O królewnie, która nie mogła spać (część 6)

O królewnie, która nie mogła spać (część 6)Drodzy czytelnicy,
     Zapraszam na kolejny fragment bajki. Mam nadzieje, że ktoś jeszcze czekał na szóstą część. Przepraszam za opóźnienie i dziękuję Wam za cierpliwość.
     Tym razem trzy rozdziały, a w każdym trochę inny klimat. Jeśli ktoś nie pamięta fabuły poprzednich części, a chciałby sobie szybko przypomnieć to zapraszam na streszczenie:
Streszczenie bajki o królewnie, która nie mogła spać.
     Ilustracje wygenerowane za pomocą AI. Wszelkie podobieństwo ilustracji, imion, nazwisk, osób i zdarzeń w opowiadaniu do prawdziwych postaci i zdarzeń jest wyłącznie przypadkowe. Zresztą to tylko bajka ...

Rozdział X
     Blanka zbiegała po stromych, spiralnych schodach. W jednej ręce trzymała rąbek prostej, żółtej sukni, a drugą sunęła po śliskim drewnie poręczy. Materiał, pokryty drobnymi haftami, z szelestem ocierał się o szare, kamienne stopnie, a stukot pozłacanych pantofli rozbrzmiewał echem po szybko mijanych piętrach. Falująca burza pięknych, czarnych włosów sunęła tuż za nią, lekko podskakując w rytmie kroków. Nie pamiętała już, kiedy ostatnio zbiegała tak szybko. Skurczone emocjami gardło i wysiłek sprawiały, że oddychanie stało się wyzwaniem. Mimo tego, z kamienną twarzą i zaciśniętymi ustami, pokonywała schody do lochu, z oszałamiającą szybkością, do tego zachowując grację królewskiej córki.
     W jej młodym sercu tłoczyły się intensywne uczucia. Od cudownej, niemal świetlistej radości na myśl o swoich pierwszych pocałunkach, poprzez paraliżujący wstyd na wspomnienie szeroko rozrzuconych nóg, do kipiącego gniewu na ojca. A wszystko to pokrywał obezwładniający strach o Roberto. Miała wrażenie, że czuła mocniej niż kiedykolwiek dotąd. Tak jakby w jej dotychczasowym życiu emocje były stłumione i wyblakłe. Jakby dopiero teraz poznała naprawdę ich siłę.  
     Starała się nie myśleć o tym, jak Roberto ją obudził. Z całej siły upychała to wstydliwe wspomnienie gdzieś głęboko, ale jej nieposłuszne ciało chciało pamiętać. Między nogami wciąż czuła wilgotny płomień, a delikatne echa przeżytej rozkoszy wciąż rozbrzmiewały w zdradziecko wrażliwych miejscach. Przy każdym mocniejszym kroku, bielizna bezwstydnie prześlizgiwała się po wilgoci, której wciąż było coraz więcej, wbrew jakiejkolwiek logice i rozsądkowi. Ignorowała te przyjemne odczucia, próbując skupić się na najważniejszym problemie. Tym, który wzbudzał największy strach. Strach, który przykrywał pozostałe emocje jak gruby, ciężki koc.
     Nie pozwolę, żeby mu się coś stało za to, że mnie uratował! — Powtarzała tę myśl, mijając kolejne piętra.
     Najpierw jednak musiała go zobaczyć i z nim porozmawiać. Natłok myśli jeszcze mocniej zacisnął jej gardło, a oczy się zaszkliły. Przyśpieszyła, a wściekły stukot jej kroków obijał się echem po zamkowych korytarzach.
     W końcu wpadła na ostatni chodnik prowadzący do lochu. Dwóch strażników gwałtownie poderwało się na widok zbliżającej się żółtozłotej burzowej chmury. Stary Bernardino zacisnął pomarszczone dłonie na włóczni, a jego bratanek, młody Felipe, szybkimi ruchami wygładzał materiał pogniecionego munduru.
     — Wasza wysokość! — Obydwaj zasalutowali, wyraźnie zaskoczeni przybyciem księżniczki.
     Blanka nie zwalniała kroku. Pomyślała, że strażnicy na jej widok odsuną się jak zawsze i otworzą drzwi. Oni jednak stali jakby niewzruszeni i królewna musiała gwałtownie się zatrzymać tuż przed nimi.
     — Otwierać! — syknęła. — Na co czekacie?
     — P-p-pani! — wyraźnie przerażony Bernardino zaczął się jąkać. — Mamy rozkazy…
     — Właśnie wydałam ci rozkaz! — powiedziała zimnym, stanowczym głosem. — Otwórz te drzwi!
     Bernardino i Felipe popatrzyli na siebie, ale nie odsunęli się.  
     — P-p-pani, n-nie m-moż… — Bernardino usiłował coś powiedzieć, ale coraz trudniej było mu wydobyć z siebie głos.
     W końcu młodszy strażnik, przystojny Felipe, odchrząknął i ukłonił się.
     — Wasza wysokość! Dostaliśmy wyraźny rozkaz od króla, by cię nie wpuszczać. — W jego głosie słychać było strach. — Pod groźbą ścięcia. Prosimy o wybaczenie!
     — W-w-wybacz, P-pani! — dodał Bernardino.
     Królewna poczuła, jak jej krew się gotuje. Furia przyćmiła wszystkie inne emocje. Miała ochotę wyrwać włócznię z rąk strażnika, a potem uderzyć drzewcem w jego głowę. Przez moment wydawało jej się, że gdzieś głęboko we wnętrzu pulsuje energia, czekająca, by jej zaczerpnąć.
     To był tylko sen — pomyślała i dziwne uczucie zniknęło.
     Rozproszona, odetchnęła głęboko i uspokoiła się. Strażnicy nie byli niczemu winni. Winny był ten stary, gruby bałwan, jej ojciec! Zacisnęła zęby, bez słowa odwróciła się, po czym odeszła szybkim krokiem. Zanim doszła do końca korytarza, usłyszała jeszcze, jak Bernardino wypuszcza powietrze z ulgą, a Felipe poklepuje starego wuja po plecach. Biegnąc po spiralnych schodach, przypomniała sobie o sekretnym przejściu.
     Mogłam wcześniej o tym pomyśleć — upomniała w głowie samą siebie, czując bolesny protest mięśni, zmuszonych do kolejnego wysiłku.
     Zbliżając się do swojej komnaty, zwolniła trochę. Z daleka widziała, że jej drzwi zostały już naprawione, a nowy, mocny zamek zastąpił ten wyłamany przez Roberto. Przed jej komnatą stało dwóch gwardzistów i rozmawiało o czymś, co chwila wybuchając głośnym śmiechem. W odróżnieniu od strażników w lochu ich niebieskie mundury były idealnie czyste i wyprasowane, a guziki wypolerowane i błyszczące. Pedro i Diego byli przydzieleni do jej osobistej straży. Widząc ich, Blanka przypomniała sobie, że to właśnie oni aresztowali Roberto.  
     No to się doigrałeś, kmiocie… — W jej głowie zabrzmiały słowa, które z pogardą wypowiedział wcześniej Pedro.
     Gniew zapłonął mocno w sercu królewny. Podeszła do nich szybkim krokiem, a oni powoli wyprostowali się. Na widok jej twarzy, wyraźnie się zaniepokoili.
     — Pedro, Diego, nigdy więcej nie chcę was widzieć — powiedziała głosem zimnym jak lód. — Nie jesteście już w mojej osobistej straży i nie wolno wam się pojawić w tej części zamku.
     Ich oczy zaokrągliły się ze zdziwienia i strachu.
     — Jeśli jeszcze was kiedyś tu zobaczę, dopilnuję, byście spędzili kilka miesięcy w lochu — Blanka ciągnęła.
     — Ależ Pani, co … — Pedro próbował coś powiedzieć, ale królewna mu przerwała gestem.
     — Powiedz jeszcze jedno słowo… — cedziła, podchodząc do niego powoli. — … proszę cię. No powiedz.
     Była niższa o głowę od wysokiego strażnika. Patrzyła z bliska w jego oczy i czuła jak jej krew znów zaczyna się gotować. Pedro musiał zobaczyć w jej wzroku coś strasznego, bo w jego twarzy pojawiło się przerażenie. Opuścił głowę i ukłonił się w milczeniu. Strażnicy zaczęli ostrożnie się oddalać, a Blanka nabrała powietrza w płuca i wrzasnęła:
     — Klucz !!!
     Krzyk był tak głośny i niespodziewany, że Diego potknął się i upadł, a Pedro drżąc patrzył osłupiały na królewnę. Obrazy wiszące na ścianach delikatnie się zakołysały, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Po chwili strażnik oprzytomniał.
     — Wybacz, Pani — wybełkotał, gmerając trzęsącą się ręką w kieszeni.
     W końcu wręczył królewnie nowy klucz do jej komnaty i ukłonił się głęboko. Diego podniósł się z ziemi. Obydwoje powoli cofali się tyłem, kiedy ona otworzyła drzwi i weszła do swojej komnaty.
Stała przez chwilę, starając się uspokoić.
     Co się ze mną dzieje? — pomyślała z niepokojem. Czy tak zachowuje się królewna?
     Przekręciła klucz w drzwiach, oparła się o nie i zamknęła oczy. Nie była przyzwyczajona do tak silnych emocji.
     Powinnam położyć się spać — przemknęło jej przez głowę. To na pewno brak snu.
     Wiedziała jednak, że nie zaśnie, dopóki nie porozmawia z Roberto. Podeszła do ściany, otworzyła tajne przejście. Zawahała się, cofnęła i złapała skórzaną torbę. Wcisnęła do niej szybko duży koc i kilka sporych empanadas, które leżały na półmisku na stole. Bardzo lubiła ten rodzaj smażonych pierożków, które osobiście przyrządzał dla niej szef królewskiej kuchni. Carlos codziennie robił je dla niej z innym nadzieniem, a ona codziennie cieszyła się małą niespodzianką.
     Po chwili, z torbą na ramieniu, znalazła się w półmroku sekretnego przejścia. Gdzieś z wysoka, przez małe otwory w suficie dopływało świeże powietrze i wpadała odrobina światła dziennego. Szła coraz wolniej, uważnie licząc korytarze, z wysiłkiem przypominając sobie, jak dojść do lochu. Nie bywała tam często, nawet jako dziecko. Przy czwartych schodach w dół zrobiło się chłodniej i ciemniej. Zastanawiała się, czy nie wrócić po lampę, ale w końcu stanęła przed właściwą kamienną ścianą. Zdała sobie sprawę, jak mocno się denerwuje. Tak bardzo chciała go zobaczyć i jednocześnie… była przerażona! Bała się, czy nic mu nie jest, bała się, jak zareaguje na jej widok. Co powie? Czym dla niego były te pocałunki? Czym były dla niej? Na ułamek sekundy, w jej głowie znowu pojawiła się cudowna chwila, kiedy rozkosz jego gorących ust…  
     Nie! — Zamknęła oczy i zacisnęła pięści. — Nie mogę o tym myśleć! Nie teraz!
     W ciszy słychać było tylko jej drżący oddech. Stanęła na palcach i popatrzyła w szczelinę. Po drugiej stronie nie było nikogo. Nie widziała cel, które ciągnęły się po obu stronach więziennego korytarza. Najważniejsze, że nie było strażników. Znalezienie przycisku zajęło jej kilka długich minut. W końcu spoconą z nerwów, trzęsącą się dłonią nacisnęła kamień, a przejście posłusznie się otworzyło.



