Kryzys cz.13

– Chciałbym ci to wszystko wyjaśnić – powiedział patrząc na mnie badawczo i obserwując jaką reakcję robią na mnie jego słowa. Wyglądał, jakby w każdym momencie był gotów do mnie doskoczyć i ratować z opresji. Tylko szkoda, że to on powodował tężę opresję. Oby tylko nie wpędził mnie w depresję…

– Okej – powiedziałam z takim spokojem, że aż zaskoczyłam nim samą siebie. Złość mi nie przeszła, a wręcz wykazywałam maksymalne zobojętnienie w związku z zaistniałą sytuacją. Izolowałam się od wszelkich emocji jak tylko mogłam, bo uniknięcie ich oszczędzało mi robienie z siebie przed nim naiwnej trzpiotki, wierzącej w coś takiego jak wierność. W dzisiejszym świecie coś takiego było abstrakcją i nawet taka idealistka jak ja, powinna była o tym wiedzieć.

– Nie wiem od czego miałbym zacząć – nerwowość jego gestów wskazywała na kompletną spontaniczność jego decyzji by mi się wytłumaczyć. Całą swoją postawą pokazywał mi, jak bardzo pogubiliśmy się we wzajemnych relacjach i jak wielką pustkę ma, nie wiedząc jak sobie z tym poradzić.

– Ale ja wiem na czym miałbyś skończyć – łzy cisnęły mi się do oczu przed zadaniem tego pytania, ale postanowiłam z godnością znieść tą sytuację. Tomek spojrzał na mnie zdezorientowany tonem mojego głosu. Pewnie spodziewał się zastać w domu rozhisteryzowaną dziewczynę, którą niczym rycerz na białym koniu, musiałby uratować przed złem. Tymczasem w domu czekałam na niego zwykła ja. O tyle zwykła, co wypruta już ze wszelkich emocji, których ostatnio miałam aż w nadmiarze. Mi po prostu już nawet nie chciało się zaczynać płakać. Może to zaskakująca konkluzja, ale dopiero po przeżyciu ponad dwudziestu lat odkryłam, że łzy wcale nie są wybawieniem. Trawią one jedynie czas na próbę wypracowania jakiegoś kompromisu. Chciałam być rozsądna. Starałam się być mądra i wybrać mniejsze zło. – Chcę wiedzieć tylko jedno.

– Co takiego? – zapytał po chwili ciszy. Moje oczy nie spuszczały z niego wzroku. Chciałam widzieć je w chwili, gdy go zadam mu to najważniejsze dla nas pytanie. Jeżeli jego oczy mogłyby mnie w tym momencie okłamać, to już niczego nie mogłabym być w życiu pewna. A tym bardziej nikogo…

– Chcesz być ze mną czy z nią? – zero emocji. Zero smutku, radości, nadziei, tęsknoty. Mój głos nie wyrażał już kompletnie niczego.

– Nie rozumiem – i rzeczywiście stał jakby sparaliżowany pytaniem na środku, chyba całkiem nie rozumiejąc, jakiego typu deklaracji teraz od niego oczekuję.

– Proste pytanie, prosta odpowiedź. Jak to mówią pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Tak czy nie?

– Jezu… Kaja! – niemal krzyknął, w ostatniej chwili powstrzymując ryk rozpaczy – daj mi coś powiedzieć to wszystko ci wyjaśnienie.

– Nie – zagroziłam kategorycznie – nie proszę cię o to, żebyś powiedział mi to, co chcę usłyszeć, tylko o to, byś zdecydował.

– Oczywiście, że chcę być z wami – nie kłamał? Kłamał? Jeżeli go znałam, to nie kłamał.

– Nie o to pytałam. Wiem, że będziesz przy naszym synu całym sobą…

-… niezależnie od tego czy będziemy razem – wyrecytował. – To chciałaś powiedzieć?

– Dokładnie to – odparłam niezrażona jego postawą.

