Część 1
Być może są zawody, które pozwalają osobom je wykonującym, cieszyć się widokiem i ciepłem nieograniczonej ilości kobiecych ciał jak lekarze, ale żaden nie przychodził mi do głowy – no, może jeszcze masażysta. Dlatego poświęciłem wszystko, aby skończyć medycynę, zrobić specjalizację i zacząć korzystać z tych możliwości. Nie tylko finansowych i prestiżowych. Zatrudnienie się w klinice leczenia bezpłodności, było z mojej strony kolejnym strzałem w dziesiątkę – w sposób zupełnie naturalny, wyeliminowałem spośród klientek odwiedzających gabinet zarówno babcie, jak i małolaty. Moje klientki w znakomitej większości mieściły się w przedziale wiekowym od 25 do 40 lat. Młodsze zachodziły w ciążę w sposób naturalny, albo nie miały jeszcze świadomości, że będzie im potrzebna pomoc medycyny w poczęciu wymarzonego potomka. Z kolei te przekraczające górną granicę, albo uznawały, że jest już zbyt późno, by odpowiednio zająć się wychowaniem dziecka, albo zniechęcone wieloma nieudanymi próbami zapłodnienia, dawały za wygraną. Gdybym został zwykłym ginekologiem, zakres wieku moich klientek byłby kilka razy szerszy – od młodziczek, po starowinki – a tak, sam miód.
Początkowo, jak większość lekarzy, stosowałem konwencjonalne metody leczenia bezpłodności, lecz kiedy moja żona urodziła już czwarte dziecko stwierdziłem, że moje nasienie jest wyjątkowo efektywne. Aż żal było nie wykorzystać go do pomocy kobietom, których największym pragnieniem było posiadanie dziecka. Większość par nie ma świadomości, że bardzo często powodem trudności w zajściu w ciążę, jest słaba jakość plemników partnera. Kiedyś jedynym wyjściem, często zresztą stosowanym przez kobiety był skok w bok, choć nie zawsze gwarantował sukces. Przecież można było trafić na równie kiepski materiał. Dzisiaj możemy wspomagać płodność farmakologicznie, stosować inseminację lub zapłodnienie pozaustrojowe. Mając do dyspozycji plemniki pierwszej klasy, mogłem oszczędzić kobietom wielu stresów, związanych ze stosowaniem tych metod. Oczywiście! - miałem wątpliwości, czy postępuję właściwie pod względem moralnym, bo przecież para, która szukała pomocy przy poczęciu, chciała być rodzicami dziecka. Gdyby miało być inaczej, skorzystaliby z banku spermy, lub nasienia pozyskanego od zaprzyjaźnionego dawcy (chociaż to dla niego dość ryzykowne). W przypadku opracowanej przeze mnie metody dyskretnej pomocy, zostaliby szczęśliwymi rodzicami, nawet nie wiedząc, że ktoś inny jest biologicznym ojcem.
Za pierwszym razem, z pewną dozą nieśmiałości, zamieniłem nasienie jednego czterdziestolatka, którego plemniki nie wykazywały pod mikroskopem prawie żadnej aktywności, aplikując podczas inseminacji jego małżonce - przeuroczej pani Natalii – przygotowany wcześniej zestaw moich własnych, dziarskich plemników. Z niecierpliwością oczekiwałem jej kolejnej wizyty, podczas której, zgodnie z oczekiwaniami moimi i przyszłych rodziców okazało się, że jest okazja do świętowania. Cieszyliśmy się wszyscy troje. Po wielu nieskutecznych próbach, w końcu pani Natalia nosiła w brzuszku maleństwo. Zachęcony skutecznością metody i radością malującą się na twarzach przyszłych rodziców, postanowiłem nieść szczęście w szerszym zakresie. Od tej pory, we wszystkich przypadkach, gdy po kilku próbach zapłodnienia stwierdzałem, że dostarczone przez przyszłego ojca nasienie nie gwarantuje rychłego macierzyństwa, zamieniałem je na sprawdzony, pełen wigoru zestaw, składający się z milionów ogoniastych przekazicieli moich genów.
Skuteczność tej metody szybko podwoiła grono par zainteresowanych leczeniem się w moim gabinecie. Dochody także się zwiększyły, natomiast zmniejszyła się w moich oczach atrakcyjność kobiet. Tak, tak! To, co wydawało się takim fajnym bonusem do wykonywanej pracy, zwyczajnie spowszedniało. Oglądane wiele razy dziennie przeróżne cipki, piersi, tyłeczki przestały mi się kojarzyć z seksem, szczególnie, że przed rozpoczęciem pracy musiałem zwalić gruchę, żeby uzyskać świeży materiał do inseminacji – więc byłem zaspokojony. Co gorsza – zdarzały się sytuacje, kiedy przed wyjściem do pracy, żonie przyszła ochota na amory, więc wybzykawszy ją, opróżniałem zasobnik z materiału niezbędnego dla klientek. Czasem z tego powodu i dużego zapotrzebowania na moje plemniki, musiałem przekładać termin ich zapylania. Po prostu zaczynało brakować surowca.
