Zaufaj mi Caterina. Rozdział 7

Katarzyna przytrzymała się siedzenia, kiedy samochód podskoczył na wyboju. Jechali czarnym mercedesem SUV-em. Marco był świetnym kierowcą i widać było, że jazda sprawia mu przyjemność. SUV w automacie, to było coś!
- Słuchaj, czy w drodze powrotnej mogłabym poprowadzić? – spytała, uśmiechając się do Marco nieśmiało.
- Jeśli to pani sprawi przyjemność, dottoressa – odpowiedział z uśmiechem, który pewnie zwaliłby ją z nóg, gdyby była młodsza. Zarumieniła się lekko.
- Wiesz co? – powiedziała, już pewniej – Mów do mnie Caterina. Będę się czuła mniej skrępowana.  
- No, nie wiem – zastanowił się – Pan De Luca…
- Powiedział, że masz być "człowiekiem do wszystkiego” – przerwała mu – powiedzmy, że będziesz udawał… - nie chciała powiedzieć "mojego chłopaka” – mojego kolegę, OK.?
- Jak pani chce, dott… znaczy, jak chcesz Caterina – roześmiał się znowu, ukazując równe białe zęby. Zauważyła, że ma kły wystające trochę poza linię zębów. Mały drapieżnik, pomyślała i natychmiast przestraszyła się tej myśli. Boże, to przecież dzieciak.
Zjedli szybki lunch w mieście i pojechali do muzeum motoryzacji. Nie obiecywała sobie wiele po tej wizycie, ale okazało się, że trafił im się doskonały przewodnik, który w dodatku mówił świetnie po angielsku, więc, kiedy nie rozumiała włoskich określeń, podrzucał jej angielskie odpowiedniki. Miała wrażenie, że ich bilety były trochę inne od pozostałych, bo przewodnik nie tylko pozwolił im wchodzić za odgradzające linki, ale nawet zachęcał by wsiadali do niektórych aut. Bawili się doskonale, dogadując sobie, kiedy przewodnik zadawał jakieś pytanie, na które nie znali odpowiedzi. Marco doskonale odgrywał rolę kolegi, tak, że na koniec przewodnik wziął ich za parę i zaproponował, że zrobi im wspólne zdjęcie. Ustawili się obok siebie i Marco objął ją ramieniem. To był taki miły braterski gest, więc klepnęła go lekko w klatkę.
- Wyprostuj się – rzuciła, jakby strofowała niesfornego chłopca.
Roześmiali się i poszli obejrzeć jeszcze samochody ustawione na zewnątrz. Katarzyna zobaczyła stare ferrari i aż gwizdnęła przez zęby, po czym zawstydzona zakryła usta. Marco zachichotał zaskoczony. Pociągnęła drzwi, ale były zamknięte. Pochyliła się i osłoniła oczy aby zajrzeć do środka. Odchyliła się lekko i nagle zobaczyła odbicie Marco w lusterku. Gapił się na jej tyłek! Wyprostowała się powoli, udając, że tego nie widziała. Przeszli do kolejnych samochodów. Jeszcze dwa razy go na tym przyłapała. Za drugim razem zobaczyła, jak oblizuje usta koniuszkiem języka i poczuła się zakłopotana. Jednocześnie, musiała przyznać, ze było to przyjemne zakłopotanie.  
- Wracamy – powiedziała – nie chciałabym się spóźnić na kolację.
- To dopiero o dziewiątej – Marco uniósł brwi – chyba, że chcesz popływać przed kolacją. Pan De Luca ma fantastyczny basen.
- Świetny pomysł – podchwyciła.
W drodze powrotnej Marco pozwolił jej prowadzić i wkrótce zaśmiewali się, kiedy próbowała wciskać sprzęgło, którego nie było. Zaparkowała z piskiem opon przed domem. Podziękowała Marco i pobiegła do pokoju po kostium. W łazience znalazła szlafrok z grubej frotte i uznała, że jest wystarczająco przyzwoity, by można było paradować w nim po domu. Na dole czekał na nią Marco.
- A ty dokąd? – spytała, kiedy wyciągnął do niej dłoń.
- Zaprowadzę Cię na basen i zadbam o ratownika – odparł wesoło.
