Nie dałeś mi wyboru ~11~

Lubiłam jeździć autobusem. Wszyscy moi znajomi zawsze się temu dziwili, że zamiast siedzieć w wygodnym samochodzie, rozłożona na tyle, na ile starczy mi miejsca wolałam tłuc się po autobusach pełnych ludzi, dziwnych zapachów itp., ale mi to jakoś nie przeszkadzało. Zwłaszcza teraz, bo była noc i oprócz mnie i kierowcy w autobusie znajdowała się tylko jedna osoba i miałam spokój. Włożyłam sobie słuchawki w uszy, żeby przypadkiem nie zasnąć i nie przegapić mojego przystanku. Wróciłam myślami do mojego „wspaniałego” sąsiada, Doriana. Dlaczego nikt oprócz mnie nie zwracał uwagi na to, co robił? Cóż, prawdopodobnie dlatego, że na jego imprezach znajdował się cały akademik z wyjątkiem Kate i mnie. Może byłam dziwna, ale nie umiałam tak ciągle imprezować. Przyjechałam się tu uczyć, a nie balować i pić. Okej, tamta impreza z Lucasem się nie liczyła.
Lucas… na chwilę o nim zapomniałam. Przez parę minut rozpamiętywałam pocałunki z nim, o których miałam przecież zapomnieć, a zaraz przypomniało mi się to, co dla mnie zrobił poprzedniego dnia. Niby zwykłe ciastko w restauracji, którą nawet ciężko tak nazwać, no bo błagam - to był przecież McDonald - ale nie spodziewałam się po Lucasie czegoś takiego. Ale tak na dobrą sprawę, czy ja mogłam się spodziewać po nim czegokolwiek? W końcu go nie znałam. Po prostu los był tak cholernie kapryśny, że ciągle - chcąc nie chcąc - na niego wpadałam.
W dodatku on pracuje w najbliższym Starbucksie przy uniwersytecie, co też nie ułatwia sprawy. I jest cholernie wkurzający i irytujący, i zbyt pewny siebie, co strasznie mnie denerwuje. Ale jednocześnie sprawił, że byłam szczęśliwa.
Nieważne.
Zatopiłam się w muzyce, a gdy autobus zajechał na najbliższy mojemu domu przystanek zaczynało już świtać. Wysiadłam, z pewną ulgą biorąc głęboki oddech - mimo wszystko w autobusach świeże powietrze nieco zanika - i ruszyłam w kierunku mojego domu. Nie miałam daleko, zaledwie kilometr z kawałkiem, a poza tym wątpiłam, żeby komukolwiek chciało się mnie napadać tak wczesnym rankiem. Kiedy dotarłam do drzwi wejściowych, byłam już trochę zmęczona, wobec tego postanowiłam, że poinformuję rodzinę o mojej obecności dopiero, jak się wyśpię. Padłam na łóżko i od razu zapomniałam, jak się nazywam.
Kiedy po pięciu minutach otworzyłam oczy - a przynajmniej tak mi się wydawało, że to było pięć minut - od razu wzięłam telefon do ręki, bo cały czas nieznośnie wibrował. Miałam trzy smsy od Kate. Dałam sobie jeszcze chwilę na podrzemanie, zanim je przeczytam, ale kiedy moja komórka ponownie zawibrowała, dałam sobie spokój.
KATE: JAK MOGŁAŚ MNIE TU ZOSTAWIĆ?
KATE: Jesteś wredną małpą. Też tak kiedyś zrobię, że w jednym momencie będę w pokoju, a jak ty się obudzisz parę godzin później, to mnie nie będzie.
KATE: Oczekuj na zemstę.
Zaśmiałam się pod nosem i miałam znowu iść spać, kiedy telefon ponownie się rozdzwonił. Przyszła czwarta wiadomość od Kate. Rany, czego ona jeszcze chciała? Nie dać mi się wyspać, czy co?
KATE: No i proszę, zemst zrealizowała się sama. Chciałam iść do łazienki, więc wyszłam z pokoju i zgadnij, na kogo wpadłam?
Nie cierpiałam tych jej „zagadek”. Skąd miałam to wiedzieć? Równie dobrze mogła wpaść na całą rodzinę królewską.
Nie zdążyłam nawet wystukać jednego słowa odpowiedzi, kiedy przyszedł następny sms.
KATE: Na Lucasa! Jak to życie potrafi się fajnie układać. Aha, i dałam mu twój numer.
Że co?!
