Zaufaj mi Caterina. Rozdział 34

Za kierownicą srebrnego passata siedziała ciemnowłosa kobieta, obok na rozłożonym siedzeniu drzemała druga, a tył zajmował śpiący mężczyzna. Jechali szybko, ale pusta dwupasmowa droga na to pozwalała. GPS poinformował ich, że do celu mają nieco ponad pięćdziesiąt kilometrów i o jedenastej dwadzieścia będą na miejscu.
Trochę za wcześnie, stwierdziła Mila, zerkając na niewielki wyświetlacz, możemy się zatrzymać na kawę. – A niech jeszcze pośpią – powiedziała do siebie, zerkając z ciepłym uśmiechem na swoich pasażerów.
Katarzyna, leżąca obok niej, spała niespokojnym snem. Była blada i Mila zerkała na nią z niepokojem. Domyślała się, że Stefano skontaktował się z Fabiem, ale reakcję Katarzyny trudno było przewidzieć. Rozumiała to, choć sama pewnie nie miałaby takich dylematów. Ona nie pragnęła niczego poza byciem blisko swego ukochanego. Stefano był całym jej światem.  
- Dlaczego właściwie przyjechaliście? – wyszeptała Katarzyna. Miała otwarte oczy i przypatrywała się Mili uważnie.
- Nie spisz? – zdziwiła się Mila - Stefano strasznie się zdenerwował, jak zobaczył, kto się loguje do tej skrzynki – odparła – jego informator jest Polakiem i od razu założył mu podsłuch na komórkę Zawadzkiego. Łucji zresztą też.
- To nielegalne, prawda? – spytała Katarzyna, wiedząc, że odpowiedź musi być twierdząca – Dużo ryzykowaliście dla mnie…
- Nie tak znowu – odparła Mila z lekceważeniem – ludzie robią gorsze rzeczy. Ten facet to gangster! Mieliśmy zawiadomić policję, ale czas naglił, a nie wiedzieliśmy, komu zaufać. Do Zawadzkiego dzwonił ktoś z tego numeru od sms-ów, Ty nie odbierałaś telefonu… Najbardziej spanikował, jak nagle zniknęłaś mu z ekranu. Dobrze, że to tylko wyładowana bateria.
- Śledził mnie? Za pomocą telefonu? – Katarzyna dopiero teraz zrozumiała sens tego, co powiedziała Mila – No, nieźle. Więc Stefano ogłuszył tego Serba i udawał, że sam nim jest? Ale skąd wiedział dokąd jechać?
- Informator mu powiedział. Wystarczyło wpisać współrzędne w GPS. Wiedzieliśmy też, że ma na imię Ivo, bo tak się do niego zwracał Zawadzki. Jak wylądowaliśmy, już na nas czekał wynajęty samochód i wszystkie potrzebne informacje – zaśmiała się cicho – Wiesz, że Stefano po raz pierwszy pozwolił mi się przyglądać swojej pracy? Kiedy powalił tamtego gościa, siedziałam w samochodzie z paralizatorem. Byłam zabezpieczeniem – dodała z dumą.
- Długo jesteście razem? – spytała Katarzyna, przyglądając się Mili. Doszła do wniosku, że pasują do siebie, choć miała okazję widzieć ich razem tylko przez chwilę. Od razu jednak zauważyła, że Mila była całkowicie oddana Stefano. Słuchała go, jakby był nie tylko jej chłopakiem, ale opiekunem, nauczycielem… Jednocześnie Stefano, którego miała okazję obserwować podczas krótkich wakacji na jachcie, stawał się przy Mili kimś zupełnie innym. Nie miała pojęcia, że potrafił taki być. Chociaż ich ostatnia rozmowa na lotnisku mogła sugerować, że dla bliskich ma miękkie serce.
- Osiem lat – odparła tymczasem Mila – Pojechałam za nim do Turynu, a właściwie, to sam sobie mnie przywiózł z Trogiru – zachichotała.
- Jesteś Chorwatką? – zdziwiła się Katarzyna - Świetnie mówisz po włosku. Teraz rozumiem, dlaczego Łucja dała się wyprowadzić w pole. Stefano pewnie mówi po chorwacku?
- Owszem, ale niewiele i okropnie – Mila mrugnęła do Katarzyny i pokręciła głową – znacznie łatwiej mnie przyszło nauczyć się włoskiego, niż nauczyć Stefano chorwackiego. Zresztą słyszałaś, jak mówi po angielsku. Akurat języki nie są jego mocną stroną. Za to w innych sprawach jest po prostu geniuszem. Gdybyś widziała, jak on się potrafi bić! – rozmarzyła się – A poza tym, jest takim doskonałym organizatorem i ma instynkt. Zna się na ludziach, jak nikt inny…
