O królewnie, która nie mogła spać (część 7)

O królewnie, która nie mogła spać (część 7)Drodzy Czytelnicy!
Na początek chciałbym przeprosić za kolejną długą przerwę. Bardzo mi przykro, że zajęło to tyle czasu. Niestety nie mogę obiecać szybkiego tempa kolejnych części, ale zapewniam, że nowe rozdziały na pewno się pojawią.
Tymczasem serdecznie zapraszam! Czytajcie powoli i dajcie znać, co sądzicie o tej części!
Małe ostrzeżenie - w rodziale 14 pojawia sie trochę walki i krwi. Osoby wrażliwe proszę uważajcie.

Jeśli ktoś nie pamięta fabuły poprzednich części, a chciałby sobie szybko przypomnieć to tu jest streszczenie:
Streszczenie bajki o królewnie, która nie mogła spać.
Ilustracje wygenerowane za pomocą AI. Wszelkie podobieństwo ilustracji, imion, nazwisk, osób i zdarzeń w opowiadaniu do prawdziwych postaci i zdarzeń jest wyłącznie przypadkowe. Zresztą to tylko bajka ...


Rozdział 13

Blanka westchnęła głęboko przez sen. Pod głową czuła zachwycającą miękkość poduszki, a kołdra otulała ją przyjemnym dotykiem. Wreszcie spała! Po raz pierwszy od tygodni nie był to krótki, męczący koszmar, lecz zwykły, spokojny odpoczynek.

    — Wasza Wysokość! — usłyszała pełen niepokoju głos.

Skrzywiła się i zmarszczyła brwi. Kto śmiał ją budzić?!

    — Wasza Wysokość, proszę! — ktoś krzyknął jeszcze głośniej.

Otworzyła oczy i spojrzała z gniewem na stojącą przy łóżku rudowłosą dziewczynę. Juanita w granatowej sukni nerwowo splotła dłonie, a jej twarz była pełna obawy.

    — Och, Pani, proszę o wybaczenie…

Blanka usiadła na łóżku i rozejrzała się wokół. Za służącą stała Valeria de la Torre, jedna z dam dworu. Piękna, wysoka kobieta miała ręce założone na piersiach, a na jej twarzy malował się uśmieszek pełen satysfakcji i pogardy. W progu stał Javier i z niepokojem spoglądał na pełną gniewu twarz królewny. Valeria podeszła bliżej.

    — Ta tępa dziewka uparła się, żeby obudzić Waszą Wysokość. — Położyła rękę na ramieniu przestraszonej Juanity. — Próbowałam ją powstrzymać, ale ten nierozgarnięty gbur jej pomógł!

Valeria wskazała na Javiera, który zignorował obraźliwe słowa, a jego twarz pozostała niewzruszona. Jedynie mięśnie na jego policzkach drgnęły, kiedy zacisnął zęby. Rudowłosa służąca popatrzyła na swoją panią błagalnym wzrokiem, lekko przechylając głowę.

    — Pani! Za godzinę proces!

Królewna natychmiast oprzytomniała i szeroko otworzyła przerażone oczy. Senność zniknęła całkowicie. Dama dworu szarpnęła służącą za ramię, chcąc wyprowadzić ją z komnaty.

    — Głupia dziewczyno! Mówiłam ci, że Jej Wysokość nie obchodzi proces jakiegoś prostaka!

Blanka spojrzała na nią z furią.

    — Valeria, wyjdź! — krzyknęła.

Dama dworu puściła ramię służącej i stanęła oszołomiona.

    — Ależ, Wasza Wysokość!
    — Powiedziałam, wyjdź! — królewna jeszcze bardziej podniosła głos.

Valeria odwróciła się i wyszła bez słowa, na jej twarzy zaskoczenie zmieszało się z gniewem. Javier ukłonił się przechodzącej obok damie, a w jego oczach na moment błysnęła wesoła iskra.
Kiedy drzwi się zamknęły, Blanka wyskoczyła z łóżka i przytuliła służącą.

    — Och, Nita! Dziękuję! Jesteś nieoceniona! — Ściskała z wdzięcznością drobną dziewczynę.

Ogarniało ją przerażenie na samą myśl, co mogłoby się stać, gdyby zaspała. Juanita stała sztywno, nie wiedząc, jak zareagować, bo królewna nigdy wcześniej jej nie obejmowała. W końcu jednak postanowiła również nie przejmować się dworskimi obyczajami i odwzajemniła uścisk. Blanka poczuła na sobie nieśmiałe, drobne ramiona, a rude włosy połaskotały ją w policzek, kiedy głowa służącej zbliżyła się do jej głowy. Ciepło i szczera sympatia wypełniły królewnę, gdy uświadomiła sobie, jak bardzo potrzebowała tej bliskości. Rudowłosa służąca odetchnęła, również wyraźnie oczarowana tym nagłym, serdecznym gestem.

    — Cieszę się Wasza Wysokość, że się uparłam. I że Javier pomógł.

Blanka odsunęła się z uśmiechem.

    — Całe szczęście! A ja jestem taka głupia! Powinnam uprzedzić strażników i damy dworu, że będę chciała wstać wcześniej. — Zaczęła nerwowo chodzić po komnacie. — Chciałam tylko się zdrzemnąć.

Podeszła do Juanity, ujęła jej twarz w dłonie i pocałowała ją w czoło.

    — Nie zasługuję na ciebie, querida — powiedziała poważnie. — Dziękuję ci, że mnie obudziłaś. Jesteś moim skarbem!

Rumieniec rozkwitał na policzkach służącej, kiedy uśmiechnęła się szeroko, patrząc z ulgą w oczy królewny.

    — I jeszcze udało mi się zdobyć suknię! — szepnęła z dumą.

Juanita podbiegła do szafy i wyciągnęła z niej szkarłatno-złote dzieło mistrza Stefano. Blanka wprost oniemiała ze zdumienia i zachwytu. Służąca nie przestawała się uśmiechać, widząc szeroko otwarte usta.

    — Och, Nita! Jest po prostu wspaniała! — szeptała z uniesieniem, delikatnie gładząc materiał. — Nie sądziłam, że akurat tę najpiękniejszą ukończy! Nie wiem, jak to zrobiłaś!

Rudowłosa dziewczyna milczała, wpatrzona w jaśniejącą twarz królewny, która dotykała złotej lamówki.

    — Stefano jest geniuszem. Jest nawet piękniej wykończona, niż matka chciała. To niesamowite, że miał odwagę zrobić to lepiej.

Juanita przechyliła głowę, ale nie odezwała się. Wyglądała na bardzo zadowoloną z siebie. Blanka znowu przytuliła służącą, czując ogromną radość i wdzięczność do rudowłosej dziewczyny.

    — Dziękuję ci Nita! Jesteś cudowna! — Ściskała tak mocno, aż służąca się roześmiała.

W końcu królewna podbiegła do drzwi i przekręciła klucz.

    — Pomożesz mi się przebrać i przygotować, dobrze?
    — Oczywiście Wasza Wysokość! — Juanita się ukłoniła. — Ale czy damy dworu …
    — Nie! — przerwała Blanka. — Chcę, byś to ty mi pomogła!

Służąca uśmiechnęła się z dumą. Znów sięgnęła do szafy, tym razem głębiej zanurzając się w stosy czystych, pachnących ubrań. Blanka jednym ruchem zrzuciła z siebie nocną koszulę i naga podeszła do służącej. Juanita w końcu wyciągnęła z szafy halkę, gorset i bieliznę, po czym odwróciła się w stronę królewny. Zamarła zaskoczona i lekko przestraszona, widząc nieoczekiwaną nagość, a ubrania zsunęły się z jej zesztywniałych rąk na podłogę. Ciało Blanki było lekko podświetlone blaskiem porannego słońca, które wpadało przez otwarte okna komnaty. Skrępowana służąca westchnęła cicho i zamrugała, wpatrując się w królewską postać z wyrazem zachwytu na twarzy. Pełne podziwu spojrzenie prześlizgnęło się po piersiach, zsunęło w dół, zawisło odrobinę dłużej na gładkim łonie i wbiło się ze wstydem w podłogę.
Blanka też poczuła się lekko skrępowana, ale jednocześnie dziwnie zadowolona z reakcji rudowłosej dziewczyny.

    — Zapomniałem, że to może być dla ciebie nowe, Nita. Damy dworu są przyzwyczajone do nagości — powiedziała Blanka łagodnie, próbując uspokoić napięcie. — Chciałabym, żebyś częściej mi pomagała i żebyś czuła się przy tym swobodnie.

Juanita była czerwona jak suknia od mistrza Stefano. Podniosła dzielnie wzrok i spojrzała prosto w oczy królewny.

    — Tak, Pani! — Odetchnęła głęboko, a w jej zielonych oczach wciąż wyraźnie błyszczał zachwyt. — To mnie... zaskoczyło. Obiecuję, że sobie poradzę. Postaram się nie zauważać… nie gapić się tak na … na wspaniałą urodę Waszej Wysokości.

Blanka machnęła ręką.

    — Nie przejmuj się, Nita — Blanka uśmiechnęła się, zauważając podziw w jej oczach. — Jeśli chcesz, możesz patrzeć. Ja się ciebie nie wstydzę, wręcz przeciwnie. To miłe, jeśli widzisz urodę tam, gdzie ja sama widzę tylko… nadmiar krągłości.

Juanita zmarszczyła brwi, jakby nie do końca rozumiejąc. Królewna odruchowo wyprostowała się, wciąż trochę mile zaskoczona zachwytem służącej. Nagłe wyrzuty sumienia boleśnie ścisnęły jej serce, kiedy przypomniała sobie, jak sama bezwstydnie podziwiała urodę służącej w stajni. I to w bardzo intymnej sytuacji!

    Jestem podła. Wszystko jej powiem — pomyślała ze strachem i wstydem. Może mi wybaczy? Ale nie dziś. Dziś nie mam czasu ani głowy na to.

Przełknęła ślinę i uśmiechnęła się ciepło. Rudowłosa służąca opanowała swoje zaskoczenie i pozbierała rozrzucone ubrania. Wkrótce obie młode kobiety zapomniały o dziwnej chwili, skupiając się na szybkich przygotowaniach i jedynie ich policzki były odrobinę bardziej rumiane niż wcześniej.
Juanita okazała się bardziej pomocna niż wszystkie damy dworu razem wzięte. Założenie stroju trwało o wiele krócej niż zwykle. Blanka miała też wrażenie, że jest jej o wiele wygodniej, niż kiedy pomagały jej wiecznie nadąsane szlachetne panny. Z włosami również poradziły sobie szybko. Jedynie z makijażem było trudniej, bo rudowłosa dziewczyna nie miała o nim pojęcia. Królewna jednak nałożyła go sama, a Juanita przyglądała się z ciekawością i tylko podawała wskazane przybory i specyfiki.
Pół godziny później Blanka stała na końcu długiego korytarza, ukryta w cieniu drzwi prowadzących na dzieciniec. Słychać było gwar zgromadzonego tłumu. Poczuła się bardzo zdenerwowana. Zaciskała spocone dłonie, powstrzymując ich drżenie i usiłując uspokoić oddech. Służąca jeszcze raz pokazała jej lusterko. Widok siebie w pięknej sukni dodawał otuchy.

    — Wasza Wysokość poradzi sobie! Na pewno uda się obronić chłopaka! — Jej głos z trudem przebijał się przez hałas dochodzący z dziedzińca.
    — Dziękuję ci, querida. — Królewna uśmiechnęła się ciepło. — Co ja bym bez ciebie zrobiła! Uciekaj teraz do kuchni, bo Carlos znowu będzie na ciebie krzyczał!

Raz jeszcze przytuliła Juanitę, a ona ukłoniła się z uśmiechem i odbiegła.

Rozdział 14



Roberto wszedł na zalany porannym słońcem dziedziniec zamku. Stanął, mrużąc się i zasłaniając oczy przyzwyczajone do ciemności, która panowała w lochu.

    — No rusz się, psi synu! — Pedro popchnął go tak mocno, że stajenny prawie potknął się na nierównym bruku.

Dwaj strażnicy wyszli za nim z przejścia i poprowadzili go w kierunku płaskiej drewnianej platformy na środku placu, otoczonej przez kilkunastu kolejnych gwardzistów.
Główny dziedziniec zamku był ogromny. To tu odbywały się wystawne uczty, większe uroczystości, a nawet turnieje rycerskie. Z dwóch stron, północnej i zachodniej, otaczały go ściany pałacu, wzdłuż których biegły trzy kondygnacje krużganków. Ich szerokie korytarze, podparte rzeźbionymi kolumnami otwierały się arkadami w stronę dziedzińca. Pozostałe jego ściany stanowił majestatyczny mur zamku wysokiego, w którym znajdowała się potężna brama wewnętrzna, prowadząca na zatłoczoną główną ulicę miasta. Skrzydła bramy, przy których stało dwóch strażników, były szeroko otwarte, ale opuszczona żelazna krata broniła wstępu mieszkańcom miasta. Jedynie niewielka grupka stojących najbliżej mogła swobodnie przyglądać się procesowi. Wśród nich Roberto zobaczył przerażone spojrzenia rodziców. Elena trzymała się kurczowo grubych, żelaznych prętów, a Manuel stał tuż za nią z grobową miną. Mimo bólu, jaki poczuł w sercu, młody mężczyzna uśmiechnął się do nich i chciał pomachać, ale Diego złapał go za rękę.  

    — Nie radzę — warknął. — Mam rozkaz obciąć ci rękę przy każdej próbie rzucenia czaru.

Stajenny prychnął i pokręcił głową z niedowierzaniem. Niedorzeczność oskarżenia niemal go śmieszyła. W lochu miał dużo czasu na rozmyślania. Od początku pogodził się z tym, że zostanie skazany, ale przecież nie za czarną magię. Wiedział, że zasłużył na śmierć już samym przyprowadzeniem królewny do stajni. Drugi raz zasłużył na wyrok, kiedy skorzystała z jego rady, by samemu sprawić sobie przyjemność, co skończyło się uśpieniem całego królestwa. Jego trzeci i największy grzech to oczywiście sposób, w jaki obudził Blankę. Każdy z pocałunków był wart najwyższej kary. A przecież dopuścił się czegoś znacznie gorszego! Za zanurzenie ust w wilgoci jej rozwartego owocu to pewnie i tysiąc śmierci byłoby dla niego za mało.
Zbliżał się do niskiego, drewnianego podwyższenia, na którym obok masywnego pieńka stał barczysty mężczyzna w czarnym kapturze, trzymający potężny topór. Na jego widok Roberto przeszył strach. Zaskoczyło go to, bo wydawało mu się, że pogodził się ze śmiercią. Serce zabiło mocniej, w gardle zrobiło się nagle sucho i z trudem przełknął ślinę.
Za katem, tuż obok otoczonej strażnikami platformy stała długa ława, na której siedziało ośmiu starszych mężczyzn w bogatych strojach i czerwonych płaszczach. Na ich ogromnych, futrzanych kołnierzach lśniły grube złote łańcuchy. W krużgankach siedział niemal cały dwór, a przynajmniej takie miał wrażenie stajenny, kiedy patrzył na dziesiątki barwnych postaci na dwóch wyższych kondygnacjach. Roberto odetchnął głęboko, próbując się uspokoić.

