Zaufaj mi Caterina. Rozdział 2

Najpierw Katarzyna poczuła, że łóżko się kołysze. Po chwili do jej uszu dotarł niski warkot silnika, którego źródło znajdowało się gdzieś blisko jej głowy. Usiadła gwałtownie i zamrugała oczami zaskoczona. Aha, była na jachcie. Rozejrzała się. Na ławeczce koło szafki leżało ubranie, które miała wczoraj założyć. Szybko spojrzała w dół. Nie miała na sobie nic. Ktoś odłożył szlafrok i balsam na bok, a ją okrył prześcieradłem i cienkim kocem. Miała tylko nadzieję, że była to Karolina. Spojrzała przez owalne okienko w burcie i zobaczyła poruszający się horyzont. Płynęli. Ubrała się w ekspresowym tempie     i otworzyła drzwi kabiny.  
- Cześć śpiochu! – Baśka krzątała się po kuchni – Masz szczęście, że wstałaś, bo właśnie mieliśmy cię budzić na śniadanie.  
- Przepraszam, ale chyba wczoraj zasnęłam. Mam nadzieję, że nie zepsułam wam wieczoru?  
- Coś ty? – Baśka roześmiała się szczerze – zamknęliśmy Cię na klucz i pojechaliśmy sami. Musiałaś być strasznie zmęczona, bo nie byliśmy w stanie Cię dobudzić. Dobrze, że usłyszałam, jak upuściłaś balsam. Ale ty masz sen – pokręciła głową – nawet Ci powieka nie drgnęła, jak Cię okrywałyśmy.
- Dzięki – odetchnęła z ulgą – Długo płyniemy?
- Od godziny! – Karolina zasłoniła sobą zejściówkę – Chcemy w miarę wcześnie dopłynąć do tej zatoczki, o której mówił Olek, żeby się zakotwiczyć w najlepszym miejscu. – zsunęła się zgrabnie do wnętrza łodzi - Głodna?  
     Chyba była głodna, ale też po raz pierwszy, od niepamiętnych czasów, miała ochotę na jedzenie, nie dlatego, że czuła głód. Chciała usiąść z przyjaciółmi i jeść. To było tak, jakby od początku musiała się nauczyć czerpać przyjemność z drobnych codziennych czynności. Ucieszyła się tym. Poczuła się bezpiecznie. Jedli śniadanie i gadali o niczym. Andrzej zrobił im szkolenie na wypadek sztormu. Przypomniała sobie węzły. Udało im się nawet postawić żagle, mimo słabego wiatru. Kiedy zakotwiczyli w niewielkiej zatoce o kamienistym brzegu, miała okazję przekonać się, że woda jest ciepła i jednocześnie krystalicznie czysta. Można w niej było pływać godzinami. Żałowała, że nie miała maski i rurki do nurkowania. Postanowiła, że na Hvarze uzupełni nie tylko garderobę ale także zrobi zakupy sprzętowe. Zastanowiła się, czy nie za późno na naukę nurkowania, ale doszła do wniosku, że nie chodzi o prawdziwe nurkowanie z akwalungiem, tylko o możliwość otworzenia oczu w słonej wodzie. Przecież w basenie nurkowała, nie używając nawet okularów. Tak, na to nie była za stara.  
     Jedli obiad na zewnątrz. Przestronny biały kokpit, po rozłożeniu stołu świetnie spełniał rolę jadalni. Kasza gryczana, sadzone jajka i sałatka z buraczków w occie smakowały wspaniale.  
- Baśka, jesteś mistrzynią świata w dziedzinie sałatek. Nikt już takich nie robi – westchnął Andrzej, wygarniając ostatnie kawałeczki sałatki ze słoika.  
     Katarzyna patrzyła na ogromny dwupoziomowy jacht motorowy, manewrujący u wejścia do zatoczki. Słońce odbijało się od przyciemnianych szyb. Kadłub był potężny, ale jego kształt dawał wrażenie lekkości. Jakieś urządzenie na szczycie wieżyczki obracało się bez przerwy, jak mały helikopter.  
