Take me home (Rozdział 3.)

Stanęłam na środku chodnika przed ogromnymi szklanymi drzwiami. Miałam już ruszyć z  zamiarem wejścia do środka, ale zawahałam się w ostatniej chwili. Nie. Weź się w garść. Przecież bez problemu dam sobie radę.
-Pani do nas? - usłyszałam za plecami męski głos.
     Sekundę później mężczyzna otwierał przede mną drzwi. Zerknęłam na niego z lekkim uśmiechem. Poczułam, że na moje policzki wpełza rumieniec. Okazało się, że ów mężczyzna był bardzo wysokim i dobrze zbudowanym blondynem. Miał na sobie białą koszulę i czarny garnitur. Wbił we mnie swój wyczekujący wzrok.  
     Otrząsnęłam się szybko i szybko weszłam do budynku. Przede mną ukazał się niesamowity widok. Podłoga z ciemnego marmuru i białe ściany współgrały ze sobą idealnie. Na samym środku znajdowało się coś na kształt ogromnej recepcji.
-Pani Evans? - zza biurka wyłoniła się szczupła brunetka w białej bluzce na guziki i szarej ołówkowej spódnicy. Zmierzyła mnie wzrokiem od czubka głowy aż po same stopy.
     Speszyłam się i spuściłam odruchowo wzrok. W ogóle tu nie pasowałam. Mój ubiór miał się nijak do panującej tu mody. Ubrałam to co wpadło mi w ręce, czyli czarne rurki, trampki, jakąś luźniejszą rozpinaną bluzkę i szarą bluzę. Czarnowłosa widząc moje zakłopotanie wydęła swoje czerwone usta i ruszyła w stronę windy.
-Proszę za mną. - mruknęła tylko, a ja poszłam w jej ślady.  
-Pan Shane kazał mi pokazać Pani nowe miejsce pracy i oprowadzić po firmie. - kontynuowała, gdy byłyśmy w windzie. - Nie mógł zrobić tego sam, ponieważ nagle wypadło mu ważne spotkanie. Powinien pojawić się za trzy godziny.
     Nie odezwałam się ani słowem. Stwierdziłam, że to zbędne. Kilka minut później wysiadłyśmy z windy na ostatnim piętrze. Wszystko było urządzone ze smakiem. Każdy przedmiot był ułożony od linijki. Spojrzałam na swoją przewodniczkę, lecz ta nie zrobiła sobie nic z tego, że zostałam w tyle. Szybko dorównałam jej kroku, żeby się nie zgubić.
-Tutaj jest dział finansowy, a tutaj mała kuchnia. Zawsze możesz przyjść i zrobić sobie coś do picia lub jedzenia. - mówiła idąc przed siebie pewnym krokiem.  
     Jakiejś pół godziny później Pani perfekcyjna zaprowadziła mnie do pomieszczenia, w którym od dziś miałam pracować. Przez cały czas 'wycieczki' nie miałam śmiałości, żeby przerywać jej ciągły monolog. Połowę informacji, które mi przekazała, zdążyłam już zapomnieć.
-Na biurku masz teczkę z zadaniem na dziś. Powodzenia. - oznajmiła i zostawiła mnie przed drzwiami biura, a sama ruszyła w tylko jej znanym kierunku.
     Wypuściłam powietrze z płuc i weszłam do środka. Zamknęłam za sobą drzwi rozglądając się przy tym wokół. Ściany miały kolor jasnego fioletu, a podłoga była pokryta beżową wykładziną. Naprzeciw wejścia stało masywne biurko z ciemnego drewna, a za nim znajdowało się ogromne okno. Podeszłam bliżej i zauważyłam na meblu laptop. W oczy rzuciła mi się teczka leżąca tuż obok. To pewnie o niej mówiła sekretarka. Sięgnęłam po nią siadając na fotelu. Na teczce przyklejona była karteczka z kilkoma zdaniami.
     „Na początek jedno małe zadanie wystarczy. Poszukaj i powysyłaj odpowiednie dokumenty na podane adresy mail. Mam nadzieję, że sobie poradzisz. Victor.”
     Jak na faceta miał bardzo ładny i elegancki charakter pisma. Chyba, że pisał to za niego ktoś inny. Wyjęłam z teczki około dziesięciu kartek zapisanych po brzegi. Wszystko było dokładnie opisane. Nie powinno być tak trudno. Westchnęłam pod nosem i od razu wzięłam się do pracy.

