Gwiazdeczka cz. V (Zdzi*a tom II)

Sień przywitała mnie delikatnym chłodem. Już od wejścia, zapach wilgoci i rozgrzanej od słońca ceraty, zbombardował wyostrzone zmysły. Skrzypienie desek mimowolnie przywołało wspomnienie znienawidzonych kroków. W gardle urosła gula, gdy uświadomiłam sobie, że niedługo miałam usłyszeć je ponownie...
   — Ojciec pojechał do miasta po pokrętła i śrubki. Powinien być za półtorej godziny. Zdążymy porozmawiać, chyba, że chcesz uciec zanim powróci? – Matka patrzyła na mnie zarówno z nadzieją, jak i bólem. Mogłabym przysiąc, że takim samym wzrokiem spoglądała wtedy w szpitalu. Niemal ścięło mnie z nóg na dźwięk przestrachu, który czaił się gdzieś pod koniec wypowiedzi. Zdecydowanie uniosłam więc dłoń i położyłam na drobnym ramieniu, mówiąc:
   — Nigdzie się nie wybieram, mamo. Przynajmniej nie do czasu, aż wyjaśnię stare sprawy i zadbam o twoje bezpieczeństwo...
   — Ależ kochanie, co ty chcesz zrobić?! – przerwała, przerażona. – Mnie już nie można pomóc. Jestem stara, nie narażaj się dla kogoś, kto nie był w stanie ci nigdy udzielić wsparcia!
     Uśmiechnęłam się pocieszająco, ściągając drugiego buta. Dzisiaj nareszcie sobie wszystko wyjaśnimy. Już miałam wchodzić na korytarz, ale powróciłam myślami do porzuconej torby. Wcisnęłam więc stopy w stare, nieco za ciasne, mamine chodaki i stukając pobiegłam do klombów.  
     W zasadzie nie było tam czego poprawiać. Przejechałam tylko ręką po kwiatach, aby nie były tak pozgniatane. Wstając odwróciłam głowę w kierunku bramy, o dziwo zauważając stojącego tam nadal Julka. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i uniosłam kciuk. Bez słowa odwzajemnił wyszczerz i pomachał, co też i ja uczyniłam. Po chwili odkręcił się na pięcie i zniknął za drzewami. Stałam tak jeszcze przez moment, z powracającym pytaniem : "Co to, do diaska było?"
     Potrząsając głową wróciłam do domostwa. Jadzia krzątała się już po kuchni i nastawiała herbatę. Oparłam ciało o framugę i chłonęłam widoki. Zmiany były niewielkie. Gdzieniegdzie może tylko jakaś nowa pokrywka od garnka, czy ścierka zrobiona z innej niż zapamiętałam koszuli. Nie było mnie dziewięć lat, a nadal czułam się tutaj jak w domu. Tylko mamusia stała się jakaś taka bardziej zgarbiona i drobniejsza...
     Odgarniając przygnębienie, z uśmiechem na paszczy obserwowałam, jak wsypuje do obydwu szklanek po trzy łyżeczki cukru. Następnie wyłożyła na kryształowe talerzyki dwie solidne porcje szarlotki – gruby spód, nieco jabłek z cynamonem, piana z białek i tona kruszonki z cukrem pudrem. "Boże, jak ja za tym tęskniłam" – westchnęłam pod nosem.  
     Usiadłyśmy z jedzeniem i parującymi kubkami przy stole. Tam czekało jeszcze więcej ceraty. Trochę pocięta w kilku miejscach, dziwnie kontrastowała z talerzykami i srebrnymi łyżeczkami – jedynym prezentem od dziadków, którzy ucięli z matką kontakt, gdy dowiedzieli się o jej ciąży. Nie z tym wybrankiem, co mieli się już "po słowie". Cóż mam powiedzieć? Nie byłam planowanym dzieckiem.
   — Powiedz mi, moja droga...
   — Mamo, opowiedz mi... – zaczęłyśmy równocześnie i na raz wybuchnęłyśmy śmiechem. Położyłam palce na pomarszczonej dłoni i rzucając szybkie: "pozwól mi pierwszej", kontynuowałam, by zaspokoić jej ciekawość:
   — Skończyłam studia na AWF. Jestem już silną i dużą dziewczynką. Miałam kilka ciekawych projektów i prac dorywczych. Ostatnio byłam barmanką. – Wyszczerzyłam ząbki w uśmiechu na widok zdumienia, malującego się na matczynej twarzy. – Nie patrz tak na mnie, wiesz, że zawsze miałam mocną głowę. Poznałam wielu ciekawych ludzi, mam przyjaciół i nawet kogoś na wzór chłopaka. Nie wiem czy coś z tego będzie, bo opuściłam go, by tutaj przyjechać. Nie mogłam cię zostawić samej z tym draniem... – przerwałam, upiłam łyk ulepkowej herbaty i wrzuciłam do buzi wielgachny kawał ciasta. "Mmm... lepsze niż kiedykolwiek". Przełknęłam z rozrzewnieniem i ciągnęłam dalej:
   — Nic więcej o mnie ciekawego. Żyłam z dnia na dzień. Ćwiczyłam, doskonaliłam fizyczne umiejętności. Trochę bawiłam się uczuciami innych i podjadałam chleb z różnych pieców. Wiem, wiem, nie tak mnie wychowałaś, ale tylko dzięki znajomości drugiej płci byłam w stanie tutaj powrócić. Mam się dobrze, mamo. Bardzo rzadko nękają mnie już koszmary. Po tamtym wydarzeniu poszłam do lekarza. Pomógł mi i nie wstydzę się o tym mówić. To było... trudne. Tak samo jak świadomość, że zostawiłam cię tutaj zdaną na łaskę ojca. Ale to się zmieni. Już więcej nie pozwolę mu ciebie dotknąć.
