Kryzys cz.12

W nocy już nie zmrużyłam oka, przewracając się z boku na bok i rozmyślając o tym, co znów poszło nie tak. Nie potrafiłam już nadążyć za wciąż zmieniającym się biegiem wydarzeń. Chciałam, a właściwie chcieliśmy to posklejać dla własnego spokoju, ale okazało się, że przepaść jaka pomiędzy nami powstała nam to uniemożliwia. Tęskniłam za nim i chciałam, żeby był blisko, ale nie za wszelką cenę. Miałam nadzieję, że jak damy sobie chwilę na przemyślenie wszystkiego i dojdziemy do tego, czego chcemy, a następnie wzajemnie przedstawimy sobie te stanowiska to dojdziemy do porozumienia. Jednak chyba Tomek nie zrozumiał co miałam w zamierzeniu proponując te kilka dni rozłąki i źle interpretując moje słowa, nie wytrzymał. Miałam ogromne poczucie winy, że w momencie kryzysu w naszym związku, ja zadałam kolejny cios. Miałam też głęboką nadzieję, że nie będzie on jednak tym decydującym i pomimo trudności na drodze do naszego szczęścia, dojdziemy do porozumienia. Bo przecież się kochaliśmy. Tak samo mocno jak oboje kochaliśmy Antosia, tak i kochaliśmy siebie nawzajem. Sytuacja nas trochę przerosła. Ta cała odpowiedzialność, za nas, za małego, za dom, za całą rodzinę i przerażające wydatki związane z pojawieniem się go na świecie po prostu nas przerosły. To wszystko zwaliło nam się na głowę i nas przytłoczyło, ale przecież ze wszystkim można sobie poradzić? My oprócz tego, że musieliśmy dać sobie radę, to i chcieliśmy. Przynajmniej ja chciałam. Nie wyobrażałam sobie bycia bez niego, bo wtedy moja rodzina byłaby niepełna. Starałam się być twarda, wmawiałam sobie i jemu, że nie warto się męczyć, jeżeli nie ma między nami tego czegoś, dzięki czemu będziemy szczęśliwi przez kolejne lata naszego wspólnego życia. Wmawiałam jemu coś, w co tak naprawdę sama nie wierzyłam. Bo ja chciałam jego! Jaki by nie był, ja go kochałam. Nad wadami zawsze można pracować, a nie mogłam powiedzieć, że on się nie starał. Tylko… gdzie on się teraz podziewał?

Dochodziła już godzina ósma, zatem powinien być już w pracy. Kończył o szesnastej i byłam przepełniona nadzieją, że prosto z pracy przyjedzie do nas, do domu i da nam szanse na porozumienie się. Postanowiłam zrobić pierwszy krok do tego pogodzenia, bo przerwa już dawno wywietrzała mi z głowy. Ubrałam się i względnie ogarnęłam, by na ulicy nie posądzono mnie o bycie czupiradłem. Poszłam prosto do sklepu, kupiłam wszystkie niezbędne produkty i wróciwszy do domu, postanowiłam mu przygotować pojednawczy obiad. Może tagliatelle ze szpinakiem nie było zbyt wyszukanym daniem, ale oboje je lubiliśmy i miałam pewność, że będzie mu smakowało. A po takim wstępie, łatwiej będzie nam się dogadać.

Gdy rozpakowywałam zawartość reklamówki, usłyszałam dźwięk dzwonka. Podskoczyłam zaskoczona, myśląc, że to jednak Tomek przyjechał po coś jeszcze do domu. Zostawiłam wszystkie produkty, otwartą lodówkę i pobiegłam do drzwi tak szybko, jak tylko pozwalał mi na to brzuch. Dorwałam się do klamki i z rozpędu otworzyłam drzwi, czując się oszukana, bo za drzwiami stała tylko Kaśka!

– Cześć – powiedziała nadzwyczaj antypatycznie.