- Mówisz o nim, jakby potrafił chodzić po wodzie – zaśmiała się Katarzyna i spojrzała na śpiącego Stefano, a potem na Milę – bardzo go kochasz, co?
- Uratował mnie – w oczach Mili widać było autentyczne uwielbienie – i to nie raz! Poszłabym za nim wszędzie…
     Katarzyna poczuła się dziwnie. Słowa Mili wzruszyły ją do głębi, ale jednocześnie nie mogła się pozbyć myśli, że sama by tak nie potrafiła – Dokąd my właściwie jedziemy? – spytała, zmieniając temat.
- Do Warszawy.
- To wiem, ale chyba nie będziemy się ukrywać w Warszawie? To znaczy, ja nie będę się ukrywać – poprawiła się.
- Nie, chyba nie. Mamy oddać samochód, a potem pociąg do Berlina, bo nie ma kontroli granicznej, a nie chcemy nikogo informować, dokąd pojechałaś…
- Tak gadacie, że nie można spać – Stefano przetarł oczy i przeciągnął się, wydobywając ze swoich stawów głośne trzeszczenia. – Mila, zjedź na jakąś stację, to wypijemy kawę. Jak się czujesz? – zwrócił się do Katarzyny.
- Lepiej. Już mnie nie mdli. Gorący prysznic potrafi zdziałać cuda! Zastanawiam się, czy Wy trochę nie przesadziliście z tą ostrożnością? W domu zostały nierozpakowane walizki. Wystarczyło je zabrać…
- A jeśli ktoś obserwuje mieszkanie? – Stefano odpowiedział jej pytaniem.
- Będziesz mi musiał pożyczyć pieniędzy, bo karty przecież nie mogę użyć. Zresztą oddałam ją Kicie – westchnęła.
- Widzę, że już Ci lepiej, bo zaczynasz się martwić takimi drobiazgami – ucieszył się.     
     Z niewiadomych przyczyn Stefano nie chciał, aby rozmawiały o celu ich podróży. Katarzyna wyczuła to instynktownie. Po latach pracy na onkologii, nauczyła się wyłapywać drobne gesty, słowa i półsłówka, które wskazywały, że pacjent nie chce o czymś mówić. Teraz wyraźnie odczytywała intencje Stefano, choć pewnie wcale nie chciał, by to robiła. Czyżby jednak planował zabrać ją do Włoch? Jeśli tak, to musiał sobie zdawać sprawę, że nigdy nie zgodziłaby się przyjąć gościny u Fabia. Nie po tym, jak się rozstali… Postanowiła, że przy najbliższej okazji, zapyta go wprost. Mila skręciła tymczasem na stację benzynową. Wysiedli z samochodu i ruszyli do baru. Sierpniowy poranek był jeszcze dość chłodny, choć dzień zapowiadał się pięknie.  
Już dawno powinnam siedzieć w poradni, pomyślała Katarzyna, patrząc na grupki ludzi stojących przy niewielkich stolikach. Większość w pośpiechu spożywała śniadanie, raz po raz popijając z papierowych kubeczków. W wejściu uderzył ją zapach podgrzewanych kanapek i hot-dogów, pomieszany z aromatem kawy – Chyba nie jestem głodna. Poproszę tylko wodę – stwierdziła, z trudem hamując nieprzyjemne drgania w żołądku i robiąc "w tył zwrot”.
- Nigdzie nie idziesz sama – Stefano ujął ją delikatnie pod ramię – Po pierwsze, jeszcze działają te przeklęte leki, po drugie, nie jesteś tu bezpieczna – dodał, widząc jej minę.
     Znajdowali się na zatłoczonej stacji, więc Katarzyna uznała, że najlepiej będzie odłożyć dyskusję na później. Skoro przeleciał taki szmat drogi i zadał sobie tyle trudu, to widocznie miał ku temu powód. Jak ja się z tego wszystkiego wyplączę, zastanawiała się. Zawiadomienie rejestratorki w jej gabinecie nie wchodziło w grę. Zresztą, Stefano zabrał jej telefon, aby odruchowo go nie odebrała. Odbudowanie zaufania pacjentów, zajmie jej pewnie mnóstwo czasu, o ile w ogóle będzie możliwe. Grafik zabiegów też poważnie ucierpi…
- Martwisz się? – spytała Mila, kiedy Stefano wyszedł na zewnątrz, aby spokojnie porozmawiać z dala od zgiełku, jaki panował w barze.  
