Kryzys cz.3

- Jarek! – wydarła się.

- Co chcesz babo? – odpowiedział głos jej męża z głębi domu.

- Chodź, zobaczysz kogo my tu mamy. – Odkrzyknęła mu uradowana.

On jak mnie zobaczył, to wcale nie był gorszy od zony. A wręcz przeciwnie. Swoim wręcz niedźwiedzim uściskiem, ją przebił. Czułam się, jakbym przyjechała do własnych dziadków. Oni traktowali mnie jak wnuczkę, a widzieli zaledwie raz w życiu, przez okrągłe dziesięć dni. Co tu dużo mówić? Byli niesamowici!

- I nie przyjechała wcale sama. – Obwieściła radośnie pani Maria.

- Tak, a gdzie jest Tomek? Pewnie pali na podwórzu? – Zapytał domyślnie.

W sumie się nie dziwię, że tak właśnie pomyślał, bo jeszcze pół roku temu, gdy tu byliśmy, to Tomek nie odpuszczał żadnej okazji, byleby tylko pójść zapalić. Dosłownie fajczył jak smok. Moje usilne próby, prośby, a także niejednokrotnie groźby robiły na nim jedynie chwilowe wrażenie, gdy to szczerze obiecywał poprawę, a po kilku dniach to postanowienie było jedynie wspomnieniem. Rzucił dopiero wtedy, gdy zagroziłam mu, że zabiorę swój brzuch i się wyprowadzę, bo ani ja, ani tym bardziej moje dziecko nie będzie dorastało w takich warunkach. Bycie biernym palaczem jest ponoć jeszcze bardziej szkodliwe. Po takim argumentach Tomuś spiął tyłek i w ostateczności to palenie rzucił. Jakby nie patrzeć, to wyjścia nie miał.

- Nie w takim towarzystwie przyjechałam, tym razem jest to ktoś inny i sporo mniejszy. –Wszyscy się zaśmiali, rozumiejąc o co mi chodzi. Nie trudno o to, by ktoś był od Tomka mniejszy, metr dziewięćdziesiąt trzy swoje robi. Chłop jak dąb.

- A co, tym razem jakaś piękna, młoda i ponętna koleżaneczka? – Puścił mi oko, a na mojej twarzy bezwarunkowo wykwitł uśmiech.

Właśnie tego było mi trzeba!

- No wiesz co?! – Nastroszyła się pani Maria, ale widać było, że nie ma mężowi za złe tego żartu.

- Przecież wiesz, że żartowałem – objął żonę ramieniem – więc gdzie to twoje towarzystwo? – Ty razem zwrócił się do mnie.

- Stoi dokładnie przed państwem, taki pakiet dwa w jednym.

I w tym momencie do niego dotarło, było to widać po tym, jak jego twarz się wypogodziła, kąciki ust uniosły się w uśmiechu, a oczy otworzyły szerzej.

- No to moje gratulacje dziecinko! To mamy prawdziwą okazję do świętowania!

Wyściskali mnie jeszcze razem, wypakowali moją walizkę z samochodu i zanieśli do "naszego” pokoju, czyli do pokoju numer dziewięć, w którym spędziłam dziewięć pamiętnych z Tomkiem, a mnie samą usadzili w fotelu, przy kominku.

- To dlaczego, jak mniemam, szczęśliwy tatuś nie przyjechał z wami? Powinien tu być i cię po stopach całować, że dasz mu największy skarb na świecie.

No właśnie, powinien. Tylko co z tego, że powinien jak on nic sobie z tego nie robił? Jedyne co powinien w jego przekonaniu, to zarabiać tyle, żeby nam niczego nie zabrakło. Myślał, że pieniądze dadzą nam szczęście, a jak od czasu do czasu pójdzie z nami do lekarza albo przyniesie jakiś smakołyk to wpadnę w prawdziwą euforię. Właśnie w tym momencie uświadomiłam sobie, że on mnie traktuje jak jakiegoś swojego psa, pupilka albo jakieś inne cholerstwo. Przyjdzie, pogłaska, da jeść i od czasu do czasu zabierze do lekarza, by zobaczyć czy wszystko jest w porządku. Roześmiałam się na te myśl i to na pełne gardło. Ale był to śmiech ironiczny. Nigdy bym się nie spodziewała, że upadnę aż tak nisko. Że ktoś zdegraduje mnie do rangi zwykłego futrzaka.

- Co cię tak rozbawiło? – spytali chórem, zaciekawieni.

- Przypomniało mi się, jak Tomek zwiedził wasze podwórko na tyłku ostatnim razem.

