Zaufaj mi Caterina. Rozdział 1

Kochani, tym razem proponuję Wam opowiadanie o miłości, choć nie pierwszej i nie takiej niewinnej. Może Wam się spodoba?

Katarzyna wychodziła z samolotu z ociąganiem.
Życie obeszło się ze mną z wdziękiem walca drogowego, pomyślała, patrząc na parę idącą przed nią. Dlaczego ja tak nie mam, zastanawiała się?  
     W ciągu trzech lat straciła dwóch ukochanych mężczyzn, a dwaj inni, których podziwiała, stali się jej wrogami. Jeszcze nie zdążyła pogodzić się ze śmiercią ojca, gdy zginął jej mąż. Podziwiany przez nią dyrektor szpitala, w którym pracowała, oskarżył jej męża o kradzież jakichś dokumentów, a jej ordynator, którego uważała za mentora i darzyła zaufaniem, okazał się fałszywym draniem. Wzdrygnęła się na tę myśl. Przecież to nie tak miało być! Wyjęła telefon i szybko wysłała do mamy sms-a, że dotarła na miejsce cała i zdrowa.
Za szpalerem okien, obok których przechodziła, powoli przejeżdżał samolot, kierując się na pas startowy. Posłała mu tęskne spojrzenie.  
- Your name – spytał urzędnik, któremu podała paszport
- Katarzyna Pars – odparła
- Welcome in Croatia – uśmiechnął się i oddał jej paszport
Dlaczego zgodziła się na ten wyjazd? To bez sensu, powtarzała to sobie od chwili, gdy zgodziła się popłynąć z przyjaciółmi w ten rejs. Niczego to nie zmieni w moim beznadziejnym życiu, powinnam natychmiast wrócić do domu. Przecież ja nie wytrzymam tygodnia bezczynności, myślała.  
- Hej, co to za mina? – Andrzej, mąż jej najlepszej przyjaciółki, zgrabnie przejął jej bagaż.
- Właśnie do mnie dotarło, w jaki Sajgon was wpuściłam – załamała ręce – Nie odpoczniecie przeze mnie. Ja się kompletnie nie nadaję na taki wyjazd…
- Co jest? Mówiłaś, że nie masz choroby morskiej - Andrzej przyglądał jej się podejrzliwie.
- No, jesteś nareszcie! – Karolina rzuciła jej się na szyję – Czekamy na Ciebie od południa. Wszystko już jest na jachcie. Baśka z Olkiem zostali, żeby to poukładać – trajkotała – Łódź jest niesamowita, zobaczysz! To nie to, co na Mazurach. Świeża pościel, kuchnia jak w domu i kibelek z prysznicem., a jak zobaczysz odkładany podest z tyłu… - rozmarzyła się
- Super – powiedziała bez entuzjazmu, patrząc na przyjaciółkę  
- No, co jest? Znowu się zastanawiasz, czy warto? – Karolina położyła jej dłonie na ramionach – Nie możesz odprawiać żałoby do końca życia. To się skończyło! Słyszysz? – podniosła głos
- Ciszej – Katarzyna rzuciła nerwowe spojrzenie na bok – nie wszyscy muszą wiedzieć…
- A co ich to obchodzi? – przerwała jej Karolina – Ludzie obok ciebie żyją swoimi sprawami. Nie zwracaj na nich uwagi. No, chyba, że mają 190 cm wzrostu, jakieś 85 kg wagi i zabójczy uśmiech – dodała, patrząc gdzieś obok niej.
     Katarzyna spojrzała ukradkiem w tamtym kierunku i zobaczyła opisywanego przez koleżankę chłopaka. Mógł mieć najwyżej 30 lat i był zabójczo przystojny, choć nie w jej typie. Wolała ciemne włosy i ciemniejszą karnację. Wolała? Najbardziej wolałaby, żeby był tu z nią jej mąż! Tylko, że on już nigdy, przenigdy z nią nie pojedzie na żadne wakacje! Łzy zakręciły jej się w oczach i spłynęły po policzkach, zanim zdążyła zamrugać.
- Boże, Kaśka, przepraszam. – Karolina przyciągnęła ją do siebie – Przypomniałam ci Roberta? Nie chciałam. Miałam nadzieję, że się rozerwiesz, że przestaniesz do tego wracać…
- To nie Twoja wina – Katarzyna otarła szybko łzy i wzięła głęboki wdech – Przepraszam cię, – powiedziała zadziwiająco spokojnie – już się biorę w garść. Moje problemy nie powinny psuć wam wakacji.  
- Nie psujesz nam wakacji. Wszyscy wiemy, przez co przeszłaś. Chcemy ci pomóc, tak samo jak twoja mama – Karolina znów ją od siebie odsunęła na odległość ramion – nie musisz przed nami ukrywać, że cierpisz. Po prostu, pozwól sobie odczuwać coś poza cierpieniem. Na początek to może być odrobina radości ze spotkania z przyjaciółmi.