Poprowadził ją do bocznego skrzydła domu i wskazał drzwi na zewnątrz. Basen miał ruchomy dach, przylegający do domu, teraz odsłonięty. Błękitna woda zachęcała do kąpieli. Katarzyna zsunęła szlafrok i podeszła do brzegu. Wspięła się na słupek. Skoro umieścili słupki, to musi być głęboko, pomyślała. Spojrzała na boczną ściankę basenu: 3, 0 m. Skoczyła na główkę. Chłodna woda przyjemnie opływała jej ciało. Wynurzyła się i odgarnęła grzywkę do tyłu.
- Ładny skok – Marco stał na brzegu. Miał na sobie luźne spodenki do pływania i prezentował się obłędnie. Umięśniony tors z niewielkim tatuażem w kształcie jaszczurki na lewej piersi, robił wrażenie – powinnaś lekko ugiąć nogi przed skokiem. Pokażę Ci. - Zanim zdążyła zaprotestować, wskoczył do basenu. Popłynęła do drabinki i czym prędzej wyszła. Marco podążył za nią.
- Teraz Ty – powiedział z rozbrajającym uśmiechem
- No dobra – machnęła ręką zrezygnowana. On po prostu dobrze się bawił, bez żadnych podtekstów. Przecież to dzieciak, pomyślała.  
---
- Fabio, jesteś w gabinecie? – usłyszał w komórce wesoły głos Stefano – włącz sobie podgląd na basen.  
Fabrizio spojrzał na ekran monitoringu i wybrał kamery przy basenie. Spojrzał zaciekawiony. Marco stał obok dottoressy i coś tłumaczył wodząc palcem po jej łydce, potem wjechał w górę na udo. Ona kiwnęła głową i pochyliła się uginając lekko kolana. Marco stanął za nią i ujął jej biodra. Odbiła się gwałtownie. Zbyt gwałtownie! I skoczyła do wody. Spojrzał na obraz tafli basenu, nie wynurzała się. Przełączył na podwodne kamery i zobaczył jak sunie przy samym dnie. Jej ciało poruszało się płynnie. Widział pracujące mięśnie nóg. Przed końcem basenu wygięła się i wynurzyła na chwilę, zaczerpnęła powietrza i znów zanurkowała. Z przyjemnością śledził jak robi śrubę pod wodą. Nagle obok niej pojawiło się drugie ciało, ciemniejsze i bardziej muskularne. Przyspieszyła jakby chciała się wynurzyć, ale Marco złapał ją za kostkę i ściągnął w dół, a potem ujął jej głowę w dłonie i przywarł do niej. Bąbelki powietrza przysłoniły obraz. Fabrizio wpatrywał się w ekran. Potem wolno sięgnął po komórkę, zawahał się i znów spojrzał na ekran. Sam był sobie winien. Miał do wyboru czterech ochroniarzy, nie licząc Stefano… i wybrał Marco.
Katarzyna o mało się nie zachłysnęła, gdy Marco wdmuchnął jej do ust haust powietrza. Kiedy ochłonęła, odepchnęła go lekko i wynurzyła się ciężko dysząc. Co to było, do cholery, pomyślała. Czyżby De Luca postanowił uprzyjemnić jej pobyt na każdym polu? Chyba nie wszyscy jego ochroniarze wyglądali jak modele? Ciekawe jak mu to powiedział, pomyślała ze złością. Poderwij "starszą panią”? Marko wynurzył się tuż obok niej i z łobuzerskim uśmiechem próbował się do niej zbliżyć. Przewróciła się na grzbiet i oddychając szybko ruszyła do brzegu. On ją wyprzedził i kiedy dopłynęła, wpadła wprost w jego ramiona.
- Marco – jęknęła – ja nie chciałam…
Przywarł do jej boku i poczuła, że jest podniecony. To nią wstrząsnęło. W ogóle nie wzięła pod uwagę, że mógł to zrobić spontanicznie, z własnej inicjatywy. Zamarła na chwilę, a on to wykorzystał, sięgając do jej szyi. Oparła dłonie o jego klatkę, próbując się odsunąć. Nagle zadzwonił telefon. Dzwonił uporczywie i w końcu Marco niechętnie ją puścił. Wyszedł z wody. Jego wzwód zarysowywał się nieznacznie pod materiałem spodenek. Słuchał przez chwilę, potem rozłączył się i westchnął.
- Przepraszam, muszę iść. Czy możesz wyjść z wody? W pobliżu nie ma nikogo. – mówił niskim urywanym głosem, nieudolnie próbując ukryć emocje.