Pewnego dnia moje misyjne podejście zmieniło się dość mocno. A to za sprawą Ewy. Wtedy jeszcze pani Ewy. Była to młoda, dwudziestopięcioletnia mężatka, która od czterech lat bezskutecznie próbowała z mężem dać początek nowemu życiu. Kiedy pierwszy raz spojrzałem w jej ogromne, błękitne oczy, dostrzegłem wielki smutek, ale i iskierkę nadziei, że może z moją pomocą uda się spełnić marzenie o własnym maleństwie. Patrząc na tę prześliczną twarzyczkę, długie blond włosy, doskonałą figurę z pokaźnymi piersiami, szerokimi biodrami i nogami o tak niesamowitej długości i kształcie, że trudno było oderwać od nich wzrok pomyślałem sobie, że kobieta tak doskonała, z całą pewnością jest genetycznie predestynowana do bycia matką. Tutaj spodziewałem się raczej problemów po stronie jej męża - Karola. Teoretycznie wyglądał jak rasowy ogier czystej krwi arabskiej– wysoki, z szeroka klatą, wąskimi biodrami, ale wielkość umięśnienia wskazywała na mnóstwo godzin spędzonych na siłowniach, więc pewnie i używanie wspomagaczy. A to najczęściej nie idzie w parze z płodnością. Aby się upewnić, poprosiłem go, by udał się do pielęgniarki, która da mu pojemniczek na nasienie i wskaże pokój, gdzie będzie mógł go napełnić. Ja tymczasem przebadam jego żonę.
Dziwna sprawa – gdy zostaliśmy sami, poczułem pulsowanie w bokserkach. Dawno mi się to nie zdarzyło w obecności pacjentki. Pani Ewa jeszcze nawet nie zaczęła się rozbierać, ale w jej oczach i ruchach było tyle seksualności, że mój penis zareagował instynktownie. Pomyślałem wtedy po raz pierwszy o zastosowaniu inseminacji bezpośredniej – krótko mówiąc, chciałem się z nią bzykać. Działała na mnie, jak czerwona płachta na rozjuszonego byka. Ale od marzenia do jego realizacji, droga nie taka prosta. W dodatku wymagająca wyjątkowej delikatności – jeśli coś spieprzę, to nie tylko niczego nie osiągnę, ale też dziewczyna może narobić takiego smrodu, że moja błyskotliwa kariera legnie w gruzach. Po pierwsze – trzeba zapanować nad erekcją – nie może jej zobaczyć. Przywołałem cały swój profesjonalizm, poprosiłem, by się rozebrała za parawanem i położyła na fotelu ginekologicznym. W czasie, jaki dałem jej na przygotowanie się do badania, myślałem o rzeczach przyziemnych, dzięki czemu ogarniające mnie pożądanie, uległo znacznemu ostudzeniu. Faja mi opadła, zatem można było przystąpić do badania.
Po wejściu za parawan, najpierw zbadałem ją wzrokiem Była cudownie doskonała! Ideał kobiecego piękna, okraszony jeszcze lekkim zawstydzeniem. Mógłbym patrzeć na nią godzinami. Co tam godzinami! Latami! Jej ciało było równomiernie opalone, włącznie z piersiami i strefą intymną. Albo korzystała z solarium, albo była na tyle wyzwolona, by eksponować je na plaży nudystów. Zazdrościłem jej mężowi, ale tym bardziej chciałem przyprawić mu rogi. Przystąpiłem do badania – najpierw piersi – obfite, jędrne z dość dużymi brodawkami i obwódkami wokół nich. Doskonałe do karmienia, ale też wybitnie zapraszające do pieszczenia, całowania, lizania i ugniatania. Musiałem przywołać się do porządku, żeby tego nie zrobić. Nie będę wam opisywał dalszego przebiegu badania, bo mam erekcję na samo wspomnienie tych piersi, brzuszka i cipuszki, ozdobionej szerokim paskiem blond włosów łonowych. Dość wam będzie wiedzieć, że badanie nie wykazało żadnych nieprawidłowości, które mogłyby uniemożliwiać zajście w ciążę. Pobrałem jeszcze wymazy i poprosiłem, żeby pacjentka się ubrała. W międzyczasie wypisałem skierowanie na badania krwi, ustaliłem termin kolejnego jajeczkowania, który zarazem miał być terminem następnej wizyty. Wówczas mieliśmy poznać wyniki badań i podjąć decyzję, co do dalszego postępowania. Gdy opuściła mój gabinet, poprosiłem pielęgniarkę, by nikogo na razie nie wprowadzała, bo muszę sobie zrobić przerwę. Wykorzystałem ją do napełnienia kolejnego zbiorniczka swoją drogocenna spermą – wspomnienie dziewczyny, która przed chwilą leżała naga na samolocie musiało znaleźć jakieś ujście.
Jeszcze nigdy nie oczekiwałem wizyty pacjentki z taką niecierpliwością. Oczami wyobraźni widziałem już, jak ostro biorę Ewę rozłożoną w fotelu ginekologicznym, z szeroko rozszerzonymi udami, albo jak zapuszczam język w tę cudowną cipkę i doprowadzam krew mojej pacjentki do wrzenia. Innym razem, oparłszy ją o ścianę, wbijam się w nią od tyłu, swoim twardym jak ze stali tłokiem i rżnę do upadłego, kurczowo ściskając jej boskie biodra. Albo leżę na kozetce, a ona ujeżdża mnie, bujając piersiami tuż przed moimi ustami – łapię w locie brodawki, lub wciskam twarz pomiędzy rozhuśtane, gorące kule. Moje dłonie ugniatają twarde pośladki, pieszcząc przy tym drugą dziurkę. Uhhhh!