     Już godzinę później zaczęłam przeklinać pod nosem. Nic nie było poukładanie w segregatorach tak jak trzeba. Nic dziwnego, że poprzednia asystentka straciła tą posadę.  
     Wyciągnęłam większość dokumentów z półek i położyłam je na podłodze. Sama usiadłam po turecku na środku pomieszczenia i zaczęłam układać wszystko od nowa. Pusta wcześniej przestrzeń dookoła mnie zaczęła zapełniać się stosami kartek.
     Kilka godzin później większa część pracy była za mną. Na podłodze leżało tylko kilka segregatorów, a ja siedziałam przy biurku i wysyłałam to co trzeba do odpowiednich osób. Nagle doszło do mnie pukanie do drzwi. Powiedziałam ciche 'Proszę' i po chwili ujrzałam wchodzącego do środka Victora. Uśmiechnęłam się delikatnie na jego widok, chociaż z drugiej strony miałam ochotę na niego nakrzyczeć. Małe zadanie? Też mi coś.
-Dzień dobry, jak Ci idzie? - zapytał zamykając drzwi i zerkając na podłogę usłaną kartkami. Poniósł na mnie wzrok i zaczął się śmiać.
-No co? - oderwałam wzrok od ekranu laptopa i zmarszczyłam brwi.
-Nic, nie sądziłem, że będzie aż tak źle. - podrapał się po karku i spojrzał na mnie przepraszająco. Czyli zrobił to specjalnie. Zgromiłam go spojrzeniem, na co zaśmiał się i puścił do mnie oczko. Sekundę później byłam znów sama.  
     Przed 16 moje zadanie było już wykonane. Poukładałam teczki i segregatory na półkach, a laptop wyłączyłam. Założyłam na siebie bluzę i biorąc do ręki kartki z listą, którą dostałam ruszyłam do gabinetu Victora.  
     Od drzwi dzieliło mnie kilka kroków. Im bliżej byłam tym głośniejsze były głosy wydobywające się zza nich. Okazało się, że ktoś nie domknął ich do końca.
-Pomóż mi, proszę. Ona musi się znaleźć. - przystanęłam, gdy usłyszałam kobiecy głos.
-Zaginęła cztery lata temu. Przecież to niemożliwe. Nawet policja dała sobie już spokój. - głos mężczyzny był pełen zdenerwowania.
-Może ominęli coś istotnego?
-Wątpię. Nie chcę tego mówić, ale możliwe, że ona nie żyje.  
     W pomieszczeniu zapanowała cisza. Wykorzystałam okazję i zapukałam delikatnie. Gdy usłyszałam pozwolenie, weszłam do środka. Zerknęłam przelotnie na kobietę, która szybko wytarła policzki. Wyglądała znajomo, poza tym nie należała do najmłodszych.
-Wszystko zrobione. Mogę już iść? - zapytałam cicho i podałam Victorowi plik kartek.  
-Pewnie, jutro podpiszemy umowę. - odpowiedział nawet na mnie nie patrząc.  
     Nie powiedziałam już nic więcej i skierowałam się do wyjścia. Po kilku minutach byłam już na parkingu i wsiadałam do swojego auta. Okazało się, że gość szefa wyszedł za mną. Wsiadła do srebrnego audi i chwilę później wyjechała z parkingu. Niewiele myśląc odpaliłam silnik i podążyłam za nią.  
     Cały czas trzymałam się w niewielkiej odległości, żeby jej nie zgubić. Po dziesięciu minutach zaczęła zwalniać, po czym zaparkowała przed osiedlem z domami rodzinnymi. Zatrzymałam się kawałek dalej i wysiadłam. Mimo dużej odległości widziałam dokładnie jak szukała czegoś w torebce. Nim się obejrzałam szła już w sobie znanym kierunku. Skierowałam kroki za nią.  Gdy przekroczyła furtkę jednej z działek moje serce zabiło szybciej.  
     Kobieta wyjęła pęk kluczy i otworzyła drzwi. Rozejrzała się dookoła, jakby czuła moją obecność, po czym weszła do środka. Do domu, w którym kiedyś mieszkałam...


Przepraszam, że tak późno, ale nie miałam czasu pisać :/
Mam nadzieję, że się spodoba ;)

nomatterwho333

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1344 słów i 7287 znaków.

Dodaj komentarz