Zakład.Cz 18

Zakład.Cz 18Spojrzałam na ojca, który wciąż nie potrafił wydusić z siebie słowa. Nie wiedziałam o co chodziło z tym medalikiem, dlaczego rodzice zareagowali jakby zobaczyli ducha. Chwilowo przez głowę przeszła mi myśl, że może pochowano go z tym medalikiem, ale po chwili przypomniałam sobie jego pogrzeb i zdałam sobie sprawę z tego, że nie miał nic na szyi. Nie, to jednak nie to - pomyślałam. Ojciec patrzył na mnie zdumionym wzrokiem i lekko się uśmiechnął. Chociaż moje ciało wciąż było obolałe ze zmęczenia, nie zareagowałam. Patrzyłam na niego uważnym wzrokiem i czekałam kiedy  
powie mi prawdę. Tata wstał z krzesełka i zaczął niespokojnie poruszać się po sali. Czegoś się obawiał, widziałam to.  
- Pamiętasz jak byliśmy nad morzem, gdy miałaś pięć lat? - zapytał tata - Pamiętasz to wesołe miasteczko? - spytał. Przytaknęłam głową. Dobrze pamiętałam nasz wspólny wyjazd. Jednak chyba zapamiętałam go ze względu na to wesołe miasteczko. Wtedy po raz pierwszy jeździłam karuzelą. - Pamiętasz tych cyganów? tak, to wtedy Oskar dostał od nich ten medalik - powiedział tata. Mimo wielkiego starania, jakoś nie potrafiłam przypomnieć sobie żadnych cyganów.- Podobno mieli tylko jeden taki medalik. Gdy dowiedzieli się o waszych inicjałach, podarowali go Oskarowi. - zaczął tata Spojrzałam na niego oszołomiona, nadal nic nie rozumiałam. Tata zaczął mówić dalej. - Ten medalik był na szyi Oskara kolejnych pięć lat. Pamiętasz nasz wyjazd w góry? - szepnął. Ponownie kiwnęłam głową. - To wtedy Oskar go zgubił. Było to dokładnie trzy lata przed jego samobójstwem - powiedział tata ze łzami w oczach - Ten medalik podobno leżał na jednej ze skał. Tak przynajmniej twierdził - zapłakał
Teraz dopiero dotarło do mnie dziwne zaskoczenie rodziców. Zobaczyli na mojej szyi coś, co przecież zostało zgubione wiele lat temu. Tylko jak mam im to wytłumaczyć? co teraz powiedzieć? - Zmęczona jestem - skłamałam. Tata pocałował mnie w czoło i życząc dobrej nocy, zostawił samą w sali. Przez kilka godzin nie zmrużyłam oka. Cały czas zastanawiałam się, co mam powiedzieć rodzicom, jak mam im to wytłumaczyć? no bo przecież nie mogłam powiedzieć im prawdy. No i Oskar. Co chciał osiągnąć dając mi ten medalik. Czy to od niego był jakiś znak? czy po prostu nie przemyślany ruch? może sądził, że rodzice nie zorientują się? Nagle usłyszałam pukanie i po chwili do mojego pokoju wszedł Damian. Uśmiechnęłam się do chłopaka i spojrzałam na niego.  
- Saro kochanie - szepnął. Podjechał na wózku, a ja widząc go w takim stanie jeszcze bardziej zapłakałam. - Damianie - powiedziałam ze łzami w oczach - Nic już skarbie nie mów. Odpoczywaj - rzekł spokojnym głosem.Trzymał mnie za rękę, a ja powoli odpływałam w sen. Chociaż długo walczyłam ze snem, bo przecież przy mnie był Damian, sen nie ustępował. Zamykałam i otwierałam oczy, dzielnie walcząc, by nie zasnąć. Jednak nim się zorientowałam, wpadłam w objęcia Morfeusza.  

