Ogniste Serce. Rozdział 7.

Ogniste Serce. Rozdział 7.- Skarby?  

- Nic takiego. W bibliotece ma kilka jubilerskich eksponatów, czasem siada i wpatruje się w nie godzinami. - Odpowiedziała z wyraźnym ociąganiem. Arian mówił, że uwielbia złoto i klejnoty. Ale to? To jest chore.  

Usłyszałam za plecami chrząknięcie. Arian miał na sobie szary dres, zmierzwione wiatrem włosy. Śmiało mógłby zapozować do sesji zdjęciowej na okładkę magazynu dla kobiet. Pewnie biegał, szkoda tylko, że ja tak nie wyglądam po porannym joggingu. Gdy tylko pojawił się w kuchni Anna dopytała, czy czegoś potrzebujemy i wróciła, a może raczej uciekła do swoich obowiązków.  

- Ślicznie wyglądasz. - Otaksował mnie wzrokiem.  

- Suknia, którą miałam wczoraj na sobie dziwnym trafem wyparowała. - Wzruszał ramionami z pozoru obojętnie, ale nie powstrzymał uśmiechu. - Gdy trafiłam do garderoby zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy przypadkiem nie zamierzałeś mnie porwać? - Zakpiłam.  

- Nie. Miałem nadzieje, że sama do mnie przyjdziesz.  

- Cóż za pech, że i tym razem sam musiałeś się pofatygować. – Przewróciłam oczami.  

- Ja raczej nazwałbym to szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Nie masz pojęcia jaka to przyjemność zanosić cię do swojego łóżka. - Wyraźnie zaakcentował zaimek.  

- Dowiedziałam się, że masz tu mały skarbiec. – Zmieniłam temat, mając nadzieje, że rumieniec nie ogarnął mojej twarzy.  

- Pokaże ci. – Pociągnął mnie do jednego z pokoi. Istotnie przypominał bibliotekę, ściany pokrywały wysokie regały uginające się pod ciężarem książek. Większość wyglądała na bardzo stare, wręcz zabytkowe. Złote litery bledły na skórzanych wysłużonych grzbietach, bardziej zasługiwały na miano ksiąg. Jednak na tym podobieństwa się kończyły. Na środku stało kilka gablot, na pierwszy rzut oka było widać, że koszt ich zawartości stanowi kilka bankowych sejfów.  

Szmaragdy, rubiny, diamenty, brylanty, kamienie, których nie potrafię nawet nazwać. Ułożone na wyściełanych poduszkach, mieniły się w blasku diod doświetlających. Złote i srebrne medaliony jak małe słońca i księżyca odbijały od granatowego atłasu. Gdy wpatrywałam się w nie dłużej miałam wrażenie, że pulsują. Arian był nimi oczarowany, zupełnie jakby ich piękno rzuciło na niego urok. Teraz gdy widziałam jego spojrzenie nie wątpiłam, że spędza tu długie samotne godziny, wpatrując w zimny blask swych skarbów.  

- Są piękne. Ale... – Zastanowiłam się nad dziwnością tego co chce powiedzieć. – Gdy na nie patrzę mam wrażenie, że gdzieś w tych klejnotach tli się życie.  - Spojrzałam na naszyjnik z czarnych kamieni, prawdopodobnie onyksów. - Dzikie, okrutne w swej woli przetrwania, nieokiełznane, a jednak uwięzione. Jak jadowity owad w bursztynie, który zginął, aby jego piękno miało przetrwać na wieki. – Arian przytaknął, wydał się nad czymś zastawiać.  

- Naprawdę jesteś wiedźmą. – Powiedział w końcu.  

- Tak. – Roześmiałam się gorzko – Czasem mam wrażenie, że gdyby ktoś zajrzał mi do głowy to uznałby mnie za kosmitę. Ale ty też nie jesteś lepszy.  

- Nie wiesz kim jestem. - Powiedział z powagą.  

- Nie wiem. - Potwierdziłam ze smutkiem i wróciłam do salonu. Usłyszałam kroki. Arian starannie zamknął bibliotekę i minął w holu Annę, niosącą naręcze ubrań w pokrowcach z pralni. Kobieta skuliła się, gdy tylko na nią spojrzał.  

