Zaufaj mi Caterina. Rozdział 30

Kancelaria prowadzona przez Karolinę, Andrzeja i Olka mieściła się w samym centrum miasta. Mieszkanie w starej kamienicy, które przed laty zajmowała babcia Andrzeja, okazało się doskonałą lokalizacją. Oczywiście musieli je wyremontować, ale teraz, zainwestowane pieniądze zwróciły im się wielokrotnie. Ceny nieruchomości w tej okolicy nie spadały, a prestiż, jak mawiał Olek, był bezcenny.  
     Karolina była wyjątkowo milcząca i Katarzyna zaczynała podejrzewać, że przyjaciółka nie pochwala jej decyzji o przekazaniu dokumentów Łucji. Wyłożyła jej po raz kolejny swoje obawy, co do przecieków w policji, ale raczej jej to nie przekonało. Natomiast reakcja Karoliny na nowe fakty w sprawie śmierci Roberta, kompletnie zbiła ją z tropu. Ona nie była zaskoczona!
- Powiedz, że o tym wiedziałaś, a chyba zwariuję – Katarzyna patrzyła na przyjaciółkę wyczekująco.
- Dzisiaj zadzwonił do nas Adam Kita i powtórzył nam to, co powiedział Tobie. Jestem Twoim prawnikiem – przypomniała Katarzynie, zanim ta zdążyła zaprotestować – Powinnaś mu powiedzieć o tych dokumentach. Tak samo, jak powinnaś odpowiedzieć Stefano…
- Karola, i tak mi ciężko. Jeśli ma jakieś informacje, to niech je przekaże Tobie. W końcu jesteś moim prawnikiem – dodała z sarkazmem.
- Właściwie, to już to zrobił. Powiedział, że ja Cię znam najlepiej i dlatego mam zdecydować kiedy i jak Ci to przekazać…
Katarzyna poczuła nagle, że robi jej się niedobrze. Z lękiem patrzyła, jak Karolina sięga do metalowej szafy, ukrytej w rogu pokoju i wyciąga stamtąd szarą teczkę, w jakiej trzyma się akta. Po chwili miała przed sobą dwie kartki A4 zadrukowane czymś, co na pierwszy rzut oka przypominało wiersz. Kiedy zaczęła czytać, włosy stanęły jej dęba:
     "Mam dokumenty, z których wynika, że przetargi w szpitalu są ustawiane. Co pani na to?”
     " Nie mam pojęcia o czym pan mówi. Takie dokumenty nie istnieją”
     "Dobrze pani wie, że tak. Ile są dla Was warte?”
     "Powtarzam jeszcze raz, że nie ma takich dokumentów. Kim pan jest?”
     "Skoro nie ma takich dokumentów, to po co chce pani wiedzieć, kim jestem?”
     Spojrzała na Karolinę z niedowierzaniem – Szablony? – spytała. Nawet nie musiała czekać na jej kiwnięcie głową. Doskonale wiedziała, co to jest, ale ich treść wcale jej się nie podobała. Pochyliła się i czytała dalej.
     "Potrzebuję więcej informacji. Skąd mam wiedzieć, co pan ma?”
     "Dogadajmy się, albo dowiecie się z prasy”
     "Spokojnie, chcę wiedzieć, co pan ma”
     "Czy wystarczy, jeśli powiem, że mogę udowodnić, że przetarg na sprzęt radiologiczny, chirurgiczny, laryngologiczny, urologiczny i kilka innych, był ustawiony pod konkretną firmę? Mam skan specyfikacji z logo firmy i kartkę napisaną przez pani męża. Zaczyna się ona tak: zaznaczyć taki przekrój i nie inny!”
     "Dogadajmy się. Chcę zobaczyć wszystkie dokumenty”
     Na tym kończyła się pierwsza kartka. Katarzyna sięgnęła po szklankę z wodą. Jak to, dogadajmy się, pomyślała? Spojrzała na Karolinę, która w milczeniu wpatrywała się w okno niewidzącym wzrokiem. Wróciła do tekstu.
     "Mam je przesłać na pani adres?”
     "Nie. Spotkajmy się”
     "Nie ma mowy! Nie ujawnię się”
     "Jeśli się dogadamy, muszę przekazać pieniądze. Jak?”