– Będę i przy tobie i przy nim, a wiesz dlaczego? Bo was kocham. Nie ją. Was. I mówię o was w liczbie mnogiej, bo to ty i Antoś tworzycie moją rodzinę, z której nie zrezygnuję. Jesteście najważniejszą częścią mojego życia i nie zrezygnuje z was, nawet jak mnie wywalisz w tym momencie za drzwi i każesz się nigdy więcej na oczy nie pokazywać. Uczyniłaś mnie szczęśliwym człowiekiem i będę tego szczęścia strzegł – zrobił krok w moją stronę, wyciągając rękę, ale ja w tym samym momencie cofnęłam się o krok w tył. Zauważył to i z udręczoną miną przysiadł na samym brzegu łóżka, absolutnie nie naruszając mojej intymności. – Pozwól mi udowodnić ci, że może być lepiej niż było na początku, kochanie… przecież wiesz, że jestem tu dla ciebie. Nie zostawię cię samej. Będę przy tobie i zawsze ci pomogę, będę służył radą i rozwiewał twe wątpliwości, będę zawsze gdy będziesz mnie potrzebowała i bez względu na wszystko. Dlatego, że nie chce być już nigdy przy nikim innym. Oddałem ci całego siebie, swoje serce i marzę tylko o tym, by móc każdego dnia dawać ci słodkiego buziaka na dobranoc i budzić równie rozkosznie.

– Powiedziałeś mi właśnie to, co chciałam usłyszeć od dnia mojej ucieczki – zauważyłam.

– Nie – zaprzeczył – powiedziałem to, co czuję. Wyraziłem swoje uczucia i sprecyzowałem to, jak chcę by było. Teraz będę robił wszystko, by mogło tak być, rozumiesz? – chciałam przytaknąć, tak bardzo chciałam, ale nie potrafiłam. Zapaliła mi się tam gdzieś czerwona lampka, która powstrzymywała mnie przed przybraniem postawy pokornej, potulnej dziewczyny.

– To wszystko nie jest takie proste.

– To prawda, nie jest – zgodził się ze mną? Dziwne…

– Dobra – wstałam chcąc jakoś to ogarnąć nie tyle co wzrokiem, a bardziej rozumem. – Muszę się przejść. Daj mi chwilę – starałam się podejmować jak najbardziej racjonalne decyzje, ani trochę nie kierując się zbędnymi przecież w tym wszystkim emocjami.

– I nie mogę iść z tobą? – bardziej stwierdził niż spytał, ale wyważonym ruchem głowy potwierdziłam tak dla pewności. I to był koniec naszej rozmowy.

Teraz siedziałam na ławce w parku, do której zawędrowałam po pół godzinnym marszu. Kontemplowałam krajobraz nie chcąc wracać myślami do dopiero co odbytej rozmowy. On podjął decyzje. Zresztą moje serce też już dawno ją podjęło. A rozum musiał przełknąć dumę i schować ją w kieszeni. Gorycz porażki, żal, niezrozumienie jego postępowania i brak dla niego akceptacji nie było w obliczu naszej sytuacji aż takie ważne. Istotnym nie było to, że mnie zdradził, a to, że mnie kochał. Miłość przezwycięża wszystko. Przypomniałam sobie tak powszechny we współczesnym świecie "Hymn do miłości”, w którym zawierały się wszystkie moje postanowienia. W zasadzie całe moje przyszłe życie się w nim zawierało. "Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje…”

Ze łzami szklącymi się w oczach, ruszyłam w drogę powrotną do domu, poprzysięgając sobie, że moja miłość wszystko przetrzyma i nigdy nie ustanie.

dajsieuwiesc

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1190 słów i 6925 znaków.

5 komentarzy

 
  • dajsieuwiesc

    Hymn do miłości nie jednego prześladuje, myślę, że każdy z nas jest w jakis sposób z nim powiązany, bo zawarte tam są prawdy uniwersalne, które sobie wmawiamy, wierząc w nie, bo to przecież takie szlachetne postępować zgodnie z przykazaniami biblijnymi. A co do Twojej 1, to za co konkretnie Ci się oberwało? :)

    19 lut 2015

  • Zniecierpliwiona:)

    Właśnie przeczytałam wszystkie części:) proszę dodaj szybciutko kolejna cześć:) proszę:*

    16 lut 2015

  • Pjjjoonaaa

    Hymn o milosci.. on mnie przesladuje xD ostatnio na polaku przez to dostalam 1 :d

    15 lut 2015

  • betta

    Świetne!

    15 lut 2015

  • Maja

    Super, dodasz jeszcze dzis kolejna ?:)

    14 lut 2015