Zaufaj mi Caterina. Rozdział 5

Fabrizio przeczesał dłońmi włosy i odchylił głowę do tyłu. Na ekranie laptopa miał dwa foldery do wyboru: K.Pars /praca i K.Pars/prywatne. Przesuwał kursor z jednego folderu na drugi. W końcu nacisnął pierwszy. Wypadało wiedzieć, komu powierzył dziecko. Zaczął szybko przeglądać dostarczone przez Stefano dokumenty. Miał w tym wprawę. Przecież był jednym z najlepszych w branży nieruchomości. Sprzedając i kupując na całym świecie, musiał umieć szybko przetwarzać informacje. Gwizdnął cicho przez zęby, otwierając kolejny dokument.
- Niezła jest, co? – szepnął Stefano, zerkając na śpiącą Vanessę – dużo pracuje. Mam jej wykaz zabiegów z ostatnich 3 miesięcy i liczbę dyżurów, a ma jeszcze prywatną praktykę. Nie wiem, kiedy ona śpi?
- Mówiła, że jej mąż nie żyje. – Fabrizio nawet nie próbował pytać, skąd Stefano ma te informacje. Nigdy nie pytał.
- Zginął w wypadku rok temu. Ktoś go potrącił samochodem. Sprawcy nie znaleziono. Wszystko jest w tym drugim folderze: Rodzice, informacje o zdrowiu, to co zwykle – Stefano patrzył, jak Fabio z uwagą ogląda zdjęcia, które udało mu się zdobyć – Nie ma dzieci. – dodał
Fabrizio zadumał się chwilę. Jakie to było znajome. Praca do utraty tchu, żeby zagłuszyć własne uczucia. Żeby utrzymać się przy życiu, żeby uzasadnić sens własnego istnienia. A kiedy zostawało choć trochę wolnego czasu na rozważania, trening! Taki, żeby po powrocie do domu mieć tylko siłę na prysznic i łyk wody. Na zdjęciach nie wyglądała na tak wysportowaną. Pewnie zaczęła ostrzej trenować po wypadku. Ciekawe, co robiła? Biegała czy raczej aerobic? Rower nie, bo miałaby mocniejsze łydki, a jej były szczupłe, wysmukłe. Nie pasowała mu do podskakujących w rytm muzyki panienek. Więc biegała albo "przyrządy”. Bingo! Słuchawki na uszy, zero kontaktu z otoczeniem. Pewnie miała ulubioną play listę w iPhonie.
- Wiadomo coś o telefonie? – naprawdę mu zależało na jego znalezieniu. Jej osobiste zdjęcia, pomyślał, powiedziała "bardzo osobiste”. Aż go korciło, żeby dowiedzieć się, jak bardzo. Zaciekawiła go.
- Wyznaczyłeś taką nagrodę, że wystarczy poczekać i się znajdzie – kąciki ust Stefano zadrgały, gdy to mówił – Fabio, to będzie najdroższy telefon, jaki kiedykolwiek miałeś - zakpił.
     W odpowiedzi Fabrizio posłał mu piorunujące spojrzenie. Nie myślał jej podrywać. Owszem była ładna i dobrze się czuł w jej towarzystwie, ale przede wszystkim była dottoressą, która uratował jego ukochaną Vanessę. Zaryzykowała karierę, łamiąc prawo i okazała Małej serce, mimo, że nie miała własnych dzieci. Może właśnie dlatego? Ta kobieta jednak go fascynowała. Prywatnie wycofana i wręcz nieśmiała, w chwili, gdy pracowała, stawała się kimś innym. Kiedy zdjęła jego palce ze swojego nadgarstka, to było coś niesamowitego. Była taka zdecydowana i delikatna jednocześnie. Pewna siebie ale łagodna. Godziła w sobie dwie sprzeczności. Ciekawe jaka jest w łóżku, pomyślał i nagle… wyobraźnia podsunęła mu jej obraz. Te oczy w kolorze morskiej toni, rozchylone usta, ramiona zarzucone za głowę, jak na jednym ze zdjęć, i ten dotyk… Stop! Co ja, kurwa, wyprawiam?  
- Możesz załatwić kawę? – burknął do Stefano
