Zaufaj mi Caterina. Rozdział 36 ostatni

Zapach kawy rozchodził się powoli po całym domu. Wdzierał się do sypialni i drażnił swoim aromatem, nie pozwalając się ignorować. Katarzyna przeciągnęła się i spojrzała w stronę okna. Zimowe słońce z trudem przebijało się przez cienkie zasłony. Już drugą noc z rzędu spędziła samotnie w łóżku. Uśmiechnęła się do siebie i sięgnęła po telefon.  
     "Buongiorno Amore! Mi manchi tanto. Ci vediamo presto, Ciao!”  
     (Dzień dobry, Kochanie. Brak mi Ciebie. Do zobaczenia wkrótce, pa!)
Uśmiech na jej twarzy poszerzył się, pod wpływem przeczytanego sms-a. Fabio znów ją uprzedził. W ciągu ostatnich dwóch dni ich komórki rozgrzały się prawie do czerwoności.  
- Kaśka, idziesz? – z kuchni dobiegł wesoły głos Karoliny.
     Otuliła się szlafrokiem i ruszyła schodami w dół. Przy stole w jadalni siedzieli już Andrzej i Luca, jej ochroniarz. Popijali kawę z mlekiem i dyskutowali na temat jakiegoś meczu. Luca chciał wstać na jej widok, ale machnęła mu ręką, by sobie nie przeszkadzał i ruszyła do kuchni. Karolina krzątała się przy tostach i twarożku. W rondelku na kuchence, przyjemnie bulgotały zanurzone we wrzątku "frankfuterki”.  
- Widzę, że Luca już się oswoił – mrugnęła do Karoliny – strasznie Was przepraszam, że macie na głowie również jego, ale inaczej Fabio by mnie nie puścił.
- Daj spokój! Przynajmniej mam rano zaparzoną kawę. Poza tym, przyjemnie popatrzeć na takiego przystojniaka – Karolina wyszczerzyła do niej zęby w uśmiechu.
- Poczekaj – prychnęła – razem z Fabiem przyleci Marco. To jest dopiero ciacho. Baśkę trzeba będzie chyba związać – zachichotała.
- Jak Ty funkcjonujesz z tyloma przystojnymi facetami kręcącymi się po domu? Fabio nie jest zazdrosny? – Karolina uniosła brwi.
- Wie doskonale, że mogliby przy mnie chodzić "jak ich Pan Bóg stworzył”. Liczy się tylko ON!
– Dziwię się, że w ogóle Cię puścił. Chociaż, właściwie nie miał wyjścia. Gdyby nie ta rozprawa i wizyta w prokuraturze… Ale przecież musicie zorganizować tyle rzeczy... Nadal uważasz, że to dobry pomysł z tym wyjazdem na narty, zamiast ciepłych krajów? Będziemy Wam wszyscy siedzieli na głowie przez tydzień! - nachmurzyła się.
- Nie zamieniłabym tego tygodnia na nic w świecie – Wasze miny, kiedy zobaczycie apartamenty… bezcenne, pomyślała, a jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. – Fabio zachowuje się tak, jakby chciał objąć cały świat. Naprawdę chcemy spędzić z Wami tydzień… Potem gdzieś polecimy…
     Rzeczywiście, niespodzianka jaką przygotowali z Fabiem dla przyjaciół, powinna się udać. Uprzedzili wszystkich, żeby zarezerwowali sobie wolny tydzień i zabrali stroje narciarskie. Specjalnie ustalili termin ślubu w lutym, aby móc pojechać razem do Cortiny. Fabio zarezerwował dla nich całe piętro hotelu, tak, żeby czuli się komfortowo. Nawet Alessandra namówiła męża, by pozostawili starsze córki pod opieką babci i opiekunki, a oni, razem z małym Gianluką i jego nianią, pojechali ze wszystkimi.
– Powtórzymy to w lecie. Stella Marina już na Was czeka! – rzuciła Katarzyna.
- Fajnie mieć bogatych przyjaciół – westchnęła Karolina – żartuję! – dodała natychmiast, widząc minę przyjaciółki – myślałam po prostu, że będziecie chcieli mieć miodowy miesiąc tylko dla siebie…
- Wiesz co? Mam wrażenie, że od dnia zaręczyn mamy nieustający miodowy miesiąc. Byłam z Fabiem w tylu cudownych miejscach… To nasze pierwsze dwa dni osobno. Zastanawiam się, jak długo profesor będzie to tolerował? Przecież za każdym razem, gdy Fabio gdzieś jedzie, ja znikam razem z nim…  
