Przeklęty cz. 12 i cz. 13

Przeklęty cz. 12 i cz. 13Część 12
     Po śniadaniu Kaidan zabrał Amber do baszty zamkowej. To tutaj on i reszta Przeklętych gromadzili swoje skarby, które przez wieki udało im się zebrać. W specjalnie zaprojektowanych gablotach znajdowały się między innymi miecze, które dzielnie służyły im podczas różnych wojen i pojedynków.  
Kaidan podszedł do jednego z nich. Dawno temu jego kompani nazwali go pieszczotliwie Wilczym Kłem, ponieważ był równie niebezpieczny i skuteczny jak Cień. Na rękojeści widniał łeb wilka z odsłoniętymi groźnie rubinowymi zębami. Widząc te krwawe kły, wrogowie uciekali w popłochu, bo wiedzieli już, z kim mają do czynienia – z budzącym strach Wojownikiem. Na klindze widniał wyryty napis: „Aut viam inveniam aut faciam” – „Albo znajdę drogę, albo ją sobie utoruję” – słynne słowa Hannibala.  
     Kaidan wyciągnął go z szafki i powoli przejechał palcami na całej długości ostrza. Witał się z nim jak ze starym przyjacielem. Dużo razem przeszli, niemało krwi przelali. Arlene z podziwem patrzyła to na mężczyznę, to na jego miecz. W pewnym momencie Kaidan kazał jej stanąć pod ścianą, a sam chwycił broń w obie dłonie i zaczął ciąć nim powietrze. Kobieta nie mogła oderwać zahipnotyzowanego spojrzenia od mieniących się na czerwono rubinów.  
     Mężczyzna trzymał ciężki miecz, jakby ten ważył tyle, co piórko. Jego mięśnie napinały się pod ciężarem ogromnego pałasza. Arlene wiele razy widziała go, jak podczas walki zmieniał się w boga wojny, który wszędzie, gdzie się pojawiał, zostawiał za sobą rzeź. Nawet sam Ryszard Lwie Serce nie dał mu rady, kiedy parę razy, w ramach męskiej rywalizacji, skrzyżowali swoje pałasze.  
     Nagle Kaidan przerwał niewidzialną walkę i odłożył broń na miejsce. Obok znajdowały się  miecze jego braci, równie piękne i ozdobne jak Kieł. Arlene podeszła do niego i musnęła palcem klingę.  

– Wspaniały – odparła w zamyśleniu, mając na myśli i mężczyznę i broń.

     Kaidan zamknął gablotę i przeszedł do kolejnych ciekawych artefaktów. Były tam złote i srebrne kielichy, klejnoty, dawne monety, stroje z różnych epok, lusterka wysadzane kamieniami szlachetnymi, dokumenty, listy. Arlene była pod wrażeniem jego zbiorów. Te rzeczy warte były fortunę, a ich wartość historyczna – bezcenna. Sama również zachowała pamiątki i wartościowe rzeczy z minionych wieków.

– Masz tu niesamowitą kolekcję – rzekła oczarowana.

– Dziękuję – odparł w zadumie, bo myślami był daleko stąd na polach bitewnych, gdzie śmierć zasiadała do biesiady.  

     Arlene ciekawie rozglądała się po pomieszczeniu, gdy w pewnym momencie jej uwagę przyciągnął znajomy przedmiot. Myślała, że źle widzi, że musiała się pomylić. Podeszła do małej, przeszklonej skrzyneczki. Wpatrywała się z lękiem w to, co skrywała. Ogarnęła ją panika, drżącą ręką sięgnęła po eksponat. Zimna stal mroziła jej palce, a wspomnienia eksplodowały w głowie. To był nóż Lugovalosa. Przypomniała sobie, jak błyszczał w świetle pochodni, a potem to dziwne uczucie, gdy przebijał jej brzuch i szybko uchodzące z niej życie.  
Nagle Kaidan wyrwał sztylet z jej zdrętwiałych palców, na których poczuła dziwną lepkość.  

– Jesteś ranna! – zawołał. Wyciągnął z kieszeni spodni chusteczkę i prowizorycznie zabandażował jej dłoń. – Idziemy do kuchni, tam jest apteczka.  

     Arlene jak w transie poszła za nim. Wspomnienia tamtego strasznego wieczoru ożyły. Jej lęk przed śmiercią, ale jeszcze większy przed opuszczeniem Kaidana. Cały czas doskonale pamiętała jego cierpienie, kiedy mocno trzymał jej rękę i wołał, żeby go nie zostawiała. Łzy napłynęły jej do oczu. Tak bardzo się wtedy bała.  
     Mężczyzna, widząc płaczącą Arlene wziął ją w ramiona i tulił tak długo, dopóki nie wyschła ostania łza. Z czułością całował mokre policzki. Kobieta przylgnęła do niego mocno. Pragnęła ukraść mu trochę jego siły. Trzymała się kurczowo jego ramion nawet wtedy, gdy już trochę się uspokoiła. Przeszłość wzbudzała w niej lęk, przyszłość przerażenie.

– Może pójdziemy na spacer? – zapytał miękko Kaidan. – Cień potrzebuje ruchu, a i my się przewietrzymy.  