     Kiedy ochroniarz wyszedł, Fabio podszedł do okna i wsunął dłonie do kieszeni. Stał tak i kołysał się w przód i w tył. Była dokładnym przeciwieństwem kobiet, z którymi się spotykał. Młodych, atrakcyjnych, gotowych na każde jego skinienie. Wiec dlaczego nie mógł zachować dystansu? Nie tylko go nie zachęcała, ale wręcz nie reagowała na niego. Traktowała go jak ojca pacjentki i tyle. A jednak, kiedy się żegnali, miał wrażenie, że się zawahała. Wypuścił powietrze z głośnym świstem i sięgnął po telefon.
- Kawa – Stefano przyniósł dwa espresso w filiżankach nakrytych spodeczkami.
- Gdzie ona teraz jest?  
- Powinni być w Palmiżanie. Mogę namierzyć jej telefon w każdej chwili – powiedział z błyskiem w oczach.
- W jakim czasie mógłbyś tam dotrzeć motorówką? – postanowił przy najbliższej okazji dać przyjacielowi do zrozumienia, że na zbyt wiele sobie pozwala.
- Sprawdzę – odwrócił się, by ukryć uśmiech zadowolenia.
---
     Katarzyna wracała spod prysznica najwolniej, jak się tylko dało. Gdyby jeszcze zwolniła, zaczęłaby się cofać. Potrzebowała jeszcze trochę czasu, by uspokoić zmysły. Godzinny trening pomógł na tyle, że mogła znieść żarty przyjaciół. Chcieli dobrze, tłumaczyła ich, nie skrzywdziliby jej rozmyślnie. Zanurzyła dłoń w mokrych włosach i potrząsnęła nimi aby pozbyć się nadmiaru wody.
- Wow! – głos dobiegał z tarasu knajpki obok, której prowadziła ścieżka. Spojrzała w górę. Trzech chłopaków machało do niej przyjaźnie. Jeden podniósł w górę drinka – Syreno! Napij się z nami!  
- Dzięki, innym razem - odmachała i przyspieszyła kroku, by uniknąć zaczepek.
- Jezu, gdzieś ty była? – Baśka stała na pokładzie z jej nowym telefonem – dzwonił dwa razy. Fabrizio De Luca. Może znaleźli twój telefon?
     Poczuła, że cały spokój, nad którym pracowała od południa, diabli wzięli. Drżącymi rękami ujęła telefon i zeszła do swojej kabiny. Weszła w nieodebrane i dotknęła ekranu w miejscu, gdzie wyświetliło się ostatnie połączenie.
---
- O co Cię poprosił? – Baśka aż się zachłysnęła
- Żebym poleciała z nimi do Turynu. Vanessa będzie tam miała usuniętą rurkę. Mogłabym zwiedzić Turyn i okolice, a potem przejechałabym do Wenecji, tak jak było zaplanowane. Tylko nie promem, a samochodem – wyrzuciła z siebie jednym tchem Katarzyna
- Ja bym się nie zastanawiała. Facet jest przystojny i bogaty. No i sporo Ci zawdzięcza. Żony w pobliżu nie widziałam – Baśka zwykle nazywała sprawy po imieniu – Zgodziłaś się?
- Jeszcze nie. A jeśli już mówimy o żonie, to w Turynie poznam matkę Vanessy, która pragnie mi osobiście podziękować.  
- No to klapa! – Baśka zmarszczyła nos.
- Dlaczego? – Andrzej wzruszył ramionami – To niczego nie zmienia. Facet szuka przygody. Stać go.
- Jędrek! – Karolina zgromiła go wzrokiem.
- Ludzie, o czym wy mówicie? On mnie zaprasza, bo ratowałam jego dziecko. Popatrzcie na mnie i na niego. – wymownie pociągnęła za poły spranego szlafroka - Zresztą, Vanessa trafi do autora podręcznika, z którego uczyłam się laryngologii. Mam okazję poznać faceta, który na zjazdach nie wychodzi poza pokój VIP-ów.
- To zmienia postać rzeczy – Baśka pokiwała głową – Ale szkoda, że Cię nie podrywa. Może ty spróbuj?
- Tak, czy inaczej, mam odpowiedzieć dzisiaj, więc mam jeszcze trzy godziny.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1203 słów i 6839 znaków.

3 komentarze

 
  • Minka227

    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy ;)

    8 wrz 2014

  • miau

    Bardzo fajne;)

    7 wrz 2014

  • lola

    super

    7 wrz 2014