- Wiesz, że ona się ciebie boi? – Spytałam poważnie.  

- Jak wszyscy inni. - Wzruszył obojętnie ramionami - Zastanawiam tylko dlaczego ty jesteś chlubnym wyjątkiem.  

- Pewnie Cię zadziwię, ale ja też. -  Mimo wszystkich jego dziwactw, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że nie potrafiłby mnie skrzywdzić.  

- Nie jesteś nieustraszona. Czegoś musisz się bać?  

- Jest taka jedna rzecz... – Znów poczułam rumieniec wylewający się na policzki.  

- Tak. – Spojrzał na mnie wyczekująco.  

- Mam lęk wysokości. – Zawsze była to dla mnie wstydliwa słabość, do której nie lubiłam się przyznawać. Arian wybuchnął radosnym śmiechem.  

- I co w tym takiego śmiesznego!? - Zapytałam z nagłą wściekłością. Nie miał prawa mnie osądzać! A ja nie powinnam się na niego rzucać o poranku! Do ciężkiej cholery, dlaczego to wszystko jest takie pogmatwane!?  

- Ty mówisz poważnie. – Zamarł zaskoczony.  

- Tak. - Odwarknęłam wskazując panoramiczny widok za oknem. – Boję się spojrzeć w dół nawet z tego okna. Zadowolony!?  

- Ufasz mi? – Zapytał. Zawahałam się na moment, ale skinęłam głową, doskonale wiedząc, że to raczej kiepski pomysł. Arian złapał mnie za rękę i zaprowadził do windy, wybrał najwyższy poziom.  

- Co ty robisz? – Mój głos zabrzmiał piskliwie. Wściekłość z każdym piętrem ustępowała panice.  

- Mówiłaś, że mi ufasz? – Uniósł brwi w kpiącym geście.  

- Teoretycznie – Wyjęczałam, gdy drzwi windy rozsunęły i Arian wyciągnął mnie na dach. Szare chmury przypominające watę, wisiały nisko uczepione błękitu nieba. Słońce ciepłem opierało się o nasze plecy rzucając głębokie cienie. Chłodny wiatr muskał twarz. Za krawędzią dachu rozciągała się nieskończoność wypełniona kolczastym cielskiem miasta, ginącym za horyzontem. Mój obezwładniony strachem umysł nie potrafił docenić piękna tej scenerii.  

- Czego konkretnie się boisz?  

- Przestrzeń jest przytłaczająca. – Przymknęłam oczy, chcąc odciąć się od widoku, który się przede mną roztaczał. - To tak jakbyś był na statku, na pełnym morzu. Wokół widzisz nieskończoną przestrzeń. Jesteś wolny. Ale tak naprawdę jesteś zamknięty na pokładzie, ta przestrzeń cię dusi. Tutaj jest tak samo. Przestrzeń kusi złudnym poczuciem wolności. Ale jedyne co mnie czeka to upadek.  

- Myślisz, że pozwoliłbym ci spaść? - Oplótł mnie ramiona, serce podeszło mi do gardła.  

- Nie. - Zaśmiałam się cicho, nagle strach stał się odległy. Nie paraliżował, a jedynie przydawał rozsądku, stanowiąc ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem. - Chyba po prostu śnię o lataniu.  

Arian puścił mnie i ze stojącego obok kosza wyjął niedopałek papierosa. Nadpalona końcówka żarzyła się słabo. W skupieniu nabrał powietrza i dmuchnął w żar. Z jego dłoni trysnął snop iskier. Uniesione wiatrem zatańczyły w powietrzu, kreśląc linie, którymi podąża wiatr.  

- Latanie jest jak oddychanie, a wiatr to powietrze. - Nie rozumiałam o co mu chodzi. Patrzyłam błędnie w jego twarz. Usta rozciągnięte w enigmatycznym uśmiechu, policzki naznaczone kilkudniowym zarostem, czarne oczy ślepo wpatrzone w jakiś punkt, w których migotały iskry, wciąż wirujące w powietrzu.    