- Ale krypa, co? – Andrzej pochwycił jej spojrzenie – Ciekawe kto tym pływa?
- Pewnie jakieś obleśne stare dziady z młodymi laskami albo celebryci – wysyczała jadowicie Baśka
- Albo "złota młodzież” za kasę rodziców – dodała Karolina – W każdym razie, nas nie będzie na taki stać, choćbyśmy odkładali sto lat.
- Patrzcie! – Baśka osłoniła oczy dłonią
     Zza jachtu wyłoniły się trzy skutery wodne i zaczęły kręcić kółka na wodzie. Patrzyli z zazdrością na baraszkująca grupę.
- Ale się bawią! Pewnie jakieś małolaty - Olek sięgnął po lornetkę.
- Raczej nie – Andrzej zmrużył oczy i wpatrywał się w skutery – młodzież bardziej by szalała. Ci są ostrożni.  
- Czyli raczej stare dziady – stwierdziła Baśka – No, dziewczyny, niestety się nie łapiemy. Tacy nie biorą niczego powyżej dwudziestki.  
- Chyba, że wino – stwierdziła kwaśno Karolina – Idę sprawdzić, co z dziećmi. – dodała i zanurkowała do wnętrza jachtu po komórkę.
- Ja też! – Baśka ruszyła za nią
     Katarzyna została z chłopakami, którzy przerzucali się informacjami na temat cen jachtów, czarterów i skuterów wodnych. Skutery skryły się za jachtem, a na ich miejscu pojawiła się szybka motorówka z dwoma potężnymi silnikami z tyłu. Olek aż gwizdnął przez zęby. Skutery znów się pojawiły i pomknęły w głąb zatoczki. Motorówka ruszyła niespiesznie za nimi. Faceci znów zaczęli dyskutować o mocy silników i Katarzyna poczuła się niepotrzebna. Właściwie, nie było to dla niej nic nowego. Ściągnęła przez głowę bawełnianą cienką bluzkę osłaniającą granatowe bikini i poszła na dziób. Po drodze dobiegły ją szczebioty Karoliny rozmawiającej z córką. Przełknęła łzy i stanęła w rozkroku. Powoli przeniosła ciężar ciała na prawą nogę i uniosła lewą, opierając stopę na kolanie. Nie lubiła Jogi, ale jacht nie nadawał się do biegania, a i kamienisty brzeg do tego nie zachęcał. Z trudem utrzymywała równowagę na kołyszącym się łagodnie pokładzie, ale szło jej coraz lepiej. Za plecami słyszała zbliżający się warkot silnika. Skuter musiał zwolnić, bo warkot przycichł. Minął ich jacht w odległości może 30-tu metrów i powoli skierował się do ogromnego jachtu. Warkot za jej plecami uświadomił jej, że nadpływają następne. Zanim zdążyła zareagować, przemknęły niebezpiecznie blisko, wywołując falę, która rzuciła nią o pokład. Wstała przeklinając i rozcierając obolały tyłek.  
- Nic się pani nie stało? – niski głos i nienaganna angielszczyzna – Bardzo przepraszam za moich przyjaciół.
     Miała ochotę powiedzieć coś zjadliwego na temat rozrywek bogaczy kosztem zwykłych ludzi, ale kiedy podniosła głowę, już otwierając usta, zobaczyła najprzystojniejszego faceta, jakiego kiedykolwiek widziała. Stał na skuterze w mokrych szortach i koszulce oblepiającej umięśniony tors. Troska w jego głosie, kiedy powtórzył pytanie, sprawiła, że zaniemówiła. Słońce świeciło jej prosto w oczy, więc nie widziała dokładnie twarzy, ale czuła, że ona też by jej się spodobała. Czekał na odpowiedź, patrząc jak jej ręka masowała… o kurde! Masowała tyłek!