- Boże, Karola, przepraszam! Naprawdę się cieszę, że Was widzę – pocałowała Karolinę w policzek – Andrzej, wybacz mi. Jestem po dyżurze i ten opóźniony lot. Dzięki, że po mnie przyjechaliście.
- Cała przyjemność po naszej stronie – spojrzał wymownie na żonę.
     Katarzyna znów wzięła głęboki wdech i skoncentrowała się na zawartości swojej torebki. Nie mogła sobie teraz pozwolić na rozklejanie się. Przyjaciele zaprosili ją na rejs, aby jej zrobić przyjemność, oderwać ją od codziennego życia. Nie chciała, żeby widzieli, jak bardzo jest nieszczęśliwa. Tylko, czy Karolinę można było oszukać? Ona jedna potrafiła ją rozszyfrować bez pudła. Teraz też się zorientowała, że Katarzyna użyła do opanowania się, tej samej techniki, której używała przy trudnych zabiegach. Głęboki wdech, oczyszczający umysł ze zbędnych myśli i natychmiastowa koncentracja na tym, co ważne. Nauczył ją tego ojciec. Był świetnym laryngologiem i doskonałym operatorem. Dlatego, mimo protestów mamy, poszła na medycynę, a potem zrobiła specjalizację z laryngologii. Ojciec był z niej taki dumny, kiedy pokazała mu dyplom i taki wściekły, kiedy odrzuciła propozycję pracy u niego na oddziale. Poszła do Centrum Onkologii, do najgorszej pracy, jaką mogła wybrać. Tak przynajmniej uważała jej mama.  
- Usiądź z przodu – Karolina popchnęła ją lekko do przednich drzwi samochodu – będziesz mogła podziwiać widoki.  
     Zawsze chciała mieć taki samochód. Volkswagen Tuareg był szczytem jej marzeń, ale Robert wolał sportowy styl.  
- Żeby samochód trzymał się drogi, musi być nisko zawieszony.  
     Kupili więc niedużą Toyotę, którą jeździli razem do pracy i do jej rodziców. Nigdy nie myślała o zakupie samochodu dla siebie. Bo i po co? Dopiero decyzja o zakupie działki i budowie domu, sprawiła, że wzięła to pod uwagę. Jednak pieniędzy z trudem wystarczało na budowę.  
- Jak zdamy specjalizacje, to ruszymy z miejsca – Robertowi nigdy się nie spieszyło  
     Skupiła się więc na nauce. Zdała specjalizację w pół roku po mężu. On chirurg, ona laryngolog. Ofert pracy nie brakowało, ale wybrali opcję, gdzie mogli być w jednym szpitalu. Przerażała ją perspektywa rozmijania się na dyżurach. Wspólne dojazdy i powroty z pracy też były udogodnieniem. Kupili pierwsze mieszkanie. Brali dyżury, popołudniami pracowali prywatnie. Wszystko układało się świetnie. Mieli przed sobą całe życie. Mieli przed sobą swoje: "żyli długo i szczęśliwie”.
- Kaśka, patrz przed siebie – Karolina wyrwała ją z zamyślenia.
     Wyjechali na drogę wiodącą wzdłuż morza. Z góry rozpościerał się niesamowity widok. Bezkres kobaltowo-niebieskiej wody i białe trójkąciki żagli. Zaparło jej dech z wrażenia. Ostatni raz widziała coś podobnego, kiedy była na wymianie studenckiej w Rzymie. Pojechali wtedy zwiedzać Neapol i Pompeje. Kiedy objeżdżali Zatokę Neapolitańską, przed nimi rozpościerał się właśnie taki widok: ciemny błękit wody i białe żagle na jego tle. Wtedy postanowiła, że chce żeglować.  
- Boże, ale cudnie – westchnęła z zachwytem – jaka szkoda, że Robert nie może tego zobaczyć… - urwała, przestraszona, że znowu zacznie płakać, ale nic takiego nie nastąpiło. Była zbyt skupiona na tym, co widziała, by wracać do wspomnień. Jechali teraz w dół i nagle ich oczom ukazały się dachy domów pokryte ceglastoczerwonymi dachówkami. Zabudowa schodziła kaskadowo w kierunku morza. Wkrótce wjechali do miasta. Z bliska było brzydsze niż z daleka. Szare bloki oblepione skrzynkami klimatyzatorów, rzędy sklepików wzdłuż ulic i oklejone reklamami przystanki autobusowe nie wyglądały lepiej niż te w Rembertowie. Tylko palmy i bajecznie kolorowe kępy oleandrów i bugenwilli wskazywały, że miasto leży w basenie morza śródziemnego. Ruch był spory, ale Andrzej bez problemu odnalazł drogę do mariny.  
