Tajemnica pewnej ulicy

Tajemnica pewnej ulicyROZDZIAŁ I  

7:45 Brama Portowa  

Idzie. Wygląda fantastycznie. Zresztą, jak zwykle. Długie do ramion, blond włosy, jak każdego dnia były nienagannie wyprostowane, a bordowa szminka podkreślała jej piękne rysy twarzy. Szła pewnym krokiem, z charakterystyczną dla siebie klasą i wdziękiem. Długi szal, przykrywał musztardowy sweter, a jego końce opadały tuż nad kolanami. Kozaki na obcasach, tylko dodawały jej szyku.  
- No hej Adam! Idziemy?- rzuciła i nie czekając na moją reakcję, szła dalej w kierunku szkoły.
- Czy mogłabyś chociaż raz na mnie poczekać?- dodałem retorycznie kiedy ją dogoniłem.  
- Oj, nie marudź. Pożyczysz mi potem tę matmę? Błagam! Mam już serdecznie dosyć tych wzorów skróconego mnożenia. A minus B razy A dodać B, równa się A kwadrat razy B kwadrat – czy możesz mi powiedzieć po co mi to do życia potrzebne?! - powiedziała lekko podniesionym głosem, patrząc się na mnie swymi pięknymi, błękitnymi oczami.
- No wiesz, jak ci nie wyjdzie z bycia tym chirurgiem, to zawsze możesz uczyć matmy w jakiejś podstawówce. – rzuciłem.
Mimo, że popatrzyła na mnie błagalnie, jej kąciki ust uniosły się do góry.  
- Pewnie, a jak tobie nie wyjdzie z prawem, to zawsze możesz zostać piłkarzem. Twoje zdolności w piłce nożnej, są już znane w całej szkole.  
Fakt, nietrafienie w piłkę przy samej bramce na wf-ie i współczesne aplikacje czyt. Snapchat spowodowały, że stałem się niekwestionowanym kandydatem do Złotej Piłki 2018.  
- A właśnie, to co idziemy dzisiaj robić te zdjęcia na geografię? Możemy przy okazji iść do Kaskady, pomożesz mi w wyborze sukienki na spotkanie z Adrianem.  
- Jasne, nie ma problemu - opowiedziałem pod nosem. W końcu, nie ma nic lepszego niż pomaganie w szykowaniu się na randkę dziewczynie, która ci się podoba.  

14:37 Rynek Sienny  

WOK ciągnął się w nieskończoność. Kultura starożytna, nigdy nie była czymś co mnie ciekawiło, więc 45 minut słuchania o niej, bez zamykania oczu, było nie lada wyzwaniem. Na szczęście, wszystko kiedyś się kończy i zaraz po odebraniu kurtek z szatni skierowaliśmy się z Julią w kierunku Starego Miasta. Wielu szczecinian wzięłoby tę nazwę w duży cudzysłów. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że warszawskie czy krakowskie starówki są bardziej okazałe, ale trzeba doceniać to, co się ma. Uważam, że i tak trzeba się cieszyć z tego, że mimo trudnej historii miasta, że coś z tego Starego Miasta w ogóle zostało. A mówiąc subiektywnie, to moim zdaniem Szczecin ma się na starówce, naprawdę czym pochwalić  
Projekt pani od geografii był prosty. Wystarczyło zrobić zdjęcia mniej znanych miejsc w Szczecinie, dodać jakiś fajny opis i od razu dostaje się szóstkę wagi 3. Patrząc na to, że do piątki brakuje mi tylko kilku setnych, to dla mnie układ wręcz idealny.  
Po kilku minutach spaceru, mijając m.in. drugi najwyższy w Polsce kościół - Bazylikę archikatedralną św. Jakuba w Szczecinie, dotarliśmy na Rynek Sienny. Skąd na nazwa? Otóż jeszcze sto lat temu handlowano tam sianem oraz produktami codziennego użytku. Sprzyjał temu znajdujący się w samym centrum starówki, Ratusz Staromiejski, w którym to przez wieki, dwa razy w tygodniu odbywały się zebrania rady miasta. Oprócz tego pełni on rolę hali kupieckiej, a w jego piwnicach urządzono winiarnię. Niestety w czasie bombardowań w czasie II wojny światowej, budynek został doszczętnie zniszczony. Na szczęście powojenne władze miast postanowiły o odbudowaniu tej gotycko – barokowej budowli, w której obecnie mieści się Muzeum Historii Szczecina. Możemy w nim przyjrzeć się losom miasta od momentu powstania, aż do czasów współczesnych. Co ciekawe, budynek, kiedy spojrzy się na niego ze strony Rynku Siennego wygląda, jakby przechylał się w prawo. Można, więc powiedzieć, że stolica województwa zachodniopomorskiego również ma swoją Krzywą Wieżę.  
     Po stwierdzeniu tego faktu, obfotografowaliśmy chyba wszystkie kamienice znajdujące się na Rynku, a żaden szczegół przybocznych uliczek: Siennej, Opłotki i Kurzej Stopki nie był dla nas obcy. Po tym, kiedy pamięć telefonu Julki zaprotestowała, udaliśmy się pod Kamienicę Loitzów, znajdującą tuż przy ulicy Kurkowej. Był to budynek niezwykle charakterystyczny, głównie ze względu na rażąco pomarańczowy kolor. Zabytek posiadał również skośne okna, a w jedną ze ścian wmurowana została kopia płaskorzeźby, pochodzącej z połowy XVI wieku, "Nawrócenie św. Pawła”.  
     Teraz nadszedł czas, na główny punkt dzisiejszego zwiedzania - ulicę Kuśnierską. Ja osobiście mam co do niej mieszane uczucia. Jeszcze kiedyś była to zdecydowanie najbardziej klimatyczna uliczka Starego Miasta. Składało się na to m.in. jej położenie (prowadziła ona ku górze, na Zamek Książąt Pomorskich), średniowieczna kostka brukowa oraz klimatyczne, odrestaurowane, białe kamieniczki. Miasto dokonało jednak w zeszłym roku jej remontu. W przeważającej części kostkę brukową zastąpiono zwykłą, kolorową kostką, a swój średniowieczny klimat zachował jedynie krótki, początkowy kawałek uliczki. Trzeba przyznać, że przez remont ulica straciła coś, czego już odzyskać nie może… Aczkolwiek jest jedna rzecz, która mi się podoba. Na samym podnóżu ulicy wybudowano bowiem schody, ustawiono donice z roślinnością oraz stworzono miejsca do siedzenia. Trzeba przyznać, że ten akurat fragment, tak czy owak, wyglądał korzystnie.  
     Zrobiliśmy więc wiele ujęć. Z dołu, z góry, z perspektywą na zamek. Sama nawierzchnia, rynsztoki oraz kamienice również nie pozostały niesfotografowane. Postanowiliśmy jednak, że wejdziemy do bram jednej z kamienic. Brama wydawała się zapuszczona, ale mimo tego postanowiliśmy zrobić zdjęcie ze środka, z ujęciem na ulice zza krat. Kiedy Julka moim telefonem starała się znaleźć jak najlepsze ujęcie, nie oczekiwanie potknęła się. Okazało się, że zahaczyła o kamień. Jednak pod kamieniem coś było. Coś starego i drewnianego. Popatrzeliśmy z Julią na siebie. Wyglądało na to, że projekt z geografii, nie będzie taki łatwy i oczywisty, jak się wydawało.

Dodaj komentarz