Zaufaj mi Caterina. Rozdział 8

Drobna brunetka zawzięcie stukała w klawiaturę białego laptopa. Po kilku minutach wytężonej pracy odchyliła się na obrotowym skórzanym fotelu i spojrzała z zadowoleniem na ekran.  
- Co tak piszesz? – dobiegł ją męski głos z sąsiedniego pokoju.
- Takie tam. Nic ważnego! – odkrzyknęła z lekceważeniem w głosie. Zmarszczyła brwi i zamknęła dokument. Naprawdę nieźle jej to wyszedł ten artykuł i przez chwilę było jej nawet żal, że nie ujrzy go nikt, poza jej naczelnym. Otworzyła swoją służbowa skrzynkę mailową i wybrała adres szefa redakcji.
     "Przeczytaj to. Mam nadzieję, że Ci się spodoba. Niestety nie mam dowodów na poparcie mojej tezy, ale może mógłbyś przymknąć oko? Łucja.”
     Dołączyła dokument, który przed chwilą skończyła i wysłała. Doskonale wiedziała, że naczelny nie przymknie oka, nigdy tego nie robił.  
- Jeszcze nie gotowa? – mocno zbudowany blondyn stanął za nią, położył jej dłonie na karku i zaczął masować napięte mięśnie – Spóźnimy się…
- To poczekają – odparła spokojnie – są sprawy ważniejsze od głupich kręgli.
- Daj spokój! Wiesz z kim gramy? – spytał, a w jego głosie pobrzmiewało zniecierpliwienie. Nagle spojrzał na Łucję uważniej – Wciąż szukasz tych dokumentów?  
- Po prostu sprawdzam – odparła.
- Już to chyba omówiliśmy? Przepadły i koniec – powiedział z naciskiem.
- To jest Twoja wersja – odpowiedziała zimnym tonem, wstając z fotela – Idę się ubrać.
     Patrzył tępo na jej laptop leżący na biurku. A jeśli ona miała rację i ten facet zdążył komuś wszystko przekazać? Na przykład żonie? Tylko dlaczego jeszcze nie zrobiła z tego użytku, pomyślał? Z tego, co mówił Ziemowit, wynikało, że kompletnie się załamała po śmierci męża. Wyglądało na to, że interesowała ją tylko praca. Nie miała rodziny, poza siłownią, nigdzie nie chodziła, z nikim się nie spotykała… Nie, zaraz, Łucja mówiła, że spotykała się ze znajomymi adwokatami. Nawet ustaliła, gdzie mają kancelarię. Nagle go olśniło, Łucja próbowała przez nich dotrzeć do tej Pars, dlatego chodziła tam, zamiast zapytać jego prawników. Nie docenił jej!
- Kochanie, czy już Ci mówiłem, że jesteś niesamowita? – spytał, odwracając się w kierunku ogromnej garderoby przylegającej do ich sypialni.
- Dzisiaj jeszcze nie – w jej głosie pobrzmiewały jeszcze resztki pretensji – ale słucham Cię uważnie…
- Przyznaję, że możesz mieć rację – powiedział przymilnym tonem.
     No wreszcie, pomyślała Łucja, przeglądając się w ogromnym lustrze. Sama nie była przekonana, ale coś jej mówiło, że powinna spróbować jeszcze raz. Zwłaszcza teraz, kiedy wyszła sprawa telefonu. Wyglądało na to, że ta Katarzyna Pars miała "jaja”, mimo, że Ziemowit uważał inaczej. Łucja nie do końca wierzyła w "kompletne załamanie” i depresję po śmierci męża. Kobiety są silniejsze i sprytniejsze od mężczyzn, pomyślała.  -----------------------------------------------------------------------------------
Po nocy spędzonej na przeglądaniu wszystkich dostępnych informacji na temat Fabia, Katarzyna, obudziła się z lekkim szumem w głowie. Wiedziała, że jest gościem jednego z największych pośredników w handlu nieruchomościami we Włoszech. Facet był ciężko bogaty, bo odziedziczył fortunę, ale też pomnożył to, co dostał. Miał czterdzieści lat, choć musiała przyznać, że nie wyglądał na tyle. Skończył zarządzanie na Oxfordzie, co tłumaczyło jego świetny angielski. Ożenił się zaraz po studiach, a jego żona zginęła w wypadku niespełna trzy lata po ślubie. Z matką Vanessy nigdy się nie ożenił i chyba nigdy nie miał nawet takiego zamiaru, o ile można było wierzyć plotkarskim portalom. Miał wiele kobiet. Zbyt wiele i zbyt młodych, jak na jej gust. Wiedziała dość, żeby wyrobić sobie o nim zdanie. Nadal jej się podobał, ale nie miała złudzeń. Ten facet nie mógł być nią zainteresowany.  
Zeszła na śniadanie do jadalni. Kiedy tylko usiadła, pojawił się kelner. Poprosiła o włoskie śniadanie z croissantem i cappuccino. Kiedy kończyła, pojawił się Stefano.  
- Pan De Luca prosił, żeby zjadła z nim pani lunch – zmierzył ją tym samym badawczym spojrzeniem, co Fabio poprzedniego dnia. Miała już tego dość, czy była aż tak dziwna dla tych ludzi?  
- Czy mam wrócić tu, czy zjemy w mieście? – zapytała z kwaśną miną.
- Niech Marco zawiezie panią na Via Donati, będzie wiedział gdzie – Stefano wydawał się ubawiony jej irytacją. Udała, że tego nie widzi.