- Będzie, będzie… Ma świetnego operatora za "pół darmo”. Poza tym piszesz mu książkę, więc? – Karolina przerwała na chwilę szykowanie śniadania – Zrobił na Tobie dobry interes!
- Fabio coś mu chyba obiecał w sprawie wydania tej książki – stwierdziła z przekąsem Katarzyna - ale i tak się cieszę, że mogę pracować z Vierim – dodała natychmiast.  
     Ruszyły obie do jadalni, z tacami zastawionymi jedzeniem.  
- O której przylatuje Fabio? – spytał Andrzej, kiedy usiadły za stołem.
- Myślę, że wyląduje lada moment, ale zanim dojedzie z Warszawy… - Katarzyna zastanowiła się chwilę – W każdym razie powinien zdążyć na rozprawę.
- Podobno Stefano zostaje w Turynie?    
- Tak zdecydowaliśmy. Wydawało nam się, że lepiej nie pokazywać go Łucji. Już przebolałam, że nie mogę nikogo oskarżyć o porwanie, bez narażania Stefano – Katarzyna nie była jednak w stanie ukryć frustracji – Scusa mi, che parlo polacco, ma e unica possibilita… (Wybacz, że mówię po polsku, ale to jedyna możliwość…) – zwróciła się do ochroniarza, który nawet nie starał się słuchać ich rozmowy, zafascynowany kiełbaskami podanymi na śniadanie. Będąc z Fabiem posługiwała się włoskim, a w podróżach czasem angielskim. Teraz z przyjemnością mówiła w ojczystym języku.
- O czym tak gadałyście w kuchni? – Andrzej nagle zrobił się strasznie dociekliwy – zakładam, że nie o rozprawie.
- Nie – Karolina wydęła usta – Kaśka opowiadała mi, jakim czułym i wspaniałym mężem będzie Fabio… i nie ma to związku ze stanem konta – dodała, uprzedzając ewentualny sprzeciw ze strony męża.
- Dobra, dobra. Omówmy lepiej kwestię rozprawy. Co prawda jesteś tylko świadkiem, ale nie daj się wyprowadzić z równowagi. Załóż od razu, że każde pytanie ze strony obrońcy jest podchwytliwe. Nie daj się wciągnąć w żadne: "Co pani sadzi? Jak pani myśli?”. Nie sądzę, nie myślę. OK.? Mówię poważnie! Zarzuty postawili tylko bezpośrednim sprawcom. Widziałem ich zeznania. Nie mają nic na Zawadzkiego w tej sprawie, więc nie daj się sprowokować.  
- Spokojnie – Katarzyna poklepała go po dłoni – wystarczy mi, że skażą tego drania, który prowadził samochód. Kita mówił mi wczoraj, że cały czas prowadzi jeszcze dochodzenie w sprawie Zawadzkiego i on prawdopodobnie straci firmę. Dla ludzi jego pokroju, strata pieniędzy jest wystarczająco dotkliwa. Chociaż, gdyby się udało wykazać, że to on stoi za śmiercią Roberta…
- Zapomnij o tym – Andrzej pogroził jej palcem – przecież nie chcesz ujawnić źródła informacji…
- Obiecuję! – uniosła dłoń, jak do przysięgi.
---
     Od dwudziestu minut, obrońca mężczyzny oskarżonego o spowodowanie śmierci Roberta Parsa, zadawał Katarzynie pytania, na które odpowiadała cierpliwie, mimo, że oskarżyciel co chwila wnosił sprzeciw. Wyglądało to tak, jakby była ona stroną, a nie świadkiem.  
- Twierdzi pani, że przez rok była pani w posiadaniu ważnych dokumentów pozostawionych przez pani męża i nie udostępniła ich pani policji? – pytania obrońcy stawały się coraz bardziej natarczywe.
- Sprzeciw – prokurator musiał interweniować po raz kolejny– pani jest świadkiem. Z akt nie wynika, że świadek cokolwiek ukrywała. Poza tym, do czego ma to prowadzić?
- Obrona chce udowodnić, że był to nieszczęśliwy wypadek, a ofiara miała coś do ukrycia i dlatego wyskoczyła z samochodu – obrońca spojrzał na Katarzynę z chytrym uśmieszkiem.  