Patrzyłem na śpiącą Sarę i poczułem nie ogarniający ból. Tak bardzo chciałem jej pomóc, tak bardzo mi na niej zależało. Nie wiedziałem co bym zrobił, gdyby umarła. Jak bym zareagował, gdybym ją stracił. Przecież bardzo ją kochałem. Chciałem się z nią ożenić, spędzić z nią resztę życia. Nie byłem pewny tylko tego, co ona do mnie czuła. Bałem się.Strasznie obawiałem się tego, że została przy mnie z poczucia winny lub z litości. Za każdym razem, gdy patrzyłem na nią i Łukasza i widziałem ich ukradkowe spojrzenie, umierała część mnie. Chociaż mogła kłamać, patrząc mi prosto w oczy, ja  
wiedziałem, że oni coś do siebie czują. Iskrzyło między nimi a to przerażało mnie najbardziej. Czasem, gdy rozmyślałem przed snem, wydawało mi się, że została przy mnie z litości. Nie byłem pewny, czy ona nadal chciała ze mną być. Usłyszałem otwierające się drzwi i po chwili do sali weszła pielęgniarka. Uśmiechnęła się do mnie, lecz nie zareagowała. Dochodziła już pierwsza w nocy i byłem przekonany, że zaraz wyprosi mnie z jej sali. No bo przecież zazwyczaj nie wolno przebywać o tej porze.Może zrobiła wyjątek, bo byłem pacjentem tego szpitala? a może zwyczajnie było jej mnie żal? Tak cały czas miałem w głowie to, że zostałem kaleką. Cały czas wydawało mi się, że każdy patrzy na mnie współczuciem. Już powoli nie mogłem tego znieść. Pamiętałem aż za dobrze, co czułem, gdy dowiedziałem się o zdradzie Sary. Oni razem spali a ja, czułem jakbym dostał w twarz. Jednak teraz nie miało to żadnego dla mnie znaczenia. Kochałem ją i chciałem wierzyć, że ona mnie też. Uśmiechnąłem się sam do siebie i poczułem wdzięczność. Chciała ze mną wyjechać, chciała porzucić to wszystko dla mnie. Chciała poświęcić się, dla mojego zdrowia. Czy nie na tym polega miłość? postanowiłem wyjechać sam. Nie wiedziałem tylko jak mam jej to powiedzieć. Nie wiedziałem już nic. Mogło zająć to mi kilka miesięcy a nawet kilka lat. Nawet nie miałem gwarancji, czy wszystko się da. To tylko rehabilitacja a ona nigdy nie dawała stu procentowej gwarancji na nic. Jedak chciałem zaryzykować. Dla nas, dla naszej przyszłości. Westchnąłem i dotknąłem jej policzka. Dziewczyna przewróciła się na drugi bok, a ja szybko zabrałem rękę. - Kocham Cię Saro - szepnąłem  
Oparłem głowę o jej łóżko i siedząc na wózku, zasnąłem.