Roberto siedział w celi, na ławce, przy zakratowanym oknie. Jego twarz opuszczona w dół, ramiona z rezygnacją oparte na udach. Serce Blanki ścisnęło się zaskakująco mocno i gwałtownie. Przeszył ją niemal fizyczny ból, na widok smutku, który zdawał się wprost przygniatać młodego stajennego. Stajennego, który uratował jej… duszę? Życie? Nie wiedziała, co by się stało, gdyby ciemność nie została powstrzymana.
     — Roberto — szepnęła drżącym głosem.
     Podniósł głowę powoli jakby niedowierzając. Kiedy ją zobaczył, na jego zrezygnowanej twarzy błysnął ślad zaskoczenia i uśmiechu.
     — Wasza wysokość? — powiedział cicho, wstając i kłaniając się. — Cieszę się, widząc cię Pani w dobrym zdrowiu.
     Milczała, widząc przejmujący smutek w jego zwykle jasnych oczach. Resztki radości szybko zniknęły z jego twarzy.
     — Roberto, nie pozwolę by sąd cię skazał.
     Młody mężczyzna przechylił głowę i skrzywił się lekko.
     — Dziękuję, ale… wybacz Pani, nie sądzę by to było możliwe.
     — Jesteś niewinny. Nie pozwolę, żebyś poniósł karę! — powiedziała cicho, ale z naciskiem. — Bez względu na zdanie mojego ojca.
     Roberto westchnął i założył ręce na piersi.
     — Problem w tym Pani, że ja jestem winny. — Jego głos przepełniony był rezygnacją. — I to nawet bardziej niż król sobie zdaje…
     — O czym ty mówisz?! — szepnęła głośniej, przerywając mu. — Uratowałeś mnie!
     — Ale, Wasza Wysokość, kto…
     Przerwała mu cichym tupnięciem.
     — Nie mów do mnie Wasza Wysokość!
     Znów westchnął i uśmiechnął się blado.
     — Blanka, kto cię wpakował w ten sen? Kto cię po nocy wyciągnął z zamku i naopowiadał głupot?
     — Sama wyszłam z zamku, poza tym, nikt o tym nie wie! Liczy się tylko to, że mnie obudziłeś! — szeptała z przejęciem. — Uratowałeś! I nie tylko mnie! Wszystkich!
     Mimo energii, jaką wkładała w te słowa, wydawało się, że nie docierają one do stajennego. Zwątpienie nie znikało z jego twarzy. Potarł delikatny zarost na zwykle gładko ogolonej brodzie.
     — No i pozostaje kwestia, w jaki sposób cię obudziłem.
     Mówiąc to Roberto wyraźnie zaczerwienił się, a oczy wypełnił jeszcze większy smutek i niepokój. Odwrócił wzrok i spojrzał w ziemię.
     Zmusił się do tego! — bolesna, natrętna myśl przemknęła jej przez głowę.
     Zabolało! Dziewczyna poczuła wstyd i upokorzenie, jakich nie zaznała w całym życiu. Zacisnęła wargi. To cudowne przebudzenie, te wszystkie pocałunki i pieszczoty były kłamstwem? Nieprzyjemną koniecznością, tylko po to, by uratować królestwo? Otworzyła usta, by zapytać, ale ból odebrał jej mowę. W milczeniu sięgnęła pamięcią do płomiennych chwil, do pasji, z jaką Roberto ją całował we wszystkich tych miejscach.
     Jak mogłam pomyśleć, że mu się to podobało… — Zacisnęła pięści i zmiażdżyła wspomnienia, wciskając je gdzieś głęboko.
     Powstrzymała gniew i żal. Czy po tym, co się wydarzyło, będzie jeszcze kiedyś mogła czuć się z Roberto tak swobodnie i tak dobrze, jak wcześniej? Nie chciała tego tracić, nie mogła! Już prędzej wolała zapomnieć o wszystkim!
     — Nie wiem, jak mnie obudziłeś Roberto, nic nie pamiętam — skłamała zimnym i wyniosłym głosem. — Pamiętam tylko sen… a potem… jak siedziałam w łóżku i przyszedł mój ojciec.
     Kłamstwo zabrzmiało sztucznie, więc usiłując przekonać sama siebie, dodała:
     — Nie wiem, co zrobiłeś. To nieważne. — Jej twarz płonęła rumieńcem wstydu w półmroku celi. — Ważne tylko, że mnie… że uratowałeś królestwo. Zrobiłeś to dla królestwa.
     Roberto popatrzył zaskoczony i zmarszczył brwi.
     — Ja… — zawahał się. — Naprawdę nie pamiętasz?
     Pokręciła głową, brnąc w kłamstwo, a na policzkach płonął coraz silniejszy rumieniec. Roberto nie mógł zrozumieć.
     — Przecież uśmiechnęłaś się do mnie w taki sposób, zaraz po przebudzeniu…
     Wzruszyła ramionami.
     — Nie pamiętam.
     Patrzył z niedowierzaniem i… zobaczyła coraz więcej gwałtownych emocji w tych cudnych, niebieskich oczach.
     — Pocałowałem cię w rękę, a potem … — zaczął mówić, ale uniosła rękę przerywając mu.
     — Nic nie mów! Jestem pewna, że nie zrobiłeś niczego złego. Jutro, na rozprawie, będę cię bronić — mówiła spokojnie, ale rosnący ból w jego spojrzeniu nie dawał jej spokoju. — Nie chcę znać szczegółów.
     Na chwilę zapadła cisza. Oczy Roberto pociemniały, na przemian zaciskał i rozluźniał ręce. Zdała sobie sprawę, że chłopak coś bardzo mocno przeżywa. Czy zorientował się, że królewna nie mówi prawdy i tak go to zabolało? Czy chciałby, żeby pamiętała? Usiadł i ukrył twarz w dłoniach.
     — Co ja zrobiłem? Co ja zrobiłem? — z niepokojem usłyszała jego pełen bólu szept.
     W panice próbowała zrozumieć jego reakcję. Co on mógł czuć wtedy — sam, w królewskiej sypialni. Przypomniała sobie jego pierwszy pocałunek na jej policzku. Był tak nieśmiały i niewinny. To ona pocałowała go pierwsza w usta! To przecież ona kazała mu… całować niżej! Twarz królewny, aż zapiekła, kiedy nagle zrozumiała. Nie dość, że zmusił się, by ją tak obudzić, to teraz myśli, że ona tylko spała i że wcale nie zgodziłaby się na tak śmiałe pieszczoty! On myśli, że zrobił to wszystko, kiedy była nieświadoma!
     Przełknęła ślinę, ignorując palący wstyd i wyrzuty sumienia, próbując się skupić. Jak z tego wybrnąć? Jak sprawić, żeby wiedział, że miał jej zgodę na to śmiałe przebudzenie, jednocześnie wciąż twierdząc, że nic nie pamięta?
     — Musisz mnie teraz posłuchać bardzo uważnie. — Chwyciła kraty mocno, aż jej palce zbielały. — Roberto! Popatrz na mnie!
     Poczekała, aż podniósł na nią spojrzenie. Ten błękitny ból rozdzierał jej serce!
     — Opowiem ci mój sen i wtedy zrozumiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczna.
     Roberto milczał, ale w jego wzroku pojawił się błysk zainteresowania. Opisywała sen, jej upadek, strach i spotkanie z koszmarną, kłębiącą się ciemnością. Roberto słuchał, a cierpienie w jego spojrzeniu przygasło i zmieniło się w zdumienie i niepokój.
     — Ta ciemność, ona przyszła po mnie. Chciała mnie zniszczyć i zabrać… umysł? Duszę? Sama nie wiem. — Opowiadając Blanka znów poczuła przerażenie, jakie wtedy ją wypełniało.
     Wciąż trzymała kraty, a zimno metalu wpływało coraz głębiej w jej dłonie.
     — Wiedziałam, że ta istota naprawdę może mnie zniszczyć. Sprawić, że już nigdy się nie obudzę. Właściwie już się poddałam, nie miałam siły walczyć.
     Zadrżała, puściła kraty i splotła zimne i wilgotne palce.
     — Poczułam wtedy ciepłą, cudowną energię. Najpierw tu. — Mówiąc to popatrzyła na swoją lewą dłoń, gładząc palcami miejsce, którego dotknęły jego usta.
     Młody mężczyzna milczał, wpatrzony w nią. Zdawał się chłonąć każde słowo. Blanka mówiła, ostrożnie dobierając słowa i przeplatając kłamstwo z prawdą:
     — Ja … — Spojrzała w jego oczy i zawahała się. — … wiedziałam, że to ty. Nie wiem co zrobiłeś, ale… wiedziałam, że to ty.
     Widziała, że Roberto zaczyna się uspokajać. Odetchnęła głębiej i kontynuowała:
     — To ciepło uratowało mnie. Dzięki niemu mogłam walczyć.
     Zamilkła na chwilę, szukając słów.
     — Potem czułam więcej tej energii… w różnych miejscach. — Postanowiła nie wdawać się w szczegóły. — Cokolwiek robiłeś, tylko dzięki temu przetrwałam i w końcu pokonałam ciemność. Spałam, ale wiedziałam, że tam jesteś. Domyślałam się, że mi pomagasz i bardzo tego potrzebowałam.
     Nie mogła się oderwać od jego jaśniejącego spojrzenia. Patrzył tak intensywnie, a ból i wstyd zniknęły zupełnie z jego oczu, jak chmury przegnane wiatrem z błękitnego nieba. Wypełniło ją wspomnienie przebudzenia. Wspomnienie, które chciała zapomnieć. Tylko jak zapomnieć to cudowne zaskoczenie pocałunkami, szczęście i rozkosz, jakie czuła, kiedy dotykały ją jego usta.  
     On się do tego zmusił! — przypomniała sobie i okropny żal rozdarł jej serce.
     Potężne rozczarowanie i upokorzenie sprawiło, że jej oczy niebezpiecznie wypełniły się wilgocią.
     Trudno! — pomyślała ignorując cierpienie i skupiła się na tym, że przynajmniej udało jej się powiedzieć to, co on potrzebował usłyszeć.
     Twarz Roberto była już całkowicie spokojna, uśmiechał się delikatnie, a jego oczy błyszczały.
     — Mogłam pokonać tę ciemność tylko dzięki Tobie — wyszeptała. — Dziękuję ci Roberto.
     — No to teraz mogę jutro umrzeć spokojny — zażartował lekko zachrypniętym z emocji głosem.
     Blanka przewróciła oczami i założyła ręce na piersi.
     — Jutra nie doczekasz, jak ci zaraz przyłożę za to głupie gadanie.  
     Roberto zaśmiał się cicho, a jego śmiech był szczery i pełen ulgi. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo tęskniła za nim. Poczuła jak kolejne łzy cisną się jej do oczu.
     Cielos! Co się ze mną dzieje! — pomyślała. Naprawdę muszę już iść spać!
     Podniosła z ziemi swoją skórzaną torbę.
     — Ewentualnie, mógłbyś umrzeć z głodu… — Wyciągnęła pierożek empanada i podała mu między kratami. — … ale, o to też zadbałam.
     Uśmiechnęła się, widząc, jak oczy mu się zaświeciły i włożył do ust cały pierwszy pierożek. Podawała mu pozostałe i patrzyła jak je pochłania, jeden po drugim, a w środku czuła zaskakująco przyjemne ciepło. Bryła lodu, jaką stał się jej żołądek, powoli roztapiała się, a jej dłonie przestały drżeć.
     — A to, żebyś nie zamarzł w nocy na śmierć. — Podała mu wyciągnięty z torby koc. — Widzisz? Uratowałeś mnie raz, a ja ciebie już trzy razy!
     Roberto, wciąż z ustami pełnymi ostatniego empanada, wziął koc. Popatrzył na nią z wdzięcznością. Nie potrzebowała jego słów. Widziała w tym błękitnym spojrzeniu wszystko. Po chwili Roberto jednak zmarszczył brwi.
     — Trzy razy? — zdziwiony, wybełkotał z pełnymi ustami. — Empanadas to raz, koc to dwa …
     — Nie zabiłam cię za głupie gadanie! — powiedziała z satysfakcją. — To trzy!
     Znów cicho się zaśmiał, a kilka okruchów wypadło mu z ust. Uśmiechnęła się szerzej, ale zaraz spoważniała, przypominając sobie o jutrzejszym procesie.
     — Roberto, dlaczego nie obudziłeś innych? — zapytała. — Dlaczego właśnie mnie?
     Roberto przełknął.
     — Próbowałem! Nikogo nie dało się obudzić! — tłumaczył. — Ile ja rzeczy próbowałem …
     Opowiadał, a ona kiwała głową słuchając jego sposobów. Uśmiechnęła się, słysząc o occie i zatykaniu nosa.  
     — Rzeczywiście się starałeś, ale… dlaczego budziłeś właśnie mnie?
     Wzruszył ramionami.
     — Wcześniej miałaś problem ze spaniem. Pomyślałem, że może to ma coś wspólnego z tobą. Może … klątwa została jakoś niewłaściwie złamana?
     — Wygląda na to, że miałeś rację. — Zarumieniła się, przypominając sobie moment, w którym ciemność odebrała jej energię i użyła jej, by uśpić wszystkich. — Mam … mamy szczęście, że o tym pomyślałeś.
     Chciała już wyjść, ale coś jeszcze przyszło jej do głowy.
     — Roberto, czy wiesz, dlaczego ty nie usnąłeś?
     Chłopak miał już znów pełne usta, wzruszył ramionami i wybełkotał:
     — Nie mam najmniejszego pojęcia!
     Pokiwała głową. Spodziewała się takiej odpowiedzi. Będzie musiała coś wymyślić, kiedy jutro ktoś o to zapyta. Podeszła do kamiennej ściany i nacisnęła przycisk. Wychodząc, odwróciła się jeszcze i spojrzała na niego po raz ostatni.
     — Jutro, uratuję cię po raz czwarty! — powiedziała poważnym, pełnym determinacji głosem, po czym jej żółta suknia zniknęła w półmroku sekretnego korytarza.
     W ciemności oparła się o kamienną ścianę i odetchnęła.
     Zmusił się! — coś znów szepnęło jej w głowie.
     Wrócił ból i rozczarowanie. Królewna mocno zacisnęła powieki. Długo powstrzymywane, gorące łzy popłynęły po jej pięknych policzkach.
     Pół godziny później, zdyszana dotarła swojego pokoju i zamknęła za sobą przejście. Usiadła na łóżku usiłując opanować oddech. Mięśnie nóg, przemęczone kolejną wspinaczką po zbyt wielu schodach, protestowały tępym bólem. W głowie kręciło jej się ze zmęczenia i niewyspania. Przynajmniej emocje nie były już tak silne. Nie wiedziała, czy osłabiło je zmęczenie, czy łzy.
     Powinnam się położyć spać — podpowiadał rozsądek.
     Zamiast tego zaczęła myśleć o jutrzejszej rozprawie. Wynajdywała argumenty, ubierała je w piękne słowa i zapamiętywała. Rozważała możliwe oskarżenia i obalała je w głowie jedno po drugim. Pogrążona w zadumie, zaczęła chodzić po komnacie, aż w końcu stanęła przed szafą.
     A w co ja się ubiorę? — pomyślała otwierając ciężkie, rzeźbione drzwi.
     Przemknęła wzrokiem po kilku pięknych sukniach wiszących w szafie.
     — Za mała. Za prosta. Tej nie lubię. Ta zbyt niewygodna. — wyliczała szeptem, odrzucając stroje, jeden po drugim.
     W końcu załamana usiadła na krześle przy stole.
     Nawet nie mam się w co ubrać! — poczuła, że opada z sił, a w oczach znów zaczęły zbierać się łzy.
     Wyciągnęła z szuflady pióro i kartkę papieru. Zapisała kilka zdań, po czym złożyła kartkę i wstała. Przekręciła klucz w drzwiach, otworzyła je i wyglądnęła na korytarz. Dwóch nieznanych jej strażników stało na baczność po obu stronach drzwi.
     — Znasz Juanitę Suarez? — zapytała, a strażnik pokiwał głową. — Znajdź ją i daj jej to. Jak najszybciej. To bardzo ważne.
     Wręczyła mu kartkę papieru, a on zasalutował.
     — Tak jest, Wasza Wysokość! — wykrzyknął i odbiegł.
     Zamknęła drzwi i znów usiadła na łóżku. Po chwili położyła się na boku i spróbowała zamknąć oczy. W jej umyśle jednak galopowało tysiąc myśli, a powieki zupełnie nie chciały się domknąć, jakby nagle dziwnym sposobem stały się za krótkie.
     Muszę się przespać! — powtarzała w głowie, ale sen nie nadchodził.
     Zmarszczyła brwi zastanawiając się, czy klątwa na pewno została złamana. Po chwili jednak przypomniała sobie cudowny moment, w którym wyraźnie poczuła jak mroczna istota znika z jej duszy całkowicie.  
     To nie klątwa — pomyślała i była tego pewna. Tym razem zwyczajnie nie mogę zasnąć…
     Westchnęła, podniosła się i rozejrzała po komnacie. Jej wzrok padł na lutnię wiszącą na ścianie zaraz obok szafy. Zdjęła ją i usiadła z powrotem na łóżku. Zamknęła oczy i skupiła się na kojącym dotyku ulubionego instrumentu. Przebiegła palcami przez sześć par strun i lekko się skrzywiła. Od tygodnia nie grała i lutnia dość mocno się rozstroiła. Struna po strunie doprowadzała instrument do idealnego brzmienia, a chłodny spokój powoli zaczął na nią spływać. Umysł wyciszył się, skupiając tylko na wysokości dźwięków i ciesząc się tym jednym, prostym zadaniem.
     W końcu lutnia była idealnie nastrojona. Blanka zagrała na próbę kilka cichych akordów, ciesząc się ciepłym, głębokim dźwiękiem instrumentu. Podsunęła się głębiej, położyła się na plecach i zaczęła grać prostą piosenkę — jedną ze swoich ulubionych. Słodkie dźwięki lutni wypełniły ciszę komnaty nieskomplikowaną, uroczą melodią. Królewna grała kolejne akordy, uderzając struny delikatnie i wydobywając dźwięki we wdzięczny i płynny sposób. W jej głowie pojawiły się słowa piosenki, ale nie śpiewała. Była zbyt zmęczona. Uśmiechnięta, leżąc wygodnie z zamkniętymi oczami, po prostu myślała słowa do granej melodii.  
     Piosenka była o pięknym krzewie czerwonej róży, rosnącym w ogrodzie. Nigdy nie zastanawiała się nad treścią, lubiła tę piosenkę głównie dla melodii. Teraz jednak, kiedy grała i przebiegała w myśli słowa, nagle poczuła ich znaczenie zupełnie inaczej. Piosenka mówiła o słodkim cierpieniu, o zachwycie cudownym kwiatem, ale i o strachu o niego podczas burzy. O kolcach, które potrafiły tak mocno ranić, i o dłoniach, które mimo bólu nie cofały się, ale jeszcze mocniej przytulały, podlewały i chroniły najpiękniejszy kwiat w ogrodzie.
     Blanka nagle odnalazła swoje własne emocje w tak dobrze znanych słowach, które do tej pory pozbawione były dla niej głębszego znaczenia. Zdziwiona, grała coraz wolniej, coraz mocniej czując znaczenie. Zanim jednak zdążyła do końca rozwiązać zagadkę, dlaczego właśnie teraz rozumiała lepiej piosenkę, sen wreszcie ukoił jej umysł i lutnia wysunęła się z jej dłoni. Królewna, która nie mogła spać od wielu tygodni, zasnęła wreszcie prawdziwym, spokojnym snem.



