Nie dałeś mi wyboru ~15~

O dziwo, nie czułam aż takiego wstydu, jak poprzednim razem. Może dlatego, że był to już drugi raz, kiedy dotknęłam jego ust. Niemniej jednak, czułam się odrobinę głupio i nawet byłam trochę na siebie zła. Przecież mnie wkurzał. Wkurzał mnie jak nikt inny. A jednak okłamałam Erica, by się z nim spotkać, chociaż miałam możliwość zignorowania go. A jednak bawiłam się dobrze, nawet bardzo dobrze, pijąc z nim czekoladę, brudząc mu nią twarz i obserwując go. Dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, że był przystojny. Jak miałam tego nie widzieć, kiedy był przystojny jak diabli? Ale mimo wszystko ciągnęło mnie też do Erica, który był słodki i przede wszystkim nie tak denerwujący jak Lucas. Niby nie był to żaden wybór. Po prostu spędzałam czas z jednym i z drugim… więc dlaczego czułam się tak, jakbym musiała któregoś wybrać?
Byłam już zmęczona brakiem rozmów z Kate. Gdy wróciłam wieczorem do pokoju już spała - albo udawała, że śpi, żeby nie musieć ze mną rozmawiać. Następnego dnia miała dopiero na dziesiątą, ale wstała już o siódmej i chyba odrabiała jakieś lekcje, bo siedziała zgarbiona przy biurku. Westchnęłam ciężko i podeszłam do niej.
- Kate, to głupie. Nie zachowujmy się jakbyśmy miały trzynaście lat – powiedziałam, stojąc nad nią jak kat.
- Sama zaczęłaś – mruknęła, nawet nie podnosząc na mnie wzroku.
Znowu westchnęłam i wyciągnęłam z torby kubek termiczny, do którego wlałam wczoraj trochę białej czekolady, żeby ją odrobinę przekupić. Kate natychmiast pociągnęła nosem i oczy jej się rozszerzyły.
- To dla mnie? – natychmiast złapała za kubek i powąchała.
- Tak, dla ciebie – uśmiechnęłam się. – Bo nie było mnie stać na wibrator.
- Skąd masz takie cuda? – zaczęła łapczywie pić, więc wiedziałam już, że topór wojenny został zakopany.
- Byłam wczoraj z Lucasem w pijalni czekolady… - zaczęłam, ale ona uniosła palec.
- Przepraszam, ale wyłączyłam się po słowach „z Lucasem”. Czyli jednak się z nim spotkałaś?
- Nooo, taaak…
Kate zerwała się z krzesła, aż podskoczyły jej wszystkie loki.
- Poczekaj na mnie sekundę. Podwiozę cię i wszystko mi opowiesz.
Nie mogłam wybrać lepszego momentu na pogodzenie się z nią. Zrelacjonowałam jej całe nasze spotkanie, a ona westchnęła z rozmarzeniem.
- Takiej to dobrze. Nie dość, że urządza ci mini urodziny w McDonaldzie, to jeszcze po pierwszym dniu w robocie zabiera cię do pijalni czekolady. Czy mogę być waszą przyzwoitką?
- Nie robimy nic nieprzyzwoitego, ale proszę bardzo.
- A powinniście!
Kate była niereformowalna.
- Aha, i wyjeżdżam w weekend do domu. I doceń fakt – zaakcentowała, parkując przed uniwerkiem. – Że lojalnie cię o tym uprzedzam. Jak chcesz, to możesz się zabrać.
- Dzięki za propozycję, ale chyba zostanę. Pouczę się trochę.
Mam wrażenie, że w tym roku akademickim jeszcze tego w ogóle nie robiłam i pewnie tak było.
- Jak chcesz. Do zobaczenia potem!
Przeszłam wolnym krokiem przez drzwi wejściowe i nagle zastanowiłam się, czy będzie tu Lucas. Spotkaliśmy się już kilka razy, a ja dalej nic o nim nie wiedziałam. Przecież musiał tu studiować. Był tu, kiedy zgubiłam komórkę, znalazł ją i mi oddał. Przecież chyba nie naprawiał tu kaloryferów. Jednak było to zastanawiające, że do tej pory na uniwersytecie widziałam go… tylko raz.
Zaczęłam się zastanawiać, czy może rzeczywiście tylko coś tu naprawia. Albo przywozi kawę na zamówienie?
Zanotowałam sobie w głowie, żeby przy najbliższej okazji go o to zapytać. Zerknęłam na zegarek na moim lewym nadgarstku i zamarłam.
Brakowało mi na nim jednej rzeczy. Zegarek, owszem, był - ale nie było mojej nowej złotej bransoletki.
Ok, wpadłam w panikę. To była póki co najładniejsza i najdroższa rzecz, jaką posiadałam! Do licha, był wtorek, dostałam ją w sobotę i już zdążyłam zgubić? Przetrząsnęłam całą torbę, po pięć razy zajrzałam w każdą kieszeń i nadal jej nie znalazłam. Usiłowałam przypomnieć sobie, co mogłam u licha z nią zrobić, ale byłam na sto procent pewna, że przed pracą zdjęłam ją z ręki i schowałam do torby. Więc co się z nią stało? Odlewitowała, czy co?!