     Arlene z twarzą wciąż przytuloną do torsu mężczyzny, pokiwała głową, że się zgadza. Kaidan szybko opatrzył zranioną rękę, potem poszedł po kurtkę dla niej i dla siebie. Pomógł jej ciepło się ubrać, a gdy nasuwał czapkę na ciemne loki kobiety, nie mógł się powstrzymać i pocałował w czubek uroczego noska. Dzięki Amber przypominał sobie o emocjach, o których myślał, że przestały dla niego istnieć jak: czułość, troska, radość.  
     Trzymając się za ręce, wyszli na zewnątrz. Mgła powoli się podnosiła i można było dostrzec coś więcej niż najbliższe otoczenie. Słychać było, jak fale rytmicznie  uderzają o skały. W milczeniu szli przed siebie. Wilk pobiegł w tylko sobie znanym kierunku. Arlene ciekawie rozglądała się po okolicy. Mimo zimowej pory i braku słońca, zamek wraz z otaczającym go dzikim ogrodem robił niesamowite wrażenie.  

– Magiczne miejsce – westchnęła zauroczona.

– Wierzysz w magię? – zadając to pytanie Kaidan zerkał na nią z ciekawością.

     Nie od razu mu odpowiedziała. Wciągnęła głęboko słone powietrze. Co miała powiedzieć, że dzięki czarom ona żyje, a on został skazany na tysiąc lat tułaczki po świecie?

– Tak. W takim miejscu jak to, które zdaje się być przepełnione magią, wydaje mi się, że każdy, nawet największy sceptyk, uwierzy.  

        Kaidan nic na to nie powiedział. Mocno ściskając dłoń Amber, starał się nie poddawać ponurym wspomnieniom. Byli blisko Wzgórza Potępionych, ale nie zdecydował się, zabrać tam kobiety. Szerokim łukiem ominęli to miejsce. Od czasu do czasu słychać było Cienia, jak przebiega gdzieś niedaleko. Spacerowali tak około godziny, kiedy mężczyzna zdecydował o powrocie.  
     Po lunchu udali się do gabinetu Kaidana. Przed nim było sporo pracy w porządkowaniu dokumentów, by Brann, kiedy przyjdzie czas, nie pogubił się w tym wszystkim. Arlene tymczasem wzięła swój szkicownik, z którym się nie rozstawała i zaczęła rysować Kaidana. W pewnym momencie Cień podszedł do niej i zaczął trącać jej rękę zimnym nosem. Spojrzała na niego z uśmiechem, po czym wstała z fotela i usiadła na miękkim dywanie, a wilk natychmiast ułożył się blisko niej, kładąc swój wielki łeb na jej kolanach.  
     Kaidan patrzył na to wszystko zaskoczony, wciąż go zastanawiało, dlaczego jego przyjaciel tak szybko zapałał sympatią, czy wręcz uwielbieniem, do obcej osoby. Zachowywał się, jak gdyby znali się z Amber nie od dziś.  
     Panującą w pokoju ciszę zakłócało jedynie pełne zadowolenia wilcze mruczenie. Arlene gładziła miękką sierść, powolnym, spokojnym ruchem. Czuła, jak Cień się rozluźnia. Cieszyła się, że o niej nie zapomniał. Była mu wdzięczna, że nigdy nie opuścił swojego pana i zawsze trwał u jego boku bez względu na wszystko. Zamyślona Arlene spoglądała na pracującego mężczyznę. Nie wiedziała, w jakich okolicznościach Nathaira rzuciła klątwę na jej ukochanego i Cienia. Ona nigdy jej tego nie wyjawiła, a Kaidana nie mogła jeszcze o to zapytać. Najpierw musiała  wyjawić kim jest. Wtuliła twarz w kark zwierzęcia. Już kilka razy była bliska zdradzenia mu swojej prawdziwej tożsamości, ale za każdym strach przed jego reakcją powstrzymywał ją. Wiedziała, że nie może tego odkładać w nieskończoność, ale wmawiała sobie, że ich ponowna znajomość jest zbyt świeża na takie rewelacje. Na myśl o chwili, w której Kaidan pozna prawdę, w sercu cały czuła ogromny niepokój.  

– Zazdroszczę ci takiego towarzysza – odezwała się Arlene.

Kaidan spojrzał na nią – dziękuję, też się cieszę, że jest ze mną. Wiele razem przeszliśmy dobrego i złego. Nigdy mnie nie zawiódł, był ze mną w bardzo trudnym czasie. – Mężczyzna oparł się o fotel i w zamyśleniu spoglądał na śpiącego wilka, którego kobieta cały czas głaskała. – Bardziej ja go potrzebowałem niż on mnie.  

– Opowiedz  mi o swojej rodzinie – zagadnęła nagle Arlene. Chciała dowiedzieć się czegoś o pozostałych Przeklętych. Widziała jaką zgraną grupę tworzą.  

     Kaidan patrzył na nią w skupieniu, zbierając myśli. –  Mam czterech braci. Nie jesteśmy spokrewnieni, ale to nam nie przeszkadza, uważać się za rodzinę. Niby każdy z nas jest inny, ale tak naprawdę jesteśmy do siebie bardziej podobni, niż nam się zdaje. Jeden za drugiego poszedłby w ogień.  