Nakręcony tymi wizjami, kilka razy wzywałem do gabinetu pielęgniarkę – Basię, która bardzo chętnie, od kilku już lat pomagała mi w takich sytuacjach. To był wyjątkowo dobry układ – ja płaciłem jej lepiej niż pozostałym, a ona odwdzięczała się robiąc mi loda z happy endem (nawiasem mówiąc bardzo profesjonalnie – jeszcze żadna z kobiet jakie miałem, nie mogła się z nią równać), lub udostępniając swoją rudą cipkę. Skóra Basi była biała jak mleko, za to latem pokrywała się mnóstwem piegów – to w zasadzie norma u rudzielców. Pod tym względem, była całkowitym przeciwieństwem doskonale opalonej Ewy. Odkąd liczba klientek uległa podwojeniu, nie miałem potrzeby korzystać z jej wdzięków i talentów. Wręcz musiałem wykręcać się zmęczeniem, bo była przyzwyczajona do dosyć częstego bzykanka, więc trochę się dziwiła, a nawet zaczęła wątpić w swoją atrakcyjność, kiedy nagle to się urwało. Ale po wizycie Ewy, wszystko jakby zaczęło wracać na utarte ścieżki. Basia była bardzo zadowolona, że znów jest po staremu, że pan doktor jest podniecony i urozmaica jej pracę, dostarczając niespodziewanych orgazmów. Nie powiem, była ładna i ponętna, ale ja pod przymkniętymi powiekami miałem cudowne, seksowne oczy Ewy i tłoczkując Basię, tak naprawdę czułem się wobec niej trochę jak zdrajca.
Tak, Basia ewidentnie skorzystała na moim zafascynowaniu urodą Ewy, ale i bardzo ułatwiła mi przetrwanie do kolejnej wizyty pacjentki, która całkowicie zawładnęła moimi pragnieniami. Niestety, co było do przewidzenia - przybyła na nią z mężem. Omówiłem z nimi wyniki badań laboratoryjnych i zaproponowałem, by podczas następnej owulacji, podjąć próbę inseminacji, która znacząco zwiększa prawdopodobieństwo spotkania się plemników z jajeczkiem. Następnie wyprosiłem grzecznie pana Karola, tłumacząc to koniecznością przeprowadzenia badania jego małżonki i pobrania próbek śluzu do analizy. To nie było konieczne, ale chciałem odświeżyć w pamięci widok jej doskonałej urody. Nacieszyć się nim, bo przecież kolejny raz będę mógł podziwiać to piękne ciało, dopiero za miesiąc. Obserwowałem każdy jej ruch, gdy zdejmowała z siebie po kolei spódniczkę, bluzeczkę, stanik i majteczki. Tym razem to były białe, koronkowe stringi. Takie podobają mi się najbardziej, bo biel kojarzy się z niewinnością, a krój uwydatnia w niesamowicie podniecający sposób, krągłość pośladków. Jej kocie ruchy niesamowicie poruszały wyobraźnię. I nie tylko ją.
Mój osobisty dostawca rozkoszy nie pozostał obojętny na zmysłowość emanującą z każdego ruchu Ewy. Tym razem postanowiłem nie ukrywać swojego podniecenia. Oczywistym jest, że kobieta o tak nietuzinkowej urodzie, ma pełną świadomość tego, jak bardzo podniecająco działa na facetów. Na tyle, że przestaje na to w ogóle zwracać uwagę, traktując jak coś zupełnie naturalnego. Bez najmniejszych oznak skrępowania, przystąpiłem do badania, zaczynając od piersi, choć z medycznego punktu widzenia nie było to konieczne. Ale kto by sobie odmówił przyjemności dotykania aksamitnie miękkiej skóry, wielkich, kształtnych, doskonałych krągłości? Chyba tylko gej albo mizogin. Nie byłem żadnym z nich, więc korzystałem z możliwości, ładując swoja pamięć doznaniami, które muszą mi wystarczyć do kolejnego spotkania. A to miało nastąpić dopiero za miesiąc. Aby odwrócić jej uwagę od obmacywania piersi, jednocześnie prowadziłem rozmowę dotyczącą badań. Wyjaśniłem jej, że wszystko wskazuje na problem po stronie małżonka – jego plemniki są bardzo niemrawe. Prosiłem, by mu tego nie mówiła, bo stres może spowodować pogorszenie jakości nasienia.