Zrobiło mi się smutno. Bardzo smutno. Niby to tylko materialna rzecz, ale równocześnie piękny podarunek od rodziny. Obiecałam sobie, że po powrocie przetrząsnę cały pokój, byle tylko ją znaleźć. Pewnie wypadła mi na biurko, łóżko lub gdzieś indziej, a ja od razu panikuję. Na pewno została w pokoju.
Pokrzepiona tą myślą udałam się na wykład, a uśmiech wrócił mi na twarz, kiedy zobaczyłam siedzącego w środku Erica. Zamachał do mnie.
- Cześć Carly.
- Cześć – odpowiedziałam, siadając obok niego. – Co słychać?
Właściwie nie wiem, dlaczego to powiedziałam. Nie lubiłam tego oklepanego frazesu… zwłaszcza jeśli był on wymawiany w takiej sytuacji jak teraz, czyli kiedy widzieliśmy się zaledwie wczoraj wieczorem, a nie pół roku temu.
- Nie wyspałem się – powiedział. Przyjrzałam mu się i istotnie, nie wyglądał na wypoczętego. Zielone oczy miał podkrążone, a jego czarne loczki opadały mu na czoło w jakiś mizerny sposób. Żal mi się go zrobiło, tym bardziej, że ja dzisiejszą noc przespałam wyjątkowo dobrze.
- Szkoda – stwierdziłam, po czym zamilkłam, nie wiedząc co powiedzieć.
- Kupiłaś przyjaciółce spodnie?
Przez chwilę nie wiedziałam, o czym mówił, ale na szczęście przypomniałam sobie moje wczorajsze kłamstwo.
- Tak – potwierdziłam. – Ale niestety zgubiłam bransoletkę – posmutniałam na nowo. – Dostałam ją w weekend od rodziców i już zdążyłam zgubić.
- W pracy jej nie miałaś – spojrzał na mnie z przykrością.
- Wiem… musiałam gdzieś zostawić. Mam nadzieję, że szybko ją znajdę.
Czemu tak trudno mi się z nim rozmawiało? Przy Lucasie - chociaż mnie denerwował, jak nikt inny - nie zamykała mi się buzia, a te czasami pojawiające się chwile ciszy nie były tak uciążliwe ani krępujące. Przy Ericu nie wiedziałam, co mam mówić; miałam wrażenie, że nasze rozmowy były strasznie sztuczne. Aż poczułam ulgę, kiedy przyszedł profesor.
Przez resztę dnia zamartwiałam się bransoletką, ale poszłam znowu do pracy i w chwili zaćmienia mózgowego zaoferowałam się, że skoro wczoraj to Michelle wszystko posprzątała, ja się dziś tego podejmę. W ramach wdzięczności koleżanka wpisała mi swój numer telefonu do komórki i zapowiedziała, że zawsze mogę do niej napisać, jak będę w potrzebie. Przy okazji dostałam też numer Erica. Michelle była taka pozytywna i energiczna, że dzięki niej praca automatycznie stawała się milsza. Eric snuł się dzisiaj jak duch i mało się udzielał, ale rozumiałam go, bo naprawdę wyglądał, jakby nie spał pół nocy. Chciał pomóc mi ze sprzątaniem, ale delikatnie wygoniłam go do domu. Był taki zmęczony, że nawet się przy tym nie za bardzo sprzeciwiał.
Do pokoju dotarłam dopiero przed dwudziestą i byłam wyczerpana. Kate najwidoczniej była pod prysznicem, bo pokój był pusty. Opadłam na łóżko i zaraz podskoczyłam, bo mój telefon odegrał melodyjkę sygnalizującą, że dostałam smsa. Z zamkniętymi oczami sięgnęłam po telefon, odblokowałam go i dopiero wtedy otworzyłam oczy.
DUPEK: Panno Zgubo, czy przypadkiem znowu czegoś nie zgubiłaś?
Mój zmęczony mózg nie od razu podążył za jego skrótem myślowym. Wpatrywałam się tępo w telefon, po czym uświadomiłam sobie, że przecież zgubiłam bransoletkę. Może jednak nadana mi przez niego ksywka była trafniejsza, niż sądziłam. Tak czy inaczej, istniała szansa, że miał moją bransoletkę! Czym prędzej zabrałam się za odpisywanie.
JA: Masz moją bransoletkę???
DUPEK: Nie jestem pewien, czy to Twoja, dlatego pytam. Po Tobie było tu jeszcze kilka dziewczyn.
Wiedziałam, że żartował, a jednak wzmianka o następnych dziewczynach lekko mnie zakuła, co sobie uświadomiłam z najwyższym zdumieniem. Zazdrość?
Nieeee. Zmęczenie.
JA: Bardzo śmieszne. To moja.
DUPEK: Też się skłaniałem ku tej opinii, zwłaszcza że z drugiej strony motylka jest mały napis „Carly”. Ale wiesz, znam ich za dużo, żeby od razu stwierdzić, że bransoletka należy akurat do Ciebie. Chyba powinnaś się ze mną spotkać i ostatecznie ją zweryfikować :)
Naprawdę był tam napis z moim imieniem? Nawet o tym nie wiedziałam. Hm… kto by pomyślał, że ten Dupek zauważał takie szczegóły.
JA: Zaręczam ci, że nie kłamię. To moja bransoletka.
Czemu w ogóle prowadziłam tę głupią dyskusję? Po chwili Lucas zadzwonił. Odebrałam.
- Halo?
- Nie chcesz się ze mną spotkać? – wymruczał do telefonu tak seksownym ochrypniętym głosem, że aż poczułam ciarki na całym ciele.
- Ja…
