Nie dałeś mi wyboru ~6~

Ledwo wsiadłam i już było mi głupio. Siedziałam tam, obok tego irytującego człowieka, mocząc mu cały fotel i nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Parsknęłam, kiedy wyciągnął w moją stronę pudełko chusteczek.
- Uważasz, że się tym wysuszę? Lepiej daj mi jakiś ręcznik – mruknęłam, ale mimo wszystko wzięłam to pudełko i zaczęłam wycierać sobie twarz. Wyjęłam z torebki małe lusterko i sprawdziłam, czy tusz do rzęs mi nie spłynął. Na szczęście. Zerknęłam w bok i zauważyłam, że Dupek przygląda mi się z lekką kpiną.
- No co? – spytałam prowokująco.
- Jesteś jedną z tych dziewczyn, które noszą przy sobie lusterko, szczotkę i cały zestaw kosmetyków i poprawiają się w każdej wolnej chwili? – spytał, zapalając silnik.
- Nie? – wkurzył mnie tym pytaniem.
- A wyglądasz na taką.
- A ty wyglądasz na dupka – wypaliłam. – Ochlapałeś mnie wodą i jeszcze rzucasz takie teksty. Dla twojej wiadomości, nie noszę całego zestawu kosmetyków, a to, że wyciągnęłam lusterko w sytuacji, kiedy jestem cała przemoczona to chyba nic złego ani dziwnego.
- Niech ci będzie. – Wzruszył ramionami. – Gdzie cię zawieźć?
- Do akademika.
Nie skomentował tego na szczęście. Jechaliśmy minutę czy dwie w ciszy. Po chwili zaparkował przed moim akademikiem i mogłam odetchnąć z ulgą, że ta niezręczna sytuacja wreszcie dobiega końca.
- Dziękuję za odwiezienie – powiedziałam i zamierzałam już wyjść, kiedy złapał mnie za rękę.
- Poczekaj.
Spojrzałam na niego z najwyższą niechęcią, choć musiałam przyznać sama przed sobą, że serce mi zatrzepotało nerwowo, kiedy mnie dotknął. Zobaczyłam, że ma niebieskie oczy. Strasznie niebieskie. Tak niebieskie, że aż bolało.
- Wpadliśmy już na siebie trzy razy, więc…
- Oblanie mnie wodą nazywasz wpadnięciem na siebie? – przerwałam mu. Na jego twarzy zagościł dobrze mi już znany złośliwy uśmieszek.
- Cicho bądź. Nieładnie tak przerywać innym.
- Sorki – odrzekłam z premedytacją, a Dupek zmrużył oczy.
- …więc chciałem dowiedzieć się, jak masz na imię.
Usiłowałam wymyślić jakąś zgryźliwą odzywkę, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Westchnęłam.
- Carly.
- Bardzo ładne imię – uśmiechnął się, chyba po raz pierwszy niezłośliwie. Uświadomiłam sobie, że nadal trzyma mnie za rękę i wyrwałam się z jego uścisku.
- Dziękuję. – Znowu zabrałam się do otwierania drzwi, ale znowu przeszkodził mi jego głos.
- A ty nie chcesz poznać tożsamości swojego wybawiciela?
- Wybawiciela z opresji, którą ten właśnie wybawiciel mi zgotował? – podkreśliłam, unosząc brwi.
Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Nazywaj to jak chcesz. Mam na imię Lucas.
A niech to. Koniec mówienia i myślenia o nim per „Dupek”. Zaczynając od tego, że w ogóle nie powinnam o nim myśleć.
- Fajnie. No to pa. – Tym razem szarpnęłam za klamkę i wysiadłam najszybciej jak mogłam. Już odchodziłam, kiedy znowu usłyszałam jego głos:
- Do zobaczenia na imprezie!
- Że co? – odwróciłam się i spojrzałam na niego ze zdumieniem. Pochylił się i patrzył na mnie przez otwartą szybę. – Skąd wiesz, że idę na imprezę?!