– No cześć, a co ty tak właściwie tu robisz? – nie jej tu chciałam w tym momencie.

– Przywiozłam ci zakupy – gdy to mówiła, przekroczyła próg naszego mieszkania. Zamknęłam za nią drzwi i udałam się jej śladami do kuchni.

– Czemu masz nie zamkniętą lodówkę? – zapytała, wyciągając produkty z toreb.

– Nie zdążyłam, myślałam, że… – urwałam w pół słowa – poszłam drzwi otworzyć i nie zdążyłam – powtórzyłam głucho, zastanawiając się, czy po południu nie zaznam takiego samego rozczarowania?

– Mamy do pogadania – po tonie jej głosu już wiedziałam, że nie będzie to miła pogawędka o tym jak się czuję.

– A więc słucham.

– Możesz mi jakoś racjonalnie wyjaśnić, co ci strzeliło do głowy? – od razu przeszła do rzeczy.

– Z czym? – spytałam zaskoczona jej wrogością, przecież do diabła była moją przyjaciółką!

– Jak to z czym?! Może i nie powinnam na ciebie naskakiwać, bo jesteś w ciąży, hormony wariują, ale jak mogłaś się zachować aż tak egoistycznie to naprawdę nie mam pojęcia. Mogłaś zaszkodzić sobie, Antosiowi, a Tomek o mało co nie zwariował przez tą twoją spektakularną ucieczkę – zaraz, zaraz, skąd ona wiedziała, że to chłopczyk i będzie miał na imię Antoś?

– Wyjdź stąd – powiedziałam lodowatym tonem, jednak śmiejąc się ironicznie pod nosem. Tomek znalazł sobie powierniczkę… robi się coraz ciekawiej!

– On się o ciebie martwi Kaja, robi dla was wszystko, stara się, myślisz, że on nie ma prawa się bać bo jest facetem? – była zła? Na mnie? O to, że mam prawo współdecydować o swoim związku? – Boi się i to cholernie, a do tego ty mu fundujesz huśtawkę emocjonalną swoim dziecinnym zachowaniem – spojrzałam na nią z wyrzutem. To ma być przyjaciółka? Osądza nawet nie wysłuchując? – i nie patrz tak na mnie! Nie widziałaś w jakim był stanie, jak się czuł i przeżywał każde twoje słowo. Miał wyrzuty sumienia, że nie potrafił ci wystarczająco pokazać, jak się z was cieszy i jak docenia. Kaja, wystarczyło pogadać, a nie zwiewać. To było kretyńskie. Jeszcze ta cała sytuacja z wczoraj, naprawdę nie potrafię cię zrozumieć – o tym też jej zdążył powiedzieć? Kiedy?

– Ile razy jeszcze będę musiała powtórzyć zanim zrozumiesz? – starałam się nie unosić, choć ciężko było mi panować nad nerwami.

– Kaja zastanów się nad sobą zanim to zrujnujesz – to już zakrawało o bezczelność – to ty przez swoją wydumaną dumę wszystko niszczysz – nóż wbity w plecy.

– Po jaką cholerę tu przylazłaś?

– Tomek mnie prosił, bym do ciebie zajrzała – albo mi się to wydawało albo powiedziała to z nie małą satysfakcją.

– No i zajrzałaś, więc wizytację możemy uznać za zakończoną – wskazałam jej ręką drzwi. Miałam już serdecznie dość własnych problemów, by jeszcze wysłuchiwać jej bezpodstawnych pretensji.

Odwróciła się plecami do mnie, zostawiając zakupy i zrobiła krok do przodu. Niestety tylko jeden, po którym zatrzymała się i chyba postanowiła zagrać w otwarte karty, bo powiedziała:

– W sumie to chyba powinnam ci jednak podziękować..

– Nie rozumiem?

–..bo wiesz, facet to nie jest zbyt skomplikowaną istotą, wystarczy zapewnić mu kilka rzeczy i jest szczęśliwy.