Katarzyna spojrzała na niego z wysokości basenu i nagle zachichotała cicho. Odpowiedział jej śmiechem. Kiedy Marco wyszedł, nadal uśmiechała się do siebie, osuszając ciało ręcznikiem. Otuliła się szlafrokiem i przemknęła niezauważona do pokoju. Tego dnia już go nie spotkała. Kiedy zeszła na kolację, czekał na nią De Luca i Valeria. On jak zwykle elegancki w białej jedwabnej koszuli i ciemnych dżinsach, ona w żółtej opiętej sukience do połowy uda, z najnowszej kolekcji jakiejś potwornie drogiej marki. Katarzyna nie była aż taką ignorantką, żeby nie wiedzieć, że ten neonowo żółty kolor to ostatni krzyk mody. Przywitali się uprzejmie i zasiedli do stołu. De Luca na szczycie, a one po obu jego stronach.  
- Czy mogę pani nalać, dottoressa? – De Luca wskazał na wina stojące w kryształowych kubełkach – Sugeruję białe. Mamy na kolację owoce morza i miecznika.
- Proszę wybrać za mnie – powiedziała pogodnie – Chciałabym poprosić, abyście nie nazywali mnie dottoressą. Może być Caterina, bo tak brzmi po włosku moje imię.
- Ależ z przyjemnością. W takim razie mów do mnie Fabio, to zdrobnienie od Fabrizio - Katarzyna miała wrażenie, że De Luca przygląda jej się odrobinę zbyt dokładnie. Czyżby wiedział coś o basenie? Nie, przecież Marco kazał jej wyjść z wody. Gdyby ktoś patrzył, pozwoliłby jej pływać.  
- Więc, jak Ci się podoba w Turynie, Caterina? – Valeria z uroczym uśmiechem przeszła gładko na "ty”
- Widziałam na razie muzeum motoryzacji i naprawdę bardzo mi się podobało. Jutro mam zamiar zwiedzić muzeum egipskie i może trochę miasto? – spojrzała pytająco na gospodarza, ale ten tylko się lekko uśmiechnął i kiwnął głową – Chciałam też odwiedzić Vanessę
- Och, ona jest Tobą zachwycona. Kiedy usłyszała, że dzięki Tobie będzie mogła polecieć do Paryża, była taka szczęśliwa – szczebiotała Valeria – Oczywiście mogłabym lecieć z nią w każdym innym terminie, ale tak chciała zwiedzać Disneyland z przyjaciółeczkami. Wiesz jak to jest… – zawiesiła głos, ale widząc, że Katarzyna nie wie, kontynuowała - Profesor twierdzi, że nie ma niebezpieczeństwa i już kazałam pakować walizki - trajkotała tak szybko, że Katarzyna ledwo nadążała i zaczynały jej uciekać niektóre słowa. Valerii najwyraźniej zupełnie to nie przeszkadzało.
Zjedli przepyszne przystawki i główne dania. Kiedy na stół podano ogromny półmisek pokrojonych owoców przemieszanych z kostkami lodu, De Luca podniósł kieliszek w stronę Katarzyny.
- Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś. Czy Marco Ci odpowiada? - popatrzył na nią z obojętną miną.
Katarzyna poczuła się, jak dziecko przyłapane na kradzieży cukierków. Odetchnęła głęboko.
- Tak, dziękuję, było wspaniale. Marco jest naprawdę dobrym towarzyszem do zwiedzania. To taki wesoły dzieciak – dodała. Człowiek zapomina przy nim, ile ma lat, dodała w myślach.
- Ach tak? – Fabrizio potarł dłonią twarz, ale nie powiedział nic więcej.
Po kolacji wyszli jeszcze na taras, gdzie podano im zmrożone limoncello w wysokich smukłych kieliszkach. Pożegnali się prawie o północy. Wracając do pokoju, Katarzyna nie mogła uwierzyć, że znalazła się w tym domu. Tak naprawdę, zgodziła się zamieszkać w domu człowieka, o którym nic nie wiedziała. Nagle ją olśniło! Przecież może poszperać w Internecie. Facet dał jej telefon, a tu na pewno było WiFi. Włączyła telefon i uruchomiła przeglądarkę. Fabrizio De Luca, wpisała. Wyskoczyło kilka haseł.
- No, Fabio, zobaczymy, coś ty za jeden? – powiedziała do siebie

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1978 słów i 11170 znaków.

3 komentarze

 
  • Dominima

    Jezu ale ona smeci.dzieciak to dzieciak tamto. Zamiast sie cieszyc ze podoba sie takim mlodym. Zreszta tylko gadaja i wgl a onna jakas taka

    30 kwi 2019

  • mia

    Swietne;)

    10 wrz 2014

  • kromka95

    juz nie moge doczekac sie kolejnej części :) soper rozdział :)

    10 wrz 2014