Gwiazdeczka cz. VIII (Zdzi*a tom II)

Nie mogłam spać przez całą noc. Nagromadzone emocje biły się z myślami i leżąc na starym łóżku, co chwilę przewracałam się z boku na bok. Postanowiłam zatem pobiegać. Odwykłam od wstawiania po czwartej, toteż zdziwiło mnie, iż za oknem nadal panowała szarówa. Miałam nadzieję, że zdążę wrócić zanim staruszek się ocknie, robiąc raban na cały dom. W gruncie rzeczy rozważałam, czy by go gdzieś najpierw nie przenieść, dopóki w salonie spał wójt, ale matka stanowczo oświadczyła, że da sobie radę. Nieco zdziwiona, zgodziłam się więc oddać sprawy w jej ręce, posłusznie człapiąc do własnego pokoju. Byłam coraz bardziej dumna z rodzicielki. W sumie, najwyższy czas, by się bydlakowi postawiła. Gratki, mamusiu...
    Powietrze na dworze było rześkie i przepełnione wiejskim smrodkiem. Tak... obornik, siano, zajęcze bobki i zgnilizna znad potoku. O dziwo, uśmiechnęłam się już po pierwszym sztachnięciu. To był zapach domu, jaki zapamiętałam. Ktoś pewnie stwierdzi, że właśnie owijam gówno w papierek, ale niektóre rzeczy takie właśnie były. Dobre, chociaż cuchnące. Jak bigos i wędzone szprotki.
     Szybko zawiązałam buty i zapięłam welurową bluzę. Dzisiejsza moda nadal mnie zadziwiała i rzadko jej ulegałam, no ale to był łaszek Andrzeja, więc spełniał podwójną funkcję. Komfort noszenia łączył się z dodawaniem otuchy. No i przynajmniej nie świecił jak te neonowe dresy, w których większość lanserów coraz częściej bujała się po mieście. Na całe szczęście "mój" chłop był stonowany i taki jakiś... prosty w obsłudze. Chociaż ze zdziwieniem odkryłam jego umiejętności kulinarne, nie uciekł mi fakt, że damskie kucharzenie przyjął z równie nieskrywaną fascynacją. W końcu umiałam też kręcić niezłe lody...
     Uchachana rozpoczęłam morderczy bieg. Uwielbiałam świst wiatru w uszach, uniki przed gałęziami i wystajacymi konarami. Specjalnie wybrałam ścieżkę wzdłuż potoku, licząc, że jego nieustanny szum wraz z przekradającymi się przez liście promieniami, rozbudzi mnie wystarczająco, bym mogła jakoś nakręcić się na nowy dzień. Miałam kilka zajęć w zanadrzu, oczywiście gdy już pozbędziemy się gościa z salonu oraz oporządzimy trzodę. Myślcie sobie co chcecie, ale naprawdę przyjechałam tutaj odciążyć matkę. Już i tak zbyt długo zostawiałam jej wszystko na łbie.  
     Biegłam niezmordowanie przez kilka kilometrów. Przystanęłam dopiero, gdy zziajana dopadłam płotu okalającego pomost. Nie zauważyłam żadnego z rybaków, co odczytałam jako dobry znak. Nie umalowałam japy, a pot ściekał po cyckach i ugrzanej w leginsach dupie. Rozejrzałam się dookoła i znajdując dorodny pieniek, podniosłam go i zaczęłam ćwiczyć bicki. Byłam już pod koniec treningu, gdy usłyszałam za sobą klaskanie. Przyłapana na gorącym uczynku, odwróciłam się, by stanąć twarzą w twarz z napuchniętym nochalem Jerzego. Skrzywiłam się na ten widok i jebnęłam pieniek w szuwary, tuż obok jego nóg. Odskoczył, lekko przerażony, gasząc tym samym głupkowaty uśmieszek. Mając świadomość nędznego wyglądu, uniosłam zaczepnie głowę i świdrując wzrokiem, rzuciłam:
   – Czego chcesz?
     Popatrzył na mnie, mrużąc oczy i odparł:
   – Przyszedłem tylko porozmawiać...
     Uniosłam brew, ani trochę nie kupując tej bujdy.
   – Kłamać to my, ale nie nam – stwierdziłam, opierając się o płot. Chociaż miałam pewne obawy o stabilność konstrukcji, za nic nie mogłam pokazać, że zaistniała sytuacja wybiła mnie z rytmu. Podkuliłam więc jedną nogę i oparłam stopę o sztachetki, wypinając piersi do przodu. Niby nonszalancko przejechałam palcami po włosach i czekałam na reakcję drugiej strony. Stał tak, przez chwilę niezdecydowany, by w końcu wsadzić dłonie w kieszenie znoszonych jeansów. O dziwo flanelę zastąpił opięty na klacie czarny t-shirt. Niewątpliwie, na brzuszku zaczęła się już zbierać pijacka masa, ale rzeźba nadal była widoczna. "Wystroił się dla mnie i był trzeźwy?". Ciekawe...