     Arlene słuchała jego słów z zazdrością. Ona nie miała nikogo, bała się komukolwiek zaufać, dopiero poznanie Jasona i jego dziadka i ich niezwykła dobroć w stosunku do niej sprawiła, że pierwszy raz w życiu opowiedziała komuś swoją trudną historię.

– Pewnie niedługo poznasz ich wszystkich – zauważył Kaidan.

– Chciałabym – odparła zgodnie z prawdą kobieta. Była ich bardzo ciekawa.  

– Teraz twoja kolej. Zdradź kilka tajemnic ze swojego życia.  

     Arlene przez kilka chwil nic nie mówiła, zbierając myśli – z matką nie utrzymuję kontaktów, dawno temu doszło między nami do poważnego konfliktu, którego w żaden sposób nie da się zażegnać. Ojca nie pamiętam. Miałam trzy lata, gdy nas opuścił – kobieta często zastanawiała się nad tym człowiekiem, który chyba musiał kochać jej matkę, skoro się z nią związał. Szkoda tylko, że potem je zostawił. Może to przez niego Nathaira stała się z czasem takim potworem? – tak naprawdę poza Jasonem nie mam nikogo. Samotność to moje drugie imię – dokończyła zadumana. Całe jej życie było wieczną tęsknotą i niekończącym się czekaniem. Ale siedzący przed nią mężczyzna był wart każdego poświęcenia – pomyślała, patrząc prosto w jego szare oczy.  

     Kaidan nie mógł oderwać spojrzenia  od smutnej twarzy Amber. Instynkt mu podpowiadał, że za tą melancholią, którą w niej wyczuwał, musi się kryć jakiś mężczyzna. Poczuł zazdrość na myśl o tajemniczym nieznajomym. Podejrzewał, że skrywa wiele sekretów, zauważył jak starannie dobierała słowa, by przypadkiem nie powiedzieć za dużo.  
     Nawet o tym nie wiedzieli, ale oboje wrócili pamięcią do wspólnych szczęśliwych dni, kiedy byli po prostu Kaidanem i Arlene, młodą, zakochaną parą.  
     Cień obudził się z drzemki. Przeciągnął się i leniwie ruszył w stronę swego pana. Ułożył się jak zawsze koło jego nóg. Arlene ponownie usiadła na fotelu, podniosła zapomniany szkicownik i tym razem zaczęła rysować wilka.  
     Około 17 usłyszeli wołanie Katy, że obiad na stole. Towarzyszył jej John i podobnie jak poprzedniego wieczora, zjedli posiłek we czworo. Wybuchom śmiechu i żartom nie było końca.  
Po deserze Katy z mężem pożegnali się i poszli do siebie, a Arlene z Kaidanem zajęli się zmywaniem. Ledwie dokończyli tę czynność, bo każde przypadkowe otarcie się o siebie, dotknięcie, muśnięcie powodowało wzrost erotycznego napięcia. Już w drodze do sypialni gorączkowo zdzierali z siebie ubranie, pragnąc poczuć siebie jak najszybciej. Nie dotarli nawet do pokoju, kiedy mężczyzna oparł Arlene o drzwi i wypełnił ją sobą. Nagła rozkosz pochłonęła ich oboje, wybuchła jak fajerwerki podczas sylwestra. Po wszystkim Kaidan wziął nagą Arlene na ręce i ułożył na swoim łóżku. Kobieta od razu zasnęła czując ciepło jego ciała  tuż przy swoim.  
     Wieczorną ciszę przerwał natarczywy dźwięk telefonu. Mężczyzna zaklął cicho, ale sięgnął po leżący na nocnym stoliku telefon.

– Nie za późno trochę na telefony, Brann? – wycedził Kaidan, zły, że ten przerywa mu chwile z Amber.  

– Jesteś potrzebny. Terroryści wzięli zakładników w klubie nocnym. 1,5 tysiąca ludzi – oznajmił mu ponurym głosem Brann.

Mężczyzna zaniepokojony słowami brata, usiadł na łóżku. – Gdzie?

– W Londynie. Dostaliśmy pytanie z Downing Street czy uda nam się zebrać i przeprowadzić akcję. Zgodziłem się. W Inverness czeka na ciebie samolot. Ja, Odhan i Taranis jesteśmy już na miejscu. Bardel leci z Paryża.  

– Ok. To się zbieram. Wiesz, co robić. Gdy przylecę, wszystko ma być przygotowane. Nie będzie czasu do stracenia.  

Arlene zaniepokojona słowami Kaidana, również usiadła na łóżku.  

– Coś się stało? –  zapytała, kiedy mężczyzna skończył rozmowę.  

– Terroryści wzięli zakładników w klubie nocnym w Londynie – mówiąc to   ubierał się szybko.  –  Jestem tam potrzebny – dodał ogólnikowo. Nie miał czasu wyjaśniać w jak specyficznej branży działa.

Arlene nic nie mówiła. Wiedziała doskonale, po co tam leci.  
Kaidan zobaczył w jej oczach lęk. Szybko do niej podszedł, pocałował żarliwie, chcąc ją trochę uspokoić. Z trudem się od niej oderwał.