Przechodząc do badania pochwy, mówiłem o konieczności unikania zbliżeń na dwa tygodnie przed inseminacją, aby ilość i jakość plemników uległa poprawie. Niby przypadkiem przeciągnąłem kilka razy palcem wzdłuż łechtaczki, wzbudzając lekkie dreszcze w ciele pacjentki. Zauważyłem, że ma zamknięte oczy, jakby delektowała się dotykiem moich palców wewnątrz swojej kobiecości. Ja zaś, ciągle mówiąc, przyglądałem się każdemu najdrobniejszemu szczególikowi jej budowy anatomicznej, starając wyryć go na stałe w swej pamięci. Zwróciłem uwagę nawet na dokładne wydepilowanie okolicy mniejszej dziurki. Pani Ewa dbała o każdy detal. Nie mogąc przeciągać w nieskończoność tych badań, z wielkim żalem i jeszcze większą erekcją, podziękowałem i poprosiłem ją o ubranie się, starając się przy tym sprawiać wrażenie, że to zupełnie normalne, że stoję w pobliżu i przyglądam się. Kontynuując rozmowę, podziwiałem wdzięk, z jakim zakładała stringi, potem spódniczkę, biustonosz i bluzkę. Poprawiła sobie jeszcze włosy i wyszliśmy zza parawanu. Chyba jednak była naturystką, skoro zupełnie nie przeszkadzała jej nagość w mojej obecności. A może kitel lekarza sprawiał, że nie czuła skrępowania? Nieważne!
Pożegnaliśmy się, a ja znów musiałem skorzystać z pomocy Basi. Tym razem nakręcony widokiem wydepilowanej brązowej dziurki Ewy, mając w gabinecie dość spory zapas wazeliny, kazałem jej się oprzeć o kozetkę i zaaplikowałem jej swój irygator prosto w malutki otworek. Rżnąłem ostro, tak jak lubi, choć z pewnością już się zorientowała, kto tak bardzo nakręca moje pożądanie. Ale zniosła to dzielnie, więc w nagrodę położyłem ja na samolocie i językiem doprowadziłem do orgazmu.
Część 2
Nadszedł tak długo oczekiwany dzień, w którym zamierzałem zastosować nowatorską (jednocześnie starą jak świat), bezpośrednią metodę inseminacji. Wizyta pacjentki była zaplanowana na godzinę trzynastą, tymczasem erekcja wywołana wyobrażeniem sobie tego, co zamierzałem z nią robić, trwała odkąd tylko się przebudziłem. Cieplutkie ciało żony śpiącej jeszcze głęboko, kusiło swoją bliskością i dostępnością. Sypiamy nago, więc zbliżyłem się do niej, przywierając sztywnym penisem do gorących pośladków, jednocześnie prawą dłonią obejmując mięciutką pierś, miętoląc ją bardzo delikatnie. Kocie pomrukiwania żony świadczyły o przebudzeniu. Głaszcząc brzuszek, zsunąłem dłoń niżej, gdzie przeczesując palcami gęste krzaczory, czarnego jak noc owłosienia łonowego, próbowałem zlokalizować szczelinkę, w której za chwilę zamierzałem ulokować swój nabrzmiały organ. Nie zawiodłem się – była wilgotna i gotowa na jego przyjęcie. Wszedłem od tyłu, powoli zagłębiając do samego końca swój miecz w pochwie.
To fantastyczne uczucie, gdy twardy penis znajduje się w miejscu dla niego przeznaczonym – gorącym i wilgotnym. Żona delikatnie poruszając pupką sprawiła, że jego główka powoli okrążała szyjkę macicy dostarczając obopólnej rozkoszy. Byliśmy już zgrani, więc wspomagałem ją w tym niespiesznym akcie, również poruszając się w tym samym rytmie. Po pewnym czasie, gdy oboje byliśmy już napaleni na maksa, zacząłem ją rytmicznie pukać. Już nie pieściłem piersi, lecz przytrzymując dłonią biodra, wbijałem się w oślizgłą, gorącą cipkę, często zmieniając tempo i kąt natarcia. Normalnie trwałoby to długo, ale dziś podniecony wizją wizyty pacjentki tak niecierpliwie oczekiwanej, szczytowałem dość szybko, opróżniając buzujący magazynek i zalewając seriami gęstej, gorącej spermy, niezaspokojoną tym razem cipkę żony. Aby jakoś jej to wynagrodzić, pieszczotą łechtaczki przy użyciu palców, doprowadziłem i ją do coraz szybszego oddychania, przerywanego pojękiwaniem, a w końcu do pełnej ekstazy. Jej ciało stężało, uda zadrżały i zacisnęły się na moich palcach tkwiących w cipce. Okrzyk rozkoszy stłumiła, wtulając twarz w poduszkę. Leżeliśmy jeszcze chwilę, zaspokojeni i szczęśliwi. Moja dłoń błądziła po sztywnych wciąż piersiach, a jej pieściła moje jajka i sflaczałego już fiuta. Dzień rozpoczął się bardzo miło i miałem nadzieję, że dalej będzie równie ekscytująco.
Podczas śniadania uśmiechaliśmy się do siebie – zawsze tak jest, kiedy dzień rozpocznie się rozkosznym świtańcem. Świat wtedy wydaje się piękny i właściwie taki jest. Gdybyśmy jako ludzie, utrzymali zachowania naszych przodków – szympansów Bonobo i częstowali się seksem jak ciastkiem, chipsem, czy piwem, bylibyśmy wszyscy dużo szczęśliwsi. Wizyta u znajomych zaczynałaby się od propozycji:
- Macie ochotę na rozkosz?