     "Na konto”  
     "Ile i w jakim banku?”
     "200 000. Nazwę banku podam, jak się dogadamy”
     "To bardzo dużo. Jaką mam gwarancję, że prasa się nie dowie?”
     "Żadnej. Musi mi pani zaufać”
     "Zaufania nie można kupić. Gwarancję tak.”
     "Nie mogę dać gwarancji. Musi mi pani zaufać”
     "Skąd pan je ma? Czy ktoś jeszcze o nich wie?”
     "Nie mogę powiedzieć, skąd je mam. Nikomu ich nie przekazałem. Na razie…, ale prasa czeka.”
     "W takim razie zaryzykuję”
     Przeczytała jeszcze raz ostatni wpis. Mogła się spodziewać wszystkiego, ale to?  
- Naprawdę mi przykro… – Karolina załamała ręce.
- Od kiedy to masz? – spytała zbolałym głosem Katarzyna.
- Przyszło wczoraj wieczorem. Nikt nie wie. Nawet Andrzej – zaznaczyła.
- Nie mów mu, dobrze? Przynajmniej na razie… - Katarzyna ukryła twarz w dłoniach. Co miała z tym zrobić? Czy w ogóle miała to ujawnić i komu? – Ufasz temu policjantowi? – spojrzała na przyjaciółkę.
- Co masz na myśli?
- Chodzi o to, że on już kiedyś u mnie był. Jako pacjent. Nie byłam pewna, ale teraz sobie przypominam. Przyprowadził go Ziemek… polecony przez Kiecia… No, sama już nie wiem, co myśleć! – czuła w żołądku bryłę lodu.
- Jezu, Kaśka, to jakiś obłęd! Myślisz, że on też jest w to umoczony? – minę Karoliny można było opisać jednym słowem: zgroza!
- Karola, nie wiem! Wiem tylko, że zna Kiecia i Ziemka… Nie wiem, czy powinnam mu to pokazać? To zmienia wszystko! Robert ich szantażował! Mieli powód, żeby go… - nie mogła dokończyć. Łzy popłynęły jej po policzkach. Płakała z bezsilności i wściekłości. Jak mógł coś takiego zrobić, pomyślała, zdruzgotana odkryciem. Nic dziwnego, że Stefano przekazał jej to za pośrednictwem Karoli. Ciekawe, co na to Fabio? Boże, jak mogę myśleć o nim w takiej chwili, zganiła się, ale natrętna myśl nie chciała odejść. Podeszła do okna i otworzyła je szerzej. Wdychała powietrze głęboko do płuc. Starała się pozbyć wszystkich myśli, kłębiących jej się pod czaszką. Musiała coś zrobić, cokolwiek… - Daj tego laptopa – westchnęła, odwracając się.
     Uruchomienie komputera zajęło im tylko kilka minut i po chwili Katarzyna mogła przesyłać informacje na podany przez Łucję adres. Zawahała się jednak, zanim otworzyła swoją skrzynkę mailową. Po chwili namysłu założyła nową, na fikcyjną osobę i za jej pośrednictwem przesłała dokumenty, łącznie ze skanem małej karteczki z notatkami, pominęła za to zdjęcia Łucji.  
- Karola, masz tu namiary na tę skrzynkę. Jutro od rana mam pewnie rozpisane zabiegi, więc jeśli coś się w niej pojawi, to daj mi znać, albo nawet reaguj sama – ufała przyjaciółce, jak sobie – Nie masz jakiegoś wolnego laptopa? Może być stary, byle tylko dało się go podłączyć do sieci…
     Karolina przyniosła przechodzoną Toshibę i wręczyła ją Katarzynie. – Nie jest to ostatni model, ale nie będziesz skazana na izolację – zażartowała.
- Problemem jest raczej brak izolacji. Nienawidzę, jak reszta oddziału zagląda mi przez ramię. Wiem, że aż ich skręca, żeby się dowiedzieć, czy przeglądam portale randkowe – prychnęła.