    Najważniejsze, że ona jest już bezpieczna — pomyślał, szukając królewny wśród kolorowych sukien na balkonach.

Ta myśl przynosiła mu otuchę. Serce jednak biło mu coraz mocniej, kiedy po raz kolejny przebiegał wzrokiem po twarzach zgromadzonych. W końcu opuścił głowę i zmarszczył brwi.

    Nie przyszła — stwierdził ze smutkiem. Pewnie w końcu zrozumiała, że obrona nie ma sensu.

W jego sercu pełnym strachu pojawił się ból. Poczuł się bardzo samotny. W tym momencie przez gwar rozmów przedarł się potężny dźwięk trąb i Roberto aż podskoczył. Pięciu mężczyzn grało fanfarę na środkowej kondygnacji. Pod ich długimi, mosiężnymi instrumentami przyczepione były flagi królestwa — złoty zamek na czerwonym tle. Kiedy trębacze skończyli i cofnęli się od balustrady, jeden z mężczyzn siedzących na ławie wstał i zrobił krok w przód. Był w średnim wieku i jako jedyny nie miał długiej siwej brody, a na jego przystojnej twarzy malowało się znudzenie. Szlachcic krzyknął donośnym głosem:

    — Roberto Caballero, synu Manuela! Jesteś oskarżony o uprawianie czarnej magii i napaść na królewnę Blankę! Czy przyznajesz się do winy?

Na dziedzińcu zapadła cisza. Mężczyzna wpatrzył się w stajennego pełnym pogardy wzrokiem i widać było, że oczekuje, że stajenny się przyzna. Roberto rozejrzał się i westchnął.

    A więc to jest ten moment — pomyślał. Chyba się przyznam. Po co to przedłużać?

Przełknął ślinę i już otworzył usta.

    — Nie! — rozległ się donośny i czysty głos. — Roberto Caballero nie przyznaje się do winy!

Dziedziniec natychmiast wypełniły zaskoczone szepty, a wszystkie oczy zwróciły się ku samotnej postaci, która wyszła z cienia pod arkadami najniższego krużganka. Niektórzy podeszli do barierek, by lepiej przyjrzeć się młodej czarnowłosej kobiecie w olśniewającej czerwono—złotej sukni, która dumnym krokiem szła do platformy na środku dziedzińca.

    — Czy to księżniczka? To Blanka! — słychać było pełne podziwu głosy, kiedy królewna w końcu została rozpoznana.

Król Eduardo poderwał się z czerwoną twarzą i uderzył pięścią w kamienną balustradę. Zaniepokojona królowa też wstała, położyła dłoń na jego ramieniu i coś mu szeptała do ucha. Królewna minęła strażników, którzy ukrywając zaskoczenie, rozstąpili się z szacunkiem.

    — Don Alfonso — mówiąc to, skinęła głową w stronę zaskoczonego prowadzącego, po czym obróciła się i ukłoniła w stronę ławy sędziów — Szlachetni sędziowie.

Wszyscy mężczyźni wstali i również pochylili głowy z szacunkiem.

    — Wasza Wysokość!

Królewna obejrzała się na Roberto i posłała mu krótki uśmiech, a chłopak poczuł, że jego serce roztapia się z zachwytu. Blanka, która już na co dzień olśniewała urodą, teraz wręcz promieniała. Kształtne usta błyszczały w porannym słońcu soczystą czerwienią, lekko uczernione brwi i długie rzęsy jeszcze mocniej podkreślały piękno jej twarzy. Na szyi zawieszony miała cienki łańcuszek ze złotym wisiorem, a głowę zdobiła tiara wysadzana drobnymi rubinami. Wspaniała płomienno-czerwona suknia idealnie opinała bujną figurę młodej kobiety. U góry czerwony materiał z wyraźnym wysiłkiem starał się okryć jej obfity biust. Mężczyźni na taki widok nie tylko nie mogli oderwać oczu, ale również mieli problem z zebraniem myśli. Przy każdym kroku królewny, jej szeroko rozkloszowana suknia poruszała się w pełen gracji, hipnotyzujący sposób.

Po długiej chwili Alfonso zamknął usta i zamrugał, próbując odzyskać zdolność myślenia. Zerknął na środkową kondygnację w kierunku wściekłego monarchy, a potem zwrócił się do Blanki.

    — Wasza Wysokość, oskarżony odpowiada sam, nie ma potrzeby…
    — Ależ Don Alfonso! — przerwała mu księżniczka surowym tonem. — Czy naprawdę oczekiwał pan, że stajenny będzie bronił się samodzielnie? Chłopiec przecież nie zna prawa! Od dziecka ciężko pracował, by szlachetnie urodzeni mieli zawsze gotowego i czystego konia na przejażdżkę.

Twarz Roberto rozpogodziła się, kiedy słyszał pewny i stanowczy głos Blanki i jej trafne argumenty. Prowadzący za to poczerwieniał.

    — Oskarżony mógł poprosić o obrońcę!

Królewna przechyliła głowę i zmrużyła oczy.

    — A czy ktoś mu o tym powiedział? — Założyła ręce na piersiach. — Czy raczej ktoś liczył na szybkie przyznanie się do winy?

Don Alfonso umilkł, kiedy stało się jasne, że próbował jak najszybciej zakończyć proces. Rozległy się niezadowolone szmery.

    — Dobrze więc! — krzyknął zirytowany mężczyzna. — Oskarżony Roberto Caballero, czy zgadzasz się, by w twojej obronie mówiła Jej Wysokość księżniczka Blanka Federica Victoria Antonia de la Luz?

Stajenny z entuzjazmem pokiwał głową i uśmiechnął się szeroko.

    — Tak! — odpowiedział, czując, że wraca mu odrobina nadziei.

Patrzył z zachwytem na królewnę, a ona zwróciła się w stronę króla i dworzan na krużgankach.

    — Roberto nie tylko jest niewinny! — krzyknęła donośnie jasnym głosem. — Należy mu się wdzięczność za uratowanie mnie i całego królestwa!

Rozległy się zdziwione szmery i zaskoczone okrzyki. Król z wściekłości jeszcze bardziej poczerwieniał, ale królowa Ana Lucía wpatrywała się w córkę z podziwem i zaskoczeniem.
Królewna obróciła się znów do prowadzącego i sędziów na ławie.

    — Odpowiem na każdy zarzut — powiedziała z ukłonem pełnym gracji.

W twarzy Don Alfonso nie było już cienia znudzenia ani pogardy. Zmarszczył brwi i zacisnął usta. Rozpoczął chłodną mowę oskarżycielską, pełną wykalkulowanych argumentów i dokładnych opisów złamanych praw.
Roberto zgubił się już po pierwszym zdaniu i przestał słuchać. Zapatrzył się na piękną królewnę, a jego rozmarzone spojrzenie błądziło po całej jej postaci. Królewna wyglądała na bardzo zaskoczoną faktem, że to Don Alfonso wygłasza mowę. Stajenny nie wiedział, dlaczego jest to zaskakujące, czy to dobrze, czy źle. Był pewien jednego: Blanka wyglądała uroczo, kiedy była tak skupiona! Jej oczy o barwie ciemnego złota błyszczały przenikliwie, kiedy uważnie słuchała. Jej głowa była delikatnie uniesiona, błyszczące usta napięły się w skupieniu, a słodkie dziurki w nosie drżały w przyśpieszonym rytmie oddechu.

    Madre mía! Ona jest aniołem. Nie może być inaczej — myślał Roberto, nie zdając sobie sprawy, że otworzył buzię i z taką miną nie wygląda zbyt mądrze.

Kiedy szlachcic zakończył swoją przemowę, dziedziniec znowu wypełniły przytłumione rozmowy, tym razem pełne oburzenia i gniewu. Stajenny rozejrzał się i zauważył dziesiątki pałających nienawiścią oczu wpatrzonych w niego. Zaniepokojony spojrzał na królewnę, a ona pogrążona w myślach dotykała palcem swoich warg.

    — Głos ma obrona! — krzyknął Don Alfonso i usiadł obok sędziów, wyraźnie zadowolony z siebie.

Wtedy zaczęła mówić Blanka. Spokojnym głosem, jeden po drugim obalała argumenty.  
Wyjaśniała, dlaczego czyny oskarżonego tylko z pozoru były naganne, a tak naprawdę postąpił szlachetnie, rozsądnie i w sposób godny najwyższej pochwały. Przedstawiła wydarzenia we śnie, zręcznie pomijając wszystkie niewygodne szczegóły. Roberto znowu nie słuchał. Wpatrywał się w pogrążoną w argumentacji dziewczynę i podziwiał sposób, w jaki mówiła. Nie zauważył nawet, że spojrzenia skierowane na niego stały się pełne sympatii i podziwu. Ludzie kiwali głowami i uśmiechali się do młodego bohatera, który został niesłusznie oskarżony.
Królewna skończyła. Alfonso pochylił się i sięgnął pod ławę. Chwilę czegoś tam szukał, w końcu wstał, trzymając w ręku coś długiego, zawiniętego w białe płótno. Podszedł bliżej oskarżonego i jego obrończyni.

    — Czarna magia ma to do siebie, że umie się zręcznie skrywać — powiedział z naciskiem. — Potrafi wypaczyć rzeczywistość tak, by udawać dobro i piękno! Naiwne, młode dusze niewiast są najłatwiejszym łupem dla przewrotnych czarów.

Popatrzył znacząco na królewską córkę. Blanka zmarszczyła gniewnie brwi, ale nie odzywała się.
Don Alfonso z uśmiechem pełnym złośliwej satysfakcji odwinął biały materiał i podniósł błyszczący przedmiot wysoko do góry!

    — To jest miecz królewny Blanki, znaleziony w sienniku łóżka oskarżonego!

Dziedziniec wypełniły zaskoczone okrzyki, niektórzy dworzanie zerwali się na równe nogi, tłum za bramą zafalował.

    Ja naprawdę jestem idiotą! — pomyślał Roberto, krzywiąc się i kręcąc z niedowierzaniem głową.

Tej pamiętnej nocy, gdy pokazywał Blance spotkanie pary w stajni, poprosił ją, by odpięła broń. Po odprowadzeniu jej do tajemnego przejścia Roberto zaglądnął do stajni i znalazł zapomniany oręż. Zabrał go i schował w swoim łóżku, planując dyskretnie oddać na następny dzień. Kiedy się obudził, na królestwo spadła klątwa. Próbując rozpaczliwie obudzić rodzinę, całkiem zapomniał o ukrytym mieczu. Poczuł ogromny wstyd, że przez jego lekkomyślność cały wysiłek obrończyni poszedł na marne. Zdumiona Blanka patrzyła szeroko otwartymi oczami na ostrze, a cała jej pewność siebie zniknęła. Don Alfonso uśmiechnął się szerzej.

    — Do uprawiania czarnej magii niezbędny jest właśnie taki przedmiot! Bardzo blisko związany z ofiarą! — Mówiąc, szedł dookoła platformy, trzymając ostrze wysoko, by wszyscy dobrze je widzieli. — Oskarżony nie tylko użył go, by uśpić królewnę, ale także omotał jej umysł, by nie dostrzegała prawdziwej natury tego młodego czarownika! Dlatego wszystko, co mówiła o nim, jest wynikiem tych nikczemnych zaklęć!

Szlachcic rzucił ostrze pod nogi Blanki i wpatrywał się z satysfakcją, jak młoda kobieta z przerażeniem usiłuje zebrać myśli.

    Mierda! Tego nie da się wyjaśnić — pomyślał Roberto. Nie bez wspomnienia o nocnej wyprawie do stajni. A za to też należy mi się topór.

W końcu królewna opanowała się na tyle, by ukryć swoje przerażenie i gniew. Świadoma, że nie jest w stanie wytłumaczyć obecności swojego miecza w łóżku stajennego, postanowiła spróbować czegoś innego.

    — Osoba prowadząca proces, nie może być oskarżycielem! — zaczęła. — W prawie napisano…

Don Alfonso bardzo szybko zorientował się, do czego zmierza Blanka i przerwał jej donośnym, ostrym głosem:

    — Ja pani nie przerywałem!

Zaskoczona królewna zaniemówiła. Alfonso przerwał, jednocześnie oskarżając ją o to, co sam właśnie robił. Jej twarz wyrażała szok i niedowierzanie, nie mogła uwierzyć w taką bezczelność.

    — To nieprawda! Przecież ja...
    — Ja pani nie przerywałem! — krzyknął jeszcze głośniej i natychmiast zwrócił się do sędziów z fałszywym oburzeniem — Szlachetni Sędziowie, widzicie sami, jak zostałem potraktowany? Królewska córka najwyraźniej nie rozumie, że w sądzie każdy ma prawo być wysłuchanym i nie można przerywać, jakby słowa osoby niższej rangi nie miały znaczenia!
    — Przecież to pan mi …! — królewna spróbowała coś powiedzieć.
    — A właśnie, że nie! — przerwał jej ponownie, podnosząc ton, jakby to on był ofiarą.

Twarz szlachcica wyrażała oburzenie, ale w jego oczy patrzyły z kpiną. Królewna zamilkła, nieprzyzwyczajona, by ktoś na nią tak krzyczał i bezczelnie kłamał. Widząc drżenie rąk swojej pięknej obrończyni, Roberto zorientował się, że sytuacja wymyka się spod kontroli.
Blanka jednak nie zamierzała się poddawać. Zacisnęła dłonie w pięści, a w jej oczach pojawił się płomień gniewu.
W tym momencie rozległy się pełne przerażenia krzyki, a wszystkie głowy obróciły się w kierunku bramy, za którą tłoczyli się mieszkańcy miasta. Jeden z pilnujących jej strażników szedł wolnym krokiem w stronę platformy, trzymając w ręku zakrwawiony miecz. Za nim, przy bramie, leżało nieruchome ciało drugiego gwardzisty.

    Co jest?! — pomyślał zdumiony stajenny. Co się stało?!
    — Stój! Bernardino! Co robisz? — okrzyki innych strażników przebijały się ponad wrzawę.

Stary mężczyzna po prostu szedł, nie zwracając uwagi na nic. W jego wolnych krokach było coś dziwnie niepokojącego, w nieuchwytny sposób niewłaściwego. Jego nieprzytomny wzrok utkwiony był w jednej z postaci na drewnianym podwyższeniu.
Roberto poczuł, jak wypełnia go zimne przerażenie, a krew odpływa mu z twarzy.  

    Bernardino oszalał i zamordował drugiego strażnika — pomyślał ze zgrozą — A teraz idzie po królewnę!

Gwardziści powoli dobyli mieczy i niepewnie ustawili się, by odgrodzić zbliżającego się Bernardino od platformy.

    — Na co czekacie? — wrzasnął król. — Brać go!

Ośmiu strażników ruszyło powoli w stronę zbliżającego się napastnika. W całej grupie przy platformie najstarszy stopniem był Pedro.

    — Rzuć broń! — krzyknął.