Rozdział XI

     Juanita szła pustą, wąską uliczką między kamiennymi budynkami. W głowie wciąż jej wirowało, a jej ciało wypełniał żar cudownych pieszczot Carlosa. Suknia zapięta aż pod szyję przylegała ciasno, a pod nią dziewczyna czuła przylepioną do skóry, ciepłą i wciąż mokrą koszulkę. Lukier, którym szef królewskiej kuchni z takim entuzjazmem ozdobił swoją ukochaną, wciąż pieścił jej skórę delikatną wilgocią. Uśmiechając się, próbowała naprawić upięcie włosów. Niestety były w takim nieładzie, że musiała je rozpuścić, a potem upiąć od początku. Zerknęła w dół. Na szczęście granatowy materiał sukni już nie zdradzał jej sekretu żadną plamą. Zachłanna koszulka pod spodem musiała wypić większość wilgoci i wcale nie chciała się nią dzielić z suknią.



     A ja głupia, chciałam się z nim rozstać! — pomyślała, potrząsając głową z niedowierzaniem.
     Javier nigdy tak na nią nie patrzył. Nie z aż takim niesamowitym uwielbieniem i zachwytem!
     Ale to oznacza, że powinnam… — przełknęła ślinę, zastanawiając się z nagłym ukłuciem żalu, jak zakończyć związek z Javierem.
     Doszła do końca wąskiej uliczki i skręciła tak, by oddalić się od wysokiego zamku, kierując się w stronę dzielnicy handlowej. Miała zamiar zatoczyć małe kółko i wrócić, omijając z daleka królewską kuchnię.
     — Panno Suarez! — Usłyszała nagle gdzieś z tyłu okrzyk.
     Stanęła i obróciła się, a po chwili zdyszany strażnik ją dogonił. Przez chwilę łapał oddech, a dziewczyna zauważyła złość w jego oczach. Ukłoniła się lekko zaniepokojona.
     — Panno Suarez! — W głosie wyraźnie słychać było irytację. — Dlaczego oddaliła się Pani z zamku? Szukam Pani od pół godziny!
     — Ja… — Nie wiedziała, co odpowiedzieć. — Ale o co chodzi?
     — Wiadomość od królewny! — wyciągnął z kieszeni kawałek papieru i wręczył go Juanicie.
     Poprawił mundur, nie kryjąc złości.
     — Przypominam Pani, że służące mają obowiązek być cały czas …
     Zanim jednak strażnik miał okazję wygłosić całą reprymendę, przerwał mu ktoś zza pleców Juanity.
     — Jakiś problem, Rafael? — Niski głos Javiera brzmiał spokojnie, ale stanowczo.
     Oczy Juanity lekko rozszerzyły się i odruchowo rzuciła zaniepokojone spojrzenie na suknię, pod którą krył się jej wilgotny sekret. Młody strażnik zasalutował:
     — Nie, panie sierżancie!
     Juanita obróciła się i ukłoniła z nerwowym uśmiechem, a na jej twarzy płonął mocny rumieniec.
     — Dzień dobry, panie Delgado! — Głos wyraźnie jej zadrżał.
     — Panna Suarez miała ważny powód, żeby się oddalić. Wracaj do królewny. — Javier mówił spokojnie, tonem przyzwyczajonym do wydawania rozkazów, a w jego głosie czaiła się ukryta groźba.
     — Tak jest, panie sierżancie!
     Rafael zasalutował ponownie i odbiegł, rzucając ostatnie wściekłe spojrzenie na rudowłosą dziewczynę.
     — Dziękuję — powiedziała cicho, próbując opanować emocje.
     — Już dobrze Nita — powiedział cicho, by przechodzący obok ludzie nie słyszeli. — Aż tak cię zdenerwował?
     Juanita potwierdziła, kiwając głową z entuzjazmem. Javier wyraźnie założył, że to rozmowa ze strażnikiem wyprowadziła jego ukochaną z równowagi.
     — Dobrze, że się pojawiłeś — wyszeptała.
     Javier miał na sobie swój zwykły niebieski mundur, w którym wyglądał wyjątkowo przystojnie. Jego twarz była jak zwykle poważna, ale w brązowych oczach wyraźnie błyszczały iskry, kiedy patrzył na dziewczynę.