- Ja dziękuję - byłem przed chwilą w markecie i miałem przyjemność z ekspedientką, ale może moja żona (dziewczyna, narzeczona) by chciała – odpowiedziałbym.
- Wiesz, chętnie skorzystam – powiedziałaby, biorąc w dłoń pytę gospodarza.
Podczas gdy oni zajmowaliby się sobą, my z gospodynią napilibyśmy się kawy, a jeśli przyszłaby nam ochota na coś więcej, pod wpływem oglądanych amorów, przyłączylibyśmy się do zabawy. Po kilku drinkach ponowilibyśmy igraszki w przeróżnych układach i po mile spędzonym wieczorze, wrócilibyśmy do domu, albo poszlibyśmy w miasto, szukać kolejnych wrażeń. Majtki wtedy stałyby się zbędnym elementem garderoby, używanym jedynie w przypadku comiesięcznej damskiej przypadłości lub jako ozdoba, mająca wywołać podniecenie, a zarówno kobiety, jak i mężczyźni ubieraliby się w tuniki, jak w starożytnym Rzymie, czy Grecji, bo wtedy dostęp do części intymnych jest wyjątkowo łatwy, a to z kolei jest bardzo wygodne przy częstej kopulacji. Niestety, w obecnie obowiązującym modelu społecznym, miłosne rozkosze są dystrybuowane bardzo oszczędnie w stosunku do ogromnych potrzeb. Zwłaszcza tej części ludzkości, która posiada penisy.
Przejazd przez miasto zajmował mi zazwyczaj około 40 minut. Kiedy przyjechałem do kliniki, pozostało jeszcze około pół godziny do pierwszej umówionej wizyty. Basia - moja pielęgniarka, będąca jednocześnie rejestratorką, asystentką i kochanką, czekała jak co dzień z gorącą kawą. Pijąc, rozmawialiśmy o planie wizyt na dzisiaj, choć myślami błądziłem wokół jednej klientki, której oczy, włosy i cudowna figura, zawładnęły całkowicie moją wyobraźnią. Tak głęboko wryły się w pamięć kształty jej piersi, bioder, ud, cipki, że nawet po upływie miesiąca miałem je przed oczami, tak jakbym patrzył na nie przed chwilą. W dodatku na wspomnienie sposobu, w jaki się poruszała podczas rozbierania i ubierania w trakcie poprzednich wizyt, poczułem erekcję rosnącą w portkach w błyskawicznym tempie. Nie umknęła ona uwadze Basi, która z bezczelnym uśmiechem rzuciła:
- Oooo, widzę, że pan doktor w potrzebie.
- To może zamiast tak bezczynnie patrzeć, udzieliłabyś pierwszej pomocy – odpowiedziałem ze śmiechem.
Wiedziałem, że nie będzie trzeba jej specjalnie namawiać, bo lubiła te nasze zabawy i emocje związane z ryzykiem przyłapania in flagranti. Stanąłem pod ścianą, z trudem wydobywając z rozporka sztywny buzdygan. Basia podeszła, przywarła ustami do moich, przyszczypując wargi i drażniąc je języczkiem. Dłonią objęła drgającego twardziela i delikatnie pieściła, przesuwając nią w górę i w dół, czasem gładząc kciukiem samą główkę. Nie przerywając całowania, objąłem ją, dłońmi miętoląc pośladki. Podciągnąłem wyżej spód jej kitla, by poczuć delikatność skóry tyłeczka i uzyskać dostęp do cipki. Nie miała dzisiaj majteczek. Lubię, gdy szczuje mnie swoją nagością, pod nieprzykrywającym prawie niczego fartuszkiem. Na klacie czułem twardość piersi, ściśniętych pomiędzy nami. Przesunąłem prawą rękę, by od przodu wsunąć ją pomiędzy mięciutkie uda i pieścić ukrytą w rudych kędziorkach szczelinkę. Była już bardzo mokra. Wsunięte w nią palce natychmiast pokryły się warstwą śluzu. Basia zaczęła pojękiwać, ale zdecydowała się przerwać te pieszczoty, uklęknąć i zająć się napiętymi do granic możliwości klejnotami. Najpierw całowała delikatnie boki penisa, ale chcąc mieć lepszy dostęp do moszny, przestała na chwilę, rozpięła pasek i guzik spodni, opuszczając je do wysokości kolan. Teraz miała możliwość pieszczenia nie tylko genitalii, ale także tyłka. Skwapliwie z tego skorzystała. Dłońmi pieściła pośladki, a ustami wszystko to, co było z przodu. Po początkowo delikatnych pieszczotach, przyspieszyła ruchy głowy, co raz szybciej nadziewając się na sterczącego penisa.