– Wyjaśnię ci wszystko po powrocie.  

     Poszedł do gabinetu, z szafy wyciągnął wielką torbę. Dokładnie obejrzał jej zawartość. Było w nim wyposażenie techniczne wilka. Gwizdnął na Cienia i udał się do drzwi wyjściowych. Arlene także już ubrana, podążyła za nim. Kaidan narzucił na siebie kurtkę, pocałował ją jeszcze raz na pożegnanie i już go nie było.  
     Arlene westchnęła zmartwiona. Wiedziała, że nic mu nie będzie, ale mimo to bała się o niego. Poszła do kuchni zrobić sobie gorącą herbatę, bo o spaniu nie było już mowy. Po chwili usłyszała start helikoptera. Z kubkiem w ręku udała się do salonu, gdzie mieścił się telewizor i włączyła kanał z wiadomościami. Czekała ją długa noc.  
     Lot do Inverness, a następnie do Londynu przebiegł nadzwyczaj szybko. Kaidan z Cieniem u boku od razu skierował się do punktu operacyjnego. Reszta Przeklętych już w pełnym wyposażeniu czekała na niego. Sam również szybko się przebrał i po chwili cała grupa była gotowa do działania.  
     Przeklęci i Cień zostali sami. Jak zawsze byli poważni i skupieni na czekającym ich zadaniu. Jedynie Cień w swoim kuloodpornym ekwipunku, goglach i ochronie uszu, mógł wzbudzać lekki uśmiech.  

– Powtarzam. To, że nie uciekną, ma nam zagwarantować grupa specjalna, obstawiająca każde drzwi, okna, otwory wentylacyjne, kanały. Do tego strzelcy wyborowi oraz drony w powietrzu. Naszym zadaniem jest uwolnienie zakładników i eliminacja Anzara, Olega i ich świty – wyjaśnił wszystkim  Brann.
–  To tyle.  

     Wyszli na małe, ciemne podwórze, gdzie, według uzyskanych informacji, było dojście do małego magazynu mieszczącego się w piwnicy klubu. Plany budynku wskazywały, że jest tam okienko, na tyle duże, aby mógł się  przez nie przecisnąć człowiek. Według pracowników nocnego lokalu, którzy akurat mieli dziś wolne i udzielali policji potrzebnych danych, było ono zastawione regałem.  
Przeklęci ruszyli wzdłuż ściany budynku. Dwóch operatorów z brytyjskich sił specjalnych otworzyło okno i za pomocą miniaturowej kamery inspekcyjnej obserwowało wnętrze magazynu.

– Pomieszczenie czyste, ale regał, mimo że pusty, ledwie drgnie – odezwał się jeden z nich.

Kaidan kiwnął głową – Ok, damy radę.  

Przeklęci poczekali, aż komandosi się wycofają.

– Brann, Odhan, zajmijcie się szafką – polecił Kaidan, a przez radio dał znać policji, aby włączono syreny, w celu odwrócenia uwagi terrorystów i zagłuszenia momentu wejścia do środka.

     Metalowy regał był rzeczywiście ciężki, dodatkowo przesunięcie utrudniało ciasne wejście dla rąk. Jednak powoli, centymetr po centymetrze, mężczyznom udało się go ruszyć. Na hasło Kaidana syreny ucichły.
     Brann wszedł pierwszy przez niewielki otwór. Nasłuchiwał przez moment, po czym dał znać następnemu. Po chwili wszyscy byli w środku. Nic nie zakłócało panującej ciszy, Cień również nie wyczuwał zagrożenia. Sprawdzili drzwi, nie były zamknięte na klucz więc Taranis zaczął działać. Otworzył plecak, który Balder miał na sobie i wyjął stamtąd małego robota zwiadowczego – Recon Scout XT. Urządzenie wyglądało jak walec z dwoma kółkami na końcach, do tego podpórka, która ciągnęła się po podłożu,  całości dopełniały dwie anteny. Z przodu posiadał kamerę, dzięki której Przeklęci mieli rzeczywisty obraz sytuacji.  Odhan powoli otworzył drzwi i mały Scout ruszył dziarsko przed siebie. Taranis na monitorze zamontowanym w plecaku Baldera, namierzał cele do eliminacji. Posiadali plan budynku, dlatego kierujący robotem miał ułatwione zadanie. Mimo że terroryści włączyli wszystkie możliwe światła, w obiekcie były miejsca, gdzie Scout mógł się skryć i filmować.  

– Jest pierwszy zbir. Patroluje, ma pistolet – relacjonował szeptem Taranis,  ale pozostali również wpatrywali się w monitor. –  Nie widzę, aby miał na sobie ładunek wybuchowy. – Mężczyzna zatrzymał małego, mechanicznego zwiadowcę, poczekał, aż bandyta go minie, po czym znowu pozwolił mu się ruszyć.

– Parkiet. Są zakładnicy. Szukam kolejnych celów. Jest też Anzar, siedzi za barem. Nie widać uzbrojenia – informował dalej Taranis.