     Spojrzała na Fabia, siedzącego miedzy Karoliną i Andrzejem, którzy szeptem tłumaczyli mu pytania i odpowiedzi. Był wyraźnie zirytowany postawą adwokata, ale starał się zachować spokój.  
- Mogę odpowiedzieć – powiedziała spokojnie, a kiedy sędzia kiwnął głową, ciągnęła – nie miałam pojęcia, że posiadam takie dokumenty, bo były opatrzone hasłem, które odkryłam przypadkiem. Mąż nigdy o nich nie wspominał. Udostępniłam je zaraz po dokonaniu odkrycia.  
- Komu je pani udostępniła? – spytał obrońca.
- Wielu osobom. Nie wiedziałam, co to jest, więc pytałam. Chodzi panu o kogoś konkretnego? – spytała niewinnym tonem, ale obrońca zrozumiał, że to atak i jeśli chce odpowiedzi, musi zapytać konkretnie.
- Może pani wymienić kilka z tych osób? – spytał ostrożnie.
- Porucznik Adam Kita, mecenas Karolina Lis, jej mąż mecenas Andrzej Lis, ich wspólnik mecenas Aleksander… - zaczęła wymieniać, udając, że się zastanawia nad każdym kolejnym nazwiskiem.
- Wystarczy, rozumiem, że lista osób jest długa. – sędzia wyraźnie tracił cierpliwość – Panie mecenasie, proszę dalej – ponaglił obrońcę.
- Czy pani widziała ten zapis? – najwyraźniej wytoczył ostatnie działo, bo był bardzo zadowolony z siebie, kiedy podsunął Katarzynie zapis szablonów ze skrzynki keticjo@gmail.com. – Wysoki sądzie, jest to zapis korespondencji mailowej, znany policji – pokazał kartkę sędziemu.
- Tak, widziałam – odparła spokojnie – to zapis szablonów ze skrzynki, do której dostęp uzyskałam. Adres mailowy i hasło były również w laptopie, w części zabezpieczonej hasłem. Taki sam zapis przekazałam porucznikowi Kicie – wyjaśniła spokojnie, choć czuła jak serce zaczyna jej podchodzić do gardła. Obrońca z pewnością wyciągnął to, licząc, że zaprzeczy. Chciał wykazać, że coś ukrywała i jest niewiarygodna, albo liczył na to, że poda nazwisko Kieć… ale to, że wysłał wiadomość do Kieciowej było zapisane w zeznaniach, które złożyła w prokuraturze, więc nie na to liczył…
- Czy może pani nam powiedzieć czyja to korespondencja?
- Nie wiem. Wszystkie informacje dotyczące tej skrzynki i wysłanych maili, przekazałam policji. Proszę ich zapytać – odparła z zatroskaniem. Ty parszywy draniu, nie wierzę, żeby łajzę siedzącą na ławie oskarżonych było na Ciebie stać, pomyślała. Według Lisów, adwokata opłacił Zawadzki w zamian za milczenie na temat jego udziału. Tylko dlaczego zadawał jej takie pytania? Przecież mogła wymienić jego nazwisko… Chyba, że właśnie o to im chodziło. Tylko dlaczego?
- Proszę zaprotokołować – sędzia spojrzał na obrońcę przeciągle – czy ma pan jeszcze jakieś pytania, panie mecenasie?  
- Nie, dziękuję – odparł tamten bez entuzjazmu.
- W takim razie, świadek jest wolna – sędzia spojrzał na Katarzynę.
     Dalej wszystko potoczyło się już bez niespodzianek. Mimo płomiennej przemowy obrońcy, sędzia uznał, że nie ma mowy o wypadku, skoro doktora Parsa pozostawiono na ulicy bez pomocy. Kradzież telefonu i próba zastraszenia jego żony, zostały również wzięte pod uwagę.
- Osiem lat, bez zawiasów, to przyzwoita kara – szepnęła Karolina, po ogłoszeniu wyroku – pewnie będzie się odwoływał, ale nie sądzę, żeby dostał mniej. Napad rabunkowy, wypchniecie z samochodu, nieudzielenie pomocy... Zastanawiam się tylko, dlaczego całą winę wziął na siebie? To się nie trzyma kupy.  
- Widocznie wolał pójść siedzieć, niż zadrzeć z Zawadzkim – pokiwała głową Katarzyna. Porucznik Kita też uważał, że Zawadzkiego bało się wiele osób, nie wyłączając Kieciów i Nowaka. Nie będzie miał łatwego zadania, pomyślała. Fabio objął ją ramieniem i razem z Karoliną wyszli na korytarz. Andrzej został jeszcze na sali.