Bernardino zatrzymał się. Oderwał nieprzytomny wzrok od królewny, jakby dopiero krzyk sprawił, że zauważył osiem mieczy wycelowanych w jego pierś. Strażnicy powoli rozsuwali się, otaczając go z każdej strony. Trzech stanęło za nim. Roberto czuł jednak rosnący niepokój. Coś było bardzo nie w porządku. Popatrzył na Blankę. Stała blada i nieruchoma, na jej twarzy rysowało się zaskoczenie i strach.

    Ona też to czuje — pomyślał stajenny.  

Pedro podszedł bliżej starego strażnika i przyłożył miecz do jego szyi.

    — Rzuć broń albo zginiesz! — wrzasnął.

Spojrzenia skierowały się na Bernardino, który trzymał swoje ostrze opuszczone przy nodze. Wszyscy wstrzymali oddech, niemal już słysząc odgłos metalu upadającego na bruk. Przecież szaleniec był otoczony przez ośmiu strażników! Musiał się poddać!
Bernardino jednak nie upuścił broni. Nagłym, nieludzko szybkim ruchem wzniósł miecz w przód i wysoko do góry. Ostrze zatoczyło srebrzyste półkole, po drodze niemal od niechcenia przecinając wyciągniętą rękę Pedro. Groza wypełniła serca wszystkich obserwujących. Wydawało im się, że czas na ułamek sekundy się zatrzymał, a oba miecze niemal znieruchomiały w powietrzu. Jeden, z odciętą dłonią wciąż zaciśniętą na rękojeści, a drugi, wzniesiony wysoko do śmiertelnego ciosu.
A potem oba opadły. Bezwładny miecz Pedro dźwięcznie uderzył o kamienie, a drugie ostrze spadło na jego głowę. Siła ciosu była potworna. Zanim ciało zdążyło się osunąć na bruk, szaleniec kopnął je, przewracając strażników, którzy stali za dowódcą.
Wszyscy nagle zaczęli krzyczeć. Damy dworu mdlały, niektórzy przewracali krzesła w panicznej ucieczce. Sędziowie zapomnieli o godności, w biegu odpinając ciężkie płaszcze. Don Alfonso potknął się i upadł na deski. Tłum zgromadzony za bramą zafalował. Cześć osób uciekała w popłochu, część wpatrywała się z przerażeniem w scenę na dziedzińcu. Manuel rozpaczliwie szarpał kratę, Elena krzyczała do innych, by mu pomogli ja podnieść. Roberto popatrzył na Blankę.  

    — Wasza Wysokość! Uciekaj! Proszę! — krzyknął do niej.

Dziewczyna jednak stała zupełnie bez ruchu, sparaliżowana strachem, niezdolna do jakiejkolwiek reakcji. Pozostali strażnicy w końcu oprzytomnieli i z okrzykiem rzucili się na napastnika. Bernardino błyskawicznie obrócił się w kierunku najbliższych i skoczył w ich stronę. Ciął szerokim łukiem. Ruch był tak szybki, że niemal niezauważalny. Strażnicy nie zdążyli nawet wziąć zamachu, kiedy błyszczące ostrze świsnęło w powietrzu. Dwóch wypuściło broń, chwytając się za straszliwe rany. Zanim upadli na kolana, Bernardino wykonał obrót, a jego ostrze wbiło się w kolejnego strażnika aż po rękojeść. Diego, myśląc, że ma szansę, zaatakował! Liczył, że zdąży zadać cios, zanim napastnik oswobodzi miecz. Nie docenił jego potwornej siły i szybkości. Bernardino ponownie zawirował i jednym płynnym ruchem oswobodził miecz i zadał kolejną śmierć. Diego upadł na bruk, a w jego martwych oczach pozostał wyraz zaskoczenia i grozy.
Pozostałych trzech gwardzistów, zamarło ze strachu. Nie mieli pojęcia jak walczyć z kimś takim. Cofnęli się, a Bernardino znów spojrzał na królewnę. Z jego miecza krew spływała na bruk.

    — Zabić go! — Krzyk króla wzniósł się ponad hałas. — Bić w dzwony! Wołać mi tu wszystkich żołnierzy w mieście! Łucznicy!!!

Strażnicy stojący na murach rzucili się biegiem w stronę najbliższej baszty, w której znajdowały się łuki. Eduardo dobył broni i pobiegł w kierunku schodów prowadzących na plac, znajdujących się dopiero na drugim końcu długiego krużganka.

    — Za mną! Kto ma broń, za mną!— wrzasnął, a kilku odważniejszych markizów i baronów niepewnie ruszyło za nim.

Duża grupa strażników z halabardami wypadła z pomieszczeń przy bramie wewnętrznej. Dwóch kolejnych biegło z drzwi od strony lochu. Napastnik ruszył w stronę królewny.

    — Chronić królewnę!!! — krzyczał Eduardo, a w jego głosie po raz pierwszy słychać było przerażenie.

Starał się biec szybko, ale do schodów było jeszcze bardzo daleko. Ana Lucía była blada jak ściana. Oparła się o balustradę i zacisnęła na niej dłonie.

    — Blanka uciekaj! — krzyczała, ale córka stała bez ruchu, wciąż obezwładniona przerażeniem.

Roberto z bijącym sercem obserwował, jak Bernardino powoli zbliża się do trzech strażników odgradzających go od królewny. Zamiast stawić mu czoła, zaczęli się cofać, a końcówki ich mieczy wyraźnie drżały. Roberto ruszył w stronę królewny. Sam nie wiedział po co, ale nie mógł dłużej tak po prostu stać bezczynnie. Król biegł coraz wolniej i dyszał coraz ciężej.

    — Putas cobardes! — wrzasnął. — Zatrzymajcie go!

Strażnicy zatrzymali się, a wtedy napastnik zaatakował. Ostatnia trójka była już trochę przygotowana na jego straszliwą szybkość i siłę. Odskoczyli do tyłu, cudem unikając ostrza. Roberto podszedł do królewny i stanął między nią a zbliżającym się Bernardino.

    — Wasza Wysokość, proszę! — krzyknął głośno i pchnął ją lekko w stronę najbliższych drzwi.  

Dziewczyna zamrugała, jakby obudziła się ze snu, potknęła się o krawędź czerwonej sukni i zrobiła kilka chwiejnych kroków w tył.
Bernardino widząc to, zapomniał o wszystkim i rzucił się w przód. W swoim szaleństwie spróbował przebiec pomiędzy strażnikami, zupełnie jakby widok uciekającej królewny odebrał mu resztki rozumu. Mężczyźni, mimo przerażenia zareagowali tak, jak zostali wyszkoleni. Trzy miecze wbiły się w ciało starego strażnika. W brzuch, udo i ramię. Stary mężczyzna stęknął, zatrzymał się i zachwiał. Strażnicy byli niemal zaskoczeni, że udało im się trafić straszliwego przeciwnika. Z niedowierzaniem patrzyli, jak czerwona krew barwi niebieski mundur.
Siedmiu gwardzistów z halabardami dobiegło od tyłu i stanęło w gotowości. Dwóch z mieczami dołączyło obok, dysząc ciężko. Dworzanie i mieszkańcy miasta, którzy do tej pory nie uciekli, zamarli w oczekiwaniu. Król, który przebiegł już połowę krużganka, dopadł do kamiennej barierki i oparł się o nią. Wszyscy z nadzieją obserwowali chwiejącego się i krwawiącego napastnika, otoczonego przez dwunastu rosłych strażników.
W tym momencie plamy krwi poczerniały i przestały się powiększać. Bernardino krzyknął z nieludzką furią. Brzmiało to jak kilka nakładających się na siebie okrzyków. Jak gdyby nie jedna osoba krzyczała, ale cały chór. Trójka strażników stojących najbliżej zasłoniła uszy. Ich miecze wysunęły się z ran i spadły na bruk. Bernardino wziął zamach i ciął szeroko. Ostrze błyskawicznie zadało trzy śmiertelne rany. Chmura szkarłatnych kropli opadła jak deszcz. Biała koszula Roberto zaczerwieniła się upiornymi plamami. Popatrzył na królewnę. Mrugała przerażona. Jej piękna twarz i dekolt również pokryły się makabryczną rosą. Podniosła rękę i przesunęła nią po wilgotnym policzku, jakby nie wierząc w to, co się dzieje. Odsunęła coraz mocniej drżącą dłoń i patrzyła z grozą na straszliwą czerwień na swoich palcach. Jej usta również zaczęły się trząść, a oczy wypełniły się łzami.
Roberto zrozumiał, że nie ma nadziei. Napastnik, mimo śmiertelnych ran, jednym ciosem zabił trzech strażników. Dwóch gwardzistów rzuciło broń i z krzykiem uciekło. Pozostali zaatakowali, mimo że wiedzieli już, że nie mają szans. Halabardy opadły w rozpaczliwych ciosach, ale starego strażnika już tam nie było. Poruszał się z nadludzką szybkością, z łatwością unikając ostrzy i zadając śmierć. Strażnicy umierali w nierównej walce, jeden po drugim. Najodważniejsi szlachetnie urodzeni, którzy z początku biegli za królem, nagle gdzieś zniknęli. Eduardo biegł sam córce na pomoc. Przeklinając strażników, zbliżał się do schodów na końcu krużganka. Ana Lucía coraz bardziej rozpaczliwym krzykiem wzywała łuczników.
Roberto obserwował rzeź z szeroko otwartymi oczami. Jego również sparaliżował strach. Ruchy Bernardino były nieludzko szybkie, silne i brutalne. Po chwili pięciu kolejnych strażników było martwych lub umierających. Dwóch ostatnich przy życiu cofnęło się i stanęło tuż obok platformy. Dyszeli ciężko. Ich oczy były nieprzytomne z przerażenia, a mundury pokryte krwią zabitych przyjaciół.
Na całym dziedzińcu trzy osoby stały pomiędzy szalonym strażnikiem a Blanką. Stajenny rozejrzał się, podniósł leżący na deskach podwyższenia miecz królewny, zszedł z platformy i stanął koło dwóch gwardzistów. Spróbował naśladować ich postawę. Ugiął nogi w kolanach. Zagryzł zęby z całej siły, aż zazgrzytały. Na krańcu dziedzińca widział króla, usiłującego jak najszybciej zbiec po schodach. Roberto wiedział, że tęgi monarcha również nie będzie miał żadnych szans w walce z Bernardino.

    Może łucznicy go pokonają? — pomyślał i rzucił spojrzenie na wciąż puste mury. Powinni już niedługo się pojawić. Musimy go tylko jeszcze trochę opóźnić.

Szaleniec wpatrywał się beznamiętnie w królewską córkę. Ruszył do przodu. W tym momencie ostatni dwaj strażnicy nie wytrzymali i po prostu uciekli. Roberto stał bez ruchu, słuchając ich oddalających się krzyków.

    No dobra. Sam go muszę opóźnić. — przełknął ślinę, a jego serce waliło, jak młot.  

Napastnik zrobił kolejny krok. Stajenny był już niemal w zasięgu jego miecza. Bał się. Nie umiał walczyć, ale myśl o ucieczce nawet nie przyszła mu do głowy. Obejrzał się na królewnę. Stała bez ruchu. Patrzyła na zwłoki leżące na dziedzińcu. Łzy ciekły jej po policzkach.



Roberto poczuł, jak ogarnia go potężny gniew na opętanego strażnika. Furia wypełniła jego serce. Zacisnął mocno spoconą dłoń na rękojeści miecza, aż oplatający ją rzemień zatrzeszczał.

    — Demonio jodido! — wrzasnął. — Czego on niej chcesz! Zostaw ją i chodź do mnie!

W tym momencie stało się coś niezwykłego. Głęboko w jego wnętrzu, w samym środku duszy, przebudziła się energia. Nie był pewny, czy pojawiła się pod wpływem gniewu. Czuł, że mogła być tam wcześniej, a silne emocje pomogły tylko ją odnaleźć. Nie zastanawiał się długo. Instynktownie sięgnął umysłem do tego drżącego, potężnego płomienia i poczuł, jak wypełnia go nieznana siła.
Urywany i płytki oddech uspokoił się. Gwałtowne łopotanie przerażonego serca zamieniło się w równy i silny rytm. Świat przed jego oczami zmienił się. Nagle wszystko stało się bardziej wyraźne. Widział więcej niż kiedykolwiek wcześniej i co dziwniejsze, rozumiał, jak to wykorzystać w walce. Zauważał drobne nierówności bruku, gdzie mógłby się potknąć. Miejsca równe i stabilne, doskonałe do wyprowadzenia ataku. W postawie strażnika widział napięcie mięśni, zdradzające jego kolejny ruch. W jego źrenicach dostrzegł kłębiący się, czarny dym. Ręka Roberto zadrżała na rękojeści miecza, gdy stał się on niemal przedłużeniem jego dłoni. Mógłby przysiąc, że czuje powietrze przepływające koło ostrza! Odetchnął głęboko. Ogarnęły go spokój i pewność siebie.  
Bernardino zaatakował. Mordercze cięcie w szyję. Cios zadany z nadludzką siłą i szybkością. Niemożliwy do zablokowania. Niemożliwy do uniknięcia. Rozpaczliwy jęk wydobył się z ust obserwujących. Byli już pewni strasznej śmierci dzielnego stajennego.
Roberto uchylił się, z łatwością unikając ciosu. Dla niego ostrze poruszało się powoli. Trochę zdziwiony powolnym i słabym atakiem, zrobił krok do tyłu, jego stopy odnalazły pewne podparcie, a ręka niemal sama uniosła miecz w kierunku przeciwnika. Jęk rozpaczy zamienił się w zdumione westchnienie podziwu, bo dla innych Roberto poruszył się tak szybko niż nieludzki strażnik, w dodatku z niewiarygodną gracją arcymistrza szermierki.
Bernardino znów rzucił się do ataku. Takie samo proste cięcie w szyję, tylko jeszcze szybsze i silniejsze. Jakby nie mógł uwierzyć, że poprzednie mu nie wyszło. Roberto tym razem nie cofnął się. Błyskawicznie i pewnie zablokował cios. Błysnęła kaskada iskier, kiedy ostrza zderzyły się z siłą, na którą żaden kowal ich nie przygotował. Rozżarzone krople stali spadły na bruk. Roberto poczuł ból w ramieniu. Energia popłynęła do mięśni szerszym strumieniem. Ból zniknął, a siła jeszcze wzrosła i pomogła utrzymać broń w dłoni. Wykorzystując bliskość, spróbował pchnąć w szyję starego strażnika, ale ten błyskawicznie odskoczył. Czarny dym w jego źrenicach kłębił się z wściekłością.
Stajenny odetchnął głęboko, a przeciwnik znów natarł z bezmyślną furią. Cięcie, pchnięcie, obrót i znów cięcie. Roberto uchylał się, wirował, parował i kontratakował. Jego umysł był czysty i skupiony. Miał wrażenie, że oboje poruszają się powoli. Zawsze miał czas zrobić unik, ustawić stopę w idealnym miejscu.
W oczach innych wyglądało to jednak zupełnie inaczej. Osłupiały król stał na schodach z otwartą buzią. Królowa zasłoniła usta, a jej oczy zrobiły się okrągłe ze zdumienia. Blanka patrzyła z niedowierzaniem, a zaskoczenie i podziw przyćmiły jej strach. Obaj walczący poruszali się z nadludzką precyzją i szybkością. Ostrza krzesały snopy iskier, ciosy mijały cel o włos. Z każdą chwilą walka toczyła się coraz szybciej. Wkrótce Roberto i Bernardino zamienili się w rozmyty wir ciał, stali i kurzu. Wyglądali jak chmura burzowa, w której raz po raz wybucha błyskawica. Ich ruchy stały się tak szybkie, że niemal niemożliwe do śledzenia. Metaliczne szczęknięcia następowały po sobie tak szybko, jakby na dziedzińcu trwało kilka pojedynków, a nie jeden. W drzwiach i oknach pojawiało się coraz więcej zaskoczonych twarzy, które z ukrycia obserwowały niesamowitą walkę.
W końcu stary strażnik przerwał i cofnął się o krok. W beznamiętnej twarzy nie było nic ludzkiego, ale w ciemnych oczach pojawiło się coś na kształt zdziwienia. Lewą ręką wyciągnął powoli zza pasa drugie ostrze. Długi, czarny sztylet wydawał się mniejszy i bardziej kruchy, ale z jakiegoś powodu Roberto poczuł niepokój. Ciemne ostrze było przetykane dziwnymi czerwonymi pręgami.
Napastnik zaatakował dwoma cięciami z dwóch stron. Stajenny rzucił się do przodu i zanurkował pod ostrzami. Bernardino z upiornym wrzaskiem obrócił się i znów natarł. Roberto z trudem unikał podwójnych ataków, uchylał się, odskakiwał. Miecz królewny wirował w jego ręku, blokując całą chmarę śmiertelnych ciosów. Stajenny poruszał się z coraz bardziej płynną gracją, jakby z każdą chwilą walki uczył się lepiej korzystać ze swoich zaskakujących umiejętności.
W tym momencie poczuł, że płonąca w nim tajemnicza energia zaczyna się kończyć. Pojawiło się zmęczenie, a koszula przylepiła się do spoconego ciała. Strach ścisnął gardło. Z coraz większym trudem unikał kolejnych ciosów. Z przerażeniem czuł, jak ogień w nim gaśnie. Był już pewny, że energii zostało tylko na kilka sekund walki.