– Uważaj – ostrzegł Brann – kolejny jest w loży.  

Obok schodów prowadzących na górę, we wnęce, na kanapie siedział wysoki mężczyzna z przewieszonym przez szyję pistoletem maszynowym.  

– Mamy trzech – stwierdził Kaidan – brakuje Olega i ostatniego z piątki.

– Koniec. Tego w loży nie ominę, usłyszy robota. To samo z Anzarem –  oznajmił Taranis.  

– Poczekaj, aż patrolujący zrobi rundę i wycofaj Scauta tak, żeby miał, jak najlepszy widok na piętro. Jestem pewien, że Rosjanin usadowił się właśnie tam. Ma oko na całość i w razie ataku, będzie miał czas na reakcję. Spróbuj też zobaczyć, czy piąty bandzior nie siedzi przy drugich schodach –  poinstruował go Kaidan.  

     Taranis wykonał polecenie. Ustawił kamerę na maksymalne zbliżenie i zaczął skanować piętro.  
Jest. Ledwo widać, ale to musi być on. Za filarem.

– Obniż kamerę i próbuj znaleźć ostatniego. Za chwilę wchodzimy. Pośpiesz się Taranis.
Kaidan miał rację. Ostatni z terrorystów był tam, gdzie przewidział. Stał w nieoświetlonym miejscu, pod schodami.

– Zostaw robota przy parkiecie, ale tak, by go nie widzieli, jeszcze się przyda. Na razie czekamy, a kiedy patrolujący będzie przechodził obok nas, zdejmujemy go, sprawdzamy, czy czysto i kierujemy się na parkiet. Dajemy znak policji, następnie uruchamiamy naszego małego przyjaciela, policja gasi światła, przechodzimy na noktowizję, likwidujemy i na koniec potwierdzenie dla grup specjalnych, aby zabrali zakładników – wyrecytował Kaidan.  

     Pozostali kiwnęli głowami, dając znać, że wszystko zrozumieli. Brann otworzył drzwi. Za nim ruszył Kaidan z wilkiem i resztą grupy. Ustawili się w szyku. Cała piątka kierowała się w stronę parkietu, musieli być czujni, by  w ciągu sekundy zareagować na zagrożenie i usunąć żywą przeszkodę. Cień odsłonił kły, byli coraz bliżej zbirów.
     W tym samym czasie usłyszeli kroki. Zatrzymali się. To patrolujący mężczyzna, który szedł zgodnie z ich planem. Pierwszy z Przeklętych wyszedł zza rogu korytarza. Błyskawiczne potwierdzenie – bandyta – i nim tamten zrozumiał, co się dzieje, Brann umieścił w jego głowie 9mm pocisk z wytłumionego pistoletu maszynowego B&T UMP. Mężczyzna przytrzymał go, aby uniknąć hałasu upadającego ciała. Pozwolił, żeby martwy osunął się po ścianie na podłogę. Jednego mieli z głowy. Brann ruchem ręki polecił, aby się zatrzymali.  

– Taranis, na mój znak włączysz robota – rozkazał Kaidan.

– Przyjąłem.

– Tu Przeklęci. Odcinajcie zasilanie, powtarzam, odcinajcie zasilanie –  Kaidan przekazał polecenie policji.  

– Macie odcięcie! – usłyszeli po chwili.  

– Taranis, robot!

     Ich model Scouta miał wbudowany głośnik i kiedy ruszył z impetem w kierunku parkietu, wydawał z siebie dźwięki syreny alarmowej. W momencie, gdy oczy wszystkich skierowały się na źródło przeraźliwego hałasu, zgasło światło. Zakładnicy zaczęli krzyczeć.

– Nie ruszać się, zostać na miejscu! –  ryknęli Przeklęci, biegnąc.

     Brann zauważył Anzara. Terrorysta zdążył się tylko obrócić, po czym spadł z krzesła z trzema dziurami w głowie.
     Kolejni dwaj będący przy schodach, poderwali się z foteli, aby w następnej sekundzie opaść na nie z powrotem, ale już bez życia. Rozległy się głośne strzały i prawie jednocześnie słychać było nieludzkie wycie, zupełnie inne, niż krzyki przerażonych zakładników. Oleg... W czasie, gdy Przeklęci eliminowali swoje cele. Cień wiedziony wilczym instynktem i swoim doświadczeniem wbiegł po schodach. Znajdujący się tam Rosjanin, strzelał na oślep w kierunku dźwięku wydobywającego się z ciemności. Celował jednak za wysoko, myśląc, że ma przed sobą człowieka. Nawet, gdy kły i pazury Cienia rozrywały mu ręce, tors i wreszcie gardło, nie rozumiał, co się stało. Kaidan mógł już tylko potwierdzić, że ostatni z terrorystów nie żyje. Żaden z zakładników nie zginął, w przeciwieństwie do dywersantów. Przeklęci zrobili swoje.