- E finta! (Koniec!) – westchnął Fabio z ulgą – Che cosa vuoi fare nel pomeriggio? (Co chcesz robić po południu?)       
- Devo comprare una cosa di ambra per Vanessa (Muszę kupić coś z bursztynu dla Vanessy)
- Non viziarla cosi! (Nie rozpieszczaj jej tak!) – Fabio spojrzał na Katarzynę z wyrzutem.
- Och, przestań! - popatrzyła na Fabia z wyrozumiałością. Sam rozpieszczał je obie jak wariat… - Opowiadałam jej o zamkniętych w bursztynie częściach roślin i owadów. To ma być łyżeczka z bursztynem dla Gianluki. Nawet dała mi dziesięć euro z kieszonkowego, żeby było wiadomo, że to od niej. Tylko mnie nie wydaj, bo to miała być niespodzianka…
     Dlaczego nie poznałem Cię wcześniej, pomyślał Fabio, patrząc na Caterinę z miłością. Dlaczego nie Ty jesteś jej matką? Po raz kolejny dziękował Bogu za kobietę, którą miał przy sobie. A tak niewiele brakowało… Na prośbę Cateriny, Święta mieli spędzić razem z Vanessą i Valerią. Po raz pierwszy od śmierci Tiziany, nie traktował zaproszenia całej rodziny, jak obowiązku. Po raz pierwszy zamiast zwykłej kolacji, spędzą wieczór wigilijny przy zastawionym dziwnymi potrawami stole i będą składali sobie życzenia, łamiąc się przywiezionym z Polski opłatkiem, jak go nazywała Caterina. On miał tylko jedno życzenie: żeby Caterina była przy nim zawsze…
- Fabio? – Katarzyna przyjrzała mu się uważnie – hai strana espressione sul viso… (masz dziwny wyraz twarzy…)
- Stavo pensando ai regali… (Myślałem o prezentach…) – w oczach Fabia pojawiły się wesołe ogniki, a na widok zdziwienia na twarzy Katarzyny dodał – vorrei un fiocco rosso…
- Fiocco Rosso? (Czerwoną kokardkę?) – Katarzyna zmrużyła oczy, ale zanim Fabio dokończył, usłyszała stłumiony chichot Karoliny.
- Ciekawe gdzie masz ją sobie zawiązać? – wyszczerzyła zęby do przyjaciółki – tyle, to nawet ja rozumiem.
- Moglibyście chociaż w sądzie zachować powagę – fuknęła, czerwieniąc się, Katarzyna, ale po chwili uśmiechnęła się pod nosem.  
W tej chwili w drzwiach sali sądowej ukazał się Andrzej i podszedł do przyjaciół.  
- Wygląda na to, że tylko Kieciowej się upiecze – stwierdził – ten "łach” pójdzie siedzieć, dyrektor nie będzie dyrektorem, a Łucja nie dostanie więcej drogich prezentów...  
- To wystarczy – Katarzyna wzięła Karolinę za ręce – dostałam drugie życie i nie śmiem prosić losu o więcej. Poza tym Nowak okazał się mniejszym draniem, niż myślałam.
- Wiem, wiem – mrugnęła do niej przyjaciółka – Teraz, to Ty byś wybaczyła nawet diabłu. Wiesz co? Wiem, że jesteśmy tu z powodu Roberta i w ogóle… ale muszę to powiedzieć… Jesteście tacy… tacy… zakochani, jak nastolatki! Po prostu Ci zazdroszczę – uścisnęła dłonie Katarzyny – tak się cieszę, że jesteście razem...
- What time is it? I would like invite you for a dinner – Fabio był wyraźnie rozluźniony.
- Go. I'll join you in a moment (Idźcie. Za chwilę do Was dołączę) – rzuciła Katarzyna i zerknęła znacząco w stronę toalety.
     Dobiegły ją jeszcze przekomarzania Karoliny i Fabia, sprzeczających się, kto ma kogo zaprosić na obiad, po czym drzwi się zamknęły. Wyjęła telefon i głęboko odetchnęła, zanim odszukała numer mamy Roberta. Nie chciała rozmawiać z nią przy pozostałych. Nigdy nie były sobie szczególnie bliskie, ale darzyły się szacunkiem, więc uznała, że powinna dowiedzieć się od niej o wyroku. Kabiny wyglądały na puste. Podeszła do okna i zerknęła na parking przed budynkiem sądu. Luca i Marco stali obok ich samochodów. Drzwi za plecami Katarzyny skrzypnęły cicho.  