- No, nareszcie! – Olek wystawił głowę z zejściówki, kiedy weszli po trapie na jacht – Dobrze wyglądasz, jak na kogoś, kto od dwóch lat nie miał urlopu.
     Andrzej podał mu torbę Katarzyny i rozsiadł się przy stoliku. Kiedy Olek zniknął w czeluściach łodzi, wyłoniła się Baśka w całej okazałości swoich blisko 80 kg. Jej kruczoczarne włosy w "artystycznym nieładzie” połyskiwały przy każdym poruszeniu głową.  
- Kaśka! Już myślałam, że stchórzyłaś! – osłoniła oczy wierzchem dłoni i rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu – zejdź na dół, to Ci pokażę nasze mieszkanie na najbliższy tydzień. Zostawiliśmy ci kajutę z tyłu, obok naszej. Ta ruda szczęściara wylosowała dziobową – spojrzała na Karolinę z udawaną złością i roześmiała się widząc, że ta wystawia język.
     Godzinę później, cała piątka siedziała z puszkami piwa nad mapą. Andrzej szczegółowo nakreślił plan żeglugi, uwzględniający dostarczenie Katarzyny do miejsca, w którym mogłaby wsiąść w piątek na prom do Włoch. Co prawda, nikt nie powiedział ani słowa na ten temat, ale Katarzyna mogłaby przysiąc, że nie byli tym zachwyceni. Ona też nie była, ale obiecała mamie, że spędzi tydzień we Włoszech. Pociągnęła jeszcze łyk piwa i westchnęła ciężko.  
- Dobra - zarządziła w końcu Baśka, odstawiając pustą puszkę – idziemy pod prysznic, robimy się na bóstwa i płyniemy do starego Splitu na kolację.  
     Rozpakowanie bagażu okazało się niezwykle proste. W kajucie była szafka, w której zmieściło się wszystko, łącznie z butami do biegania, cienką sportową kurtką i ręcznikiem plażowym. Katarzyna rozebrała się do bielizny i narzuciła na siebie krótki szlafrok z cienkiego trykotu. Podreptała do sanitariatów razem z dziewczynami, z kosmetyczką w ręku i ręcznikiem przewieszonym przez ramię. Poczuła się jak na Mazurach. Atmosfera mariny zaczęła jej się udzielać, albo odprężyło ją wypite na pusty żołądek piwo.
- Ale masz nogi! – Baśka patrzyła na nią z zazdrością – cała jesteś taka szczupła?  
- Kochanie, gdybyś ty pracowała połowę tego co Kaśka i jadła dwa razy tyle co ona, to po roku ważyłabyś o 10 kg mniej – Karolina objęła Baśkę za szyję – tylko nie wiem, czy Olek byłby z tego zadowolony.  
- A to dlaczego? – Baśka najwyraźniej nie wyczuła sarkazmu w głosie koleżanki
- Bo musiałby wynająć Ci ochronę albo zakuć Cię w pas cnoty! – zachichotała Karolina i czmychnęła do wolnej kabiny prysznicowej.
     Stojąc pod prysznicem, Katarzyna przyjrzała się swoim nogom. Zawsze były zgrabne. Na myśl o tym, jak Robert się wściekał, kiedy zakładała mini albo szorty, ścisnęło jej się serce. Napięła mięśnie ud, które natychmiast pięknie się zarysowały pod mokrą skórą. Przez ostatni rok spaliła większość tłuszczu, jaki miała, chodząc do tej samej siłowni, do której chodził Robert. Najpierw robiła to, by poznać wszystkie miejsca gdzie spędzał czas, kiedy nie byli razem, potem, by wypełnić pustkę, jaka powstała w jej życiu, po jego odejściu, aż w końcu polubiła wysiłek fizyczny. Nigdy wcześniej nie ćwiczyła tak intensywnie, dlatego rezultaty były spektakularne. Widziała, że faceci na siłowni wysoko oceniają jej sylwetkę, ale doskonale wiedziała, że wystarczyłoby im podać datę urodzenia, a zniknęliby z pola widzenia w mgnieniu oka. Zresztą, nie była zainteresowana żadnym z nich. W ogóle nie była zainteresowana. Szybko spłukała włosy z szamponu i zakręciła wodę. Osuszyła się pospiesznie i zwolniła kabinę. Rozczesała włosy wcierając w nie olejek, który dostała od mamy tuż przed wyjazdem. Miał cudowny owocowo-ziołowy zapach i sprawiał, że jej włosy stały się gładkie jak jedwab. Myjąc zęby, przyglądała się swojemu odbiciu. Blada cera z przeświecającymi drobnymi naczynkami, podkrążone oczy o nieokreślonym niebiesko-zielonkawym kolorze i długie proste włosy w kolorze ciemnoblond. Oto ja – pomyślała – półtora nieszczęścia. Czuła się dokładnie tak, jak wyglądała.