Uwielbiam, gdy tak robi! Kiedy na początku naszej erotycznej znajomości, po raz pierwszy miałem przyjemność doświadczyć tego superprzyspieszenia, byłem zdumiony, że w ogóle jest możliwe tak szybkie poruszanie głową, że szyja to wytrzymuje, ale okazało się, że Basia jest mistrzynią w sztuce obciągania. Wtedy bardzo szybko wytrysnąłem w jej ustach, a ona bez mrugnięcia okiem połknęła wszystko i jeszcze przez chwilę glancowała do czysta całego penisa. Dzisiaj wiedziałem, że nie pójdzie jej tak łatwo, bo byłem już przecież po jednym orgazmie, przeżytym podczas porannych bzyków z żonką. Pewnie uznacie mnie z hipokrytę, zdradzającego żonę, ale to nie jest tak. Kocham ją i to, że mam kochankę nie zmienia niczego. Ba, nawet jest korzystne, bo podniecony wspomnieniem seksu z jedną, daję też szczęście drugiej. Z Basią łączy mnie tylko układ seksualny, bez mieszania w to uczuć. I tak jest dobrze dla wszystkich. Oczywiście tylko do czasu, gdy żona się dowie. Potem będzie już tylko piekło.
Nie chcąc za mocno nadwyrężać ust Basi, wyjąłem z nich penisa, a ich właścicielkę uniosłem sadzając na biurku. Oparła się dłońmi o blat, a ja zadarłem jej kitel, rozszerzyłem uda i wszedłem w gorącą i wilgotną cipkę. Niespiesznie poruszałem biodrami w przód i w tył, zagłębiając się w ciepłej głębinie raz po raz. Mocno ściskałem jej biodra podczas dymania. Objęła mnie ramionami, nogami oplatając wokół pasa i dociskając do siebie przy każdym pchnięciu. Pomrukiwała zadowolona z wypełniającej ją twardości, drażniącej wrażliwe miejsca, powodującej rozpływanie się fal ciepła po całym ciele. A trzeba przyznać, że miała je doskonałe – długie, zgrabne nogi, stosunkowo mały tyłeczek, wąska talia i bardzo ponętne piersi. Do tego śliczna buzia i rude włosy. Lachon! Po prostu lachon! Zgrabna, malutka dupeczka kusiła, aż prosiła się o delikatnego klapsa, ale w warunkach gabinetu nie mogłem sobie na to pozwolić. Przecież nie wiedziałem, czy przypadkiem ktoś już nie siedzi w poczekalni. Ale miałby minę słysząc odgłosy klapsów zza ściany!
Przyspieszyłem. Zacząłem ruchać ją na ostro, wbijając się do samego końca. Obejmowała moją szyję ramionami, wpijając zęby w obojczyk, aby tłumić jęki. Czułem, że z trudem powstrzymuje się przed głośnym przeżywaniem nadciągającego orgazmu. Jej uda zaczęły drżeć, a pochwa pulsacyjnie zaciskać na wypełniającym ją drągu. W końcu stężała w ekstazie przeszywającej całe ciało. Ja też już byłem blisko finału, ale zwolniłem ruchy, by spokojnie doszła. Wysunąłem się z niej, oczekując, że doprowadzi mnie do ekstazy ustnie. Domyśliła się od razu – przykucnęła, ponownie biorąc do ust penisa, prawie gotowego do eksplozji. Tego właśnie potrzebowałem! Po zaledwie kilkunastu ruchach w jej ustach, wytrysnąłem wstrząsany spazmami orgazmu. Uwielbiam tak kończyć! I kocham wszystkie kobiety, które lubią w ten sposób dostarczać rozkoszy! Jesteście cudowne! Basia jeszcze przez chwilę pieściła mnie ustami, a przewrażliwiony penis powodował kolejne spazmy. W końcu wstała. Daliśmy sobie po buziaku, lekko poklepałem ją po tyłeczku i przywróciłem do porządku swoje odzienie. Basia poprawiła włosy i makijaż. Zaspokojeni, szczęśliwi i uśmiechnięci, byliśmy gotowi na przyjęcie pierwszych pacjentów.
Do trzynastej czas zleciał na rutynowych działaniach. Pacjentki zmieniały się jak w kalejdoskopie, a ja z niecierpliwością wyczekiwałem wizyty tej jednej, o której marzyłem. Przyszła z mężem punktualnie. Poprosiłem ją do gabinetu, natomiast mąż dostał do napełnienia pojemniczek na nasienie. Basia odprowadziła go do pokoju, w którym przez nikogo nie niepokojony, mógł opróżnić jądra z materiału do inseminacji. Po przekazaniu spermy mojej asystentce, jego rola właściwie się skończyła. Teraz tylko mógł cierpliwie oczekiwać na wyjście z gabinetu zapylonej małżonki. W międzyczasie przedstawiłem pani Ewie sytuację. Siedziała naprzeciwko mnie, pełna nadziei, ale też lekko zaniepokojona.
- Pani Ewo, proszę się nie stresować, bo to nie pomaga w poczęciu. Duże znaczenie ma komfort psychiczny, więc proszę się nie nastawiać, że będzie się tu działo coś nadzwyczajnego. Zależy nam wszystkim tylko na spokoju i doprowadzeniu do stworzenia optymalnych warunków dla zajścia w ciążę.
- Tak, wiem. Ale zawsze wizyty u ginekologa są trochę krępujące, a mi naprawdę bardzo zależy na posiadaniu dziecka. Proszę mnie zrozumieć – to oczekiwanie i niepewność. Może dlatego się lekko denerwuję.
