
- Oczywiście! Alicja to moja żona… 
- Michale, pozwól, że ci przedstawię. Mój mąż-Sebastian Janowski. 
- Doktor Janowski – sprecyzował mężczyzna, witając się ze służbowym partnerem swojej żony. 
- Starszy sierżant Michał Sambor… 
- Możesz mi już powiedzieć, co tu robisz? – powtórzyła Alicja. 
- Przyjechałem na konferencję lekarską – wyjaśnił cokolwiek zaskoczony. – Przecież mówiłem ci o niej jakiś tydzień temu! 
- Najwyraźniej musiałam zapomnieć… 
- Ostatnio dość często ci się to zdarza! – ofuknął ją, po czym spojrzał na policyjne radiowozy stojące nieopodal, jak również te majaczące pod lasem. – Co tu się stało? – zainteresował się. 
- Kolejna zbrodnia – wyjaśniła ogólnie. – Teraz wybacz, ale musimy porozmawiać z resztą tego sympozjum… 
Kiwnął im głową i ruszył pierwszy. 
Rozmowy z licznymi lekarzami nie przyniosły im właściwie żadnych rezultatów. W czasie tego okropnego zabójstwa wszyscy znajdowali się już w ogólnej sali. Brakowało tylko doktor Łosin, lecz skoro konferencja i tak miała się zacząć dopiero po południu, sądzili, że jest w swoim pokoju. Nikogo nie zaniepokoiła jej nieobecność. Ich zeznania potwierdziły nagrania z kamer wewnątrz budynku oraz tych zewnętrznych. Dowiedzieli się jednak dzięki nim, że pani doktor z kimś rozmawiała przez telefon na godzinę przed jej zamordowaniem, a potem najwyraźniej się z nim spotkała. Kamery nie zarejestrowały jednak, kim był napastnik. Musiał najwidoczniej doskonale znać rozkład kamer, co nie uszło uwadze policjantów śledczych. 
- Skurczybyk sprytnie to rozegrał… Zastanawia mnie jednak, gdzie podziała się jej komórka, bo chłopcy telefonu przy denatce nie znaleźli, a doskonale wiemy, że przecież rozmawiała z kimś… - powiedział Michał, gdy odbębnili już zeznania i wsiedli do samochodu. 
- Zabójca ją pewnie gdzieś wyrzucił. Spokojnie, jeśli działa, to ją gdzieś znajdziemy… A teraz mnie słuchaj uważnie. Jedziemy do Łosina, ale ja będę z nim gadać, jasne? To kawał skurwiela i może się dopieprzyć do najmniejszej drobnostki i konkretnie cię udupić, jeśli powiesz o jedno słowo za dużo, rozumiesz? 
 
- Prokurator Patryk Łosin? – zapytała nieco nerwowo, patrząc na niezadowolonego mężczyznę w bokserkach, który otworzył im drzwi swojej willi. 
- Dokładnie! Czego chcecie? Dzisiaj nie przyjmuję interesantów! – warknął. 
- Nas będzie pan musiał przyjąć! – odparła twardo, pokazując służbową legitymację. – Wydział zabójstw my do pana… 
- Co? Oskarżyłem kogoś bezpodstawnie? – mruknął, wpuszczając ich do przytulnego saloniku. 
- My w trochę innej sprawie – powiedział łagodnie Michał, zapominając najwyraźniej, że obiecał się nie odzywać. Łosin spojrzał na niego nieprzyjaźnie. 
- Kiedy ostatnio widział pan małżonkę? – padło pytanie. 
- Trzy dni temu. Wyjechała służbowo. A czemu pytacie? 
- Gdzie wyjechała? – indagowała dalej Ala. 
- Gdzieś w Bieszczady. Nie pamiętam nazwy tej miejscowości. Ale czemu pytacie? 
- Znaleźliśmy ją dzisiaj w lesie koło Ludolfiny. Przykro mi, ale pańska żona została zamordowana – wyjaśniła pani aspirant. Mężczyzna natychmiast zerwał się na równe nogi. 