- Mam wrażenie, że moje życie legło w gruzach, ale tym razem, dosłownie – Katarzyna zamknęła oczy i wsparła czoło na dłoniach – Kiedy straciłam męża, myślałam, że gorzej już nie będzie, potem okazało się, że to jednak możliwe… Teraz, to już jak jazda w dół, bez hamulców. Aż boję się pomyśleć, co jeszcze mogę stracić…
     W odpowiedzi Mila odchyliła bluzkę i pokazała ramię z blizną wielkości połowy dłoni – Podobną mam na ręce, ale zakryłam ją rękawem – powiedziała – Też wtedy myślałam, że to koniec. Mogłabym je usunąć operacyjnie, ale nie chcę. Wolę, żeby mi przypominały chwile, które odmieniły mnie i moje życie. Babcia wytłumaczyła mi, że gdyby nie ten pożar, nie byłabym ze Stefano… - zamyśliła się – spotkało mnie dużo złego, ale też dużo dobrego. I tak mam więcej szczęścia, niż większość moich znajomych.  
Nadejście Stefano przerwało tę konwersację - Wszystko gotowe! – stwierdził i zapraszającym gestem wskazał samochód – zmiana planów, samolot czeka.
- Samolot? A odprawa paszportowa? Nie wpuszczą mnie bez tego – Katarzyna zatrzymała się gwałtownie – Musimy porozmawiać. Nie podoba mi się to wszystko. Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, dokąd mam wyjechać i kto za to wszystko płaci? Nie jestem świadkiem w sprawie mafii, więc nie sądzę, by policja…
     Stefano przyłożył palec do ust i wskazał samochód. Nie wsiadła jednak, tylko wskazała Mili przednie siedzenie, a sama stanęła naprzeciw Stefano – Jak już mówiłam, nie sądzę, by policja za to płaciła, Ty też nie, więc kto? – spytała. Miała pewne podejrzenia, a im bardziej Stefano się opierał, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że za wszystkim stał Fabio - Poza tym, chcę wiedzieć, dokąd jadę!  
- Proszę Cię, uwierz mi, że w tej chwili nie ma to znaczenia. Im mniej wiesz, tym lepiej – Stefano próbował ją uspokoić, ale tym razem nie dała się zbić z tropu.
- Nie, Stefano – powiedziała stanowczo – muszę wiedzieć, co się wokół mnie dzieje.  
- No dobrze – odparł z rezygnacją – Nie będę ukrywał, że korzystam z kontaktów Fabrizia, ale wszystko dzieje się za jego zgodą – uniósł rękę, widząc, że Katarzyna próbuje mu przerwać – Muszę Ci pomóc, a to jest jedyny sposób. Gdyby nie ja, nie tkwiłabyś w tym… Źle oceniłem sytuację i tego policjanta. Chciałaś mu oddać dokumenty, a ja Cię powstrzymałem. To moja wina! Teraz to naprawię.
- Ale mieszasz do tego człowieka, który mnie nie chce! – czuła, jak gardło jej się zaciska.
- Nieprawda, Caterina! – Stefano ujął jej dłoń – To też moja wina. Myślałem, że już dojrzał do bycia z kimś…. Wybacz mi! Powinienem go powstrzymać, ale myślałem, że jesteście dla siebie stworzeni… że jest gotów… Nie chciałem, żebyś cierpiała… Dopiero Mila otworzyła mi oczy…
- Więc dlaczego znów mnie w to wciągasz!? Myślisz, że łatwo mi się pogodzić z faktem, że zależę właśnie od niego? – spytała. Miała żal do Stefano, że nie powiedział jej tego wcześniej, choć wiedziała, że gdyby to zrobił, nie zgodziłaby się nawet wsiąść do samochodu. Teraz było za późno.
- Caterina, nie miej skrupułów! – Stefano spojrzał jej głęboko w oczy – gdyby nie Ty, Vanessa nie miałaby szans. Powinienem zabrać jej ten napój, widząc, że są osy. Jeśli ich nie widziałem, to co ze mnie za ochroniarz? – przyznał z niechęcią - A jeśli chodzi o Fabia, to zastanów się, co powiedziałby córce, gdyby coś Ci się teraz stało? Że nie pomógł Ci, kiedy tego potrzebowałaś? To tylko głupie pieniądze! Ty ryzykowałaś dla niej karierę – dodał żarliwie.
- A Fabio? Co on na to? - spytała cicho.  
- Był tak zaskoczony tym, co mu powiedziałem, że dopiero teraz przekazał mi wiadomość o samolocie. Chcesz się z nim spotkać? – Stefano uśmiechnął się blado.  
