Kryzys cz.17

Sobota rozpoczęła się dość niepozornie, ale jak się miało okazać była to tylko cisza przed burzą. Obudziłam się i leniwie uniosłam, jeszcze zaspane powieki. Najchętniej zakopałabym się w tej pościeli i przespała cały ten weekend we dwoje. Niestety do podniesienia się z łóżka zmusił mnie mój pęcherz, który od czasu zajścia w ciążę nie próżnował. Po kontrolnym uchyleniu powiek z ulgą odnotowałam fakt, że Tomka nie ma. Zaczęłam domniemać co też takiego się wydarzyło, że jego nie ma obok, choć zarzekał się wczoraj, że weekend ma wolny. Przypuszczałam, że pognał do pracy lub miał może jakieś spotkanko? Wcale nie byłabym zła… wręcz przeciwnie!

Moje zadowolenie skończyło się wraz z otwarciem drzwi sypialni. Tomek stał w kuchni, przy kuchence w samych bokserkach i z zadowoloną miną coś pichcił. W pierwszym odruchu uśmiechnęłam się rozpromieniona, widząc swojego, półnagiego faceta przyrządzającego posiłek. Bądź to bądź to cholernie seksowny widok zaserwował mi z samego rana. Musiałabym być chyba z kamienia, żeby mnie to nie ruszyło. Nie byłam i być może to był błąd, bo mnie ruszyło, o czym świadczył lubieżny uśmiech na twarzy. Ale on, jakby wyczuwając mój wzrok na sobie, odwrócił się spoglądając wprost w moje oczy, z których wszystko dało się wyczytać. Byłam na siebie zła, że tak dałam się tak przyłapać! Jego przeszywający wzrok mnie peszył. Chyba zauważył moje zmieszanie, bo pierwszy postanowił przerwać ciszę między nami.

– Dzień dobry – powiedział czule – idź umyj ząbki, zaraz będzie jajecznica.

– Dzień dobry – odpowiedziało raczej moje dobre wychowanie, a nie ja.

Posłusznie udałam się do łazienki, patrząc na niego z lekka oszołomiona. Wiedział doskonale, że bez uprzedniego, porannego mycia zębów nic nie zjem. Irytowało mnie to, że tak dobrze mnie znał, moje nawyki, przyzwyczajenia, po prostu mnie. Doskonale też wiedziałam, co tym razem spowodowało jego czuły ton i uśmieszek satysfakcji na twarzy. On doskonale wiedział, że ja chcę! Hormony czy nie hormony, gdy go zobaczyłam to zapragnęłam mieć go w posiadaniu, a on widząc moją minę, domyślił się, co chodzi mi po głowie. To mnie wkurzało! Bo jak mogłam chcieć kogoś, kto mnie krzywdzi? Kto przed chwilą miał inną, a teraz znów chce mnie. Jak mogłam się godzić na to, by moje życie było podporządkowane jego zachciankom? Otóż nie mogłam! Ale problem stanowiło to, że chwilami chciałam. Ja tam bardzo chciałam jego! W moich oczach wezbrały łzy bezsilności. Ponownie…

Zęby myłam z taką gorliwością, że aż z dziąseł zaczęła mi lecieć krew. Frustracja paliła mnie od środka i bezwiednie wyżyłam się na sobie. Nie miałam żadnej, choć znikomej ochoty by wyleźć z tej łazienki i jak zgrana przykładna rodzinka, zjeść z nim to śniadanie. A jednak to zrobiłam, starając się za wszelką cenę unikać jego wzroku. Chciałam, by po prostu dał mi spokój. Jego obecność mnie męczyła. Jego wzrok na mnie sprawiał, że czułam paniczną potrzebę ucieczki.

Siedziałam w salonie, ze spuszczoną głową gmerając widelcem w tej jajecznicy i z trudnością ją przełykając, i to też mnie wkurzało. To ja siedziałam przed nim, obserwowana przez jego czujny wzrok i nijak nie mogłam się przemóc by na ten wzrok odpowiedzieć. Nie potrafiłam ani go odepchnąć, ani tym bardziej zachęcić do zbliżenia. Miałam cholerną ochotę zatopić się w jego ramionach, ale wiedziałam, że dałabym mu tym fałszywą nadzieję, z którą potem bym sobie nie poradziła.