Otwierałam oczy bardzo powoli. Rozejrzałam się naokoło i spojrzałam na śpiącego chłopaka. Dotknęłam ręką jego policzka a chłopak otworzył oczy. Spojrzeliśmy na siebie.  
- Cześć kochanie. Spałeś tu? - zapytałam zaskoczona - No tak. Przepraszam - szepnął  
Już chciał odjechać, ale złapałam go za rękę. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i uśmiechnęliśmy się do siebie. - Zostań - powiedziałam. Mój głos był cichy i nieśmiały. Zupełnie jakbym spotkała go pierwszy raz. Patrzyłam na mężczyznę, który bez wahania uratował moje życie, a ja jeszcze wczoraj sama chciałam je sobie odebrać. Czy ja oszalałam? - Przepraszam musisz wyjść - powiedziała młoda lekarka, która patrzyła na Damiana ciepłym wzrokiem. Chłopak uśmiechnął się do mnie i ściskając ciepło moją dłoń. Obiecał, że przyjedzie później. Lekarka spojrzała na mnie smutnym wzrokiem, a ja spuściłam głowę. Tak, teraz byłam tego pewna, to ona wczoraj tak bardzo o mnie walczyła. Ona przeklinała i płakała, gdy umierałam. - Zaraz przyjdzie do Ciebie psychiatra. To normalna procedura po próbie samobójczej. Od opinii psychiatry będzie zależeć, czy zostaniesz wypuszczona, czy też nie. Wyszła, a ja zdołałam powiedzieć tylko krótkie dziękuje. Kobieta spojrzała na mnie zaskoczonym wzrokiem, ale nie odezwała się już. Wyszła, a ja zostałam sam na sam z swoimi myślami. Niecałą godzinę później do mojej sali wszedł psychiatra. Chociaż z początku trudno było mi się przed nim otworzyć, jakoś udało mu się zdobyć moje zaufanie. Rozmawialiśmy kilka godzin. Rozmowa był długa i męcząca. Opowiedziałam mu o wszystkim, co wydarzyło się w moim życiu. Śmierci Oskara, braku zrozumienia ze strony rodziców, ich rozwodzie. Powiedziałam też, chyba o najtrudniejszym, co mnie w życiu spotkało - O śmierci mojego dziecka. Chyba tak naprawdę psychiatra był pierwszą osobą, z którą szczerzę na ten temat byłam w stanie rozmawiać.Opowiedziałam o bólu, co chwile na nowo zaczynając płakać. Powiedziałam też, o wypadku Damiana i moich wyrzutach sumienia. Nie wiem ile z nim rozmawiałam, ale mówiąc każde koleje zdanie, czułam, jakby wielki ciężar spadł mi serca. Tak bardzo dusiłam to wszystko w sobie, tak bardzo brakowało mi kogoś, z kim mogłam na ten temat porozmawiać a teraz? teraz nie czułam już nic. Chociaż poczułam ulgę, wraz z nią pojawiła się też pustka. Tak wielka pusta, że rozrywała moje serce. Straciłam dziecko i chyba teraz, po raz pierwszy, mogłam tak naprawdę wypłakać tą stratę.  
- Sądzę, ze powinnaś pozostać jeszcze dzień na oddziale. Damy Ci coś na uspokojenie - powiedział patrząc na mnie współczującym wzrokiem - Doktorze co mi jest?- zapytałam, hamując głośny płacz - Depresja. Tak wiele na Ciebie spadło, że po prostu nie potrafisz sobie z tym poradzić. Powinnaś zapisać się na jakąś terapię. Możesz nawet chodzić do mnie - powiedział.Podałam mu dłoń, obiecując, że to przemyślę i po krótkiej chwili wyszedł, a ja zostałam sama. Znowu sama z moimi myślami.Jakieś pół godziny później w drzwiach sali zobaczyłam Filipa z moim ojcem. Uśmiechnęłam się do nich i spojrzałam ojcu w oczy.  
- Może poszlibyśmy na jakąś terapię? - zapytałam - Rozmawiałem z psychiatrą. To samo mi zaproponował. Saro dlaczego nie powiedziałaś, że tak bardzo przeżywasz śmierć dziecka? dlaczego z nami nie porozmawiałaś o tym? - zapytał z czułością w głosie.  
- C co? - zapytał zaskoczony Damian. Wjechał do sali i spojrzał mi prosto w oczy. - Saro, ty byłaś w ciąży? straciłaś dziecko? - szepnął przerażonym głosem  
Spojrzałam na bezradne spojrzenie ojca i po chwili zostałam z Damianem sama. Wiedziałam, że zaprzeczanie nic nie da. Czas najwyższy zmierzyć się z nieuniknionym.  
- Tak Damianie byłam - powiedziałam spuszczając wzrok - Dziecko było moje, czy Łukasza? - zapytał Przełknęłam ślinę. Przez kilka chwil nie mogłam nic powiedzieć, nie chciałam nic powiedzieć. No bo co miałam zrobić? bałam się tego jak zareaguje. Jednak, czy miałam prawo skazywać go na cierpienie? no bo przecież gdybym powiedziała, że jego cierpiałby, myśląc, że umarło nasze dziecko. Postanowiłam powiedzieć mu prawdę.  
- Łukasza. Zresztą sama nie wiem - przyznałam - Więc jednak mnie zdradziłaś?- zapytał - Damian przepraszam - wyszeptałam - Ok- powiedział spuszczając wzrok - Rozumiem - dodał.Spojrzał na mnie, a w jego oczach pojawiły się łzy.  
- Chciałem Ci tylko powiedzieć, że wieczorem wyjeżdżam. Wiesz rehabilitacja i te sprawy. Nie wiem ile to wszystko potrwa, nie wiem za ile wrócę - powiedział cichym głosem  
- Co z nami Damianie? - zapytałam - Nie wiem- powiedział - Musze to wszystko przemyśleć. Kocham cię, ale wy mieliście dziecko, zdradziłaś mnie. Ja już nic nie wiem - powiedział i wyjechał z sali. Spojrzałam na drzwi, ale nikogo tam nie było. Upadłam na łóżko i wtulając się w poduszkę, zapłakałam.  