     Otworzyła swoją pocztę i stwierdziła, że Fabio się nie odezwał. Mimo, że właśnie tego powinna się spodziewać, poczuła ukłucie zawodu. Przeczytała wiadomości od Stefano. Prośba o potwierdzenie, że doleciała bezpiecznie, przypomnienie, że Internet nie jest bezpiecznym i anonimowym miejscem… Dzięki Stefano, pamiętałam, pomyślała. W ostatnim mailu była prośba o to, by Katarzyna pod żadnym pozorem nie umieszczała żadnych wpisów w "sama wiesz jakiej skrzynce”. Postanowiła odpisać:
"Dzięki Stefano, jesteś prawdziwym przyjacielem. Postaram się o wszystkim pamiętać. Buziaki, Caterina”
Zawahała się chwilę, po czym wróciła do tekstu.
"PS. Dbaj o Niego”
Wysłała, zanim przyszło jej do głowy usunąć ostatnią linijkę.  
- Chodźmy, bo się rozkleję – rzuciła do Karoliny, pakującej bez pośpiechu kable i laptopa do jakiejś torby. Przeglądała jeszcze pobieżnie pozostałe wiadomości, kiedy natknęła się na zaproszenie Angelo. Weszła w wiadomość i zalogowała się do Facebooka. – Mam alergię na Włochów – wysyczała do przystojnego, uśmiechniętego mężczyzny ze zdjęcia i odrzuciła zaproszenie z mściwą satysfakcją.  
- Idziemy? – Karola stanęła w drzwiach, gotowa do wyjścia.  
     Strome schody miały na szczęście kutą żelazną poręcz. Mimo nowoczesnego wystroju, wszyscy zgodnie stwierdzili, że ona pozostanie na swoim miejscu. Katarzyna podziwiała ją za każdym razem, gdy przychodziła do kancelarii. Pomalowana farbą w odcieniu malachitowej zieleni, stanowiła niesamowitą ozdobę. Właśnie miała po raz kolejny wyrazić swój zachwyt, czekając, aż Karolina zamknie główne drzwi do kamienicy, gdy od strony placu, widocznego na końcu uliczki, z głośnym rykiem silnika ruszył motocykl. Yamaha Drag Star 650, wszędzie by go poznała! Nie tak dawno sama takim śmigała. Uśmiech rozjaśnił na chwilę jej smutną twarz, kiedy przyglądała się pochylonej sylwetce motocyklisty. Kask zasłaniał twarz, ale z postury wyglądał na mężczyznę. Podjechał dość szybko, zwalniając na widok Katarzyny i nagle… wyrwał jej laptopa, a w następnej chwili mknął przed siebie na złamanie karku. Stanęła jak wryta. Dopiero po chwili rzuciła się za nim biegiem, starając się dojrzeć rejestrację. Na próżno…
- Kaśka, stój! – Karolina biegła za nią – Nic Ci nie jest? – wydyszała - Nie goń go, dzwonimy na policję!
-Zaczekaj! Może nie na policję… – rozejrzała się dokoła. Ludzie idący dotąd spokojnie przyspieszali kroku. Nikt się jakoś nie kwapił z pomocą.  
– Nie? – Karolina spojrzała na nią zdumiona.
- Masz rację – Katarzyna machnęła ręką – trzeba to zgłosić. Pomyślałam tylko, że Kita i tak się dowie, więc może lepiej od razu zadzwonić do niego?
---
- Usiądźmy i spokojnie porozmawiajmy – zaproponowała Karolina, stawiając na stole trzy szklanki wody – każdy powie, co wie i spróbujemy wreszcie ruszyć z miejsca.  
     Katarzyna uniosła głowę i westchnęła ciężko. Adam Kita siedział naprzeciw nich z ponurą miną – Ja powiedziałem Wam wszystko, co mogłem i co dotyczyło pani – spojrzał wymownie na Katarzynę. – Niestety motocykli tej marki na warszawskich numerach jest sporo. No i nadal nie rozumiem, dlaczego ktoś zadał sobie tyle trudu, żeby ukraść stary laptop i to w centrum miasta –dodał z sarkazmem.
- Chyba mogę to panu wyjaśnić – Katarzyna spojrzała na Karolinę z rezygnacją i kiwnęła głową. Karolina natychmiast ruszyła po jej laptopa, wyraźnie zadowolona.  