– Przepraszam, ale nie jest głodna – wykrztusiłam, by móc się już uwolnić, ukryć, zniknąć… cokolwiek byleby szybko – dziękuję za śniadanie – zdobyłam się na wyklepanie jeszcze tej formułki, odstawiając talerz do zlewu i jak najszybciej znikając za drzwiami sypialni.

Za wiele jednak mi to nie dało, bo Tomek za chwilę przywlókł się za mną, przysiadł na brzegu łóżka i życzliwie się do mnie uśmiechając, zapytał, co bym chciała dzisiaj robić?

– Nie zastanawiałam się nad tym – przyznałam.

– Może pojechalibyśmy na jakiś spacer? – zaproponował z entuzjazmem.

Szczerze? Żadnego spaceru nie chciałam. Co ja bym z nim robiła na tym spacerze? Prowadzała się za rączkę z pięknym, wybielonym uśmiechem, kontemplując przyrodę i szczebiotają jak zakochana małolata? Nie, to odpadało.

– Nie wiem czy mam na to siłę – trzeba było się jakoś wykręcić.

– Hmm – mruknął – to może te zakupy? Mam czas, więc moglibyśmy kilka rzeczy już kupić i nie musiałabyś się tym martwić? – na moje nieszczęście to brzmiało rozsądnie. – No chyba, że naprawdę nie czujesz się najlepiej i chcesz zostać w domu? – no to wymyślił! Już wolę zakupy niż siedzenie w domu i patrzenie w sufit albo co gorsza na niego.

– Możemy pojechać – zgodziłam się potulnie.

Czułam, ze to nie skończy się dobrze. Nawet gorzej. Czułam, że to skończy się fatalnie. I za wiele się nie pomyliłam. Antoś nawet nie wykazywał zbytniej ruchliwości, jakby wyczuwał, że mamy nie należy dzisiaj dodatkowo drażnić. Zadziałało to na mnie odwrotnie. Zamiast być spokojną, byłam zaniepokojona. Tomek też dokładał swoje. W sklepie zaczęliśmy oglądać wózki i oczywiście uparł się na najdroższy. Pomijając już fakt, że cena absolutnie nie była adekwatna do wyglądu, który nawiasem mówiąc nie udał się projektantowi, to był także nieporęcznie minimalistyczny. Wyglądem przypominał fotelik samochodowy, a nie wygodny wózek nie ograniczający ruchów dziecka. Nie miał też żadnej kieszonki, półeczki czy jak to tam zwą na rzeczy dziecka, a ja przecież nie będę dźwigać swojej torebki i torby z rzeczami dla małego, jak będziemy iść na spacer, bo byłoby to niewygodne, a na wiecznie zapracowanego tatusia bym pewnie nie miała co liczyć.

– Dlaczego nie ten?

– Dlatego, że jest niepraktyczny – starałam się tłumaczyć nie unosząc.

– Przecież ma też inne wersje, będzie przyszłościowy, bo można go później przekształcić w spacerówkę – nie docierały do niego moje słowa.

– Jak każdy praktycznie wózek w naszych czasach – popatrzyłam hardo w jego oczy. Nie dyskutował.

– Okej, nie to nie. Chodźmy zobaczyć przewijaki.

I sobie poszliśmy. Poszliśmy tylko po to, by pod stoiskiem z przewijakami stoczyć kolejną słowną batalię. Szlak by te zakupy trafił!

– Czy ty myślisz, że wybierając najdroższe rzeczy, coś mu zrekompensujesz? – popatrzył na mnie pusto – myślisz, że jakąś różnicę zrobi mu to czy będzie miał przewijak z firmową metką? Naprawdę?

A miałam nie unosić się emocjami. Miałam je trzymać na wodzy. Miałam być spokojna. Wszystko to legło w gruzach. Jednak nie potrafiłam zapanować na żalem, jaki czułam. Nie potrafiłam nie mieć do niego pretensji. Nie byłam w stanie nie czuć tego rozczarowania.

– Kaja – warknął ostrzegawczo, ale nic sobie z tego nie zrobiłam.

– Nie można kupić dziecku szczęśliwego dzieciństwa, je można jedynie stworzyć, a ty jesteś na jak najlepszej drodze, żeby je spieprzyć – prawda ujrzała światło dzienne.

Stanął jak wryty. Czego się spodziewał? Poklepania po ramieniu?

– Nie przesadzaj, dobrze? Troszczę się o was – próbował się bronić.