    — Stój! — krzyknął, podniósł rękę i cofnął się.

O dziwo stary gwardzista zatrzymał się. Obaj dyszeli przez chwilę w milczeniu. Roberto skupił się, sięgnął w głąb siebie i przestał używać energii, tak by zachować jej resztę. W okamgnieniu ogarnęła go słabość i potworne zmęczenie, jakby nagle spadł na niego cały wysiłek walki. Wszystkie mięśnie przeszył przeraźliwy ból. Zakręciło mu się w głowie, a fala nudności uderzyła w żołądek. Miecz stał się nagle straszliwie ciężki. Wysunął się z drżącej ręki i z głośnym brzękiem uderzył w bruk. Stajenny zatoczył się i z najwyższym trudem powstrzymał wymioty.
Bernardino wziął zamach i zbliżył się. Roberto w ostatniej chwili przypomniał sobie, jak wcześniej udało się rozproszyć przeciwnika.

    — Blanka, uciekaj! — krzyknął z wysiłkiem.

Tym razem królewna pokonała swój strach. Usłyszał szelest sukni, gdy rzuciła się do ucieczki. Bernardino momentalnie skierował całą swoją uwagę w jej stronę. Roberto przymknął oczy i sięgnął umysłem do resztek płomiennego gorąca. Momentalnie odzyskał siłę. Ból zniknął, a czas niemal stanął w miejscu. Opętany strażnik niemal zamarł w pół ruchu, biegnąc za uciekającą królewną. Stajenny błyskawicznie kucnął, chwycił miecz i szerokim ciosem przeciął nogi przeciwnika. Zanim Bernardino upadł, Roberto wyskoczył wysoko, zawirował i zadał potężny cios w szyję. W atak włożył całą swoją siłę, wzmocnioną obrotem. Ostrze z niewiarygodną prędkością i precyzją świsnęło w powietrzu! Ciało strażnika gruchnęło o bruk z głuchym łoskotem, a odcięta głowa potoczyła się obok. Z rany, zamiast krwi, sączył się czarny, wirujący dym i znikał między kamieniami bruku. Energia się skończyła. Młody mężczyzna upadł na kolana, upuszczając broń i krzycząc z bólu, który wrócił do niego jeszcze silniejszy.
Wszyscy na dziedzińcu oniemieli i przez chwilę słychać było tylko pełne cierpienia jęki stajennego. A potem nastąpiła eksplozja okrzyków radości.
Roberto drżał i krzywił się z bólu. Podpierał się rękami o zachlapany krwią bruk. Zacisnął zęby. Żołądek podszedł mu do gardła. W oczach pociemniało. Nigdy w życiu nie był tak zmęczony. Każdy oddech był wyzwaniem.

    Umieram — pomyślał. Więc to takie uczucie. Dobrze, że Blanka jest wreszcie bezpieczna.

Ktoś dotknął jego ramienia. Ciepła, drobna dłoń.

    — Roberto! — Usłyszał jej pełen troski głos, mimo coraz głośniejszej wrzawy. — Roberto! Co z tobą? Jesteś ranny?

Uśmiechnął się, a kojące ciepło dotyku królewny zdawało się przynosić mu ulgę.

    — Trochę się zmęczyłem. — wyszeptał z trudem, nie chcąc się przyznać, że umiera.

Kucnęła przy nim, jej ręka wciąż na jego ramieniu.

    — Och Roberto! Dziękuję ci! Jak ty to zrobiłeś? Walczyłeś jak … jak … sama nie wiem. W nim była ta ciemność! Ze snu! Och, Cielos! Jak to dobrze, że go pokonałeś! Ja … tak się bałam! Nie mogłam się ruszyć! A ty byłeś wspaniały! Nie wiedziałam, że potrafisz tak walczyć!

Przymknął oczy, czując, jak obmywa go potok jej słów. Myśli o śmierci zniknęły. Jej wdzięczność, ulga i podziw były jak najcudowniejszy balsam, a ból i zmęczenie wyraźnie osłabły. Chciał zapamiętać tę chwilę na zawsze.

    — Ja też … nie wiedziałem, że w ogóle umiem walczyć.

W końcu z pomocą królewny Roberto ostrożnie wstał i rozejrzał się. Na krużgankach wiwatował niemal cały dwór, na murze pojawiły się sylwetki kilkunastu łuczników.

    No oczywiście! Teraz przyszli, kiedy już nie są potrzebni! — pomyślał, kręcąc głową.  

Pod podniesioną kratą bramy wbiegali ludzie i strażnicy wezwani z odległych części miasta. Wielu patrzyło z przerażeniem na zasłany trupami dziedziniec, inni wychwalali stajennego. Uśmiechnął się słabo do stojących niedaleko rodziców. Widział ulgę i szczęście na ich wciąż bladych twarzach.
Królewna nagle odsunęła się od Roberto, chwyciła brzeg sukni i pochyliła się w pełnym szacunku ukłonie. Zaskoczony stajenny obrócił się.
Wielkimi krokami, zbliżał się król.

    — Ty draniu! — krzyknął jowialnie i roześmiał się głośno, nie kryjąc ulgi i ekscytacji.

Przestraszony Roberto przyklęknął, ale Eduardo złapał go za ramiona i podniósł.

    — Ty kochany draniu! — wrzasnął jeszcze głośniej i zmiażdżył chłopaka w królewskim uścisku.

Roberto aż jęknął z bólu. Królewna zaniepokojona podeszła bliżej.

    — Ojcze, ostrożnie! — krzyknęła. — On jest wyczerpany!

Król puścił stajennego, nie przestając zanosić się radosnym śmiechem.

    — Zuch chłopak! — powiedział, klepiąc go w ramię. — Uratowałeś moją córkę!

Stajenny skrzywił się w bolesnej próbie uśmiechu. Potężne klepnięcia króla niemal wyciskały mu łzy z oczu.

    — Wasza Wysokość! To zaszczyt! — udało mu się wykrztusić.

Król spoważniał i rozejrzał się po pobojowisku. Jego wzrok padł na trupa Bernardino.

    — Ten demon zabił czternastu strażników! — Pokręcił głową z niedowierzaniem. — I to bez wysiłku! — Popatrzył na stajennego z podziwem. — A ty go pokonałeś! Nigdy nie widziałem, by ktoś tak walczył!

Roberto nie wiedział, co powiedzieć, więc tylko wzruszył ramionami. Ruch ten wywołał kolejny grymas bólu. Tłum coraz gęściej wypełniał plac. W pewnym momencie ludzie rozstąpili się, robiąc przejście. Królowa podbiegła do córki, objęła ją i przytuliła do siebie. Dziewczyna przymknęła oczy, a jej wciąż brudna twarz rozjaśniła się w pełnym ulgi uśmiechu. Król wyciągnął miecz.

    — Cisza! — krzyknął donośnym głosem.

Odczekał chwile, a wszyscy na całym dziedzińcu zamilkli i wpatrzyli się we władcę.

    — Nasze Królestwo po raz kolejny zostało zaatakowane! Tym razem czarna magia opętała strażnika i dała mu nieludzką siłę!  

Poddani słuchali w milczeniu.

    — Ponieśliśmy dziś wielką stratę, to prawda. Wielu zginęło, próbując powstrzymać szaleńca. Strata jednak byłaby o wiele większa, gdyby nie ten dzielny młodzieniec!

Król wskazał na Roberto, a wszystkie oczy zwróciły się na niego. Stajenny lekko się zaczerwienił.

    — Biorę was wszystkich na świadków! Roberto obronił królewnę i królestwo! Wykazał się wielką odwagą! Ryzykował życiem i zwyciężył potężne zło!  

Wybuchły okrzyki i rozległy się brawa. Monarcha podniósł rękę i tłum znów zamilkł.  

    — Swoim poświęceniem Roberto udowodnił też, że był niesłusznie oskarżony! Oznacza to, że to rzeczywiście on obudził Blankę i nas wszystkich z przeklętego snu!

Rozległy się gromkie wiwaty. Król podszedł bliżej stajennego.

    — Do licha synu — powiedział do niego cicho. — Nie zdarza mi się to często, ale pomyliłem się. Przyjmij moje przeprosiny.

Roberto nie miał pojęcia, co się dzieje. Ból mięśni i wyczerpanie sprawiały, że trudno mu było myśleć jasno. Spoglądał dookoła na radosne twarze i spojrzenia pełne podziwu. Zrozumiał, że król go chwali i że chyba jednak nie zostanie ścięty. Jednak nie mógł pojąć, dlaczego monarcha go przeprasza.

    — No… nie ma za co, Wasza Wysokość! — powiedział zmieszany.

Eduardo wybuchnął swoim gromkim śmiechem. Po raz kolejny uciszył poddanych, po czym położył miecz na ramieniu stajennego.

    — Od dziś będziesz znany jako Don Roberto Caballero, kapitan gwardii przybocznej królewny Blanki!

Przez tłum przebiegł szmer podziwu. Roberto patrzył tylko z otwartymi ustami, jakby zupełnie nie zrozumiał. Elena zasłoniła usta i obróciła się do osłupiałego Manuela. Królewna Blanka uśmiechała się szeroko, jej twarz wręcz promieniała radością. Ana Lucía dostrzegła niespodziewany zachwyt córki i uniosła brwi w zaskoczeniu. Król kontynuował podniesionym głosem.

    — Od dziś twoim jedynym obowiązkiem będzie bezpieczeństwo królewny! Pokazałeś, że nikt w tym ci nie dorównuje! Będziesz przy niej dzień i noc! Nie odstąpisz jej nawet na krok!

Wyraźnie zaniepokojona królowa wychwyciła szczególny rodzaj rozmarzenia w oczach Blanki i podeszła szybkim krokiem do króla i położyła mu rękę na ramieniu.

    — Myślę, że szczegóły możemy ustalić później! — szepnęła. — Don Roberto powinien teraz odpocząć!

Eduardo, wyraźnie zaskoczony, podrapał się w skroń.  

    — Ach, tak... tak — rzekł, zastanawiając się nad słowami królowej. — Masz rację, najdroższa. Powinien odpocząć.

Roberto opanował w końcu zaskoczenie i ukłonił się głęboko.

    — Dziękuje Wasza Wysokość! — wyszeptał z przejęciem.

Król skinął głową z uśmiechem, a potem zwrócił się do kilku służących stojących najbliżej.

    — Uprzątnijcie dziedziniec! Truchło demona spalcie dokładnie! Ciała strażników obmyjcie i ułóżcie w zamkowej kaplicy. Wieczorem uczcimy ich honorową śmierć.

Służący ukłonili się i rozbiegli, a Eduardo zauważył w pobliżu Javiera.

    — Sierżancie Delgado, aresztuj tych tchórzy, którzy uciekli. Zdegraduj ich i niech posiedzą miesiąc w lochu.
    — Tak jest, Wasza Wysokość! — Javier zasalutował.

W całym tym zamieszaniu Roberto stał bez ruchu, wciąż nie mogąc do końca zrozumieć, co dokładnie się wydarzyło. Blanka podeszła do niego i ukłoniła się, co tylko jeszcze pogłębiło jego dezorientację.

    Król nadaje mi tytuł szlachecki — pomyślał. Księżniczka mi się kłania. Koniec świata!

Roberto odwzajemnił ukłon, zauważając, że Blanka starła większość krwi z twarzy i dekoltu. Mimo to kilka czerwonych smug pozostało i przeplatało się na jasnej skórze z resztkami czernidła, które wraz ze łzami spłynęło z długich rzęs. Zastanawiał się, jak to możliwe, że jej umorusana twarz wydaje mu się jeszcze piękniejsza. Królewna wygładziła suknię.

    — Proszę, proszę — jej twarz promieniała nieukrywaną radością. — Co za niespodziewany awans! W pełni zasłużony, jeśli mogę dodać. Rzadko zdarza się ojcu podjąć tak trafną decyzję. Ale kto zajmie się moim Murciélago?

Były stajenny uśmiechnął się niepewnie.

    — Ja… wciąż nie wiem, co się stało — odpowiedział, drapiąc się w głowę. — Dopilnuję, by to Luis zajął się twoim rumakiem, Wasza Wysokość. To najlepszy chłopak w stajni, można na nim polegać.

W oczach królewny pojawiły się wesołe iskry.  

    — Ciekawe czy polubię nowego kapitana mojej gwardii — Przechyliła lekko głowę.

Roberto nagle spoważniał.

    Jak ja sobie poradzę! — pomyślał i zaczęło do niego docierać, jak ogromna odpowiedzialność spadnie na niego.

Przyszył go dreszcz strachu i niepewności, a jego twarz zbladła.

    — Nie wiem, ja … nie mam pojęcia, jak być kapitanem! Co… co właściwie mam robić? — Zaczął plątać się coraz bardziej.

Królewna, widząc jego nagły niepokój, podeszła bliżej i wyciągnęła dłoń, aby położyć mu ją na ramieniu. Zawahała się jednak, przypominając sobie, że otacza ich tłum i cofnęła szybko rękę.

