutaj nie było — odparł. Kobieta zamyśliła się. Po chwili na jej ustach rozkwitł uśmiech i mruknęła:
- Chyba wiem, gdzie go znajdę. Ty tymczasem idź do ojca i pomóż mu w obowiązkach.
- Dobrze — chłopiec w podskokach pobiegł do swego rodziciela, a kobieta udała się do swej garderoby i gdy zmieniła odzienie, wyszła z zamku. Kroki swe skierowała natychmiast ku stajniom, tak, jak wcześniej chłopczyk. Weszła do środka i znalazła go w boksie przytulonego do szyi konia. Spał.
Kobieta uśmiechnęła się szeroko na ten widok i ostrożnie wzięła go na ręce. Ucałowała jego czarny łebek i ruszyła z nim z powrotem do zamku. Gdy wchodziła na jego główny dziedziniec, zobaczyła spieszącego w jej stronę męża.
- Gdzie byłaś? - zapytał, spoglądając na uśpionego w jej ramionach synka.
- Ściągnęłam go ze stajni — wyjaśniła ze śmiechem i pocałowała męża na powitanie. - Jestem tu taka szczęśliwa, Loki. Cieszę się, że udało ci się nas przywrócić do żywych i będę ci za to dziękować po kres naszych dni.
- Tutaj nie umrzecie, Joanno — powiedział nagle Baldur, podchodząc do nich. Złożył na jej ustach krótki pocałunek. - Jak się dzisiaj czujesz? - zapytał jeszcze, patrząc na jej okrągły brzuch, w którym rozwijało się nowe życie — jego córka.
- Dobrze, jak zawsze — odparła. - Kocham cię, Baldurze, lecz nigdy nie zapomnę o tym, kto jest moim mężem — z uczuciem spojrzała na Lokiego, który przytulił ją mocno do siebie.
- Tak być powinno — rzekł tamten i lekkim naciskiem na jej kibici, skierował ją ku ich komnacie. Po drodze odebrał z jej ramion śpiącego chłopca.
- Nie jesteś zazdrosny, prawda? - zapytała go w chwilę później.
- Dobrze wiesz, że nie... Ta kraina tak już jest urządzona, a ja odkąd cię odzyskałem, nie czuję żadnych negatywnych emocji. I jest mi z tym całkowicie dobrze — pocałował ją namiętnie. - Kolejne dziecko będzie moje, choć i te kocham — pogłaskał ją po lśniących włosach. - I ty i ja różnimy się od Baldura i tej dwójki, bo my z czasem nie zatraciliśmy wspomnień o swych poprzednich życiach. Kocham cię, Asiu i nigdy nie przestanę. Nigdy i wiem, że i ty to wiesz.
- Wiem, Loki. A teraz chodźmy na śniadanie.
- Dokładnie to samo chciałem teraz powiedzieć. A po zakończeniu moich obowiązków weźmiemy dzieci i pójdziemy nad jezioro.
- Znakomity pomysł!
W jadalni zebrali się już wszyscy mieszkańcy Gimlei i sile dziesięciu osób i było ich dokładnie pół na pół — połowa dorosłych i połowa dzieci, z czego mężczyźni stanowili większość. Druga kobieta była w dużo bardziej zaawansowanej ciąży, niż Joanna, a ojcem jej dziecka był uratowany z Ragnaröku mężczyzna.
- Jedzcie — powiedział Baldur, a na stołach w magiczny sposób pojawiły się potrawy.
Kilka godzin później Loki, Joanna i Narvi z Walim udali się szczęśliwi do pobliskiego jeziora. Słońce świeciło przyjemnie, ogrzewając ich nagie ciała, gdy leżeli na upojnie pachnącej trawie, wiaterek był ciepły, a woda wręcz zapraszała do pływania w niej.
- Gimlea to wszystko, o czym kiedykolwiek mogłabym marzyć — powiedziała cicho Joanna, głaszcząc się po brzuchu ze szczerym uśmiechem na ustach.
- I ja — przyznał Loki. - Każdego dnia dziękuję swej córce za to, że pozwoliła wam do mnie wrócić. Jeszcze nigdy nie czułem się tak szczęśliwy i spokojny, jak tutaj. I wiem, że zawsze już tak będzie.
Pochylił się nad nią i pocałował ją zachłannie.
Słońce miło grzało ich po ramionach, wiatr szumiał w koronach rozłożystych drzew, a w całej Gimlei panowała niezmącona niczym miłość. Czuła to nawet zasiadająca na swym tronie bogini Hel, po raz pierwszy od długich wieków uśmiechając się ze szczęścia swego ojca.
1 komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Bitt
Dobre
elenawest
@Bitt dzięki za wielce rozwinięty komentarz :-P