– Ta? – zapytałam rozbawiona, ze mściwym uśmiechem na myśl o tym, co mam zamiar mu powiedzieć – troszczysz się pieprząc inną na boku? Moje gratulacje! Tylko wiesz co? Będę ci wdzięczna jak jednak pominiesz ten etap nauczania w swoich metodach wychowawczych, bo nie pozwolę ci zrobić z mojego syna zwykłego szmaciarza.

Była to aż nad wyraz oczywista aluzja do niego. Pierwszy raz odkąd się poznaliśmy użyłam tak ostrych słów w stosunku do niego, ale były to tak prawdziwe słowa, że nie miałam najmniejszych wyrzutów sumienia z tego powodu.

– Wracajmy – rzuciłam z pogardą patrząc w jego stronę i nieoglądając się na Tomka ruszyłam w stronę parkingu.

– Przesadziłaś – syknął mi do ucha, podążając tuż za mną.

Ubawiłam się, nie ma co. Poranna wściekłość i rozkojarzenie mnie opuściło, a w jej miejsce pojawiła się zawziętość. On mi będzie robił wyrzuty? Niech rachunek sumienia zacznie od siebie, a mnie zostawi w spokoju. Pogłaskałam się po brzuchu, teraz to miejsce było centrum mojego świata i jeżeli z nim było wszystko dobrze to i ja byłam szczęśliwa, żaden facet nie mógł odebrać mi tej radości, nawet mój własny.

– Tam – wskazał mi samochód, gdy zdezorientowana rozglądałam się po parkingu, przeszukując go wzrokiem.

Jednak gdy do niego dotarliśmy, nawet nie otworzył mi drzwi, demonstrując chyba tym samym swoją złość na mnie. Ledwo zdążyłam dopiąć się w pas, a ten ruszył agresywnie, wiedząc, że tego nie lubię. Jeżeli chciał mnie tym jakoś ukarać to mu się nie udało.

– Zachowujesz się jak gówniarz – nie polepszyłam tym naszych relacji, a mój chłopak odwrócił głowę ku mnie skonsternowany – wiesz, że tego nie lubię. Myśl trochę – strofowałam go – jedziesz ze mną i naszym dzieckiem.

– Wiesz, że jestem dobrym kierowcą – głupio się bronił. Jasnym było to, że nie miał władzy nad całą drogą.

– Co nie oznacza, że masz mi robić na złość – odcięłam się.

– Przecież nie robię ci na złość, tylko wiozę nas do domu.

– To rób to wolniej.

Na tym zakończyła się wymiana zdań pomiędzy nami. Żadne z nas słowem się już nie odezwało, aż do powrotu z domu, gdzie zaczęło się prawdziwe piekło.

– Tobie nijak nie idzie dogodzić.

– Słucham? – momentalnie zatrzymałam się, stając na środku salonu.

– Nie można do ciebie dotrzeć, ty nawet nie chcesz się ze mną dogadać. Co ja mówię… ty nawet nie próbujesz, co więcej nie chcesz spróbować! Uważasz się za świętą, a myślisz, że tym się przysłużysz naszemu synowi?

– A myślisz, że gdybym nie chciała, nie starała się to byś mnie teraz widział? – przecież to ja się dla niego poświęcałam, dla naszej przyszłości, dla Antosia…

– Myślę, że… nie ważne – machnął lekceważąco ręką. – Chciałem ci dzisiaj pokazać, że zasługujecie na wszystko co najlepsze, że nie odmówię wam niczego.

– I o tym mają niby świadczyć te najdroższe rzeczy, tak? Myślisz, że jak nam zafundujesz wakacje tysiące kilometrów stąd, wsadzisz w samolot i kopniesz w dupę na pożegnanie to będziemy szczęśliwi? Uszczęśliwisz tym jedynie siebie.

– Co masz na myśli?

– Już ty dobrze wiesz co.

– Nie chcę się was pozbyć, ani odkupić win. Chcę dać wam wszystko, włącznie z sobą.

– Siebie to ty akurat oddałeś komuś innemu.

– Kaja!

– Prawda w oczy kole? – nie chciałam zaostrzać konfliktu między nami, naprawdę. Ale to wszystko jakoś tak samoistnie wychodziło. Staliśmy naprzeciwko siebie, oboje wściekli i zdeterminowani. Nie chcieliśmy popuścić. A może już po prostu nie umieliśmy? – Skąd ty masz na to wszystko pieniądze? – głośno nabrał powietrza.

– Pracuję – odparł ironicznie.