     On nie wie, że przed chwilą byłam z Carlosem — pomyślała, próbując się uspokoić. Nie może wiedzieć. Skąd miałby wiedzieć.
     Javier patrzył na nią coraz bardziej intensywnie, jakby czegoś oczekując, a Juanita aż zamrugała pod wpływem tego spojrzenia.
     Och, dlaczego on tak patrzy — Czuła jak jej rumieniec się pogłębia, a serce przyśpiesza w panice. A może wie?
     — Nie przeczytasz? — w końcu Javier się odezwał, wskazując na kartkę w ręku dziewczyny.
     — No tak, wiadomość! — powiedziała z kolejnym nerwowym uśmiechem, starając się, aby w jej głosie nie było słychać ulgi.
     Odetchnęła, rozłożyła kartkę i szybko przebiegła wzrokiem po literach nakreślonych pięknym, starannym pismem.

“Juanito!
Spróbuj zdobyć dla mnie suknię na jutrzejszy proces. Zamówione są trzy u mistrza Stefano na przyszły tydzień. Poproś by choć jedną skończył już dziś. Bardzo mi na tym zależy!
B.”


     Lekko pochylona, zamaszysta litera “B”, którą królewna się podpisywała, nie pozostawiała żadnych wątpliwości. Juanita złożyła starannie kartkę i schowała w kieszeni fartucha.
     — Muszę iść do krawca — wyjaśniła. — I to szybko.
     — Chodźmy zatem. — Javier zrobił krok w bok robiąc jej przejście.
     Zawahała się. Zwykle nie miałaby nic przeciw jego towarzystwu, ale teraz? Wciąż czuła smak Carlosa na swoich wargach…
     — Nie jesteś na służbie? — zapytała ostrożnie.
     — Jestem — Javier przytaknął. — Ale przydzielono mnie właśnie do osobistej straży królewny. Pilnowanie, abyś mogła wykonać jej pilne polecenia bez przeszkód, jest teraz moim obowiązkiem.
     Zaskoczona Juanita nie odpowiedziała. Ruszyła szybkim krokiem w kierunku dzielnicy handlowej, a Javier szedł obok niej. Mijali pojedynczych, przechodniów, a słońce, które wisiało już wysoko ponad dachami budynków, błyszczało na nierównym bruku ulicy. Przytulone do siebie kamienice po obu stronach ulicy, pomalowane były w jaskrawych kolorach. Szli w najbogatszej części miasta, a w oknach i obok drzwi stały duże donice, z których wyrastały piękne rośliny, pokryte kwiatami. Juanita przypomniała sobie, że powinna dopytać o nowy przydział.
     — Osobista straż? Jak to się stało? I co to właściwie znaczy? — Martwiła się, że powinna zareagować większą radością.
     Javier jednak zdawał się nie zauważać ani jej zaniepokojenia, ani braku większego entuzjazmu.
     — Podobno rano królewna wyrzuciła dwóch strażników. Czymś jej się narazili, nie wiem. W każdym razie będę teraz spędzał większość czasu w pobliżu komnat królewny.
     — Ach to wspaniale! — Juanita usiłowała brzmieć radośnie.
     — Tak — zgodził się. — Będzie mi łatwiej się z tobą spotykać.
     — Javier, wiesz, że nikt nie może wiedzieć … — Tym razem nie potrafiła już ukryć niepokoju w głosie.
     — Spokojnie, nie przejmuj się. — Javier rzadko okazywał emocje, ale teraz w jego spokojnym głosie wyraźnie słychać było skrywaną ekscytację. — Nikt się nie dowie.
     Będzie spał w tym samym skrzydle co ja i Carlos… — pomyślała, a jej serce ścisnął strach.
     — Och! — wyszeptała, zdając sobie sprawę, jak bardzo wszystko się skomplikuje.
     Javier wyglądał za zadowolonego. Był przekonany, że dziewczyna jest zachwycona. Ulica, którą szli, zrobiła się na chwilę pusta.
     — Wczorajsza noc… — Javier mówił cicho, ale z jakby wysiłkiem — Ja... ja nigdy… to było… takie… cudowne, Nita.
     Juanita wiedziała, że dla małomównego, szorstkiego mężczyzny takie wyznanie musiało przyjść z wielkim trudem i nie mogła powstrzymać uśmiechu.
     — Dla mnie też Javi. — Popatrzyła na niego, ale jego ponury wzrok wbity był bruk ulicy.
     Juanita jeszcze nigdy nie słyszała, żeby użył słowa ‘cudowne’. Obrócił głowę i spojrzał prosto w jej zielone, uśmiechnięte oczy. Przez chwilę szli wpatrzeni w siebie w milczeniu. Intensywne spojrzenie spod jego czarnej grzywki zdawało się przewiercać ją na wylot w dziwnie przyjemny sposób. Delikatny rumieniec zapłonął na jej policzkach, a wspomnienia wczorajszej nocy nagle wypełniły umysł dziewczyny. Znów poczuła zapach kwiatów, które Javier dla niej zebrał, siłę, z jaką sprawiał jej rytmiczną radość, jego ciekawość i pomysłowość, z jaką otwierał jej inne wejście. Przyjemne ciepło rozlało się między udami, a dreszcz przebiegł jej ciało.  
     Dios mio — pomyślała z niepokojem. — Co się dzieje?
     Jej ciało wciąż było pełne gorącej wilgoci, wywołanej cudownymi pieszczotami Carlosa, a teraz wyraźnie poczuła nieodpartą chęć, by właśnie w tę wilgoć wsunął się…
     Nie! — Z przerażeniem oderwała wzrok od oczu Javiera i popatrzyła przed siebie. — Jestem okropna!
     Rumieniec wstydu zmieszał się z rumieńcem podniecenia i oba na raz zalały intensywną czerwienią policzki, czoło, uszy, a nawet szyję Juanity. Javier bezczelnie cieszył oczy kolorem skóry dziewczyny, nie przypuszczając nawet, jaka jest prawdziwa przyczyna aż tak głębokiego rumieńca. Juanita w panice walczyła z piekącym wstydem, usiłując odepchnąć od siebie zaskakujące pragnienia swojego ciała i wymyślić coś, na czym mogłaby się skupić.
     — Dziękuję, że mnie zaniosłeś pod schody — powiedziała w końcu. — Gdybyśmy się razem obudzili poza murami, to na pewno wyrzucono by mnie z zamku.
     — Nie zaniosłem cię — odpowiedział powoli zaskoczony. — Obudziłem się tam, gdzie zasnęliśmy. W przejściu między budynkami, przy bramie. Właściwie chciałem zapytać, gdzie ty się obudziłaś?
     Rumieniec dziewczyny zaczął znikać, kiedy jej myśli zaprzątnęło zagadkowe przebudzenie.  
     — W kuchni, przy schodach dla służby. Jeśli nie ty mnie zaniosłeś, to kto? — popatrzyła na niego.
     — Może przeszłaś w trakcie snu? — Javier wzruszył ramionami, po czym dodał: — Słyszałem, że cały ten sen to robota stajennego. Jutro mają go ściąć.
     Juanita otworzyła oczy szeroko.
     — Co? Roberto? To niemożliwe! — Juanita była szczerze zdumiona i zasmucona. — On wygląda tak… porządnie! Jak mógłby uśpić wszystkich?
     Javier znów wzruszył ramionami.
     — Wielu przestępców wygląda porządnie. On twierdzi, że wszystkich uratował, budząc królewnę.
     Juanita chwilę się zastanawiała.
     — A jeśli to prawda? Może to on mnie przeniósł pod schody?
     — Nie sądzę. — Javier rozejrzał się. — On włamał się do komnaty królewny. Rozbił zamek. Jutro będzie proces, ale to raczej formalność.
     A więc to na ten proces królewna potrzebuje sukni — pomyślała Juanita. Ona chce go bronić! Na pewno uważa, że jest niewinny! Powinna najlepiej wiedzieć, kto ją obudził.
     Juanita uśmiechnęła się.  
     — Myślę, że zostanie uniewinniony! Zobaczysz!
     Javier tylko po raz kolejny wzruszył ramionami. Przez chwilę szli w milczeniu, a Juanita zastanawiała się, komu mogło przyjść do głowy, że prostoduszny stajenny mógłby parać się czarną magią. Dotarli do niewielkiego placu, otoczonego ogromnymi, kolorowymi szyldami. Tu, na samym początku dzielnicy handlowej, znajdował się sklep i warsztat największego mistrza krawieckiego, nie tylko w całym mieście, ale i w całym królestwie.
     Weszli do środka. Przestronne, idealnie czyste wnętrze wypełnione było pięknymi, bogato zdobionymi ubraniami. Na niższych półkach leżały różnokolorowe bele sukna, grube nici, stosy haftowanej bielizny, wiele rodzajów tunik i kaftanów. Na wyższych półkach stały czepce i kapelusze, a po bokach wisiały ciężkie płaszcze. Przede wszystkim jednak wszędzie prezentowały się piękne suknie na drewnianych manekinach.