     – Domyśliłem się, że cię tutaj spotkam. Przyjechałem po ojca, ale jeszcze spał, więc uraczony kubkiem kakao i drożdżakiem Jatkowskiej, polazłem twoim śladem. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem siły i umiejętności, które posiadasz. Głowię się jednak dlaczego postanowiłaś ukrywać je pod maską jakiejś tam pedagogiki...
     "Aha! Skubnął przede mną maminych wypieków, zsiorbał kakaowy kożuch i do tego zrobił szybki wywiad środowiskowy!". Ten żuczek coś knuł. Pytanie tylko, co dokładnie?
   – Całej dupy się nie sprzedaje – skwitowałam. Wschodzące słońce buchnęło mi prosto w twarz, więc zdjęłam przepoconą bluzę i związałam ją sobie wokół pasa. Podkoszulek z dużym dekoltem ukazał krople potu, zbierające się pomiędzy półkulami. Zauważając je, szybko przeniosłam wzrok na niechcianego towarzysza, a ten o dziwo uparcie wpatrywał się w moją twarz, by następnie stwierdzić:
   – Robisz to specjalnie.
   – Owszem – odparłam ze śmiechem.
   – Wytrącasz mnie z równowagi, prężysz się i nawet nie próbujesz temu zaprzeczyć! Niebywałe! Sądziłem, że po łomocie, jaki dostałaś wtedy od ojca, będziesz się kuliła niczym bezbronny szczeniaczek, a tu proszę – kocica pełną gębą!
    "Oj, zagalopował się konik." Nie mogłam pozwolić, by mlaskał jęzorem na prawo i lewo, więc postanowiłam go ostrzec.
   – Lepiej będzie, jeśli zejdziesz mi z oczu i zapomnisz, co wtedy widziałeś.
   – Tego się nie da wyrzucić z pamięci – odparł, wyraźnie zdziwiony chłodem, jaki zaczął bić z mojego głosu. – Nie zrozum mnie źle. Nigdy nikomu o tym nie powiedziałem i w dalszym ciągu nie zamierzam, no chyba, iż sama o to poprosisz.
   – A czemu niby miałabym tego chcieć?
   – Bo przyjechałaś tu po zemstę i uważam, że masz do niej pełne prawo.
      Wcięło mnie. "Jakim kurwa, fakenszit cudem się tego domyślił?" Chociaż... był w sumie jedynym świadkiem wydarzeń, więc mógł dodać dwa do dwóch, prawda? Plus nie ulega wątpliwości, że odczuł siłę mojej ręki na własnej skórze. "Hmm... no dobra, to co teraz?".
   – Nie wiem skąd bierzesz takie przypuszczenia – odparłam, rzucając baczne spojrzenie. Rozluźnił się jednak i zapytał:
   – A myślisz, że po co cię wczoraj sprowokowałem?
   – Bo jesteś wrednym chujkiem, któremu na niczym nie zależy i tak jak trzy czwarte wsi masz mnie za cichodajkę oraz tchórza, porzucającego własną matkę?
     Roześmiał się na te słowa, jednak pędem skontrował:
   – Wręcz przeciwnie, chociaż masz rację, wsioki nie pałają do ciebie miłością.  
   – Ha! Jakbym sama tego nie wiedziała. Wszyscy patrzą na mnie niczym na coś, co wylazło właśnie spod kamienia.
   – Poniekąd mają rację. Jakub zawsze miał ciężką łapę i Jadzinka nie raz, nie dwa obrywała nawet na oczach sąsiadów. Dlatego ludzie mają żal, że tak po prostu uciekłaś. Ja jednak wiem, iż przybycie na stare śmieci wymaga od ciebie nie lada siły. Wiesz, domyślam się, że to nie był pierwszy gwałt. I nie, nie myśl sobie – Jatkowska milczała jak grób. Trudno byłoby jednak nie zauważyć śladów spermy na twoim ciele. Nie sądzę jednak, by zrobił to sam. Aż takim buhajem nie jest. Dlatego właśnie chcę pomóc.
     "Fuck, stanowczo zbyt wiele widział" – zaklęłam w myślach. Matka musiała niezbyt dobrze mnie wtedy zakryć. Przez chwilę próbowałam przypomnieć sobie cokolwiek z drogi do szpitala, ale nie pamiętałam nic od ciapnięcia drzwiami, gdy wytoczyli się z domu, do widoku twarzy matki, wciskającej mi w dłonie kopertę. Szlag by to trafił!
   – Co z tego będziesz miał? Nie powiesz mi chyba, że robisz to z dobroci serca?
   – Czemu nie? – zapytał niewinnie, jednak sztuczne urażenie wyparowało pod szyderczym uśmieszkiem. – Dobra, masz mnie. Chcę, by mój ojciec w końcu zapłacił za wszystkie machlojki.