- Dźwięk się niesie w Starbucksie – odpowiedział i parsknął śmiechem na widok mojej miny, po czym zapalił silnik i odjechał z piskiem opon. Stałam tam jak wrośnięta jeszcze przez dobre kilkanaście sekund.
Niech to licho. Niech licho porwie tego Dupka!
***
Oczywiście kiedy Kate wróciła z uczelni musiałam jej wszystko zrelacjonować. Nic by się przed nią nie ukryło… zwłaszcza że zastała mnie w szlafroku suszącą włosy. W środku dnia było to raczej dziwne. Kiedy dotarłam do momentu opowieści, w którym Lucas krzyknął swoje głupie „do zobaczenia” aż zapiszczała.
- To znak! Mówię ci! To znak! O matko, aż ci zazdroszczę. Taki facet… - westchnęła z rozmarzeniem.
- Facet jak facet. – Wzruszyłam ramionami. No dobra, okłamywałam teraz samą siebie, choć dobrze wiedziałam, że to nieprawda. – Nic o nim nie wiem, to raz. Dwa, wkurza mnie i to bardzo. A trzy… okazuje się, że Eric chodzi ze mną na wykłady.
- Jaki Eric? – Kate zamrugała gwałtownie.
- Ten ze sklepu, do którego zwracałaś się per „pan”.
Parsknęła śmiechem.
- Ten niziutki słodziak?
- Tak – przytaknęłam, otwierając szafę i przeglądając moje ciuchy, choć teraz- kiedy dowiedziałam się, że Lucas będzie na imprezie - już sama nie wiedziałam, czy chcę tam iść. – I nie jest taki niziutki. Jest bardzo miły.
- Oj, daj spokój. Może i jest miły, słodki i tak dalej, ale stara, poważnie! – Kate zeskoczyła z łóżka i zaczęła rytmicznie kołysać biodrami do piosenki, która akurat leciała w radiu. – Taki chłopak jest dobry na walentynki, kiedy chcesz dostać czekoladki i bukiet kwiatów. Ale popatrz na tego Erica, a potem popatrz na Lucasa… i co, jak ci się wydaje, który z nich zapewni ci porządne stukanko?
O rany! Jest niemożliwa! Na samą myśl się zaczerwieniłam. Odpowiedź była oczywista. Mimo wszystko rzuciłam w Kate tym, co miałam pod ręką- czyli, jak się okazało, pudełkiem po słuchawkach. Zręcznie się uchyliła i uszczypnęła mnie w policzek.
- Nie świruj, kochana. Idziemy na tą imprezę, a ty masz prowokować Lucasa. Zbliżaj się, odchodź, olewaj go. Niech za tobą biega.
- Jesteś niemożliwa – mruknęłam, odwracając wzrok. Ciągle miałam rumieńce na twarzy. Wszystko przez nią!
- I tak poza tym, to ja wybieram ci sukienkę. – dodała, odsuwając mnie od szafy. – Idź pod prysznic, a mi pozwól działać.
No i co miałam zrobić? Mieszkałam pod jednym dachem z niereformowalną wariatką.
Nie mam pojęcia, skąd Kate wytrzasnęła taką sukienkę i nie wiem, jakim cudem dałam się namówić na jej włożenie, ale zaczynałam się sobie coraz bardziej podobać. Stałam przed lustrem i nie mogłam się napatrzeć. Koronkowa, chabrowa - idealnie jak mój komplet z Victoria’s Secret, niech to licho, czy ona to zaplanowała? - na ramiączkach, opinająca ciało i niby całkiem zwyczajna… dopóki nie odwróciłam się tyłem i nie było widać wycięcia na moich plecach, odsłaniającego je niemal w całości. Kate długo wahała się między tą a jeszcze inną sukienką, ale w końcu wybrała tę- z tekstem, że „zapakowany prezent fajniej się przyjmuje, bo jest co rozpakowywać i ekscytacja rośnie”, na co popukałam się w czoło i stwierdziłam, że nikt nie będzie miał co rozpakowywać. Ona tylko rzuciła mi kpiące spojrzenie i kazała iść kręcić włosy. Jakbym mieszkała z matką, tylko w moim wieku i mającą zupełnie inne priorytety, niż normalne mamy.