                                                                       Część 13

     Arlene w napięciu śledziła wszelkie doniesienia na temat sytuacji w klubie nocnym. Niestety rzetelnych, sprawdzonych wiadomości było jak na lekarstwo. Chodziła nerwowo po wielkim salonie i nie bardzo wiedziała, co ze sobą począć. Spojrzała na leżący na stoliku telefon. Od kiedy Kaidan wyszedł, nie miała od niego żadnych wieści. Nie była zła, domyślała się, że wraz z Przeklętymi działa, by uwolnić zakładników. Wzięła aparat do ręki. Wielki, stary zegar wskazywał 1:00. W myślach policzyła, która godzina jest w Nowym Yorku – 20:00. W kontaktach wyszukała imię Jasona i wcisnęła zieloną słuchawkę. Po trzech sygnałach mężczyzna odebrał połączenie.  

– A któż to się odezwał? – z sympatią, ale i lekkim wyrzutem rozpoczął rozmowę. – Miałaś informować mnie na bieżąco, jak rozwija się twoja relacja z Kaidanem, a tu cisza, jak makiem zasiał.

– Przepraszam – Arlene podeszła do wielkiego okna i zapatrzyła się w ciemność. –  Cóż – zaczęła z wahaniem kobieta – rozwija się dynamiczniej, niż planowałam.

– Ach, czyli seks już był – roześmiał się Jason

– Był – Arlene nerwowo nawinęła na palec pukiel włosów.  

– Czy to źle? –  drążył temat mężczyzna.  

–Sama nie wiem. Chciałam to inaczej rozegrać. Planowałam najpierw powiedzieć mu, kim tak naprawdę jestem, zanim nasza znajomość wkroczy na intymny etap. Ale między nami jest tak wielkie przyciąganie, że żadne z nas nie było w stanie się przed nim obronić.

– Więc wciąż nie wie, że jesteś jego ukochaną Arlene? – Jason spoważniał. Znał Kaidana i wiedział, że to się może źle skończyć dla jego przyjaciółki, jeśli będzie zwlekać z wyjawieniem mu prawdy.  

– Nie – westchnęła ciężko Arlene – i nie wiem, jak mu to powiedzieć. Jakoś nie było dobrej okazji do poważnej rozmowy.

– Wiesz, że im bardziej się ociągasz z wyjaśnieniem mu wszystkiego, tym gorzej dla ciebie – mężczyzna nie zamierzał niczego owijać w bawełnę. – Musisz mu jak najszybciej powiedzieć, inaczej Kaidan się wścieknie i nie wiadomo, jak się wtedy zachowa.

     Jason raz był świadkiem sytuacji, w której Kaidan stracił panowanie nad sobą. Mimo że złość mężczyzny nie była skierowana do niego, sam drżał ze strachu przed przyjacielem.  

– Wiem – Arlene doskonale zdawała sobie sprawę, że źle robi, czekając, ale mimo to cały czas odkładała rozmowę na później.

– Widziałem w telewizji doniesienia z Londynu – Jason zmienił temat. –  Domyślam się, że Przeklęci już tam robią porządki.  

– Tak – Arlene zerknęła na telewizor. Na dole ekranu  widniała informacja, że zakładnicy zostali już uwolnieni, a terroryści nie żyją. –  Właśnie podano, że już po wszystkim. Nikt nie zginął poza bandytami.  

– Świetnie – ucieszył się Jason.

     W tej chwili Arlene zobaczyła, że dzwoni do niej Kaidan. Poinformowała o tym Jasona, który na koniec radził jej, by jak najszybciej przeprowadziła z nim szczerą rozmowę. Rozłączyli się i kobieta odebrała tak wyczekiwany telefon od  ukochanego.

– Witaj – szepnęła.

– Cześć – odpowiedział jej ciepło Kaidan. – Mam nadzieję, że cię nie obudziłem.  

– Oczywiście, że nie. Śledziłam wszystko w telewizji.  

– Wracam do domu.  

– Bardzo się cieszę, mam nadzieję, że cały i zdrowy – dodała Arlene.

– Tak – zapewnił ją Kaidan. –  Nie czekaj na mnie, będę bardzo późno.

– Oczywiście, że poczekam. I tak bym nie zasnęła, za dużo wrażeń.

– Ok. To weźmiemy razem prysznic przed snem – wyszeptał zmysłowo Kaidan.

Arlene momentalnie zareagowała na te słowa. Żar opanował jej ciało, a umysł wypełniły erotyczne wizje.  

– Nie mogę się doczekać  –  odpowiedziała  zduszonym głosem.  

– Świetnie. Do zobaczenia –  Kaidan zakończył połączenie.  