- Nie – odparła szybko Katarzyna. Kłamiesz, kłamiesz, znowu kłamiesz! Przysłoniła oczy rzęsami. Bała się, że spojrzenie ją zdradzi. Tęskniła… - Jedźmy już.  
---
     Lotnisko w Modlinie było znacznie mniejsze od Okęcia, ale za to nowy pawilon z metalu i szkła sprawiał niesamowite wrażenie. Tym razem Katarzyna nie była zaskoczona, gdy przed wejściem już czekał na nich człowiek, który natychmiast odebrał od Stefano kluczyki od samochodu i przeprowadził ich przez hol, wprost do jednego z okienek odprawy. Podali mu dokumenty. Urzędnik wpisał do komputera dane Stefano i Mili, a następnie obejrzał dowód Katarzyny i oddał jej go z uśmiechem – Życzę miłej podróży. Samolot już czeka – przyjrzał się Katarzynie z zaciekawieniem i wskazał niewielką biało-granatową cessnę zaparkowaną jakieś pięćdziesiąt metrów od szklanej ściany pawilonu.  
     Pewnie się zastanawia, kim jestem, pomyślała. Prywatny samolot, brak kontroli… Ilu ludzi może sobie pozwolić na taki luksus? Ona chętnie zamieniłaby go na swoje dotychczasowe żałosne życie… A może wcale nie? Ależ byłby rozczarowany, gdyby usłyszał prawdę…  
- Proszę tędy – mężczyzna otworzył im przeszklone drzwi i poprowadził wprost do samolotu. Popychał przed sobą wózek z dwiema walizkami należącymi do Stefano i Mili, i niewielką torbą Katarzyny.  
     Przy schodkach czekał na nich jeden z członków załogi, szczupły mężczyzna, chyba indyjskiego pochodzenia, w białym mundurze. Przywitał ich z przesadną grzecznością i zaprosił na pokład, a sam zajął się bagażem. Katarzyna pokonała kilka schodków i znalazła się we wnętrzu samolotu. Był większy niż ten, którym lecieli do Turynu i sprawiał wrażenie jeszcze bardziej luksusowego. Ruszyła na tył i usiadła w miękkim fotelu. W powietrzu unosił się delikatny korzenny zapach, pomieszany z czymś, co znała i co przyprawiło ją o skurcz żołądka.  
- Caterina, chodźmy się dowiedzieć czegoś więcej – Stefano ruszył do kabiny pilotów. Poszła za nim, rozglądając się z zaciekawieniem po wnętrzu samolotu. Było przestronne ale jednocześnie przytulne. Zaokrąglone fotele pokryto kremowym welurem. W połączeniu z ciemnym lśniącym drewnem stolików, stanowiły bardzo elegancki zestaw. Przypominały pokój obok sterówki Stelli Mariny, gdzie spędziła kilka godzin przy komputerze, szukając informacji. Westchnęła ze smutkiem i stanęła za plecami Stefano, który otwierał właśnie drzwi do kabiny – A Ty co tu robisz? – wykrzyknął zaskoczony.
     Katarzyna wspięła się na palce, zaskoczona jego reakcją i ujrzała ciemną czuprynę wyłaniającą się zza pleców Sterano, a potem poczuła korzenny lekko gorzkawy zapach i… zakręciło jej się w głowie.
- Caterina! – głos docierał do niej jakby z oddali, czyjeś silne ręce podtrzymały ją i pozwoliły utrzymać się na nogach, które nagle stały się dziwnie miękkie. Czy on nie miał litości? Powinna być wdzięczna za pomoc, ale nie potrafiła. Śniła o chwili, gdy go ujrzy, a teraz błagała w myślach, by to było przywidzenie. Jak miała przeżyć to spotkanie?  
- Abbiamo il permesso di decollo, ma in questa situazione… (Mamy pozwolenie na start, ale w tej sytuacji…) – w głosie Fabia brzmiała niepewność.
- Non e niente. Mi serve solo un po di aqua (To nic. Potrzebuję tylko trochę wody) – Katarzyna odchyliła głowę na oparcie fotela, w którym posadził ją steward.  
- Sei sicura? (Jesteś pewna?) – Mila kucnęła obok fotela Katarzyny, a widząc twierdzące kiwnięcie głową, spojrzała na Fabia i Stefano. – Non ha mangiato nulla. Da ‘sta mattina ha le nauseae. (Nic nie jadła. Od rana ma nudności).
- Gesu Cristo, Caterina! – na twarzy Fabia odmalowało się zaskoczenie pomieszane ze strachem.
