Kryzys cz.15

Leżałam skulona na wielkim małżeńskim łóżku, dokładnie tak samo jak wtedy w łazience, gdy wyszło na jaw, że za kilka miesięcy będę mamusią. Byłam dokładnie tak samo przerażona jak wtedy. A może nawet bardziej. Wtedy Tomek dał mi nadzieję, zresztą, ja sama ją sobie dawałam, wmawiając sobie same niedorzeczne rzeczy jak się okazało. Teraz byłam całkowicie odarta z wszelkich złudzeń. Oprócz mojego dziecka i mojej mamy nie było już nic, w co wierzyłam. Kompletnie nic…

Rozległo się ciche pukanie do drzwi, a ja zamarłam, odruchowo przymykając oczy. Nie chciałam kolejnej rozmowy mającej na celu pogodzenie się, a w efekcie tylko pogarszającej sytuację. Zaraz jednak uznałam swoje zachowanie za niezwykle głupie, bo przecież i w niczym mi to nie pomoże. Obróciłam ku niemu głowę, gdy ukazał się w drzwiach tym samym dając mu znać, że wysłucham tego co ma do powiedzenia. Za wiele jednak nie miał. Powiedział mi jedynie, że wraca do pracy i będzie później, bo przyjeżdżając do mnie zostawił jakąś robotę, a musi ją dzisiaj skończyć. Wytłumaczenie niby logiczne, ale… mi nasunęła się tylko jedna myśl. Będzie później, bo jedzie do niej. Przecież oni zawsze tak mówią. Tłumaczą się kolacjami biznesowymi, wyjazdami służbowymi, konferencjami, a tak naprawdę szukają tylko okazji, gdy nawinie się im jakaś chętna do wystawienia swojego tyłka w wiadomym celu.

– Kaja, słuchasz mnie? – pomimo pytania, ani trochę nie podniósł głosu.

– Przepraszam – odpowiedziałam nieprzytomnie – co mówiłeś? – zaraz jednak zdałam sobie sprawę z tego, jak kuriozalne to były słowa. Wyklepałam standardową formułkę, ale ta formułka zawierała w sobie słowo "przepraszam”. Tylko za co ja go niby przepraszałam?!

– Jakby coś się jeszcze działo to od razu dawaj mi znać. Jak będziesz się gdzieś przemieszczać, to też proszę poinformuj mnie o tym – był rzeczowy.

– Nic się nie będzie działo – odpowiedziałam, jakbym mówiła o przypadkowej, błahej rzeczy, jednocześnie ignorując drugą część wypowiedzi. Jego karcący wzrok spowodował, że jednak wykrztusiłam z siebie to jedno słowo, po którym wyszedł – ok.

A ja nadal leżałam na tym przeklętym łóżku, zastanawiając się, czy jego nazwa będzie kiedykolwiek adekwatna do naszego stanu. Łóżko małżeńskie. Wcześniej to było drugą rzeczą, jakiej pragnęłam, zaraz po tym, by Antoś był zdrowy. Ale teraz? Nie wyobrażałam sobie tego. My nie byliśmy razem szczęśliwi. Z jednej strony, gdybym miała go zaobrączkowanego, miałabym prawo do niego jako jedyna i byłoby to zabezpieczeniem dla mnie i małego, bo majątek stałby się wspólny. Z drugiej jednak strony, gdybyśmy byli po ślubie, a ja poznałabym kogoś innego, to z pewnością rozwód by komplikował sprawę, zwłaszcza, gdybym miała problem z jego uzyskaniem, bo małżonek by się temu sprzeciwiał. Na myśl o innym mężczyźnie w takim sensie w moim życiu zrobiło mi się smutno. Nie byłam w stanie wyobrazić sobie siebie z innym. Byłam tak zapatrzona w Tomka, a mój świat już tak długo ograniczał się do niego, że już nawet nie byłam sobie w stanie przypomnieć jak to było, gdy byłam z kimś innym. Chciałam go i to było faktem, ale równocześnie wiedziałam, że nie byłam kobietą, jaką on oczekiwał, że będę. Nie byłam w stanie zmienić aż tak swojej mentalności, by zaakceptować to co mi robił. Mogłam udawać, ale nie akceptować.

Wstałam, bo dość już miałam bezproduktywnego leżenia. Trochę pokręciłam się po domu, przetarłam blat w kuchni, pozmywałam brudne naczynia, które Tomek wrzucił do zlewu, otworzyłam okno, by móc rozkoszować się powiewem świeżego powietrza i… w zasadzie nie wiedziałam, co miałabym dalej robić. Przyszło mi do głowy, żeby przeczyścić szafę i poukładać równiutko w tejże szafie rzeczy, ale w związku z tym, że była to szafa sięgająca aż po sufit, musiałabym skorzystać z drabiny, co na pewno wytknął by mi mój chłopak po powrocie. Z pewnością zauważyłaby, że porządek nie zrobił się sam, a nie chciałam wysłuchiwać wykładu o tym, jak nieodpowiedzialną matką jestem.