- Jak pani śmie? Moja żona żyje! – chwycił komórkę i wybrał numer, spacerując niecierpliwie po pokoju. – Nie odbiera… Gdzie ona jest?! 
- W policyjnym prosektorium. Nasz patolog wykona jej sekcję zwłok. 
- Co?! Nie zgadza się! – ryknął pełną piersią. – To moja żona! Nie zbezczeszczacie jej ciała! 
- Pan wybaczy, ale w tej sprawie prawo jest po naszej stronie – powiedziała twardo. 
- Gówno mnie to obchodzi, ty tępa idiotko! – zaczął się wydzierać, machając niebezpiecznie rękami. 
- Obraża pan oficera na służbie! – odezwał się ostro Michał. 
- "Kochanie, co to za krzyki?” – odezwał się za plecami słodki kobiecy głosik. Oboje natychmiast zrobili w tył zwrot w stronę źródła dźwięku. Na schodach stała młoda dziewczyna ubrana w kusy, lekko prześwitujący szlafrok. Była zdecydowanie za młoda. Mogła mieć co najwyżej szesnaście, siedemnaście lat. Funkcjonariusze spojrzeli na siebie, nagle wszystko rozumiejąc. 
- Ile masz lat? – zapytał Michał. 
- Szesnaście – odparła, rumieniąc się wściekle. – Co tu się dzieje? Patryk, kto to jest? 
- Zamknij się, kretynko! 
- Dość tego! – huknęła na niego Alicja. – Idzie pan z nami. Wyjaśnienia złoży pan na komendzie… 
- Nigdzie nie idę! – zaoponował natychmiast. – Nie macie podstaw! 
- Na czterdzieści osiem każdego! Jako prokurator powinien pan to wiedzieć – zauważył Sambor. – Ubieraj się, młoda. Idziesz z nami! 
- Jej w to nie mieszajcie! 
- Bardzo mi przykro, ale już jest w to zamieszana. A teraz…pójdzie pan do radiowozu grzecznie, czy mamy pana skuć i doprowadzić tam jak psa na łańcuchu, ku zgorszeniu sąsiadów?... 
- Sam wyjdę! 
- Znakomicie. Proszę się ubrać. Michał, idź z nim. Wezwij też drugi radiowóz, niech zabiorą tą małą. 
Kiwnął jej tylko głową i poszedł za wkurwionym Łosinem. 
 
- No, odpowie pan teraz na moje pytania? – mruknęła, siadając przed nim przy stoliku w pokoju przesłuchań. 
- Nie bez adwokata! 
- To dziwne, bo pański adwokat dzwonił do nas po pańskim telefonie do niego i odmówił bronienia pana w tejże sprawie… - odparła chłodno. – Gdzie pan był dzisiaj między siódmą a dziewiątą rano? 
- To śmieszne! Chyba mnie nie podejrzewacie? – oburzył się. 
- Możliwe. Więc? Gdzie pan wtedy był? 
- W domu. Cały czas z tą małą! Ale ona ma już siedemnaście lat, prawnie mogę z nią współżyć. 
- Zgadza się, wiemy, że płacił jej pan za sypianie ze sobą… 
- To zwykła galerianka. Potrzebowała na ciuchy i kosmetyki, to jej dawałem. 
- Tak, no cóż… Proszę mi powiedzieć, kogo to był pomysł, co? Żeby ją zamordować? Pana, czy tej dziewczyny? 
- Nie wiem, o czym pani mówi! – ryknął. 
- O czym mówię? A o tym, prokuratorze, że według mnie, pańska żona nakryła was w łóżku, wracając wcześniej z tego wymyślonego sympozjum w Bieszczadach, czy tak? Tylko czemu jej na przykład nie udusiliście? Byłoby o wiele łatwiej, niż taplanie się z taką zgrają pająków… 
- Pająków? – wzdrygnął się widowiskowo. – Nawet niech pani o tym paskudztwie przy mnie nie wspomina! Boję się pająków. Mam arachnofobię… 
- I czemu nikt o tym nie wie? 