    — To proste. Masz tylko być przy mnie dzień i noc. — powiedziała cicho, z zagadkowym uśmiechem.

Serce nowo mianowanego kapitana zabiło szybciej. Sposób, w jaki królewna wypowiedziała te słowa, wzbudził w nim dziwną ekscytację, która zaczęła rozpraszać jego niepokój.

    — Ale … muszę też wydawać rozkazy innym, dopilnować ich zadań …
    — Spokojnie. Poradzisz sobie. — zapewniła go, patrząc mu w oczy — Pomogę ci. A Juanita poprosi Javiera o wskazówki.

Roberto odetchnął głęboko, czując się trochę lepiej. Uśmiechali się do siebie przez chwilę w milczeniu, a dookoła biegali służący i strażnicy. W pięknych ciemnozłotych oczach Roberto widział wyraźnie ślad przeżytego koszmaru. Błyszczały wesołą wdzięcznością, ale nie były już aż tak beztroskie, jak wcześniej. Serce ścisnęło mu się boleśnie.

    Muszę ją lepiej chronić. — postanowił. Taka sytuacja nie może się więcej powtórzyć! Muszę zrozumieć, co się stało. Dlaczego Bernardino? Co to za energia pomogła mi w walce. Skąd wziąć jej więcej?

Roberto stał pogrążony w rozmyślaniach, a Blanka spojrzała w dół i podniosła z ziemi swój miecz. Piękne niegdyś ostrze było całe poszczerbione i pokryte głębokimi rysami. Zmarszczyła brwi i spojrzała z gniewem na Roberto.

    — Zniszczyłeś mój miecz! — krzyknęła z udawaną pretensją. — Czy wiesz, ile on kosztował!?

Zdziwiony Roberto po raz kolejny otworzył usta.

    — Przecież nie mogłem słabiej blokować Wasza Wysokość! Jego ciosy… — zaczął się tłumaczyć, ale przerwał, kiedy królewna się roześmiała.

Jak cudownie brzmiał jej śmiech! Ignorując ból mięśni, skrzyżował ręce na piersiach i uśmiechnął się łagodnie.

    — Nieładnie tak sobie stroić żarty ze swojego obrońcy, Pani! — upomniał ją.

Królewna wzruszyła ramionami.

    — Jeśli mam wytrzymać zapach obrońcy dzień i noc, potrzebuję naprawdę dużo żartów!

Roberto pokręcił głową i zmrużył oczy.

    — Od dziecka ciężko pracowałem, by szlachetnie urodzeni mieli zawsze gotowego i czystego konia na przejażdżkę. — Ukłonił się. — Zapach stajni jest moją dumą!

Królewna uniosła brwi w podziwie.  

    — To bardzo ciekawe. Tytuł szlachecki i od razu twój język zrobił się bardziej cięty!
    — A ja nie sądziłem, że nos Waszej Wysokości stał się tak wrażliwy.

Roberto nie rozumiał, jak to możliwe, że po tych strasznych wydarzeniach rozmawia im się tak swobodnie. W tym momencie Blanka zauważyła, że królowa Ana Lucía bacznie ich obserwuje. Królewna spoważniała i wyprostował się z godnością.

    Don Roberto, jeszcze raz dziękuję! Do zobaczenia! — powiedziała głośno i uprzejmie.

Roberto zdążył tylko skinąć głową, a ona odeszła szybkim krokiem w stronę pałacu. Jej policzki płonęły odrobinę głębszym odcieniem czerwieni, niż pokrywające je szkarłatne smugi.

Rozdział 15

Komnata służących była tej nocy niemal pusta, co zdarzało się niezwykle rzadko. Juanita w długiej koszuli nocnej przypominającej luźną sukienkę, stała koło swojego łóżka, zaplatając rudy warkocz i patrząc w niewyraźne odbicie w lustrze.



Pokój, zazwyczaj wypełniony cichymi plotkami i śmiechami sześciu dziewcząt, był teraz cichy i spokojny. W ciemności majaczyło pozostałe pięć pustych łóżek, a drżące, ciepłe światło świecy oświetlało samotną postać drobnej rudowłosej kobiety.
Maria poszła pomóc chorej matce, Carmen została wezwana przez swoją kuzynkę, która właśnie rodziła. Rosa musiała pracować przy posiłkach dla straży, Leonor opiekowała się dzieckiem jednej z dam dworu, a Sofia wyjechała do rodzinnej wioski na pogrzeb bliskiego krewnego.

    Może choć raz się wyśpię porządnie? — pomyślała i ziewnęła.

Palce młodej kobiety zręcznie przeplatały włosy podzielone na trzy długie pasma, starannie i z wprawą układając każdy splot. Wpatrywała się w swoje odbicie, a piękny, płomienny warkocz stawał się coraz dłuższy. Nie chciała myśleć o tym, co wydarzyło się na dziedzińcu. Na szczęście była wtedy w kuchni, a Javier odsypiał nocny dyżur i przybiegł dopiero, kiedy było po wszystkim. Nie mogła uwierzyć w opowieści które do niej dotarły.

    Biedni strażnicy… to straszne, co ich spotkało — pomyślała i pusta komnata wydała się nagle o wiele ciemniejsza.

Odetchnęła głęboko, szukając w głowie jaśniejszych myśli i od razu przypomniała sobie ulubioną chwilę z tego dnia: serdeczny uścisk królewny, miękki dotyk jej włosów i melodyjny głos pełen ulgi, radości i wdzięczności. Ciepłe wspomnienie od razu przegnało mrok, a piegowatą twarz rozświetlił ciepły uśmiech. Przed oczami stanął jej kolejny cudowny moment, kiedy pokazała zdobytą suknię, a błysk zachwytu w oczach Blanki był najlepszą nagrodą.

    Dlaczego ja lubię jej pomagać? — zastanowiła się.

Często robiła o wiele więcej, niż wymagano od prostej służącej. Uwielbiała momenty, gdy zdziwiona Blanka odkrywała, że książki są nagle posortowane alfabetycznie, owoce na tacy ułożone według kolorów, a za zapomnianą szafką, odsuniętą w poszukiwaniu szczotki, nie ma ani odrobiny kurzu.

    Bo po prostu jest taka cudowna — pomyślała i wzruszyła ramionami do lustra.

Królewna zawsze była dla niej dobra, ciepła i uprzejma. Często towarzyszyła jej przy pracy, rozmawiając i śmiejąc się razem z rudowłosą służącą. Owszem, ostatnio łatwo wpadała w złość, ale przecież wciąż nie odpoczęła po chorobie.

    Poza tym, jej brwi się wtedy tak uroczo marszczą — myślała o rozgniewanej królewnie, a uśmiech nie znikał z jej ust.

Sięgnęła myślami, szukając kolejnych miłych chwil i zupełnie niespodzianie przed oczami stanął jej wspaniały widok oświetlonego porannym światłem, nagiego ciała królewny, która podchodziła, by się przebrać. Obraz był bardzo wyraźny, jakby został wypalony w umyśle promieniami słońca. Juanita spoważniała, a jej serce gwałtownie przyśpieszyło.

    Nie wolno mi o niej tak myśleć! — upomniała samą siebie.

Skupiła się na warkoczu i wpatrzyła się w stare, zmatowiałe lustro. Jej odbicie, mimo że zawsze była z niego zadowolona, to teraz w porównaniu ze wspomnieniem Blanki, wydało się zupełnie nijakie i pozbawione kobiecości. Chuda twarz patrzyła na nią ze smutkiem, a piegowate dłonie kończyły wiązać wstążkę.

    Chciałabym być choć trochę taka jak ona — pomyślała, zerkając na swoje skromne kształty.

Królewna zawsze wydawała się piękna, ale dopiero dziś, gdy zobaczyła ją nago, zauważyła w pełni jej olśniewającą urodę. Nigdy nie przypuszczała, że będzie mogła pomagać jej również przy przebieraniu. Tylko damy dworu miały ten przywilej. Przypomniała sobie delikatność skóry królewny, miękkie, pełne kształty, które budziły w podziw i dziwny zachwyt. Kiedy ciasno wiązała gorset, nie mogła oderwać oczu od pantalonów, które pięknie układały się na cudownie pełnych pośladkach.

    — Przestań! — skarciła się ostro w myślach i zdmuchnęła świecę.

Pokój wypełnił się ciemnością, zmieszaną z odrobiną srebrzystego światła księżyca. Juanita weszła do łóżka i otuliła się wygodnie ciepłą kołdrą. Sen jednak nie przychodził, a nieposłuszne myśli wciąż krążyły wokół królewny, jej niezwykłego piękna i uroku. Znów zobaczyła czarne jak heban, lekko splątane po nocy włosy sięgające kaskadami aż do jędrnych, zmysłowych piersi, które mimo ogromnego rozmiaru unosiły się wysoko, jakby ciążenie nie śmiało nawet zbliżyć się do takiego ideału. Delikatne, jasno różowe sutki, spały jeszcze w szerokich, miękkich aureolach. Poniżej, zadziwiająco wąska talia rozpływała się w szerokie biodra i kształtne uda, o skórze tak delikatnej, że promienie słońca zdawały się ślizgać po niej z rozkoszą. Widok delikatnego wzgórka między udami wstrząsnął nią mocniej, niż się spodziewała. Cudownie gładka, blada skóra, pozbawiona najmniejszego włoska przyciągnęła jej wzrok na zbyt długą chwilę. Później nie mogła powstrzymać drżenia rąk, kiedy przesuwała grzebieniem po kruczoczarnych włosach Blanki.
Nawet teraz poczuła uroczystą radość, zachwyt i wstyd, które towarzyszyły w tamtej chwili.
Szczupłe dłonie same zanurkowały pod kołdrę, niemal zupełnie bez udziału woli. Zaczęły wędrować po miękkim materiale nocnej koszuli. Odnalazła swoje własne, nieduże piersi i pogładziła je. Zastanowiła się, jak wspaniały i zmysłowy byłby dotyk obfitego biustu królewny. Palce Juanity zaczęły się poruszać z nieśmiałą delikatnością, jakby mimo pustej komnaty wciąż bała się, że ktoś może zauważyć zdradliwy rytm poruszającej się kołdry lub usłyszeć nieprzyzwoicie regularny szelest. Jej niepewny dotyk odnalazł mocno nabrzmiałe i wrażliwe sutki.

    To przez myśli o Blance? — pomyślała zaskoczona ich twardością.

Przyjemność wypełniła ciało dziewczyny, przeganiając senność. Ruch palców stawał się coraz śmielszy, a rytmiczny szelest coraz mocniej wypełniał ciszę komnaty. Zrzuciła z siebie kołdrę i pociągnęła luźną sukienkę w dół, bezwstydnie odsłaniając piersi. Blade światło wpadające przez okno oświetliło dwa skromne pagórki, zwieńczone nabrzmiałymi szczytami. Juanita westchnęła, kiedy ciepły dotyk palców zatańczył bezpośrednio na odsłoniętej i spragnionej pieszczot skórze. Wyobrażała sobie, że to Blanka dotyka jej ciała, że to delikatne, królewskie dłonie przynoszą tę zakazaną przyjemność.

    Och Wasza Wysokość, dlaczego ja o tobie myślę w ten sposób? A co z Carlosem? A Javier? — drżąc, starała się w myślach opanować emocje.

Fale wstydu uderzały raz po raz, ale palce wcale nie zwalniały rytmu. Rozkosz przeplatała się z wyrzutami sumienia tworząc warkocz coraz silniejszych odczuć. Wspomnienie dwóch cudownych mężczyzn wplotło się w marzenia o królewnie. Wyobraźnia Juanity rozpaliła się jeszcze bardziej, gdy pojawił się w niej buzdygan, a zaraz za nim bułat. Palce mocniej zadrżały, a na policzkach młodej służącej rozkwitał coraz głębszy rumieniec, gdy bezwstydnie wyobraziła sobie dwóch mężczyzn i ich rytmiczne, twarde ruchy, wbijające się w miękkość jej piersi. Jeden w jedną, drugi w drugą.
Przygryzła wargę i cichutko zajęczała, trochę z rozkoszy, a trochę ze wstydu za tak nieprzyzwoite wyobrażenia. Czuła, jak wilgotne ciepło rozkwita obficie w podbrzuszu. W myślach zobaczyła nad sobą cudowną twarz królewny, która uśmiechała się do niej, a czarne loki powoli opadały na jej blade, pokryte piegami ciało, jak ciepły, cudownie przyjemny letni deszcz. Wilgotne napięcie między udami płonęło coraz silniejszą potrzebą. Przyciągana tym pragnieniem czarna chmura zaczęła zsuwać się w dół po jej ciele, delikatnie pieszcząc skórę miękkimi falami. Juanita zadrżała czując, jak ta piękna burza nieuchronnie zbliża się do najbardziej intymnego miejsca.

    Czy można myśleć o kobiecie w ten sposób? Jak bardzo to jest złe? — zastanawiała się w głowie, rozkładając szeroko uda i podciągając w górę brzeg nocnej koszuli.  

Juanita nie miała już władzy nad swoją wyobraźnią. Umysł sam sięgał do ukrytych pragnień i podsuwał bezwstydne obrazy i odczucia. Dwa sztywne drągi nieustannie pieściły piersi, a królewna wpatrywała się z zachwytem w jej rozwarty owoc. Niemal czuła na udach dotyk włosów i gorący szybki oddech. Nawet wyobrażeni Javier i Carlos rzucali pełne ognia spojrzenia na Blankę.

    — Och, moja Pani! — Juanita szepnęła w ciemności, głosem pełnym uwielbienia.

Jej dłonie oderwały się od drżących, zaczerwienionych piersi i sięgnęły w dół, zanurzając się w miękkich, czarnych lokach. Mężczyźni zniknęli. Chwyciła za tiarę i pociągnęła głowę Blanki w dół, jednocześnie pośladki napięły się, unosząc w górę biodra. Królewna zdążyła tylko westchnąć z zachwytem i jej śliczne, pełne usta złączyły się w zakazanym pocałunku z chciwie rozwartymi wargami Juanity. Palce rudowłosej służącej poruszały się zręcznie, a cichutki, wilgotny odgłos wypełnił niewielkie pomieszczenie wyraźnym rytmem.  
Zatopiona w marzeniach Juanita nie czuła swojego własnego dotyku, a jedynie cudowną rozkosz, spływającą z ust i języka królewny. Policzki młodej służącej płonęły wstydem, kiedy Jej Wysokość z wprawą odnalazła w rozwartej muszelce małą, wrażliwą perełkę i obsypała ja gradem pocałunków. Juanita wciągnęła głęboko powietrze i cała zadrżała, zdumiona gwałtownie rosnącą siłą rozkoszy. Nigdy jeszcze nie snuła marzeń o intymnej czułości z inną kobietą i jej zaskoczone ciało niemal natychmiast osiągnęło szczyt. Nagła eksplozja, potężniejsza niż zwykle, wycisnęła długi jęk z jej ust. Gorące wnętrze zaciskało się rytmicznie się wokół wciąż poruszających się w nim palców. Intensywna przyjemność bezlitośnie wyginała ciało Juanity na coraz bardziej pomiętej pościeli, a rude włosy wymykały się ze starannie upiętego warkocza. Bezwstydna wyobraźnia wciąż malowała obraz nagiej królewny, podświetlonej porannym słońcem, spijającej z zachwytem rozkosz z pulsującego wnętrza.
Dziewczyna w końcu znieruchomiała i leżała w ciszy, otulona srebrzystą ciemnością, a oddech powoli się uspokajał. Błogie i pełne satysfakcji ciepło żarzyło się między udami.