- Co za radość widzieć panią w dobrym zdrowiu…  
Katarzyna aż podskoczyła z wrażenia. Poznałaby wszędzie ten głos, na pozór uprzejmy…
– Dobrze pani wygląda, pani doktor. Włoskie słońce pani służy…
- Dziękuję – odparła siląc się na spokój – Widzę, że nie traci pani dobrego samopoczucia, pani redaktor.
- Mamy pewne przejściowe kłopoty… - na twarzy Łucji pojawił się grymas złości – ale pewnie pani to wie. Zresztą zawdzięczmy to pani… – wysyczała.
- Zawdzięczacie to sobie – odparła Katarzyna spokojnie – trzeba było zostawić mnie w spokoju…
- Co pani tam wie! – przerwała jej Łucja – Trzeba było oddać mi tego laptopa. Nie ma pani pojęcia, w co się pani wplątała!  
- Owszem, mam. Przekazałam prokuraturze dowód na to, że dyrektor brał łapówki od firm – wzruszyła ramionami – Zdaje się, że ten, co daje, ma mniejsze kłopoty… Przecież o porwanie ani o groźby Was nie oskarżono. Chociaż, dzisiaj aż mnie korciło… Trzeba było lepiej wybrać adwokata.
- Jakiego adwokata? O czym pani mówi? – Łucja wydawała się szczerze zaskoczona.
- Niech pani nie udaje. Tego drania nie stać na takiego obrońcę, a "z urzędu” go nie dostał. Tylko dlaczego mam wrażenie, że byłby szczęśliwy, słysząc nazwisko Zawadzki, w związku z tymi mailami?
     Z satysfakcją zauważyła, że Łucja pobladła. Jej ciemne oczy patrzyły na Katarzynę z nienawiścią. Czyżby narzeczony nie mówił jej wszystkiego? A może nie on opłacił adwokata? Ale jeśli nie on, to kto?
- Trzeba było oddać mi tego laptopa – powtórzyła szeptem, od którego Katarzyna dostała "gęsiej skórki” – pożałujecie…
- Grozi mi pani? – zerknęła przez okno. Marco stał przy samochodzie rozglądając się na boki. Luca gdzieś zniknął.
- Ja? – zaśmiała się, ale zaraz spoważniała – Nie wie pani, z kim zadarła. Nie schowa się pani nawet we Włoszech…
- Nie muszę się chować. Nie popełniłam żadnego przestępstwa, w odróżnieniu od naszych wspólnych znajomych… - teraz Katarzyna obdarzyła Łucję uśmiechem, choć w głębi duszy czuła coraz większy niepokój.
- Nic im pani nie zrobi. Są nietykalni. Nie rozumie pani? Raka boją się wszyscy! Ci bardzo ważni i wpływowi też. Dla nich nie zabraknie kontraktu pod koniec roku! No i można na nim zarobić. Naiwna kobieto! My tylko wykonujemy polecenia – skrzywiła się – A teraz mamy kłopoty. Duże kłopoty! Bo nie upilnowaliśmy niesfornej lekarki… Ale to jeszcze można naprawić. Prawda?  
     Jednak mi grozi, przemknęło przez myśl Katarzynie. Na korytarzu dało się słyszeć szybkie kroki kilku osób.  
- Kaśka! – w drzwiach ukazała się Karolina, ale na widok Łucji stanęła jak wryta.
- Już idę – Katarzyna minęła Łucję w chwili, gdy w drzwiach ukazał się Fabio, a za nim Luca – Zagadałam się, przepraszam, że czekaliście. Życzę powodzenia – dodała chłodno, odwracając się na moment do Łucji.  
- I wzajemnie – lodowaty ton, jakim Łucja wypowiedziała ostatnie słowa, przyprawił Katarzynę o dreszcz.
- Sei pallida (Jesteś blada) - w głosie Fabia wyczuła niepokój.
- Non è niente, amore (To nic, kochanie) – odparła spokojnie.  
     Fabio objął ją ramieniem i ruszyli korytarzem, wymijając spieszących na rozprawy prawników i ich klientów. Karolina i Luca szli za nimi. Katarzyna nie obejrzała się więcej za siebie. Miała poczucie, że rozliczyła się z przeszłością. Nie chciała się mścić.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3158 słów i 18451 znaków.