- Potraktuj tę bransoletkę jako po prostu dobry powód do zobaczenia mnie. Przecież tego nie chciałaś. Nikt cię nie zmusił. Ale los po prostu chciał, że to ja znalazłem twoją bransoletkę. A nie mam jak ci jej inaczej oddać, niż na spotkaniu z tobą.
- Możesz mi wysłać kurierem – wydusiłam.
Roześmiał się szczerze.
- Carly, kiedy w końcu sobie uświadomisz, że lubisz spotkania ze mną?
- Wcale nie! – natychmiast gorąco zaprzeczyłam, ignorując delikatne łaskotanie w brzuchu.
- Właśnie, że tak.
- Nie – warknęłam.
- Twoja złość dowodzi, że mam rację – zaśmiał się. – No, to kiedy po ciebie podjechać?
Do diabła, chciałam się z nim spotkać choćby zaraz, choć byłam pioruńsko zmęczona. Ale przypomniałam sobie jego zapach, jego niebieskie tęczówki i ciepło jego dotyku…
- Za dwadzieścia minut – rzuciłam do słuchawki, rozłączyłam się szybko, po czym rzuciłam się do łazienki, by odrobinę się odświeżyć po całym dniu. Nie wyglądałam jakoś tragicznie, ale szybko na nowo popsikałam się perfumami, rozczesałam włosy nadając im więcej objętości i przebrałam się w czarne dżinsy i seledynowy sweter. Nie spodziewałam się, że Lucas zapuka do moich drzwi, ale właśnie to zrobił.
Otworzyłam drzwi, czując drgające mięśnie w całym ciele. Co się ze mną działo?
- Zapraszam. – Wyciągnął do mnie rękę, uśmiechając się. Zlustrowałam go wzrokiem. Ciemne dżinsy, biały podkoszulek i niebieska koszula w kratę. Ojej.
- Do wyjścia z pokoju? – spytałam, ujmując jego dłoń i dając się wyprowadzić.
Nie odpowiedział. Zeszliśmy po schodach… dalej trzymając się za ręce. Po chwili owionęło nas chłodne wieczorne powietrze i czym prędzej wsiadłam do samochodu.
- No, to oddawaj bransoletkę – zażądałam. Lucas roześmiał się.
- Ale dlaczego tak niemiło?
- Jestem bardzo miła – sprostowałam. – Tylko nie potrafisz tego dostrzec.
- Potrafię dostrzegać wiele rzeczy, czasem nawet w ostatniej chwili. W końcu o mało co nie zdeptałem twojej bransoletki pod butem.
- Co?! – podskoczyłam, a on znowu się roześmiał.
- Żartowałem.
- Dupek z ciebie – skwitowałam.
- Tylko trochę.
Wyjął z kieszeni moją bransoletkę, na widok której odetchnęłam z ulgą. Wyciągnęłam po nią rękę, ale Lucas ją odsunął.
- Nie tak prędko, najdroższa Carly.
- A na co mam czekać? – spytałam ze zniecierpliwieniem. Czułam, że jak tak dalej będę się z nim droczyć, to się stanie coś bardzo złego.
- To zależy. – Przysunął się do mnie bliżej. Serce mocniej mi zabiło. Owionął mnie jego oszałamiający zapach, zachłysnęłam się powietrzem, kiedy znalazł się na tyle blisko, że poczułam na czole jego opadającą brązową czuprynę. – A co jesteś w stanie zrobić, żeby odzyskać swoją własność?
- Poprosić? – wymamrotałam, oddychając ciężko.
- Za mało… - zamruczał i zanim się zorientowałam zaczął składać delikatnie pocałunki na mojej szyi, szczęce, na policzku.
- Bardzo ładnie poprosić… - wydusiłam, błagając go w myślach, żeby nie przestawał. W każdym miejscu, które dotknął ustami, czułam niesamowicie przyjemne mrowienie, a moja skóra dosłownie płonęła.
- A może coś więcej? – odsunął się ode mnie na parę centymetrów, a każdy por mojego ciała wrzasnął w proteście.
Nie obchodziło mnie to, czy mnie wykorzystywał, czy może jednak kryło się za tym coś więcej. Nie obchodziło mnie, że był największym dupkiem pod słońcem i że irytował mnie przez 90% czasu, który z nim spędzałam. Coś się we mnie zagotowało i błyskawicznie pokonałam dzielącą nas odległość. Usadowiłam się na jego kolanach, nogi spuszczając po bokach na tyle, ile pozwalała mi samochodowa przestrzeń, po czym złapałam tego niesamowicie irytującego faceta za włosy i przyciągnęłam go do siebie, całując jak szalona.
Usłyszałam delikatny dźwięk spadającej bransoletki na skórzany fotel, ale miałam to gdzieś. Jak tylko poczułam na sobie jego ręce, jęknęłam. Objął mnie mocno w biodrach i przyciskał do siebie tak mocno, że czułam bicie jego serca. A może to moje tak galopowało? Głaskałam go po twarzy, całowałam po każdym jej skrawku i choć brakowało mi oddechu, ciągle było mi mało.
To prawdopodobnie było tą złą rzeczą, która według mojego przeczucia miała się dziś stać. Ale, do licha, nie przeszkadzało mi to już ani trochę.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2463 słów i 13477 znaków.