- Non ti preoccupare. E colpa di farmaco, che mi hanno dato. (Nie martw się. To wina leku, który mi podano) – nie jestem w ciąży, dodała w myślach, ale nie powiedziała tego głośno.
- Cosi male pensi di me? (Tak źle o mnie myślisz?) – w oczach Fabia odmalował się ból. Jakimś sposobem wyczuł jej myśli?
- Pensaci, che cosa ha passato! (Pomyśl, przez co przeszła!) – Mila spojrzała na Fabia z wyrzutem.
- Nie, Mila, on ma rację. Nie zasłużył na takie traktowanie. Wybacz mi – wyszeptała Katarzyna po włosku, kierując ostatnie słowa wprost do Fabia. Co zrobił złego, poza tym, że pozwolił by się w nim zakochała?      
     Samolot toczył się po płycie lotniska i steward poprosił, by zapięli pasy. Mila niechętnie zajęła miejsce na tyle samolotu, zerkając co chwila w kierunku Katarzyny, naprzeciw której usadowił się Fabio. – Zostaw ich – Stefano nachylił się do niej i szeptał jej wprost do ucha – dawno nie widziałem Fabia tak przejętego. Zostaw ich...
     Katarzyna dopiła ostatni łyk wody i oddała szklankę stewardowi, który natychmiast się oddalił. Startowali. Przymknęła oczy, nie mogąc znieść natarczywego spojrzenia Fabia. – Dovrei ringraziarti. Sei un uomo generoso… (Powinnam Ci podziękować. Jesteś hojnym człowiekiem…) – zaczęła.
- Tu non devi niente (Ty nie musisz niczego) – przerwał jej natychmiast, jakby jej słowa go zraniły, ale zaraz umilkł. W jego oczach widziała troskę i jakieś dziwne ciepło…
– Perche sei venuto? (Dlaczego przyjechałeś?) – wyszeptała, kiedy samolot oderwał się od płyty lotniska i przestała odczuwać nieprzyjemne drgania podwozia.  
- Mi mancavi... (Tęskniłem...) – ujął jej dłoń i nakrył swoją. Była chłodna i taka delikatna. Myśl, że ktoś próbował skrzywdzić Caterinę, teraz dotarła do niego jakby na nowo. Kiedy Stefano zadzwonił do niego w nocy z prośbą o pomoc, nie mógł uwierzyć własnym uszom. Teraz, na widok bladej twarzy i zmęczonych oczu pełnych smutku, wezbrała w nim złość. - E colpa mia! (To moja wina!) – wybuchnął – Non dovevo lasciarti andare... (Nie powinienem pozwolić Ci odejść...) Non te ne andrei piu, da nessuna parte (Już nigdzie więcej nie pójdziesz).
- Fabio, zwolnij! – drugi raz nie wpadnę w tę samą pułapkę, nie pomylę wdzięczności z miłością, postanowiła. Cokolwiek powie, nie mogę ulec jego urokowi... – Mówisz tak, bo się przestraszyłeś, ale ja nie chcę… Ja nie mogę… - Boże, co mam Ci powiedzieć, Fabio?
- Zabieram Cię do Barcelony, Caterina – uśmiechał się do niej łagodnie, gładząc jej dłoń - a potem do Turynu…
     Czuła się, jak odurzona. To szaleństwo, on nie mówi poważnie, to niemożliwe! Przecież powiedział, że nie chce związku, że nie chce zobowiązań… Tak bardzo chciała wierzyć w to, co usłyszała teraz. Przez jej zmęczone ciało przebiegł dreszcz, potem drugi…  
     Fabio wstał i sięgnął do schowka po koc. Jak urzeczona patrzyła na jego dłonie, otulające ją troskliwie miękkim materiałem. Na nadgarstku połyskiwało zapięcie bransoletki. Spojrzała mu głęboko w oczy, szukając w nich odpowiedzi… Uklęknął obok fotela i ujął jej drobną twarz w dłonie – Zostań ze mną – poprosił – zostań na bardzo, bardzo długo…
     Przymknęła oczy, tuląc się jednocześnie do jego dłoni. Wystarczy powiedzieć, że się zgadza i wszystko będzie, jak na Stelli Marinie, pomyślała… - Fabio, zastanów się nad tym dobrze – powiedziała słabym głosem, jakby mówienie stało się nagle ciężarem ponad jej siły – niebezpieczeństwo czasem nie pozwala nam jasno myśleć… To, co powiedziałeś brzmi poważnie… To jest poważne…, dla mnie…  
     Z głośników sączyła się cicha muzyka i nagle do Katarzyny dotarły słowa:
“…All by myself
Don't wanna live
All by myself
Anymore