     Porucznik Kita uniósł brwi zaskoczony, ale milczał. Katarzyna uznała to za zgodę, więc streściła mu pokrótce, jak doszła do dokumentów ukrytych w laptopie, a potem pokazała mu skany i obie z Karoliną wytłumaczyły, co one oznaczają. Słuchał ich uważnie, kiwając od czasu do czasu głową. Kiedy skończyły, siedział jeszcze przez chwilę, jakby analizując otrzymane informacje. – To wszystko? Nie było innych dokumentów? – spytał wreszcie.
- Nie – odparły zgodnie – w każdym razie nie na tym laptopie – dodała Katarzyna, przyglądając mu się uważnie – dysk zewnętrzny, który mieliśmy, skradziono rok temu. Nie mam niczego, gdzie Robert mógłby coś zapisać. Jeśli on przekaże te informacje dyrektorowi, pomyślała, to jutro wywalą mnie z roboty…  
- I mówi pani, że chciał to przekazać dziennikarzom, tak?  
- Nawet chyba część przekazał – włączyła się Karolina – bo widziałam artykuł napisany przez pewną dziennikarkę. Musiała wiedzieć o tych przetargach, ale nie miała w ręku dokumentów. Naczelny wstrzymał jej publikację. Była tu po poradę w sprawie prawa prasowego…
- Muszę wiedzieć, kto to jest – stwierdził Kita.
     Katarzyna poruszyła się niespokojnie i spojrzała na Karolinę. Czy powinny ujawnić nazwisko Łucji? Coś za bardzo mu zależało na tych informacjach.  
- Ona może mieć związek ze śmiercią pani męża – w głosie porucznika brzmiało zniecierpliwienie – nie może pani ukrywać takich informacji! Poza tym chciałbym zatrzymać tego laptopa…
- Nie ma mowy! – tym razem zaprotestowała Karolina – Laptop zostaje tutaj! Chyba, że Kaśka zadecyduje inaczej…  
- Laptop zostaje, ale zgram to panu… – wciąż nie była pewna, czy może mu zaufać. Z drugiej strony, powiedziała już tyle, że… Na samą myśl, że mógłby być w zmowie z dyrektorem, zrobiło jej się słabo. Ale jeśli tak było, to on wiedział o szantażu… - Karola, daj te kartki z szablonami. Proszę to przeczytać – powiedziała do Kity – to zapis korespondencji mojego męża prowadzonej ze skrzynki mailowej, do której dostęp miała jeszcze jedna osoba – wyjaśniła. Teraz wystarczyło bacznie śledzić jego reakcję.
     Karolina natychmiast zrozumiała jej intencje i obie wbiły wzrok w policjanta. Czytał powoli, jakby przetrawiając każde zdanie. Na jego twarzy zobaczyły zdumienie. – No tak… - powiedział do siebie i wrócił do czytania - No tak – powtórzył – Nie dogadali się i poszedł do prasy, ale jednak go znaleźli… - głośno myślał – ciekawe, ile mieli czasu, żeby go znaleźć…
- Około miesiąca – odparła Katarzyna, pamiętając, co jej powiedział Stefano – Robert założył skrzynkę w maju, a ostatnie logowanie odbyło się w dzień po jego śmierci, czyli 15-go czerwca.
- Jest pani bardzo bystra – Kita przyjrzał jej się uważnie. Ktoś jej pomagał, ale skutecznie chroniła jego prywatność. Od Karoliny nie wydobędzie ani słowa, choćby stanął na głowie, wiedział to doskonale, więc nawet nie próbował pytać. Zamiast tego zaczął głośno układać coś w rodzaju logicznego ciągu wydarzeń – Wydaje mi się, że negocjują dwie osoby. Pierwsza neguje istnienie dokumentów, ale druga chyba od razu zakłada, że musi odszukać autora wpisów i prowadzi negocjacje. Tylko, że one są na pokaz. Nawet nie próbuje zbijać ceny – wyjaśnił, widząc pytające spojrzenia obu kobiet – Za to żądał informacji i spotkania. Szukał punktu zaczepienia i albo go znalazł, albo… Czy mogę zajrzeć do tej skrzynki? – spytał – Myślę, że negocjator wiedział, kim jest pani mąż już przed ostatnim wpisem.  