Marco już na nią czekał przy samochodzie. Pamiętając o lunchu ubrała się w jedną z dwóch spódnic, jakie zabrała, dżinsową do połowy uda. Do tego turkusowa bluzeczka na cienkich ramiączkach. Była ciekawa, czy zrobi na nim wrażenie. Szybko przyłapała go na tym, że zerka na jej odsłonięte nogi.
- Muszę Cię przeprosić – zaczął, kiedy ruszyli – wczoraj zachowałem się nieodpowiednio. Nie powinienem tego robić – głośno przełknął ślinę – Mam nadzieję, ze się nie gniewasz. – rzucił jej szybkie spojrzenie i wbił wzrok w drogę.
Aż zaniemówiła. Tego się nie spodziewała. Odwróciła głowę w jego stronę, ale on uparcie patrzył przed siebie.
- Daj spokój. Nic się nie stało. Poza tym, to mi pochlebia. – położyła mu rękę na kolanie – Jestem z 10 lat starsza od ciebie. - Samochód szarpnął gwałtownie. Marco musiał nacisnąć pedał gazu. Nie wiedziała, czy dlatego, że go dotknęła, czy dlatego, że usłyszał, ile ma lat. Przyjęła, że to drugie. - Naprawdę, się nie obraziłam – powiedziała ze śmiechem – mógłbyś być moim młodszym bratem – zażartowała.
- Mógłbym być też kimś innym – powiedział tak cicho, że ledwie go usłyszała. Więc jednak błędnie założyła, że jej wiek go zszokował. Cofnęła szybko rękę, widząc, że chłopak lekko się rumieni. Nie miała odwagi zerknąć niżej. Postanowiła na razie do tego nie wracać. Wakacyjny romans na razie nie mieścił jej się w głowie, zwłaszcza że czułaby się z tym młokosem jak deprawatorka.
Muzeum egipskie podobało jej się jeszcze bardziej, niż to z samochodami. Znowu okazało się, że może wchodzić nawet do zastrzeżonych sal. Kiedy okazało się, że pozwolą jej obejrzeć część laboratorium, gdzie eksponaty poddaje się renowacji, zapytała wprost, co jest powodem takiego specjalnego traktowania.
- Pan De Luca sponsoruje nasze muzeum – otrzymała odpowiedź, która potwierdziła jej podejrzenia.
- Marco – przypomniała sobie o lunchu – czy możesz mnie zawieźć na Via Donati na lunch?
- Jesz z panem De Luca – stwierdził – oczywiście, że Cię zawiozę. Tylko, jak będziemy w restauracji, nie mogę do Ciebie mówić po imieniu. – dodał po chwili wahania  
- Dlaczego? – uniosła brwi – Myślałam, że już to sobie wyjaśniliśmy.  
Wbił wzrok w podłogę. Przewróciła oczami i wtedy to zobaczyła. Gdy się ruszyła, oko kamery podążyło za nią. Poczuła, że robi jej się gorąco. Stefano widział. Czy tylko on? Głupia sprawa, pomyślała, ale w końcu to nie ona rzuciła się na Marco, tylko on na nią. No, nie rzucił się, ale ją podrywał. Podrywanie jest w porządku, pomyślała. Poza tym, do niczego nie doszło.  
- Dobra, możemy jechać – stwierdziła wreszcie – obejrzałam wszystko, co mnie interesowało. Jestem głodna.
Po drodze próbowała delikatnie wybadać Marco, ale milczał, jak zaklęty.  
---
Fabrizio De Luca miał swój ulubiony stolik w głębi restauracji na Via Donati. Siedział teraz obserwując salę, ale samemu będąc prawie niewidocznym. Spojrzał na zegarek. Dochodziła druga, a ich nie było. Skrzywił się lekko. Marco nie był dla niego konkurencją, co go napadło? Drzwi skrzypnęły i zobaczył ją. Weszła trochę niepewnie z pełnego słońca do pomieszczenia, które musiało jej się wydać mroczne. Przy Marco wyglądała na drobną. Odchyliła głowę odrzucając włosy. Przebiegł wzrokiem po jej sylwetce od szczupłych ramion do długich nóg, odsłoniętych do połowy uda. Była naprawdę ładna. Mężczyźni się za nią oglądali, choć ona zdawała się tego nie widzieć. Może właśnie ten brak pewności siebie, tak go pociągał? Wstał i wtedy go zauważyła. Uśmiechnęła się delikatnie, jakby nieśmiało. Wyszedł zza stołu, gdy się zbliżyła.  
- Dzień dobry, Fabio – powiedziała to tym miękkim głosem, który zaczynał lubić.  
- Dzień dobry, Caterina – nachylił się i pocałował ją w policzek. Poczuł zapach jej włosów i natychmiast zapragnął znów go poczuć. Spojrzała zaskoczona jego zachowaniem.
- Marco – odwrócił się na chwilę – wróć za półtorej godziny. Jesteś wolny.  
Nie oglądając się więcej na ochroniarza, który bez słowa się oddalił, odsunął krzesło. Kiedy siadała, nachylił się i poczuł ciepło jakie od niej biło i ten owocowo-kwiatowy zapach.  
- Jak muzeum? – spytał lekko ochrypłym głosem
- Wspaniałe –również dzięki twoim pieniądzom, pomyślała – jestem pod wrażeniem.
- Cieszę się. Pozwoliłem sobie zamówić coś na start. Widzę, że właśnie nadchodzi – spojrzał gdzieś w bok.
Kelner postawił na środku stołu talerz pełen oliwek, suszonych pomidorów, grillowanych warzyw i drobnych mozzarelli.