- Spokojnie. Zrobię wszystko, naprawdę wszystko, żeby miała pani to upragnione dziecko. Niestety, jakość nasienia pani męża, delikatnie mówiąc, nie jest najlepsza. Badania wykazały bardzo małą ruchliwość plemników, stosunkowo niedużą ich ilość i patrząc realnie - szanse są bardzo małe.
- Ale spróbujemy, prawda.
- Oczywiście możemy spróbować, ale obawiam się, że to będzie strata czasu.
- To co możemy zrobić? Sztuczne zapłodnienie?
- Bardzo pani chce tego dziecka?
- O niczym innym nie marzę!
- Mógłbym pomóc, ale musiałaby pani zachować pełną dyskrecję, bo metoda, którą chcę rekomendować jest stara, sprawdzona, jednak może mieć przykre konsekwencje.
- Co pan doktor ma na myśli?
- Proszę się nie gniewać, ale kiedyś, gdy kobieta nie mogła zajść w ciążę z powodu bezpłodności męża, to mały skok w bok dawał jej szansę posiadania potomstwa. Nie proponuję pani poszukiwania kochanka, bo to może być kłopotliwe i brzemienne w skutkach. Natomiast jeśli zgodzi się pani na moje rozwiązanie, to może wyjść z tego gabinetu tak, jakby inseminacja się powiodła.
- Nie rozumiem …
- Mam czworo zdrowych dzieci i tylko w ten sposób mogę pani pomóc. Będziecie państwo mieli upragnione dziecko, a mąż, jeśli zachowa pani dyskrecję, będzie przekonany, że to jego.
- Ale jak to? Chce pan zrobić inseminację swoim nasieniem?
- Nie. Nie mamy na to czasu. Zrobimy to tradycyjnie.
- No wie pan? Za kogo mnie pan ma!
- Za piękną, rozsądną kobietę potrzebującą pomocy. I ja taką oferuję. Proszę się nie unosić i spokojnie przemyśleć moją propozycję.
Oburzona wstała i skierowała się ku wyjściu z gabinetu, jednak już z ręką na klamce, zatrzymała się. Była odwrócona tyłem, ale widziałem, że walczy ze sobą. Wybór był niesamowicie trudny – posiadanie upragnionego dziecka, czy lojalność wobec męża. Było mi jej żal. Rozumiałem jak trudną decyzję musiała podjąć. Na szali było jednak macierzyństwo. Po chwili wahania odwróciła się i bez słowa poszła za parawan. Udałem się za nią. Rozbierała się bardzo nerwowo i jakby z zażenowaniem. Nie było w tym nic z poprzedniego sex appealu. Kiedy do niej podszedłem, zauważyłem łzy spływające po policzkach. Odgarnąłem włosy z jej ślicznej twarzy i drugą dłonią podnosząc podbródek zmusiłem do spojrzenia w moje oczy. Musiała dostrzec w nich tkliwość i współczucie, bo odniosłem wrażenie, że się uspokoiła i obdarzyła mnie zaufaniem.
Pomogłem jej zdjąć stanik i powoli zbliżyłem usta do zawilgoconych policzków. Delikatnie całowałem zapłakane oczęta, jedną dłoń wplatając we włosy, drugą zmierzając ku uwolnionym z fiszbin piersiom. Miałem przyjemność dotykać ich wcześniej, jednak teraz robiłem to w zupełnie odmiennej sytuacji. Przedtem badałem pacjentkę, teraz celem było spowodowanie rozluźnienia, odprężenia i podniecenia. Pieściłem więc delikatnie raz jedną, raz drugą, ustami zmierzając w kierunku jej pełnych, wydatnych i przecudownych warg. Nie uciekła przed pocałunkiem, lecz odpowiedziała, jakby wszelkie zahamowania gdzieś zniknęły. Przesunąłem rękę pieszczącą dotychczas głowę i szyję, w kierunku jędrnej dupki, ukrytej jeszcze w bawełnianych majtkach. Wsunąłem ją pod gumkę, ściskając i ugniatając pośladek, ale też podążając wąskim rowkiem dotarłem do okolic cipki. Niestety złączone uda nie pozwalały jeszcze na wniknięcie do niej. Przerwałem na chwilę całowanie i pieszczenie piersi, aby pozbawić moją pacjentkę majteczek, utrudniających dostęp do jej skarbu.
- Jestem Paweł – szepnąłem do jej ucha, kiedy już się podniosłem.
- Ewa – odpowiedziała przygryzając płatek mojego ucha.
Podziałało to na mnie niezwykle stymulująco. Mój penis drgnął i lekko zaczął się unosić. Ewa ośmielona skutecznością swojej pieszczoty, sukcesywnie pozbawiała mnie poszczególnych części garderoby. W końcu stanąłem przed nią nagi, z lekkim wzwodem, co widząc zdecydowała się mi pomóc. Zbliżyła usta do penisa i dłonią zsunęła napletek. Naga główka po chwili zniknęła, pochłonięta przez gorące wargi, trafiając na szorstki, ale zwinny i ruchliwy języczek. Jej pieszczoty wkrótce zaowocowały przepiękną erekcją, ale nie chciałem przystępować od razu do dzieła. Przecież marzyłem o tej chwili od wielu dni, więc chciałem się nią delektować, nacieszyć i wyryć w pamięci, bo nigdy nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie okazja to powtórzyć.