– Mamo – powiedziałam z jak największym entuzjazmem do telefonu, słysząc ją po drugie stronie.

– Tak? – odparła nieco zaniepokojona niespodziewanym telefonem.

– Co masz dzisiaj na obiad?

– A co, mój wnuk zgłodniał.

– A żebyś wiedziała – odparłam nie zrażona sugestią mojego obżarstwa.

– Gołąbki.

– Kurcze, a miałam taką nadzieję na kotleciki!

– Jeśli chcesz, to za godzinkę mogę mieć.

– Nie, nie – nie będę biednej matki wykorzystywać – zadowolę się i twoimi gołąbkami – odparłam już ze śmiechem.

Po wyjedzeniu połowy z asortymentu maminych zapasów, okupowałam kanapę w pozycji półleżącej, z nogami wyciągniętymi przez długość całej kanapy. Potulnie zameldowałam też Tomkowi, że pojechałam do mamy na obiad. Coś się we mnie buntowało, że on mnie oszukuje, a mimo to wykonuję jego prośby, ale przecież to było takie rozsądne, a ja właśnie taka powinnam teraz być.

– Wiesz, że odwiedziła mnie ostatnio Halinka? – zagadnęła mnie mama, widząc, że obiad mnie chwilowo pokonał.

– I czego chciała? – zapytałam zdziwiona, bo z tą kobietą już dość długo obie nie miałyśmy kontaktu.

– Przyszła pogratulować mi wnuka.

– O proszę – jakoś mnie to nie dziwiło – a skąd ona w ogóle wie, że ja jestem w ciąży?

– Ponoć Aleks dowiedział się od jakiejś koleżanki i pośpieszył z tężę nowiną od razu do mamusi.

– No tak – prychnęłam – czyli nic nowego.

Uświadomiłam sobie jednocześnie, skąd mój były najprawdopodobniej wie, że jestem w ciąży. Kiedyś, w zamierzchłych gimnazjalnych czasach, wszyscy chodziliśmy do jednej klasy. Ja, Aleks i oczywiście Kaśka. Nasza pseudo przyjaźń utrzymała się do dziś, a Kaśka miała kontakt a Agnieszką, która jednocześnie pracowała z Aleksem, o czym oczywiście nie omieszkała mi Kaśka donieść kilka ładnych miesięcy temu. Takim oto sposobem pewnie wieść o mojej ciąży dotarła do Aleksa, a że kiedyś mieszkaliśmy brama w bramę, to pani Halinka znała adres mamy i to by tłumaczyło jej wizytę.  Sarkastyczne gratulacje wynikały z kolei z tego, że któregoś pięknego razu pani Halinka dobitnie powiedziała mi, że to, że zostawiłam jej syna jest najgorszą rzeczą, jaką w życiu zrobiłam. Ale ona w sumie się cieszy, bo nie wie jakby wytrzymała z taką synową przez kolejne lata. Teraz zapewne cieszyła się, że w tak młodym wieku wpadłam i zamiast przeć na przód będę siedzieć z dzieckiem domu. Tylko, że dla mnie Antoś był powodem do dumy, a nie wstydu. Jego akurat nie musiałam się wstydzić.

– Córeczko, czy wszystko jest w porządku?

– Tak – potwierdziłam zbyt szybko.

– Od kilku minut siedzisz tępo wpatrując się w jeden punkt i wydajesz mi się być dziwnie spokojna dzisiaj. Dalej nie dogadaliście się z Tomkiem?

– Trochę… – podjęłam próbę wytłumaczenia jej tej zawiłej sytuacji, ale zaraz uświadomiłam sobie, ze jeżeli wyznam jej prawdę, to przekreślę Tomka w jej oczach – to skomplikowane mamo – powiedziałam najbardziej dyplomatycznie, jak tylko potrafiłam. – Jak to było z tatą?

– Kiedy dowiedzieliśmy się o tobie? – potwierdziłam mrucząc ciche "mhm” – cudownie – przyznała rozmarzona – oszalał ze szczęścia, kompletnie zwariował. Pierwsze co zrobił, to skonstruował dla ciebie drewnianą kołyskę. Mieliśmy po dwadzieścia cztery lata, w tamtych czasach dziwnym było to, że jeszcze nie pozakładaliśmy rodzin. Nasi rodzice uważali, że to już ostatni dzwonek. Wszyscy bardzo się cieszyli i na wieść o ciąży fetowali kilka dni, wypijając litry wódki, wtedy, tak to się świętowało. – Mama mówiła, a ja myślałam o sobie. Czy moją ciążę ktoś tak świętował, tak się z niej cieszył? Nie, na pewno nie. Nawet ja na początku dałam plamę. – Kochanie – powiedziała zwracając na siebie moją uwagę. Chyba domyśliła się o czym myślę – Tomek cieszy się z tego, że będzie ojcem. Dba o was.