- Mamy to wszystko zjeść? Nie tknę niczego więcej… - stwierdziła
- Chyba jednak coś wybierzemy – powiedział, patrząc na wypłoszonego jej słowami kelnera – co polecasz?
- Dla pani może sałatka z grillowanymi prawdziwkami i kurczakiem, dla pana może polędwiczki i polenta? Mamy też wyśmienite risotto z truflami na białym winie.
- W takim razie ja poproszę risotto. Właściwie to jestem głodna. – przyznała nie podnosząc wzroku.
- Dla mnie ta polędwica. Wino zostaje - podał kelnerowi kartę, ujął kieliszek i uniósł go w górę – popatrz na ten kolor.
Musiała się pochylić, żeby spojrzeć pod światło. Poczuła zapach wody kolońskiej i bezwiednie wciągnęła go do płuc. Żeby pokryć zmieszanie, ujęła swój kieliszek i upiła mały łyk.  
Fabrizio śledził jak Caterina przełyka wino. Gdyby położył dłoń na jej szyi, poczułby pod palcami jak płyn spływa do gardła i w dół. Na dolnej wardze wciąż miała odrobinę wina i musiał bardzo się starać żeby nie spróbować, jak smakuje zlizywany z ust. Pochwyciła jego głodne spojrzenie i natychmiast spuściła wzrok. Przygryzła lekko dolną wargę.  
Zachowuję się, jak nastolatka, zbeształa się w myślach Katarzyna. Fabio podobał jej się znacznie bardziej niż Marco. Gdybyśmy nie żyli w dobie Internetu, pomyślała, mogłabym zapytać, skąd tak świetnie zna angielski, a on powiedziałby, że studiował w Anglii. Och, naprawdę, a gdzie, spytałabym. W Oxfordzie, a pani? Ja w Warszawie, wie pan gdzie to jest?, a on…  
- O czym myślisz, piękna Caterino? – spytał aksamitnym głosem i sam się zdziwił, że to powiedział. Co ja wyprawiam, przemknęło mu przez głowę.  
- Zastanawiam się, jak mogłaby wyglądać nasza rozmowa, gdyby nie Google – odparła i lekko się zmieszała. Właśnie się przyznała, że go sprawdziła w sieci. – Ty pewnie myślisz podobnie – dodała, usprawiedliwiając się. Na pewno też zajrzał, przynajmniej na Facebooka.  
- Cóż, chyba nie myślałaś, że oddam jedyne dziecko pod opiekę komuś, o kim nic nie wiem – kącik ust drgnął mu lekko.
- Zauważ, że nie miałeś wielkiego wyboru tam w restauracji. Musiałeś mi zaufać – powiedziała cicho.
Zaufał jej. Spojrzała mu w oczy i jej zaufał. Co się ze mną dzieje, pomyślał. Mam czterdzieści lat, a zachowuję się, jak gówniarz. Ona pojutrze wyjeżdża! Nabił z pasją oliwkę i wsunął do ust. Caterina poszła w jego ślady. Przez kilka minut sprawdzała, co jej smakuje, a co nie.
- Nie wszystko jest w Internecie – powiedział wreszcie Fabio – widzę, że lubisz oliwki i mozzarellę, a nie tknęłaś pomidorów. Tego o Tobie nie napisali.
- Sama tego nie wiedziałam – roześmiała się – wielu rzeczy o sobie nie wiedziałam – dodała ostrożnie. Daj mu znać, że jesteś zainteresowana, myślała gorączkowo. Nie, to beznadziejne! Już po chwili wątpiła w siebie.
Dostali główne dania i znów na chwilę zamilkli. Katarzyna nie mogła się skupić na jedzeniu. Co się ze mną dzieje, myślała. Nie miałam ochoty na żadnego faceta od śmierci Roberta. Nie mogłam nawet pomyśleć, że ktoś by mnie dotknął tam, gdzie on mnie dotykał, a tera ślinię się na widok czterdziestoletniego Włocha, który jest dla mnie tak samo nierealny jak książę Monako. Nie chodzi nawet o to, że facet ma miliony, ale on ma pewnie kolejkę oczekujących, które wyglądają jeszcze lepiej niż Valeria…  
- Wiesz, że trufle są afrodyzjakiem? – spytał, wyrywając ją z zamyślenia.
- Nie wiedziałam. To znaczy wiedziałam, ale zapomniałam – powiedziała, czerwieniąc się. W jego obecności trudno jej było panować nad sobą. Zaczynała żałować, że się zgodziła na ten wyjazd. Robię z siebie idiotkę, pomyślała.
Świetnie się bawił, obserwując jej zmieszanie. Wreszcie się zlitował. - Jaki kolor najbardziej lubisz? – spytał.
- Chyba niebieski – odparła już swobodniej – ale lubię też czerwień.
- Wiesz, że wymieniłaś dwa kolory z przeciwnych biegunów? Jesteś pełna sprzeczności. Nie wiem, jakim sposobem, ale godzisz to wszystko ze sobą i to jest najbardziej niesamowita mieszanka, jaką widziałem – jego głos stał się jakby niższy.  
- Naprawdę tak sądzisz? – spytała miękko.  
Jeśli znów tak się odezwie, pomyślał, będę musiał ją pocałować. - Jestem tego absolutnie pewien – jego głos zabrzmiał jakoś tak aksamitnie.
- Czy życzą sobie państwo deser albo kawę? – słowa kelnera sprawiły, że aż podskoczyli.
- Masz ochotę na deser? – spytał Fabio, siląc się na spokój.
- Nie, ale poproszę espresso – szepnęła.  
- Dwa espresso – rzucił lodowatym tonem do kelnera, przebijając go wzrokiem.