     Oczy Juanity zapłonęły zachwytem, jak zawsze, kiedy wchodziła do sklepu mistrza Stefano Cuervo. Wszystkie jej niepokoje zniknęły jak zdmuchnięte. Czuła się tu jak w innym świecie. Odetchnęła głęboko powietrzem nasyconym zapachem czystych, wyprasowanych tkanin i słodkich perfum. Flakonik zawsze stał otwarty na jednej z półek, a wszystkie ubrania mistrza krawiectwa były przesycone tym samym, cudownym aromatem. Juanita uwielbiała piękne suknie, mogła je oglądać bez końca, marząc, by kiedyś, choć na chwilę założyć jedną z nich.
     Javier wszedł za dziewczyną, rozglądając się z ciekawością i lekko marszcząc nos. Wydawało się, że Juanita zapomniała, po co tu przyszła, bo chodziła tylko od jednej sukienki do drugiej i dotykała je z niemal nabożną czcią. Javier, widząc szczere oczarowanie w jej oczach, musiał się w końcu szeroko uśmiechnąć. Śliczna, rozmarzona twarz dziewczyny promieniała wręcz radością. Kiedy Juanita podeszła, aby po raz trzeci raz podziwiać jedną z sukni, Javier w końcu się odezwał:
     — Juanita…
     Popatrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem, jakby obudził ją ze snu.
     — Och! — Uśmiechnęła się lekko zawstydzona. — Te suknie są takie piękne …
     Javier lekko wzruszył ramionami, a ona podeszła do szerokiej, drewnianej lady i zadzwoniła małym srebrnym dzwonkiem.
     — Mistrzu Stefano! — zawołała.
     Po chwili usłyszeli zbliżające się kroki. Do pomieszczenia wszedł bogato ubrany mężczyzna w podeszłym wieku. Jego ruchy były pełne gracji i delikatności, co mocno kontrastowało z jego męską sylwetką. Krótkie, siwiejące włosy zaczesane gładko do tyłu odsłaniały wysokie czoło, a wydatne usta otaczała starannie przycięta bródka i wąsy. Na widok rudowłosej dziewczyny mężczyzna się rozpromienił.
     — Ach, Panienka Suarez! — Klasnął w dłonie. — Czyżby nasza najpiękniejsza królewna, znów potrzebowała nowych ubrań?
     Juanita ukłoniła się głęboko i starannie, a krawiec zerknął na Javiera z błyskiem w oku.  
     — Dzień dobry, mistrzu Stefano — przywitała się grzecznie. — Przysłała mnie pod odbiór sukni.
     Starszy mężczyzna zmarszczył brwi.
     — A czy to aby nie aby za wcześnie, panienko? — powiedział to lekko rozkojarzonym tonem, wodząc wzrokiem po sylwetce strażnika, od góry do dołu. — Zobaczymy, zobaczymy …
     Juanita zauważyła zainteresowanie krawca i szybko przedstawiła towarzysza:
     — Proszę o wybaczenie. To jest Javier Delgado, sierżant straży królewny. — Na te słowa strażnik ukłonił się lekko.
     — Och, ja nie ukończyłem jeszcze żadnej z tych sukni! — Stefano teatralnym gestem zasłonił usta jedną dłonią. — Czy pan Delgado przyszedł mnie aresztować?
     Javier zmarszczył czoło, nie wiedząc, czy krawiec żartuje, czy mówi poważnie. Juanita parsknęła śmiechem.
     — Oczywiście, że nie! Ale jak pana znam, to te suknie i tak są gotowe!
     — Hm. Hm. Są prawie gotowe. — Podniósł palec, mocno podkreślając słowo ‘prawie’. — Ale nie mogę takich niedokończonych dać królewnie.
     Juanita wydawała się zupełnie nie przejmować jego oporem.
     — A czy mogę je zobaczyć, mistrzu Stefano? — przechyliła lekko głowę i zapytała z uśmiechem.
     — Och, oczywiście panienko! — Krawiec wciąż zerkał na Javiera, najwyraźniej bardzo zainteresowany jego doskonale dopasowanym mundurem. — Wracam za momencik!
     Zniknął w drzwiach prowadzących do warsztatu na zapleczu sklepu, a Juanita szepnęła ze śmiechem:
     — Chyba mu się spodobałeś!
     Mina Javiera, zwykle przypominająca nadciągającą burzę, jeszcze pociemniała.
     — Mundur mu się spodobał — mruknął.
     — Mnie też się tylko twój mundur podoba. — Mrugnęła do niego wesoło, ale nagle przeszyło ją ukłucie bólu.
     Przypomniała sobie uwielbienie w oczach Carlosa. Uświadomiła sobie, jak bardzo lubi też Javiera, jego często ponury nastrój, z którym tak bardzo było mu do twarzy. Nagle ogarnęła ją panika na myśl, że musi z tego zrezygnować i że oszukuje tych dwóch cudownych mężczyzn.
     Co ja robię? — pomyślała. W co ja się wpakowałam?
     Spoważniała i przygryzła wargę, a Javier już miał się zapytać, co się stało, kiedy wrócił mistrz Stefano, niosąc na rękach ogromną, kolorową stertę materiału. Z gracją i dużą wprawą ułożył na ladzie trzy suknie: szkarłatną, liliową i cynamonową. Oczy Juanity znów zapłonęły zachwytem, podbiegła do lady, zapominając o całym świecie. Podziwiała, dotykała, oglądała szczegóły. Brązowa suknia okazała się najbliższa ukończenia, brakowało tylko kilku haftek. Fioletowa z kolei wciąż miała przyczepione obręcze tamborków, i nawet jej hafty nie były w pełni ukończone. Krawiec w końcu przyznał, trzymając rękaw cynamonowej sukni:
     — Rzeczywiście, tę mogę dokończyć w kilka minut. — Postukał palcem w swoje usta.
     — Świetnie, królewna będzie bardzo wdzięczna — powiedział Javier, uznając sprawę za zakończoną.
     Juanita jednak podniosła rękę i pokręciła głową w zamyśleniu, a jej błyszczące oczy wpatrzone były w płomiennie czerwony materiał pierwszej sukni.
     — Mistrzu, to musi być ta. — Podniosła wzrok na krawca, a on zmarszczył brwi, wciąż wystukując rytm na wardze. — Myślę, że Jej Wysokość wybrałaby to dzieło sztuki na jutrzejszy proces.
     Stefano uśmiechnął się, słysząc pochwałę, ale zaraz spoważniał.
     — Nawet nie mam rubinów, które trzeba wszyć. — Pokręcił głową. — I rękawy nie są skończone.
     — A gdyby zamiast klejnotów użyć tej złotej taśmy? — zaproponowała Juanita, po czym podbiegła do jednej z półek i przyniosła ozdobę.
     Kiedy przyłożyła taśmę do sukni, brwi krawca uniosły się wysoko.
     — Tak by można obszyć. A rękawy skrócić i zawinąć do środka? — Wskazała na jedną z sukni na manekinach. — O tak, jak w tej!
     Stefano zamyślił się głęboko.
     — Hm. Tak. Tak. Mało pracy i mogłoby wyglądać dobrze. Może nawet lepiej — szeptał trochę do siebie. — Byłaby lżejsza. Hm. Ale to duża zmiana. Królowa mówiła o rubinach…
     Javier westchnął głęboko.  
     — To może jednak ta brązowa? — zapytał zniecierpliwiony.
     Juanita rzuciła mu mordercze spojrzenie i położyła palec na ustach, a on wzruszył ramionami. Krawiec uśmiechnął się ciepło.
     — Sierżancie Delgado, panienka Suarez ma wyjątkowe wyczucie do strojów. Już próbowałem ją zatrudnić, ale królewna nie zgodziła się.
     Juanita przechyliła głowę.
     — Udałoby się tak zrobić mistrzu? Królowa pewnie nawet nie pamięta o rubinach! To sukienka dla królewny, a ona na pewno wolałaby złotą lamówkę. Bardzo proszę! — Dołączyła do prośby swój najpiękniejszy uśmiech.
     Nawet Javier się rozchmurzył na widok cudownych dołeczków rudowłosej dziewczyny, a mistrz Stefano oczywiście nie mógł odmówić. Kręcił jeszcze chwilę głową, ale w końcu się zgodził.
     — Dobrze. Potrzebuję godziny, panienko.
     — Wspaniale! Bardzo dziękuję! — Szczęśliwa Juanita aż klasnęła w dłonie. — Ja i sierżant Delgado popilnujemy, żeby nikt Panu nie przeszkadzał!
     Stefano uśmiechnął się, rzucił ostatnie, dziwnie ogniste spojrzenie na spodnie Javiera, po czym zebrał starannie suknie i złotą taśmę i zniknął w drzwiach do warsztatu. Juanita popatrzyła z dumą na Javiera.
     — Królewna będzie zachwycona!
     Podrapał się w głowę.
     — Skąd wiesz? A może wolałaby brązową? Może ta czerwona jest za odważna?
     Juanita przewróciła oczami i machnęła ręką.  
     — Ona nawet nie lubi brązowego, a ten krój wyszedł już z mody. To królowa zamówiła tę suknie.
     Nachyliła się do Javiera i szepnęła:
     — Nie mów nikomu, ale królowa nie zna się na sukniach.
     Javier pokręcił głową i uśmiechnął się.
     — Takich rzeczy to nawet lepiej nie szeptać, panno Suarez.
     — A co? Aresztuje mnie pan? — mówiąc to Juanita podeszła do drzwi i cicho zamknęła zasuwę.
     — Chyba będę musiał. — Położył dłoń na rękojeści miecza.
     Dziewczyna prychnęła.
     — Jaki groźny! Słyszałam, że w nocy już pan kogoś aresztował. — Obróciła się do Javiera, opierając się o drzwi. — Nie wystarczy panu?
     — Ciszej, Nita — szepnął zaniepokojony, oglądając się na drzwi do warsztatu.
     Juanita podeszła do jednego z manekinów blisko Javiera.
     — Opowiedz mi jeszcze raz o tym nocnym aresztowaniu — powiedziała bardzo cicho, gładząc piękny, błyszczący materiał szeroko rozkloszowanej sukni w intensywnym kolorze wiosennej trawy.
     Co ja znowu robię? — pomyślała z nagłym niepokojem Juanita. Po co go prowokuję? Przecież muszę mu jakoś powiedzieć, że to koniec!
     Javier podszedł i stanął obok dziewczyny.
     — W nocy wtrąciłem do lochu bardzo przebiegłą złodziejkę — szepnął.
     Zerknęła na niego. Stał blisko. Wysoki, cudownie przystojny w tym swoim idealnym mundurze. Uwielbiała ten delikatny uśmiech, który tak rzadko pojawiał się na jego wargach.
     Jak to może być koniec? — zamrugała, czując zdradziecką wilgoć pod powiekami i bolesny skurcz brzucha.     
     — Mam nadzieje, że surowo ją ukarałeś — powiedziała cicho. — Bo na pewno zasłużyła na karę.
     Och Javi, dlaczego ja ci to robię — pomyślała jednocześnie.
     Juanita czuła przedziwną mieszaninę niepokoju, wyrzutów sumienia i autentycznej radości flirtem. Javier stał blisko, założył ręce z tyłu, a w jego oczach błyszczało wspomnienie nocy w stajni. Miała wrażenie, że prawie widzi migotanie pochodni!
     — Zasłużyła — przytaknął. — To trochę dziwne, ale… mam wrażenie, że podobało jej się w lochu.
     Juanita udała zdziwienie.
     — Niemożliwe! — wyszeptała z przejęciem. — A ładna przynajmniej ta złodziejka?
     Javier zastanowił się.
     — Niezbyt ładna. — Pokręcił głową z kamienną twarzą.
     Juanita tym razem nie musiała udawać zdziwienia, bo rzeczywiście ją zatkało. Oburzona skrzyżowała ręce na piersi i popatrzyła na niego wyzywająco.
     — Sierżancie Delgado, nie rozmawiam z Panem!
     Javier zaśmiał się cicho, ale Juanita udała całkowicie obrażoną. Odepchnęła go i oglądała zieloną suknię plecami do niego. Jej dłonie gładziły jedwab, bogato ozdobiony inkrustowanymi haftami, w kilkunastu odcieniach karmazynu, bursztynu i ciemnego miodu.
Javier podszedł bliżej i szepnął jej do ucha:
     — Nie mów nikomu, ale tak naprawdę ta złodziejka była najpiękniejsza w całym królestwie.
     Przeszedł ją przyjemny dreszcz, kiedy gorący szept pieścił jednocześnie jej wrażliwe ucho i urażoną dumę.
     — Zdecyduj się — rzuciła obojętnie, mając nadzieje na więcej.
     Javier tym razem nie zawiódł jej oczekiwań. Zbliżył się jeszcze bardziej i poczuła jego silne dłonie na swojej talii.  
     — Miała piękne czerwone włosy i uśmiech jak blask księżyca — szept był jeszcze gorętszy, a Juanita przymknęła oczy, czując kolejny dreszcz i wybuch ciepła w swoim wnętrzu.
     Zadrżała z podniecenia, słysząc, jak ponury strażnik wplata dla niej odrobinę poezji w swoje słowa.
     Jestem okropna! — pomyślała i westchnęła głęboko, przechylając lekko głowę na bok.
     Javier, widząc jak dziewczyna odsłania fragment szyi nad niebieskim kołnierzykiem sukni, pochylił się, muskając delikatnie ustami jej skórę. Zadrżała i przygryzła wargę, a on chwycił ją mocniej w talii i przywarł do niej całym ciałem. Mundur z szelestem potarł materiał jej sukni, a dłonie Juanity zacisnęły się na zielonym jedwabiu. Twardy kształt wbił się w jej pośladek. Wydawało się jej nawet, że czuje jego pulsujący żar, jak gdyby wcale nie dzieliło ich kilka warstw materiału.
     — Czyli ta twoja złodziejka to jakiś blady rudzielec? — szepnęła i choć nie widziała jego twarzy, wyczuła w pocałunkach na szyi, że się uśmiechnął.
     Kręciło jej się w głowie, co bardzo utrudniało zebranie myśli. Javier musnął ustami jej ucho i znów szepnął:
     — Kupię ci tę suknię! — Znów przeszył ją dreszcz.  
     W jej gorącym wnętrzu nowa wilgoć mieszała się z tą, wywołaną przez Carlosa. Wyrzuty sumienia słabły, przytłoczone dojmującym, podwojonym podnieceniem.
     — Nie stać cię, głuptasie — wyszeptała i przełknęła ślinę. — A ja bałabym się ją założyć.
     — Nie wiem jak, ale ją kupię. — W jego głosie brzmiała determinacja. — I sam cię w nią ubiorę!
     Uśmiechnęła się szeroko. Pomimo oczywistej niedorzeczności jego zamiaru miło było tego słuchać. Szczególnie że raz po raz jego usta składały płomienne pocałunki na granicy między włosami a suknią. Cudowna przyjemność rozlewała się po całym jej ciele. Nagle do świadomości przebiła się jedna rozsądna myśl:
     Przestań zaciskać ręce na tym jedwabiu!
     Otworzyła szeroko oczy i szybko puściła zieloną suknię.
     — Och Javi, patrz, co narobiłeś! — Odepchnęła go łokciem, wskazując na pomięty materiał.
     — Ja? — szepnął zaskoczony Javier.
     Cofnął się o krok i patrzył ponad jej ramieniem, gry zaniepokojona dziewczyna delikatnie wygładzała materiał.
     — Oczywiście, że ty. — Uśmiechnęła się pod nosem, widząc, jak zagniecenia znikają.
     Odwróciła się i wycelowała palec w twarz strażnika.
     — Ma pan na mnie bardzo zły wpływ, sierżancie! — wyszeptała bardzo surowo.
     Javier uśmiechnął się, a dziewczyna postanowiła pospacerować między manekinami.
     Lepiej trzymać się od niego z daleka — pomyślała, próbując opanować coraz mocniej rozpalone zmysły. Carlos. Myśl o Carlosie.
     Wspomnienie szefa królewskiej kuchni wcale jej nie uspokoiło. Gdy tylko w jej umyśle pojawiły się jego gorące usta i jego silne dłonie, ciało dziewczyny jeszcze mocniej wypełniło się pożądaniem. A przecież chciała wzbudzić w sobie uspokajające wyrzuty sumienia! Myśli o Carlosie wymieszały się w jej głowie z echami pełnych żaru szeptów Javiera. Nagle, wbrew sobie, poczuła w wyobraźni jednocześnie usta Carlosa na swoich ustach, a pocałunki Javiera na swojej szyi!
     Nie! — krzyknęła w myślach i ukryła płonącą twarz w dłoniach. Lepiej nie myśl już o niczym!
     Drżąc, obejrzała się przez ramię i zobaczyła, że Javier zainteresował się stojącymi w odległym kącie sklepu dwoma manekinami. Ledwo widoczne, bo zasłonięte dwoma rzędami sukien, były to jedyne dwa w całym sklepie, które prezentowały stroje dla mężczyzn. Zadowolona, że coś oderwało ją od zdradzieckich myśli, powiedziała:
     — Nie sądziłam, że coś cię tu zaciekawi.
     Javier zerknął na nią, po czym, stanął między kukłami i oparł ręce na biodrach. Juanita z trudem powstrzymała parsknięcie.
     — Ach, jaki piękny manekin! — wyszeptała z zachwytem i ruszyła w jego stronę. — Nie zauważyłam go wcześniej! Co za poza! Co za strój!
     Na przystojnej twarzy Javiera pojawił się drobny uśmieszek dumy, który szybko zniknął, kiedy dziewczyna skręciła i podeszła do kukły po jego lewej stronie. Dotknęła zielonego, pikowanego dubletu.
     — Najlepszy atłas! — szepnęła z podziwem, gładząc pokryty wzorem materiał.
     Zerknęła na zabawnie rozczarowane spojrzenie Javiera i nie mogła powstrzymać uśmiechu.
     — Wspaniały ten manekin. — Objęła ostrożnie rękami kukłę i przytuliła się do jej drewnianej piersi, nie odrywając spojrzenia od Javiera.
     Westchnęła z zachwytem, czując na policzku miękki, gładki materiał i lekkie ukłucia złoconych guzików i aplikacji. Twarz strażnika musiała się w końcu rozjaśnić, kiedy patrzył na śliczną służącą w objęciach manekina. Wtedy Juanita zmierzyła go krytycznym wzrokiem i zmarszczyła brwi.
     — A ten… to chyba zepsuty. — Podeszła do strażnika, który stał niepewnie, a uśmiech właśnie znów znikał z jego twarzy.
     Cmoknęła z niezadowoleniem i pokręciła głową, a Javier patrzył po sobie, szukając, czym dziewczyna może być tak rozczarowana.
     — Krzywe ręce. — Dotknęła ramion, potem pomacała piersi, wreszcie pogładziła materiał spodni. — Krzywe nogi.
     Wbrew jej słowom, dziewczynę wypełniał zachwyt. Podziwiała szerokie, silne ramiona młodego mężczyzny, kształtne mięśnie napięte pod gładkim, granatowym materiałem.
     — Naprawdę nie wiem, po co mistrz Stefano trzyma to w sklepie? — Coraz trudniej było jej udawać niesmak. — Przecież to klientów odstrasza!
     Javier wciąż stał nieruchomo, dzielnie poddając się surowej ocenie. Być może zauważył iskry w oczach dziewczyny, a być może jej dotyk mówił coś innego, niż jej słowa. Tak czy inaczej, wydawał się bardzo zadowolony z uwagi, jaką Juanita mu okazywała. W końcu dziewczyna klęknęła przez nim na drewnianej podłodze.
     — Spodnie niedopasowane — szepnęła i sięgnęła obiema dłońmi, gładząc idealnie dopasowaną nogawkę na wysokości kolana.
     Javier zadrżał i rozejrzał się nerwowo, a dziewczyna powoli przesunęła badania wyżej.
     Co ja robię? — pomyślała. Miałam się trzymać od niego z daleka!
     Patrzyła na swoje ręce i usiłowała oderwać je od cudownie twardych mięśni uda. Dłonie jednak postanowiły jej nie słuchać, zbyt zafascynowane badaniem manekina. Cal po calu sprawdzała ułożenie materiału, aż zawadziła o coś cudownie miękkiego ukrytego w spodniach.
     — Coś tu jest — szepnęła.
     Javier przełknął głośno ślinę. Najwyraźniej zmartwił się, że dziewczyna odkrywa coraz więcej wad.
     — Nita! Co ty robisz? — szepnął z niepokojem, ale wykazał się nadludzką wręcz odwagą, nie cofając się przed jej dotykiem ani o krok.
     Właśnie. Co ja robię? — zastanowiła się, ale na głos powiedziała tylko:
     — Coś z tym manekinem jest nie tak. Muszę to sprawdzić.
     Dłonie dziewczyny zaczęły badać odkrytą wadę. Rozpięła długą tunikę munduru, by lepiej zobaczyć spodnie. Palcami sprawdzała wielkość miękkiego worka, który zdawał się być ukryty pod materiałem. Wyraźnie wyczuwała, że ta sakiewka nie jest pusta, a jej kulista zawartość przesuwa się lekko pod dotykiem. Fascynujące odkrycie gwałtownie przyśpieszyło oddech dziewczyny. Zerknęła wyżej, bo materiał spodni zaczął szybko się napinać, ukazując zarys jeszcze większej niedoskonałości manekina.
     — Zupełnie zepsuty — szepnęła z zachwytem i nieświadomie zwilżyła wargi językiem.
     Przesunęła palcem powoli po krawędzi wypukłości. Była twarda, a im bliżej końca, tym wyżej uniesiony był granatowy materiał. Kiedy zatrzymała palec na końcu kształtu, on poruszył się delikatnie, odwzajemniając nacisk.
     — Ojej — szepnęła zaskoczona. — To najdziwniejszy manekin, jakiego kiedykolwiek widziałam!
     Przygryzła wargę i użyła obu dłoni, by dokładnie sprawdzić, co kryje się pod spodniami. Sprawdzała skąd i dokąd sięga twarda niedoskonałość, z którego miejsca wyrasta, jak łączy się z miękką sakiewką. Javier, jak przystało na dzielnego strażnika, wciąż stał niewzruszony na posterunku.
     — Przestań! On może wrócić! — usłyszała zaniepokojony szept z góry.
     Wbrew tym słowom Javier chyba uważał, że jednak Juanita nie powinna przerywać swoich bezwstydnych badań, bo rozchylił delikatnie poły tuniki i stanął w lekkim rozkroku. Juanita uśmiechnęła się w podziękowaniu i sięgnęła dłonią między nogi, aż za mieszek, badając, dokąd sięga wada. Drugą ręką trzymała delikatnie za końcówkę niedoróbki manekina, która zdawała się drżeć i pulsować, zupełnie jakby nie była kawałkiem drewna, a jakąś dziką bestią w granatowej klatce, szarpiącą się, by wydostać się na zewnątrz.
     Dios mio! Co ja robię!? — krzyczała na siebie w myślach, ale fascynacja zepsutym manekinem płonęła już zbyt mocno.
     Oddech dziewczyny cały czas przyśpieszał. Zerknęła do góry, gdzie Javier rzucał niespokojne spojrzenia, pilnując jednocześnie, by Mistrz Stefano mógł pracować spokojnie i by dziewczyna mogła bez przeszkód zaspokajać swoją ciekawość. Spojrzał w dół, a ona zobaczyła w jego oczach płonące uwielbienie i zachwyt. Podniecenie zawirowało w dziewczynie, przeplatane słabnącymi wyrzutami sumienia.
     On patrzy na mnie jak Carlos! — Ta myśl przeszyła ją jednocześnie bólem i rozkoszą.
     Znów przygryzła wargi, rozdarta pomiędzy cierpieniem w sercu a wilgotną przyjemnością pomiędzy ściśniętymi udami. Zacisnęła dłonie. Jedną mocno na końcówce, drugą delikatnie na mieszku. Javier zmrużył lekko oczy i gwałtownie wciągnął powietrze.
     Ostatni raz! — postanowiła.
     — Na tym zepsutym manekinie żadne spodnie nie będą dobrze leżeć — wyszeptała z przejęciem. — Ale mam pomysł jak go naprawić.