W końcu mogłyśmy wychodzić. Ja, odstrojona w chabrową sukienkę, z pokręconymi lokami i jasnoróżową szminką na ustach, a Kate w obcisłej bluzce ujawniającej jej dwie dumy i czarnej mini, która ciągle unosiła się jej do góry. Ale to Kate - o to właśnie jej chodziło.
Ustaliłyśmy, że przejdziemy się na pieszo, bo impreza była blisko, a obie zamierzałyśmy trochę wypić, więc nie było sensu jechać samochodem. Na szczęście przestało padać, a ja miałam swoje wygodne buty. Trochę się denerwowałam, choć jeszcze nie wiedziałam czym.
Imprezę było widać i słychać już z daleka. Tętniący muzyką i światłami klub zobaczyłyśmy na długo przed tym, zanim w końcu znalazłyśmy się przed nim. Ludzi było od groma. Kurczowo trzymałam się Kate i zastanawiałam się, jak ja ją odnajdę, kiedy później mi zniknie, tańcząc z jakimś przystojniakiem.
Gdy znalazłyśmy się w środku, Kate aż jęknęła. Musiałam przyznać, że miejsce faktycznie robiło wrażenie. Przy jednej ze ścian, niemal na całej jej szerokości rozciągał się bar, z długą ladą i wysokimi siedzeniami. Resztę miejsca zajmował ogromny parkiet i kłębiący się wszędzie studenci. Muzyka tłukła nam się w uszach, ale stwierdziłyśmy, że musimy się napić, zanim pójdziemy tańczyć. Usiadłyśmy na wysokich stołkach, Kate zamówiła nam drinki, a ja starałam się chociaż wyglądać na wyluzowaną. Założyłam nogę na nogę i chcąc  nie chcąc przeczesywałam tłum wzrokiem w poszukiwaniu Lucasa. Impreza zaczęła się już dawno, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć.
Nagle Kate zamachała do kogoś gwałtownie. Po chwili przyszła do nas jakaś dziewczyna, którą Kate przedstawiła mi jako Brittany. Sympatyczna jasnowłosa dziewczyna, dowiedziałam się, że chodzi z Kate na dziennikarstwo. Rozmawiałyśmy o różnych zasuszonych profesorach i razem z Kate zaśmiewałyśmy się do rozpuku z opowieści Britt. W międzyczasie ciągle popijałam drinki i w pewnym momencie poczułam na ramieniu czyjś gorący oddech, a moje biodro otuliła ciepła ręka. Nie musiałam się odwracać. Wiedziałam, kto to. Poczułam ostre perfumy, pociągające jak cholera. Byłam już lekko podpita, więc po prostu zsunęłam się z krzesła i wpadłam w jego ramiona. Światła przecinające się przez jego twarz oświetliły jego niebieskie oczy. Władczym gestem wziął mnie za rękę i zaprowadził na parkiet. Leciała żywiołowa piosenka, a mi plątały się nogi, więc raz po raz Lucas musiał mnie łapać. Ale nie przeszkadzało mi to, ani trochę. Ani trochę nie przeszkadzało mi, kiedy objął mnie w pasie. I nie protestowałam, gdy jego usta delikatnie otarły się o moje.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1768 słów i 9520 znaków.

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Aga1922

    Dodasz dzisiaj coś ? *-*

    29 lip 2016

  • Użytkownik candy

    @Aga1922 jeśli chcecie, to dodam :)

    29 lip 2016

  • Użytkownik klaudiajj

    Prawilnie

    29 lip 2016

  • Użytkownik candy

    @klaudiajj :)

    29 lip 2016

  • Użytkownik Ania13477

    to opowiadanie jest niesamowite! :*

    29 lip 2016

  • Użytkownik candy

    @KontoUsunięte477 dzięki wielkie :*

    29 lip 2016