Nastrój diabli wzięli, pomyślała niechętnie. Zapanowało kłopotliwe milczenie i postanowiła, że pójdzie do toalety. Nie musiała, ale to siedzenie bez słowa naprzeciw siebie było okropne. Wstała i nagle zaczepiła o coś nogą, zachwiała się. Fabio złapał ją w ramiona. Zanurzył twarz w jej włosy, wdychał ich zapach, upajał się jej bliskością, sprężystością i jednocześnie miękkością ciała. Nie odsuwała się od niego, pozwalała mu się tak trzymać. Musnął ustami jej szyję. Odetchnęła głębiej i przywarła do niego. Pocałuj mnie, pocałuj mnie, błagała go w myślach. Zadrżał. Co ja, kurwa, wyprawiam? Opanował się i powoli odsunął. Schylił się, po serwetkę, która upadła na podłogę. Wypchnął całe powietrze z płuc. Kiedy się wyprostował, był już spokojny, jak zawsze.
Bez słowa poszła do łazienki. Zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami. Jezu, co to było? Dotknęła szyi tam gdzie wydawało jej się, że… Nie, odsunął się od niej. Oparła się rękami o umywalkę i spojrzała w lustro. Miała lśniące oczy z szerokimi źrenicami i rumieńce pożądania na twarzy. Tylko nie to, jęknęła. Musiało paść akurat na niego? Co teraz? Stała tam i czekała, a on nic nie zrobił. Odkręciła zimną wodę i zamoczyła dłonie. Gdy były już lodowate, strzepnęła je i ułożyła na karku pod włosami. Powtórzyła to jeszcze dwa razy. W końcu zakręciła kran. Nie mogła tu siedzieć do końca świata, ale jak miała spojrzeć mu w twarz? Wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi. Miała ochotę po prostu zniknąć. Fabio siedział przy stole, a obok stał Marco. Korzystając z okazji, podeszła i szybko wypiła kawę, nie podnosząc wzroku.
- Dziękuję za lunch – wydusiła z siebie.
- To ja dziękuję – Fabio wstał – Marco Cię odwiezie.
- Chciałabym odwiedzić Vanessę – głos lekko jej drżał, ale się opanowała.  
- Świetnie – odparł obojętnym tonem.
Wyszła pospiesznie, nie oglądając się za siebie. Marco szedł za nią nachmurzony. Nie odzywali się do siebie. Kiedy zadzwonił telefon prawie się ucieszyła. Spojrzała na wyświetlacz: Karola. Odrzuciła rozmowę, ale po chwili zmieniała zdanie. Wybrała numer.
- Karola, coś się stało?
- Nic szczególnego, ale chciałam wiedzieć, jak sobie radzisz.
- Z Vanessą świetnie, ze sobą gorzej. Jestem kompletnie skołowana.  
- Mów!
Korzystając z tego, że Marco nie rozumiał polskiego, streściła szybko ostatnie 24 godziny.  
- Typowe – usłyszała prychnięcie Karoliny – pies ogrodnika! Sam nie zje i komuś nie da. On sobie z Tobą pogrywa, ale wygląda na to, że jest zainteresowany. Jestem pewna, że to on zabronił Cię podrywać temu chłopakowi.
- Nie sądzę.  
- Jest tam z tobą ten chłopak? Wyduś to z niego, a jak się potwierdzi, to zagraj z tamtym gościem jego bronią.  
- Oszalałaś?
-A co masz do stracenia? Jutro wyjeżdżasz. Poza tym to ma być tylko gra. Rzeczy nie muszą wyglądać na takie, jakie są.
Katarzyna zastanowiła się chwilę. Już to gdzieś słyszała. No tak, przed wyjazdem zadzwonił do niej policjant i poprosił o jeszcze jedną rozmowę na temat Roberta i jego zwyczajów. Szczególnie interesowała go siłownia, ale to zrozumiałe, przecież właśnie tam zginął. I na koniec to powiedział. Dokładnie to samo zdanie.
- Karola, po co zadzwoniłaś? - spytała
- Wiesz co, to nic pilnego, ale dzwonił do mnie facet z policji, który z Tobą rozmawiał. Nie może się dodzwonić na twoją komórkę, z wiadomych względów. Przypomniał sobie, że jestem Twoim prawnikiem i zadzwonił do mnie.  
- Jezu, czego on jeszcze chce? Przecież ja już prawie nic nie pamiętam - jęknęła
- Nic pilnego – bagatelizowała sprawę Karolina – prosił o rozmowę, jak wrócisz z wakacji. Mają jakiś telefon i chcą sprawdzić, czy to Twój.
- Boże, Karola, czy coś wiadomo? Wiedzą, kto to zrobił!? – nagle wszystko wróciło: niepokój, złość i żal…
- Uspokój się. Mają tylko telefon i nawet nie wiedzą, czy jest twój. Nie ma żadnego podejrzanego. Pytałam o to, a wiesz, że potrafię być upierdliwa, kiedy mi zależy.  
- Wiem, jasne, że wiem. Karola, ja po prostu myślałam… - głos jej się załamał
- Ja też tak pomyślałam, kiedy zadzwonił ten gliniarz, ale naprawdę nic nie mają. Jeśli chcesz, to dam mu Twój numer i powiem, żeby Ci wysłał zdjęcie tego telefonu, OK.?
- OK. – powoli docierało do niej, że niepotrzebnie robiła sobie nadzieję
- Kaśka, jesteś tam?
- Mhm  
- Postaraj się o tym na razie nie myśleć, dobra? Daj temu dupkowi wycisk. Pamiętaj, nie masz nic do stracenia.