- Bo nie mam obowiązku się do tego przyznawać. Powtarzam jednak, to nie ja zabiłem moją żonę! Kochałem ją przecież… 
- Do tego stopnia, żeby ją zdradzać… No nie jest to dowód dozgonnej miłości… 
- Widzi pani, ja nie potrafię być tak do końca monogamiczny… Pani również jest jak najbardziej w moim typie i chciałbym panią serdecznie przeprosić za to, co powiedziałem do pani w moim domu. Poniosło mnie. Czy wybaczy mi pani? 
- Przyjmuję przeprosiny, ale nie radziłabym obrażać mnie więcej, bo nie będę już taka pobłażliwa – wstała i poprosiła kolegę z prewencji, by wyprowadził oskarżonego do aresztu. Weszła do korytarzyka dzielącego dwa pokoje przesłuchań i nacisnęła włącznik głośnika. 
- Co robiłaś dzisiaj między siódmą a dziewiątą rano? – zapytał chłodno Michał. 
- Byłam razem z Patrykiem – wyjaśniła bojaźliwie. 
- Czy oprócz niego może to jeszcze ktoś potwierdzić? 
- Nie… 
- Czy wiedziałaś, że prokurator łosin ma żonę? 
- Tak, bo spotykaliśmy się w wynajętym mieszkaniu. Dopiero wczoraj zaprosił mnie po raz pierwszy do siebie. Powiedział, że nie musimy się obwiać, bo jego żona wyjechała gdzieś w Bieszczady i wróci dopiero za parę dni… Przyjechałam do niego wieczorem. 
- Twoi rodzice nie niepokoili się, że tak znikasz późno? 
- Nie mam rodziców – wzruszyła ramionami. – Umarli, gdy byłam mała. A teraz mieszkam z babcią. Mówiłam zawsze, że idę się uczyć do kumpeli… 
- Ok… Czy Łosin zmuszał cię do współżycia? 
- Nie! – zaprzeczyła gwałtownie i nagle się zarumieniła. – Ja… Ja się w nim zakochałam – przyznała cichutko. 
- A on? 
- Nie powiedziałam mu o tym. Nie chciałam, żeby mnie wyśmiał. 
- Yhm… Czy dzisiejszego dnia Łosin opuszczał na jakiś czas swój dom? 
- Nie – zaprzeczyła gwałtownie. – Byliśmy cały czas razem. 
Michał spojrzał na swoje odbicie w lustrze weneckim, podejrzewając, że po drugiej stronie jest już jego partnerka i westchnął ciężko, po czym wstał powoli i poprosił, aby i ją odprowadzono do aresztu śledczego. Wszedł następnie do korytarzyka i oparł się o ścianę naprzeciw Alicji. 
- I jak? – zapytał. – Wyciągnęłaś coś z niego? 
- Przeprosiny… Nic więcej. No i dają sobie wzajemne alibi… Łosin też twierdzi, że wtedy był z nią. 
- Może faktycznie razem byli i jego żonę zamordował ktoś inny? 
- Możliwe, lecz pamiętaj, że i on mógł mieć motyw. Zdradzał zonę, która najpewniej nakryła go z dużo młodszą kochanką. Nie potrafię tylko zrozumieć, czemu użył pająków, skoro twierdzi, że się ich panicznie boi? Czemu nie wybrał innej formy zabójstwa? 
- Więc obstawiamy, że to faktycznie on/ 
- Teoretycznie mógł to zrobić, jeśli się bał, że żona narobi mu smrodu w papierach rozwodowych i karierze… Poczekamy jednak na dokładny raport od Marty. Będziemy mądrzejsi… - powiedziała, idąc wraz z nim do ich pokoju. 
- Dobrze… Mogę zadać ci pewne pytanie? 
- Śmiało… 
- Jak długo jesteś po ślubie? 
- Dziesięć lat... A czemu? 
- Bo pomiędzy tobą a twoim mężem nie widać tej szczególnej więzi i… 
- Nie znasz ani mnie, ani tym bardziej Sebastiana! – uniosła się. 
- Zgadza się, lecz dzisiaj miałem wrażenie, że się go wręcz boisz… Zbladłaś, gdy wysiadł z samochodu, a potem w czasie waszej rozmowy, nie odnosił się do ciebie jakoś ciepło. Raczej bił od niego chłód i protekcjonalność… 
- Nie bądź śmieszny! Oczywiście, że się go nie boję. Mój mąż po prostu przywykł do wydawania poleceń, to wszystko. Jest ordynatorem na swoim oddziale… Czasem zapomina, że jest w domu, a nie na kolejnym dyżurze. Tylko ze mną i z naszymi dziećmi! 
- Macie dzieci? – zdumiał się. 
- A co w tym takiego dziwnego? Jestem normalną kobietą z normalnymi potrzebami! Tak, mamy dzieci. 
- Ok, wybacz, ale wiesz, jesteś na tyle ładna, że… czemu nie wybrałaś sobie kogoś młodszego? 
- Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele, młody! – warknęła. 
- Wybacz, ale po prostu wasza relacja mocno mnie zaniepokoiła i… 
- Więc niech już przestanie! Z moim małżeństwem jest wszystko w porządku! 
 
Wieczorem po powrocie z pracy, zaczęła się jednak zastanawiać nad tym, co powiedział Michał. Faktem było, że już dawno Sebastian nie powiedział jej, że ją kocha, nie dał jej kwiatów bez okazji i coraz częściej miała wrażenie, że dzieci go po prostu nudzą! 
- Kochanie? – zagadnęła go wreszcie, gdy już leżeli w łóżku. 
- No co tam? – znów coś czytał. 
- Pamiętasz naszą przysięgę małżeńską? 
- Oczywiście! Dlaczego pytasz? – nawet na nią nie spojrzał… 
- Bo mam wrażenie, że nie spełniasz jej wszystkich punktów – rzuciła w przestrzeń. 
- Tak? A mogę wiedzieć jakich? – zezłościł się natychmiast. 
- Nie szanujesz mnie, traktujesz czasami jak niezbędny element wystroju naszego domu, a dzieci traktujesz jak powietrze! 
- Jestem zapracowany! 
- Ale… 
- No, słucham?! Co jeszcze mi zarzucisz?! Dałem ci wszystko, czego chciałaś! – złapał ją brutalnie za podbródek i przyciągnął do siebie. – Dom, dzieci, których tak bardzo chciałaś, pieniądze! To mało?! Ale jeśli ci tak źle, to droga wolna! Możesz wynieść się z mojego domu choćby zaraz! – wskazał na drzwi. – No?!!! 
- Nie, wybacz. 
- No ja myślę!
3 komentarze
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Duygu
Czy wydałaś książkę? Chętnie bym kupiła. Jak nie kolekcjonuję książek, tak miałabym z chęcią na półce Twoje teksty. 
  
Szkoda mi Alicji. Nie ma łatwego małżeństwa, ale z drugiej strony, podoba mi się coś takiego w opowiadaniach. Ta część to była istna petarda! Kompletnie nie spodziewałam się takich scen! Niesamowite!
elenawest
@Duygu nie, nie wydałam, za drogi interes niestety :-P ale dziekuje ze tak mowisz ;-)
emeryt
Autorko, może, a właściwie chyba sporo mężów traktujących swoje partnerki jak niewolnice, ale mnie to nie podoba się. Lecz poza tym odcinek bardzo dobry. Pozdrowienia.
elenawest
@emeryt no cóż, coś takiego nie musi się wszystkim podobać i zapewniam, że jeszcze paru osobom się nie spodoba :-P
AnonimS
Wreszcie... bardzo dobry odcinek. Co do ordynatora krótko trzyma tą policjantkę ...tak jak lubię :P  pozdrawiam AnonimS
 bardzo dobry odcinek. Co do ordynatora krótko trzyma tą policjantkę ...tak jak lubię :P  pozdrawiam AnonimS