– No co ty nie powiesz? – nie chciało mi się słuchać jej cudownych rad, skoro sama nie była nigdy z nikim dłużej niż pół roku.

– Nie ironizuj Kaja – spauzowała na chwilę – nie ma sensu się dłużej oszukiwać.

Czy ja byłam aż tak niedomyślna, czy to on nie potrafiła sprecyzować swojej wypowiedzi?

– Za każdym razem on przychodzi do mnie.

Świat runął mi na głowę. Czy moja najlepsza przyjaciółka właśnie mi mówiła, że regularnie spotyka się z moim chłopakiem i ojcem mojego dziecka? I czy ona do cholery właśnie mówiła mi, że to nie jest platoniczny związek?! To przechodziło ludzkie pojęcie. No bo jak oni mogli? Jak mógł cały czas wmawiać mi, że kocha nas nad życie, a potajemnie gzić się z Kaśką! Jaka ja byłam naiwna! Właśnie wyjaśniła się sprawa jego dziwnej oziębłości. On wcale się mnie nie brzydził, tylko po prostu pieprzył na boku i to moją najlepszą przyjaciółkę! Nie kogoś tam, tylko Kaśkę! Życie mi się właśnie spieprzyło…

Usłyszałam odgłos zamykanych drzwi i pożałowałam, że nie otrzeźwiłam się szybciej, bo z chęcią bym jej odwinęła. Jak mogłam przez tyle czasu nie zauważyć, jak fałszywą osobą jest? Bo jak można cieszyć się z czyjegoś nieszczęścia i jawnie to pokazywać, jeszcze kopiąc leżącego? Ja bym tak nie potrafiła. W tym momencie odechciało mi się już pichcenia dla wielce szanownego chłopaka. Resztkami sił powstrzymywałam się, by do niego nie pojechać i nie wyjaśnić tego od razu. Jednakże postanowiłam unieść się spokojem i poczekać aż wróci, wtedy jego oczy powiedzą mi prawdę. Nie chciałam go osądzać, nie wysłuchując. Nie chciałam się zachować tak, jak Kaśka zachowała się względem mnie. Postanowiłam poczekać te kilka godzin, choć przysparzało to bólu i łez.

Położyłam się do łóżka, tępo patrząc w sufit. Minuty mi się dłużyły, a wraz z kolejnymi sekundami miałam coraz więcej obrazów przez oczami, ukazujących ich razem. Moja wyobraźnia podsuwała mi coraz to barwniejsze scenariusze. Minęło ledwie pół godziny, a ja już ze sto razy zdążyłam sobie wyobrazić jak mówi, że to co powiedziała Kaśka to prawda i skorzysta z mojego przyzwolenia i nie będzie się ze mną męczył, bo jego szczęście jest tam, gdzie ona. Milion razy widziałam już jak się śmieje ze mnie, że uwierzyłam w te bzdury, jak mówi, że to jakiś głupi żart albo nierealistyczny sen. Wariowałam od tuzina takich myśli z tysiącami scenariuszy.

– Kaja – usłyszałam gdzieś na prawo od łóżka i drgnęłam autentycznie zdziwiona.

– Tomek? – zapytałam jakbym nie dowierzała temu, co ukazują mi oczy. Spojrzał na mnie z rezygnacją.

– Kaśka do mnie dzwoniła – powiedział po chwili, przyglądając się mi z uwagą i jednocześnie wyjaśniając swoją tak wczesną obecność w domu.

Spojrzałam mu w oczy i znałam już odpowiedź. O kurwa, ale się będzie działo…

dajsieuwiesc

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1758 słów i 9662 znaków.

3 komentarze

 
  • Jagoda

    Mega

    14 lut 2015

  • Py64

    Dzisiaj. Nowa. Część. Błagam.

    13 lut 2015

  • prf222

    Świetna część, mam nadzieję że na kolejną nie trzeba będzie zbyt długo czekać.

    13 lut 2015