Kryzys cz.5

Pognałam do pokoju jak szalona, podładowałam rozładowujący się telefon i nie zważając na ilość nieodebranych połączeń i nieodczytanych wiadomości, zadzwoniłam do Tomka.

- Kaja, to ty?

- Tak – odparłam cała w skowronkach. Będziemy mieć syna! Chciało mi się krzyczeć z radości.

- Jak ja się cieszę, proszę cię wróć do domu, martwię się o was. – Czyżby zmienił nastawienie, coś zrozumiał? Nie, na pewno tylko udaje, bo chce mieć znów nas przy sobie. Nie chce mieć problemów z rozkapryszoną dziewuchą, która zwiewa mu na kilka miesięcy przed porodem. Jakby wyglądał w oczach otoczenia? Jak facet, który nie sprawdził się w tym najważniejszym momencie, a na taką zniewagę nie mógł sobie pozwolić. Nie chciał by inni go mieli za tchórza.

- Słuchaj, wyślę ci zaraz coś mejlem, sprawdź to jak najszybciej.

- No dobrze, ale posłuchaj, chcę ci wytłuma…

Rozłączyłam się. Nie chciałam słuchać jego tłumaczeń. Jeszcze nie teraz.

Odpaliłam pocztę na telefonie i załadowałam zdjęcie do wiadomości, zatytułowanej – "Antoś”. Wysłałam ją do dwóch osób: Tomka i mamy. Niech wiedzą, co ich czeka. Nie minęła minuta, a mój telefon się rozbrzęczał. Ale czy ja chciałam z nim rozmawiać? Sceptycznie nastawiona, odebrałam.

- Hmm? – wyjęczałam.

- Od kiedy wiesz?

- Może od godziny, może krócej.

- To naprawdę chłopiec, będziemy mieć syna? – niedowierzał.

- Tak. Tak jak to sobie wymarzyłeś.

- Dobrze wiesz, że najważniejsze jest to, żeby był zdrowy. Cieszę się, że to syn, ale z córki cieszyłbym się nie mniej, przecież wiesz.

- Mhmm – powalająca elokwencja z mojej strony, ale tak naprawdę już niczego co z nim związane nie byłam pewna.

- A właśnie – westchnął – wszystko z nim, z wami okej?

- Tak – odparłam zgodnie z prawdą – rozwija się prawidłowo.

- To bardzo dobrze, a jak ty się czujesz? – przejmował się, czy tylko udawał?

- Dobrze.

- Cieszę się bardzo, że do mnie zadzwoniłaś i mi o tym powiedziałaś, naprawdę. Wiem, że nie musiałaś, że ostatnio dałem ciała i pewnie cię zawiodłem, dlatego zwinęłaś manatki i wyjechałaś, ale chce, żebyś do mnie wróciła. Razem z naszym synem.

- Tomek… – zaczęłam.

- Ta kobieta, z którą mnie wtedy widziałaś, ona nie…

- Proszę cię nie mów mi o tym, ja nie chcę teraz o tym rozmawiać.

- No dobra. Zadzwonisz do mnie jutro? – Nadzieja matką głupich.

- Nie. – Nie zamierzałam tego robić, niech nie myśli, że po jednym telefonie wszystko między nami będzie okej. Zwłaszcza po tym, czego doświadczyłam z jego strony.

- A ja mogę zadzwonić?

- Nie wiem – przyznałam już poirytowana.

"Nie męcz człowieku!” – chciałam mu wykrzyknąć.

- Kaja?

- Co?

- Jaki jest najmniejszy rozmiar buta?

- A po co ci to wiedzieć? – zapytałam zbita z pantałyku.

- Idę szukać dla Antka korków, a myślałaś, że co?

Faceci! I ich logika – powalająca. Nie dało się nie roześmiać.

- Ja idę się położyć – powiedziałam roześmiana

- Dobrze, tylko uważajcie na siebie i pamiętaj, że was kocham.

Nie odpowiedziałam, za to się rozłączyłam. Kocha nas? I uświadomił to sobie dopiero teraz? Gdy nas zabrakło?! Doszedł do tych wniosków dopiero, gdy grunt usunął mu się spod nóg? A może to mama, będąc świadkiem naszej przedostatniej rozmowy jakoś na niego wpłynęła? Może otoczenie go do tego skłoniło? Może poczucie obowiązku, przywiązania? A może rzeczywiście mówił prawdę? Po powrocie okaże się, czy jest dla nas jeszcze jakaś szansa i czy słowa wypowiedziane pod wpływem chwili nie są bujdą?…

Chciałam wierzyć w jego przemianę, dobrą wolę i kochające nas serce, ale nie byłam pewna co z tego wyjdzie na dłuższą metę. Czekają nas nowe wyzwania, całkiem nowe sytuacje i w każdej z nich będziemy musieli sobie równie dobrze poradzić, bo przecież będziemy opiekować się naszym dzieckiem. To nie jest sprawa, którą można zawalić. Tymczasem, my sami, pomiędzy sobą się nie dogadywaliśmy. Ja mu nie ufałam, nie wiedziałam na czym stoję. On zapewne też obawiał się dalszych kroków z mojej strony, więc nasze relacje stanęły w miejscu. Może to już czas, by przełamać swój strach i wszystko postawić na jedną kartę? W końcu go kochałam i on mnie do tej pory ponoć też…

- Tomek daj mi spać – jęczałam odwracając się od niego plecami, ale nadal czułam nieregularne dotknięcia w jednym i tym samym miejscu. Co u licha?