On wie, jak to jest latać. Ta prosta, lecz niepojęta myśl przeszyła mój umysł i pozostawiła po sobie pustkę zdumienia.  

Potrafi latać.  

Potrafi panować nad ogniem.  

Nie jest człowiekiem.  

Kolejne krótkie frazy rozświetlały ciemność niezrozumienia, aż w końcu nastała jasność.    

Wybuchnąłem niepohamowanym śmiechem, skręcającym mięśnie brzucha, wyciskającym z oczu łzy i oddech z płuc. Tysiące pytań chciało wyrwać się na wolność, jednak zepchnęłam je w głębie umysłu. Wciąż śmiałam się wiedząc, że gdzieś blisko mnie przebiega ciężka, niemal niezauważalna granica obłędu.  

- Przepraszam, to przez tą wysokość. – Otarłam twarz zachowując pozory spokoju. W środku dygotałam. – Chyba powinnam wracać do domu.  

- Jesteś pewna? – Zapytał. Skinęłam sztywno głową.  

W holu znalazłam swoją torebkę, gdy odwracałam się do wyjścia Arian chwycił mnie stanowczo za rękę.  

- Widzimy się na balu? – Zapytał z determinacją. Spojrzałam na jego palce oplatające mój nadgarstek i nieco poluzował uścisk.  

- Tak – Przytaknęłam, jednak w głosie zabrakło mi pewności. Nachylił się błyskawicznie i pocałował, rozbudzając płomień wciąż tlący się w głębi trzewi. Dotyk jego dłoni parzył, a aromat krzemienia upajał.  

- To na wypadek, gdybyś miała wątpliwości. – Pchnął mnie w kierunku otwartej już windy.  

***  

Siedziałam skulona w fotelu wpatrując się w pozostałe na ścianie salonu smoki. Wdawały się być bardziej żywe niż kiedykolwiek. Miałam wrażenie, że zaraz rozerwą szklane tafle na miliony ostrych odłamków i rzucą się na mnie. Na swą własną matkę.  

Zegar tykał miarowo, ale ten dźwięk był zbyt odległy i niknął w huraganie myśli, który rozpętał się w mojej głowie. Kolejne urywki mieliły się i wirowały jak w kalejdoskopie. Tatuaż żywy nie mniej niż moje grafiki. Oczy w kolorze płynnego złota. Nabrzmiałe ogniem żyły prześwitujące przez gorącą skórę. Iskry wirujące w powietrzu. Adam bezwolnie drgający w uścisku Ariana. Dłonie, z których unosił się dym. Wspomnienie ich parzącego dotyku, pocałunków.  

Złośliwy głos podpowiadał mi szaleństwo. Ale ja od dziecka wierzyłam, że one istnieją.  

Smoki. Arian był jedną z tych przedwiecznych krwiożerczych bestii, zakochanych w złocie, w klejnotach.  Inteligentnych, sprytnych, wedle legend lubujących się zagadkach. Gotowych pożreć lub spopielić każdego kto stanie im na drodze.  

Więc dlaczego dla mnie był taki łagodnie usposobiony? Z moich ust wyrwał się obłąkańczy chichot.  

Nie bałam się go jak wszyscy inni. Jednak teraz powinnam dygotać z trwogi. Ukryłam twarz w dłoniach.  

Czułam… tęsknotę.  

I to naprawdę mnie przerażało.  

Nagle z tego chaosu myśli, wątpliwości i nienazwanych uczuć wypłynęły słowa jesteś w niebezpieczeństwie, ale będzie czuwał nad tobą żywioł ognia.  

Może jednak nie oszalałam...  

***  

Adel wpuściła mnie bez słowa. Jak zwykle w mieszkaniu unosił się mdły zapach ziół. Zaparzyła herbatę i usiadłyśmy przy stole w przestronnej kuchni. Spojrzałam na jej surową, naznaczoną mapą zmarszczek twarz. Blade oczy zdawały się oglądać zmieniający się świat przez stulecia i obok żywego błysku było widać znużenie.  

- Żywioł ognia? Wiedziałaś o czym mówisz? - Zapytałam.  