Miała tylko zajrzeć do Vanessy, ale wizyta przeciągnęła się do godziny. U podstawy szyi, dziewczynka miała już tylko mały opatrunek. Przed wyjściem Katarzynę zaczepił lekarz, który operował Vanessę. Kiedy się dowiedział, ze zatrzymała się w domu De Luca obiecał rozważyć wypisanie jej jeszcze tego wieczoru.
- Marco, zawieź mnie do jubilera – poprosiła po wyjściu ze szpitala – muszę kupić jakiś drobiazg dla Vanessy.
- Idź za róg – polecił, zatrzymując się na chodniku – tu nie wolno parkować, więc poczekam.
Kiedy wracała, zobaczyła policjanta w stroju motocyklisty, wyciągającego bloczek mandatów i Marco stojącego przed nim. Westchnęła ciężko.  
- Wsiadaj – warknęła do Marco i odwróciła się do policjanta z czarującym uśmiechem
Marco patrzył zdumiony, jak Caterina rozmawiała z policjantem. Odgarniała włosy i przechylała zalotnie głowę. Dotykała jego munduru, a potem… O kurwa! Podeszła do zaparkowanego motoru i usiadła okrakiem, obejmując go nogami. Krótka spódniczka opięła się mocno i odsłoniła całe uda. Zacisnął palce na kierownicy, kiedy policjant przytrzymał motor, niby przypadkiem ocierając się o jej udo. Nagle stała się taka pewna siebie, taka kobieca! Już miał wysiąść i powiedzieć, że chce ten pieprzony mandat, kiedy ona zsunęła się zgrabnie z motoru i odwróciła w jego stronę. Mrugnęła do niego. Powiedziała coś jeszcze do policjanta, który uśmiechnął się szeroko.  
- Dzięki – burknął Marco, kiedy wsiadła do samochodu. Patrzył jak policjant pogładził siedzenie tam, gdzie przed chwilą siedziała Caterina.  
- No, to wisisz mi przysługę albo pięćdziesiąt euro – powiedziała  
- Przysługę? – rzucił jej podejrzliwe spojrzenie – nie miał zamiaru pozbywać się kasy.  
- Ktoś Cię wczoraj objechał, prawda? – spytała. Nie odpowiedział, ale zacisnął szczęki, co upewniło ją, ze trafiła. Postanowiła zmienić strategię. Położyła mu dłoń na bicepsie i zaczęła kciukiem przesuwać po materiale koszuli.
– Proszę Cię. To dla mnie ważne. – poprosiła miękkim, słodkim głosem - Co powiedział?
- Że mam trzymać ręce z daleka od Ciebie – powiedział niechętnie
- Że co? – zatkało ją. Zaraz, takie sformułowanie oznacza tyle, co zostaw ją w spokoju. Przewróciła oczami – Stefano tak powiedział? - Spojrzał na nią zaskoczony i natychmiast się odwrócił, ale ten ułamek sekundy wystarczył. Poczuła, że krew napływa jej do twarzy. Już wiedziała, kto wydał polecenie.
- Co dokładnie powiedział? – wysyczała przez zaciśnięte zęby.
- Że nie wolno mi Cię dotykać!- wyrzucił z siebie, nie pozostawiając jej wątpliwości.
Zalała ją fala gniewu. W co on sobie pogrywa? Bawi się nią, igra z jej emocjami, wiedząc, że ma przewagę! Taaak? Zobaczymy! Poczuła łzy pod powiekami i zamrugała szybko. Wjeżdżali właśnie przez bramę i Marco spojrzał na nią. Wytrzeszczył oczy i już otworzył usta, ale nie miał pojęcia, co powiedzieć. Gdy samochód zatrzymał się przed domem, wypadła jak z procy i pognała do domu prawie biegnąc. Pójdzie do niego i powie mu… powie mu… Co? Zatrzymała się w holu. To ja Ci ratuję dziecko, a ty mnie tak traktujesz? Odwróciła się, słysząc kroki. Marco wszedł za nią do holu.  
- Idę na basen! – prawie krzyknęła – do zobaczenia za 10 minut – rzuciła ciszej w kierunku Marco.  
Chciał coś powiedzieć, zaprotestować, ale ona już biegła po schodach. Chcesz się bawić, draniu, to się zabawimy, pomyślała, wpadając do swojego pokoju. Gdzie ten cholerny kostium? Już na schodach kończyła wiązać pasek od szlafroka.  
- Chyba też popływam. Strasznie dziś gorąco – Fabrizio zostawił Stefano przy biurku i podszedł do drzwi łazienki obok gabinetu. Gdzieś tu powinny leżeć spodenki. Jeśli nie, to ze dwie pary leżały w łazience obok basenu. Z okna gabinetu widział nadjeżdżającego SUV-a. To było bez sensu, ale i tak nie mógł się powstrzymać. Kiedy zawołała, ze idzie na basen, zadziałała na niego jak katalizator. Przebierając się zerknął w lustro i napiął mięśnie. Dobrze się prezentował, ale przydałoby się trochę opalenizny, pomyślał.