When I was young
I never needed anyone
Making love was just for fun
Those days are gone…”
     
     Słuchała, jak pełen smutku męski głos skarży się na samotność i czuła, że serce jej się ściska.
- Tak, Cateri’, właśnie tak się czuję – Fabio jakby czytał w jej myślach – Dla mnie to też jest poważne – powtórzył – Kocham Cię – Patrzył jej w oczy z tak bliska, że obraz rozmywał się coraz bardziej… - Nie płacz, Cateri’ – otarł jej wilgotny policzek. Zamrugała gwałtownie i pochyliła głowę. Ich czoła zetknęły się, a po chwili poczuła delikatne pocałunki na mokrych od łez policzkach.
- Przecież mówiłeś, że nie chcesz takiego związku... że nie chcesz zobowiązań... Co się zmieniło przez te kilka dni? – miała tak po prostu uwierzyć, że zmienił zdanie?  
- Nie wiem, co się zmieniło i nie wiem kiedy – odparł szczerze. Może już w Wenecji, a może dopiero ostatniego wieczoru, gdy tak bardzo sobie zaufali? Wiedział jedno, nie potrafiłby o niej zapomnieć, nawet gdyby minęły wieki – Myślę, że chciałem związku i chciałem Ciebie, ale nie potrafiłem tego powiedzieć... Dopiero, kiedy dotarło do mnie, że odeszłaś... – spuścił wzrok, jakby mówienie o uczuciach sprawiało mu trudność – To była obrona... Cateri’, nawet dojrzałego mężczyznę można zranić, kiedy się zakocha...  
- Bałeś się, że Cię skrzywdzę? – oczy Cateriny zrobiły się ogromne – Bałeś się zakochać? Fabio, przecież wiedziałeś, że ja też się zakochałam, że nie mogłabym Cię skrzywdzić! Musiałeś wiedzieć...  
- Nie mogłem uwierzyć, że to możliwe. Spędziliśmy razem tylko kilka dni... – rozłożył ręce w geście bezradności – nie mogłem uwierzyć nawet sobie... Gdyby nie Alessandra...  
     Słowa Fabia wprowadziły w sercu Katarzyny kompletny zamęt. Tak bardzo go pragnęła i jednocześnie tak bardzo się bała. Gdyby ta rozmowa odbywała się cztery dni wcześniej, w innych okolicznościach..., ale wydarzenia ostatnich dni, tak mocno wpływały na jej postrzeganie rzeczywistości... Westchnęła ciężko. Fabio, wciąż klęcząc obok jej fotela, oparł głowę na jej ramieniu. Ogarnął ją jego odurzający zapach, jego ciepło... Kiedy był przy niej, czuła się ukojona i dziwnie spokojna.
- Co teraz będzie? – spytała cicho, tak, by tylko Fabio to usłyszał – Chcesz, żebym zamieszkała z Tobą?
- Bardzo! – przytulił się do niej, obejmując jej talię – jeśli chcesz nadal pracować, a znając Ciebie, nie wyobrażam sobie innej opcji, to właściwie wszystko już omówiliśmy. Teraz tylko wprowadzimy to w życie. I tak na razie nie możesz wrócić do szpitala.
- Wiem, ale tam zostało moje mieszkanie, dom, tyle spraw... – poczuła, że świat wokół niej staje na głowie.
- Kochanie, nie pamiętasz, że potrafię zorganizować wszystko? – już czuł jej zgodę – Gdy tylko ten policjant się zgodzi, pojedziemy razem. Zabierzesz wszystko, co zechcesz. Ja się wszystkim zajmę, domem, mieszkaniem, wszystkim. Pozwól mi być swoim mężczyzną.  
- Moim mężczyzną... – powtórzyła jak echo. Głos miała miękki i pełen ciepła. Jego ulubiony.
- Muszę Ci tylko coś opowiedzieć, coś o Tizianie. Wtedy zrozumiesz…