    Co się ze mną dzieje? — pomyślała. Carlos, Javier, a teraz jeszcze marzę o królewnie?

Wytarła wilgotne palce w uda, poprawiła sukienkę i przykryła się kołdrą. Coraz bardziej senna, myślała o dziwnej, nienaturalnej namiętności, która się w niej przebudziła. Wstyd i wyrzuty sumienia próbowały walczyć ze słodkim uczuciem spełnienia.

    Muszę jej wszystko powiedzieć — postanowiła z determinacją. Może wybaczy mi i pozwoli chociaż w kuchni zostać.

Robiła się coraz bardziej śpiąca. W głowie krążyła niewyraźna myśl, że być może nie będzie już mogła spędzać tyle czasu z Blanką i senność zmieszała się z głębokim żalem. Łzy wypłynęły spod zamkniętych powiek. Zasnęła, czując ich wilgoć na poduszce.



Obudziło ją ciche skrzypnięcie otwieranych drzwi.  

    Pewnie Sofia wraca z toalety — pomyślała zaspana, nie otwierając oczu.

Ktoś zamknął za sobą drzwi i ciche kroki zaczęły się zbliżać. Otulona snem Juanita nie pamiętała, że dziś żadna z dziewcząt nie śpi w pokoju. Ciepła dłoń ostrożnie pogładziła jej włosy. Dziewczyna drgnęła ze zdziwieniem.  

    — Co się dzieje, Sofí? — szepnęła, myśląc, że budzi ją przyjaciółka.
    — Martwiłem się o ciebie! — Niski głos Carlosa był pełen troski.

Zdziwiona, otworzyła szeroko oczy. Obróciła się i usiadła w łóżku, jedną dłonią opierając się o materac, a drugą zasłaniając się kołdrą. Mężczyzna klęczał obok, a jego zaniepokojona twarz oświetloną była jedynie bladym światłem gwiazd. Wyglądał trochę zabawnie w koszuli nocnej.

    — Carlos? — wyszeptała z niedowierzaniem, powstrzymując uśmiech — Co ty tu robisz?

Jej serce przyśpieszyło pod wpływem ogromnej radości, podszytej nutą strachu. Rozejrzała się z niepokojem po pustych łóżkach dookoła i odetchnęła z ulgą, kiedy przypomniała sobie, że dziś wyjątkowo jest sama w sypialni.

    — Spokojnie, to tylko ja — powiedział cicho i uśmiechnął się. — Podsłuchałem rozmowę Rosy i kucharek, że dziś panna Suarez wyjątkowo śpi całkiem sama w pokoju. Pomyślałem, że po dzisiejszych wydarzeniach możesz bać się sama.

Juanita uśmiechnęła się, jak obecność drogiego jej mężczyzny sprawia jej ogromną radość. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo za nim tęskniła.

    — Spałam całkiem dobrze. — szepnęła wesoło, przesuwając się bliżej brzegu łóżka, w stronę Carlosa — Ale potem ktoś się do mnie zakradł, obudził mnie i przestraszył!

Pomimo udawanej pretensji zarzuciła mu drobne ramiona na szyję i przytuliła się do niego w niezdarnym objęciu. Carlos zaśmiał się cicho.

    — Przepraszam, ptaszyno! — wymruczał zachwycony przywitaniem.

Dziewczyna przyciskała policzek do miękkiej, posrebrzanej światłem księżyca brody, a ramiona mężczyzny otoczyły ją z czułością. Chłonęła jego siłę i cudowny zapach bezpieczeństwa, w którym dziś wyczuła słodką wanilię z nutą drożdży.

    Pewnie piekł słodkie bollos na śniadanie — uśmiechnęła się do tej myśli.

Po chwili wyczuła delikatny nacisk na brzuchu, osunęła się i spojrzała na miejsce, gdzie materiał koszuli nocnej Carlosa był napięty i uniesiony przez coś dużego i twardego.

    — Ojej! — szepnęła. — Coś mi się wydaje, że nie tylko troska cię tu sprowadziła. O czym jeszcze myślałeś idąc do mnie w nocy?

Carlos uśmiechnął się szeroko.

    — O niczym nie myślałem, Nita! Słowo kucharza! — zapewnił ją. — Ale co mam poradzić, kiedy przytula mnie najpiękniejsza panna na zamku!

Juanita uwielbiała komplementy, więc spróbowała delikatnie sprowokować ich więcej.

    — Chyba od tego gotowania całkiem straciłeś rozsądek, skoro tak uważasz — Pokręciła głową z udawanym smutkiem.

Carlos zmarszczył brwi i natychmiast zaczął opisywać jej piękno gorącym szeptem. Juanita słuchała z przyjemnością, doceniając szczerość i zapał w jego głosie. Uśmiechała się, a przyjemne ciepło zaczęło wypełniać jej ciało. Szept Carlosa stawał coraz bardziej namiętny, w miarę jak zachwyty nad jej wyglądem docierały do miejsc zwykle zakrytych przed męskim wzrokiem. Kiedy zaczął opisywać urodę jej piersi, Juanita przerwała mu.

    — Carlos, przestań! — szepnęła. — Teraz to już przesadzasz! Wiem, że moje bułeczki są żałośnie małe i płaskie. Nie musisz udawać, że jest inaczej.

Szefa królewskiej kuchni na chwilę zatkało z oburzenia. Złapał się za głowę, jakby ktoś właśnie śmiertelnie obraził jego najlepsze danie.

    — Nita! — szepnął w końcu z przejęciem. — One są najpiękniejsze! Po prostu idealne! Mają najcudowniejszy, najdelikatniejszy kształt, jaki widziałem! A te słodkie rodzynki? Nic bym w nich nie zmienił! Nie wolno ci o nich tak źle mówić!

Zachichotała, słysząc jego pełen pasji sprzeciw. Mówił z tak szczerym zachwytem, że pozwoliła sobie mu wierzyć. Może rzeczywiście, mimo niewielkiego rozmiaru jej biust może przyciągać męskie spojrzenia?

    — Ja tam swoje wiem — szepnęła i wzruszyła ramionami, ukrywając uśmiech. — Po prostu nie wyrosły. Widocznie za mało jadłam drożdży.

Carlos stłumił wybuch śmiechu, zasłaniając usta dłońmi. Juanita podała mu poduszkę.

    — A może po prostu były za krótko wyrabiane? — szepnęła.

Słysząc zabawnie stłumiony śmiech, Juanita sama musiała zakryć usta kołdrą, by uciszyć własny chichot.
Nagle na korytarzu rozległy się głośne kroki. Znieruchomieli obydwoje, a ich śmiech zamarł.  

    A co jeśli Javier też dowiedział się że śpię dziś sama? — pomyślała Juanita z przerażeniem.

Po chwili strażnicy minęli drzwi komnaty i zaczęli się oddalać. W ciszy komnaty zabrzmiały dwa pełne ulgi oddechy. Juanita popatrzyła na Carlosa surowym wzrokiem.

    — Koniec żartów panie Rodriguez! — szepnęła i pogroziła mu palcem.

Mężczyzna pokiwał głową z miną złajanego szczeniaka, a rudowłosa dziewczyna znów się uśmiechnęła.  

    — Carlito, chciałabym, żebyś się koło mnie położył i poleżał chwilę, aż usnę — zaczęła szeptać z przejęciem — Ale nie możemy tutaj nic robić. To zbyt niebezpieczne. Ktoś mógłby coś usłyszeć. Rosa wraca nad ranem, ale przecież może skończyć wcześniej. Po dzisiejszym dniu, strażnicy będą częściej sprawdzać czy wszystko w porządku.

Carlos pokiwał głową z powagą i zrozumieniem.

    — Rozumiem Nita. Masz rację.
    — Bardzo bym chciała… no wiesz. Ale… to nie jest dobry moment.
    — Może lepiej od razu pójdę, żeby nie kusic losu?
    — O nie! — szepnęła surowo i pogroziła mu palcem. — Obudziłeś mnie, to teraz masz mnie utulić do snu!

Cofnęła się, robiąc mu miejsce.

    — Obiecujesz, że będziesz grzeczny? — zapytała poważnie.

Carlos podrapał się w brodę, zastanawiając się czy podoła wyzwaniu. W końcu podniósł rękę.

    — Słowo kucharza, że w twoim łóżku będę wcieleniem niewinności!

Dziewczyna zachichotała cicho, odwróciła się tyłem i położyła głowę na poduszce. Po chwili niespodziewany ciężar zaskoczył łóżko i głośny skrzyp protestu rozległ się w nocnej ciszy. Mężczyzna ostrożnie ułożył się za Juanitą i delikatnie ją przytulił. Poczuła się cudownie otoczona jego ciepłem. Silna ręka objęła ją i lekko przycisnęła do jego szerokiej, mocnej piersi. Na plecach poczuła miękki dotyk niewielkiego brzuszka, który tak lubiła. Drugą dłonią Carlos gładził jej rude włosy z zaskakująca czułością, a na pośladku wyraźnie czuła spory, delikatnie pulsujący nacisk jego pożądania. Carlos dzielnie dotrzymywał obietnicy. Leżał całkiem nieruchomo, tulił i głaskał ją delikatnie, jakby była ze szkła. Uśmiechnęła się wiedząc, jak wielką ochotę miałby na więcej i jak bardzo kontroluje się dla niej. Troskliwy dotyk uspokajał jej umysł, dawał wspaniałe poczucie bezpieczeństwa i zaufania, ale jej ciało wręcz przeciwnie — wydawało się coraz bardziej rozbudzone. Sama bliskość tego cudownego, silnego i pełnego wigoru mężczyzny sprawiała, że serce powoli przyśpieszało, a zmysły stawały się wyostrzone. W ciemności i ciszy zdała sobie sprawę, że jej wnętrze jest wciąż obficie wypełnione wilgocią wieczornego uniesienia. Westchnęła głęboko, starając się zignorować to przyjemnie uczucie. Przełknęła ślinę i pomyślała z podziwem o opanowaniu Carlosa.

    — Carlito? — szepnęła.
    — Tak, ptaszyno?
    — Czy to cię boli? No wiesz … tam.

Twardy nacisk lekko się poruszył, jakby usłyszał, że o nim mowa.

    — Nie. No... może odrobinę. Wytrzymam. A ty powinnaś już spać.

Juanita poczuła, że robi jej się gorąco. Carlos był jak piec, a jego ciepło wypełniało ją całą coraz bardziej. Sen całkiem gdzieś uciekł, a w umyśle dziewczyny pojawiły się nieprzyzwoite myśli o sposobach, w jakich mogłaby rozwiązać twardy i bolesny problem. Jej policzki zaczęły płonąć.

    Jak on to wytrzymuje! — pomyślała pełna uznania. Jest taki dzielny dla mnie!

Czuła podziw dla jego opanowania i siły woli. Wtuliła się mocniej w jego ciepło i odetchnęła głęboko. Jak to możliwe, że ten cudowny mężczyzna tak oszalał na punkcie zwykłej służącej? Przecież na zamku jest tyle ładniejszych i lepiej urodzonych kobiet!

    — Carlito?
    — Hmm?
    — Powiedz, kto według ciebie jest najpiękniejszy na zamku?
    — Co to za pytanie?! Oczywiście, że panna Suarez! — szept był pełen oburzenia.
    — Oczywiście! — zachichotała. — Ale oprócz tego rudego chudzielca. Trzy, które jeszcze ci się podobają.
    — Ja… sam nie wiem. — szepnął z wahaniem i zapadła cisza.

Palce Juanity gładziły gęste, męskie włosy na obejmującej ją ręce.

    — Nie bój się, nie będę zazdrosna. Po prostu jestem ciekawa, jaki jest ten twój dziwny gust.
    — Musze się zastanowić.

Twardy nacisk delikatnie zelżał, jakby trudność pytania wytrąciła Carlosa z nastroju.

    — Victoria de la Torre, Marcela de Valdés i ta nowa opiekunka Rosalía — powiedział po dłuższej chwili.

Juanita mimo wcześniejszych zapewnień poczuła ukłucie zazdrości, kiedy usłyszała imiona innych kobiet. Po chwili zazdrość ustąpiła dziwnej irytacji.  

    Dlaczego nie wybrał królewny? — zastanowiła się marszcząc brwi.

Owszem obie damy dworu były wyjątkowo piękne. Przebiegłe i złośliwe, ale piękne. Rosalía była rzeczywiście śliczna, miła i przeurocza. Ale przecież królewna była o wiele ładniejsza od nich wszystkich!

    — A Blanka?! — szepnęła, a w jej głosie zabrzmiała delikatna nuta rozczarowania.
    — Królewna? No tak, Blanka jest o wiele ładniejsza ale … jakoś nie pomyślałem o niej. Wiesz… w końcu to rodzina królewska.  — Na chwilę zamilkł, znów pogrążając się w zadumie. — W takim razie najpiękniejsza jest Blanka, a potem Ana Lucía i Rosalía.

Juanita uśmiechnęła się szeroko, zadowolona, że królewna zasłużenie wygrała, a podstępne panny okazały się mniej atrakcyjne dla Carlosa.

    — No już lepiej. Teraz twój gust mi się podoba.

Mężczyzna odetchnął z ulgą i znów zapadła cisza. Księżyc szybował teraz wyżej ponad dachami miasta, a jego srebrzyste światło coraz mocniej wypełniało komnatę. Głęboka ciemność powoli wycofała się i ukryła w zakamarkach pokoju. Juanita wymyśliła kolejne, jeszcze trudniejsze pytanie.

    — Skoro wcześniej nie myślałeś o królewnie — szepnęła — to w końcu która z nas bardziej ci się podoba, ja czy ona?

Carlos oczywiście znał odpowiedź, na tak zadane pytanie. Niestety w swojej prostoduszności, namyślał się przez ledwie zauważalną chwilę.

    — Ty, bez wątpienia! — Carlos szepnął.
    — Zawahałeś się! — Juanita szepnęła z dziwną satysfakcją.
    — Nieprawda! To znaczy… może. Wiesz… ona naprawdę jest niezwykle urodziwa. — Zastanawiał się i szukał słów. — Jesteście bardzo różne, ale ja szczerze wolę twoją urodę.

Juanita uśmiechała się, słuchając, jak nieporadnie tłumaczy się odrobinę nerwowym szeptem. Co ciekawe o Blankę nie czuła ani cienia zazdrości.

    — Wiem, ale królewna jest o wiele piękniejsza. — wyszeptała zamyślona. — Jest taka kobieca, a jej twarz… I te czarne włosy… Jest śliczna! Chciałabym mieć choć trochę jej urody!

Carlos milczał chwilę.

    — To prawda, że Blanka jest wyjątkowa, jednak dla mnie to ty jesteś najpiękniejsza, ardillita. Twoje usta, dołeczki i piegi są najwspanialsze na świecie. Nic bym w tobie nie zmienił!