- Przeżyję – powiedziała najbardziej obojętnym tonem, na jaki było ją w tej chwili stać – na szczęście w tej części ciała, na którą upadłam, niewiele można sobie uszkodzić.
     Była pewna, że facet roześmiał się po jej słowach, ale nie słyszała dobrze, przez silnik nadpływającej motorówki. Facet machnął ręką w jej kierunku i motorówka natychmiast zwolniła i nie zbliżyła się do ich jachtu.
- Naprawdę mi przykro, że się pani uderzyła, ale cieszę się, że to nic groźnego.  
     Czuła, że krew napływa jej do twarzy, więc machnęła lekceważąco ręką i udała, że wraca do ćwiczeń. Nieznajomy chciał coś jeszcze powiedzieć, ale jej postawa go powstrzymała. Wolno obrócił się i skierował do motorówki. Katarzyna ćwiczyła zapamiętale. W połowie drogi skuter wykonał jeszcze manewr, jakby chciał zawrócić, ale nakreślił tylko koło i pomknął do ogromnego jachtu, mijając motorówkę, która popłynęła posłusznie za nim.
- Nic ci się nie stało? – Andrzej dopiero teraz wspiął się na dziobową część pokładu – Czego chciał ten facet?  
- Przeprosił za zachowanie przyjaciół – Katarzyna bawiła się złotą kotwiczką wiszącą między miseczkami stanika, żeby ukryć zakłopotanie.
- Myślałem, że ci zaproponuje przejażdżkę – rzucił Olek, szczerząc zęby – Gapił się na Ciebie.  
     Już miała się odciąć, ale widząc jego szczery uśmiech, sama się roześmiała.
- Nie sądzę, żebym była w jego przedziale wiekowym. Po prostu był uprzejmy.
- Trzeba było z nim jeszcze chwilę pogadać, zamiast tupać mi nad głową – Karolina skrzywiła się, jakby coś wyjątkowo paskudnie zapachniało – Mogłaś przynajmniej spróbować! Tak dla treningu – dodała łagodniej, widząc jej minę.
---
- Czasami są okropni! – Fabrizio De Luca rzucił ręcznik na drewniany fotel i spojrzał na Stefano, swojego szefa ochrony – mówiłem, żeby nie przepływali tak blisko innych łodzi.
- Nic na to nie poradzisz – Stefano skrzyżował ręce na piersiach. Zwracał się do swojego szefa po imieniu tylko, kiedy byli sami. Przyjaźnili się jeszcze zanim Fabrizio przejął firmę po ojcu i zatrudnił Stefano, wiec czuli się ze sobą swobodnie. – Ładna? - spytał  
- Ładna. I chyba niegłupia – dodał po namyśle
- To trzeba ją było zabrać na przejażdżkę.  
- Chyba nie była zainteresowana.
     Stefano właśnie miał zapytać, odkąd to Fabio, jak go nazywał, zwracał uwagę na takie szczegóły, ale na schodach rozległ się tupot i na pokład wbiegła Vanessa, dziesięcioletnia córka Fabrizia. Wciąż nie zdjęła kapoka.
- Tatusiu – zaszczebiotała po włosku – chcę jeszcze popływać na skuterze.  
- Nie, kochanie, wystarczy. Trzeba się przebrać do kolacji, a kiedy nie ma twojej niani, schodzi Ci z tym strasznie długo, więc sama rozumiesz – rozłożył ręce – Ale obiecuję, że jutro będziesz miała jeszcze dużo rozrywek. Zresztą, do piątku jeszcze daleko. Jeszcze popływasz.