   – A co on ma do tego, jeśli mogę zapytać? Nie było go wtedy z pozostałymi – wyparowałam bez zastanowienia, zapominając ugryźć się w język. Właśnie przyznałam, że byłam ofiarą zbiorowego gwałtu. Ale ze mnie skończona pizda!
   – Bo on o wszystkim wie i trzyma ich w garści, co wybory mając za popleczników. Kilka lat temu starałem się go zdetronizować, jednak po czasie uświadomiłem sobie, że dziwnym trafem każdy z najważniejszych fachurów we wsi, bez sprzeciwu oddaje na niego swój głos, namawiając klientów i przymuszając do tego personel. Dziwne, prawda? Nie wiem czy mam rację, co do wszystkich, ale zyskałem pewność odnośnie zegarmistrza, ślusarza, szewca i rzeźnika. Nie mówię, że to właśnie oni wyrządzili ci krzywdę, ale co głosowanie, dzieje się ta sama śpiewka. Nawet nie wiesz jak się poczułem, zdobywając trzy karty. Mojej matki, pani Jadzi i... – tu rozłożył ręce – swój.
   – Imponujący wynik – stwierdziłam, jednak patrząc na jego minę odechciało mi się żartów. Stał niczym zbity pies, zrezygnowany, chociaż wkurw widoczny był w zaciśniętych do białości pięściach. Postanowiłam więc darować sobie docinki i przejść do rzeczy. – Czyli wójt ma Ciemiężniki w garści. Po co chcesz zatem rządzić taką zdeprawowaną wiochą?
   – Dla zasady – odparł stanowczo. – Poza tym, jeśli wcielisz swój plan w życie, być może wykluczysz degeneruchów z gry.
     Uśmiechnęłam się na tę myśl. Tekst "Sweet Revange" Johna Prine'a rozbrzmiał w moich uszach: "And besides that we never liked you any way". A niech mnie nie lubią. Nie wybije tego z ich głów, ale teraz przynajmniej będą mieli prawdziwe powody do nienawiści. Uznałam zatem, że mogę przyjąć propozycję Jurka. Przecież raz kozie śmierć...
     Odbiłam się od płotka i podeszłam do mężczyzny. Patrzył na mnie nieufnie, czemu wcale się nie dziwiłam. Podniosłam ręce i przejechałam dłońmi wzdłuż jego ramion, by to samo zrobić z klatką piersiową. Czułam, że wstrzymał oddech. Leniwie przeciągnęłam więc palcem po męskiej szyi, by dotknąć w końcu świeżo ogolonego policzka. Kolejny punkt dla Czarnego.
   – Wiesz jaka jest najstarsza zabawa świata? – spytałam, oblizując dwuznacznie wargi. W odpowiedzi pokręcił przecząco głową. – Nauczę cię jej, jeśli obiecasz nie wchodzić mi w drogę. Może i rozgryzłeś część moich zamiarów, ale mam wystarczająco dużo czasu, by poświęcić nieco na pozbycie się wścibskiego synalka, chcącego strącić zakłamanego tatuńcia ze stołka. Jeśli bedziesz pomocny, odwdzięczę się tym samym. Gdy jednak przegniesz pałę – tu zacisnęłam obie dłonie na grdyce, powodując u faceta atak niepohamowanego kaszlu – wówczas z chęcią wykopię ci grób i postaram się, by nikt nie mógł zapalić żadnego znicza. Rozumiemy się?
   – Tak – odparł, lekko harcząc, a w kącikach hebanowych oczu zebrała się wilgoć. "Dobrze, został wystarczająco nastraszony, by brać mnie na serio". Zerwałam więc uścisk i poklepałam go po szerokich barach.
   – To jak, chcesz poznać tę zabawę? – uśmiechnęłam się lubieżnie. Bojąc się chyba cokolwiek powiedzieć, pokiwał tylko głową.  
   – Nazywa się "wkładaj i wyciągaj" – stojąc na palcach, szepnęłam wprost do męskiego ucha. Potrzebowałam uwolnienia, więc zaczęłam sunąć dłonią ku wybrzuszeniu na przetartych dżinach. Złapał mnie szybko za rękę, chyba nie do końca rozumiejąc ukrytą intencję. Podniosłam zatem wyzywająco wzrok i spytałam:
   – Grasz czy nie grasz?
     Tym właśnie sposobem przypieczętowaliśmy naszą umowę.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Gaba

    Mocne. Czy to już jest jazda po bandzie? Podejrzewam, że będzie bardziej ostro... Powoli strach się bać....

    Ładnie piszesz - w tym brutalnym świecie który stworzyłaś opisy przyrody, wsi, zapachów są jak jedwab....

    No nic, czekam na cdn.

    Pozdrawiam Cię

    23 lis 2020

  • Użytkownik Kocwiaczek

    @Gaba ogromnie dziękuję za dobre słowo i przeczytanie. Myślę, że to dopiero przedsmak tego, co ma i musi nastąpić;) Również przesyłam pozdrowienia!

    23 lis 2020