Take me home (Rozdział 2.)

Od fatalnego wydarzenia minął tydzień. Siedem beznadziejnych dni, podczas których usiłowałam znaleźć sobie jakiekolwiek zajęcie. Wizytówka, którą otrzymałam od mężczyzny biorącego udział w całej katastrofie, nadal leżała na szafce w pokoju.
     Jak co dzień wstałam dosyć wcześnie, żeby udać się na poranne bieganie. Ubrałam się i wyszłam z domu zakładając słuchawki. Włączyłam swój ulubiony utwór i ruszyłam znaną mi już trasą. Pół godziny później zatrzymałam się w parku przy jednym z drzew w celu rozciągnięcia mięśni. Mój wzrok przykuła para stojąca obok fontanny. Mogłam być spokojna o to, że mnie nie zauważą, ponieważ prowadzili między sobą żywą dyskusję. Kobieta stojąca bokiem gestykulowała dłońmi. Przeniosłam wzrok na mężczyznę, którego wygląd nie był mi obcy. Miałam wrażenie, że kiedyś go spotkałam. Odpowiedź na tą zagadkę nie pozostała tajemnicą zbyt długo. Mimo dzielącej nas odległości, nasze spojrzenia się spotkały i nagle mnie olśniło. Był to ten sam facet, który był wtedy w restauracji.
     Udałam, że nic się nie stało przenosząc wzrok na swoje stopy i kontynuując ćwiczenia. Ciekawiło mnie to dlaczego spotykał się z dużo starszą od siebie kobietą? Miał przecież swoją wybrankę. A może to po prostu jakaś stara znajoma? Z resztą to nie jest moja sprawa.
     Gdy skończyłam ćwiczyć, skierowałam się w stronę sklepu. Przed wyjściem zdążyłam sprawdzić swoje zapasy, które okazały się być mniejsze niż mi się wydawało. Wizyta w sklepie była koniecznością.
     Przed wejściem zerknęłam szybko na swoje odbicie w szybie owego budynku. Niesforne kosmyki moich włosów sterczały we wszystkie strony, a rumieńce na policzkach, powstałe od wysiłku, były bardzo widoczne. Poprawiłam jak najszybciej fryzurę, przeczesując włosy palcami. Wchodząc do środka wyłączyłam muzykę i zdjęłam słuchawki chowając je do swojej sportowej bluzy.
     Przeszłam przez wszystkie alejki między sklepowymi półkami biorąc tylko to, co uważałam za potrzebne. Gdy wszystko było w koszyku, podążyłam w stronę kasy. Nim zdążyłam pokonać połowę zamierzonej drogi, poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Chciałam powiedzieć coś niemiłego odwracając się w stronę tej osoby, lecz czym prędzej ugryzłam się w język. Drogę zagrodził mi „bezimienny”, który dziś był w parku z nieznajomą. Przez głowę przebiegła mi myśl, czy ten człowiek mnie śledzi.
     Przewróciłam oczami i wbiłam w niego spojrzenie. Miałam wrażenie, że to zauważył, ponieważ uśmiechnął się lekko.
-Dzień dobry. - zaczął po chwili. W jego głosie było słychać lekką chrypę, przez co musiał odchrząknąć zasłaniając usta pięścią. - Przemyślała już pani moją propozycję?
-Po pierwsze, może skończymy z tym oficjalnym tonem? - uśmiechnęłam się i wyciągnęłam w jego stronę dłoń. - Jestem Emily.
-Victor, miło w końcu znać Twoje imię. - odwzajemnił gest, po czym uśmiechnął się szeroko. - A po drugie?
-Nadal sądzę, że to zły pomysł.
     Wyminęłam go szybko z zamiarem dojścia do kasy i zapłacenia za zakupy. Nim się obejrzałam, Victor stał już obok i pakował rzeczy do papierowej torby. Chyba zwariował. Dałam kasjerce dokładną należność i schowałam portfel do kieszeni. Chciałam sięgnąć po torbę, ale ubiegł mnie brunet. Westchnęłam cicho i podeszłam do niego.
-Dziękuję za pomoc, ale teraz już sobie poradzę. - wyciągnęłam dłoń po swoje zakupy, lecz ten cofnął się o krok dając mi do zrozumienia, że nic z tego.
-Nie będziesz tego dźwigać. Podwiozę cię. - zacisnęłam zęby patrząc na niego zła.
     Kilka minut później oboje siedzieliśmy już w jego drogim aucie. Gdy wsiadłam, od razu zapięłam pasy i podałam mu swój adres. Na tym zakończyła się nasza rozmowa, a w samochodzie zapanowała nieprzyjemna cisza. Siedziałam zamyślona obserwując zmieniające się sceny za oknem.
-Tylko spróbuj. - usłyszałam jego głos, gdy zatrzymaliśmy się na światłach. Przeniosłam wzrok na niego przez co nasze spojrzenia się skrzyżowały. - Nic na tym nie stracisz, a możliwe, że zyskasz całkiem dobrą pracę. Potrzebuję asystentki na zaraz, bo nie mogę sobie poradzić z ogromem obowiązków.
-Mówiłam już…
-Nie chcę słyszeć żadnej odmowy. - przerwał mi głosem nie znoszącym sprzeciwu. Przestraszyło mnie to nie na żarty. Zapadłam się bardziej w fotel pasażera i nie odezwałam się ani słowem.  
     Przez resztę drogi żadne z nas nie wypowiedziało ani jednego słowa. Cały czas intensywnie myślałam o jego propozycji. A co jeśli sobie nie poradzę? To zbyt duża odpowiedzialność, jednak z drugiej strony… gdzie teraz znajdę taką pracę. Czułam się rozdarta.
     Nim się obejrzałam, byliśmy już na miejscu. Rozpięłam pasy, nie patrząc na mężczyznę siedzącego obok. Czułam na sobie jego świdrujący wzrok. Sięgnęłam niepewnie w stronę klamki, jednak zatrzymałam dłoń w powietrzu. A co mi szkodzi? Raz się żyje.
-Dobrze. - szepnęłam. - Zgadzam się, od kiedy mam zacząć?
-Najlepiej od jutra. - mimo tego, że nie patrzyłam na niego, mogłam usłyszeć, że się uśmiecha. Tym razem wygrał, lecz następnym razem nie będzie tak łatwo. - O 8 chcę cię widzieć w moim biurze. Przedyskutujemy wszystko na spokojnie.  
     Mruknęłam pod nosem ciche „dziękuję” i wysiadłam z jego samochodu biorąc ze sobą zakupy. Czekał na podjeździe tak długo, dopóki nie zniknęłam za drzwiami mojego domu. Wzięłam głęboki oddech i poszłam do kuchni. Gdy skończyłam rozpakowywać wszystkie rzeczy, ruszyłam pod prysznic rozbierając się po drodze.  
     Czuję, że nie będzie tak łatwo.

Nudne i to strasznie, ale czasem tak musi być :/
Ps. Dopiero teraz zauważyłam, że w poprzednim rozdziale popełniłam błąd, wybaczcie :/

nomatterwho333

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1089 słów i 5930 znaków.

1 komentarz