- Karola, Baśka, jesteście tam? – rzuciła w kierunku rzędu kabin
- Nooo! - odpowiedziały chórem
- Poczekam na Was przed budynkiem – otuliła się szczelniej szlafrokiem i nie czekając na odpowiedź, wyszła z łazienki.
     Przed nią rozpościerał się widok na marinę i port, skąpane w promieniach zachodzącego słońca. W oddali majaczyły zarysy budynków starego miasta, oświetlane teraz różowym blaskiem. Z męskiej łazienki wyszło czterech chłopaków. Wszyscy byli napakowani i prowokacyjnie prezentowali wyrzeźbione nagie torsy pokryte tatuażami. Oceniła ich na około 25 lat. Każdy inny, ale każdy wart grzechu – pomyślała i natychmiast zganiła się za tę myśl. Była ponad 10 lat starsza od nich, choć jej wygląd mylił. Jeden z nich rzucił jej zaczepne spojrzenie, pod wpływem którego spuściła głowę i przycisnęła mocniej ręcznik i kosmetyczkę. Cofnęła się w kierunku wejścia do damskich łazienek, podczas gdy "napakowani” swobodnie prezentowali swoje wdzięki przechodzącym dziewczynom.
- Niezłe ciacha, co? – szepnęła jej do ucha Karolina tak niespodziewanie, że aż podskoczyła – Nie zaczepiali Cię?  
- Takie stare pudło? – prychnęła – Niby po co? Zresztą, ja też nie wiedziałabym co z takimi robić.
- Nie przesadzaj – Karolina wydęła usta – Dziesięć lat temu na Mazurach wiedziałaś co robić. Nie przypominam sobie, żebyśmy zapłaciły za choćby jedno piwo…  
- Dziesięć lat temu nie musiałam nic robić – odparła smętnie Katarzyna i umilkła.
Czułam się młoda, byłam młoda i miałam przed sobą całe życie. Czułam, że świat należy do mnie, pomyślała. Kaśka, którą znam z tamtych czasów nie pozwoliłaby im przejść obok siebie obojętnie. Ale to minęło. Minęło i nie wróci! Czego mogę jeszcze oczekiwać od życia?
- Popatrz na siebie - fuknęła gniewnie Karolina – wyglądasz super, tylko brak ci tego błysku w oczach.  
- Długo czekacie? Przepraszam, ale jakoś mi zeszło… O kurde, ale ciacha! – Baśka aż westchnęła, patrząc na prężących muskuły chłopaków – Pewnie męski wyjazd.  
- Pewnie tak – Katarzyna skuliła się w sobie i szybkim krokiem ruszyła do łodzi.
     Znalezienie ubrania odpowiedniego na kolację w restauracji okazało się wyjątkowo trudne. Jedyne, co wydawało się Katarzynie względnie eleganckie to czarne jedwabne szorty do połowy uda. Położyła je na materacu i przyłożyła do nich bluzkę na ramiączkach w kolorze wina. Może być – zawyrokowała, wyciągając jeszcze cienki dziergany ręcznie czarny sweterek. Buty! Nie zabrała żadnych eleganckich sandałków. Te zeszłoroczne wydawały jej się zbyt krzykliwe. Nawet nie potrafiła powiedzieć, gdzie je schowała. Usiadła zrezygnowana na brzegu łóżka. Otworzyła pudełko z balsamem do ciała i zaczęła wmasowywać go w skórę. Pachniał cudownie, podobnie do olejku do włosów i sprawiał, że skóra stawała się miękka i jedwabista. Ziewnęła raz i drugi, i zwinęła się w kłębek wtulając twarz w poduszkę. Po chwili pudełko z balsamem potoczyło się po materacu i spadło na podłogę kajuty, ale Katarzyna już tego nie słyszała.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2756 słów i 15474 znaków.

2 komentarze

 
  • emeryt

    Szanowna Autorko, minęło już dziewięć lat, a  ja ciągle do tej twojej "powieści" powracam z nostalgią i dużym sentymentem. Dzięki Tobie za nią.

    11 lis 2023

  • ToksycznaKropka

    Masz super styl pisania :)

    1 paź 2014