Rudowłosa służąca z zadowoleniem słuchała zachwytów nad swoją urodą, wciąż ucieszona tym, że Carlos stawia piękno królewny niemal na równi z nią. Czy to znaczy, że jest w niej choć trochę wspaniałej kobiecości Blanki? Ta próżna myśl sprawiła jej dużą satysfakcję. Opanowała ją nagła chęć, by głębiej poznać myśli Carlosa, szczególnie te intymne. Jakaś część jej umysłu ostrzegała ją, że to zły pomysł, ale rozpalone emocje były zbyt silne.

    — Tak sobie myślę —wyszeptała powoli — Gdyby królewna wezwała cię w nocy i poprosiła o utulenie do snu. Zastanawiam się, czy twoja koszula napięłaby się tak, jak teraz przy mnie.

Carlos aż zamarł.

    — Co ty mówisz, Nita! — wyszeptał niemal z przerażeniem. — Nie mógłbym nawet pomyśleć o czymś tak nieodpowiednim!
    — Och Carlito, przecież tylko rozmawiamy — szepnęła z westchnieniem, czując rozczarowanie i wyrzuty sumienia.

Zapadła cisza, a Juanita przeklinała w duchu swoją nierozwagę. Biodra Carlosa trochę się cofnęły.

    Dios mío, jaka ja jestem głupia! — pomyślała z rozpaczą. Dlaczego musiałam o to zapytać?

Po nieprzyjemnie długiej chwili Carlos znów przytulił ją czule. Z zaskoczeniem poczuła nacisk na pośladku, jeszcze twardszy niż wcześniej.

    — Nie wiem, skąd te myśli i pytania — szepnął jej do ucha. — Gdyby królewna tak zrobiła, to pewnie uciekłbym ze strachu. Ale gdyby Blanka nie była królewną i nie znałbym ciebie, to… oczywiście, że czułbym pożądanie. Jest przecież wyjątkowo piękną kobietą.

Juanita uśmiechnęła się, czując niewytłumaczalną ulgę i dziwny, gorący dreszcz.  

    — Dziękuję, że się przyznajesz — wyszeptała. — Nie martw się, nie jestem zazdrosna. Cieszę się, że twój gust jest choć trochę dobry.

Na zewnątrz chmura zasłoniła księżyc, a ciemność wypłynęła z zakamarków i otuliła ich oboje. W mroku myśli Juanity o Carlosie i Blance stawały się coraz bardziej nieprzyzwoite. Czuła, jak ogarnia ją coraz silniejsze pożądanie.

    — Nie rozumiem tego — szepnęła cicho.
    — Czego nie rozumiesz? — zaniepokoił się.
    — Dlaczego mnie to tak fascynuje — szepnęła drżącym głosem. — Kiedy wyobrażam sobie ciebie z nią, czuję się dziwnie rozpalona. Ja… tego nie rozumiem.

Zapadła dłuższa cisza i dziewczyna niemal znów zaczęła żałować swojej szczerości. Zorientowała się jednak, że mężczyzna przytula ją coraz mocniej. Uśmiechnęła się do siebie, czując rosnącą namiętność Carlosa.

    — Ciekawe — szepnął w końcu niskim  głosem. — Jeśli te myśli cię rozpalają, to… i mnie się robi gorąco. Nigdy jeszcze tak o niej nie myślałem. Nie śmiałem! Ale dla ciebie… nawet królewną mogę się zachwycać. Pamiętaj jednak, że to tylko wyobrażenia. To ty jesteś moim prawdziwym, najpiękniejszym skarbem!

Westchnęła z rozkoszą, czując, jak przyjemne są jego słowa, w połączeniu z jego gorącą i czułą bliskością.  Carlos głaskał ją delikatnie po włosach.

    — Właściwie, to pewnie nic takiego — szepnął, kontynuując rozważania o królewnie. — Blanka jest tak wspaniała, że gdyby nie była królewną, to zapewne wszyscy mężczyźni by jej pożądali. Myślę nawet, że niektóre kobiety mogą być zauroczone jej urzekającym pięknem.

Słysząc to, młoda służąca otworzyła szeroko oczy, a jej serce zabiło mocniej.  

    — Kobiety? — szepnęła zaskoczona, czując jak policzki nagle jej płoną.

Mężczyzna wzruszył ramionami, a łóżko zareagowało krótkim skrzypnięciem.

    — Tak myślę — Carlos mówił cicho, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo Juanita nasłuchuje. — Może nawet większość, ale pewnie żadna by się do tego nie przyznała. Może dlatego myśli o mnie z nią są dla ciebie tak fascynujące. Może ona po prostu ci się tak bardzo podoba.

Juanita z trudem przełknęła ślinę.

    — Może… — wyszeptała niemal bezgłośnie.

Zastanawiała się czy Carlos ją zrozumiał, bo miała wrażenie, że jej serce bije tak głośno, że mogło zagłuszyć jej szept. Mężczyzna jednak nie tylko ją usłyszał, ale jakimś sposobem domyślił się, jak ważna jest dla niej jest ta sprawa.

    — Nita, nie można być obojętnym wobec takiego piękna. — szepnął poważnie. — A ty jesteś blisko naszej królewny.

Juanita oddychała szybko.  

    — Ja… — wyszeptała — Nie uważasz, że to… nienaturalne?

Carlos przywarł do niej mocniej i jeszcze wyraźniej poczuła jego twardą gotowość.  

    — Wszystko co czujesz jest dla mnie naturalne. — szepnął z determinacją.

W jej głowie wirowały myśli, a serce biło szalonym rytmem. Ulga i radość splatały się ze wstydem i pożądaniem. Czuła jakby jeden z ciężarów spadł z jej sumienia. Mimo że wciąż było ono obciążone, to akceptacja Carlosa bardzo jej ulżyła.

    — Nie zasługuję na ciebie, Carlito… — szepnęła wzruszona.

Pocałował jej włosy.

    — Zasługujesz na wszystko — szepnął jej wprost do ucha. — Jesteś moim skarbem, Nita.

Westchnęła głęboko, słysząc takie słowa. Jej rozgrzane emocjami serce zadrżało z radości i ulgi.
Gdzieś w głębi duszy wciąż była przekonana, że nie zasługuje na kogoś takiego, ale był tu i teraz. Cudowny i bezgranicznie jej oddany. Pogrążona w myślach, nie zauważyła, że oddech Carlosa coraz bardziej przyśpiesza.

    — Carlito?
    — Tak? — jego szept drżał z pożądania.
    — O czym myślisz? — zapytała z uśmiechem, ciekawa co wywołało tak szybki oddech.
    — Myślę … — zawahał się — czy jak już zaśniesz, to czy Blanka będzie równie trudna do uśpienia.  

Juanita zachichotała, a rozpalona wyobraźnia zaczęła podrzucać nieprzyzwoite obrazy.

    — I co zrobisz, jeśli królewna nie będzie mogła zasnąć?

Carlos zamruczał nisko, a jego biodra naparły na nią. Juanita zadrżała, a jej oddech również przyśpieszał.

    — To wcale nie działa usypiająco! — ostrzegła ze śmiechem. — Jej też tak nie uśpisz!

Poruszyła własnymi biodrami, tak by miękkość pośladków przesunęła się po napierającym na nią kształcie. Mężczyzna odetchnął głęboko, a w jego westchnieniu wyraźnie usłyszała rozkosz. Pożądanie wybuchło w niej oślepiającym płomieniem. Zapragnęła, by w końcu złamał obietnice bycia grzecznym, a ona mogła wreszcie rozładować jego ból i napięcie.
Zaczęła delikatnie tańczyć biodrami, mówiąc:

    — A gdyby zrzuciła koszulę nocną i wypięła do ciebie te pełne, krągłe pośladki? I gdyby rozkazała, żebyś złapał za jej ogromne montañitas swoimi silnymi rękami i ścisnął je jak ciasto na chleb? A gdyby kazała ci wbić swoją potężną torre w… no wiesz… jej piękną, rozpaloną conchitę? Co byś zrobił Carlito? Czy mógłbyś się oprzeć jej królewskim rozkazom?

W miarę jak mówiła, ton jej szeptu stawał się coraz niższy, a wypowiadane słowa były coraz bardziej rozpalone, dyszące i wilgotne. Carlos nie odpowiedział, jego ciało po prostu samo zareagowało. Naparł potężnie na Juanitę, jego biodra poruszyły się w przód, a pulsująca twardość wcisnęła mocno w pośladek.  Łóżko zaskrzypiało ostrzegawczo. Biodra mężczyzny zaczarowane nieprzyzwoitymi słowami służącej, cofnęły się i naparły ponownie. W akompaniamencie kolejnego skrzypnięcia twardy jak skała buzdygan wsunął się w dolinę i zapulsował mocno oparty o inne wejście. I znów, bez udziału woli mężczyzny, jego biodra zakołysały się, a taran oparł się o zamkniętą tylną bramę. Dziewczyna wcale nie uciekała przed tym nagłym atakiem. Napięła mięśnie i stawiała dzielny opór, nie oddając nawet cala ze swojej swojej połowy łóżka.

    — Obiecałeś że będziesz grzeczny! — wydyszała szeptem, w którym zamiast pretensji brzmiał najczystszy zachwyt i podziw.
    — To twoja wina, ptaszyno! — szepnął oskarżycielsko. — Nie sądziłem, że potrafisz być aż tak nieprzyzwoita!
    — Nie sądziłam, że tak bardzo podoba ci się Blanka!
    — Zaraz dokładniej ci pokażę, co bym jej zrobił!

Carlos podniósł się silnym ruchem, zerwał kołdrę i rzucił na podłogę między łóżka. Nagły ruch wywołał głośny skrzypiący sprzeciw łóżka.

    — Co robisz? Obiecałeś! — Juanita szepnęła tłumiąc śmiech.

Carlos wstał i sięgnął, wsuwając ręce pod dziewczynę. Łóżko znów gwałtowanie zaprotestowało,  wypełniając noc niepokojącym hałasem. Na szczęście, kiedy mężczyzna poderwał ją w górę, znów zapadła głęboka cisza.

    — Obiecałem, że będę grzeczny w łóżku. Ale nic nie mówiłem o podłodze.  

Ułożył chichoczącą dziewczynę na kołdrze pomiędzy łóżkami, rzucił jej poduszkę i jednym ruchem zerwał z siebie koszulę nocną. Sterczący buzdygan zakołysał się w świetle księżyca. Juanita poprawiała pod głową poduszkę, nie mogąc oderwać roześmianych oczu od hipnotyzująco kołyszącego się kształtu. Zapomniała o całym ryzyku, kolana bezwstydnie rozsunęły się na boki. Położyła dłonie na koszuli nocnej, palce zaczęły wędrować w miejscu, marszcząc i zbierając powoli miękki materiał. Brzeg zaczął unosić się jak kurtyna, powoli odsłaniając najbardziej intymne miejsca. Carlos zadrżał i z zachwytem wpatrywał się w bezwstydne przedstawienie. Światło księżyca coraz bardziej oświetlało delikatną, rudą gęstwinę, aż w końcu dotarło do ukrytej, delikatnie rozchylonej doliny i zabłyszczało na gorącej wilgoci. Mężczyzna nie wytrzymał. Warknął jak zwierzę i skoczył na dziewczynę!
Juanita powstrzymała pisk, kiedy wraz z Carlosem spadł na nią grad gorących pocałunków. Śmiała się cicho, kiedy gorące, pełne uwielbienia całusy uderzały w jej szyję i policzki, aż w końcu ostatni zatonął w jej ustach, uciszając jej śmiech. Wtargnął w nią spragniony język, a ona z zachwytem poddała się jego pieszczocie. Carlos zamruczał, a jego silna dłoń wsunęła się pod nocną koszulę i dotarła do jej piersi. Z wprawą i uwielbieniem wyrabiał miękkie ciało, rozpalając rozkoszą rodzynki na szczytach niewielkich bułeczek.
Chciała więcej! Sięgnęła i chwyciła drżący z pożądania buzdygan. Pociągnęła go mocno, kierując go w miejsce, które aż drżało z obezwładniającej potrzeby. Nie musiała czekać długo. Biodra mężczyzny ruszyły do przodu. Jej ciasne wnętrze wciąż było całkowicie wypełnione wilgocią wcześniejszych myśli o królewnie i ogromny kształt wsunął się w nią z zaskakująca łatwością. Zupełnie jakby wskakiwał do gorącej kąpieli. Ciasne wnętrze otuliło wielkiego gościa intensywną przyjemnością.  

    — Och — Carlos szepnął zaskoczony. — Jesteś tak… bardzo…  
    — Gotowa? — zapytała. — Tak głuptasie, jestem. Więc na co czekasz?

Juanita drżała z pożądania. Pogłaskał czule jej rude włosy i spojrzał na nią, jak nigdy wcześniej. Przez jedną ulotną chwilę zobaczyła w jego oczach żar głębokiego uczucia. Było to coś więcej niż zwykły zachwyt jej pięknym ciałem, coś silniejszego niż gorące pożądanie, którym cały płonął. Ten mężczyzna ją całkowicie uwielbiał — jej ciało, umysł i serce!

    On… — pomyślała zaskoczona. On naprawdę mnie…

To zachwycające spojrzenie wstrząsnęło nią o wiele mocniej, niż wsunięty w nią cudowny kształt. Zamrugała, gdy odczuwana we wnętrzu przyjemność zapłonęła zupełnie nowym smakiem, jakby oprócz jej ciała ogarnęła też duszę. Z jej umysłu zniknęło wszystko: Javier, królewna i cała reszta. Wszystko poza Carlosem. Był już tylko on. Pochylił się nad nią i zatonęła w nieziemskiej rozkoszy.
Starała się oddychać spokojnie, ale rytmiczne, potężne ruchy dostarczały wrażeń trudnych do zniesienie w ciszy. Jej drżący, nierówny oddech był przepojony słodkim wysiłkiem, z jakim powstrzymywała jęki i krzyki, pragnące się z niej wyrywać. Jej szczęście i rozkosz nie chciały pomieścić się w drobnym ciele i walczyły, by wydostać się się na zewnątrz przez wilgotne, dyszące usta.

    — Och, to takie cudowne — szepnęła z najwyższym zachwytem. — Chcę ciebie jeszcze więcej…  

Carlos całował jej szyję, a ciepło jego ust łączyło się z delikatnym łaskotaniem brody. Zadrżał, słysząc jej szept, a jego ruchy stały się jeszcze głębsze. Juanita zamruczała i przygryzła wargę, jej ramiona obejmowały szerokie plecy mężczyzny, palce pieściły jego skórę.  
Żądza dziewczyny rozpalała się coraz bardziej, wypełniło ją chciwe pragnienie jeszcze mocniejszej przyjemności. Jej nogi rozwarły się szerzej, uniosły i zaplotły wokół silnego mężczyzny. Stopy wbiła w silne pośladki, czując potężny rytm jego mięśni. Biodra drobnej kobiety unosiły się wysoko, tańczyły, wychodząc ochoczo na spotkanie każdego uderzenia twardego drąga. Nadstawiała chętne i spragnione ciało, pragnąc, by za każdym razem wchodził jak najgłębiej. Rytmiczna rozkosz rozlewała się po całym ciele, za każdym coraz mocniej, jak fale przypływu. Jej ciało pragnęło coraz więcej i szybciej. Drżała z niecierpliwości i żądzy, ale mężczyzna kontrolował siłę i szybkość ruchów z precyzją szefa kuchni, by zachować względną ciszę.