     Oderwała wzrok od spojrzenia strażnika i rozpięła jego pas. Odsunęła ręce, które bez większego przekonania próbowały ją powstrzymać. Trochę nie wierząc w to, co robi, zsunęła granatowy materiał, odrobinę w dół. Spod spodu wyskoczyła ogromna niesprawność manekina. Długa, lekko spłaszczona, delikatnie zakrzywiona w lewo. Juanita przepełniona zachwytem przez moment po prostu się przyglądała. Nieposłuszna wyobraźnia przywołała widok innego potężnego kija, który tak niedawno nad nią się kołysał. Z podwojoną ekscytacją porównywała kształt i rozmiar.
     Ten jest jak bułat — przemknęło jej przez myśl. A Carlosa … jak buzdygan!
     Tym razem zamiast wyrzutów sumienia, zalała ją dodatkowa fala podniecenia. Jej ciało zadrżało jednocześnie zachwycone pragnieniem obu mężczyzn, tak jak obfita wilgoć między jej udami była spowodowana uwielbieniem jednego i drugiego. Nie zastanawiała się już, jak bardzo jest okropna, jak złe jest to, co robi. Poddała się pragnieniu i nie powstrzymywała wyobraźni.
Chwyciła mocno kołyszący się przed nią kształt i nie tracąc czasu, zaczęła poruszać dłonią w górę i w dół. Niemal znów usłyszała zgrzyt łóżka po podłodze, kiedy Carlos tak mocno w nią wszedł.
     Javier podniósł pięść do ust i zacisnął na niej zęby. Z trudem powstrzymywał szybki oddech, by nie dyszeć głośno. Drżał pod wpływem ogromnej, niespodziewanej rozkoszy. Ryzyko niesamowicie potęgowało podniecenie Juanity, ale zachowała odrobinę rozsądku. Jej ruchy był krótkie i delikatne, tak by nie wydawać żadnego podejrzanie rytmicznego szelestu, który mógłby usłyszeć mistrz Stefano, gdyby nagle wrócił. W ciszy sklepu było słychać tylko dwa gorące oddechy.
     Juanita klęknęła szeroko i wolną ręką wcisnęła materiał białego fartuszka i granatowej sukni głęboko między uda, a potem zacisnęła nogi mocno, miażdżąc materiał. Z trudem powstrzymała jęk, kiedy tkanina wcisnęła się mocno w spragnioną dotyku muszelkę. Czuła wyraźnie, że bułat, zaskoczony pieszczotami jest bardzo blisko spełnienia. Przez chwilę zastanawiała się w panice, co zrobić z naciągającą ulewą, aż nagle przyszła jej do głowy niespodziewana myśl, by Javier eksplodował dokładnie tam, gdzie niedawno Carlos. Pomysł był jednocześnie tak cudowny i tak okropny, że nagłe podniecenie wycisnęło z niej delikatne jęknięcie, a całe ciało przeszedł dreszcz rozkoszy.
     — Jesteście tam jeszcze? — nagle usłyszeli krzyk mistrza Stefano.
     Juanita zamarła, spojrzeli na siebie szeroko otwartymi oczami. Javier odetchnął, zbierając siły, by odezwać się spokojnym tonem.
     — Oczywiście, mistrzu! — odkrzyknął, z całych sił starając się, by nie było słychać dyszenia. — Podziwiamy stroje!
     — A to dobrze, dobrze! Już niedługo! — W głosie krawca słychać było uśmiech. — Jesteście cichutko jak myszki.
     Te ostatnie słowa mistrz powiedział do siebie, ale i tak go usłyszeli. Juanita powstrzymała parsknięcie i szybko wróciła do rytmicznej naprawy wystającej części manekina. Javier przymknął oczy i zaczął delikatni poruszać biodrami. Dziewczyna przypomniała sobie swój okropny pomysł. Spoważniała, przygryzła wargę i zsunęła wolną ręką ramiączka fartuszka. Potem zaczęła rozpinać guziki sukni. Rozsunęła granatowy materiał na boki, a ledwo już wyczuwalny, słodki i zmysłowy zapach lukru Carlosa uniósł się w górę. Juanita jeszcze mocniej zacisnęła uda, czując cudowny aromat rozkoszy szefa kuchni. Dla niej pachniał jak ogień w kuchennym piecu, jak świeżo rozcięta laska wanilii. Drżącymi z podniecenia palcami rozsunęła szeroko wilgotną koszulkę, odsłaniając dekolt i niewielkie, kształtne piersi. Poczuła chłodną pieszczotę powietrza na gorących, wciąż lekko zwilżonych sutkach.
     Javier w końcu otworzył oczy i popatrzył w dół, a wtedy Juanita przestraszyła się, że zauważy wilgoć koszulki i poobrywane guziki. Jej niepokój jednak był zupełnie niepotrzebny, bo młody mężczyzna oniemiał z zachwytu. Otworzył szeroko buzię, a jego wzrok nie mógł się oderwać od niespodziewanego widoku jej piersi. Zupełnie jakby zaczepił się o twarde, szkarłatne szczyty, ślicznych piegowatych pagórków. A ona wyraźnie czuła fizyczną przyjemność, kiedy to spojrzenie podziwiało rozpalone podnieceniem sutki.
     Przygryzając mocno dolną wargę, Juanita podeszła na klęczkach bliżej. Dotknęła końcówką ogromnego bułata swojej lekko wilgotnej piersi i prawie ponownie jęknęła z rozkoszy. Jej uda zacisnęły się spazmatycznie, miażdżąc o siebie mokre połówki muszelki. Niemal widziała palce Carlosa rozprowadzające lukier po jej piegach. Teraz w to samo, wciąż odrobinę wilgotne miejsce uderzał Javier. Nie miała pojęcia, dlaczego tak się dzieje, ale od obezwładniającego podniecenia kręciło jej się w głowie. Jej ciało mimo prawie braku pieszczot drżało już na granicy ekstazy. Jej uda ściskały wałeczek z materiału sukni i fartuszka, wciskając go w ukrytą, spragnioną dotyku wilgoć, a biodra kołysały się delikatnym, nieświadomym ruchem.
     Objęła dłonią cały mieszek, delikatnie gładząc jego miękką skórę, a drugą ścisnęła mocniej końcówkę, nie przestając poruszać. Javier cicho stęknął, mocniej przygryzając pięść. Skórzany woreczek nagle podskoczył w jej ręce, a na wilgotną skórę jej piersi wytrysnęła pierwsza, jakże gorąca biała struga.
Tego było już za wiele. Juanita nie mogła pomieścić już w sobie więcej podniecenia. Wszystkie jej mięśnie napięły się, kiedy ciało eksplodowało niespodziewaną, intensywną rozkoszą. Jęknęła cichutko, całkowicie zaskoczona nagłym szarpnięciem. Czuła pulsowanie twardego kształtu w jednej dłoni, miękkiej sakiewki w drugiej i wilgotne, rytmiczne fale między własnymi udami. Cudowny i jakże inny zapach białej ekstazy Javiera zmieszał się z zapachem Carlosa. Teraz, oprócz lukru, czuła woń nasmarowanej oliwą stali i wyprawionej skóry.
     Intensywna przyjemność wciąż trwała i w ciszy było słychać wyraźnie urywane oddechy i westchnienia. Juanita ściskała szybko mięknący kształt, a jej czerwona twarz wyrażała zachwyt i słodkie cierpienie. Javier mrugał z niedowierzaniem, jakby nie mógł uwierzyć w to, co właśnie się stało. Z fascynacją patrzył, jak białe krople płyną w dół po pięknym biuście dziewczyny. Juanita jeszcze chwilę drżała, przeżywając ostatni długi skurcz rozkoszy.
     Świadomość i rozsądek wróciły nagle jak wiadro zimnej wody. Javier schował swój bułat do spodni i zaczął zapinać pas, a Juanita w panice zakryła piersi przemoczoną koszulką, która znowu przylepiła się do ciała. Zapinała guziki sukni w błyskawicznym tempie, a wstyd mieszał się z cudowną wilgotną błogością między udami. Wyrzuty sumienia wróciły z podwójną siłą.
     Jestem okropna! — myślała, patrząc na ciemną plamę wilgoci na sukience, trochę poniżej biustu.
     Na szczęście po założeniu ramiączek białego fartuszka, zasłaniał on plamę całkowicie. Wyrzuty sumienia jednak nie zmalały. Nie chodziło tylko o to, co zrobiła z Javierem w sklepie, w biały dzień. Jak ryzykowała posadą i przyszłością nie tylko swoją, ale i rodziny. Była przerażona tym, co najbardziej jej się podobało! Swoimi myślami o Carlosie!
Wstała i wygładziła fartuszek i suknię, ale lekkie zagniecenia zostały, w miejscu, gdzie materiał był zbyt mocno zgnieciony udami dziewczyny.
     Dios! Ja przecież zdradzam ich obu! — wstyd coraz mocniej płonął na jej twarzy.
     Javier patrzył na nią z uwielbieniem i zdawał się zupełnie nie widzieć, że dziewczyna jest bliska łez. Wskazał na swoje spodnie i szepnął:
     — Naprawiłaś manekina! Spodnie leżą idealnie! Tylko ręce i nogi dalej krzywe …
     Spojrzała na niego i próbowała z całych sił uśmiechnąć się naturalnie. Javier jednak zorientował się, że coś jest nie tak, zmarszczył brwi i podszedł do niej.  
     — Nita, co się stało?
     Pokręciła tylko głową, patrząc w ziemię.
     — Nie wiem — odpowiedziała bezradnie.
     Javier objął ją mocno ramionami i pocałował jej płomienne włosy.
     — Już dobrze. — szepnął. — Moja mała złodziejka.
     Dlaczego oboje są tak cudowni? — pomyślała, tonąc w kojącym objęciu. Czy któryś mógłby, choć na chwilę przestać być idealny?
     Mimo wyrzutów sumienia powoli się uspokajała. Usłyszeli zbliżające się kroki. Odskoczyli od siebie szybko, a po chwili pojawił się mistrz Stefano. Ułożył na ladzie ukończoną suknię. Nawet Javier otworzył usta ze zdziwienia, widząc, jak złote ozdoby stały się częścią sukni. Krawiec użył nie tylko złoconej taśmy, ale również wielu delikatnych ozdób z prawdziwego metalu, wszytych tak, by zdawały się wynurzać z lamówki. Juanita zapomniała o wszystkich swoich rozterkach, a jej palce wodziły po idealnie wykończonych szwach z taką czułością, z jaką przed chwilą badała skarby ukryte w spodniach strażnika.
     — Mistrzu Stefano! Ta suknia jest wspaniała! — szeptała. — Najpiękniejsza, jaką kiedykolwiek widziałam!
     Krawiec stał uśmiechnięty i kiwał głową, widząc zachwyt dziewczyny.
     — Oby królewnie też się tak spodobała.
     — Przybiegnę tu, jak tylko będę mogła i powtórzę każde jej słowo! — obiecała Juanita.  
     Mistrz Stefano wygładził materiał, złożył suknię i podał dziewczynie, a ta wzięła go na ręce powoli i ostrożnie.
     — Jeszcze raz bardzo dziękuję, Mistrzu Stefano! — ukłoniła się z wdzięcznością.
     Javier również pożegnał się, a krawiec znów zerkał na jego mundur. Zdawał się czymś trochę zaskoczony, jakby zauważył jakąś niespodziewaną zmianę w ułożeniu spodni strażnika.
     Wyszli na zewnątrz. Juanita rozejrzała się, z trudem wyglądając ponad stosem materiału. Na placu było pusto. Odwróciła się do strażnika z poważną miną.
     — Javi, wrócę sama.
     Strażnik pokręcił głową.
     — Wykluczone. Będę cię eskortował, aż pod drzwi królewny.
     — Nie! — powiedziała ostrzej, niż zamierzała. — Proszę. Potrzebuję chwili samotności.
     Javier spoważniał.
     — Dobrze. Niech tak będzie. Wrócę inną drogą — odpowiedział powoli.
     — Dziękuję. — Spojrzała w bok, omijając jego oczy. — Do zobaczenia.
     Juanita obróciła się i odeszła ostrożnym krokiem, trzymając wysoko stos czerwonego materiału, pobłyskującego złotymi ozdobami. W jej głowie kłębiły się wyrzuty sumienia.
     Nie zasługuję na żadnego z nich. — myślała ze smutkiem.
     Zaniepokojony Javier jeszcze długo na nią patrzył, a kiedy zniknęła za rogiem, ruszył w drugą stronę.