Rzeczywiście, mój kochany, poukładany i pozornie spokojny chłopak ubzdurał sobie, że skoro już jesteśmy w górach i jest zima, co za tym idzie mnóstwo śniegu dookoła, to musimy ulepić bałwana. Nie aprobowałam tego pomysłu, bo przytulna i ciepła pościel wydawała mi się lepszą alternatywą, ale ten nie odpuszczał. Wyciągnął mnie z łóżka i przerzucając przez ramię jak worek ziemniaków, zaniósł na podwórze. A mi w trakcie lepienia przyszedł głupawy pomysł do głowy, który zrealizowałam niedługo po tym, jak na niego wpadłam. Rzuciłam w niego zbitą i uformowaną wcześniej śnieżką. Trafiłam go idealnie trochę powyżej pasa, w miejscu gdzie miał guzik od spodni. Część śniegu spadła na ziemię, a część pozostała na spodniach, odznaczając się mokrą plamą. Spojrzał wtedy na mnie z niedowierzaniem utkwionym w wzroku i wiedziałam, że na mnie już pora, bo będzie chciał się zemścić. Puściłam się biegiem w stronę domku, nie zważając na to, czy biegnie za mną, czy też nie. Będąc już na ganku, odwróciłam się i zobaczyłam jak w ułamku sekundy dosłownie poślizgnął się na lodzie, wyrżnął wprost na tyłek, a głową bliżej zapoznał się z korzeniami pobliskiego drzewa. Na początku chciało mi się śmiać z jego niezdarności, ale wkrótce do mnie dotarło, że to uderzenie może być czymś poważnym, choć wyglądało komicznie. Podbiegłam i zatroskana pozbierałam go z ziemi. W gruncie rzeczy nic mu nie było jak się później okazało, ale symulant trochę nas nastraszył i znalazł sobie masażystkę. Bo w końcu ktoś mu potem ten poobijany tyłek masował.

Chwile jeszcze tak spędziłam, siedząc i rozmawiając ze starszym państwem, a do tego popijając herbatę z cytryną i miodem, ale nie byle jakim. Miód z własnej pasieki różnił się o całe lata świetlne od tego, ze sklepowej półki. Był po prostu o niebo lepszy.

- To chłopiec czy dziewczynka?

Wszystkich to ciekawiło, nas samych także nurtowało, ale postanowiliśmy, że nie będziemy chcieli wiedzieć, tak na przekór całemu światu i dostępnym technologiom. Stwierdziliśmy, że nie będziemy podglądać naszego maluszka, bo liczy się dla nas jego zdrowie, a nie płeć i przychodząc na świat zrobi nam niespodziankę. Oczywiście spieraliśmy się o płeć dziecka, a każde z nas było przekonane, że to właśnie ono ma rację. Ja, jak chyba większość kobiet chciałam córeczkę, a Tomek szykował się na pierworodnego syna. Najchętniej już by mu kupił korki i zabrał na stadion. Taki typ zapalonego kibica.

- Nie wiem jeszcze – nie dokończyłam, że postanowiliśmy nie sprawdzać płci dziecka do czasu porodu, bo nagle zapragnęłam się dowiedzieć.

Było to może odrobinę samolubne, ale to dziecko, było jedyną rzeczą, która w pełni należała do mnie. Było maleńką istotą, co do której miałam pewność, że nigdy mnie nie zdradzi i zawsze będzie kochać bezwarunkową miłością, bo przecież taką to dziecko pała do matki. Byłam przekonana, że to maleństwo da mi tyle szczęścia, o jakim nawet wcześniej nie marzyłam i zapragnęłam jeszcze bardziej pogłębić więź między nami. Zapragnęłam je jeszcze bardziej poznać i zbliżyć się do niego, tak jak nikt inny nie mógł. Wtedy postanowiłam, że następnego dnia pojadę do pobliskiego miasteczka i zgłębię tą kilkumiesięczną tajemnicę.

- Wyglądasz olśniewająco, więc zapewne będzie chłopczyk.

- O nie pani Mario, niech pani nie mówi tego głośno. – Uśmiechnęłam się wymownie. – Zrób mamusi przysługę i bądź dziewczynką. – Zwróciłam się do swojego brzucha, jednocześnie go gładząc.

Prosząc zupełnie tak, jakby ono miało wpływ na to, czy będzie dziewczynką czy chłopcem.

- Mam nadzieję, że państwo nie będą mieli mi za złe, jeżeli już pójdę. Mam za sobą sporą podróż i miło by było trochę odpocząć.

- Ależ oczywiście, zaprowadzić cię do pokoju?

- Dziękuję, trafię sama. Doskonale pamiętam drogę.

Pożegnałam się z nimi czule, przytulając do każdego z nich z osobna. Podziękowałam jeszcze za wzniesienie bagaży, pożyczyliśmy sobie nawzajem spokojnych snów i ruszyłam na górę.

Drewniane schody tak samo skrzypiały, a żeby otworzyć drzwi najpierw trzeba było przyciągnąć je energicznie do siebie, a dopiero później nacisnąć klamkę. Tu naprawdę nic się nie zmieniło. Czułam, jakbym po długiej podróży wróciła do domu. Jakbym po długim czasie, nareszcie znalazła się we właściwym miejscu i odzyskała upragniony spokój.

Rozpakowałam rzeczy i ruszyłam do łazienki. Szybki orzeźwiający prysznic, mycie zębów, rozczesanie włosów, pokremowanie twarzy kremem i przebranie się w moją ulubioną piżamę z myszką mickey, z której Tomek przy każdej możliwej okazji się nabija, twierdząc, że jest odpowiednia co najwyżej dla nastolatki. Ale to nie moja wina, że to właśnie w niej najlepiej mi się śpi.

Położyłam się i zanurzyłam w świeżo pachnącej pościeli. Pomyślałam jeszcze, że jutro czeka mnie przełomowy i ekscytujący dzień, i pogrążona w swych spekulacjach, zasnęłam.

dajsieuwiesc

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1662 słów i 8956 znaków.

3 komentarze

 
  • Użytkownik Margo

    Cudo :)

    20 lut 2016

  • Użytkownik n

    Proszę szybciej kolejna częsć

    5 wrz 2014

  • Użytkownik Tuśka

    Uwielbiam <3 Błagam jak najszybciej o kolejną część ;)

    3 wrz 2014