Krew we mnie zawrzała! Dba o nas?! Czemu musiała posłużyć się akurat tymi słowami… słowami Kaśki???

– Tak mamo, cieszy się – powiedziałam zdecydowanie, nie mogąc poradzić nic na drżenie głosu. – Pojedziesz ze mną na zakupy? – szybko zmieniłam temat, odwracając uwagę od niechcianych myśli.

– Teraz? – nie była zachwycona propozycją.

– Tak, chciałabym mu coś kupić – pogładziłam ręką brzuch, a Antoś momentalnie wykazał aktywność, przemieszczając się w moim brzuchu.

– Wnukowi nie odmówię – zaśmiała się. Nie skomentowałam.

W centrum handlowym byłyśmy dosłownie piętnaście minut później. Zgiełk jaki tam panował nie zachęcał do przekopywania półek, ale wybór jaki oferował był bezkonkurencyjny. Było tam tyle rzeczy, że człowiek mógł dostać oczopląsu, ale w końcu zdecydowałyśmy się na błękitne buciki z misiem i dwie pary śpioszków, pomiędzy którymi nie potrafiłyśmy wybrać, a w końcu Antoś jedną parą i tak by się nie zadowolił. Kupiłam mu także czapeczkę i skarpetki z postaciami z bajek. Bądź co bądź, ale zakupy sprawiały mi wielką frajdę. Ogrom zabawek oferowanych dla maluchów co prawda mnie przerażał, ale jak widziałam malutkie sukieneczki jak dla księżniczki w rozmiarze jak dla lalki, to wzbierała we mnie tkliwość. To wszystko było takie słodkie! Nie dało się tego określić w inny sposób.

– To co, może jakaś herbata? – zaproponowała mama.

– Z chęcią – popatrzyłam na nią z wdzięcznością, że nie chce mnie jeszcze przeczołgać po kilku sklepach.

– Patrz – pisnęła nagle – Kasia tam idzie – uniosłam wzrok i naprawdę zobaczyłam tą szumowinę, kompletnie nie świadomą naszej obecności – dzień dobry Kasiu – krzyknęła mama w jej stronę zanim zdążyłam ją powstrzymać.

Rozejrzała się dookoła, szukając wzrokiem osoby, która ją przywołała. Jej wzrok padł na moją mamę, ale gdy dostrzegła mnie tuż obok, uśmiech zamarł jej na twarzy. Straciła rezon, ale tylko na chwilę, by móc znów przyoblec na twarz ten zdradziecki uśmieszek. Podeszła do mamy i przywitała się z nią serdecznie, na mnie jedynie nie śmiało kiwając głową. Myślałam, że naprawdę zrobię coś mamie, gdy zaproponowała jej, by dołączyła do nas i wspólnie z nami napiła się herbaty. Na szczęście Kaśka nie okazała się na tyle wyrachowana, by to zaproszenie przyjąć. Wymówiła się jakimś spotkaniem i na jej szczęście szybko zniknęła z mojego pola widzenia.

– Co jest? – zapytała mnie bez ogródek mama, a ja nie miałam pojęcia co jej powiedzieć.

– Po prostu dobija mnie to, że w nic już go nie mieszczę – wypaliłam, wskazując na brzuch i w ten oto sposób zażegnałam kolejny niewygodny temat.

Do domu wróciłam niedługo później, informując oczywiście o tym Tomka. Odpisał mi, że powinien wyrobić się w ciągu dwóch godzin, ale postara się skończyć jak najszybciej. Z przekąsem pomyślałam, że kontakt sms’owy wychodzi nam idealnie, więc może powinniśmy jedynie do tego ograniczyć wzajemne kontakty? Poszłam się wykąpać, a potem postanowiłam się położyć nie czekając na niego, bo jednak zakupy mnie wykończyły.

dajsieuwiesc

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2080 słów i 11599 znaków.

3 komentarze

 
  • dajsieuwiesc

    Dodam jutro lub w środę.

    3 mar 2015

  • Maja

    Dodasz dzis nowa czesc?:)

    27 lut 2015

  • Zniecierpliwiona:)

    Jak zwykle super:) ale czy oni wgl się pogodzą?:p daj kolejna szybciutko:)

    26 lut 2015