     Rozchmurzyła się nieco i ucałowawszy ojca, pobiegła do swojej kabiny. Fabrizio patrzył za nią przez chwilę. Z trudem jej czegokolwiek odmawiał. Była jego oczkiem w głowie. Jego największym skarbem. Kiedy jego żona, po trzech latach małżeństwa zginęła w wypadku, postanowił, że się więcej nie ożeni. Jego pozycja i pieniądze pozwalały mu na luksusowe życie. Jego aparycja zapewniała mu dodatkowe punkty w kontaktach z kobietami. Szybko przylgnęła do niego opinia playboya, ale nie odstraszało to potencjalnych kandydatek. Zwłaszcza, że potrafił zadbać o swoje kobiety, wymagając w zamian jedynie tego, by przystosowały się do jego trybu życia. Jedna z nich, Valeria, przystosowała się tak dalece, ze urodziła mu córkę. Przez chwilę rozważał nawet związanie się z nią na stałe, ale zamiast pierścionka, wolała sowicie zasilane co miesiąc konto i dom w Mediolanie. Nie miał złudzeń, nie kochała go, ale doceniła to, że dzięki jego pieniądzom, ze stewardesy zmieniła się w celebrytkę. Mógł spędzać z córką tyle czasu, ile tylko chciał. Mógł śmiało powiedzieć, że miał wszystko, o czym mężczyzna może marzyć. Przed urodzeniem Vanessy, myślał co prawda o synu, ale teraz nie zamieniłby jej czarnych loków i roześmianych oczu na najwspanialszego chłopaka.
- Fabio – Stefano dotknął jego ramienia – czy chcesz wypłynąć po kolacji?
- Nie, zostańmy jeszcze trochę. Wypłyniemy nad ranem. Powiedz kapitanowi i niech dadzą już kolację – potarł czoło – pływamy od soboty, a ja mam dość tej łajby.  
     Stefano wiedział doskonale, że Fabrizio miał na myśli znajomych i kuzynów, których zaprosił na wakacje. Ich dzieci doskonale dotrzymywały towarzystwa Vanessie, czego nie można było powiedzieć o rodzicach. Zachowywali się tak, jakby nigdy nie mieli zamiaru dorosnąć. Pokiwał głową i poszedł na mostek.  
     Po kolacji Fabrizio przeprosił towarzystwo i poszedł do kapitana. Ustalili dalszy plan rejsu i godzinę odejścia z zatoczki. Miał już wracać, kiedy usłyszał odległe śmiechy i plusk. Towarzystwo z samotnego jachtu w głębi zatoczki skakało do wody. Poszedł na najwyższy pokład i rozejrzał się za lornetką. Mógłby przysiąc, że gdzieś tu leżała.  
- Tego szukasz? – Stefano podał mu szkła. Jak zwykle pojawił się, nie wiadomo skąd. Fabrizio wziął je bez słowa i skierował na jacht. Odszukał sylwetkę dziewczyny, z którą rozmawiał. Wspinała się na burtę, z której przed chwilą skoczył jej kolega. Rozłożyła ręce i odchyliła głowę. Ciekawe, czy skoczy na główkę, pomyślał. Skoczyła. Odbiła się lekko i gładko weszła w ciemniejącą wodę, która zalśniła gwałtownie w blasku zachodzącego słońca. Scena była nierealnie piękna. Opuścił lornetkę.
- Jest ich pięcioro, dwie pary i ona – Stefano wsunął ręce do kieszeni spodni – Nie pytaj, skąd wiem. Właśnie dlatego jestem szefem twojej ochrony – dodał - Dobrze pływa.
- Kto?
- Dziewczyna w czarnym bikini.
- W granatowym, Stefano, w granatowym.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2287 słów i 12763 znaków.

4 komentarze

 
  • Tuśka

    To jest świetne <3

    4 wrz 2014

  • Roksana76

    Bo to jest "książka". Stanowi treść mojego bloga

    4 wrz 2014

  • Minka227

    I mi podoba się bardzo, czekam na dalsze odcinki

    3 wrz 2014

  • lola

    Bardzo fajne, podoba mi sie takie stopniowe budowanie akcji, jak w prawdziwej książce;-)

    3 wrz 2014