Dziś wreszcie zostałam wypuszczona ze szpitala. Ostatnia noc dłużyła mi się nie miłosiernie a sam fakt, że Damian wyjechał bez pożegnania był bardzo dołujący. Owszem wiedziałam a nawet miałam tego świadomość, że bardzo go zraniłam, ale nie spodziewałam się jego takiej reakcji. Uznano, że mam depresje. Zapewnili mnie, że to na pewno przez to wszystko co działo się ostatnio w moim życiu. Przepisano mi jakieś środki na uspokojenie i skierowano na terapię. Razem z rodzicami postanowiliśmy pójść na wspólną terapię, bo chcieliśmy zbliżyć się do siebie. No i im też przydałaby się taka rozmowa. Doktor, który ze mną rozmawiał stwierdził, że to dobry pomysł. Jednak mi było wszystko jedno. Moi rodzice postanowili na jakiś czas zamieszkać wspólnie z naszym domu. Chociaż partner ojca przyjął to spokojnie, ze względu na mnie, wiedziałam jak bardzo jest im ciężko. Filip tez od wczorajszego wieczoru nie dawał znaku życia. Owszem mógł być w pracy, ale obawiałam się, że jest na mnie zły. Chociaż nie bardzo wiedziałam za co. Generalnie mogłabym powiedzieć, że wszystko wracało do normy, mogłabym, ale tak nie było. Chociaż nie widziałam go dopiero drugi dzień, tak strasznie za Damianem tęskniłam. Byłam nie spokojna o naszą przyszłość, o nas. Tak naprawdę wyjechał bez pożegnania, zostawiając tylko krótki list z zapewnieniem, że wszystko się jakoś ułoży. Nie dawał w nim żadnej gwarancji, że wróci, żadnego zapewnienia, że mi wybaczy. Czułam, że potrzebuje czasu, czasu który działał na naszą nie korzyść. Choć tak naprawdę nie pasował do mojego świata, chciałam z nim być, potrzebowałam go. Gdyby ktoś zapytał, czy go kocham odpowiedziałam bym nie wiem. Nie wiedziałam w tej chwili nic. Nic oprócz tego, że muszę zacząć żyć. Cały czas czułam przy sobie obecność brata i wiedziałam, że Oskar przy mnie był. Cały czas był, chociaż dopiero teraz to dostrzegałam.  
- Jak się czujesz? - zapytał lekarz wręczając mi wypis - Dobrze panie doktorze. Może troszkę senna - powiedziałam - To normalne. Dostałaś leki wyciszające. To po nich stałaś się senna. Zalecam powrót do domu i długi wypoczynek. A my widzimy się u mnie za dwa dni na terapii - uśmiechnął się opuszczając salę  
Kiwnęłam głową i odprowadziłam lekarza wzrokiem.Chociaż wstępnie umówiłam się z nim na wizytę, wciąż nie byłam pewna, czy pójść do niego, czy do koleżanki Łukasza. No nic, musiałam o tym porozmawiać z rodzicami. Po kilku minutach usłyszałam otwierające się drzwi i do sali weszli moi rodzice. Tata podszedł do mnie i uśmiechnął się.  
- Witaj księżniczko - zaśmiał się, całując mnie w policzek - Gotowa?- zapytał  
Podniosłam się z łóżka i żegnając się z wszystkimi na oddziale, postanowiłam opuścić to miejsce. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w swoim łóżku, w swoim pokoju i przytulić do ulubionej poduszki. Chciałam zapomnieć o ostatnich wydarzeniach, chciałam, lecz nie potrafiłam. A może potrafiłam, lecz nie chciałam? czułam w głowię mętlik. Wsiadłam do samochodu i parę minut później byliśmy już w domu. W naszym mieszkaniu ktoś był, wysiadłam z auta i poszłam do domu a tam zobaczyłam tak bardzo znajome oczy.  
- Co ty tu robisz? - zapytałam, uważnie obserwując dziewczynę - Czekałam za Tobą. Słyszałam o tym co się stało. Saro - zawahała się - Dlaczego to zrobiłaś?- zapytała  
- Sama nie wiem. Po prostu za dużo na mnie ostatnio spadło. Nie radzę sobie - przyznałam - Mogłaś mi o tym powiedzieć. Przecież wiesz, że mi na Tobie zależy - szepnęła - Tak, jasne - rzekłam nalewając sobie soku. - Napijesz się czegoś? - zapytałam - Nie dzięki - odpowiedziała  
Poszliśmy do mojego pokoju. Nie chciałam by rodzice słyszeli o czym rozmawiamy, przecież dla nich było to tak samo bolesne jak dla mnie a może nawet bardziej. Usiadłyśmy na starym, zniszczonym łóżku i spojrzałam na Jolkę.  
- Nie idź w ślady brata. Proszę - szepnęła łapiąc mnie za rękę. - Potrzebuje Cię, my potrzebujemy - dodała.Spojrzałam na nią rozszerzając oczy ze zdziwienia i poczułam lęk. Powiedziała my?? czyżby? - Tak Saro. Miałaś rację - powiedziała zupełnie jakby czytała mi w myślach - Dziecko Oskara żyje - powiedziała - Dziecko? - zapytałam oszołomiona. -Jak to dziecko? - szepnęłam przerażonym głosem - Do Licha! Gdzie ono jest! Chcę je poznać - krzyknęłam - Poznasz. Wszystko w swoim czasie - zaśmiała się - Co? krzyknęłam jeszcze bardziej zdenerwowana - Ty jesteś nie normalna czy jaka?- zapytałam - Sama już nie wiem. Może trochę jestem nie normalna, ale wciąż zależy mi na naszej przyjaźni - przyznała - Co takiego?- szepnęłam - Chyba Ci odbiło! Przez lata ukrywałaś przede mną dziecko mojego brata i ty mi mówisz o przyjaźni? - szepnęłam - Wyjdź! Chcę zostać sama! Wynoś się! - krzyknęłam pokazując jej drzwi  
Jolka wyszła, a ja rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Czułam się oszukana i zdradzona. Zdradzona przez kogoś, kogo przez lata nazywałam przyjaciółką. No i przecież moi rodzice? co ja miałam im powiedzieć? jak miałam powiedzieć im, że są dziadkami? ale czy ja miałam inne wyjście? nie, nie miałam i dobrze o tym wiedziałam. Postanowiłam nie czekać dłużej i zmierzyć się z nieuniknionym. Wstałam z łóżka i zeszłam na dół. Na schodach usłyszałam ich cichą rozmowę.Zatrzymałam się i nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Tego się nie spodziewałam.  
- Wiedzieliście? Wy naprawdę o wszystkim wiedzieliście? - zapytałam, czując jak osuwa mi się ziemia spod stup. Jak oni mogli? no jak? moi rodzice a przynajmniej ci, którzy się za nich podawali, bo przestałam ich tak uważać, wiedzieli o wszystkim i nie zareagowali. Ba wydawało mi się nawet, że jest im to wszystko na rękę. Kontakt z wnukiem ograniczyli do przesyłania na niego pieniędzy. Nie mogłam tego pojąć. Jak tak można?  
- Saro to nie tak - próbował bronić się ojciec - Nie tak? - wybuchłam gniewem - Masz rację tato! To jest nie tak! - wrzasnęłam - On jest naszą rodziną! To syn Oskara a wy? jak wy się zachowaliście! Moje dziecko tak samo byście potraktowali? - zapytałam  
Nie dopuściłam ich do słowa. Wstrząśnięta ich zachowaniem wybiegłam z domu. Nie wiedziałam co ja mam teraz z sobą zrobić. Jedyna osoba, która była w stanie mnie uspokoić to Łukasz, tylko co ja miałam mu powiedzieć?  