Rozdział XII



     Bernardino wracał do domu ciemną ulicą, słabo oświetloną nielicznymi latarniami. Miasto powoli zasypiało, otoczone potężnymi murami, jak wielką szarą kołdrą. Bernardino był cały zmarznięty po dniu spędzonym w lochu. Jego stare kości zdawały się przesiąknięte zimnem i wilgocią kamiennych ścian. I jeszcze ta księżniczka! Co za pech, że akurat na niego trafiło! Zawsze zapominał języka w gębie przy ładnych dziewuchach, a przy tej wściekłej piękności to już całkiem zrobił z siebie głupca. Pokiwał głową.  
     Ależ była zła. Ale jak się szybko opanowała. — myślał. Będzie z niej kiedyś dobra królowa.
     tary mężczyzna cieszył się ciepłem letniej nocy, zupełnie nie przejmując się intensywnymi zapachami nieczystości, które ktoś przed chwilą wylał na błyszczący w świetle latarni bruk.
Jakaś postać zamajaczyła w wąskiej, ciemnej uliczce. Bernardino przystanął i krzyknął:
     — Kto tam?
     Mimo wieku Bernardino wciąż był silnym i wysokim mężczyzną. Położył dłoń na rękojeści miecza, czekając, aż czający się w mroku podejdzie bliżej. Widząc, że postać utyka w znajomy sposób, Bernardino rozluźnił się. W końcu światło oświetliło twarz i potwierdziło przypuszczenie, kim jest tajemniczy nieznajomy.
     — Anselmo, stary wariacie! Co się tak czaisz w mroku! — zaśmiał się strażnik. — Wszyscy już śpią!
     Znali się od dzieciństwa, choć ostatnimi laty nie widywali się zbyt często. Anselmo coraz więcej pracował i prawie nie wychodził z warsztatu.
     — Witaj Bernardino. — Głos stolarza był cichy i lekko drżący.
     Uścisnęli dłonie, a strażnik zmarszczył brwi, bo ręka starego przyjaciela była wilgotna i jeszcze zimniejsza, niż jego własna.
     — Znowu zasiedziałeś się w warsztacie? — zapytał.
     — Tak. Tak. Musiałem coś dokończyć — potwierdził z entuzjazmem.
     — Chodź, odprowadzę cię — westchnął i chciał poklepać stolarza po ramieniu, kiedy zauważył, że Anselmo trzyma coś długiego.
     — Co ty tam masz? — Bernardino zmarszczył brwi, bo przedmiot przypominał miecz.
     Miecz w rękach stolarza i to nocą wydawał się bardzo nie na miejscu. Anselmo podniósł przedmiot do światła z uśmiechem dziwnie niepokojącej dumy. Jego oczy błyszczały jakby w gorączce.
Bernardino jeszcze bardziej się zdziwił, widząc bardzo długi, prosty sztylet o prawie czarnej klindze. Otworzył usta, kiedy zdał sobie sprawę, że przedmiot wykonany jest w całości z drewna. Ciemną, wypolerowaną powierzchnię ostrza, przecinały czerwone żyły, wyglądające jak zamknięte w drewnie płomienie. Rękojeść była bogato rzeźbiona w jakiś niepokojący, niewłaściwy sposób. Kształty na jelcu przypominały kłębiący się dym, pokryty znakami, których Bernardino nie rozpoznawał.
     — Piękne, ale… Czy … czy ty to zrobiłeś? — zapytał z mieszaniną podziwu i niepokoju.
     — Tak. To nasze… moje dzieło! — Szaleństwo w oczach Anselmo płonęło coraz mocniej.
     — Mogę? — Bernardino wystawił rękę, chcąc poczuć ciężar i wyważenie dziwnego sztyletu.
     Anselmo przez chwilę patrzył to na wyciągniętą rękę, to na pokrytą zmarszczkami i bliznami twarz przyjaciela. W końcu zaskakująco szybkim ruchem wbił sztylet w sam środek wyciągniętej dłoni.
     — Hijo de puta de mierda! — wrzasnął Bernardino, wyrywając rękę, a jego przekleństwo rozdarło ciszę nocy.
     Zaskakujący ból, o wiele silniejszy, niż mógłby się spodziewać po tak małej ranie, płonął w jego dłoni. Coś jakby rozrywało rękę od środka! Anselmo cofnął się w ciemność, gładząc pieszczotliwie zakrwawione ostrze, widać było tylko błysk gorączki płonący w oczach.
     — Co do cholery! Dlaczego?! — Bernardino zatoczył się do tyłu, trzymając się za rękę.  
     W świetle latarni widział, jak rana przestaje krwawić i ciemnieje. Ból nagle zniknął całkowicie, a zamiast niego pojawiło się dziwne mrowienie.
     Coo? — pomyślał strażnik. — Co się dzieje?
     Tysiąc delikatnych igiełek kłuło jego dłoń, jak gdyby spał za długo na ręce i właśnie do niej wracało czucie. Tylko że teraz czucie nie wracało, a znikało! Mrowienie pojawiło się w drugiej ręce i w stopach! Przerażenie wypełniło starego strażnika. Ruszał rozpaczliwie rękami i coraz bardziej obcymi palcami, aż w końcu jego dłonie znieruchomiały, kiedy całkiem przestał je czuć.
     — Co zrobiłeś!? — wrzasnął w stronę Anselmo, który milczał w cieniu i czekał.
     Kiedy mrowienie dotarło do pasa, upadł na kolana i osunął się na bok. Nie czuł już nóg, całe ciało mrowiło, oddychał z trudnością. Chciał jeszcze coś powiedzieć, przekląć zdradzieckiego stolarza, ale jego usta już się nie poruszyły. Przestał oddychać. Krzyczał tylko w myślach z przerażenia. W końcu jego świadomość zgasła, zmiażdżona czymś ciemnym.
     Anselmo podszedł do nieruchomego strażnika i przyłożył dłoń do jego spoconego czoła, tuż nad wybałuszonymi oczami.
     — No już, już. — Pogłaskał starego przyjaciela. — Już po krzyku.
     Bernardino zamrugał, odetchnął głęboko i spojrzał na Anselmo. Jego wzrok był pusty, jakby patrzył nie na stolarza, ale gdzieś za niego. Strażnik wstał, niezgrabnie, z trudnością. Popatrzył na swoje dłonie, poruszył palcami. Stolarz podał mu drewniany sztylet, a Bernardino przyjął go i wsunął za pas, zaraz obok miecza w pochwie. Anselmo ukłonił się z szacunkiem, a strażnik odwrócił się i odszedł sztywnym krokiem z powrotem w stronę wysokiego zamku.
     Stary stolarz stał jeszcze chwilę w ciemności, uśmiechając się łagodnie.



     Dziękuję wszystkim wytrwałym, który przeczytali aż do końca! Proszę, dajcie znać, co myślicie o tej części!

6 komentarzy

 
  • Czytelniczka1

    Te opowiadania to miła odskocznia od rzeczywistości.  
    Nie są rozwlekłe, tylko wnikliwe.  :D  
    Ja lubię bardzo.  :bravo:

    4 dni temu

  • unstableimagination

    @Czytelniczka1 O jakie ładne słowo: "wnikliwe" :) Tego się będę trzymał! Bardzo się cieszę, że Ci się podoba. Mam nadzieję jeszcze wiele razy oderwać Cię od rzeczywistości i przenieść w krainę fantazji :)

    Przedwczoraj

  • Goscd

    🫵👏👏👏👏

    5 dni temu

  • unstableimagination

    @Goscd Bardzo się cieszę, że wciąż do mnie zaglądasz :)

    5 dni temu

  • Goscd

    @unstableimagination i będę zaglądał dalej

    5 dni temu

  • Gazda

    👏👍👏💪

    21 kwietnia

  • unstableimagination

    @Gazda Dzięki! :):):)

    21 kwietnia

  • oniona4

    Uwielbiamy Twój styl pisania i już czekamy z niecierpliwością na kolejną część :) Coś pięknego

    19 kwietnia

  • unstableimagination

    @oniona4 Ogromnie dziękuje! To wspaniale miec takich czytelników!

    20 kwietnia

  • Gaba

    Niech będzie - łapa i tak jest....

    18 kwietnia

  • unstableimagination

    @Gaba Dzięki za wszystkie uwagi na priv. Bardzo doceniam!

    19 kwietnia

  • Marigold

    Przeczytałam wszystkie części. Masz prawdziwie baśniowy styl pisania, wdzięczne i działające na wyobraźnię opisy,  dokładnie tak jak prawdziwa bajka powinna być opowiedziana/napisana. Ciekawa intryga się klaruje. Wszystkie postaci przedstawione w interesujący sposób. Javier coraz fajniejszy, ta postać ma potencjał! Jestem zdecydowanie na tak!   :)

    18 kwietnia

  • unstableimagination

    @Marigold Dziękuję za miłe słowa i za przeczytanie :)

    19 kwietnia