- Drogie dziecko słowa są puste. Mają wiele znaczeń, a my widzimy w nich to co sami chcemy zobaczyć. – Jej monotonny głos był miękki jak aksamit, zmarszczki wokół oczu uśmiechnęły się. Zaczęłam opowiadać tym razem nie pomijając niczego. Słowa uciekały z mych ust i jak bilardowe kule toczyły się do celu, Adel słuchała w skupieniu.  

- Czy ja oszalałam? – Zapytałam na koniec.  

- Zawsze patrzyłaś na świat, jakbyś była przekonana, że to tylko zasłona dymna. Jakby gdzieś tam krył się prawdziwszy świat. – Wytknęła mnie palcem i dodała stanowczo. – Ale nie oszalałaś. W to nigdy nie uwierzę. Może porostu znalazłaś ten ukryty świat.  

- Czyli wierzysz mi? W to, że spotkałam smoka w ludzkiej postaci?  

- A Ty? Czy ty sama sobie wierzysz?  

- Tak. - Odpowiedziałam prawie szeptem, jakbym bała się pewności, która zabrzmiała w moim głosie.  

- Więc nie walcz ze sobą, porostu to zaakceptuj.  

- Ale co ja mam teraz zrobić? Udawać, że nic się nie stało!? Że nic nie wiem!?  

- Boisz się go? Nie wyglądasz na przerażoną. - Zakpiła sama sobie odpowiadając.  

- Jakby nigdy nic mam iść na ten cholerny bal? To już za tydzień!  

- Chcesz żałować do końca życia tego, że nie poszłaś? Poza tym on raczej nie zaakceptuję odmowy. To, że nadal żyjesz napawa optymizmem i pozwala sądzić, że ma wobec ciebie plany. - Uśmiechnęła się lubieżnie, jej twarz zaczęła przypominać chochlika.  

- No wie ciocia! - Oburzyłam się teatralnie.  

- Nie udawaj cnotki. Nie jestem jeszcze tak stara, żeby nie pamiętać, jak to działa. Zakochałaś się! - Wytknęła mnie palcem po raz drugi.  

- Nie. - Zaprzeczyłam. Czułam pożądanie. To nie to samo, ale jest niebezpiecznie bliskie… - Jeszcze nie.  

- Mądre dziecko.  

- Czyli wiedziałaś o czym mówisz. – Bardziej stwierdziłam niż zapytałam.  

- Jestem tylko zdziecinniałą staruszką, której na stare lata zachciało się eksperymentów z astrologią. - Pokręciła głową - Czasem mi się udaje mi się coś dostrzec, ale tak naprawdę jestem głucha i ślepa jak pień. Za to ty...  

- Ja!?  

- Byłaś bardzo energicznym dzieckiem, ciągle coś ci się przydarzało. Aż dziw, że mój biedy brat i twoja matka, nie oszaleli przez ciebie. - Zachichotała. - Doskonale pamiętam, jak ściągnęłaś na siebie garnek pełen wrzącej wody. Wszyscy z przerażeniem rzuciliśmy się do ciebie, ale ty nawet nie zapłakałaś. Kompletnie nic ci się nie stało.  

- Jesteś pewna?  

- Sklerozy nie dostałam! - Prychnęła. - O Alzhaimerze też mi nic nie wiadomo.  

- Czyli jestem ognioodporna? - Skrzywiłam się słysząc jak idiotycznie to zabrzmiało.

3 komentarze

 
  • Marietta

    Jak daleko następna część ? 😁 Nie mogę się doczekać

    22 maj 2020

  • EwaGreen

    @Marietta Zapraszam na mój wattpad (link jest na moim profilu) , tam jest już całość Ognistego Serca oraz wiele innych moich tekstów.

    28 maj 2020

  • Nick000

    Bardzo fajne czekam na więcej

    10 maj 2020

  • EwaGreen

    @Nick000 :)

    11 maj 2020

  • shakadap

    Brawo!
    Świetnie napisane, wciągające.  
    Czekam niecierpliwie dalszego ciągu.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    9 maj 2020

  • EwaGreen

    @shakadap :)

    11 maj 2020