Uniosłem ją z kolan i poprosiłem o zajęcie miejsca na fotelu ginekologicznym. Pomogłem umieścić nogi na podpórkach, po czym podszedłem do wezgłowia i przywarłem ponownie do cudownych ust. Teraz całowaliśmy się już bardzo namiętnie. Prawą dłonią pieściłem jej piersi, lecz co pewien czas podążałem nią w kierunku pokrytego blond włosami wzgórka. Zagłębiałem palec lub dwa w wilgotnej dziurce, pieściłem łechtaczkę, po czym wracałem do twardych z podniecenia piersi. Przerwałem całowanie, bo zaczynało nam brakować powietrza, oboje byliśmy już podnieceni tak mocno, jak tylko się da, więc moje usta poszukały innych warg, a język dzyndzelka wystającego u ich zbiegu. Ewa wiła się z rozkoszy, gdy pieszczoty francuskie przyniosły oczekiwany skutek. Po chwili jej ciałem wstrząsnął orgazm, a moja głowa utkwiła zaciśnięta pomiędzy rozedrganymi udami. Nie przestawałem lizać tej przesłodkiej cipeczki, dopóki tkwiłem uwięziony w mięciutkich nausznikach. Gdy Ewa ochłonęła, spojrzała na mnie z wyrzutem.
- Przecież nie to mi obiecałeś.
- Ale to było niezbędne, żebyś się rozluźniła. Teraz przystąpimy do konkretów. Przejdź do kozetki i oprzyj się o nią.
Zrobiła to, o co ją prosiłem, dzięki czemu w moim kierunku wypięła przecudny tyłeczek, pod którym błyszczała soczysta cipka. Wszedłem w nią delikatnie, delektując się ciasnotą, obejmującą moje prącie. Była naprawdę fantastyczna! Złapałem za biodra i rozpocząłem regularne rżnięcie. Posuwałem ją bardzo długo, bo jak by nie patrzeć, dzisiaj był to mój trzeci raz. Nie wiem czy nawet Messi może się popisać takim hat-trickiem – trzy gole do trzech bramek, a każda w innym kolorze. Pierwsza brunetka, druga ruda, trzecia blondynka. Byłem z siebie dumny! Zanim zalałem jej pochwę milionami plemników, szczytowała jeszcze raz zagryzając zęby na zaciśniętej pięści. Po zakończeniu, kazałem jej pozostać w tej pozycji jeszcze przez pięć minut, by zwiększyć szansę zapłodnienia. Ja w międzyczasie ubrałem się i zrobiłem pamiątkowe zdjęcie Ewy z tyłeczkiem seksownie wypiętym w moim kierunku.
- Co robisz? – próbowała protestować.
- Jesteś tak doskonale śliczna, że chcę mieć pamiątkę. Ty będziesz ją miała w brzuszku. Chociaż dla pewności zapłodnienia, dobrze by było powtórzyć to jutro.
- Mój mąż się zdziwi, jeśli jutro przyjdziemy jeszcze raz.
- Nie, nie możesz przychodzić tu z nim. To znaczy możesz, ale na comiesięczne wizyty kontrolne podczas ciąży. Natomiast jutro spotkajmy się w hotelu. Będzie intymniej i bardziej komfortowo, a to niezbędny warunek do poczęcia.
Kiedy opuściła gabinet, zajrzała do niego Basia i ze znaczącym uśmiechem rzuciła:
- Kogucik z pana doktora!
- Taka służba – odpowiedziałem wiedząc, że nic się przed nią nie ukryje.
Pomimo naszych starań, aby zachować ciszę, przez cienkie drzwi musiała słyszeć wszystko, co się działo w gabinecie. A Ewie naprawdę zależało, bo w hotelu spotykaliśmy się jeszcze przez tydzień, bzykając się wielokrotnie w przeróżnych pozycjach. Podczas pierwszej wizyty kontrolnej okazało się, że nasz trud nie poszedł na marne – była w ciąży. W jej oczach nie było już smutku – promieniała szczęściem. Ta radość udzielała się obu ojcom. Podczas całej ciąży, w trakcie badań przy każdej wizycie dostarczałem jej jeszcze więcej endorfin. Z brzuszkiem była jeszcze bardziej podniecająca. Każde spotkanie kończyło się podwójnym megaorgazmem, a wdzięczność Ewy była ogromna. Starała mi się odpłacić za ciążę najlepiej jak mogła. Kiedy przyszła pora na kolejne dziecko, już wiedziała jak to zrobić. I z kim… Zostałem ojcem jej syna i dwóch córek. Tylko wiecie jak to jest z dyskrecją kobiet. Mąż nigdy się nie dowiedział, natomiast przyjaciółka „w największej tajemnicy”, ta kolejnej przekazała „tylko nikomu nie mów” i tak po pewnym czasie pacjentki same zaczęły mi proponować alternatywną drogę zapłodnienia. W końcu straciłem rachubę ile mam dzieci (na pewno do Czyngis-chana mi daleko), jedynie zdjęcia robione po każdej sesji zapylającej, pozwalają policzyć ilość uszczęśliwionych przeze mnie matek.
1 komentarz
Slavik1975
Świetne. 👍🏻