Usłyszałem walenie w drzwi, ale nie zareagowałem. Leżałem na łóżku i nie chciało mi się wstać. Ostatnio nic mi się nie chciało. Nie mogłem znieść tej pustki, tej cholernej pustki bez Magdy. Znów usłyszałem dzwonek a za chwile ponowne pukanie. Co jest?- pomyślałem. Wstałem i ruszyłem w stronę drzwi. Otworzyłem i spojrzałem zaskoczony na Sarę. Stała zmoknięta i zapłakana przed moimi drzwiami, a ja nie potrafiłem się ruszyć. Po chwili jednak zrobiłem jej miejsce w drzwiach i wślizgnęła się do mojego mieszkania. Usiadła na kanapie, a ja pomogłem ściągnąć jej ubranie. Powiesiłem na grzejniku i poszukałem jakieś swojej koszulki, by się ubrała. Stała w salonie zupełnie naga a po jej oczach wciąż spływały łzy.Tak bardzo jej pragnąłem, ale przecież dobrze wiedziałem, że nie możemy. Była Magda, Damian, Moje dziecko.  
- Ubierz jeszcze to. Będzie Ci cieplej - powiedziałem podając jej stare, znoszone dresy. Zaprowadziłem ją do łazienki, by wysuszyła włosy. Włączyłem suszarkę i podałem jej do ręki. Przypadkiem dotykając jej miękkiej skóry, poczułem po plecach dreszcze. Pospiesznie wyszedłem z łazienki i zaparzyłem dla nas kawy. Musiała napić się czegoś ciepłego, by się rozgrzać. Po kilku minutach przyszła do kuchni i delikatnie się do mnie uśmiechnęła.  
- Mogę wiedzieć co się stało? - zapytałem. Spojrzałem na jej jeszcze na pół mokre włosy i odgarnąłem kosmyk z jej twarzy. Spojrzeliśmy na siebie a nasze usta były zbyt blisko siebie. Dziewczyna zrobiła krok w tył i spuściła wzrok. Ponownie zapłakała. - Przepraszam, ale nie miałam dokąd iść - powiedziała ściszonym głosem - Tylko Ty mnie rozumiesz - szepnęła  
Usiadłem przy stole i wlałem kawy do kubków. Spojrzałem na nią i czekałem kiedy zacznie mówić. Jednak ona wciąż milczała. Czułem, jakby coś się między nami zmieniło.  
- Chodzi o Oskara i moich rodziców - zaczęła niepewnie. Podniosłem wzrok i spojrzałem jej prosto w oczy. - Saro zostaw to. Nie przewróci to jego życia - powiedziałem, przeklinając ślinę. Oj gdybyś tylko Saro wiedziała, pomyślałem. - Nie o to chodzi - zaprzeczyła - Po prostu rodzice ukryli przede mną fakt, że dziecko Oskara żyje. Jagody dziecko jednak nie umarło. Oni, oni się go wyrzekli. Łukasz moi rodzice nie chcieli własnego wnuka - zapłakała  
Podszedłem do dziewczyny i wziąłem ją w ramiona. Nie poganiałem, nie mówiłem nic. Kołysałem j w ramionach i czekałem kiedy sama przestanie płakać.  
- Mogę u Ciebie zostać- zapytała patrząc na mnie z nadzieją w oczach - Pewnie, że tak. Przecież dobrze o tym wiesz - szepnąłem  
Dziewczyna uśmiechnęła się a po chwili nasze usta ponownie się połączyły. Ten pocałunek był inny niż pozostałe.Chciaż oboje wiedzieliśmy, że to czyste szaleństwo, bardzo tego potrzebowałem. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do pokoju. Położyłem na łóżku i... CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3808 słów i 20177 znaków, zaktualizowała 15 cze 2015.