- Jeśli chcesz pływać, to lepiej się pospiesz – w głosie Stefano dało się słyszeć rozbawienie – dobra jest – powiedział z uznaniem, kiedy Fabrizio podszedł do niego i spojrzał na ekran pokazujący obraz z kamer przy basenie.
- Podejdź tu – powiedziała Katarzyna, podchodząc do Marco. Zanim przyszedł zdążyła przepłynąć dwie długości i teraz oddychała ciężko. Złość nie tylko jej nie minęła, ale wręcz narastała, na samo wspomnienie dzisiejszego lunchu. Podeszła do Marco niebezpiecznie blisko, tak, że cofnął się pół kroku.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł – powiedział niepewnie.
- Nie dotkniesz mnie – uśmiechnęła się kpiąco, patrząc wprost w oko kamery – załóż ręce za głowę, na kark. Bardzo dobrze – pochwaliła go, gdy wykonał jej polecenie. Miała teraz okazję ocenić, jak pięknie jest zbudowany. Obeszła go wokoło, oceniając sylwetkę. Wodził za nią wzrokiem, a ona widząc to, oblizała usta koniuszkiem języka i znacząco zawiesiła wzrok na jego spodenkach. Marco jęknął, kiedy poczuł, że za chwilę będzie miał erekcję. Obeszła go drugi raz, wodząc palcem po jego nagim torsie. Nie spieszyła się. Stanęła naprzeciw niego i zajrzała mu w oczy.  
- Caterina, błagam – jęknął
- Wybacz mi – powiedziała - i dotknęła palcem tatuażu, a potem powoli zaczęła przesuwać palec w dół – jesteś naprawdę przystojny Marco, ale nic z tego nie będzie. Zrozum to i nie miej do mnie żalu. Chcę tylko kogoś zdenerwować, nic więcej.  
Spojrzał na nią z wyrzutem. Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie i ukazał się w nich Fabrizio De Luca we własnej osobie. Podszedł do Katarzyny i nawet nie spojrzawszy na Marco, rzucił przez ramię krótkie "via” (wynocha). Marco wycofał się bez słowa. Fabio miał kamienną twarz, nie drgnął na niej nawet jeden miesień, tylko oczy były ciemniejsze niż zwykle. Marco może górował nad nim posturą, ale Fabrizio emanował niewidzialną siłą, która sprawiała, że ludzie woleli zejść mu z drogi. Może myślał, że Caterina się przestraszy, ale się przeliczył. Stała z gniewną miną naprzeciw niego. Z pociemniałymi, jak wzburzone morze oczami, pobladła, z kosmykami mokrych włosów przyklejonymi do czoła i policzków, wydała mu się tak niewiarygodnie piękna, że zaniemówił. Oboje oddychali szybko, mierząc się wzrokiem. W końcu Fabrizio podniósł do góry komórkę i nacisnął coś…
- Marco – powiedział lodowatym tonem – za pół godziny w moim biurze – i rozłączył się.
Serce podskoczyło jej do gardła. Nie chciała, żeby temu chłopcu stała się krzywda z jej powodu. - To nie jego wina – powiedziała, urywanym głosem – posłużyłam się nim. On nic nie zrobił.
Fabrizio patrzył ma jej mokrą skórę. Wyobraził sobie, że on stoi z uniesionymi rękami, a ona wodzi palcem po jego ciele, staje naprzeciw niego, dotyka go mokrą dłonią na piersi i sunie w dół. Przymknął oczy i prawie poczuł ten dotyk. To było jak prąd, który podrażnił go, a teraz podążał w dół do podbrzusza i niżej… Głośno przełknął ślinę i chrapliwym głosem powiedział:
- Nie powinien…
- Nie dotknął mnie – przerwała mu gniewnie – ja dotykałam jego.
- …spoufalać się z moimi gośćmi – dokończył przez zaciśnięte zęby.
Poczuła, jak ziemia zachwiała się pod jej nogami. Był na nią wściekły, to pewne, ale to co wzięła za zazdrość, w rzeczywistości było… Idiotka, kretynka, idiotka do kwadratu, obrzucała się w myślach wyzwiskami. Nadużyłam jego gościnności. Zachowałam się skandalicznie! Oczekiwał, że będę damą, a ja… - Przepraszam – wyszeptała pobladłymi wargami.  
Patrzył, jak w jej oczach odbijają się emocje, jak łagodnieje pod wpływem jego słów. Co on powiedział? Nie pamiętał. Usta jej pobladły i drżały lekko. Pragnął tych ust, pragnął jej. W niewytłumaczalny sposób zapragnął jej "tu” i "teraz”. Poczuł skurcz w jądrach i zdał sobie sprawę, że najprawdopodobniej Stefano wciąż siedzi przy ekranie, a on właśnie czuje, że spodenki robią się ciasne. Odwrócił się i ruszył do basenu.  