Przecież też bym pracowała, gdyby nie ciąża. Nie miał prawa wypominać mi, że byłam, a właściwie to byliśmy na jego utrzymaniu. On był facetem i to on powinien wziąć odpowiedzialność za swoją rodzinę bez żadnego marudzenia.

– Wiem ile zarabiasz.

– Dostałem premię.

– Za co?

– Za awans.

– Gratuluję.

– Dwa tygodnie temu – dodał, a we mnie zawrzało.

– Przez dwa tygodnie nie znalazłeś czasu, żeby powiedzieć mi o awansie?

– Chciałem ci powiedzieć, ale…

– Kaśka wie? – przerwałam mu.

– Kaja, to…

– Czyli wie – dokonałam szybkiego podsumowania – może o czymś jeszcze nie zdążyłeś mi powiedzieć? A może mam zapytać Kaśkę, skoro ona jest informowana na bieżąco?

– Nie miałem z nią kontaktu, odkąd… a zresztą nieważne. Ona nie jest ważna, rozumiesz? Ważna jest nasza rodzina.

– Pewnie – prychnęłam – pokazujesz mi to przecież na każdym kroku.

– Ten wyjazd wiąże się z pewnymi zmianami.

– Jakimi? – swój strach ukrywałam za zjadliwą rzeczowością.

– Wyjazdem.

– Gdzie?

– Do Dubaju – przyznał z wahaniem, a ja roześmiałam się w głos.

– Miłego wyjazdu.

– Przecież pojedziecie ze mną – oj błędne były jego założenia.

– Gdzie ty masz mózg, co? Ty myślisz, że ja noworodka zabiorę do obcego kraju, pośród obcych ludzi, którzy reprezentują totalnie inną kulturę? Mówią w innym języku? Kto mi tam pomoże? Tu mam mamę, a tam będę sama.

– Będziesz ze mną.

– Będę sama – powtórzyłam z naciskiem – ty będziesz miał pracę.

– Nie zostawię was samych. Poza tym nie po to studiowałem i nie po to tyle pracowałem, by odpuścisz szansę jaka mi się trafiła, a jest to szansa jedna na milion. Przecież to wszystko dla was!

– W takim razie, muszę ci pogratulować twojego lotnego umysłu, który trafia się jeden na milion!

– Nie odpuścisz mi prawda?

– A odpuściłbyś mi, gdybym to ja się puściła na przykład z Arkiem? – nawet nie siliłam się już na elokwencję, a on tylko w odpowiedzi opuścił głowę.

– Może gdybym nie miał ciebie, to byłbym w stanie to zrobić, ale nie… nie wtedy, ja nie… nie mogłem, nie spałem z nią.

– Mam ci order za to dać? – kipiałam.

– Kaja nie zdradziłem cię, pojechałem do niej, siedzieliśmy, gadaliśmy, powiedziała mi, ze muszę być wyrozumiały, że… zaskoczyła mnie wtedy! To była tylko chwila zapomnienia, ułamek sekundy, gdy wręcz wskoczyła na mnie, ale jak zaczęła mnie rozbierać, to zrzuciłem ją z siebie. Ona to zrobiła z zazdrości – mówił nie patrząc na mnie, szukając zrozumienia, a ja ledwo co utrzymywałam się na nogach. Bluzka przesiąkła mi łzami, które skapywały mi z twarzy na dekolt. To była najgorsza rozmowa mojego życia. Zdecydowanie, najgorsza…

– Nie waż się tam wchodzić – powiedziałam, a chwilę potem dało się słyszeć huk zatrzaskujących się drzwi od sypialni.

Pozorna samotność wcale mi nie pomogła. Byłam jak w jakimś transie. Zaryczana. Spazmatycznie łapiąca powietrze. Nie wiedziałam, że krwawiące serce może tak boleć. Aż tak! Najgorsze jednak dopiero nadchodziło.

Antoś.

– Tomek – wydarłam się zdławionym przez łzy głosem, ale jedyne co mi odpowiedziało to echo – Tomek! – krzyknęłam jeszcze raz resztkami sił, czując jak obezwładnia mnie panika, a mój brzuch przeszywa na wskroś ból.

dajsieuwiesc

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2591 słów i 14752 znaków.

3 komentarze

 
  • ...

    Świetne, pisz szybko dalej

    25 mar 2015

  • Pjjjoonaaa

    oby nie poronila..

    25 mar 2015

  • Jessica

    Super :)

    24 mar 2015