Poderwałam się gwałtownie do pozycji siedzącej i z wytrzeszczonymi oczami wpatrywałam się w ekran komórki.
Lucas? W naszym akademiku? Co on tam robił? Co Kate mu nagadała? Jak mogła dać mu mój numer?! Zgrzytając ze złości zębami, natychmiast do niej zadzwoniłam.
- Halo? – zaćwierkała do telefonu. – Kto tam?
- Dobrze wiesz kto! – warknęłam. – Natychmiast mi wyjaśnij, co to za akcja!
- Ale jaka? – udawała niewiniątko.
- Kate…
- Oj tam, zaraz akcja. Po prostu wyszłam do łazienki.
- A co tam robił Lucas, do cholery? I co zrobiłaś? Tak po prostu dałaś mu mój numer?
- Oj tam, zaraz tak po prostu…
- Kate!
- No dobra, dobra. Skojarzył mnie ze Starbucksa, stwierdził, że to ja muszę być twoją przyjaciółką i się oficjalnie zapoznaliśmy, jak normalni ludzie. Powiedział, że wpadł do kolegi oddać mu laptopa, którego naprawiał. I przy okazji stwierdził, jak dobrze się złożyło, że przy okazji już wie, gdzie mieszkasz.
O rany, serio?
- A skąd to dawanie numeru?
- Aaa, to. No cóż, po prostu pożaliłam mu się, że jesteś okropną, samolubną małpą z racji tego, że bez słowa wyjechałaś i zostawiłaś mnie tu samą. A Lucas stwierdził, że za tak haniebne zachowanie należy ci się kara i poprosił o twój numer. A ja, oczywiście, nie widziałam żadnego powodu, dla którego miałby go nie dostać – podsumowała tonem pełnym słodyczy.
- Kate, jak mogłaś? – burknęłam. – Teraz będę musiała zmienić numer.
- Przesadzasz, jak zwykle. A teraz mów, dlaczego wróciłaś do domu?
Opowiedziałam jej całą nocną sytuację, dziwną rozmowę z Dorianem i moje wzburzenie.
- To ja chyba za dużo wypiłam, bo nic nie słyszałam – stwierdziła ze zdziwieniem Kate.
- Po prostu jesteś gruboskórna. I kompletnie głucha na hałasy i ludzkie emocje.
- Ale śmieszne – parsknęła.
- I nie miałaś prawa dawać mu mojego nu…
- Jeszcze mi za to podziękujesz! – cmoknęła głośno do słuchawki i rozłączyła się.
No wiecie co. I to ma być przyjaciółka? Ledwo rzuciłam telefon na łóżko, on odezwał się ponownie. Podniosłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Numer nieznany. Od razu pomyślałam, że to Lucas. No jasne, na pewno to on. Już miałam odrzucić połączenie, ale coś mnie tknęło i wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Tak, słucham? – spytałam, starając się zachować neutralny ton.
- Dzień dobry. Czy rozmawiam z Carly Hemsworth?
To na pewno nie był Lucas… chyba że z dnia na dzień jego głos zmienił się na tyle, że brzmiał, jakby należał do miłej starszej pani.
- Tak, to ja.
- Najmilej informuję, że została pani przyjęta na stanowisko sprzedawcy w sklepie Shoe…
O matko! Miałam ochotę zapiszczeć z radości. Żeby nie wyjść na wariatkę, po prostu wstałam i zaczęłam skakać po pokoju. Przyjęli mnie! Naprawdę mnie przyjęli!
- …zdajemy sobie sprawę, że jest pani studentką, dlatego później jeszcze raz dokładniej ustalimy godziny pani dyspozycyjności. Sądzę jednak, że nie będzie z tym problemu, ponieważ jeden z naszych sprzedawców również studiuje…
Eric. Ojej. Czyli jednak, udało mi się! Do diabła z Lucasem. To musiał być znak.
- Kiedy może pani zacząć?
- Jak najszybciej! – odpowiedziałam pospiesznie, szczerząc zęby. – Tylko że… w poniedziałek będę wolna dopiero od… - szybko przywołałam w myślach mój rozkład zajęć. – około 13:30.
- Dobrze, nie ma problemu. Oczekujemy pani w poniedziałek po pierwszej. Resztę informacji wyślemy pani na pocztę – poinformowała mnie miła pani.
- Świetnie! Dziękuję!