    — Szybciej… proszę… — wydyszała, zaciskając palce w jego włosach — Musisz …

Carlos jednak był niewzruszony, z uśmiechem położył palec na jej rozchylonych ustach nakazując milczenie. Jego rytm był cudownie silny, ale za wolny na rosnące potrzeby rozpalonej dziewczyny. Popatrzyła w jego oczy z płomiennym wyrzutem, dysząc gorącym oddechem w bezczelny palec na jej wargach. Spróbowała sama przyśpieszyć, jej biodra zafalowały, usiłując wymóc szybszy rytm. Uderzyła kolanem w łózko, które ze zgrzytem się przesunęło. Nie dbała już o hałas, chciała tylko jednego — by ten twardy jak skała drąg dawał jej jeszcze więcej i jeszcze szybciej!
Nagle Carlos przygniótł dziewczynę do podłogi, tak mocno, że nie mogła się ruszać. Znieruchomiał, a ciężar jego ciała wycisnął jej powietrze z płuc. Zamrugała z zaskoczenia i jęknęła cicho.

    — Niegrzeczna ptaszyno! — szepnął jej z uśmiechem do ucha, jego głos był czuły i stanowczy. — Przestań się szamotać i bądź cicho!

Nagły brak cudownego rytmu był niemal bolesny. Skruszona, skinęła głową i poddała się jego woli. Biodra mężczyzny się poruszyły i twardy drąg znów wypełnił jej wnętrze rytmiczną rozkoszą. Westchnęła z ulgą. Nie mogąc się poruszać, skupiła się na odczuwaniu. Mężczyzna zmusił ją, by bardziej smakowała każdy intensywny ruch. Twardy drąg wsuwał się w jej wnętrze coraz wolniej, a mimo to przyjemność tego ruchu wydawała się jej teraz coraz silniejsza. Czuła wyraźnie jego nierówności i potężne sploty, drżące z napięcia i rozkoszy, prześlizgujące się po wilgoci jej ciasnego wnętrza.
Spróbowała jeszcze poruszyć biodrami, ale była całkowicie zdana na jego łaskę. Carlos się nie spieszył. W ciszy wchodził powoli, do samego końca i napierał jeszcze przez chwilę. Jego gorące ciało miażdżyło jej muszelkę, która aż drżała przygnieciona rozkoszą. Juanita była pod pełną władzą mężczyzny i to poczucie nagle spotęgowało jej doznania. Mimo, że ruchy były powolne, odczucia stawały się coraz bardziej intensywne. W otulającej ich srebrnej ciemności słychać było jedynie dwa nierówne oddechy, pełne zachwytu i słodkiego wysiłku.  
Księżyc w ciszy przesuwał się po niebie, a Carlos cały czas karmił ją małymi porcjami namiętnej rozkoszy. Juanita czuła, że zaraz oszaleje. Jeszcze nigdy tak długo nie odczuwała tak silnej przyjemności. Jej ciało było rozdarte pomiędzy pragnieniem, by to trwało jak najdłużej, a chęcią rozładowania w nagłej, płomiennej eksplozji.
Rozkosz już niemal gotowała się w niej, gotowa by wybuchnąć. Przes mięśnie przebiegały dreszcze i niekontrolowane skurcze. Dłonie zaciskały się coraz mocniej na włosach i plecach Carlosa. Raz po raz wciągała gwałtownie powietrze, przekonana że to już. Carlos wyczuwając bliskość jej spełnienia, jeszcze bardziej zwolnił ruchy.

    — Carlito, ja cię zabiję! — wydyszała mu do ucha, jej głos omdlewał z rozpaczliwego pragnienia.

Znów spróbowała szarpać biodrami, by osiągnąć upragniony cel, a wtedy on jeszcze mocniej ją przycisnął do podłogi i całkiem znieruchomiał.

    — Spokój! — rozkazał stanowczo, patrząc jej w twarz, a w jego wzroku widziała bezgraniczne uwielbienie.

Znieruchomiała posłusznie, jej ciało pełne rozkoszy drżało na krawędzi eksplozji. Czuła jak jej wnętrze samo zaciska się wokół wypełniającego go drąga, jakby błagając by poruszył się. Okrutny Carlos był całkiem nieruchomy, dyszał ciężko, patrząc z surowym zachwytem w jej oczy. Twardy jak skała kształt pulsował w niej delikatnie, i nawet ten delikatny ruch odczuwała jak nieziemską rozkosz. Czuła że dłużej tego nie zniesie, ale Carlos wyraźnie był odurzony tą chwilą i cudownym cierpieniem jego ukochanej.

    Błagam… — jej szept przypominał jęk rozpaczy.

Carlos sięgnął po jej warkocz i włożył jej go do ust, a ona posłusznie zacisnęła na nim zęby. Włosy stłumiły jej szybki, urywany oddech. Dyszała, wypełniając je ciepłem i wilgocią. Wtedy naparł na nią potężnie. Poczuła jak twardy kształt wsuwa się jeszcze odrobinę głębiej, a ciało mężczyzny z całej siły naciska na rozwartą muszelkę. Mała, twarda perełka błysnęła rozkoszą, której Juanita nie mogła już w sobie pomieścić.
Wciągnęła gwałtownie oddech, wypełniając płuca zapachem świeżo umytych włosów. Nieziemska przyjemność eksplodowała w jej wnętrzu. Potężny skurcz szarpnął całym ciałem, usłyszała własny, stłumiony warkoczem krzyk. Carlos patrzył w jej twarz, zachwycony zamglonym spojrzeniem, grymasem wysiłku i najwyższej rozkoszy. Wciąż ją przygniatał, więc mimo potężnych spazmów pozostawała prawie nieruchoma. Długo wyczekiwana ekstaza wstrząsnęła nią z niespodziewaną siłą. Jej wnętrze kurczyło się gwałtownie, spazmatycznie, niemal boleśnie. Pulsujące fale uderzyły w ciągle napierający buzdygan. Pierwsza. Druga. Przy trzeciej w jej wnętrze trysnął gorący strumień lukru, a w oczach Carlosa zobaczyła płomień najczystszej ekstazy. Zacisnął usta i z najwyższym wysiłkiem zachowywał ciszę. Jego twardy kształt raz po raz wyrzucał kolejne słodkie porcje, a jej zachwycone ciało zaciskało się rytmicznie wokół niego.
Patrzyli sobie w oczy, zachwyceni i zadziwieni siłą rozkoszy, jaką wspólnie odnaleźli. Juanita wypuściła mokry warkocz z ust i oddychała głęboko, Carlos drżał i dyszał ciężko. Ostatnie słabe skurcze raz po raz przebiegały ich złączone ciała, jak coraz bardziej odległe grzmoty oddalającej się burzy. Błoga przyjemność wirowała coraz słabiej, zamieniając się w cudowną, rozmarzoną satysfakcję. Zmęczone mięśnie rozluźniły się, a mężczyzna uniósł się i przestał ją przyciskać do podłogi.
Zmęczone wnętrze po raz ostatni zadrżało z rozkoszy. Czuła się tak pełna wspólnej wilgoci, jak jeszcze nigdy dotąd. Carlos powoli wycofał się, przyjemność tego ruchu zmieszała się z żalem., jakby jej ciało zasmuciło się, że ten wspaniały, wciąż twardy kształt je opuszcza. Mały, gorący strumyk, wypłynął z niej i załaskotał, spadając kaskadami w dół, jak mały lukrowy wodospad.
Oddechy powoli się uspokajały, a Carlos długo jeszcze gładził jej policzki, włosy i ramiona, patrząc z uwielbieniem na jej uśmiechniętą twarz pełną żaru i szczęścia.

    — Co ty mi zrobiłeś? — wyszeptała z zachwytem.

Wzruszył ramionami z udawaną niewinnością.

    — Idę teraz uśpić królewnę w taki sam sposób.

Roześmiała się i przytuliła go mocno. Czuła jak jego szybko bijące serce powoli się uspokaja. Po chwili Carlos owinął ją w kołdrę jak w kokon i ostrożnie ułożył na łóżku. Tym razem skrzypnęło delikatnie, jakby zmęczona dziewczyna ważyła dużo mniej. Patrzyła sennie na ubierającego się przy łóżku Carlosa, a on uśmiechnął się do niej.  

    — Lepiej już pójdę — szepnął.

Pokiwała głową i wyciągnęła do niego rękę. Klęknął, ucałował jej dłoń i przez długą chwilę patrzył w jej oczy z łagodnym uśmiechem.

    — Dobranoc Carlito — wyszeptała czule, walcząc z coraz cięższymi powiekami.

Nie puszczał jej dłoni, dopóki jej powieki nie zamknęły się zupełnie. Sen otulił Juanitę i nie usłyszała już, kiedy Carlos ostrożnie wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi. Marzenia senne wypełniły jej umysł barwnymi obrazami, lecz wśród nich niespodziewanie zobaczyła surową twarz Javiera, który patrzył na nią ciemnymi, niepokojącymi oczami.

Dziękuję wszystkim wytrwałym, który przeczytali aż do końca! Proszę, dajcie znać, co myślicie o tej części! Jest bardzo długa i zastanawiałem się czy wolelibyście podział na mniejsze kawałki?

8 komentarzy

 
  • Użytkownik oniona4

    Cudowne...  :D

    9 września

  • Użytkownik unstableimagination

    @oniona4 Cudownie Was tu widzieć! Dzięki wielkie :)

    6 dni temu

  • Użytkownik Czytelniczka1

    Jest co czytać!  
    O, jak się ucieszyłam, gdy to zobaczyłam. :)
    Historia wciągnęła mnie już dawno, więc wiedziałam, że z przyjemnością będę zapoznawać się z nowym fragmentem. ;)
    Ja jestem zadowolona, że taki długi. :D
    Losy Twoich bohaterów są bardzo ciekawe i zaskakujące. Okoliczności w jakich się spotykają - niezwykle zróżnicowane. :)
    Wrażenia jakie wywołują - niesamowicie pozytywne, emocjonujące.  
    Niezależnie co opisujesz - robisz to sprawnie, interesująco, z klasą.  
    Chłonę te wydarzenia z wielką uwagą oraz poruszeniem. :)
    Wszelkie sceny rysują się w mojej głowie, dzięki sumiennym opisom oraz niecodziennym obrazkom, które stworzyłeś dla opowiadania z pomocą sztucznej inteligencji.  
    Bohaterowie z Twojego królestwa zagościli w mojej wyobraźni dość mocno. Mam nadzieję, że na dłużej. ;)
    Podążaj swoją drogą. Ja chętnie się poprzyglądam. Na pewno od czasu do czasu tutaj zaglądnę by sprawdzić co dalej.  
    Bo warto!  
    Ach, te smaczki:  
    „Jej drżący, nierówny oddech był przepojony słodkim wysiłkiem, z jakim powstrzymywała jęki i krzyki, pragnące się z niej wyrywać. Jej szczęście i rozkosz nie chciały pomieścić się w drobnym ciele i walczyły, by wydostać się się na zewnątrz przez wilgotne, dyszące usta.”
    „Ostatnie słabe skurcze raz po raz przebiegały ich złączone ciała, jak coraz bardziej odległe grzmoty oddalającej się burzy. Błoga przyjemność wirowała coraz słabiej, zamieniając się w cudowną, rozmarzoną satysfakcję.”

    Świetne!  
    I to zmieniające nastrój zakończenie z twarzą Javiera w marzeniach sennych Juanity.  

    Brawo! Trzy kolejne fantastyczne rozdziały!
    Pozdrawiam.

    18 sierpnia

  • Użytkownik unstableimagination

    @Czytelniczka1 Och Czytelniczko nr 1 jak bardzo miłe mi są Twoje słowa! Gdyby moje hobby nie byloby tak tajne/poufne to wydrukowalbym i powiesil ten komentarz. Bardzo ciesze sie ze cenisz długośc :) Bede bardzo sie staral zebys dalej sie mi przyglądała!

    19 sierpnia

  • Użytkownik Czytelniczka1

    @unstableimagination  :smile:

    19 sierpnia

  • Użytkownik Krokodylek13

    No i jest piękna następna część.  :bravo:  patientia est virtus

    18 sierpnia

  • Użytkownik unstableimagination

    @Krokodylek13 Bardzo mi miło, że czekałeś i przeczytałeś :)

    19 sierpnia

  • Użytkownik hybki94

    Cóż tu można jeszcze napisać ? Chyba tylko DZIĘKUJĘ,

    18 sierpnia

  • Użytkownik unstableimagination

    @hybki94 To ja dziękuje, że się uppmniałeś o kolejną część. :)

    19 sierpnia

  • Użytkownik Gazda

    Długo trzeba było czekać, ale się opłacało.
    Opis walki, opis miłosnych uniesień.
    Brawo brawo brawo 👍👍👍

    18 sierpnia

  • Użytkownik unstableimagination

    @Gazda Wielkie dzięki! Miód na serce i ulga ze sie spodobało :)

    18 sierpnia

  • Użytkownik Gaba

    Wolę takie długie. Jest szansa na oderwanie się od tego pięknego świata. A jak dla kogoś są te odcinki za długie? A jaki problem czytać na dwa lub trzy razy? Chyba żaden. Jest dobrze!
    W końcu Pana Wołodyjowskiego nie można (chyba) zaliczyć w jeden wieczór....

    18 sierpnia

  • Użytkownik unstableimagination

    @Gaba Mocny głos za długimi odcinkami :) Dzięki!

    18 sierpnia

  • Użytkownik Gaba

    Fiu fiu! Nooo - w ciągu czterech godzin na głównej - szacun!

    Zaczyna się zacnie. Ewoluujesz, poczytam do końca później, "na spokojnie".
    Pozdrawiam

    17 sierpnia

  • Użytkownik unstableimagination

    @Gaba Dzięki Gaba! Wiesz, jak zalezy mi na Twojej opinii :) Jakby była negatywna - wal śmiało. Wszystko zniosę i dzięki, że wciaż dajesz mi szanse.

    17 sierpnia

  • Użytkownik Marigold

    No, no, no! Świetna część! Jest akcja, jest moc, kapitalna scena walki, niezwykle zmysłowy opis miłosnych uniesień! Zabawny dialog o bułeczkach i drożdżach, super przedstawiona kobieca natura: najpierw mi wszystko powiedz, a potem: dlaczego mi to musiałeś mówić  :D   Opowieść tak mnie wciągnęła, że nawet nie wiem, kiedy minęło te 17686 słów!

    17 sierpnia

  • Użytkownik unstableimagination

    @Marigold Bardzo się cieszę, że dotarłaś aż do końca. Miłosne uniesienia specjalnie tam ukryłem - dla najwytrwalszych ;)

    17 sierpnia

  • Użytkownik Marigold

    @unstableimagination Jesteś NBP - Narodowy Bajkopisarz Polski  :D

    20 sierpnia