13 komentarze

 
  • Użytkownik Dominiani

    Ales ty glupia kaska. Im sie nic nie zrobilo. Mega ccemy kolejna czesc

    3 maj 2019

  • Użytkownik Margo

    O boszZzz !!!
    Czemu tak krótko? Akcja za akcją ja tu czytam po przerwie od nowaa i cos czuje że będę tu czesto zaglądać i czytać z takim zapałe jak i teraz.  
    To jest poprostu genialne
    Pozdrawiam

    19 maj 2017

  • Użytkownik KaśkaKK

    Rany! właśnie przeczytałam ostatnią część! Super! Teraz będę czytać dalszy ciąg, ale najpierw ochłonę! Wow!!!

    3 kwi 2015

  • Użytkownik glam

    Chcemy 2 część! !! Oby pojawiła się jak najszybciej :)

    18 lut 2015

  • Użytkownik aaa

    może tak kontynuacja? jestem bardzo ciekawa ich dalszych losów i mam nadzieję, że niedługo doczekamy się kolejnej części  :-)

    12 gru 2014

  • Użytkownik sabina

    Droga Roksano nie wiem czy to zbieg okolicznosci ale juz w drugim opowiadaniu nie opisalas slubu swoich bohaterów. Prosze o kolejny rozdzial :)

    13 lis 2014

  • Użytkownik Wera

    Droga Roksano ja cie bardzo prosze abys napisala narescie kolejna czesc "Moje marzenia " bo naprawde nie kazdy z czytelnikow nie moze sie doczekac :)

    22 paź 2014

  • Użytkownik Roksana76

    Jak to szybko? To prawie cała książka! Może napiszę drugą część, ale potrzebuję trochę czasu, żeby skończyć Moje marzenie. Pozdrawiam ;)))

    22 paź 2014

  • Użytkownik Anna2207

    Jeszcze jeszcze !! :)

    22 paź 2014

  • Użytkownik kasia

    Nie mogę uwierzyć że tak szybko się to skończyło;-) swietne!;-)

    22 paź 2014

  • Użytkownik julka

    Chcemy jeszcze!

    22 paź 2014

  • Użytkownik natala

    To nie moze byc koniec :) opisz ich wspolne święta slub itp.:)

    22 paź 2014

  • Użytkownik Tuśka

    Cudo, cudo i jeszcze raz cudo <3 Proszę, nie żartuj, że to już koniec.

    22 paź 2014