     Katarzyna przypomniała sobie, że Stefano zabronił jej wpisywania tam czegokolwiek. Ufała mu. Teraz nawet bardziej, niż przedtem. Nie zapomniał o niej i o obietnicy, że jej pomoże. Martwił się, że zrobi jej przykrość. Czuła, jak łzy zbierają jej się pod powiekami. – Nie – wyszeptała – tam niczego nie ma. Usunięto wszystkie wpisy, ale osobą, do której mój mąż pisał, jest pani Kieć, żona dyrektora – Nie ma mowy, żebym Ci dała dostęp do tej skrzynki, pomyślała. Wydawało się, że nie był informatorem tych którzy deptali jej po piętach... Chyba, że dobrze grał…
- Zdążyłem się zorientować, że to może być ona. Przynajmniej na początku… - westchnął - Jeśli mi pani nie przekaże tych dokumentów, nie będę mógł ich użyć jako dowodu. I tak bardzo wątpliwe, żeby prokurator potraktował to poważnie. Mamy tu próbę szantażu, a to są szanowani obywatele… - zaczął – proszę mi powiedzieć, kim jest dziennikarka, z którą kontaktował się pani mąż. Możliwe, że jest uczciwa, ale nie mamy pewności. Zbyt łatwo obdarza pani zaufaniem…
     Karolina rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie, więc umilkł. Za to ona przyniosła po chwili mały srebrno-zielony pendrive i podała go Katarzynie – Masz tu wszystko – powiedziała – skany i te wpisy.
     Katarzyna musiała zaczerpnąć świeżego powietrza. Wstała i podeszła do okna. Otworzyła je i spojrzała na ulicę i fragment placu, pełen spacerujących ludzi. Letnie popołudnie było ciepłe i słoneczne. Lekki wietrzyk przyniósł z pobliskiej restauracji zapach potraw i ziół. Przymknęła oczy i pozwoliła myślom unieść się swobodnie i powędrować do nadmorskich restauracyjek. Brakowało tylko szumu morza i słonawej bryzy, i…  
- Ma pan rację - stwierdziła, odwracając się – nie powinnam być taka ufna. Tu jest wszystko, co mogę panu dać. Rozmawiałam z tą dziennikarką. Zrobiła na mnie dobre wrażenie, zasięgnęłam też informacji na jej temat. Nie mam podstaw, by jej nie ufać. – Zaufałam Tobie, pomyślała, jeśli mnie zawiedziesz, to nie wiem, gdzie się ukryję.
- Dziękuję – Kita po raz pierwszy popatrzył na Katarzynę przyjaźnie – chyba lepiej byłoby w tej sytuacji, żeby nie nocowała pani w domu – dodał z zakłopotaniem – nadal nie mamy podstaw do przydzielenia pani ochrony…
- To raczej oczywiste – Karolina przewróciła oczami i otoczyła przyjaciółkę ramieniem – skoczymy teraz do Ciebie po rzeczy, a Andrzej odwiezie Cię jutro do roboty.
     W moim domu straszy duch czerwonej sukni, pomyślała Katarzyna. W gruncie rzeczy była zadowolona, że nie musiała wracać sama do pustego mieszkania.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2860 słów i 16711 znaków.

4 komentarze

 
  • Dominiani

    Dlaczego robia z niego kozla ofiarnego. Nie znasz jego historii

    3 maj 2019

  • lola

    świetne pisz więcej

    13 paź 2014

  • kasia

    Genialne, ciagle malo;-)

    12 paź 2014

  • Natalia

    Piszesz cudowne opowiadanie :-)Teraz fajnie by było jakbyś napisała perspektywę Fabia, ze sie o nią martwi i nie wiem ze przyjedzie ze Stefano do niej czy coś takiego i pomogą jej to rozwikłać.

    12 paź 2014