Katarzyna została sama. Nie chciał nawet jej wysłuchać. Po prostu wskoczył do wody. Boże, co ja zrobiłam? Co za wstyd! Co ja chciałam udowodnić? Zachowałam się, jak idiotka. Od kobiety w moim wieku oczekuje się czegoś więcej, lamentowała w duchu. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. Zrobiło jej się niedobrze. Usiadła na skraju drewnianego leżaka i ukryła twarz w dłoniach. Kiedy usłyszała plusk wody, świadczący o tym, że Fabio wychodzi z basenu, chciała się zerwać i uciec, ale tylko mocniej wtuliła twarz w dłonie. Usiadł naprzeciw niej.
- Mam propozycję – powiedział powoli
- Tak? – szepnęła unosząc głowę, ale nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy.
- Masz jeszcze tydzień wakacji, więc proponuję, żebyś nie jechała na wycieczkę. – zamilkł, pozwalając, by dotarło do niej to, co mówił – Ja również mam wakacje, które musiałem przerwać. Jednym słowem, chciałbym, abyś spędziła ten tydzień na moim jachcie.
Patrzyła na niego zszokowana. Jakby w odpowiedzi, uniósł komórkę i wybrał jakiś numer.
- Patrik? Wszystko w porządku? Gdzie jesteś? – umilkł i słuchał przez chwilę – Doskonale. Pokręć się gdzieś w pobliżu Wenecji. Dojadę tam w niedzielę – rozłączył się i czekał
- Ty nie żartujesz – wyszeptała  
- Nie
– Ale dlaczego?
Dlaczego? To było pytanie za sto punktów. Nie miał pojęcia, dlaczego. Po prostu nie chciał, żeby wyjeżdżała, a to był sposób, żeby ją zatrzymać jeszcze na chwilę. - Może dlatego, że nadal niewiele o Tobie wiem, a bardzo chciałbym Cię poznać lepiej – powiedział powoli. Zgódź się, zaklinał ją w myślach.
Nie powiedział niczego o wdzięczności, o wynagrodzeniu jej za uratowanie córki. Nad czym się zastanawiała? Rejs jachtem, wspólne pływanie, skutery, romantyczne kolacje, długie wieczory i… noce. Przecież o tym marzyłaś, nie oszukasz samej siebie, pomyślała. Zadrżała na myśl, że mogłaby pójść z nim do łóżka. Zrobiłaby to, gdyby zechciał.
- Czego ode mnie oczekujesz? – ledwie przeszło jej to przez gardło.
- Niczego, czego sama byś nie chciała – powiedział, starając się ukryć targające nim emocje.
Wiedziała, że gdzieś daleko czeka na nią jaj zrujnowane, beznadziejne, szare życie i że jeśli się zgodzi, to będzie szaleństwo. Wiedziała, że jeśli zakocha się w tym mężczyźnie, on złamie jej serce. To tylko wakacyjny romans, nic więcej, przekonywała się w duchu. - Dobrze – odparła miękkim, drżącym głosem  
– Dziękuję Ci. Nie będziesz żałować – powiedział z przekonaniem – a teraz wybacz, ale muszę z kimś porozmawiać.
Mam nadzieję, że nie pożałuję, pomyślała przerażona tym, co zrobiła. Fabrizio wstał i skierował się do drzwi. Nagle wróciła jej świadomość.
- Fabio – zawołała za nim nieśmiało – nie ukażesz go, prawda?
- Oczywiście, że to zrobię. Za karę nie pojedzie z nami – i widząc jej zdumienie, zarzucił sobie na ramię ręcznik. Był z siebie bardzo zadowolony.
---
- Kocham Cię – Fabrizio ucałował córkę w czoło – tak się cieszę, że mogłem Cię zabrać ze szpitala dzisiaj.
- Dottoressa fata to załatwiła – powiedziała z przekonaniem Vanessa – Nie patrz tak, tato, wiem, że jest lekarzem, ale tak przyjemnie udawać, że jest wróżką. Żadna z moich koleżanek takiej nie ma.
Fabrizio pokręcił tylko głową z rezygnacją. Zostawił córkę pod opieką niani i ruszył na taras, gdzie po kolacji zostawił Caterinę i Valerię. Mała miała rację z tą wróżką. Ona zjawiła się w ich życiu dokładnie wtedy, gdy była potrzebna i wcale nie był pewien, czy jej "czary” zadziałały tylko na Vanessę.  
- Musisz bardzo lubić te spódnicę – wysoki głos Valerii dobiegł go, zanim zdążył im się pokazać – Już drugi raz masz ją na sobie.
- Zauważyłaś? – chwila namysłu – Stały element garderoby daje mi poczucie bezpieczeństwa.
- Nie rozumiem…
- Codziennie noszę fartuch, więc, kiedy jadę na wakacje, czuję się nieswojo, gdy mam na sobie codziennie coś innego – zabrzmiało to bardzo przekonująco
-Ach tak! – Valeria była jak pelikan, "łykała” wszystko, gdy odpowiednio się to podało.