Podniosłam się i zapaliłam światło. W łóżku byłam sama. Spojrzałam w dół na brzuch i oczom nie dowierzałam. Ruszał się. To nie Tomek był sprawcą tego całego zamieszania, a Antoś. On kopał! Nie mocno, ale wyczuwalnie i zauważalnie. Mój synek właśnie zaczął mi dokuczać. Nie mogąc się nadziwić, chwyciłam w rękę telefon i zaczęłam nagrywać, ten ledwie zauważalny cud natury.

Jednak było coś, co nie pozwalało mi się do końca z tego cieszyć. Tym kimś był Tomek. On powinien tu być, powinien móc tego doświadczyć, poczuć.

Dzwonić, nie dzwonić? Jest środek nocy, na pewno śpi. A co tam! On zrobił, więc niech się przyzwyczaja do nocnego wstawania! Pełna podekscytowania, wybrałam jego numer.

- Tomek! – ryknęłam do słuchawki.

- Co? Co się dzieje? – zapytał nieprzytomnym głosem.

- Sprawdź pocztę, ale już.

- Co jest tak ważnego na tej poczcie, że budzisz mnie w środku nocy?

Zabolało. Nie powiem, że nie. Co jest ważnego?! On chyba sobie żartuje! A ja, głupia ja, zaczynałam już odzyskiwać nadzieję, że wszystko się ułoży, że zrozumie, że doceni i zainteresuje się nami. Że się ułoży!! Jak widać jeszcze do tego nie dojrzał. Spanie ważniejsze od nas – po prostu bosko. Byłam rozgoryczona. Zrozpaczona i załamana.

- Jak to co?! – ryknęłam, tracąc kontrolę nad swoimi emocjami. Ujście znajdywały właśnie całe pokłady żalu. – Coś, a raczej ktoś, kto powinien być dla ciebie najważniejszy!

- Kochanie tylko spokojnie, proszę cię. To nie miało tak zabrzmieć, przecież ja się jeszcze na dobre nie rozbudziłem. Już sprawdzam pocztę, poczekasz?

- Dlaczego tak jest? – wychlipałam, nie wstydząc się ani trochę swoich łez. Czułam się coraz bardziej bezsilna. – Dlaczego nie może być normalnie… nie może być dobrze? Czy chcę aż tak wiele, chcąc byś mnie kochał?

- Przecież cię kocham, jesteśmy razem, za niedługo będziemy rodziną. Kogo miałbym kochać jak nie ciebie i naszego synka?

- No właśnie! Jak można kogoś kochać i jednocześnie się go brzydzić?! – Wyrzuciłam to, co mi leżało na sercu.

- Co??

- Kiedy ostatni raz sam z siebie się do mnie przytulałeś? Kiedy w ogóle ostatni raz się ze mną kochałeś, co? – Cisza. – A może mi wyjawisz, dlaczego to za wszelką cenę unikałeś wspólnego kładzenia się spać, wymigiwałeś od całowania, co? No do cholery dlaczego?!

Nic, tylko głucha cisza z jego strony i moje ryczenie na całego. Rozmowa telefoniczna była głupim pomysłem. Wytrąciła mnie tylko z równowagi, nie dając nic w zamian. Dopóki trzymałam go na dystans, jakoś dawałam sobie radę, miałam swoje uczucia na wodzy. A teraz?

- Lepiej ci z nią jest?

- Chryste, Kaja! Ja nikogo nie mam.

Byłam zła. Nie! Ja byłam wściekła. Wyładowywałam się na nim, ale on w pełni na to zasłużył. Jaki facet był na tyle wyrachowany, by robić takie rzeczy swojej kobiecie, na dodatek będącej w ciąży?!

Ale w jednym muszę przyznać mu rację – nikogo nie miał. Bo nas właśnie stracił…

dajsieuwiesc

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1428 słów i 7646 znaków.

6 komentarzy

 
  • m

    Prosze o kolejną część

    22 wrz 2014

  • xyz

    kiedy ciąg dalszy?

    20 wrz 2014

  • jaal

    czekam na kolejną część   :) super :jupi:

    19 wrz 2014

  • omomom

    Robi się coraz ciekawiej , boskie i wierzę , że Tomek nie jest taki zły jak ona myśli ^^

    18 wrz 2014

  • l

    Ona musi być z Tomkiem. A co do czesci to rewelacja :-)

    18 wrz 2014

  • n

    Proszę pisz kolejna cześć

    18 wrz 2014