12 komentarze

 
  • wmb

    Wiem że to może niektórym wydać się chore ale czytając 38 i 39 część płakałam a tylko dlatego że moje życie w pewnym stopniu jest podobne do życia Sary.

    Czekam na dalsze części :)

    8 lut 2015

  • Alicjaa16

    Mozemy sie spodziewac w poniedzialek nowej czesci? :)

    8 lut 2015

  • Malinaa

    Dodasz dzis nowa czesc? Prosze :)

    8 lut 2015

  • ^Słodziak^

    Biedny Damian  :sad: Kiedy kolejna część? <3

    7 lut 2015

  • Lula

    szkoda mi Damiana

    6 lut 2015

  • Olaaaaa

    Swietne :) mam pytanie dodajesz opowiadania tylko na lol czy gdzies jeszcze?

    6 lut 2015

  • Nataliaa

    Wkońcu wszystko sie wyjaśnia :-) Opowiadanie bardzo dobre :-D

    6 lut 2015

  • zuzu

    Świetne :) Mam nadzieję, że Damian będzie mógł chodzić <3

    6 lut 2015

  • .

    Fajne dodaj dzisiaj jeszcze :)

    6 lut 2015

  • Paulaa

    Oj bardzo, bardzo się podoba!! Czekam na kolejny rozdział :D

    6 lut 2015

  • szczęśliwa

    kolejną część poproszę <3

    6 lut 2015

  • wolna

    Tak. I to bardzo:)

    6 lut 2015