     Arlene nie mogąc sobie znaleźć miejsca, poszła do gabinetu mężczyzny. Wzięła ze sobą szkicownik, usadowiła się wygodnie w jego fotelu i zaczęła rysować. Tak ją to pochłonęło, że drgnęła wystraszona, kiedy usłyszała warkot  helikoptera. Już jest – mruknęła do siebie i uśmiech pojawił się na jej ślicznej twarzy. Szybko uprzątnęła biurko z przyborów do rysowania, odłożyła je na bok i wyszła przywitać ukochanego.  
     Właśnie schodziła  szerokimi schodami do ogromnego hallu na parterze, gdy otworzyły się wielkie dębowe drzwi. Śmiejąc się i głośno rozmawiając, do środka weszła czteroosobowa grupa. Zaskoczona Arlene zamarła na szczycie schodów. Od razu wiedziała, z kim ma do czynienia. Oto stali przed nią niezwykli mężczyźni: Brann, Odhan, Taranis i Bardel. Byli bardzo do siebie podobni: czarne włosy, wysokie, atletyczne sylwetki, nieprzyzwoicie urodziwe twarze. Z całej czwórki jedynie Bardel wyróżniał się swoją blond grzywą i niebieskimi oczami.  
     Ruch na schodach przyciągnął uwagę przybyłych. Śmiech i rozmowy  raptownie ucichły. Czterech mężczyzn z szeroko otwartymi ustami w zdumieniu patrzyło na zjawiskową kobietę. Arlene uśmiechnęła się nieśmiało i powoli do nich dołączyła.  
     Drzwi wejściowe ponownie się otworzyły, kiedy weszli Kaidan z Cieniem. Zdumienie Przeklętych jeszcze wzrosło, gdy wilk od razu podszedł do kobiety i zaczął ocierać się o jej smukłe nogi, domagając się swojej porcji pieszczot. Ich Cień był bardzo nieufny, a przy tej kobiecie zamieniał się w wielkiego pieszczocha.

– Co tu tak cicho? – spytał braci Kaidan, zdejmując kurtkę. Kiedy nie doczekał się odpowiedzi, spojrzał na nich przez ramię i zrozumiał skąd ta cisza. Zapomniał ich uprzedzić, że ma gościa.  

     Arlene spoglądała na niego z kpiącym uśmiechem. Kaidan podszedł do niej, położył rękę na jej karku, przyciągnął mocno do siebie, po czym z pasją pocałował.  
     Zdziwienie braci sięgnęło zenitu. Patrzyli po sobie skonsternowani. To, że w Wilczym Sercu Kaidan ukrywał kobietę, to było nic w porównaniu z tym, że przy wszystkich pocałował ją i to jak. Mimo skończonego pocałunku wciąż patrzył jej w oczy. Utonął w tym szmaragdowym spojrzeniu, a jego serce zrobiło fikołka. Poczuł się szczęśliwy, że tu jest, że czeka na niego. W końcu odwrócił się w stronę pozostałej czwórki i dokonał prezentacji.  
     Arlene patrzyła na nich z uśmiechem. Nawet nie podejrzewali, ile razy walczyli ramię w ramię podczas różnych wojen, których przez tysiąc lat nie brakowało. Przeklęci także spoglądali na nią jak na jakieś wyjątkowe zjawisko. Pierwszy raz widzieli Kaidana, który w tak zaborczy sposób zachowywał się w stosunku do kobiety.  

– Jesteście głodni? Może przygotuję jakiś posiłek? –  zagadnęła Arlene.

– Szczerze to umieram z głodu – Taranis uśmiechnął się do niej z wdzięcznością. Adrenalina po dobrze przeprowadzonej akcji w Londynie opadła i teraz mężczyźni poczuli, że zjedliby Cienia z łapkami.  

– Hmmm, co tu na szybko zrobić – zastanawiała się głośno Arlene. – Mogą być naleśniki?

– Naleśniki – wyszeptał w zachwycie Odhan, a jego oczy zalśniły radośnie. –  Mi pasuje. –  W gronie  
Przeklętych Odhan znany był jako największy fan naleśników, które mógł jeść codziennie na śniadanie, obiad i kolację.  

– Więc sprawa załatwiona – odrzekła Arlene i wszyscy skierowali się do kuchni.  

Smażenie poszło sprawnie i dość szybko na stole pojawiły się pierwsze, złociste placuszki.  

– Amber, gdyby mój ulubiony brat nie był tobą zainteresowany po takich naleśnikach  uklęknąłbym  i poprosił o twoją rękę. Są tak pyszne, że nie mogę ich przestać jeść – odparł z pełnymi ustami Odhan klepiąc się po płaskim, umięśnionym brzuchu.  

– Kaidan jest twoim ulubionym bratem? – zapytał Brann pozorując gniew. –  Myślałem, że ja nim jestem.

– Ty jesteś drugi – poinformował go Odhan.  

– Nie chcę być trzeci – jęknął Taranis.  

– Ty akurat jesteś czwarty, Bardel jest numerem trzy – zauważył cierpko mężczyzna, nakładając na swojego naleśnika grubą warstwę kremu czekoladowego.  

– O ty niewdzięczniku – Taranis zmrużył oczy i wycedził przez zęby – będziesz coś ode mnie chciał, to wyślę cię do brata numer jeden, dwa i trzy.  

Całe towarzystwo parsknęło śmiechem. Po posiłku, popijając herbatę  przygotowaną przez Arlene, Brann spojrzał na nią w zamyśleniu – A. Wanderer. To nazwisko coś mi mówi.  

– Amber jest malarką – wyjaśnił Kaidan. – Jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą – dokończył z dumą.  
Arlene uśmiechnęła się do niego.

– Jasne, że tak! –  wykrzyknął Bardel i strzelił palcami. –  Parę dni temu, na balu Jasona twój obraz został sprzedany za 10 milionów funtów.  

