Take me home (Rozdział 8.)

Obudziłam się z bólem głowy i zapchanym nosem. Usiadłam na łóżku opierając się plecami o jego wezgłowie. Zerknęłam szybko na zegarek wstając kilka minut później. Okazało się, że minęło już południe.
     Ruszyłam do łazienki zabierając ze sobą ubrania leżące na fotelu. Po szybkim prysznicu skierowałam się do kuchni. Przechodząc przez salon usłyszałam pobrzękiwanie naczyń i szum wody płynące z kranu. Zwolniłam kroku i ostrożnie przekroczyłam próg kuchni.
     Okazało się, że hałasującym intruzem był Victor. Stał odwrócony plecami do mnie i jak gdyby nigdy nic zmywał naczynia. Usiadłam przy stole i kaszlnęłam cicho zasłaniając usta. Brunet automatycznie zakręcił wodę i obrócił się w moją stronę. Uśmiechnął się do mnie ciepło i oparł o blat za sobą wycierając przy tym dłonie.  
-Jak się czujesz?
-A jak wyglądam? - uniosłam jedną brew do góry i posłałam mu pytające spojrzenie.
-Szczerze? - kiwnęłam głową na to pytanie. - Tragicznie.
-Więc już wiesz jak się czuję.
     Zamknęłam oczy i oparłam głowę na dłoniach zwiniętych w pięści. Siedziałam tak dłuższy czas, dopóki nie usłyszałam dźwięku stawianych przede mną naczyń. Uniosłam wzrok i wbiłam spojrzenie w stojącego naprzeciw mnie Victora.
-Zrobiłem nam śniadanie. Poza tym musisz wziąć leki. - uśmiechnął się patrząc mi prosto w oczy.
-Dobrze. Martwisz się o mnie jak matka o jedyne dziecko. - zaśmiałam się krótko i sięgnęłam po szklankę z wodą.
     Popiłam tabletki i usiadłam wygodniej. Zajęłam się obserwowaniem przebywającego ze mną mężczyzny. Każdy, nawet najmniejszy ruch wykonywał bez zbędnego zawahania. Poruszał się po mojej kuchni bez większego problemu doskonale wiedząc gdzie znajdował się każdy potrzebny mu przedmiot. Wydawał się być idealny we wszystkim, w przeciwieństwie do mnie. W czasie, w którym on zaparzył nam po kubku herbaty, ja zdążyłabym wywrócić się z dziesięć razy na jego oczach.
     Minęło kilka sekund nim do mojego przyćmionego przez chorobę mózgu dotarł fakt, że Victor usiadł po drugiej stronie stołu i śmieje się ze mnie pod nosem. Zorientowałam się, że nieświadomie zaczęłam przygryzać wargę podczas moich rozmyślań. Od razu spuściłam wzrok czując rumieńce pojawiające się na moich policzkach i czym prędzej zajęłam się jedzeniem.
-Do twarzy Ci z rumieńcami. - usłyszałam po chwili, przez co prawie udławiłam się tym co dopiero trafiło do moich ust. Między nami zapanowała niezręczna cisza.
-Co z Rebeccą? - zapytałam w chwili kiedy udało mi się uspokoić.
-Jej wyjazd prawdopodobnie przedłuży się o dwa tygodnie.
-Wspaniale, mam dwa tygodnie życia więcej. - mrugnęłam do niego uśmiechając się.
-Jeśli po jej przyjeździe nie wpadniecie na siebie od razu to może Twój żywot przedłuży się jeszcze o dobre kilka dni, a możliwe, że nawet miesiąc. - szybko załapał mój żart i zaczął się śmiać.  
-Dajesz mi dwa miesiące życia, więc zacznij już szukać następczyni na moje stanowisko.
-Nie mam zamiaru szukać nikogo innego. - jego ton nagle stał się poważny, co przyprawiło mnie o dreszcze.
-Dlaczego?
-Sama powinnaś doskonale wiedzieć. - spojrzałam na niego pytająco. -  Zrobiłaś kawał dobrej roboty, muszę Ci to jakoś wynagrodzić.
-Nic nie musisz. To moja praca. - mruknęłam pod nosem i wstałam w kierunku zlewu.
-Ale chcę i zostaw, posprzątam.
-Jesteś gościem.
-A Ty chorą uparciuchą. - parsknęłam śmiechem stawiając naczynia na blacie.
-Dobrze, wygrałeś.

*dwa tygodnie później*

     Choroba minęła mi niesamowicie szybko dzięki Victorowi, który codziennie nie pozwalał, żebym się nudziła. Spędziliśmy razem sporo czasu nad skończeniem poprawek do projektu, a wieczory mijały nam na oglądaniu filmów. Mi dawało to ułudę tego, że brunet kiedykolwiek może być mój, jemu chwilę wytchnienia od wymagającej dziewczyny i bałaganu w firmie.
     Niestety, sielanka musiała ustąpić rzeczywistości, która zmusiła nas do powrotu do naszych gabinetów. Moja przygoda z transportem publicznym zakończyła się w chwili powrotu auta od mechanika. Oczywiście Cat zdążyła wyciągnąć ze mnie wszystko już pierwszego dnia po moim powrocie do pracy. Interesowało ją nawet to co jedliśmy. Dziewczyna była zdrowo pokręcona, ale nie przeszkadzało mi to. Mimo, że znałyśmy się krótko, udało mi się zatęsknić za nią i jej gadaniną.
     Życie w firmie obyło się bez zbędnych sensacji. Do pewnego momentu, kiedy to Victor zawołał mnie do swojego biura. Nie miałam nic ciekawszego do zrobienia, więc już po kilku minutach byłam u niego. Weszłam do środka uprzednio pukając  delikatnie do drzwi. Brunet siedział przy biurku z szerokim uśmiechem na twarzy. Zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam bliżej.
     Victor wstał i kilkoma krokami pokonał dzielącą nas odległość. Nim się spostrzegłam, uniósł mnie do góry łapiąc w talii i obrócił kilka razy wokół własnej osi.
-Vic, puść mnie! - zaśmiałam się kładąc dłonie na jego barkach.
-Kobieto, jesteś wspaniała. - postawił mnie przed sobą. - Dzięki Tobie ta firma w końcu zyska na znaczeniu.
-Nadal nie mam pojęcia o co chodzi. - odpowiedziałam cicho, na co on położył dłonie na moich policzkach.
-Ludzie zainteresowani współpracą byli zachwyceni projektem. - oznajmił patrząc mi w oczy i w ciągu ułamka sekundy jego usta znalazły się na moich.

Znów długa przerwa :/ wybaczcie.

nomatterwho333

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1024 słów i 5545 znaków.

1 komentarz