Nie czekając dłużej, Fabrizio wkroczył na taras, przerywając ich rozmowę. Jeden rzut oka wystarczył, by dojrzeć wszystkie różnice między stojącymi naprzeciw siebie kobietami. Valeria w ultrakrótkiej sukience w krzykliwych kolorach nadrukowanych w przedziwny sposób i Caterina w granatowej bluzeczce podkreślającej dziewczęcą sylwetkę i długiej spódnicy, która lekko falowała na wietrze, co chwilę przylegając ściśle do sylwetki, to znów ją ukrywając. Masywny biust Valerii, za który z pewnością on zapłacił, pysznił się, uniesiony stanikiem. Tuż nad ciasnym rowkiem między piersiami, spoczywał ciężki złoty krzyż. Rozpuszczone loki okalały twarz zdradzającą, że jest nie tyle dziełem natury, co raczej medycyny estetycznej. Niebotycznie wysokie szpilki zmuszały ją do ciągłego przenoszenia ciężaru ciała z nogi na nogę. Wyglądała apetycznie, ale zupełnie nie robiła na nim wrażenia. Ależ nie! Robiła, jak każda ładna kobieta, ale nie takie, które sprawia, że mężczyzna ma ochotę zawrócić i pójść za kobietą. Caterina była wyższa, ale płaskie sandałki niwelowały różnicę. Włosy miała związane tuż nad karkiem w luźny węzeł. Na szyi nie miała niczego, ale kolczyki z drobnych złotych płatków migotały przy każdym poruszeniu, rzucając na szyję refleksy odbitego światła. Kiedy odwróciła do niego twarz, zobaczył drobne zmarszczki w kąciku oka, co dodawało filuterności jej uśmiechowi. Była piękna. Być może zawróciłby, żeby pójść za nią? - Wreszcie poszła spać – powiedział, z trudem odrywając wzrok od Cateriny. – czy mogę jeszcze czegoś wam nalać?
- Raczej nie – Valeria odstawiła swój kieliszek – Powinnam już jechać. Jutro muszę jeszcze dokończyć zakupy dla Vanessy, bo ona oczywiście nie może się przemęczać. Widziałam takie cudowne balerinki u Valentino. Po prostu słodkie…  
- Moja droga – przerwał jej Fabrizio – jestem pewien, że ma wystarczająco dużo butów. Możesz je też kupić w Mediolanie, tylko nie spóźnij się tym razem na samolot.
- No dobrze – westchnęła – Jaka szkoda, że już wyjeżdżasz, Caterina. – zmieniła temat - Gdyby nie to, mogłybyśmy razem wybrać się na zakupy – trajkotała - No cóż, może innym razem. Jestem pewna, że znalazłybyśmy coś odpowiedniego – cmoknęła powietrze obok policzka Katarzyny – Do zobaczenia jutro, moja droga.– odwróciła się do Fabrizia i również cmoknęła powietrze koło jego twarzy - Przyjadę po Vanessę około jedenastej - dodała
- Mnie też było miło – Katarzyna uścisnęła jej dłoń z uśmiechem. Jakoś nie chciała jej informować, że przyjęła zaproszenie Fabia.  
- Chyba powinnaś wypocząć. Jutro będziesz miała męczący dzień. – Fabrizio musnął ustami jej policzek i ruszył w dół po schodach.
Stała jeszcze chwilę, jakby nie docierały do niej jego słowa. Posłał ją do łóżka! A czego właściwie oczekiwała? Że rzuci się na nią? To nie młody gówniarz, któremu staje na widok miniówki. On był przyzwyczajony do atrakcyjnych kobiet. Odstawiła niedopitego drinka na stolik i powlokła się do pokoju. Była atrakcyjną kobietą? Kiedyś tak. Gdyby poznali się 10 lat temu, kto wie? Zrzuciła ubranie i zmyła makijaż wodą z mydłem, ignorując waciki i tonik. Ciekawe gdzie mieliby się poznać, na Mazurach? Poza tym, znała już wtedy Roberta. Sprawdziła telefon, ale nie było żadnych wiadomości. Ciekawe, gdzie znaleźli mój telefon? – pomyślała sennie – jeśli to faktycznie mój? Postanowiła jeszcze, że rano zadzwoni do Karoliny i poprosi o numer tego gliniarza.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 6284 słów i 35344 znaków.

5 komentarzy

 
  • Użytkownik emeryt

    Jaka szkoda że nie mogę poczytać twoich najnowszych opowiadań, gdyż od kilku lat nie pojawiasz się na LOL24, pomimo tego, serdecznie pozdrawiam Ciebie.

    11 listopada

  • Użytkownik Dominima

    To sie robi coraz bardziej ciekawe. Dzienikarka ten jej maz oj wyjdzie prawda o nim i Laska nie bedzie rozpaczac

    30 kwi 2019

  • Użytkownik Roksana76

    Proszę bardzo. Będzie o zakupach ;-)))

    13 wrz 2014

  • Użytkownik lola

    prosze o dalsza czesc

    12 wrz 2014

  • Użytkownik kromka95

    wspaniały rozdział :) czekam na następny :)

    11 wrz 2014