– Tak – kobieta pokiwała głową. –  I bardzo się cieszę, ze względu na cel, na który z Jasonem przeznaczymy te pieniądze.

– A więc znasz Jasona? –  Taranis patrzył na nią zainteresowaniem.  

– Znam – przytaknęła mu Arlene – jesteśmy bliskimi przyjaciółki, w sumie jak brat i siostra.  

– Nigdy o tobie nie wspominał –  Odhan włączył się do rozmowy.

– Może nie było okazji –  zauważyła Arlene.  

– A jak to się stało, że Kaidan ukrył cię w swojej wieży? – mocno zaintrygowany  Brann patrzył to na jedno to na drugie.  

Odhan, Taranis i Bardel byli równie ciekawi, co on.
Arlene spojrzała na Kaidana i wzruszyła ramionami. Nie wiedziała, co powiedzieć.  

– Poznaliśmy się na balu u Jasona – zaczął mężczyzna, nie było sensu tego ukrywać. –  I od razu się polubiliśmy – Kaidan w tym momencie spojrzał w stronę Amber i mrugnął do niej szelmowsko.  

     Czterej mężczyźni mruknęli przeciągłe „oooooo”. Nie zdawali sobie sprawy, że to aż tak świeża znajomość. Kaidan był zawsze bardzo powściągliwy, jeśli chodzi o kobiety, a tu zabrał dopiero, co poznaną osobę do Wilczego Serca. Trochę ich to zaniepokoiło, ale nic nie powiedzieli.  

– A wy zajmujecie się tym samym, co Kaidan? – zapytała Arlene, jakby widziała ich pierwszy raz w życiu.

– A czym właściwie zajmuje się Kaidan? –  Bardel spojrzał znacząco na brata. Nie wiedział, ile kobieta  
wie i co może jej wyjawić.  

– Tak – odpowiedział za niego Kaidan. – Wszyscy jesteśmy najemnikami, ale bierzemy udział tylko w wyjątkowych operacjach.

– Nic wam się nie stało, prawda? –  zaniepokoiła się nagle Arlene.

– Nic – uspokoił ją Taranis –  żadnego, nawet najmniejszego zadrapania.  

– To dobrze – westchnęła z ulgą kobieta.

Dochodziła  prawie 6 rano, kiedy zmęczenie w końcu dało o sobie znać.  

– Wiecie, gdzie są wasze pokoje – Kaidan zwrócił się do braci – Katy regularnie tam sprząta, wietrzy i zmienia pościel.  

– Kochana Katy – odparł Brann.

     Przeklęci rozeszli się do swoich sypialni. Arlene też chciała iść do siebie, ale Kaidan jej na to nie pozwolił. Objął ją  ramieniem i skierował do swojego pokoju.  

– A ty gdzie? –  szepnął jej do ucha. –  Już ci się znudziłem? –  dodał kpiąco.

– Oczywiście, że nie – odpowiedziała mu, przytulając się do niego, uwielbiała być blisko niego. – Ale masz za sobą ciężką noc i chciałam, żebyś porządnie wypoczął.  

– Ach – westchnął przeciągle Kaidan, idąc korytarzem w stronę sypialni. –  Więc sugerujesz, że przy tobie nie odpocznę?

Arlene zarumieniła się, słysząc jego słowa.  

– I masz rację – mężczyzna roześmiał się głośno i pocałował ją mocno, przyciskając do ściany i napierając na nią swoim pobudzonym ciałem. –  Obiecałaś mi wspólny prysznic – wychrypiał z pożądaniem w głosie.

– Wiem, ale nie teraz, teraz musisz się przede wszystkim wyspać – głos kobiety rwał się pod wpływem pełnych pasji pocałunków i dotyku mężczyzny.  

– Niech będzie – zgodził się Kaidan.  

     Gdy dotarli do sypialni, od razu skierował się pod prysznic. Pod wpływem ciepłej wody, która obmywała jego ciało intensywnym strumieniem, czuł, jak opuszcza go napięcie związane z wydarzeniami w Londynie. Po prysznicu udał się do pokoju. Podszedł do łóżka i z czułością patrzył na zwiniętą w kłębuszek i przykrytą po same uszy Amber. Usiadł na brzegu materaca i delikatnie, żeby jej obudzić, przejechał palcem po jej miękkim policzku. Coś się w nim zmieniało pod jej wpływem. Sam nie wiedział co albo może bał się nazwać te nowe uczucia. Złożył na jej ustach lekki jak piórko pocałunek i ostrożnie położył się u jej boku.

Marigold

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i przygodowe, użyła 5767 słów i 34043 znaków. Tagi: #miłość #przygoda #tajemnica

2 komentarze

 
  • unstableimagination

    Bardzo podoba mi się jak Arlene powoli zmienia Kaidana. Brakowało mi sceny wspólnego prysznica ;) I misja poszła odrobinę za łatwo. Ja to bym chciał jakąś nieprzewidzianą trudność. Oczywiście czekam na ciąg dalszy :)

    14 maja

  • elninio1972

    Next please 😁

    11 maja

  • Marigold

    @elninio1972 Za parę dni! Właśnie siedzę nad kolejnymi rozdziałami i poprawiam  ;)

    11 maja