6 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Aga1922

    Jak zwykle cudo ???? <3 Czekam na następną <3

    1 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Aga1922 dziekuje <3

    1 sie 2016

  • Użytkownik ❤czarnadama❤

    Jak zawsze zajebiste, powtarzać się zaczynam O.o ale inaczej się nie da ocenić tego opowiadania  :jupi:  :faja:

    1 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @❤czarnadama❤ haha, mi to nie przeszkadza :D dzięki ogromne :*

    1 sie 2016

  • Użytkownik Piekna

    Wow super czekam na kolejną czesc

    1 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Piekna dziekuuuje :)

    1 sie 2016

  • Użytkownik Ania13477

    nie moge sie doczekac juz kolejnej czesci !!! :*

    1 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @KontoUsunięte477 <3

    1 sie 2016

  • Użytkownik Nika....

    Wow! Cudowne... Przeczytalam dzisiaj wszystkie części :D i chcę więcej ;) <3

    1 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Nika.... ogromne dzięki :D jutro dodaję kolejny rozdział :*

    1 sie 2016

  • Użytkownik Nika....

    @candy cieszę się z tego powodu :D

    1 sie 2016

  • Użytkownik Lovcia

    Cudne <3 <3 <3

    1 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Lovcia dziękuję <3

    1 sie 2016

  • Użytkownik Lovcia

    @candy Kiedy dodasz kolejną?

    1 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Lovcia pewnie jutro :D

    1 sie 2016

  • Użytkownik Lovcia

    @candy  :kiss:

    1 sie 2016