Rozłączyłam się i cała rozradowana pobiegłam w podskokach do kuchni, gdzie cała moja rodzina siedziała przy stole, zajadając się jajecznicą. Już miałam wykrzyknąć, że dostałam pracę, kiedy wszyscy spojrzeli na mnie takim wzrokiem, jakbym im wyrosła spod ziemi. Już zapomniałam, że jeszcze nie wiedzą, że wróciłam do domu.
- Cześć wam! – wykrzyknęłam radośnie, podchodząc po kolei do każdego domownika i ściskając go.
- Carly, kiedy wróciłaś? – mama wydawała się bardziej zdumiona, niż ucieszona. No dzięki.
- W nocy, właściwie już rankiem. A potem spałam – oznajmiłam, siadając obok brata i zabierając mu talerz z jedzeniem. Spojrzał na mnie spod byka, ale nic nie powiedział.
- I jak tam pierwszy tydzień studiów? – spytał tata z uśmiechem, pijąc łyk herbaty.
- Olać studia! – zawołałam, ale zorientowałam się, jak to musiało zabrzmieć. – To znaczy, nie olać… - poprawiłam się. – Ale o tym opowiem wam za chwilę. Przed chwilą dostałam telefon. I wiecie co? Mam pracę! – zapiałam, niemal strącając ze stołu szklankę z sokiem.
Tony wytrzeszczył na mnie oczy.
- Po co ci praca? Przecież się uczysz.
- Dam sobie radę i z tym, i z tym – odpowiedziałam beztrosko.
- Co to za praca? – chciał się dowiedzieć tata.
- Sprzedawca w sklepie obuwniczym – odparłam z dumą. – To nic wielkiego, wiem, ale chciałam mieć jakąkolwiek robotę.
- Na pewno dasz sobie radę? – spytała mama z takim powątpiewaniem w głosie, że mogłabym się na nią obrazić. – No wiesz, Carly, z twoimi chęciami do wszystkiego…
- Oj, mamo. Mam już dwadzieścia jeden lat. Poradzę sobie – zapewniłam ją.
Mój tata klepnął się w czoło.
- No właśnie! Prawie zapomniałem. Moja córka miała urodziny! – zawołał, pocierając głowę.
- Wow, szczęściarz z ciebie – mruknęłam.
- Przestań – ochrzanił mnie tata z uśmiechem. - Jest jeszcze wcześnie, więc na chwilę o tym zapomniałem, ale mamy coś dla ciebie. Tony – zwrócił się do mojego brata. – Przynieś Carly prezent.
Ojej. No proszę, może jednak częściej powinnam wpadać do domu. Brat, jak na leniwego dziesięciolatka przystało, zszedł z krzesła wolniej niż żółw, a wracając do kuchni z małą paczuszką poruszał się chyba jeszcze wolniej. Wręczył mi ją z krótkim „wszystkiego najlepszego” i niemrawym uściskiem.
Nie lubiłam prezentów owijanych w papier. Zawsze tak ładnie wyglądały, a ja nigdy nie umiałam tak ich rozpakować, żeby nie podrzeć papieru. Zostałam wychowana w poglądach, że „wszystko może się jeszcze przydać” i dlatego rozrywanie ozdobnych papierów często aż bolało. Pomyślałam sobie, że, do licha, mam już dwadzieścia jeden lat, studiuję, zaczynam w poniedziałek pracę, może wypadałoby jednak nauczyć się ładnie odwijać papier.
A, do diabła z tym. Po paru chwilach moim oczom ukazało się pudełeczko od jubilera. Otworzyłam je i oniemiałam na widok cienkiej złotej bransoletki z motylkiem.
- Jest śliczna. Dziękuję! – uściskałam rodziców, a tata pomógł mi zapiąć nowy nabytek na lewym nadgarstku. Bransoletka pięknie błyszczała dzięki wpadającemu przez okno słońcu.
Już miałam zacząć długie i nudne opowieści o uniwersytecie i studiach, kiedy poczułam wibrowanie telefonu, po raz setny dzisiejszego dnia.
„Nieładnie tak uciekać z akademika :)
A niech to szlag.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1938 słów i 10715 znaków.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Lovcia

    Świetne <3 Kiedy kolejna?

    31 lip 2016

  • candy

    @Lovcia dziś wstawie :)

    31 lip 2016

  • Lovcia

    @candy  :kiss:

    31 lip 2016

  • xd

    Cudneee

    31 lip 2016