     Zbłąkana łza spłynęła po piegowatym policzku. Szybko została otarta materiałową chustką w kwiatki. Dłoń pod moją zatrzęsła się, gdy Jadwiga zaczęła mówić:
   — Myślałam, że nigdy już cię nie zobaczę. Sądziłam, iż uciekłaś na dobre, pokonana i pewnie tułasz się samotnie po świecie, albo, co gorsza ktoś cię jeszcze bardziej zranił, wykorzystał, czy nawet zabił... – przerwała, zaciskając drżące od emocji wargi. Milczałam, gładząc kciukiem wierzch jej dłoni. Gdy się nieco opanowała, uśmiech zakwitł na matczynych ustach i prychnęła cicho, mówiąc:
   — A ty zjawiasz się dzisiaj, cała i na pozór zdrowa. Nawet nie wiesz jaka to ulga. Tak bardzo się o ciebie martwiłam. Niemoc zżerała mnie od środka. I żeby nie było – nie, nie dziwię się wcale, iż nie zatelefonowałaś. Wiem, że nie byłam dla ciebie dobrą matką. Nie ochroniłam, wyszłam do sąsiadki, jak mi kazał. Ale nie sądziłam, nie miałam pojęcia, iż, iż... – zaczęła się jąkać, więc mocniej ścisnęłam jej dłoń. Musiała to w końcu wykrztusić. Jak ja wtedy, rozmawiając z Andrzejem. Pozbyć się tego, co leżało na sercu. Przepłukała zatem usta herbatą i zbierając siłę dokończyła:
   — Nie podejrzewałam, że ten bydlak i jego kolesie cię zgwałcą, pobiją, okaleczą i tak po prostu zostawią. Bez żadnej pomocy. Bez wsparcia. Porzucą jak śmiecia i przez te lata nawet nie zająkną na twój temat. Tak jakby ciebie nigdy nie było. Tylko ojciec ciosał mi kołki na głowie i próbował wyciągnąć, gdzie jesteś. Był zbyt pijany, jak wrócił do domu, żeby zauważyć, iż zniknęłam. To najstarszy wójta zawiózł mnie wtedy z tobą do szpitala. Nie wiedziałam, czy mogę mu zaufać, ale gdy wybiegłam na drogę, tylko jego spotkałam po nocy. Wracał znad jeziora, z ryb. Teraz znacznie więcej pije i przestał już łowić. Ale nigdy nie wyjawił nikomu naszej tajemnicy. Ojciec nie wie o pieniądzach i nie ma pojęcia, że zawiozłam córkę do szpitala. Bił i lżył ze mnie, oskarżał cię o tchórzostwo i śmiał się, że mnie porzuciłaś. – Gniew, który na moment osłabł, zaczął powoli przejmować nade mną kontrolę. Ostatkiem sił panowałam nad sobą, tylko po to, by pozwolić matce dokończyć. – Ale cię nie wydałam. Nie pisnęłam nawet słowem. Tylko tyle mogłam zrobić...
     Łyżeczka zadzwoniła o rant fajansowego kubka, gdy wrzuciłam ją do środka i zerwałam się, by wziąć matkę w objęcia. Byłam dumna z siły, którą skrzętnie ukrywała pod maską lęku. Tak straszliwie dumna...
     Nie zdążyłam jednak nic odpowiedzieć, gdyż drzwi od mieszkania głucho rąbnęły o szafkę na buty. Po chwili dało się usłyszeć dwa barytony. Nim impuls nerwowy dotarł we właściwie miejsce, do kuchni wpadł mój popierdolony tatuńcio i pędem do mnie doskoczył... by złapać w niedźwiedzi uścisk. Tulił do siebie, szepcząc we włosy: "Tak długo cię u nas nie było, córuś. Tatuś tak strasznie tęsknił".
     Był nieco grubszy, niż zapamiętałam. Czarna, flanelowa koszula w białą kartę, bardziej szorstka i mocniej śmierdząca potem. Ale znienawidzony uścisk ten sam. Nadal bolał i wypalał rany. Stałam z rękami opuszczonymi po bokach, nieco zszokowana męskim zachowaniem. Jednak chwilę później mój wzrok padł na stojącego na przedpokoju, wzruszonego wójta i puzzle powróciły na swoje miejsce.
     Na sekundę jedna z moich rąk powędrowała za plecy, by skrzyżować palce. Dałam tym samym oniemiałej mamie znać, o oczywistym blefie i wysyłałam prośbę, by ze mną współpracowała. Potem oplotłam dłonie na ojcowskiej szyi i chociaż najchętniej skręciłabym mu kark, przycisnęłam piersi i łono bliżej jego sylwetki. Mówiąc ciche: "Jestem, tatku", skinęłam z uśmiechem do wójta.
     "Tak chcesz to rozegrać, skurwielu? Zobaczymy kto tym razem będzie rozdawał karty." – Wtulając twarz w bark, który miałam ochotę odgryźć, wzmocniłam uścisk, by niemożliwym było nie poczuć moich kształtów. Nabrzmiałe prącie, boleśnie zaczęło wbijać się w brzuch odsłonięty przez JJ-ową koszulkę. "Bingo!" – kącik ust powędrował do góry.
     No to teraz czas na kolejne rozdanie...

Kocwiaczek

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał i erotyczne, użyła 1652 słów i 9093 znaków, zaktualizowała 1 lis 2020. Tagi: #kobieta #wulgaryzmy #przemoc #seks #alkohol

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto