Zostań ze mną i nie opuszczaj mnie więcej. - Część.24

Daniel:
Obudził mnie promień wschodzącego słońca, spojrzałem za okno, nie mogąc się nadziwić jak szybko zmienia się tu pogoda. Na dworze nie było ani najmniejszego śladu po wczorajszej śnieżycy, no z wyjątkiem kilkumetrowego śniegu, który w górach zresztą był całkiem normalny. Nadal w kominku znajdował się ślad wczorajszego ognia, a w chatce było jeszcze do zniesienia. Tylko po znajomej nie było śladu, a ja zastanawiałem się od jakiego czasu jestem sam i gdzie się podziała kobieta. Wstałem z łóżka i wyszedłem na zewnątrz. Chłód był nie do zniesienia, nie byłem pewny, ale w nocy temperatura musiała spaść o co najmniej dziesięć stopni. Nie miałem nic odpowiedniego, ale nie chciałem wracać. Z daleka dostrzegłem jakieś światełka, wyglądało to raczej jak na ratunkowy samochód, a ja miałem nadzieje, że ktoś pomoże mi wrócić do miasta. Kobieta stała w ramionach wysokiego, starszego mężczyzny, a ja pobladłem. Nie musiała nic mówić, jej wyraz twarzy, jej wzrok powiedział mi już wszystko.
- To, to twoja wina - zwróciła się do mnie i napadła na mnie, uderzając pięścią. - Twoja wina! Rozumiesz? Twoja! - krzyczała, a jej uderzenia były silne, ale trochę nie zdarne.  
- Daj spokój. Wiedział, rozumiesz? wiedział jak bardzo jest to niebezpieczne - rzekł mężczyzna, który przyjechał by przekazać jej złe wieści. - Pańska żona się o pana martwi. Przyjechałem po pana - zwrócił się do mnie, a ja tylko w milczeniu pokiwałem głową. Nadal byłem oszołomiony tym czego się dowiedziałem. Nie mogłem zrozumieć jak mogło do tego dojść, jak to wszystko możliwe, jeszcze wczoraj, jeszcze wczoraj - przełknąłem ślinę i kucnąłem na ziemi. Kobieta patrzyła na mnie, jakbym co najmniej zabił tego mężczyznę, ale przecież właśnie tak dla niej było. Jej zdaniem i chyba trochę słusznym przyczyniłem się do jego śmierci, bo gdybym nie zjawił się tutaj, gdyby mnie nie spotkali nie miałby powodu by ruszać samemu po pomoc.  
- Choć z nami, nie powinnaś być tu sama - odezwał się do niej mężczyzna, ale nie odpowiedziała. Nie nalegał, a ona wcale nie zamierzała go słuchać. Jeszcze przez chwilę stałem, próbując odszukać właściwych słów, ale nie potrafiłem. Co miałem jej niby powiedzieć? jak miałem ją przeprosić, za coś, czego właściwie nie zrobiłem?
- Chcę zostać sama - rzuciła krótko i odwróciła się na pięcie. Chociaż miałem złe przeczucie, pozwoliliśmy jej odejść. Spojrzałem na mężczyznę i ruszyłem za nim do samochodu, gdy zapieliśmy pas usłyszeliśmy głośny huk. Huk, którego nie zapomnę do końca życia. Huk świadczący o tym, że właśnie w tym momencie skończyło się drugie życie.
- Nie zdąży pan - powiedział mężczyzna i spojrzał mi głęboko w oczy. Nie słuchałem. Pobiegłem najszybciej jak umiałem, by chociaż, by może jednak, ale nie było szans. Leżała martwa na podłodze, gdzie jeszcze przecież nie tak dawno spędziłem noc. Chatka teraz wydawała się zupełnie inna, jakby opuścił ją cały urok i spokój, który panował w nocy. Byłem w szoku, nie można odszukać odpowiednich słów, by opisać, co czułem w tamtym momencie. Po raz pierwszy byłem tak blisko martwego ciała, po raz pierwszy byłem świadkiem czyjeś śmierci. Pistolet leżał w jej dłoni, a mnie zadziwił ten widok. Jeden krótki strzał w usta i śmierć na miejscu. Jeden huk, którego byłem niemal pewny, że nigdy nie uda mi się zapomnieć. Czy można było uniknąć tej katastrofy? czy gdybym zrobił cokolwiek, czy gdybym coś jej powiedział udało by mi się ją powstrzymać?  
- Nie dało się uniknąć tej tragedii. Kochała go zbyt mocno. Kochała go od zawsze - powiedział starszy mężczyzna, który stał teraz tuż za mną. Dopiero w tym momencie zobaczyłem ból w jego oczach i ból na jego twarzy, dopiero teraz zrozumiałem. - Była moją córką. Nie mogłem, nie miałem prawa jej powstrzymywać - klęknął mężczyzna, a mnie odebrało mowę. Byłem świadkiem kolejnej tragedii, byłem świadkiem cierpienia ojca po stracie dziecka.
- Dlaczego? - zapytałem chociaż po chwili pożałowałem tych słów. Nie dokończyłem a mężczyzna nic już nie powiedział. Przykrył ciało córki i zadzwonił po policję i pogotowie. Bez słowa wsiadł do auta, a ja bez słowa zapinałem pasy. Jechaliśmy w milczeniu, ale właściwie wszystko tak naprawdę wiedzieliśmy. Zamknąłem oczy, wyobrażając sobie siebie na jego miejscu i poczułem na ciele zimny dreszcz.
- Ja nigdy, nigdy nie pozwoliłbym na takie zachowanie. Nigdy bym nie pozwoliłby któreś z moich dzieci - pomyślałem o człowieku, którego tak pochopnie oceniłem i poczułem się winny. Po raz kolejny poczułem to nie przyjemne poczucie winy. - Gdybym nie pozwolił to nie kochałbym prawdziwie - rzekłem sam do siebie, ale chyba zbyt głośno, bo mężczyzna tylko się na mnie spojrzał.  
- Nie. Po prostu okazałby się pan tchórzem - rzekł mężczyzna, a po chwili zatrzymał samochód i rozpłakał się, a ja nie miałem pojęcia co zrobić. Tym razem nie stchórzyłem, a objąłem mężczyznę i czekałem kiedy wreszcie będzie gotowy, by ruszyć dalej.

                       ***
Daria:
Mój mąż już od jakieś godziny siedział w pokoju, ale nie odezwał się nawet słowem. Drżał na całym ciele, ale nie chciał powiedzieć co właściwie się stało. Dzieci, jakby wyczuły całą atmosferę wtulały się w niego, a on całował je po czubkach głowy, nosie i czole. Starszy mężczyzna, który siedział teraz w salonie, wciąż na twarzy był blady, a z jego oczu cały czas wylewały się nowe łzy. Małżeństwo, które było właścicielem pensjonatu pocieszało mężczyznę, a ja nadal nie rozumiałam co właściwie się stało.
- Niech pani idzie do męża. Niech pani przy nim będzie - powiedział tylko mężczyzna, a w jego oczach było coś tak bolesnego, tak cierpiącego, że bez czekania na jakieś wyjaśnienia, po prostu postanowiłam go posłuchać.
- Chcę wracać - usłyszałam słowa Daniela i bez zbędnych słów pokiwałam głową. Dzieci ku naszemu zaskoczeniu nie robiły żadnych problemów, tylko poszły się spakować. Nie będąc pewna, czy powinnam zostawiać go chociaż na chwilę samego, zostawiłam go i poszłam pomóż dzieciom w pakowaniu. Gdy na chwilę weszłam do salonu, usłyszałam fragment rozmowy właścicieli z starszym mężczyzną.  
- To nie była jego wina. Taka nasza praca. Moja córka - mężczyzna mówił bez składu i ładu, a ja poczułam jak ściska mi w żołądku. Co takiego stało się z jego córką?. - Postąpiłeś właściwie. Nie potrafiła bez niego żyć, przecież to wiesz - powiedział właściciel, a mężczyzna tylko na niego popatrzył.  
- Ale to moja córka! Nie rozumiesz? - dalej nie wiedziałam o czym mówią, bo wróciłam do pakowania dzieci. Po pół godzinie wszystkie zabawki, rzeczy dzieci były już w samochodzie. Rzeczy moje i męża nadal znajdowały się w pokoju, a Daniel wciąż siedział w tym samym miejscu, nie poruszył się nawet na chwilę.  
- Ona się zabiła. Po prostu się zabiła - rzekł mój mąż, a ja uważnie spojrzałam na niego. Wciąż nie rozumiałam o czym on właściwie cały czas mówi i co takiego stało się w górach, że mój mąż był tak bardzo poruszony. Po raz pierwszy w życiu zobaczyłam łzy w jego oczach. Po raz pierwszy przy mnie płakał. Chciałam go przytulić, chciałam go pocieszyć, uspokoić, ale nie zrobiłam nic. Jakbym ja, jakby moje serce było już obojętne na cierpienie mojego męża. Co się ze mną działo? Do pokoju weszła właścicielka pensjonatu, która opowiedziała mi o tym co się wydarzyło. Z każdym jej kolejnym słowem, czułam większy ucisk w sercu. Boże! Co on musiał przejść.  
- To nie była pańska wina! To nie pan zawinił. To była jej decyzja, jej wybór. Jej miłość. Oni tak mieli. Nie potrafili żyć bez siebie, nie potrafiłaby funkcjonować - rzekła kobieta. Mój mąż nie odpowiedział, Pożegnał się z właścicielami i starszym mężczyzną, którego za wszystko przeprosił, zabrał ode mnie bagaż i bez słowa ruszył do samochodu, w którym czekali już dzieci. Działał jak pozbawiona uczuć maszyna. Nigdy wcześniej nie widziałam męża w takim stanie i to mnie przerażało najbardziej. -
Pani Dario proszę na niego uważać. Proszę go wspierać - powiedziała przemiła kobieta, ekspert od problemów małżeńskich i uśmiechnęłam się do niej ciepło. Objęłam kobietę, która traktowałam w sumie jak drugą matkę i zamierzałam wziąć do serca jej radę, tak jak wszystkie poprzednie. Po raz kolejny wszystkich uściskałam i wsiadłam do samochodu. Tym razem to ja kierowałam, Ufałam Danielowi, ale był w takim stanie, że nie chciałam ryzykować. Pojechaliśmy do domu.

                       ***
Patrycja:
Stałam z otwartą buzią, nie mogąc wypowiedzieć żadnego słowa. Ten napis, słowa Michała, ta wiadomość o ciąży. Miałam kocioł w głowie. Mętlik nasilał się z każdą kolejną minutą, w której pomyślałam o nadchodzących zmianach. Zmianach które czekały i nadchodziły,czy mi się to podobało,czy nie. Zmianach tak realnych, jak nierealna była wiadomość o ciąży. Nadal nie wiedziałam kto był ojcem dziecka. Chociaż moja podświadomość krzyczała,chociaż moje serce modliło się w duchu, by to Michał, a nie Daniel okazał się ojcem, nie miałam pewności. Coś sprawiało,że bałam się utracić cały spokój i heppy end, który wkraczał w moje życie. Tak bardzo przywykłam do chaosu, niepewności, życia w bólu i lęku o jutro,że przerażał mnie spokój, który miał zapanować.Miałam przy sobie najbliższych, którzy zaczęli się poważnie niepokoić o moją reakcję, ale podejrzewałam,że muszę głupio wyglądać z otwartą ze zdziwienia szczęką, bo słyszałam ciche śmiechy przyjaciół. Tylko Michał stał poważnie, za poważnie jak na jego osobę i czekał. Czekał w zasadzie sama nie wiedziałam za czym. Za moim krótkim tak, który okaże się wstępem do mojego, nie naszego wspólnego życia? za słowem pełnym nadziei i obietnic,że już teraz wszystko się ułoży? czy za słowem nie, który być pomoże już całkowicie, nieodwracalnie i na zawsze zamknie przed nami pewien etap i furtkę do wspólnego szczęścia. Nie rozumiałam dlaczego raz za razem oświadczał mi się, skoro doskonale wiedział,że nie byłam jeszcze na to gotowa. Co próbował udowodnić i komu? sobie? a może chciał takim zachowaniem pokazać mi,że jest,że mu na mnie, na nas zależy. Tylko,że ja nie potrzebowałam pierścionka, nie potrzebowałam ślubu, obrączek, nie potrzebowałam papieru by poczuć się bezpieczna. Nie potrzebowałam jego nazwiska, by poczuć,że jest. Był. Był i doskonale o tym wiedziałam. Był i pokazywał to na każdym kroku. Pokazywał jak bardzo mu na mnie zależy, jak bardzo cierpi i jak bardzo jest we mnie zakochany. Tylko czy ja kocham go na tyle mocno, by udało stworzyć się nam szczęśliwy związek? czy tego chcę? czy jestem na to gotowa? Teraz tak wiele się zmieniło. Zmieniliśmy się my i nasze podejście, zmieniła się sytuacja. Był on. Był mały człowiek, którego nosiłam pod sercem, mała kruszynka, która spadła mi prosto z nieba by mnie uwolnić. Uwolnić od czego? od cierpienia po stracie dziecka? uwolnić od rozterek sercowych? czy uwolnić o miłości i obecności Daniela? a jaką miałam pewność,że to nie jego dziecko? co będzie jeśli okaże się jego? co wtedy powinnam zrobić? Nic. Cokolwiek wyjdzie w badaniach, cokolwiek pokażą wyniki ojcem dziecka będzie Michał. Michał będzie wychowywał go wraz ze mną, Michał będzie jedynym dzieckiem jakie będzie znało. Nigdy Danielowi nie wyznam prawdy, nigdy mu nie powiem, a może jednak nie będę musiała? Oczy Michała wpatrywały się we mnie, a napięcie rosło w powietrzu. Wszyscy jakby od tego zależało ich życie oczekiwali jakże upragnionej odpowiedzi. Oczekiwali mojej deklaracji, deklaracji na którą tak naprawdę w głębi serca nie byłam jeszcze gotowa.
- Córciu na Boga! Powiedz coś! - poganiała mama, nie spuszczając twarzy z idealnego jej zdaniem kandydata na męża.
- Tak. Michale wyjdę za Ciebie - rzekłam,a po raz pierwszy zobaczyłam na jego twarzy taki uśmiech,że od razu wiedziałam,że robię właściwie. Wiedziałam, byłam niemal pewna,że postępuje rozsądnie i odpowiedzialnie. Michał włożył mi na palec pierścionek, ten sam, który trzymałam już w ręku i wziął mnie na ręce. Zakręciło mi się w głowie od kołowania nas wokół jego osi i uśmiechnęłam się do niego.
- Kocham Cię maleńka - rzekł czule, a w jego głosie usłyszałam więcej niż mogłam. Obietnice, obietnicę jakże realną, jakże prawdziwą. Obietnicę szczęścia, spokoju,  obietnicę nadziei. Nadziei na lepsze dni. Po kolei podchodzili ludzie gratulując nam oświadczyn i oglądając z zachwytem pierścionek. Tylko jeden człowiek stał  z tyłu mieszkania, a ja dopiero teraz tak naprawdę go zauważyłam.  
- Moje gratulację. Miałem jednak nadzieje,że powiesz nie - usłyszałam smutek w głosie Jarka. Nie odpowiedziałam. Uśmiechnęłam się do dawnej miłości i odeszłam. Nie mogłam znieść żalu w jego głosie, smutku w oczach. - Mam nadzieje,że wiesz co robisz - powiedziała Majka, a ja przytuliła przyjaciółkę. Wykorzystując chwilę nieuwagi wymknęłam się z Majką na dwór i dopiero patrząc w gwiazdy mogłam po raz pierwszy odetchnąć spokojnie.  
- A jeśli - Majka spojrzała na mnie czytając mi chyba w myślach. Nie dokończyła, ale doskonale wiedziałam o co próbowała zapytać.
- To bez znaczenia. Jedynym ojcem jakiego będzie znało to Michał - wyznałam przyjaciółce i poczułam na sobie jej dotyk. Otulona przyjaciółki ramionami spojrzałam na telefon a tam..... CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2659 słów i 13958 znaków, zaktualizowała 19 sie 2016.

5 komentarzy

 
  • Użytkownik Justys20

    Pięknie  <3

    19 sie 2016

  • Użytkownik volvo960t6r

    Cudowna część :)

    19 sie 2016

  • Użytkownik agusia16248

    @volvo960t6r Dziękuję

    19 sie 2016

  • Użytkownik volvo960t6r

    @agusia16248 Proszę Bardzo

    19 sie 2016

  • Użytkownik Miłość:-)

    <3  <3  <3. Jej :-)  :kiss:  :rotfl:

    19 sie 2016

  • Użytkownik NataliaO

    <3  <3

    19 sie 2016

  • Użytkownik cukiereczek1

    Czekam na next z niecierpliwością dodaj coś szybko. :* :)

    19 sie 2016

  • Użytkownik agusia16248

    @cukiereczek1 Już :*

    19 sie 2016