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3972 słów i 22739 znaków.

11 komentarze

 
  • Dominiani

    Jest jest jest.

    3 maj 2019

  • Ewa

    Bedzie kolejna czesc? Jesli tak to kiedy dodasz?

    18 paź 2014

  • angela

    Posze bardzo prosze kolejna czesc  moje marzenia  ;)

    18 paź 2014

  • ANITA

    Przeczytałam każde Twoje opowiadanie :) pisz dalej :)

    17 paź 2014

  • julka

    Świetne ;)

    17 paź 2014

  • gossip

    Swietne opowiadanie, bardzo szybko sie je czyta i ciagle chce sie wiecej:D możemy liczyć na kolejne części? Strasznie jestem ciekawa jak sie ta sprawa rozwiąże;-)

    17 paź 2014

  • Aś

    Jak dla mnie to mogłabyś swoje opowiadania wydać w formie książki, po prostu świetne!

    17 paź 2014

  • lola

    piekne czy bedzie dalszy ciag

    17 paź 2014

  • Zauroczona

    Jeju, a może by tak kolejna część? Aż się nie chce wierzyć, że kolejny rozdział się skończył.. Za szybko się to czyta :)

    17 paź 2014

  • Anna2207

    Piękne !!

    17 paź 2014

  • Roksana76

    Płaczecie?

    16 paź 2014